RAZMOVA


Pasla abiedu nastupnaha dnia ja znajšoŭ na stale la akna zapisku Snaŭta. Jon paviedamlaŭ, što Sartoryus pierapyniŭ pracu nad anihilataram, kab apošni raz vyprabavać uzdziejannie žorstkaha vypramieńvannia na Akijan.

— Kachanaja, — skazaŭ ja, — mnie treba schadzić da Snaŭta.

Čyrvonaja zorka hareła ŭ škle i dzialiła pakoj na dzvie častki. My znachodzilisia ŭ błakitnym cieni. Za miažoj cieniu ŭsio zdavałasia miednym, i, vidać, kali b kniha ŭpała z palicy, jana zazvinieła b.

— Havorka pra ekspierymient. Ja tolki nie razumieju, jak lepš. Viedaješ, ja chacieŭ by… — ja zmoŭk.

— Nie apraŭdvajsia, Krys. Ja vielmi chacieła b… CHiba tolki nie doŭha?..

— Heta zojmie peŭny čas, — adkazaŭ ja. — Pasłuchaj, a mo ty pojdzieš sa mnoj i pačakaješ mianie ŭ kalidory?

— Dobra. A kali ja nie vytrymaju?

— Što z taboj, ułasna, adbyvajecca? — spytaŭsia ja i adrazu ž dadaŭ: — Ja pytajusia nie z cikavasci, viadoma, ale, mahčyma, kali razbiarešsia, ty z hetym i sama spravišsia.

— Ja bajusia, — adkazała Chery i zbialeła. — Ja nie mahu tabie skazać, čaho ja bajusia, navat nie bajusia, a prosta rastvarajusia. Apošnim časam ja adčuvaju hetki soram… Jak tabie rastłumačyć… A pasla ŭžo ničoha, pusta. Tamu ja dumała, što ja chvoraja… — Chery zdryhanułasia.

Apošnija słovy jana pramoviła ledź čutna.

— Mo takoje adbyvajecca tolki tut, na hetaj čortavaj Stancyi, — pramoviŭ ja. — Ja pastarajusia zrabić usio, kab my jak maha chutčej pakinuli jaje.

— Ty ličyš, heta mažliva? — Chery šyroka raspluščyła vočy.

— Całkam. Zrešty, ja ž nie prykuty… Darečy, treba spačatku damovicca sa Snaŭtam, a tam pahladzim. Jak ty dumaješ, kolki ty možaš być adna?

— Chto jaho viedaje… — apusciŭšy hałavu, pavoli pačała Chery. — Kali ja budu čuć tvoj hołas, to, badaj, spraŭlusia.

— Ja chaču, kab ty nie słuchała, pra što my havorym. Ja nie maju nijakich sakretaŭ, ale ja nie viedaju, nie mahu viedać, što skaža Snaŭt.

— Nie praciahvaj. Ja razumieju. Dobra. Ja budu stajać tak, kab čuć tolki tvoj hołas. Bolš mnie ničoha nie treba.

— Zaraz ja pazvaniu jamu z łabaratoryi. Ja nie budu začyniać dzviarej.

Chery kiŭnuła. Ja prajšoŭ praz scianu čyrvonych soniečnych promniaŭ u kalidor, jaki, niahledziačy na štučnaje asviatlennie, zdavaŭsia amal čornym. Dzviery małoj łabaratoryi byli adčynieny. Lustranyja reštki sasuda Dziuara, jakija lažali na padłozie kala vializnych jomistasciej z vadkim kisłarodam, usio jašče nahadvali pra načnoje zdarennie. Zasviaciŭsia maleńki ekran. Kali ja zniaŭ trubku i nabraŭ numar radyjostancyi, błakitnaja zanavieska, jakaja znutry zakryvała matavaje škło, rassunułasia, i Snaŭt, nahnuŭšysia z vysokaha kresła, zirnuŭ mnie prosta ŭ vočy.

— Vitaju ciabie, — pramoviŭ jon.

— Ja pračytaŭ zapisku. Chacieŭ z taboju pahavaryć. Možna pryjsci?

— Prychodź. Zaraz?

— Aha.

— Kali łaska. Ty… nie adzin?

— Nie, adzin.

Jaho chudy, bronzavy ad zaharu tvar z hłybokimi marščynami na łbie płyŭ u vypukłym škle, jak dziŭnaja ryba ŭ akvaryumie.

— Nu-nu, — pramoviŭ jon šmatznačna. — Ja čakaju.

— My možam isci, kachanaja.

Ja imknuŭsia havaryć ažyŭlena, zachodziačy ŭ kabinu praz čyrvonyja promni, za jakimi bačyŭ tolki siłuet Chery, ale hołas moj sarvaŭsia. Chery pryrasła da kresła: zasunuła ruki pad padłakotniki i saščapiła palcy. Jana zanadta pozna pačuła maje kroki albo nie paspieła chutka pamianiać svaju strašnuju pozu — nie viedaju, ale ja paspieŭ ubačyć, jak jana zmahajecca z toj niezrazumiełaj siłaj, što schavanaja ŭ joj. Majo serca scisnuła slapoje, šalonaje aburennie, zmiešanaje sa škadavanniem. My moŭčki pajšli pa doŭhim kalidory; roznakalarovaja emal na jaho scienach pa zadumie architektara pavinna była pazbavić ad adnastajnasci znachodžannie ŭ mietaličnaj škarłupinie. Ja jašče zdaloku zaŭvažyŭ adčynienyja dzviery radyjostancyi. Adtul u hłybiniu kalidora padała doŭhaja čyrvonaja pałasa — i siudy dachodziła sonca. Ja pahladzieŭ na Chery — jana navat nie sprabavała ŭsmichacca, zasiarodžana rychtujučysia da baraćby z saboj. Vyprabavanni, jakija čakali Chery, užo zaraz zmianili jaje tvar — jon staŭ biełym i chudym. Za niekalki krokaŭ da dzviarej Chery spyniłasia, ja paviarnuŭsia da jaje, končykami palcaŭ jana padšturchnuła mianie, byccam kažučy: „Idzi”. I tut maje płany, Snaŭt, ekspierymient, usia Stancyja — usio zdałosia mnie hetkim drobiaznym u paraŭnanni z tymi pakutami, jakija čakali tut jaje. Ja adčuŭ siabie katam i chacieŭ užo viarnucca nazad, ale šyrokuju soniečnuju pałasu, nadłamanuju na scianie kalidora, zasłaniŭ cień čałavieka. Ja chucieńka zajšoŭ u kabinu. Snaŭt čakaŭ mianie la dzviarej. Čyrvonaje sonca stajała prosta za im, i purpurovy vodblisk hareŭ u jaho sivych vałasach. My davoli doŭha moŭčki pazirali adzin na adnaho. Zdavałasia, Snaŭt vyvučaŭ mianie. Aslepleny soncam, ja drenna bačyŭ vyraz jaho tvaru. Ja abyšoŭ Snaŭta i spyniŭsia kala vysokaha pulta, na jakim tyrčali hnutkija sciabliny mikrafonaŭ. Snaŭt marudna paviarnuŭsia, spakojna nazirajučy za mnoj z raniejšaj hrymasaj, jakaja ŭsprymałasia to jak usmieška, to vydavała stomlenasć. Nie zvodziačy z mianie vačej, Snaŭt padyšoŭ da mietaličnaj, na ŭsiu scianu šafy, pierad jakoj z abodvuch bakoŭ uzvyšalisia aby-iak zvalenyja kučy radyjodetalaŭ, termičnyja akumulatary i rozny instrumient, pastaviŭ tudy kresła i sieŭ, abapirajučysia spinaj na emaliravanyja dzviercy.

Naša maŭčannie stanaviłasia dziŭnym. Ja zasiarodžana prysłuchoŭvaŭsia da cišyni, što panavała ŭ kalidory, dzie zastałasia Chery, ale adtul ničoha nie było čuvać.

— Kali ŭ vas usio budzie hatova? — spytaŭsia ja.

— My mahli b pačać choć sionnia, ale zapis zapatrabuje jašče krychu času.

— Zapis? Ty maješ na ŭvazie encefałahramu?

— Aha, ty ž zhadziŭsia. A što?

— Dy tak, ničoha.

— Ja słuchaju ciabie, — pramoviŭ Snaŭt praz niejki čas.

— Jana ŭsio viedaje… pra siabie, — ledź čutna pramoviŭ ja.

Brovy Snaŭta palezli ŭhoru.

— Viedaje?

Mnie zdałosia, što Snaŭt tolki prytvarajecca zdziŭlenym. Čamu jon prytvarajecca? U mianie adrazu prapała žadannie havaryć, ale ja pierasiliŭ siabie. Treba być choć by łajalnym, padumaŭ ja, kali ničoha inšaha nie zastajecca.

— Jana pačała zdahadvacca, vidać, pasla našaj razmovy ŭ biblijatecy, nazirała za mnoj, supastaŭlała fakty, pasla znajšła mahnitafon Hibaryjana i pasłuchała zapis…

Snaŭt pa-raniejšamu abapiraŭsia na šafu, ale ŭ jaho ŭ vačach zaharelisia iskry. Ja stajaŭ la pulta nasuprać dzviarej, pračynienych u kalidor. Ja praciahvaŭ jašče cišej:

— Sionnia nočču, kali ja spaŭ, jana sprabavała skončyć samahubstvam. Vadki kisłarod…

Niešta zašamacieła, ja scišyŭsia, prysłuchaŭsia — huk danosiŭsia nie z kalidora. Dzieści zusim blizka škrebłasia myš… Myš? Hłupstva! Adkul tut myšy? Ja pilna zirnuŭ na Snaŭta.

— Słuchaju ciabie, — spakojna pramoviŭ Snaŭt.

— Viadoma, joj heta nie ŭdałosia… va ŭsiakim razie jana viedaje, chto jana.

— Navošta ty raskazvaješ pra heta mnie? — raptam spytaŭsia Snaŭt.

Ja nie adrazu skiemiŭ, što jamu adkazać.

— Chaču, kab ty aryjentavaŭsia… kab viedaŭ, što adbyvajecca, — pramarmytaŭ ja.

— Ja papiaredžvaŭ ciabie.

— Inakš kažučy, ty viedaŭ. — Ja mižvoli pavysiŭ hołas.

— Nie. Viadoma ž, nie. Ale ja tłumačyŭ tabie, jak usio adbyvajecca. Kožny „hosć”, kali jon zjaŭlajecca, amal što fantom, niahledziačy na biazładnuju miešaninu ŭspaminaŭ i vobrazaŭ, atrymanych ad svajho… Adama… „hosć”, pa sutnasci, pusty. Čym bolš znachodzicca jon z taboj, tym bolš ačałaviečvajecca i stanovicca ŭsio bolš samastojnym, viadoma, da peŭnaj miažy. I čym daŭžej heta praciahvajecca, tym ciažej…

Snaŭt pamaŭčaŭ, pahladzieŭ na mianie spadyłba i abyjakava spytaŭsia:

— Jana ŭsio viedaje?

— Tak, ja ž skazaŭ tabie.

— Usio? I toje, što adzin raz była tut, a ty…

— Nie!

Snaŭt usmichnuŭsia:

— Pasłuchaj, Kielvin, kali heta zajšło tak daloka… što ty dumaješ rabić? Pakinuć Stancyju?

— Tak.

— Z joj?

— Aha.

Snaŭt zmoŭk, razvažajučy nad maimi adkazami, ale ŭ jaho maŭčanni było niešta jašče… Što? Znoŭ byccam štości zašamacieła zusim blizka, za tonkaj pieraharodkaj. Snaŭt zajorzaŭ na kresle.

— Vydatna, — pramoviŭ jon. — Čamu ty paziraješ na mianie tak dziŭna? Ty ličyŭ, što ja budu pieraškadžać tabie? Rabi jak chočaš, moj darahi. Nu i małajcy my z taboj, kali b pačali jašče i prymušać adzin adnaho! Ja nie zbirajusia ŭhavorvać ciabie, skažu tolki — ty imkniešsia ŭ niečałaviečych umovach zastacca čałaviekam. Mo heta i pryhoža, ale zusim niedarečna. Zrešty, ja navat nie viedaju, ci pryhoža. CHiba hłupstva moža być pryhožym? Nie ŭ tym sprava. Ty admaŭlaješsia praciahvać ekspierymienty, chočaš adstupicca, zabraŭšy jaje? Tak?

— Tak.

— Ale heta taksama… ekspierymient. Čuješ?

— Što ty maješ na ŭvazie? Ci zdoleje… jana?.. Kali razam sa mnoj, to nie baču…

Ja havaryŭ usio bolš pavolna, pasla zusim scich. Snaŭt uzdychnuŭ:

— Kielvin, usie my, jak straŭsy, chavajem hałavu ŭ piasok, ale my va ŭsiakim razie viedajem pra heta i nie različvajem na vysakarodnasć.

— Ja ničoha nie chaču i nie različvaju.

— Dobra. Ja nie chacieŭ ciabie pakryŭdzić. Svaje słovy pra vysakarodnasć ja zabiraju nazad, ale słovy pra straŭsaŭ zastajucca ŭ sile. Asabliva heta datyčyć ciabie. Ty padmanvaješ nie tolki jaje, ale i siabie, hałoŭnym čynam siabie. Ty viedaješ umovy stabilizacyi sistemy, pabudavanaj z niejtrynnaj materyi?

— Nie. Ty taksama nie viedaješ. Nichto nie viedaje.

— Biezumoŭna. Ale nam viadoma adno: takija sistemy niaŭstojlivyja i mohuć isnavać tolki dziakujučy niaspynnamu prytoku enierhii. Ja viedaju heta ad Sartoryusa. Enierhija ŭtvaraje vichravaje stabilizacyjnaje pole. Cikava, ci zjaŭlajecca hetaje pole ŭ adnosinach da „hoscia” zniešnim? Ci mo jano ŭznikaje ŭ jaho ŭ arhanizmie? Razumieješ roznicu?

— Razumieju, — pavoli adkazaŭ ja. — Kali jano zniešniaje, dyk… jana. Tady… takija…

— Tady pad čas addalennia ad Salarys sistema raspadajecca, — zakončyŭ Snaŭt za mianie. — My nie možam hetaha pradbačyć, ale ž ty pastaviŭ dosled. Rakieta, jakuju ty zapusciŭ… pa-raniejšamu krucicca vakol płaniety. U volnuju chvilinu ja navat padličyŭ paramietry jaje ruchu. Možaš palacieć, vyjsci na arbitu, sastykavacca i pahladzieć, što stałasia z… pasažyrkaj…

— Ty zvarjacieŭ! — vydychnuŭ ja.

— Ty tak ličyš? Nu… a kali… viarnuć jaje, tvaju rakietu? Heta mahčyma. Jana maje dystancyjnaje kiravannie. My vierniem rakietu i…

— Pierastań!

— I heta tabie nie padabajecca? Josć jašče adzin sposab, vielmi prosty. Navat nie treba viartać jaje na Stancyju. Niachaj sabie lotaje. My prosta zviažamsia z joju pa radyjo, kali jana žyvaja, to adhukniecca i…

— Tam užo daŭno skončyŭsia kisłarod! — z ciažkasciu vycisnuŭ ja.

— Mo jana abychodzicca biez kisłarodu… Nu što, pasprabujem?

— Snaŭt… Snaŭt…

— Kielvin… Kielvin… — złosna pieradražniŭ jon mianie. — Boža, što ty za čałaviek. Kaho ty chočaš aščaslivić? Uratavać? Siabie? Jaje? Jakuju? Hetuju ci tuju? Na abiedzviuch nie chopić advahi? Bačyš sam, da čaho heta davodzić. Apošni raz kažu tabie: tut situacyja — pa-za ŭsialakaj marałlu.

Raptam ja pačuŭ toje ž samaje šamaciennie, nibyta niechta paznohciami drapaŭ scianu. Mianie aharnuła abyjakavasć: usio vyhladała drobnym, krychu smiešnym, małaznačnym, byccam u pieraviernutym binokli.

— Nu dobra, — skazaŭ ja. — Što, pa-tvojmu, ja mušu zrabić? Zniščyć jaje? Na nastupny dzień zjavicca takaja ž, chiba nie tak? I jašče raz? I tak štodzionna? Da jakoha času? Navošta? Što heta mnie dasć? A tabie? Sartoryusu? Stancyi?

— Pačakaj, spačatku skažy ty. Ty palaciš razam z joj i, dapuscim, ubačyš sam, što z joju adbudziecca. Praz niekalki chvilin pierad taboj zjavicca…

— Što? — zjedliva spytaŭsia ja. — Pačvara? Deman? Što?

— Nie. Zvyčajnaja, sama zvyčajnaja ahonija. CHiba ty sapraŭdy pavieryŭ u ich niesmiarotnasć? Kažu tabie — jany hinuć… Što ty budzieš rabić tady? Vierniešsia… pa novuju?

— Pierastań!!! — huknuŭ ja, sciskajučy kułaki.

Snaŭt, prymružyŭšy vočy, paziraŭ na mianie i pabłažliva ŭsmichaŭsia.

— Aha, tabie nie padabajecca? Viedaješ, na tvaim miescy ja nie raspačynaŭ by hetaj havorki. Lepš zajmisia čym-niebudź inšym, naprykład, pačni łupcavać dubcami u znak adpłaty — Akijan. Što ty chočaš? Značyć, tak… — Snaŭt chitravata pamachaŭ rukoj i padniaŭ vočy ŭhoru, na stol, nibyta niekaha pravodziŭ pozirkam, — tady ty stanieš niahodnikam? A chiba ciapier nie niahodnik? Usmichaješsia, kali chočacca płakać, prytvaraješsia radasnym i spakojnym, kali hatovy vałasy rvać, — i ty nie niahodnik? A što, kali tut nielha nie być niahodnikam? Što tady? Zakacić isteryku pierad Snaŭtam, jaki va ŭsim vinavaty, tak? Akramia ŭsiaho, ty jašče idyjot, moj ty darahi…

— Ty havoryš pra siabie, — skazaŭ ja i apusciŭ hałavu, — ja… kachaju jaje.

— Kaho? Svaje ŭspaminy?

— Nie. Jaje. Ja raskazaŭ tabie, što jana sprabavała zrabić. Na takoje pojdzie nie kožny… žyvy čałaviek.

— Ty ž sam pryznaješsia, kali kažaš…

— Nie łavi mianie na słovie.

— Dobra. Značyć, jana ciabie kachaje. A ty — chočaš kachać. Heta roznyja rečy.

— Ty pamylaješsia.

— Ja škaduju, Kielvin, ale ty sam raskazaŭ mnie pra svaje intymnyja spravy. Nie kachaješ. Kachaješ. Jana zhodna achviaravać svaim žycciom. Ty taksama. Vielmi čułliva, uzvyšana — usio što chočaš. Ale tut heta niedarečna. Niedarečna. Razumieješ? Nie, ty nie chočaš zrazumieć. Siły, jakimi my nie kirujem, zaciahnuli ciabie ŭ vir, a jana — častka jaho. Faza. Cykl, što paŭtarajecca. Kali b jana była… kali b za taboj haniałasia pačvara, hatovaja dziela ciabie na ŭsio, ty pazbaviŭsia b ad jaje biez usialakich vahanniaŭ. Praŭda?

— Praŭda.

— A kali… kali… imienna tamu jana niepačvara? Heta zviazvaje tabie ruki? A mo treba, kab tvaje ruki byli zviazanyja?

— Jašče adna hipoteza. U biblijatekach ich užo milon. Dosyć, Snaŭt, jana… Ja nie chaču z taboj pra heta havaryć.

— Nu i nie havary. Ty ž sam pačaŭ. Ale ty ŭsio ž padumaj, što ŭ rešcie rešt jana tolki lusterka, u jakim adbivajecca častka tvajho mozha. Jana cudoŭnaja tamu, što cudoŭnymi byli tvaje ŭspaminy. Ty daŭ recept. Kruhazvarot pamiaci!

— Čaho ty chočaš? Kab ja… kab ja pazbaviŭsia ad jaje? Ja ŭžo ŭ ciabie pytaŭsia: navošta mnie heta rabić? Ty nie adkazaŭ.

— Adkažu zaraz. Ja nie zaprašaŭ ciabie, nie raspačynaŭ hetaj havorki, nie čapaŭ tvaich spraŭ. Ja ničoha tabie nie zahadvaju, ničoha nie zabaraniaju, ja nie rabiŭ by hetaha, kab navat moh. Ty, ty pryjšoŭ siudy i vykłaŭ mnie ŭsio, viedaješ čamu? Nie? Ty chočaš skinuć z siabie ŭsio. Skinuć. Ja dobra ŭiaŭlaju, jakoje ŭ ciabie stanovišča, moj darahi. Tak, tak! Nie pierapyniaj mianie. Ja ničoha tabie nie zabaraniaju, ale ty ty sam chočaš, kab ja tabie pieraškodziŭ. Kali b ja staŭ na tvaim šlachu, mažliva, ty raskvasiŭ by mnie hałavu — mnie, zvyčajnamu čałavieku, takomu ž, jak i ty, i sam adčuvaŭ by siabie čałaviekam. A tak ty nie možaš saŭładać i tamu raspačynaješ sprečku sa mnoj… dakładniej, z samim saboj! Ty jašče skažy, što nie pieražyvieš, kali jana raptam zniknie… Dobra, nie kažy ničoha.

— Nu, viedaješ! Ja pryjšoŭ, kab raskazać tabie, zusim davierliva, što ja zbirajusia razam z joju pakinuć Stancyju, — adbivaŭsia ja, ale maje słovy prahučali niepierakanaŭča navat dla mianie.

Snaŭt pacisnuŭ plačyma.

— Zusim vierahodna, što ty musiš stajać na svaim. Ja skazaŭ tabie heta tolki tamu, što ty zanadta daloka zajšoŭ, a viarnucca, sam razumieješ… Prychodź zaŭtra ranicaj a dzieviataj da Sartoryusa, navierch… Pryjdzieš?

— Da Sartoryusa? — zdziviŭsia ja. — Jon ža nikoha nie puskaje, ty kazaŭ, što jamu i pazvanić nielha.

— Niejkim čynam jon usio ŭładkavaŭ. My hetaha nie abmiarkoŭvajem. Ty… u ciabie zusim inšaje. Nie maje značennia. Pryjdzieš rankam?

— Pryjdu, — pramarmytaŭ ja.

Ja paziraŭ na Snaŭta. Jon niejak nienaturalna trymaŭ levuju ruku za dzviercami šafy. A kali ž dzviercy pračynilisia? Vidać, davoli daŭno, ale ja, uzbudžany niepryjemnaj dla mianie razmovaj, nie zviarnuŭ uvahi. Jak dziŭna ŭsio heta vyhladaje… Byccam… jon niešta chavaŭ tam. Albo niechta trymaŭ jaho za ruku. Ja ablizaŭ huby.

— Što takoje, Snaŭt?

— Idzi, — cicha i nadzvyčaj spakojna pramoviŭ jon. — Idzi.

Ja vyjšaŭ i začyniŭ za saboj dzviery ŭ apošnich promniach čyrvonaha maryva. Chery siadzieła na padłozie, krokaŭ za dziesiać ad mianie, la samaj sciany. Kali zaŭvažyła mianie, uschapiłasia.

— Hladzi! — pramoviła jana, vočy ŭ jaje bliščali. — Atrymałasia, Krys. Ja takaja ščaslivaja. Mahčyma… mahčyma, usio budzie lepiej i lepiej…

— Viadoma, — abyjakava adkazaŭ ja.

My viartalisia nazad, a ja ŭsio łamaŭ hałavu nad hetaj idyjockaj šafaj. Chavaŭ ža, chavaŭ ža jon tam?.. A ŭsia naša razmova?.. Ščoki maje pačali hareć, ja mižvoli pacior ich. Boža, što za šalenstva. I da čaho my, ułasna, pryjšli? Da ničoha? Praŭda, zaŭtra ranicaj…

I raptam mianie apanavaŭ strach, amal taki ž, jak i nočču. Maja encefałahrama. Poŭny zapis usioj dziejnasci mozha, pierakładzieny ŭ chistanni pučka pramianioŭ, budzie dasłany ŭniz. U hłybiniu hetaj nieabdymnaj, biazmiežnaj pačvary. Jak skazaŭ Snaŭt: „Ty nie pieražyvieš, kali raptam jon zniknie…” Encefałahrama — heta poŭny zapis. U tym liku i nieŭsviadomlenych pracesaŭ. A kali ja chaču, kab jon znik, zahinuŭ? CHiba ž spałochaŭsia b ja, kali b jana zastałasia žyvaja pasla svaje strašnaje sproby? Ci možna adkazvać za svaju padsviadomasć? Kali nie adkazvaju za jaje ja, tady chto?.. Što za idyjoctva! Na jakoje licha zhadziŭsia ja, kab moj, mienavita moj… Ja mahu, viadoma, aznajomicca z zapisam, ale ž ja jaho nie rasšyfruju. Nichto nie zdoleje jaho rasšyfravać. Tolki spiecyjalisty ŭ ahulnych rysach mohuć skazać, pra što dumaŭ paddosledny, ci rašaŭ jon, naprykład, matematyčnyja zadačy, ale daviedacca jakija, jany nie mohuć. Jany scviardžajuć, što heta niemažliva, bo encefałahrama adlustroŭvaje mnostva pracesaŭ, jakija adbyvajucca adnačasova, i tolki niekatoryja z ich majuć psichałahičnuju „padkładku”… A padsviadomyja… Pra ich i havaryć nichto nie choča, i dzie ŭžo tut rasšyfroŭvać niečyja ŭspaminy, toje, što žyvie ŭ pamiaci, albo toje, što pastaralisia zabycca… Ale čamu mnie tak strašna? Jašče ž rankam ja sam kazaŭ Chery, što ekspierymient ničoha nie dasć. Kali našy niejrafizijołahi nie zdolny rasšyfravać zapis, to jak ža razbiarecca ŭ im absalutna čužy čorny vadki hihant?..

Ale ž pranik jon u mianie, choć i nieviadoma jak, pierakapaŭ usiu maju pamiać i znajšoŭ u joj sama balučy atam! CHiba mahu ja ŭ hetym sumniavacca. Biez čužoj dapamohi, biez usialakaj „pieradačy pramianiovaj enierhii” jon zalez praz padvojnuju hiermietyčnuju abšyŭku, praz ciažkuju škarłupinu na Stancyju; unutry jaje znajšoŭ majo cieła i pajšoŭ sa zdabyčaj…

— Krys?.. — cicha pramoviła Chery.

Ja stajaŭ la iluminatara, upieryŭšy nieviduščy pozirk u husty zmrok. Lohkaja, piaščotnaja na hetaj hieahrafičnaj šyryni pialonka zachinała zorki. Sucelny, choć i tonki, słoj vobłakaŭ stajaŭ vielmi vysoka, z hłybini, z-za haryzontu sonca afarboŭvała jaho ledź prykmietnym srabrysta-ružovym zzianniem.

Kali jana zniknie, značyć, ja hetaha chacieŭ. Značyć, ja zabiŭ jaje. Nie pajsci tudy? Jany nie mohuć mianie prymusić. Ale što ja im skažu? Pra heta — nie. Nie mahu. Tak, treba prytvaracca, treba chłusić zaŭsiody i va ŭsim. I ŭsio tamu, što ŭva mnie, vidać, chavajucca dumki, płany, spadziavanni — žorstkija, cudoŭnyja, biazlitasnyja, a ja ničoha pra ich nie viedaju. Čałaviek rušyŭ nasustrač inšym susvietam, novym cyvilizacyjam, nie spaznaŭšy darešty svajoj dušy: jaje zavułkaŭ, tupikoŭ, biazdonnych kałodziežaŭ, zabarykadavanych ciomnych dzviarej. Vydać im Chery… ad soramu? Vydać tolki tamu, što ŭ mianie nie chapaje advahi?

— Krys… — jašče cišej prašaptała Chery.

Ja chutčej adčuŭ, čym pačuŭ, jak jana biasšumna padyšła da mianie, ale zrabiŭ vyhlad, što nie zaŭvažaju jaje. Ja chacieŭ pabyć adzin, ja vielmi chacieŭ hetaha. Ja ni na što jašče nie advažyŭsia, ni na što. Ja stajaŭ nieruchoma, pazirajučy na ciomnaje nieba, na zorki, jakija byli tolki pryvidnym cieniem ziamnych zorak. Dumki, što apanoŭvali mianie, znikli, moŭčki rasła miortvaja abyjakavasć, upeŭnienasć, što tam, u niedasiažnaj hłybini, ja ŭžo zrabiŭ vybar i tolki prytvarajusia, byccam ničoha nie adbyłosia. Ja nie mieŭ siły navat hrebavać saboj.


Загрузка...