Ja rabiŭ vyličenni z niejkaj maŭklivaj zaciatasciu, i tolki jana trymała mianie na nahach. Atupieŭšy ad stomlenasci, ja nie zdoleŭ navat raskłasci łožak u kabinie, i zamiest taho, kab adčapić vierchnija klamary, ja ciahnuŭ za kraj, pakul usia pasciel nie ŭpała na mianie. Narešcie ja apusciŭ łožak, skinuŭ z siabie na padłohu ŭsio adziennie i bializnu i amal niesviadoma zvaliŭsia na padušku, navat nie napampavaŭšy jaje jak sled. Zasnuŭ ja pry sviatle, ale nie viedaju kali. Raspluščyŭšy vočy, ja vyrašyŭ, što spaŭ tolki niekalki chvilin. U pakoi stajaŭ čyrvony pryciemak. Było chaładnavata i pryjemna. Ja lažaŭ hoły, ničym nie nakryŭšysia. Nasuprać łožka, la napaŭzačynienaha iluminatara, niechta siadzieŭ na kresle ŭ promniach čyrvonaha sonca. Heta była Chery, u biełaj sukiency, bosaja, naha na nahu, ciomnyja vałasy začasany nazad, tonkaja tkanina napinałasia na hrudziach; apusciŭšy zaharełyja da łokciaŭ ruki, jana pilna pazirała na mianie z-pad svaich čornych viejkaŭ. Ja doŭha zusim spakojna razhladvaŭ jaje. Pieršaja maja dumka była: „Jak dobra, što heta taki son, kali viedaješ, što ŭsio snicca”. I ŭsio ž chaj by lepš jana znikła. Zapluščyŭšy vočy, ja z usiaje mocy žadaŭ sabie hetaha, ale kali raspluščyŭ ich, Chery siadzieła ŭ raniejšaj pozie. Na tvary zastyła zvykłaja hrymasa, nibyta jana zbirałasia svisnuć, ale ŭ vačach nie było nijakich prykmiet usmieški. Ja zhadaŭ usio, što dumaŭ pra son viečaram, pierš čym zasnuć. Jana nijak nie zmianiłasia, była takaja ž, jak i tym apošnim razam, kali ja bačyŭ jaje žyvoj. Tady joj było dzieviatnaccać; zaraz było b dvaccać dzieviać. Tak, jana, viadoma, nie zmianiłasia — pamierłyja nie starejuć. Jana mieła tyja ž vočy, što zdziŭlena pazirajuć na sviet; i pa-raniejšamu jana nie zvodziła z mianie pozirku. Treba kinuć u jaje čym-niebudź, padumaŭ ja. I ŭsio adno, choć heta mnie tolki sniłasia, ja nie moh navat u snie kidać što-niebudź u pamierłuju.
— Biednaja, — skazaŭ ja, — ty zjaviłasia adviedać mianie, praŭda?
Ja trochi spałochaŭsia — moj hołas prahučaŭ realna, a pakoj i Chery mieli vyraznyja abrysy, jak najavie.
Jaki žyvy son, ja nie tolki adroznivaju kolery, ale i baču na padłozie šmat rečaŭ, na jakija ŭčora, kali kłaŭsia spać, navat nie zviarnuŭ uvahi. Kali pračnusia, treba budzie pravieryć, ci lažać jany tut, ci prosta sniacca mnie, jak i Chery…
— I doŭha ty zbiraješsia tak siadzieć?.. — spytaŭsia ja i zaŭvažyŭ, što havaru cicha, kab nichto nie pačuŭ, nibyta možna padsłuchać son!
Tym časam sonca ŭžo trochi padniałosia. Heta nie vielmi kiepska. Kali ja loh spać, byŭ čyrvony dzień, pasla pavinien pačacca błakitny i tolki pasla jaho druhi čyrvony. Nie moh ža ja praspać piatnaccać hadzin, značyć, mnie ŭsio heta snicca!
Supakoiŭšysia, ja ŭvažliva pryhledzieŭsia da Chery. Jana siadzieła spinaj da sviatła; pramień, jaki pranikaŭ praz zanaviesku, załaciŭ aksamitny pušok na jaje levaj ščace, a viejki kidali na tvar doŭhi cień. Jana była pryhožaja. Jaki ž ja skrupulozny navat u snie: pilnuju ruch sonca i chaču, kab jamačka ŭ Chery była na svaim miescy — nižej kutočka hub, bolš ni ŭ koha ja nie bačyŭ takoj jamački; ale chaj by ŭsio heta skončyłasia. Mnie ž treba zajmacca spravaj. Ja zažmuryŭsia, imknučysia pračnucca, i raptam pačuŭ rypiennie. Ja adrazu ž raspluščyŭ vočy. Chery siadzieła pobač sa mnoj i ŭvažliva pazirała na mianie. Ja ŭsmichnuŭsia joj, jana taksama ŭsmichnułasia, nachiliłasia da mianie; pieršy pacałunak byŭ ledź adčuvalny, zusim jak dziciačy. Ja całavaŭ jaje doŭha. CHiba možna tak pavodzić siabie ŭ snie? dumaŭ ja. Ale ž heta navat nie zdrada jaje pamiaci, bo jana snicca mnie, mienavita jana. Takoha zdarennia sa mnoj jašče nie było… My pa-raniejšamu maŭčali. Ja lažaŭ na spinie; kali jana padymała tvar, ja moh zazirnuć u jaje maleńkija, pranizanyja soncam nozdry — pastajanny baromietr jaje pačucciaŭ; končykami palcaŭ ja pakrataŭ jaje vušy, zaružaviełyja ad pacałunkaŭ. Nie viedaju, što mianie niepakoiła; ja ŭsio dakazvaŭ sabie, što heta son, ale serca majo sciskałasia.
Ja vyrašyŭ ustać, abaviazkova ŭstać; ale ŭnutrana byŭ padrychtavany, što mnie heta nie ŭdasca, bo ŭ snie cieła časta nie słuchajecca nas, jano byccam čužoje abo jaho naohul nie adčuvaješ. Ja različvaŭ, što, imknučysia ŭstać, pračnusia, ale zamiest hetaha sieŭ, apusciŭšy nohi na padłohu. Ničoha nie zrobiš, daviadziecca dahladzieć son da kanca, — padumaŭ ja, ale nastroj sapsavaŭsia darešty. Mnie stała strašna.
— Što ty chočaš? — spytaŭsia ja chrypłym hołasam i adkašlaŭsia.
Zvykła pašukaŭ bosymi nahami pantofli i pierš čym uspomniŭ, što ich tut niama, tak stuknuŭsia palcam, što navat zajenčyŭ. Nu, ciapier-to ŭžo ja napeŭna pračnuŭsia, padumaŭ z zadavalnienniem.
Ale ničoha nie zmianiłasia. Kali ja sieŭ, Chery adsunułasia. Jana prychinułasia da spinki łožka. Było bačna, jak u jaje bjecca serca: sukienka zleva prykmietna ŭzdryhvała. Jana razhladvała mianie spakojna i z cikaŭnasciu. Dobra było b schadzić u duš, ale chiba duš, jaki snicca, moža razbudzić?
— Jak ty siudy trapiła? — spytaŭsia ja.
Jana padniała maju ruku i pačała zabaŭlacca z joju, znajomym rucham padkidvała i łaviła maje palcy.
— Nie viedaju, — adkazała jana. — CHiba heta drenna?
Hołas u jaje byŭ hetki ž nizki, i havaryła jana hetak ža abyjakava, jak i zaŭsiody, nibyta jaje turbavali nie vymaŭlenyja słovy, a niešta zusim inšaje; tamu časam zdavałasia, što Chery ni pra što nie dumaje, a časam — što jana ničoha nie saromiejecca. Jana pryhladałasia z ledź prykmietnym zdziŭlenniem, jakoje sviaciłasia i ŭ jaje ŭ vačach.
— Ciabie… chto-niebudź bačyŭ?
— Nie viedaju, ja prosta pryjšła… jakoje heta maje značennie, Krys?
Zabaŭlajučysia i dalej z majoj rukoj, jana nasupiłasia.
— Chery?
— Što, miły?
— Adkul ty daviedałasia, dzie ja?
Heta jaje spyniła. Chery biezdapamožna razviała rukami, usmichnułasia. U jaje byli takija ciomnyja huby, što na ich nie zastavałasia sladoŭ navat ad višań.
— Paniaccia nie maju… Dziŭna, praŭda? Ty spaŭ, kali ja ŭvajšła, ale ja ciabie nie razbudziła. Ja nie chacieła ciabie budzić, ty złosnik. Złosnik i zanuda, — u takt svaim słovam jana enierhična padkidvała maju dałoń.
— Ty była ŭnizie?
— Aha. Ja ŭciakła adtul: tam choładna.
Jana vypusciła maju ruku. Kładučysia na bok, strasianuła hałavoj, adkidajučy vałasy, pahladzieła na mianie z toj ledź prykmietnaj usmieškaj, jakuju ja nie pieranosiŭ, pakul nie pakachaŭ Chery.
— Ale ž… Chery… ale ž, — marmytaŭ ja.
Nachiliŭšysia nad joj, ja padniaŭ karotki rukaŭ jaje sukienki. Nad padobnym na vienčyk kvietki sledam ad pryviŭki vospy čyrvaniełasia maleńkaja ranka ad ukołu. Praŭda, ja hetaha čakaŭ (bo mižvoli šukaŭ choć niejkuju łohiku), ale mnie stała błaha. Ja dakranuŭsia palcam da ranki ad ukołu — jana mnie sniłasia praz doŭhija hady. Jak časta ja pračynaŭsia z jenkam na skamiečanaj pascieli, zaŭsiody ŭ adnoj i toj ža pozie, skurčyŭšysia amal papałam, tak, jak lažała jana, kali ja znajšoŭ jaje ŭžo chałodnaj — niby staraŭsia vymalić u jaje pamiaci daravannie albo choć być pobač z joj u apošnija chviliny, kali jana, adčuŭšy dziejannie ŭkołu, spałochałasia. Jana ž bajałasia navat zvyčajnaj drapiny, nie pieranosiła ni bolu, ni kryvi, a tut advažyłasia na takoje. I pakinuła mnie piać słoŭ na listku. Zapiska była sa mnoj zaŭsiody, pakamiečanaja, parvanaja na zhibach; u mianie nie chapała smiełasci rasstacca z joj — tysiaču razoŭ ja viartaŭsia da taje chviliny, kali Chery pisała jaje, i staraŭsia ŭiavić sabie, što jana tady adčuvała. Ja pierakonvaŭ siabie, što jana chacieła prosta pažartavać i napałochać mianie, a doza akazałasia — vypadkova — nadta vialikaja. Usie dakazvali mnie, što tak i było albo što jana zrabiła heta pad upłyvam chvilinnaj słabasci, raptoŭnaj depresii. Nichto ž nie viedaŭ, što ja skazaŭ joj za piać dzion da hetaha. Ja navat zabraŭ svaje rečy, kab joj było jašče bolš baluča. A jana, kali ja zbiraŭsia, pramoviła zanadta spakojna: „Ty razumieješ, što heta aznačaje?..” — i ja zrabiŭ vyhlad, niby nie razumieju, choć cudoŭna razumieŭ. Ale ja ličyŭ jaje bajazliŭkaj i skazaŭ joj pra heta — a zaraz jana lažała papiarok łožka i ŭvažliva pazirała na mianie, byccam nie viedała, što ja zabiŭ jaje.
— I heta ŭsio? — spytałasia jana.
Pakoj byŭ čyrvony ad sonca. Vałasy Chery pałymnieli. Jana pahladzieła na svaju ruku, nibyta chacieła zrazumieć, čamu ja tak doŭha jaje razhladvaju, pasla prycisnułasia chaładnavataj hładkaj ščakoj da majoj dałoni.
— Chery, — chrypła pramoviŭ ja, — nie moža być…
— Pierastań!
Vočy jaje byli zapluščany, pavieki ŭzdryhvali, čornyja viejki datykalisia da ščok.
— Dzie my, Chery?
— U nas.
— A dzie heta?
Na imhniennie jana raspluščyła adno voka i adrazu ž znoŭ zapluščyła, pakazytała viejkami maju dałoń.
— Krys!
— Što?
— Mnie tak dobra.
Ja siadzieŭ nad joj nie kratajučysia. Padniaŭ hałavu i ŭbačyŭ u lusterku nad rukamyjnikam častku łožka, rassypanyja vałasy Chery i svaje hołyja kaleni. Ja padsunuŭ nahoj niejki napałovu abhareły pradmiet, adzin z tych, što valalisia na padłozie, padniaŭ jaho, prykłaŭ vostrym kancom da nahi, tam, dzie ružavieŭsia paŭkruhły simietryčny šram, i ŭvatknuŭ u cieła. Bol byŭ rezki. Ja paziraŭ na bujnyja kropli kryvi, jakija sciakali pa nazie i biazhučna padali na padłohu.
Usio daremna. Strašnyja dumki, jakija krucilisia ŭ hałavie, nabyvali ŭsio bolš peŭnyja abrysy, ja ŭžo nie paŭtaraŭ: „Heta son”, ja daŭno pierastaŭ vieryć u jaho, zaraz ja dumaŭ: „Treba abaraniacca”. Ja pahladaŭ na spinu Chery, na liniju biadra, na bosyja nohi, jakija zvisali z łožka. Ja vyciahnuŭ ruku i asciarožna pakrataŭ jaje ružovuju piatku, pravioŭ palcam pa padešvie.
Jana była dalikatnaja, jak u niemaŭlaci.
Zaraz ja byŭ pierakanany: heta nie Chery, ja amal što biezahladna vieryŭ u heta — navat jana sama nie viedaje ab tym.
Jaje bosaja stupnia zdryhanułasia ŭ majoj dałoni, ciomnyja huby Chery treslisia ad biazhučnaha smiechu.
— Pierastań… — prašaptała jana.
Ja cichieńka vyzvaliŭ ruku z-pad jaje ščaki, ustaŭ i pačaŭ spiešna apranacca. Chery siadzieła na łožku i pazirała na mianie.
— Dzie tvaje rečy? — spytaŭsia ja i adrazu ž paškadavaŭ pra heta.
— Maje rečy?
— Niaŭžo ŭ ciabie tolki adna sukienka?
Zaraz heta była ŭžo hulnia. Ja imknuŭsia trymacca budzionna, svabodna, byccam my rasstalisia tolki ŭčora, nie, byccam my naohul nikoli nie razłučalisia. Chery ŭstała, znajomym lohkim i mocnym rucham papraviła sukienku. Maje słovy zaintryhavali Chery, ale jana pramaŭčała. Tolki ciapier jana ŭvažliva ŭsio ahledzieła i, vidać, zdziŭlenaja paviarnułasia da mianie.
— Nie viedaju, — pramoviła jana biezdapamožna, — mahčyma, u šafie?.. — dadała Chery i adčyniła dzviery.
— Nie, tam tolki kambiniezony, — adkazaŭ ja.
Ja znajšoŭ kala rukamyjnika elektrabrytvu i pačaŭ halicca. Staraŭsia nie stać plačyma da dziaŭčyny, kim by jana ni była.
Chery chadziła pa kabinie, zazirała va ŭsie kutki, uhladałasia ŭ iluminatar, narešcie padyšła da mianie i pramoviła:
— Krys, u mianie takoje adčuvannie, byccam niešta zdaryłasia.
I zmoŭkła. Ja vyklučyŭ brytvu i čakaŭ.
— Byccam ja niešta zabyłasia… byccam šmat što zabyłasia. Viedaju… pamiataju tolki ciabie… i… i ničoha bolš.
Ja słuchaŭ jaje, starajučysia nijak nie vyjavić siabie.
— Ja była… chvoraja?
— Nu… možna skazać i tak. Niejki čas ty chvareła.
— Aha, voś, značyć, u čym sprava.
Chery adrazu supakoiłasia. Ja nie mahu pieradać moj stan: kali jana maŭčała, chadziła, siadzieła, usmichałasia, pierakananasć, što pierada mnoj Chery, była macniejšaja za hniatlivuju tryvohu. Pasla mnie znoŭ pačało zdavacca, što heta nie Chery, a tolki jaje sproščany vobraz, zasnavany na niekalkich charakternych słovach, ruchach, žestach. Jana nabliziłasia da mianie amal uščylnuju, upierłasia kułačkami ŭ maje hrudzi i spytałasia:
— Jak u nas z taboj? Dobra ci drenna?
— Cudoŭna, — adkazaŭ ja.
Jana ledź prykmietna ŭsmichnułasia.
— Kali ty tak havoryš, značyć, drenna.
— Što ty, Chery! Viedaješ, darahaja, mnie treba zaraz vyjsci, — chucieńka pramoviŭ ja. — Pačakaj mianie, dobra? A mo ty hałodnaja? — dadaŭ ja i raptam sam zachacieŭ jesci.
— Hałodnaja? Nie. — Jana pakruciła hałavoj, jaje vałasy rassypalisia pa plačach. — Mnie čakać ciabie? Doŭha?
— Z hadzinu… — pačaŭ ja.
— Ja pajdu z taboj, — pierabiła Chery.
— Tabie nielha isci sa mnoj, mnie treba pracavać.
— Ja pajdu z taboj.
Heta była zusim inšaja Chery: taja ŭ padobnych vypadkach nikoli nie nastojvała. Nikoli.
— Dziciatka majo, heta niemažliva…
Jana pazirała na mianie znizu, pasla ŭziała za ruku. Ja pravioŭ dałonniu pa jaje ruce, plačo było pruhkaje i ciopłaje. Zusim nie žadajučy, ja łaščyŭ jaje. Usia maja istota prahnuła jaje, ja chacieŭ jaje nasupierak rozumu, nasupierak usim arhumientam, nasupierak strachu.
Z usiaje siły starajučysia zachavać spakoj, ja paŭtaryŭ:
— Chery, heta niemahčyma, ty pavinna zastacca.
— Nie.
Jak heta prahučała!
— Čamu?
— N-nie… viedaju.
Jana azirnułasia i znoŭ padniała vočy na mianie.
— Ja nie mahu… — pramoviła jana cicha.
— Čamu?!
— Nie viedaju. Nie mahu. Mnie zdajecca… Mnie zdajecca…
Jana z ciažkasciu šukała adkazu, a kali znajšła, to i dla jaje samoj jon prahučaŭ niečakana:
— Mnie zdajecca, što ja pavinna bačyć ciabie… zaŭsiody.
Spakojnaja intanacyja chavała nie pačucci, a niešta zusim inšaje. Ja heta adčuŭ. Zniešnie ŭsio zastavałasia pa-raniejšamu: ja abdymaŭ jaje, hledziačy ŭ vočy, ale pacichu pačaŭ załomvać joj ruki za spinu, nierašučyja ruchi stali ŭpeŭnienymi — ja znajšoŭ svaju metu. Vačyma ja ŭžo šukaŭ, čym možna zviazać jaje.
Jaje łokci, adviedzienyja mnoju nazad, stuknulisia i adnačasova napružylisia z takoj siłaj, jakaja zviała na ništo maje namahanni. Ja zmahaŭsia mo chvilinu. Jana stajała, vyhnuŭšysia nazad, ledź nie kranałasia padłohi. U takim stanoviščy navat atlet nie zdoleŭ by supraciŭlacca. A jana, niapeŭna ŭsmichajučysia, vyzvaliłasia z maich abdymkaŭ, vyprastałasia i apusciła ruki. Tvar jaje navat nie zdryhanuŭsia.
Jaje vočy sačyli za mnoj hetak ža spakojna, z cikaŭnasciu, jak i napačatku, kali ja pračnuŭsia. Jana, vidać, navat nie zaŭvažyła maich adčajnych vysiłkaŭ, vyklikanych prylivam strachu. Zaraz jana stajała abyjakavaja, zasiarodžanaja, krychu zdziŭlenaja, nibyta niečaha čakajučy.
Maje ruki apuscilisia. Ja pakinuŭ jaje pasiarod pakoja i padyšoŭ da palicy la rukamyjnika. Z adčuvanniem, što trapiŭ u nievierahodnuju pastku, ja šukaŭ vyjscia, miarkujučy zrabić usio, što patrabavała situacyja. Kali b niechta spytaŭsia, što sa mnoj stałasia i što ŭsio heta aznačaje, ja nie zdoleŭ by vycisnuć z siabie nivodnaha słova, ale ja pastupova zrazumieŭ: toje, što adbyvajecca na Stancyi z usimi nami, heta nieparyŭnaje cełaje, takoje ž strašnaje, jak i niezrazumiełaje. Adnak u toj momant ja byŭ zaniaty inšym — sprabavaŭ znajsci choć niejki chod, niejkuju ščylinu dla vyratavannia. Ja ŭvieś čas adčuvaŭ na sabie pozirk Chery. Nad palicaj u scianie była maleńkaja aptečka. Ja chutka ahledzieŭ jaje, znajšoŭ słoik sa snatvornymi paraškami i kinuŭ čatyry tabletki — maksimalnuju dozu — u šklanku. Ja navat nie chavaŭ svaje manipulacyi ad Chery, ciažka skazać čamu, ja nie zadumvaŭsia nad hetym. Naliŭ u šklanku haračaj vady i pačakaŭ, pakul tabletki rastvoracca, padyšoŭ da Chery, jakaja ŭsio jašče stajała pasiarod pakoja.
— Ty hnievaješsia? — spytałasia jana cicha.
— Nie. Vypi voś heta.
Nie viedaju, čamu ja ličyŭ, što Chery pasłuchajecca. Sapraŭdy, jana moŭčki ŭziała ŭ mianie šklanku i vypiła jaje załpam. Ja pastaviŭ pustuju šklanku na stolik i sieŭ u kut pamiž šafaj i knižnaj palicaj. Chery niaspiešna padyšła da mianie, usiełasia na padłozie la kresła, jana rabiła heta i raniej, padkurčyła nohi i dobra znajomym rucham adkinuła vałasy nazad. Choć ja ŭžo bolš nie vieryŭ, što heta Chery, usio adno kožny raz, kali ja paznavaŭ jaje pryvyčki, štości sciskała majo horła. Heta było niezrazumieła i strašna, a strašniej za ŭsio toje, što ja i sam pavodziŭ siabie vierałomna, robiačy vyhlad, što prymaju jaje za Chery, ale ž jana sama ličyła siabie Chery, i, zhodna z jaje razumienniem, tut nie było nijakaj chitrasci. Nie mahu rastłumačyć, jak ja zdahadaŭsia, što ŭsio mienavita tak, ale ja byŭ upeŭnieny ŭ hetym, kali naohul jašče mahła isnavać choć niejkaja ŭpeŭnienasć!
Ja siadzieŭ, a dziaŭčyna abapierłasia plačyma na maje kaleni, jaje vałasy kazytali maju ruku. My siadzieli nieruchoma. Niekalki razoŭ ja nieprykmietna paziraŭ na hadzinnik. Minuła paŭhadziny, snatvornaje pavinna padziejničać. Chery niešta cichieńka pramarmytała.
— Što ty skazała? — spytaŭsia ja.
Jana nie adkazała. Ja paličyŭ heta adznakaj jaje sanlivasci, choć — daliboh, u hłybini dušy sumniavaŭsia, što na jaje padziejničaje lakarstva. Čamu? Nie viedaju. Vierahodna, tamu, što takoje vyjscie było b zanadta prostaje.
Jaje hałava pavoli apuskałasia na maje kaleni, ciomnyja vałasy ŭpali na tvar; Chery dychała spakojna, jak čałaviek, jaki spić. Ja nachiliŭsia, kab adniesci jaje na łožak. Nie raspluščvajučy vačej, jana krychu turzanuła mianie za vałasy i hučna rassmiajałasia.
Ja zdrancvieŭ, a jana zalivałasia smiecham i, prymružyŭšy vočy, nazirała za mnoj. Vyraz jaje tvaru byŭ naiŭny i chitry. Ja siadzieŭ nienaturalna prama, ahłušany i biezdapamožny, a Chery chichiknuła jašče raz, prycisnułasia ščakoj da majoj ruki i zmoŭkła.
— Čaho ty smiaješsia? — hłucha spytaŭsia ja.
Jaje tvar znoŭ staŭ niespakojny, zadumlivy. Ja bačyŭ, što jana choča być ščyraj. Chery padniesła palec da nosa i pramoviła, uzdychajučy:
— Sama nie viedaju.
U jaje słovach prahučała ščyraje zdziŭlennie.
— Ja zdajusia tabie idyjotkaj, praŭda? — praciahvała jana. — Niejak raptoŭna mnie… ale i ty dobry… siadziš nasupleny, jak… jak Pielvis…
— Jak chto? — pierapytaŭ ja. Mnie padałosia, što ja drenna pačuŭ.
— Jak Pielvis, ty ž viedaješ, toj taŭstun…
Niesumnienna, Chery nie mahła ni viedać, ni čuć pra jaho ad mianie: jon viarnuŭsia sa svajoj ekspiedycyi sama małaje hady praz try pasla jaje smierci. Ja taksama nie viedaŭ jaho raniej i navat ujaŭlennia nie mieŭ, što jon, kali staršyniuje na schodach Instytuta, nievierahodna zaciahvaje hetyja pasiadženni. Jaho prozvišča Piele Vilis, što skaročana ŭtvaraje mianušku, jakuju da jaho viartannia taksama nichto nie viedaŭ.
Chery abapierłasia łokciami na maje kaleni i pazirała mnie ŭ tvar. Ja pravioŭ dałoniami pa jaje rukach, plačach, šyi, adčuŭ pulsujučyja žyłki. Heta možna było ličyć łaskaj. Miarkujučy pa jaje pozirku, jana mienavita tak heta ŭspryniała. A ja prosta chacieŭ pierakanacca, što dakranajusia da zvyčajnaha ciopłaha čałaviečaha cieła, što pad jaje skuraj josć muskuły, kosci, sustavy. Pazirajučy ŭ jaje spakojnyja vočy, ja adčuŭ nieadolnaje žadannie z usiaje siły schapić jaje za horła.
Maje palcy amal scisnulisia, ale tut ja zhadaŭ akryvaŭlenyja ruki Snaŭta i adpusciŭ Chery.
— Jak ty dziŭna paziraješ… — pramoviła jana spakojna.
Majo serca kałaciłasia tak, što ja nie moh havaryć. Na imhniennie ja zapluščyŭ vočy.
Niečakana ŭ mianie ŭznik płan. Adrazu ŭvieś, z usimi detalami. Nie hublajučy ni siekundy, ja ŭstaŭ z kresła.
— Ja mušu isci, Chery, ale kali ty vielmi chočaš, to možaš pajsci sa mnoj.
— Dobra.
Jana ŭschapiłasia na nohi.
— Čamu ty bosaja? — spytaŭsia ja, padychodziačy da šafy i vybirajučy siarod roznakalarovych kambiniezonaŭ dva — sabie i joj.
— Nie viedaju… vidać, niekudy zakinuła tufli… — skazała jana niapeŭna.
Ja nie zviarnuŭ na heta ŭvahi.
— Zdymi sukienku, inakš ty nie apranieš kambiniezon.
— Kambiniezon?.. Navošta? — spytałasia jana, adrazu sciahvajučy sukienku.
Ale tut vysvietliłasia dziŭnaja reč — sukienku nielha było zniać— jana akazałasia biez usialakaj zašpilki. Čyrvonyja huziki pasiarod byli tolki azdobaj. Nijakich zašpilek niama. Chery razhublena ŭsmichałasia. Robiačy vyhlad, što heta sama zvykłaja sprava, ja padniaŭ z padłohi instrumient, padobny na skalpiel, nadrezaŭ im sukienku, tam, dzie na spinie pačynałasia dekalte. Ciapier jana mahła zniać sukienku praz hałavu. Kambiniezon byŭ joj trochi vielikavaty.
— My palacim?.. Razam? — dapytvałasia jana, kali my, apranuŭšysia, vychodzili z pakoja.
Ja kiŭnuŭ hałavoj. Ja nadta bajaŭsia, što my sustreniem Snaŭta, ale kalidor, jaki vioŭ da ŭzlotnaj placoŭki, byŭ pusty, a dzviery radyjostancyi, mima jakich my prajšli, začynieny.
Na Stancyi panavała miortvaja cišynia. Chery sačyła, jak na nievialikaj elektryčnaj kalascy ja vyvoziŭ z siaredniaha boksa na svabodnuju pałasu rakietu. Ja mietadyčna pravieryŭ stan mikrareaktara, telekiravannie ruchavika, zatym razam sa startavaj kalaskaj pierakaciŭ rakietu na kruhłuju rolikavuju płoskasć startavaha stała pad centram lejkapadobnaha kupała, pryniaŭšy adtul pustuju kapsułu.
Heta była nievialikaja rakieta dla suviazi Stancyi z Satełoidam; jana pryznačałasia dla pieravozak hruzu, ludzi ŭ joj latali ŭ vyklučnych vypadkach rakieta nie adčyniałasia znutry. Mnie patrabavałasia mienavita takaja rakieta. Viadoma, ja nie zbiraŭsia zapuskać jaje, ale rabiŭ usio, jak pierad sapraŭdnym startam. Chery nieadnojčy supravadžała mianie pad čas palotaŭ i krychu razbirałasia ŭ padrychtoŭcy da startu. Ja pravieryŭ stan kandycyjanieraŭ i kisłarodnaj aparatury, zapusciŭ ich, a kali zapalilisia kantrolnyja lampački, vylez z ciesnaha boksa i zviarnuŭsia da Chery, jakaja stajała la trapa:
— Zachodź.
— A ty?
— Zajdu pasla ciabie. Mnie treba začynić luk.
Ja nie bajaŭsia, što jana adhadaje moj namier. Kali jana pa trapie padniałasia ŭ rakietu, ja adrazu ž usunuŭ hałavu ŭ luk i spytaŭsia, ci dobra joj tam; pačuŭ hłuchoje „aha”, adstupiŭsia i z usiaje siły začyniŭ vieka. Ja darešty zacisnuŭ abiedzvie zasaŭki i zahadzia padrychtavanym klučom pačaŭ zakručvać piać šrubaŭ, jakija zamacoŭvali ŭ pazach vieka luka.
Mietaličnaja sihara stajała viertykalna i była hatova voś-voś uzlacieć. Ja viedaŭ, toj, jakuju ja zamknuŭ, ničoha nie pahražaje — u rakiecie dastatkova kisłarodu, navat charču krychu josć; zrešty, ja zusim nie zbiraŭsia trymać jaje tam da biaskoncasci.
Ja imknuŭsia luboj canoj zdabyć choć niekalki hadzin svabody, kab usio abdumać, zviazacca sa Snaŭtam i pahavaryć z im užo na roŭnych.
Kali ja zakručvaŭ apošniuju šrubu, dyk adčuŭ, što mietaličnyja macavanni, na jakich trymajecca rakieta, ustanoŭlenaja tolki na vystupach z troch bakoŭ, uzdryhvajuć, ale vyrašyŭ, što heta ja sam z dapamohaj vialikaha kluča nieasciarožna raschistaŭ stalnuju hłybu.
Ja adyšoŭsia na niekalki krokaŭ i ŭbačyŭ toje, čaho nie chacieŭ by bačyć bolš nikoli ŭ žycci.
Rakieta raschistałasia ad udaraŭ znutry. Dy jakich udaraŭ! Kab tam byŭ stalny robat, a nie čornavałosaja strojnaja dziaŭčyna, to i jon nie zdoleŭ by hetak tresci vaśmitonnuju rakietu!
Na paliravanaj pavierchni snarada mihcieli i pieralivalisia vodbliski ahnioŭ kasmadroma. Ja nie čuŭ nijakich hukaŭ — unutry było cicha, tolki šyroka rasstaŭlenyja apory startavaha stała, na jakich stajała rakieta, stracili dakładnasć abrysaŭ. Jany vibravali, jak struny, — ja navat spałochaŭsia, što ŭsio moža razvalicca. Dryhotkimi rukami zacisnuŭ apošniuju šrubu, kinuŭ kluč i saskočyŭ z trapa. Pavoli adstupajučy, ja ŭbačyŭ, jak amartyzatary, različanyja tolki na pastajanny cisk, padskokvajuć u svaich hniozdach. Mnie zdałosia, što stalnaja abšyŭka mianiaje svoj koler. Jak zvarjaciel'y, ja padbieh da pulta dystancyjnaha kiravannia, abiedzviuma rukami šturchanuŭ uhoru rubilnik pusku reaktara i ŭklučennia suviazi; tady z repraduktara, jaki byŭ spałučany z rakietaj, pačuŭsia nie to pisk, nie to skavytannie, zusim nie padobnaje na čałaviečy hołas, i ŭsio-tki ja razabraŭ: „Krys! Krys! Krys!!!”
Zrešty, hučała heta nie vielmi vyrazna. Kroŭ liłasia z razbitych kostačak, tak chaatyčna i prymusova staraŭsia ja zapuscić snarad. Błakitny vodblisk upaŭ na scieny startavaha stała; z adlustravalnika hazaŭ pavalili kłuby dymu, jakija pieratvarylisia ŭ snop aslaplalnych iskraŭ; usie huki nakryŭ vysoki praciažny hul. Rakieta ŭzniałasia na troch strumieniach połymia, jakija adrazu ž zlilisia ŭ adzin vohnienny słup, i, pakidajučy za saboj dryhotkaje maryva, vylecieła praz šluzavuju adtulinu, jakaja adrazu ž začyniłasia. Aŭtamatyčnyja vientylatary pačali padavać sviežaje pavietra ŭ zału, dzie jašče vichuryŭsia jedki dym. Ja na ŭsio heta nie zviartaŭ uvahi. Rukami trymaŭsia za pult, tvar hareŭ ad apioku, vałasy abhareli ad ciepłavoha vypramieńvannia; ja sutarhava chapaŭ pavietra, jakoje pachła harełym i azonam. Choć pad čas startu ja instynktyŭna zapluščyŭ vočy, reaktyŭny strumień aslapiŭ mianie. Davoli doŭha pierad vačyma stajali čornyja, čyrvonyja i załatyja kruhi. Pastupova jany rastvarylisia. Dym, pyl, tuman znikali ŭ trubach vientylataraŭ, jakija ciažka stahnali. Pierš za ŭsio ja ŭbačyŭ zialony ekran radara. Ja pačaŭ šukać rakietu z dapamohaj radyjołakatara. Kali narešcie złaviŭ, jana była ŭžo za miežami atmasfiery. Nikoli ŭ žycci ja nie zapuskaŭ snarad tak paspiešna, uslapuju, nie viedajučy, jakoje paskarennie jamu nadać, kudy naohul jaho skiravać. Ja padumaŭ, što prasciej za ŭsio vyviesci rakietu na arbitu vakol Salarys z radyusam kala tysiačy kiłamietraŭ. Tady ja zdoleŭ by vyklučyć ruchaviki. Kali jany buduć pracavać, moža adbycca katastrofa, vyniki jakoj ciažka ŭiavić. Tysiačakiłamietrovaja arbita — jak ja pierakanaŭsia z tablicy — była stacyjanarnaja. Ale i jana, kali havaryć praŭdu, ničoha nie harantavała. Prosta ja nie moh prydumać ničoha inšaha. U mianie nie chapiła advahi ŭklučyć radyjosuviaź, jakuju ja vyklučyŭ adrazu pasla startu. Ja zrabiŭ by ŭsio, aby tolki nie čuć hetaha strašnaha hołasu, u jakim užo nie zastałosia ničoha čałaviečaha. Usie maski byli sarvany — u hetym možna pryznacca, — i pad vyjavaj Chery adkryłasia inšaja, sapraŭdnaja vyjava, takaja, što šalenstva stała ŭiaŭlacca sapraŭdnym zbavienniem.
Była roŭna hadzina, kali ja pajšoŭ z kasmadroma.