Dajcie mi punkt podparcia, a poruszę Ziemię.
Głos Bruce’a zdawał się dolatywać z oddali, gdy tak patrzył w górę na pustkę.
— Czyście się kiedykolwiek zastanawiali, dlaczego walczące strony nazywają się Pająkami i Wężami? Węże, to nikogo nie dziwi. Zawsze nadajemy wrogom obraźliwe przydomki. Ale Pająki? Czemu mówimy o sobie: Pająki? Nie zrozum mnie źle, IIhilihis. Żadne stworzenie nie rodzi się z natury podłe i wstrętne, ale tu chodzi o nasze ludzkie, tradycyjne postrzeganie świata. Wiem, Marek, że twoje legiony nazywane są czasem Ślimakami lub Pijanymi Lwami, co w niczym im nie uwłacza, tak jak żołnierzom Brytyjskiego Korpusu Ekspedycyjnego nie wadzi etykietka „żałosnych wiarusów”… Musielibyście przyjrzeć się gangom młodych chuliganów w miastach skazanych na zagładę, którzy też stroją się w szumne nazwy, choć, oczywiście, nie chcą się przy tym poniżać. Tak po prostu: Pająki. I Węże, a trzeba wiedzieć, że sami tak się nazwali. Pająki i Węże. Kim są nasi zwierzchnicy, że bezkrytycznie tak ich nazywamy?
Dreszcz po mnie przebiegł, a w głowie lęgły się najróżniejsze myśli, lecz nie mogłam ich w sobie zdusić, co wywoływało jeszcze gorsze dreszcze.
Obok mnie stał Illy, który — chociaż nigdy się nad tym głębiej nie zastanawiałam — w pewnym sensie miał osiem nóg. Niekiedy wręcz przyrównywałam go do małpki. A czyż Lunanie nie uzyskali kontroli nad atomem, ba, nie zgromadzili ogromnej wiedzy, bogatszej od naszej o miliard lat rozwoju? Czyż nie mogliby rozpętać wojny zmian?
Albo załóżmy, że w odległej przyszłości ziemskie pająki wyewoluowały do rangi istot rozumnych i założyły cywilizację opartą na przemocy i kanibalizmie. Do tego doskonale zakamuflowaną. Nie miałam zielonego pojęcia, kto lub co zamieszkuje Ziemię w epoce SiedemCe. A jeśli pajęczy umysł chyłkiem mota czarne, kosmate, trujące sieci w mentalnej tkance świata, w czasie i przestrzeni?
A taki Beau. Nie było w nim czegoś z Węża, gdy wziąć pod uwagę jego ruchy, zachowanie?
Pająki i Węże. Spinne und Schlange, jak nazywał ich Erich. S S. Skrót „SS” był już zarezerwowany dla faszystowskiej Schutzstaffel, Czarnych Koszul. Co będzie, jeśli jeden z tych okrutnych, zwariowanych szkopów odkrył podróże w czasie i… Wzdrygnęłam się i wróciłam do rzeczywistości. Eh, Greto, tobie już całkiem odbiło!
Doktorek leżał pod barem, który pełnił funkcję płyty rezonującej, kiedy zakrzyknął na Bruce’a niczym potępieniec z dna piekieł:
— Nie narzekaj na Pająki!!! Nie bluźnij! Słyszą nawet szept nienarodzonego. Inni leją w skórę, oni przewiercają mózg i serce.
— Dosyć tego, Bruce! — poparł go Erich.
Bruce nie zaszczycił go nawet jednym spojrzeniem.
— Niezależnie od tego — rzekł — kim są Pająki i czym się posługują, dla mnie to jasne jak lampka serwisanta, że wcale nie chcą przerwać wojny zmian, wolą ją przewlekać! Weźcie pod uwagę ostatni nawał idiotycznego mordobicia i panikarskiego mieszania staroświeckości z nowoczesnością. Przecież wiadomo, że przez takie mieszanie tracimy kontrolę nad wiatrem zmian. To forsowne wplątywanie się w kreteńsko-dorskie porachunki, jakby nie było ważniejszej bitwy na świecie i innych sposobów rozwiązywania problemów. Przerzucenie Konstantyna[59] z Brytanii nad Bosfor rakietą. Wysłanie łodzi podwodnej wraz z Armadą przeciwko drewnianym krypom Drake’a. Stawiam zakład, żeście o tym nie słyszeli! I teraz, żeby ocalić Rzym, bomba atomowa… Na bogów, mogli zastosować ogień grecki, choćby i dynamit, ale nie, zachciało się broni nuklearnej! Sami pomyślcie, jak zwichrzymy i poszatkujemy resztki historii. Pewnikiem znajdzie się w niej miejsce na ucisk Grecji, zniknięcie Prowansji i trubadurów, papieską niewolę w Irlandii!
Otworzyła mu się rana na policzku, z której teraz lekko sączyła się krew. Nie zwracał na to najmniejszej uwagi (podobnie jak my), gdy ironicznie skrzywił usta, mówiąc:
— No tak, zapominam, że to kosmiczna wojna, a Pająki prowadzą operacje wojskowe na miliardach, trylionach planet i w zamieszkanych obłokach gazowych na przestrzeni milionów epok, a my jesteśmy jeno maleńkim światem (maleńkim układem słonecznym, SiedemCe) i nie powinniśmy oczekiwać od naszych tajemniczych zwierzchników, przygniecionych brzemieniem obowiązków i odpowiedzialności, taktu i zrozumienia dla naszych dziecinnych książeczek i ulubionych proroków, dla naszych tysiącleci i okresów dziejowych. Nie spodziewajmy się też przesadnej troski o wszystkie te drobiazgi, które przypadkiem są nam drogie. Kto wie, może są jeszcze romantycy, którzy woleliby sto razy umrzeć, aniżeli żyć w świecie bez Summy[60], równań pola, Procesu i rzeczywistości[61], Hamleta, Mateusza, Keatsa czy Odysei, jednakże nasi zwierzchnicy traktują rzecz pragmatycznie: dbają o potrzeby nieboraków, którzy chcą żyć bez względu na wszystko.
— Powtarzam, dosyć tego! — odezwał się Erich, lecz jego słowa utonęły w powodzi słów nowego.
— Nie będę się rozwodził nad drobnymi zwiastunami wielkiej katastrofy: wstrzymaniem urlopów, niedoborem zapasów, zniszczeniem Ekspresu, przekształcaniem stacji uzdrowiskowych w obiekty strategiczne i bałaganiarskim planowaniem. Choćby ostatnia operacja. Dowalono nam trzech żołnierzy z innej galaktyki, którzy, nie umniejszając im, na Ziemi byli do niczego. Tego rodzaju rzeczy przy odrobinie pecha mogą się przytrafić na każdej wojnie i nie mają wpływu na całokształt. Ale są też rzeczy poważniejsze.
Znów przerwał, chyba tylko po to, żeby rozbudzić naszą ciekawość. Maud tymczasem podeszła do mnie, bo poczułam na ręce jej drobną, suchą dłoń.
— Co robimy? — szepnęła półgębkiem.
— Słuchamy — odpowiedziałam konspiracyjnie. Denerwowało mnie to, że zawsze chciała coś robić.
Uniosła przyprószone złotem brwi.
— Ty też? — mruknęła.
Co też? Czy zabujałam się w Brusie? Chyba zwariowała! Nie zdążyłam zapytać, o co jej chodzi, bo znów jak z oddali doleciał głos Brucea:
— Nie rozmyślaliście o tym, ile operacji może wytrzymać materia dziejów, nim zostanie z niej łata na łacie? Czy kiedyś te zmiany do cna nie wystrzępią przeszłości? A także dnia dzisiejszego i całej poronionej przyszłości? Czy prawo zachowania rzeczywistości nie jest tylko pobożnym życzeniem, ładnie nazwanym, modlitwą teoretyków? Śmiertelna zmiana jest równie pewna co śmierć cieplna[62], tyle że nastąpi prędzej. Z każdą operacją rzeczywistość staje się odrobinę surowsza, odrobinę brzydsza, odrobinę bardziej szmatława i o wiele bardziej uboga w te wszystkie niuanse i wrażenia, które są naszym dziedzictwem, niczym niechlujny ołówkowy szkic na płótnie po odarciu go z farby. Jeśli tak dalej pójdzie, kosmos przeistoczy się w szkic samego siebie, a potem w nicość! Jak bardzo można rozcieńczyć rzeczywistość, ilu sobowtórów z niej wyciąć? Każda operacja pociąga za sobą jeszcze jeden skutek: dodaje życia umrzykom, a kiedy ucichnie wiatr zmian, w większym stopniu podatni są na lęki, koszmary i zmęczenie. Wy, co braliście udział w misjach w często przerabianych okresach historii, na pewno wiecie, o czym mówię. To spojrzenie, którym was mierzą z ukosa, jakby pytali: „Znowu wy? Na rany Chrystusa, odejdźcie! Umarliśmy. Nie chcemy się budzić, nie chcemy być demonami, to straszne być duchem. Przestańcie nas prześladować!”.
Mimowolnie obejrzałam się na duchy dziewczyn. Znajdowały się jedna przy drugiej na sofie sterowniczej, twarzą do nas, plecami do serwisantów. Hrabianka nie rozstała się z butelką wina, którą jej wcześniej przyniósł Erich. Teraz obie na zmianę częstowały się trunkiem. Hrabianka miała dużą różową plamę na białej, marszczonej koronce bluzeczki.
— Zobaczycie — mówił Bruce — przyjdzie taki dzień, kiedy wszystkie umrzyki i nienarodzeni obudzą się, wpadną w szał i ruszą na nas nieprzeliczoną hordą, wołając: „Mamy tego dość!”
Nie od razu odwróciłam się do niego. Chiton zsunął się Fryne z jednego ramienia. Obie siedziały pochylone do przodu, z łokciami na kolanach, lekko rozkraczone (hrabianka mniej z powodu obcisłej spódnicy), i kiwały się na boki. Nadal były zdumiewająco materialne, mimo że od godziny nikt nie zwracał na nie uwagi. Przymrużonymi oczami patrzyły nad moją głową, jak gdyby — o matko! — wsłuchiwały się w słowa Bruce’a, a może nawet co nieco rozumiały.
— Staramy się rozróżniać umrzyków i nienarodzonych: tych pokrzywdzonych przez nasze działania, których linia życia leży w przeszłości, i tych, których linia życia zaczyna się w przyszłości. Ale czymże oni się różnią? Czym się różni przeszłość od przyszłości? Czy da się określić dzień dzisiejszy, prawdziwe „dzisiaj” kosmosu? Każde miejsce ma swój dzień dzisiejszy, jest dzień dzisiejszy wielkiego czasu, ale to tylko wrażenie, zwykła prowizorka. Pająki twierdzą, że prawdziwego „dzisiaj” należałoby szukać gdzieś w drugiej połowie XX wieku, co oznacza, że prawie każdy z nas może równocześnie żyć w kosmosie, mieć swoją linię życia, po której przesuwa się „dzisiaj”. Ale czy wy, Ilhilihis, SiedemCe, godzicie się na taki stan rzeczy? Co na to powiedzą służki potrójnej bogini? A Pająki z Rzymu czasów Oktawiana? A demony poddane zacnej królowej Bessie? A szacowne umrzyki z Wielkiego Południa? Czy nienarodzony może być członkiem załogi statku kosmicznego, Maud? Pająki twierdzą, że chociaż w wojennej zawierusze trudno dokładnie umiejscowić teraźniejszość, stanie się to proste po bezwarunkowej kapitulacji Węży i ustanowieniu kosmicznego pokoju. Dzień dzisiejszy znów będzie dostojnie płynął ku przyszłości, ożywiając po drodze całe kontinuum. Naprawdę w to wierzycie? A może wierzycie, jak ja, że zmarnowaliśmy przyszłość, roztrwoniliśmy ją w przedwczesnych doświadczeniach? Przez co prawdziwe „dziś” doszczętnie się zatarło, zostało nam odebrane, owo bezcenne „dziś” naturalnego dorastania, ów zalążek, z którego rozwija się cały świat, chwila podobna rodzącej się dziecinie, maleńkiemu promyczkowi wielkiej nadziei.
Odczekał, aż jego wprowadzenie zapadnie w serca widowni, a następnie, nie zważając na protesty Ericha (Bruce, po raz ostatni cię proszę…), przespacerował się po barze i ciągnął takim tonem, jakby dodało mu otuchy samo słowo „nadzieja”:
— Chociaż obecny stan rzeczy budzi przerażenie, to jednak jest szansa, maleńka, ale zawsze szansa, że uchronimy kosmos przed śmiertelnymi zmianami, przywrócimy blask rzeczywistości, damy duchom wytchnienie, a może nawet odzyskamy prawdziwy dzień dzisiejszy. Środki mamy pod ręką. Gdyby tak korzyści wynikające z podróży w czasie spożytkować nie na wyniszczającej wojnie, ale w celu naprawy, równomiernego ubogacenia epok, trwałej komunikacji i postępu, krótko mówiąc, przekazać orędzie pokoju…
Jednakże mój mały komendant też jest niezłym aktorem i zna kilka chwytów, pozwalających przejąć pierwsze skrzypce na scenie. Powiedział sobie, że Bruce nie może go przyćmić, jakby był drugorzędnym statystą, głosem z tłumu. Śmignął na czoło, między nas a bar, wybił się w pełnym biegu i celnie wylądował na przeklętej skrzyni z bombą.
Chwilę potem Maud w milczeniu pokazała mi białe kółko nad łokciem, gdzie ją chwyciłam. Z mojej drugiej dłoni Illy wysupływał pęk ramion, skrzecząc z wyrzutem:
— Moja miła Greto, nigdy więcej tego nie rób.
Zauważyłam, że Erich uważnie stanął w rozkroku nad kręgiem czaszek. Zresztą, powinnam była się domyślić, że w ramach jednego skoku nie sposób ich wcisnąć we właściwej kolejności.
Wymierzywszy palec w Brucea, wołał:
— … a to oznacza bunt, mój młody kolego! Um Gottes willen[63], Bruce, wysłuchaj mnie i zejdź stamtąd, nim z kretesem się pogrążysz! Jestem od ciebie starszy, starszy jest również Marek. Zaufaj swoim Kameraden. Zdaj się na ich wiedzę.
Przyciągnął do siebie moją uwagę, lecz stokroć bardziej wolałabym, żeby podbił mi oko.
— Ty starszy ode mnie? — odparł Bruce z szerokim uśmiechem. — W ciągu tych dwunastu lat szprycowałeś się ideologią rasy rozmarzonych sadystów, którym odbiła szajba, w świecie wymęczonym i ogłupiałym po długich zmaganiach wojennych. Marek niby starszy ode mnie? Poglądy i etyka wilczej zgrai bezmyślnych rębajłów, młodszych ode mnie o dwa tysiąclecia! Chcecie być starsi ze względu na instynkt zabijania? Bo tylko to się w was rozwija w Świecie Zmian. Nie rozśmieszajcie mnie! Jestem Anglikiem i pochodzę z czasów, kiedy w powszechnej wojnie widziano przejaw barbarzyństwa, a pąki i kwiaty myśli ludzkiej nie były zwiędnięte i złamane. Jestem poetą, a poeci są mądrzejsi od zwykłych ludzi, ponieważ tylko oni mają odwagę jednocześnie myśleć i czuć. Prawda, Sid? Kiedy głoszę wszem wobec orędzie pokoju, chcę, żebyście się zastanowili, jak w praktyce wykorzystać miejsca do niesienia pomocy poprzez morza czasu tam, gdzie pomoc naprawdę jest potrzebna, zamiast wspierać tych, co nie zasługują na wsparcie, lub krzewić wiedzę, gdzie jest przedwczesna lub zgubna. Lepiej się nie wtrącać i tylko sprawdzać z najgłębszą troską i czułością, czy wszystko się dobrze układa, a wspaniałości wszechświata odsłonią się przed ludźmi, jak było w zamierzeniu…
— Zaiste, Bruce, jesteś poetą — wtrącił Erich. — Potrafisz wydobyć z fletu tęskną nutę i przyprawić nas o łzy wzruszenia. Potrafisz powyciągać rejestry z organów i sprawić, że zadrżymy jak przed obliczem Jehowy. Od dwudziestu minut czarujesz nas poezją, ale kimże ty właściwie jesteś? Mistrzem rozrywki czy żołnierzem?
Nie wiem czemu, może po chrząknięciu Sida, w każdym razie uświadomiłam sobie, że wszyscy zaczynają patrzeć nieprzychylnie na Brucea. Owładnęło mną przedziwne uczucie, jakby rzeczywistość się usztywniła, jaskrawe barwy zmętniały i prysły marzenia. Zarazem zrozumiałam, jak bardzo nas Bruce poruszył. Stanęliśmy przecież na krawędzi buntu. Byłam wściekła na Ericha za to, co robił, ale też podziwiałam jego arogancję.
Nie uwolniłam się jeszcze spod uroku słów Brucea i tego, co tymi słowami obiecywał, gdy nagle Erich przesunął się na skrzyni i stuknął obcasem blisko przycisku z trupią czaszką. Najchętniej włożyłabym szpilki i kolnęła obcasem każdą czaszkę na jego mundurze. Miałam jeszcze mętlik w głowie.
— Tak, jestem żołnierzem — odpowiedział Bruce — i mam nadzieję, że nigdy nie podasz w wątpliwość mojego męstwa, bowiem rozesłanie orędzia do pozostałych miejsc i wszystkich punktów zapalnych w kosmosie będzie ode mnie wymagało więcej odwagi niż wszystkie operacje, jakie dotąd zaplanowano i o jakich śniono. Być może piłka od razu trafi w bramkę i zostaniemy wyeliminowani przed zdobyciem runu[64], trudno. Przynajmniej zobaczymy naszych władców, kiedy przyjdą wygarbować nam skórę. Co już będzie nie lada osiągnięciem. Może przy okazji sami sprawdzimy się w garbowaniu?
— Zatem jesteś żołnierzem. — Erich odsłonił zęby w uśmiechu. — Przyznaję, że te nieliczne operacje, w których uczestni czyłeś, były cięższe niż wszystkie, które mi przypadły w udziale w ciągu pierwszych stu snów. Tu chylę czoło przed tobą. Ale żeś stracił głowę dla dziewczyny, żeś oślepł z miłości, że nagle bredzisz o orędziu pokoju…
— Zaprawdę, Bóg mi świadkiem, odmieniła mnie miłość i dziewczyna! — krzyknął Bruce, a ja obejrzałam się na Lili i przypomniałam sobie słowa Davea: „Jadę do Hiszpanii”, zastanawiając się, czy kiedykolwiek jeszcze spłonę takim rumieńcem. — A raczej dzięki nim stanąłem w obronie czegoś, w co zawsze wierzyłem. Sprawiły, że…
— Wunderbar[65]! — zawołał Erich i odstawił błazeński taniec na bombie, czym doprowadził mnie do furii. Aktorsko wyginał ręce w łokciach i nadgarstkach, bujał biodrem, łobuzersko przekrzywiał głowę i gwałtownie mrugał oczami. — Zaprosisz mnie na wesele, Bruce? Tylko znajdź sobie innego drużbę, bo ja, dziewczynka z kwiatkami, będę rozdawać śliczne bukieciki co ważniejszym gościom. Łap, Marek! Dla ciebie, Kaby! Masz, Greto! Danke schön. Ach, zwei Herzen im Dreivierteltakt[66]… tata… ta-ta… ta-ta-ta-ta-ta…
— Jak ty traktujesz kobiety, do diabła!? — wściekał się Bruce, — Jak lalki do zabawy w wolnych chwilach?
Erich wciąż nucił melodię z operetki „Dwa serca biją w walca takt” i — niech go kaci! — skocznie podrygiwał. Mimochodem kiwnął głową i odpowiedział:
— Dokładnie tak.
Zatem wiedziałam, gdzie moje miejsce, choć nie była to dla mnie nowina.
— A więc dobrze — powiedział Bruce. — Niech się ta brązowa koszula, maricón[67] jeden, wygłupia, a my przejdziemy do rzeczy. Wystąpiłem do was z propozycją i chyba nie muszę tłumaczyć, że to poważna sprawa. Ja i Lili naprawdę nie żartujemy. Trzeba nie tylko wedrzeć się do innych miejsc i wszystkich tam przekabacić, ale też zapukać do Węży i na początek nawiązać stosunki dobrosąsiedzkie z ich demonami.
Erich przestał pląsać. Tyle westchnięć dało się usłyszeć, jakby wzdychali dosłownie wszyscy.
— Bruce! Posuwasz się w swoim szaleństwie doprawdy za daleko! Ubzdurałeś sobie, że skoro w Miejscu wszystko uchodzi płazem: pojedynki, pijaństwo und so weiter[68], możesz powiedzieć, co ci ślina na język przyniesie, bo lecząc kaca, i tak zapomnimy. Otóż nie. Jest rzeczą oczywistą, że w naszej zbieraninie potworów i indywidualistów, na dodatek robiących w tajnej agenturze, ciężko utrzymać wojskowy dryl, spotykany w ziemskich armiach. Wiedz jednak i wbij sobie do mózgu, że struktury dowodzenia Pająków obejmują to Miejsce tak samo, jak słowo der Führera dociera do wszystkich jednostek w Chicago, co mogą poświadczyć Sid, Kaby i Marek. I jeszcze jedno, Bruce, o czym chyba nie powinienem ci przypominać. Pająki stosują szeroki wachlarz kar, na których widok moi rodacy w Belsen i Buchenwaldzie[69]… hm, mogliby zblednąć. Póki więc istnieje cień nadziei, że zinterpretujemy twoją wypowiedź jako wyjątkowo niesmaczną błazenadę…
— Baju-baju! — Bruce pogardliwie machnął ręką, nie patrząc na niego. — Złożyłem wam propozycję, ludzie. — Na moment przerwał. — Cóż ty na to, Sidneyu Lessinghamie?
Nogi się pode mną ugięły, ponieważ Sid zwlekał z odpowiedzią. Stary wyga przełknął ślinę i zaczął wodzić po nas spojrzeniem. Wrażenie sztywniejącej rzeczywistości stało się nie do zniesienia, gdy zamiast obejrzeć się za siebie, tylko się wyprostował.
W tym momencie ozwał się Marek:
— Mówię to z żalem, Bruce, ale ciebie coś opętało. Erich, trzeba go pojmać.
Kaby pokiwała głową i dodała nieobecnym tonem:
— Pojmać lub ubić tchórza, nie certolić się z nim. Dziewkę wychłostać i ruszać na wojnę w Egipcie.
— Słusznie prawisz — rzekł Marek. — Poległem tam, ale może to się odmieni.
— Podobasz mi się, Rzymianinie — powiedziała.
Bruce uśmiechał się cierpko. Jego wzrok spoczął na twarzy Ilhilihisa.
— A ty co powiesz?
Po raz pierwszy wydawało mi się, że puszka Illy’ego wydaje metaliczne zgrzyty.
— O wiele dalej niż wy zabrnąłem w obce czasy, ale papa i tak chciałby jeszcze pożyć, tra, la, la. Nie licz na mnie, Brusiku.
— Panno Davies?
— Masz mnie za wariatkę? — odpowiedziała oschle stojąca obok mnie Maud.
Dostrzegłszy z tyłu Lili, pomyślałam: Mój Boże, na jej miejscu też bym pękała z dumy, ale do diaska, nie byłabym taka pewna siebie!
Zanim Bruce wypatrzył Beau’ego, ten zabrał głos niepytany:
— Nie mam powodu cię lubić, mój panie, już raczej na odwrót. Wszelako zaczynam się w Miejscu śmiertelnie nudzić, bardziej niż w Bostonie, a zawsze pociągały mnie ryzykowne przedsięwzięcia. Nawet te obarczone wysokim ryzykiem. Jestem z tobą, mój panie.
Poczułam ucisk w piersi, huk w skroniach i zdało mi się, że słyszę mruknięcie SiedemCe:
— Do luftu z tymi draniami Pająkami! Ja z wami!
Doktorek dźwignął się przy barze. Zgubił cylinder, włosy miał zmierzwione. Chwycił za szyjkę pustą półlitrówkę, dół butelki roztrzaskał o szynkwas, a resztą pogroził i ryknął:
— Ubiwajtie Paukow… i Niemcow!
— Śmierć Pająkom i Niemcom! — pośpieszył z tłumaczeniem Beau.
Doktorek nie przewrócił się, aczkolwiek musiał mocno trzymać się baru. W Miejscu, w środku i na zewnątrz, zrobiło się ciszej niż kiedykolwiek, odkąd sięgam pamięcią. Bruce jął kierować wzrok na Sida. Nim go na nim zawiesił, usłyszałam wezwanie Beau’ego:
— Panno Forzane?
Śmieszne, pomyślałam. Oglądając się na hrabiankę, poczułam na sobie spojrzenia wszystkich obecnych. Ejże, to ja! To nie powinno mnie spotkać! Innych i owszem, ale nie mnie! Ja tu tylko pracuję. Jestem zwykłą Gretą… O, nie…
Tymczasem wciąż na mnie patrzono. Drażniła przedłużająca się cisza i uczucie zastygłej rzeczywistości. Wiedziałam, że muszę coś powiedzieć, cokolwiek, chociażby słowo na cztery litery. Aż nagle rozpoznałam ten rodzaj ciszy. Jakby w centrum wielkiego miasta w ciągu sekundy wytłumiono wszelki hałas. Albo jakby Erich śpiewał dalej bez wsparcia fortepianu. Jakby wiatr zmian ścichł na amen. Kiedy odwracałam się do nich plecami, domyślałam się już wszystkiego.
Duchy dziewczyn zniknęły. Większy serwisant nie tylko został przełączony na introwersję… ale też zniknął.