Pochowałem ją u stóp wodospadu, który tak bardzo jej się podobał. Wykopałem dół w wilgotnej ziemi, ułożyłem ciało, później spędziłem popołudnie na znoszeniu kamieni, gdyż nie chciałem, by spokój jej ostatniego spoczynku został zakłócony przez dzikie zwierzęta. Oczywiście wiedziałem, że grzebię jedynie zwłoki, którym wszystko jedno, czy zawinięte w aksamity leżą w złotej trumnie, czy też utopiono je w gnojówce.
Jednak chciałem sobie wyobrażać, że być może kiedyś moja towarzyszka zechce spojrzeć w miejsce swego wiecznego odpoczynku, a wtedy ujrzy widok, który tak ją zachwycił. Z brzozowych gałęzi i łyka udało mi się utworzyć krzyż i mocno osadziłem go pomiędzy kamieniami. A potem, sam nie widząc, w jakim celu to robię, rozciąłem dłoń i trzymałem ją tak długo nad jej grobem aż kamienie pokryły się plamami czerwieni. Cóż skoro istnieje zwyczaj, by nad miejscem pochówku przyjaciela lać gorzałkę lub wino, to czemu nie miałem pozostawić wampirzycy daru ze swojej krwi? W końcu zginęła tylko i wyłącznie dlatego, że Mordimer Madderdin pragnął zaspokoić nurtującą go ciekawość.
Potem zmówiłem krótką modlitwę, zabandażowałem rękę i ruszyłem w stronę niknącego na horyzoncie słońca, które po całym niebie rozlewało smugi płonącej purpury.
Ile razy mam cię zaklinać, żebyś mi mówił tylko prawdę w imieniu Pana?
Pierwsza Księga Królewska