Rozdział 7 Czuję oddech śmierci na karku

Pokój cuchnął. Smród był odrażający. Zastanawiając się, czy ten człowiek kiedykolwiek wietrzył mieszkanie, Aoudad zażył środek ograniczający wrażenia węchowe. Jego umysł będzie funkcjonował jak zwykle. Musi. Nos natomiast przez pewien czas przestanie donosić o odbieranych wrażeniach.

Miał szczęście, że się tu dostał. Smród nie miał znaczenia.

Uzyskał ten przywilej w drodze cierpliwych zabiegów.

— Czy możesz na mnie patrzeć? — zapytał Burris.

— Z łatwością. Szczerze mówiąc fascynujesz mnie. Czy spodziewałeś się, że poczuję odrazę?

— Większość ludzi ją odczuwa.

— Większość to idioci — stwierdził Aoudad. Nie przyznał się, że obserwował Burrisa od wielu tygodni i miał dość czasu, żeby przygotować się na inność tego człowieka. Był wystarczająco dziwny i odrażający, a jednak można było się do niego przyzwyczaić. Aoudad zobojętniał już na deformacje Burrisa.

— Czy możesz mi pomóc? — zapytał Burris.

— Myślę, że tak.

— Pod warunkiem, że zechcę pomocy.

— Zakładam, że chcesz.

Burris wzruszył ramionami.

— Nie jestem tego pewien. Można by powiedzieć, że przyzwyczajam się do swego wyglądu. W ciągu najbliższych kilku dni miałem zacząć wychodzić z domu.

Aoudad wiedział, że to było kłamstwo. Kogo Burris chciał oszukać? Tego Aoudad nie mógł stwierdzić. Niezależnie od tego, jak bardzo Burris chciał ukryć swą gorycz, jego gość wiedział, że wciąż w nim tkwiła. Burris chciał pozbyć się swego ciała.

— Pracuję dla Duncana Chalka. Znasz to nazwisko?

— Nie.

— Ale… — Aoudad był zaskoczony. — No tak. Wiele czasu spędziłeś poza Ziemią. Chalk zabawia świat. Może odwiedziłeś Arkadię albo Luna Tivoli?

— Słyszałem o nich.

— To są przedsięwzięcia Chalka. Spośród wielu innych. Daje miliardom ludzi szczęście w tym układzie planetarnym. Planuje rozszerzyć działalność na inne układy w najbliższym czasie. Tę ostatnią informację wymyślił Aoudad, ale Burris nie musiał o tym wiedzieć.

— Cóż z tego? — powiedział Burris.

— Widzisz, Chalk jest bogaty. Chalk jest humanitarny. Taka kombinacja jest dobra. Tkwią w niej możliwości, które mogą okazać się korzystne dla ciebie.

— Już je widzę — rzekł Burris gładko pochylając się ku przodowi i splatając zewnętrzne macki, które wiły się u jego dłoni. Wynajmiecie mnie jako eksponat w cyrku Chalka. Zapłacicie mi osiem milionów rocznie. Każdy mieszkaniec systemu, który lubi ciekawostki, przyjdzie mnie obejrzeć. Chalk wzbogaci się. Ja zostanę milionerem i umrę szczęśliwy, a ciekawość tłumu zostanie zaspokojona. Prawda?

— Nie — zaprzeczył Aoudad zaniepokojony dociekliwością Burrisa. — Jestem pewien, że żartujesz. Chyba zdajesz sobie sprawę, że pan Chalk nie będzie korzystał z twojej… z twojego nieszczęścia w taki sposób.

— Czy myślisz, że to takie nieszczęście? — zapytał Burris. — W tej formie jestem całkiem sprawny. Oczywiście jest jeszcze ból, ale za to mogę przez piętnaście minut przebywać pod wodą. A ty mógłbyś? Czy tak bardzo mi współczujesz?

Nie mogę pozwolić, byśmy odeszli od tematu — zdecydował Aoudad. — Jest przebiegły. Dobrze się dobrali z Chalkiem.

— Z przyjemnością słyszę, że swoją sytuację uznasz za dość zadowalającą — powiedział Aoudad. — Ale chciałbym być szczery. Przypuszczam, że z chęcią powróciłbyś do normalnej, ludzkiej postaci.

— Tak myślisz?

— Tak.

— Pan jest niezmiernie przenikliwy, panie Aoudad. Czy przyniósł pan ze sobą swoją magiczną pałeczkę?

— Nie ma w tym żadnej magii. Jeżeli zechce pan współpracować z nami, możliwe, że Chalk będzie mógł zyskać przeniesienie pana do bardziej konwencjonalnego ciała.

Zelektryzowało to natychmiast Burrisa. Odrzucił pozory obojętności. Odrzucił wyższość szydercy, za którą, jak rozumiał Aoudad, kryło się cierpienie. Ciało jego drżało, jak szklany kwiat na wietrze. Na chwilę utracił kontrolę nad mięśniami. Jego usta wykrzywił konwulsyjny uśmiech, a oczy mrugały nerwowo.

— Jak to można zrobić? — zapytał Burris.

— Chalk ci to wyjaśni.

Palce Burrisa wpiły się w udo Aoudada, który jednak ani drgnął w tym żelaznym uścisku.

— Czy to możliwe? — zapytał Burris chrapliwie.

— Może tak! Technika nie jest jeszcze doskonała.

— Czy teraz też mam służyć jako świnka morska?

— Ależ skąd. Chalk nie będzie chciał wystawić cię na dalsze cierpienia. Przeprowadzimy dalsze badania, zanim rozpocznie się proces. Porozmawiasz z nim?

Wahanie. Jeszcze raz usta i oczy wykonywały ruchy niezależne od woli Burrisa. Następnie astronauta opanował się. Wyprostował się, splótł palce rąk i założył nogę na nogę.

Ile on ma stawów kolanowych? — zastanawiał się Aoudad. Burris milczał. Myślał. Elektrony płynęły połączeniami umęczonego mózgu.

— Jeżeli Chalk może przenieść mnie do innego ciała… — powiedział Burris.

— Tak?

— Co on z tego będzie miał?

— Powiedziałem ci już. Chalk jest humanitarny. Wie, że cierpisz. Chce coś z tym zrobić. Spotkaj się z nim, Burris! Pozwól sobie pomóc!

— A ty kim jesteś?

— Nikim. Narzędziem Duncana Chalka.

— Czy to pułapka?

— Jesteś zbyt podejrzliwy. Chcemy dla ciebie jak najlepiej.

Cisza. Burris wstał. Zaczął chodzić po pokoju niezwykle płynnym, posuwistym krokiem. Aoudad czekał w napięciu.

— Do Chalka! — mruknął wreszcie Burris. — Tak. Zabierz mnie do Chalka!

Загрузка...