Wanda Wózek, kobieta niskiego wzrostu, siedziała w jednym z tych sportowych wózków inwalidzkich, których używa się do wyścigów. Nosiła sportowe rękawiczki, i prężne mięśnie poruszały się płynnie pod jej opaloną skórą, gdy podjechała do przodu. Długie, kasztanowe włosy okalały łagodnymi falami jej atrakcyjną twarz. Miała nałożony gustowny makijaż. Nosiła lśniący, metaliczny podkoszulek; nie miała stanika. Jej nogi skrywały się pod sięgającą do kostek spódnicą z co najmniej dwóch warstw wielobarwnej krynoliny, stopy obute były w gustowne czarne botki.
Podjechała do nas dość energicznie. Większość prostytutek, zarówno kobiet, jak i mężczyzn, wyglądała pospolicie. Nie byli poubierani wyzywająco, w skąpe, obcisłe stroje. Królowały topy i szorty. Zważywszy na ten upał, czyż można było się im dziwić? Myślę, że gdybyście wbili się w siatkowe kombinezony, niejako z założenia zwrócilibyście na siebie uwagę policji.
Jean-Claude stanął obok mnie. Spojrzał na jaśniejący neon Szarego Kota nieopodal. Bardzo gustowny.
Jak zbliżyć się do prostytutki, choćby tylko po to, aby z nią porozmawiać? Każdego dnia człowiek uczy się czegoś nowego. Zastąpiłam jej drogę i czekałam, aż do mnie podjedzie. Uniosła wzrok i zauważyła, że na nią patrzę. Gdy nie odwróciłam wzroku, odnalazła moje spojrzenie i uśmiechnęła się.
Jean-Claude znów przystanął obok mnie. Uśmiech Wandy poszerzył się, a może pogłębił. To był “zapraszający” uśmiech, jak go zwykła określać Babcia Blake.
– Czy to ta prostytutka? – wyszeptał Jean-Claude.
– Tak – odparłam.
– Na wózku? – zdziwił się.
– Taa.
– O rany – mruknął. Chyba Jean-Claude był w ciężkim szoku. Miło widzieć, że coś takiego jest w ogóle możliwe.
Wanda zatrzymała wózek wprawnymi ruchami dłoni. Uśmiechnęła się, spoglądając na nas. Unoszenie głowy i patrzenie w górę zdawało się sprawiać jej ból.
– Cześć – rzekła.
– Cześć – powiedziałam.
Wciąż się uśmiechała. A ja wciąż patrzyłam. Dlaczego nagle poczułam się niezręcznie?
– Przyjaciel powiedział mi o tobie – stwierdziłam. Wanda skinęła głową. – To na ciebie mówią Wanda Wózek?
Uśmiechnęła się szeroko, a jej oblicze przepełniło się szczerością. A więc za tą maską fałszywych uśmiechów kryła się prawdziwa osoba.
– Tak, to ja.
– Możemy pogadać?
– Jasne – odparła. – Masz pokój?
Czy miałam pokój? Czy to nie ona powinna mieć wolną chatę?
– Nie.
Wanda czekała. A niech to.
– Chcemy tylko z tobą porozmawiać. To zajmie z godzinkę, dwie. Zapłacimy według twojej zwykłej stawki. – Powiedziała mi, ile wynosi jej stawka. – Rany, słono się cenisz – mruknęłam. Rozpromieniła się.
– Daję i wymagam – stwierdziła. – Tego co mogę ci dać, nie dostaniesz nigdzie indziej.
Mówiąc te słowa, pogładziła dłońmi nogi. Podążyłam wzrokiem za jej rękoma, tak jak tego chciała. O to właśnie chodziło. Muszę przyznać, że to też było trochę dziwne.
– W porządku, umowa stoi. – Skinęłam głową. To był wydatek wliczony w koszta mojej pracy. Papier do drukarki, pióra, ołówki, jedna prostytutka, skoroszyty, kartonowe teczki. Widzicie, pasuje jak ulał. Bertowi to się pewnością spodoba.