3

Zstąpię nawet do piekieł. Boć do piekła dostojni duchowni pójdą i dostojni rycerze, pobici w turnieju lub na wielkiej wojnie, dzielni żołnierze i szlachta wytworna. Z nimi pójdę i ja. Pójdą nadobne niewiasty, co dwóch lub trzech kochanków na boku mają. Tam złoto idzie i srebro, soból i gronostaj. Tam harfiarz i minstrel, i królowie tej ziemi.

Aucassin[34]


Przyjęcie na dziewięć osób

Oddałam pustą szklankę i wzięłam drugą z tacy przyniesionej przez Beauego. Szarość pustki zaczynała wyglądać naprawdę ładnie, niczym gęsta mgiełka roziskrzona blaskiem miliona diamentów. Doktorek rozsiadł się jak król za barem nad szklanicą parującej herbaty, służącej chyba za popitkę, bo właśnie odstawiał kieliszek. Sid rozmawiał z Erichem, śmiejąc się co chwila, tak iż miałam wrażenie, że przyjęcie się rozkręca… choć czegoś brakowało.

Nie miało to nic wspólnego z większym serwisantem. Jego wskaźnik — niby wesoły płomyk w domowym ognisku — niezmącenie świecił na czerwono w gęstwinie tarcz, podłączonych do wszystkich przyrządów kontrolnych prócz umieszczonego na uboczu, przerażającego włącznika introwersji, którego nikt nigdy nie dotykał.

Wtem rozwiały się ekrany wokół kanapy, odsłaniając Maud i Rzymianina, którzy siedzieli koło siebie w milczeniu.

Rzymianin patrzył na swoje błyszczące buty i resztę czarnego munduru, jakby budził się ze snu i nie dowierzał własnym oczom.

Omnia mutantur — powiedział — nos et mutamur in illis.

Skierowałam pytający wzrok na Beauego, który zabierał tacę. Stary uniwersytet w Vicksburgu byłby dumny z jego tłumaczenia:

— Wszystko się zmienia i my razem ze wszystkim.

Marek potoczył wkoło spojrzeniem. Niniejszym zaświadczam, że uśmiech Rzymianina jest równie ciepły co uśmiech jakiegokolwiek innego cudzoziemca.

— Jest nas dziewięcioro — rzekł w końcu. — W sam raz na przyjęcie. I jeszcze te kanapy. Bardzo dobrze.

Maud chrząknęła z dumą, a Erich wykrzyknął:

— Witaj z powrotem po przygodzie z pustką, Kamerad. — A skoro był Niemcem i uważał, że każde przyjęcie powinno być hałaśliwe i wypełnione szaleństwami, wskoczył na kanapę i oznajmił wszem wobec: — Herren und Damen, pozwólcie sobie przedstawić najszlachetniejszego z Rzymian: oto Marek Wipsaniusz Niger, legat cesarza Klaudiusza Nerona, we wcześniejszej linii czasu zwanego Germanikusem, poległy w roku 763 A.U.C.[35] (Mam rację, Marku? Czyli w roku 10 A.D., cymbały!), w trakcie zażartej bitwy z Partami i Wężami pod Aleksandrią. Hoch! Hoch! Hoch![36]

Wszyscy wiwatowali i wznosili szklanki, a Sid wrzasnął na Ericha:

— Złaź z mebli, nieokrzesany hultaju! — i z szerokim uśmiechem wypalił do huzarów: — Rozgośćcie się, rekonwalescenci!

Maud i Marek dostali po kieliszku wina, przy czym Rzymianin zirytował Beauego, wzgardziwszy falerneńskim trunkiem na rzecz szkockiej z wodą sodową. Już po chwili trajkotali jak katarynki.

A było się o czym rozwodzić. Oczywiście, dominował temat wojny:

— Węże stawiają pola minowe w pustce.

— Nie wierzę. Jak można zaminować coś, czego nie ma?

Dyskutowano także o niedoborach burbona, spinek do włosów czy stabilitonu, który o wiele szybciej postawiłby na nogi Marka.

I o tym, co się z kim stało.

— Marcia? Nie ma jej wśród nas. — Dorwał ją szkwał zmian: w ciągu pięciu sekund zaśmierdła się i zzieleniała, lecz wolałam oszczędzić im szczegółów.

Należało opowiedzieć Markowi o rękawicy Brucea, czemu znów towarzyszyły salwy śmiechu. Rzymianin przypomniał sobie pewnego legionistę, który poszedł na skargę do samego Oktawiusza, żaląc się, że zamiast zwyczajnej soli omyłkowo wydano mu cukier, artykuł wielce zbytkowny.

Erich zapytał Sida, czy ten ma na składzie nowe duchy dziewczyn.

Sid szarpał ustami swoją koźlą brodę.

— O cóż ty mnie pytasz, jurny Alemanie[37]? Zaiste, są u nas wyborne krasawice, wśród nich austriacka hrabina z Wiednia epoki Straussów, jeno że obecna tu słodziutka mogłaby…

Szturchnęłam Ericha w pierś, między jasnymi guzikami z podobizną trupiej czaszki.

— Mój drogi von Hohenwaldzie, jesteś zagrożeniem dla nas, dziewczyn z krwi i kości. Za bardzo cię nęcą wpół uśpione duszyczki.

Nazwał mnie swoim małym demonkiem i przytulił (trochę za mocno), żeby wyprowadzić mnie z błędu, a potem zaproponował, byśmy pokazali Brucebwi galerię sztuki. Moim zdaniem, nie był to najszczęśliwszy pomysł, ale kiedy próbowałam go od niego odwieść, stał się uparty. Bruce i Lili byli skłonni zrobić wszystko, do czego ich namawiano, choć niekoniecznie robić to z uwagą. Po muśnięciu szablą pozostał ślad w postaci cienkiej, czerwonej szramy; Lili zmyła zakrzepłą krew.

Galeria działa na wyobraźnię. Tworzą ją malowidła, rzeźby, a zwłaszcza dziwaczne cacka, zrobione rękami dochodzących do zdrowia żołnierzy. Eksponaty opowiadają własną historię wojny zmian — językiem tworzywa, z którego je wykonano. Można więc było obejrzeć naboje z mosiężną łuską, poobijany krzemień, skorupy starożytnych naczyń posklejane w futurystyczne kształty, marsjańską złotą bryłę z posklejanych inkaskich ozdób, spirale z paciorkowego drutu lunarnego, obraz sporządzony temperą na spękanym i pomarszczonym krążku kwarcowym, wyłuskanym z okienka statku kosmicznego, sumeryjską inskrypcję wyrytą na cegle z pieca atomowego.

W rzeczywistości jest tu tyle rzeczy, że zawsze mi wpadnie w oko coś, czego nigdy nie widziałam. Jak się rzekło, galeria działa na wyobraźnię, jeśli pomyśleć o ludziach, którzy ją rozbudowywali, o ich dniu codziennym, o odległych epokach i miejscach, skąd przybyli. Czasami, kiedy jestem szczególnie przygnębiona, przychodzę sobie popatrzeć, żeby się poczuć jeszcze gorzej, dać sobie psychicznego kopa i tym sposobem odzyskać dobry humor. Historia Miejsca, zapisana wyłącznie w tej galerii, pozostaje praktycznie niezmienna, ponieważ eksponaty i związane z nimi refleksje opierają się wiatrom zmian wyjątkowo skutecznie.

Gdy wpadały mi w uszy — swoją drogą, dość duże, dlatego maskowałam je fryzurą na pazia — gromkie słowa błyskotliwego wykładu Ericha, rozmyślałam nad okrutnym losem, który pokarał nas nie tylko zmianami, ale wielką zmianą. Nigdy nie macie pewności, z czego wynika wasz nastrój i czy pomysł, który właśnie przyszedł wam do głowy, faktycznie jest nowy, czy może został wam poddany na skutek zmian dokonanych w przeszłości przez Węże lub Pająki.

Wiatr zmian nie tylko przynosi śmierć, ale nawet takie drobiazgi jak mglisty zamysł. Wieje tysiące razy szybciej od prędkości czasu, lecz nikt nie jest w stanie powiedzieć, o ile szybciej, jak daleko zawędruje, jakich szkód narobi i kiedy ustaną podmuchy. Wielki czas to naprawdę wielki kawał czasu.

Co się tyczy demonów, to istnieje obawa, że nasza osobowość rozsypie się w nicość i kto inny, bez naszej wiedzy, wskoczy na fotel kierowcy. Oczywiście my, demony, podobno mimo zmian zachowujemy pamięć. Dlatego jesteśmy demonami, a nie duchami, jak inne sobowtóry, czy też umrzykami lub nienarodzonymi. Beau słusznie zauważył, że nie ma wśród nas wielkich ludzi, choć nie sposób zakwalifikować nas do szarej masy ludzkiej. Należymy raczej do rzadkości i dlatego Pająki werbują nas jak leci, nie przejmując się tym, czegośmy się wcześniej nauczyli i z jakich środowisk się wywodzimy. Jesteśmy międzyepokową legią cudzoziemską, dziwną organizacją ludzi mądrych, lecz trzymających się w cieniu, pełnych nostalgii i cynizmu. Przystosowujemy się do nowych warunków jak metamorfy z Centaura, lecz pamięcią sięgamy równie daleko co mieszkaniec Luny swoimi sześcioma ramionami. Można by rzec: naród czasu, elita potępionych.

Jednakowoż zastanawiam się czasem, czy nasze wspomnienia są na tyle rzetelne, na ile nam się wydaje. Czy przeszłość nie wyglądała zupełnie inaczej niż to, co mamy w pamięci, i czy nie zapomnieliśmy nawet tego, że coś zapominamy.

Jak już wspomniałam, galeria sprawia przygnębiające wrażenie. Powiedziałam więc sobie: Wracaj, dziecino, do swego wrednego komendanta — i dałam sobie w myślach kopniaka.

Erich trzymał w rękach zieloną misę z rysunkami złotych delfinów (lub statków kosmicznych), mówiąc:

— Uważam ją za wystarczający dowód na to, że sztuka Etrusków wywodzi się z Egiptu. Zgodzisz się ze mną, Bruce?

Zagadnięty podniósł wzrok, uśmiechając się szeroko do Lili.

— Co tam masz, brateńku?

Oblicze Ericha pociemniało jak wrota. Dobrze, że huzarzy oddali do zbrojowni nie tylko czaka, ale i broń białą. Zanim jednak palnął szwabskie przekleństwo, przypałętał się Doktorek w tym zaawansowanym stadium upojenia alkoholowego, w którym człowiek wydaje się nie pijany, lecz zahipnotyzowany. Poruszając się jak marionetka, sprzątnął misę z rąk Ericha i rzekł:

— Piękny przykład środkowosystemowej sztuki z Wenus. Kiedy OsiemHa ukończył swoje dzieło, powiedział mi, że sam jego widok wywołuje wrażenie, jakby wokół kopyt szemrały fale Północnych Mielizn Wenusjańskich. Ciekawe, czy ta misa nie wyglądałaby lepiej odwrócona?… Kim jesteś, młody oficerze? Nicziewo… — Odstawił naczynie na półkę i odpłynął.

Doktorek, jako najstarszy mieszkaniec Miejsca, zjadł zęby na tej galerii, właściwie zna ją na pamięć, choć wybrał zły moment na popisywanie się wiedzą. Erich zamierzał puścić się za nim, lecz interweniowałam:

— Stój, Kamerad, pamiętaj o rękawicy i cukrze.

Musiał jednak pogderać:

— To jego „nicziewo” jest takie ponure i beznadziejne, ungeheuerlich[38]. Mówię ci, Liebchen, Rosjanie nie powinni pracować dla Pająków nawet jako mistrzowie rozrywki.

Uśmiechnęłam się i ścisnęłam jego dłoń.

— Doktorek ostatnio stał się mniej rozrywkowy, co?

W odpowiedzi też się uśmiechnął, lecz z niejakim zażenowaniem. Poweselał i przez chwilę w jego niebieskich oczach znowu była słodycz.

— Nie powinienem tak naskakiwać na ludzi, Greto, ale czasami jestem po prostu zawistnym staruchem.

Oczywiście przesadzał, gdyż nie ma więcej niż trzydzieści trzy lata, mimo że włosy mu zupełnie zbielały.

A nasze gołąbki podreptały na stronę, gdzie prawie zniknęły za ekranem sekcji szpitalnej. Za nic w świecie nie szukałabym tam zacisza, gdybym chciała trochę potrenować, nim się wdam w amory z Anglikiem. Lili chyba nie podzielała moich uprzedzeń, chociaż pamiętam, jak opowiadała, że zanim przeniesiono ją do Miejsca, służyła w arachnidowym szpitalu polowym.

Z pewnością jednak nie miała za sobą tak ciężkich przeżyć jak ja podczas swej krótkiej i dramatycznej kariery pielęgniarki Pająków. Wtedy to nabawiłam się najbardziej znienawidzonych koszmarów i wyłożyłam się nie tylko w sensie zawodowym, ale też dosłownym, na ziemię, gdy lekarz włączył aparaturę, na co potwornie zmasakrowana człekokształtna istota zamieniła się w długi zlepek dziwnych, połyskliwych owoców. Fuj, na samo wspomnienie chce mi się haftować. I pomyśleć, że mój poczciwy tatuś Anton marzył o tym, żeby jego córeczka skończyła medycynę.

Cóż, marnowałam czas na wspominki, a przecież trwało przyjęcie.

Doktorek paplał do Sida jak najęty; miałam nadzieję, że nie poczuje natchnienia do wydawania zwierzęcych odgłosów, które w jego wykonaniu brzmią dość dziko, a raz do żywego obraziły kurujących się u nas nieziemców.

Maud uczyła Marka kroków prostego tańca z XXIII wieku, a Beau siedział przy fortepianie i cicho improwizował.

Kiedy zawładnęły nami kojące, głębokie tony, Erich pojaśniał i przyciągnął mnie do siebie. Po chwili z radością oderwałam stopy od twardej podłogi, nie przykrytej dywanami ze względu na naszych chwackich nieziemców, którzy w większości nie cierpią wyściółek. Wciskałam się w kąt kanapy, obłożona poduchami, z kieliszkiem w dłoni, podczas gdy mój nazistowski chłopak szykował się przekuć na pieśń swój Weltschmerz[39], co mnie specjalnie nie przerażało, bo jego baryton jest całkiem znośny.

Zapanowała sielska atmosfera. Serwisant bez wysiłku przedłuża istnienie Miejsca zakotwiczonego u bram kosmosu, co najwyżej raz na dłuższy czas leniwie powiosłuje. Dzięki swojemu osamotnieniu Miejsce niekiedy wydaje się miłe i wygodne.

Po chwili Beau uniesieniem brwi dał znak Erichowi, który pokiwał głową i razem z nim rozpoczął znaną wszystkim pieśń, choć nigdy się nie dowiedziałam, skąd ona pochodzi. Tym razem myślałam o Lili — sama nie wiem czemu. Tak samo jak nie wiem, czemu na stacjach uzdrowiskowych utarło się w ten właśnie sposób nazywać każdą nową dziewczynę, choć w tym przypadku było to również jej prawdziwe imię.

Stoisz w drzwiach tuż za progiem przestrzeni,

Wokół dmucha wiatr zmian, lecz twej twarzy nie zmieni.

I szepczesz z uśmiechem serdecznym:

Ach, spocznij, żołnierzu waleczny.

Misja zakończona, wejdź i zamknij drzwi…

Загрузка...