Bliźniaków nie było na straży. Najpierw zaniepokoiłem się, że zostali schwytani lub zabici przez ludzi margrabiego, jednak nie zauważyłem żadnych śladów przemocy. A Pierwszy i Drugi nie daliby się wziąć tak łatwo. Kiedy otworzyłem pierwsze z drzwi prowadzących do izby, gdzie mieszkało siedem dziewcząt, usłyszałem krzyki. I już wiedziałem, że jest niedobrze. Bliźniacy ośmielili się nie usłuchać moich rozkazów i postanowili zabawić się z dziewicami. No cóż, z tego, co zobaczyłem, przynajmniej jedna z tych siedmiu dziewicą już nie była. Pierwszy przyciskał jej twarz do poduszek i ujeżdżał od tyłu. Nawet nie zdjął spodni, tylko opuścił je do kolan. Widziałem jego podrygujący krostowaty tyłek i kopnąłem w niego z taką siłą, że wydawało mi się, iż złamię bliźniakowi kość ogonową. Wrzasnął i spadł z dziewczyny. Przezornie odturlał się na bok, więc nie dałem rady przyłożyć mu następny raz. Drugi miał więcej szczęścia. Zresztą on nie zdążył jeszcze dobrać się do swego cukiereczka i teraz odskoczył pod ścianę, przybierając niewinny wyraz twarzy.
– Byliśmy cały niby czas na warcie. Teraz tylko tak wpadliśmy zobaczyć, jak jest… – zatrajkotał.
Dziewczyna, z którą zabawiał się Drugi, odpełzła do przyjaciółek. Przytuliły ją do siebie. Siedem zapłakanych, spłoszonych zwierzątek.
– Szubrawcy – powiedziałem złym głosem. – Tak słuchacie rozkazów?
– Jak Boga kocham, Mordimerze, my tylko… – Drugi huknął się pięścią w pierś.
– Zamknij się, na miecz Pana naszego, bo wyrwę ci jęzor.
Pierwszy nic nie mówił, tylko pojękiwał z cicha i masował obolałe miejsce. Miał opuszczone powieki, lecz wiedziałem, że w jego oczach nie zobaczyłbym ani sympatii, ani zrozumienia. Tyle że nie mogłem na razie nic zrobić. Należała im się surowa kara za niewykonanie rozkazu, ale przecież nie mogłem karać ich tu i teraz kiedy miałem na głowie ludzi margrabiego. Bliźniacy byli mi potrzebni. Ktoś musiał pilnować służby Reutenbacha, by nie przyszły jej do głowy głupie pomysły, ktoś musiał pędzić co koń wyskoczy do lokalnego oddziału Inkwizytorium, by sprowadzić mych drogich konfratrów. A było nas zaledwie czterech i nie mogłem tych dwóch głupców nastawić przeciw sobie. Jednak nie zamierzałem wybaczyć tak karygodnego nieposłuszeństwa. Inkwizytorzy są ludźmi cierpliwymi, lecz nie zapominają o wyrządzonych im krzywdach. Prędzej czy później wystawię bliźniakom stosowny rachunek.
Jeśli chodzi o dziewczynę, którą tak zajadle ujeżdżał Pierwszy, nie było mi jej szczególnie żal. Miała przecież już piętnaście lat i w swoim życiu pewnie obsłuży jeszcze niejednego mężczyznę. Nie stała jej się żadna krzywda poza podartą sukienką i siniakiem na wątłej piersi. Do wesela się zagoi…
– Zabierajcie się stąd – rozkazałem dziewczynom. – Wracajcie do domów. Weźcie ze sobą wszystko, co chcecie, suknie, naczynia. No już, już…
Szybko się uwinęły, nawet zabaweczce Pierwszego wyraźnie poprawił się humor, kiedy chwytała srebrną paterę. Inne brały kielichy i misy, wyrzucały ubrania z kufrów. Zdążyły się przy tym wszystkim pokłócić, a jedna nawet rzuciła się drugiej z pazurami do twarzy.
– Kieska. – Wyciągnąłem dłoń w stronę Pierwszego.
– Co? Co?
– Nie powtórzę drugi raz.
Z ociąganiem podał mi sakiewkę. Odliczyłem pięć srebrnych koron, resztę rzuciłem mu na kolana. Podszedłem do zgwałconej dziewczyny i podałem jej pieniądze.
– Bierz – powiedziałem. – Zarobiłaś. Spojrzała, nie za bardzo rozumiejąc, co się dzieje, lecz szybko porwała monety z mojej dłoni.
– Nawet się nie spuściłem – warknął Pierwszy tonem na poły wściekłym, na poły rozżalonym.
– Trzeba było się pospieszyć. – Wzruszyłem ramionami.
Wreszcie wygoniłem całe towarzystwo z izby (teraz ogołoconej ze wszystkiego, co cenne, a co dało się bez trudu wynieść) i mogliśmy zająć się naprawdę poważnymi sprawami.
Odjeżdżaliśmy z zamku Reutenbach, zostawiając w nim inkwizytorów z lokalnego oddziału Inkwizytorium. Oni już zajmą się formalnościami, czyli przewiezieniem przestępców do miejsca, które zostanie wyznaczone. Zważywszy na moc czarownicy (jeśli mówiła prawdę), zapewne nie będzie to Hez-hezron, lecz klasztor Amszilas, gdzie świątobliwi mnisi specjalizowali się w przesłuchaniach szczególnie groźnych czarowników oraz w zbieraniu danych na temat zakazanej wiedzy.
Odwróciłem się w siodle, patrząc na niknącą za naszymi plecami ogromną budowlę i okalające ją posiadłości. Wiedziałem, że Inkwizytorium będzie przede wszystkim dumne, iż wykryłem demoniczne tajemnice oraz obnażyłem knowania zbrodniarzy. Jednak wiedziałem również, że nasi skarbnicy bardzo się ucieszą, widząc, iż ta ogromna majętność zgodnie z prawem stanie się własnością Officjum. W końcu nigdy dość pieniędzy, by szerzyć chwałę Bożą!
Zastanawiałem się, czy prawdą są objaśnienia Anny dotyczące Demona Złego Losu. Czy rzeczywiście taka istota pojawi się, by wywrzeć pomstę na cesarzu? Cóż nawet jeśli tak miało być, to z całą pewnością nie będzie miał z tym nic wspólnego wasz uniżony sługa, który zawsze uważał, że najlepiej na zdrowie robi trzymanie się z dala od możnych tego świata, i który wiedział, iż od dworu Najjaśniejszego Pana zawsze będą go dzielić co najmniej setki mil.
Chciałem zadedykować to opowiadanie mojej przyjaciółce i redaktorce Karolinie Wiśniewskiej. Bo to ona wymyśliła, cóż takiego jest największym sekretem klasztoru Amszilas…
Zaniechajcież ich, ślepi są i wodzowie ślepych. A ślepy, jeśliby ślepego prowadził, obadwa w dół wpadają.
Ewangelia według św. Mateusza