13

Z jakich stron on pochodzi, z kiego łona zrodzon,

Z ziemi wziął się czy zwierza, tego żem nie czytał,

Mleko wilków, tygrysów pewno w usty chwytał.

Spenser[93]


Tygrys na wolności

Wydaje mi się, że kiedy naprawdę zostaje wciśnięty guzik, przesunięty przełącznik, uruchomiony potrzask, nakierowany promień ksera, człowiek nie mdleje, nie wariuje, nie traci panowania. Przynajmniej mnie to nie spotkało. Każdy gest, każde słowo, wszyscy i wszystko było dla mnie tak samo boleśnie podkreślone, jak obca ręka, która ściska i wywraca wnętrzności. Najmniejszy szczegół jawił się powiększony i podświetlony, jak gdybym miała siedem par oczu.

Erich stał obok skrzyni z bombą. Niewyraźny uśmiech przemykał po jego ustach. Nigdy nie widziałam go w tak dumnej pozie. Illy stał przy nim, ale ma się rozumieć, że nie trzymał jego strony. Mark, SiedemCe i Beau też stali nad skrzynią, choć w pewnym od nich oddaleniu. Beau przyklęknął i pieczołowicie badał wzrokiem wieko; z trudem panując nad strachem, pochylał czoło niżej, niż to było konieczne. Dłonie splótł na plecach chyba po to, żeby nie ulec odruchowi wciskania wszystkiego, co wygląda jak guzik anulujący odliczanie.

Doktorek położył się na brzuchu na najbliższej kanapie, gdzie, jak przypuszczam, momentalnie zasnął.

My, cztery kobiety, zostałyśmy przy sofie sterowniczej. Wśród nas Kaby, co mnie zdumiało, bo wojowniczka wcale nie truchlała ze strachu, lecz podzielała entuzjazm Ericha.

Sid odwrócił się, jak już wspomniałam, i wyciągnął rękę po mniejszego serwisanta, chociaż go nie dotknął. Na jego brodatej twarzy ukazał się wyraz wściekłości, jakby życzył wiekuistego potępienia wszystkim gamoniowatym opojom, którzy kiedykolwiek wyprowadzili się z King’s Lynn do Cambridge i Londynu. Dlaczego? Bo gdyby pomyślał o mniejszym serwisancie odrobinę wcześniej, mógłby przygwoździć Ericha zwiększoną grawitacją, nim ten dobrał się do guzików.

Bruce, oparty o sofę sterowniczą, obserwował towarzystwo zebrane wokół skrzyni, a szczególnie Ericha — i to takim spojrzeniem, jakby Erich wyświadczył mu nieocenioną przysługę. Osobiście nie wyobrażam sobie, żeby rajcował mnie udział w przyjęciu, w którym gwoździem programu jest zbiorowe samobójstwo. Bruce był wyraźnie rozmarzony — niech go Brahma trzaśnie! — aż za bardzo, jak na kogoś, komu musiała kołatać w głowie ta sama pokraczna myśl, która — niech sczeznę, jeśli się mylę! — męczyła nas wszystkich. A dałoby się ją wyrazić tak: za niecałe trzydzieści minut Miejsce będzie workiem ze słońcem…

Erich pierwszy przeszedł do natarcia; głowę bym dała, że tak właśnie zrobi. Miał nad nami przewagę i ani myślał jej tracić.

— No więc kiedy zamierzacie nakłonić Lili, żeby powiedziała, gdzie ukryła serwisanta? Ani chybi to ona, wszak mówiła o nim z taką pewnością siebie. Bruce musiał widzieć z góry, kto go skradł. Kogóż innego chroniłby przed zdemaskowaniem, jeśli nie swoją dziewczynę?

Splagiatował moje przemyślenia, ale chyba zrzekłabym się ich całkowicie, gdyby dzięki temu zastopował czasomierz bomby.

Spojrzał na przywoływacz.

— Wychodzi na to — oznajmił — że wliczając czas potrzebny do otwarcia wrót i skontaktowania się ze sztabem, zostało wam dwadzieścia dziewięć i pół minuty. Kiedy zamierzacie przycisnąć dziewkę?

Bruce parsknął śmiechem — miałam nadzieję, że pełnym dezaprobaty! — i ruszył ku niemu.

— Słuchaj no, papciu — rzekł — nie ma sensu naprzykrzać się Liii i mieszać w to sztabu, nawet gdyby to było teoretycznie możliwe. Naprawdę. Tak na marginesie, chłopie, to twoje pomysły są całkiem bezpodstawne, i dziwię się, że je forsujesz. Ale mniejsza o to, bo przypadkiem tak się składa, że jestem inżynierem atomistyki i nawet pracowałem nad tą konkretnie bombą. Żeby ją rozbroić, wystarczy pobawić się anchami[94], czyli tymi krzyżykami z pętelką. Pozwólcie no. Allah il allah[95]. Wszystkich to poraziło, nie tylko mnie, było to bowiem zapewnienie zbyt niewiarygodne, zakrawające raczej na bezwstydny blef, całkiem w angielskim stylu. Erich nawet nie musiał się odzywać. Kiedy Bruce pochylał się nad skrzynią, Marek i SiedemCe bez ceregieli chwycili go pod pachy.

Dopiero wtedy Erich przemówił:

— O, nie, Bruce. Bardzo to szlachetne, że próbujesz odsunąć podejrzenia od swojej dziewczyny, ale my nie chcemy zostać rozerwani na gołe atomy dwadzieścia osiem minut przed czasem, gdy będziesz, modląc się o cud, gmerał przy guzikach, przed czym wyraźnie ostrzegał Benson-Carter. Łatwo cię przejrzeć, Bruce. Pochodzisz z 1917 roku, nie byłeś w wielkim czasie przez sto snów, a parę godzin temu sam twierdziłeś, że nie ma wśród nas speca od fizyki atomowej. Naprawdę, marny blef. Słuchaj, zaraz coś się wydarzy i obawiam się, że nie będzie ci miło, ale musisz się jakoś z tym pogodzić. No, chyba że panna Foster pójdzie na współpracę.

— Chłopaki, puśćcie mnie, dobrze? — Bruce chwilę poszamotał się na próbę. — Wiem, że to brzmi niewiarygodnie i że zmyliła was moja wzmianka o tym specjaliście, ale wtedy po prostu chciałem przykuć waszą uwagę. Nie chciałem, żeby zaistniała taka sytuacja. Zastanów się, Erich, czy kazano by Bensonowi-Carterowi skontaktować się z nami, gdybyśmy mieli eksperta od bomb atomowych? Nie wysłano by dwóch na tę francowatą misję.

— A to ich bałaganiarskie planowanie, co z nim? — przypomniał mu Erich prześmiewczo.

— Benson-Carter był wybitnym czarownikiem — odezwała się przy mnie Kaby. — Uczestniczył w misji przebrany za staruszkę. Zachował się płaszcz z kapturem i inne części ubrania.

Niesamowite, że ta oziębła oficerka była tą samą kobietą, która dziesięć minut temu pochłaniała Marka łakomym wzrokiem.

— To jak będzie? — Erich zerknął na przywoływacz i nagle ogarnął nas spojrzeniem, jakby szukał resztek żelastwa po Wehrmachcie. My zaś patrzyliśmy na Lili, która wydawała się podminowana, sprężona do skoku, gotowa gryźć i kąsać. Nie wiem jak inni, w każdym razie ja wierzyłam już bez zastrzeżeń w teorię Ericha na temat serwisanta.

Bruce chyba się zorientował, dokąd zmierzają nasze myśli, bo zaczął się miotać w uwięzi.

— Na miłość boską, zostawcie w spokoju Lili! — wrzasnął. — I puśćcie mnie wreszcie, debile! Mogę zapobiec eksplozji, nie kłamię! SiedemCe, walczyliśmy ramię w ramię z Pająkami, co masz do stracenia? Sid, jesteś Anglikiem. Beau, jesteś dżentelmenem i też ją kochasz! Na miłość boską, przemówcie im do rozumu!

Beau z pokerową twarzą zerknął przez ramię na Bruce’a i innych, którzy kłębili się za jego plecami. Sid prawdopodobnie znowu przechodził męki podejmowania decyzji. Beau prędzej przemyślał sprawę i trzeba mu przyznać, że umiał działać szybko i z rozmysłem. Dopiero co klęczał z nie całkiem odwróconą głową, a już rzucał się na Ericha.

W kosmosie oprócz człowieka działają wszakże inne siły, które potrafią włączyć się do sporu po konkretnej stronie. Illy wpadł na Beauregarda, owinął go swymi giętkimi ramionami i razem zatoczyli się niczym pijany słupek fryzjerski w białoszare paski[96]. Beau zakleszczył rękami dwa ramiona nieziemca, aż cały posiniał na twarzy. Wzdrygnęłam się, wyobrażając sobie, przez co muszą przechodzić.

Być może satyrowi udzieliło się niezdecydowanie Sida, bo nagle Bruce wyrwał mu się i spróbował obalić Marka. Rzymianin jednak wykręcił mu rękę, ustrzegłszy się powalającego ciosu.

Erich, mój mały komendant, nie brał czynnego udziału w awanturze, co wcale mnie nie zdziwiło. Uważa, że podnoszenie pięści na ludzi (ja to co innego) jest poniżej jego poziomu.

Sid wreszcie powziął decyzję, choć nie wiadomo, co postanowił, bo kiedy chwycił mniejszego serwisanta, Kaby wzgardliwie wyrwała mu go z ręki i walnęła go z kolana w brzuch tak mocno, że runął na czworaki w kłąb walczących. Aż mnie zemdliło na ten widok. Zaraz też lekko, jakby od niechcenia, strzeliła na odlew Lili, która też drapieżnie wyciągała palce. Liii padła na sofę.

Twarz Ericha rozświetliła się niczym szyld sklepowy. Nie spuszczał wzroku z Kaby.

Skuliła się, przenosząc część ciężaru ciała na palce stóp. Ściskając w lewej ręce mniejszego serwisanta, kojarzyła się z kapitanem koszykówki, planującym akcję pod koszem przeciwnika. Nagle zdecydowanym gestem wskazała coś po prawej stronie. Nie rozumiałam, o co jej chodzi, lecz Marek i Erich byli bardziej domyślni. Erich skoczył do sekcji odświeżacza, a Marek puścił Brucea i poszedł w jego ślady, unikając ramion Siedem — Ce, który wracał do walki po stronie… sama nie wiem czyjej. Illy odwinął się od Beauego i jednym potężnym susem podążył za żołnierzami.

Kaby obróciła pokrętło, jak daleko się dało, przez co Bruce, Beau, SiedemCe i nieszczęsny Siddy rozpłaszczyli się na ziemi, przygnieceni ośmiokrotnie większą siłą ciążenia.

Bliżej mnie siła powinna być łagodniejsza, czemu jednak przeczyło położenie Sida: padł plackiem na ziemię z rozrzuconymi rękami i nogami, przy czym wyciągnął ramię tak daleko, że mogłam go dotknąć (tyle że nie sposób byłoby go puścić!), oddychał kącikiem ust rozdziawionych przy podłodze. Kręgosłup chyba wgniatał mu się w brzuch. Brucebwi udało się nieco dźwignąć głowę. Nasuwało się skojarzenie z ilustracjami Gustave’a Dore, przedstawiającymi najgłębszy krąg piekieł, gdzie najwięksi złoczyńcy pokutują skuci lodem po szyję.

Nie objęła mnie zwiększona siła ciążenia, lecz czułam ją w lewej ręce. Wprawdzie znajdowałam się głównie w sekcji odświeżacza, to jednak wolałam położyć się na ziemi — po części z głupio pojmowanego współczucia, a po części dlatego, żeby Kaby nie zwaliła mnie z nóg.

Erich, Marek i Illy zmierzali już w naszą stronę. Maud postanowiła wreszcie wykonać swój ruch. Jeśli chciała coś zrobić, musiała zrobić to teraz. Starsza rzeczywiście wyglądała na niemłodą, ale świadomość cudu, którego była sprawczynią, w połączeniu ze strachem przed słońcem w worku musiała dopingować ją do działania, bo zaatakowała błyskawicznie: jedną ręką pchnęła Kaby w strefę zwiększonej grawitacji, drugą chwyciła mniejszego serwisanta.

Загрузка...