Dziesięć

To musi być główna flota Syndykatu — oceniła spięta jak nigdy Desjani. — Ich główna siła uderzeniowa. Syndycy z tego systemu nie mogli wezwać pomocy w tak krótkim czasie, zatem ta flota przybyła tutaj z zupełnie innego powodu.

— No to mamy szczęście — mruknął Geary. Wrota hipernetowe znajdowały się o pięć godzin świetlnych od miejsca bitwy, co oznaczało, że siły wroga przybyły już przed pięcioma godzinami. Ale wróg zobaczył okręty Sojuszu w momencie pojawienia się na Lakocie i od pięciu godzin mógł dokonywać ocen sytuacji i przygotowywać plany. — Musimy zniszczyć flotyllę, z którą teraz walczymy. Potem będziemy…

— Syndyckie okręty wycofują się — zameldował wachtowy z wyraźnym zawodem w głosie.

— Sucze syny!

Nie było wątpliwości. Zamiast robić kolejny nawrot, Syndycy przerwali manewr w połowie i zaczęli się oddalać, przyśpieszając powyżej 0.1 świetlnej, aby jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznej odległości od floty Sojuszu.

— Oni uciekają.

Wraz z obrazem przylatującej floty musiały nadejść także rozkazy dla okrętów, z którymi właśnie walczyli. Geary był tego pewien, gdy obserwował tę nagłą dezercję z pola walki.

— Tchórze — mruknęła Desjani i pokręciła głową. — Nie. Musieli dostać rozkaz, by poczekać, aż ta duża flota zbliży się na odległość kontaktową.

— To prawda… — Geary sprawdził geometryczne położenie wszystkich sił Sojuszu i Syndykatu, a potem stany ogniw paliwowych. — Nie mamy wystarczającej ilości paliwa, żeby ich dogonić.

— Skaczmy na Branwyna! — krzyknęła nagle Rione, jakby nikt inny nie wpadł na ten pomysł. — Lećmy prosto na punkt skoku i uciekajmy stąd. Zadaliśmy Syndykom o wiele większe straty niż oni nam, nie ma niczego niehonorowego w taktycznym odwrocie z pola bitwy!

Desjani znów pokręciła głową.

— Nie możemy. — Geary spojrzał w oczy Rione. — Flotylla, która wycofała się z walki, pozostanie na tyle blisko, by zaatakować nas, jeśli spróbujemy dotrzeć do punktu skoku. A musielibyśmy naprawdę mocno wyhamować, aby przejść przez pola minowe, które tam położyli. Wystarczy, że poczekają do tego momentu, i wystrzelają nas jak kaczki.

— Jak na strzelnicy — dodała Desjani ze ściśniętym gardłem.

— Nie możemy ich przechytrzyć? — zapytała Wiktoria.

Tym razem Geary pokręcił głową.

— Oni nie mają jednostek pomocniczych, które spowalniają każdy ruch floty, i mogą zostawić za sobą każdy okręt, który uszkodzimy w czasie wałki, wiedząc, że nie będziemy w stanie ich dopaść. A my, gdyby nawet nie było tutaj jednostek pomocniczych, musimy dbać o każdy uszkodzony okręt — wskazał na wyświetlacz. — Syndycy, z którymi walczyliśmy, będą pilnowali, abyśmy nie wykorzystali punktu skoku na Branwyna, i uderzą, jeśli się na to zdecydujemy. W tym czasie ta wielka nowa flota Syndykatu zbliży się do nas, wiedząc, że nie uciekniemy przez studnię grawitacyjną bez poniesienia ogromnych strat. A kiedy dotrze wystarczająco blisko, uderzy na nas razem z tymi okrętami, które niedawno z nami walczyły.

Desjani przytaknęła, ale miała nietęgi wyraz twarzy.

— I masz zamiar czekać, aż to wszystko się wydarzy? — zapytała Rione z niedowierzaniem.

— Niezupełnie… — Geary usiadł, starając się skupić. Jedno było pewne: musiał skierować flotę na nowy kurs. — Do wszystkich jednostek, zmiana kursu: góra dwa zero stopni, sterburta jeden zero stopni, czas cztery trzy.

I co dalej? Wróg ma ogromną przewagę i sytuacja raczej nie ulegnie poprawie. Może gdyby dokonał jakiegoś błyskotliwego manewru, zdołałby go pokonać. Ale nawet w takiej sytuacji musiałby się liczyć z naprawdę sporymi stratami. Zresztą co by to dało? Żaden z ocalałych po tej bitwie okrętów nie miałby żadnych szans na powrót do przestrzeni Sojuszu. Zwycięstwo osiągnięte w tym systemie może zostać okupione jedynie zagładą tej floty i nie przyniesie niczego, doprowadzi tylko do kolejnego impasu w wojnie. Ani Sojusz, ani Syndykat nie będą mogły przez jakiś czas dokonywać ataków na stronę przeciwną, dopóki nie odbudują swoich flot, a wtedy wszystko zacznie się raz jeszcze na tej niekończącej się wojnie. Może jej efektem będzie upadek obu rządów, a światy Syndykatu i Sojusz pogrążą się na kolejne dekady w odmętach krwawej anarchii.

Jeśli nawet uda mi się odnieść w tej bitwie zdecydowane zwycięstwo — ale jakie są na to szanse, skoro wróg ma przewagę liczebną? — moje wysiłki jedynie odwloką nieuniknione, i tak zobaczę zagładę tej floty, gdy Syndykat ponownie zbierze siły, aby ostatecznie rozprawić się z obrońcami przestrzeni Sojuszu.

Desjani przygryzała dolną wargę, z jej twarzy można było wyczytać wielką determinację. Ta kobieta z pewnością wykona każdy rozkaz Geary’ego i będzie święcie przekonana, że jakikolwiek on będzie, przyczyni się do zwycięstwa. Geary rozejrzał się po mostku Nieulękłego; na wszystkich twarzach widział tę samą mieszaninę lęku i odwagi, jakie towarzyszyły jego oficerom i marynarzom podczas każdej szarży. Ci ludzie gotowi są poświęcić życie; jeśli Geary im tak każe, będą walczyli do upadłego, aby wygrać, bez względu na szanse.

Przed chwilą widział, do czego prowadzą takie zachowania. Załoga Paladyna przejawiała identyczną wolę walki i śmierci w chwale i skończyło się to zagładą tej jednostki. On nie zamierzał posyłać ludzi na pewną śmierć tylko dlatego, że wykonaliby każdy jego rozkaz. Walczyć i ginąć można wyłącznie w sytuacji, gdy ma to jakiś sens.

Dobrze. Czas sprawdzić wszystkie możliwe rozwiązania. Zniszczenie syndyckiej flotylli Bravo, zanim nowe siły zdążą przyłączyć się do bitwy, potem ucieczka na Branwyna. To się może udać jedynie pod warunkiem, że dowodzący siłami wroga, z którymi przed chwilą walczyliśmy, jest kompletnym idiotą, a dotychczasowe działania nie wskazywały, żeby on czy też ona mieli nierówno poukładane pod sufitem. Poza tym zgrupowanie to otrzymało wyraźny rozkaz niewchodzenia w kontakt bojowy z okrętami Geary’ego, dopóki flota Sojuszu nie spróbuje ucieczki z systemu albo nowa flota nie pojawi się na polu bitwy.

Zniszczenie nowej floty Syndykatu? Zaatakowanie tego zgrupowania w nadziei, że przemyślana taktyka zniweluje przewagę liczebną wroga? Nie, to stanowczo nie jest dobry pomysł, zwłaszcza że flotylla Bravo może w każdej chwili uderzyć od tyłu, mając wciąż, jak wspomniała Rione, przewagę prędkości. W tym wypadku skończyłoby się to także wpadnięciem w kleszcze obu wrogich formacji. A sytuacja, w której wróg operuje z dwóch kierunków, bardzo szybko spowodowałaby utratę jednostek pomocniczych, nawet gdyby Geary zdołał ocalić resztę swojej floty przed zagładą.

Wziąć nogi za pas? Ale dokąd uciekać? Pomijając już fakt, że po wydaniu takiego rozkazu wielu kapitanów zawróciłoby swoje okręty w stronę wroga, by walczyć i ginąć z honorem pomimo braku jakichkolwiek szans na zwycięstwo. Zresztą oba syndyckie zgrupowania miały znaczną przewagę prędkości nad okrętami Sojuszu, a skok na T’negu zaprowadziłby je prosto w labirynt pól minowych, które Syndycy pozostawili za sobą, opuszczając tamten system. Ucieczka w stronę otwartej przestrzeni zapewne pozwoliłaby na oderwanie się od pogoni, ale oznaczała zarazem powolną formę samobójstwa, gdyż okręty szybko pozbyłyby się paliwa i utknęłyby na zawsze z dala od jakiejkolwiek gwiazdy.

Pozostawała jeszcze szansa powrotu na Ixiona, chociaż Syndycy, których pozostawili w tamtym systemie, mogą się pojawić tutaj w każdej chwili i wtedy…

Dobrze — pomyślał Geary. — To jest jakieś rozwiązanie. Może nie tak dobre jak to, które wybrałby Black Jack, ale ja nim przecież nie jestem.

Tak, plan polegał na tym, żeby polecieć do jedynego bezpiecznego wyjścia z tego systemu, ale w taki sposób, by wróg nie zauważył, że uciekają. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności to, że spodziewane było przybycie kolejnych posiłków dla wroga, mogło okazać się niezwykle pomocne przy ukryciu przez jeszcze jakiś czas prawdziwych intencji Geary’ego, i to nie tylko przed Syndykami, ale również przed własnymi załogami.

— Potrzebujemy czasu, a nade wszystko musimy zmierzyć się z każdą z tych flot z osobna — obwieścił Geary, nagle zdając sobie sprawę, jaka cisza zapanowała na mostku Nieulękłego. Wszyscy czekali na jego słowa. — Jedynym sposobem na to jest zmuszenie tych okrętów, z którymi niedawno walczyliśmy, do podjęcia za nami pościgu. Możemy tego dokonać, a na dodatek zaatakujemy kolejne posiłki, które zmierzają do tego systemu. — Wskazał na wyświetlacz. — Zawrócimy teraz w kierunku… w kierunku punktu skoku na Ixiona. Spodziewam się, że zgrupowanie, które widzieliśmy na Ixionie, korzystając z tej studni grawitacyjnej, może się pojawić na Lakocie dosłownie w każdej chwili. Jeśli znajdziemy się wystarczająco blisko punktu skoku, zdołamy je rozgromić. — Syndycy z Ixiona posiadali tylko cztery pancerniki i tyleż samo okrętów liniowych. — A jeśli flotylla Bravo zechce pójść im na ratunek, będziemy mieli okazję do ponownego upuszczenia jej krwi.

— Nadal pozostaje nam wielka flota Syndykatu — zaprotestowała Rione.

— Tak, wiem. Będziemy obserwowali, jak reaguje na nasze działania, i uderzymy w taki sposób, aby zadać jej największe straty. — Nie okłamywał tych ludzi. Przygotowywał grunt pod decyzję o ucieczce z systemu. — Nie możemy walczyć ze wszystkimi formacjami wroga jednocześnie. Musimy uderzać na nie po kolei.

Kapitan Desjani studiowała dane z wyświetlacza przez dłuższą chwilę, a potem się uśmiechnęła.

— Nie uciekamy z pola walki.

— Nie, kapitanie — odparł Geary starając się, by jego głos zabrzmiał pewniej niż zwykle. — Zmieniamy jedynie kierunek naszego uderzenia.


* * *

Powtórzył to zdanie na naprędce zwołanej odprawie dowódców niespełna dziesięć minut później, kiedy cała flota obrała kurs na punkt skoku z Ixiona.

— Zmieniamy jedynie kierunek naszego uderzenia.

Cisza panowała przez dłuższą chwilę, po części powodowało ją opóźnienie, z jakim oficerowie otrzymywali przekaz, a po części chęć przemyślenia tego problemu.

— Nie mamy pewności, czy ta syndycka formacja z Ixiona pojawi się na Lakocie — zaprotestowała kapitan Cresida. Pomimo lojalności wobec Geary’ego naprawdę chciała walczyć z Syndykami.

— Według mnie pojawi się, wydaje mi się też, że powinniśmy na to wszyscy liczyć. — Marny argument to też argument. — Syndycka flotylla Bravo musi z własnej woli ruszyć za nami, ponieważ nie zdołamy jej dogonić ze względu na zbyt małe zapasy ogniw paliwowych. — Wielu oficerów odwróciło się w tym momencie w stronę dowódców eskadry pomocniczej i wpatrywało się w nich gniewnie, jakby to oni ponosili odpowiedzialność za tę sytuację. — Jeśli zmusimy do walki Syndyków przylatujących z Ixiona, będziemy mieli nad nimi ogromną przewagę liczebną, dlatego flotylla Bravo będzie się musiała ruszyć, aby przyjść im na ratunek, zanim będzie za późno. — Geary zmusił się do uśmiechu. — A my rozgromimy okręty przylatujące z Ixiona i natychmiast zawrócimy i zaatakujemy syndycka flotyllę Bravo, która będzie leciała na odsiecz zaatakowanym towarzyszom broni.

Tulev skinął głową znacznie wyraźniej, niż to zwykł robić.

— Musimy pokonać tę flotylle w określonej kolejności, jedną po drugiej. Jeśli się połączą albo znajdą w tak bliskiej odległości, by skoordynować ataki, znajdziemy się na straconej pozycji.

— Nie mamy czasu na kombinowanie — zaprotestował kapitan Casia. — Musimy podjąć pościg za uciekającym wrogiem, dopaść go, pokonać, a potem zająć się resztą.

— Tym sposobem pozbawimy się resztek paliwa, a później będziemy dryfowali do momentu, w którym Syndycy nas łaskawie nie podobijają — skontrował go kapitan Duellos, okazując gniew. — To się nazywa fizyka. Może pan sam sprawdzić w archiwach. Właśnie straciliście jeden pancernik z waszego dywizjonu, ponieważ oficer nim dowodzący był tyleż zuchwały co głupi. Czy strata Paladyna niczego was nie nauczyła?

— Ta flota walczy! — zaprotestował inny oficer. — Nie ucieka!

— Taktyczne przegrupowanie sił to nie ucieczka! — krzyknęła komandor Gaes. — Jesteśmy na Lakocie. Zaatakowaliśmy bogaty system Syndykatu. Jak można nazwać coś takiego ucieczką?

— Powinniśmy przemyśleć strategię ataku — wtrąciła nagle komandor Yin.

Geary spojrzał na nią pytająco, zdziwiony, że znów zaczyna wysuwać się na czoło dyskutantów po kilku odprawach, na których zazwyczaj milczała. Tak, ale wtedy kapitan Midea dominowała po stronie jego oponentów, rozkręcając się ze spotkania na spotkanie. Gdyby tylko znalazł wcześniej jakiś powód, choćby ten brak dyskrecji, i zdjął Mideę ze stanowiska dowodzenia jeszcze przed rozpoczęciem bitwy! Nie, nie mógł tego zrobić, gdyż dałby takim działaniem wyraźny sygnał, że zamyka usta nieposłusznym mu oficerom. Dlatego teraz odpowiedział komandor Yin w niezwykle spokojny sposób.

— Co pani ma na myśli?

Yin strzelała nerwowo oczami na lewo i prawo.

— To jasne, że ruchy floty są ograniczone przez niektóre okręty. Te jednostki nie potrafią rozwijać takich prędkości jak reszta i to ogranicza naszą zdolność bojową. — To nie podlegało dyskusji, ale Geary czekał na dalsze słowa niezwykle podenerwowanej komandor. — Niektóre z tych okrętów, jak na przykład jednostki pomocnicze, są powolne ze względu na ich konstrukcję, inne, jak mój Orion, z powodu uszkodzeń odniesionych w ostatnich bitwach. — Wielu oficerów kierowało badawcze spojrzenia w stronę Yin, najwyraźniej zastanawiając się, do czego zmierza, ona jednak nie zwracała na nich uwagi, mówiła dalej, co jakiś czas nerwowo przełykając ślinę. — To jasne, wyślijcie wszystkie powolne okręty w bezpieczne miejsce, a reszta floty będzie mogła walczyć bez obciążeń.

— W bezpieczne miejsce? — zapytał Duellos.

— Na Ixiona. I tak lecimy w tamtym kierunku. Gdy zbliżymy się do punktu skoku, pozwolicie formacji składającej się z jednostek pomocniczych i uszkodzonych okrętów na dokonanie skoku, czym uzyskacie możliwość sprawniejszego poruszania się po polu walki. — Yin dyszała, wpatrując się we własne dłonie ułożone na blacie, które zaciskała i rozprostowywała na przemian.

Propozycja wcale nie była tak bezsensowna, jak mogło się zdawać, chociaż pochodziła od komandor Yin. Po jej zachowaniu widać było, że zdawała sobie sprawę, iż pozostali oficerowie mogą źle przyjąć takie rozwiązanie. Po dłuższym milczeniu głos zabrał Duellos, jednakże spokój jego wypowiedzi był bardzo mylący.

— Zadziwiające. Jakbym słyszał samego kapitana Numosa. Niby mam przed sobą komandor Yin, ale te słowa, ta treść, wypisz, wymaluj kapitan Numos. Nie wydaje wam się to dziwne?

— Kapitan Numos to doświadczony oficer i weteran wielu bitew. — Twarz Yin zapłonęła czerwienią.

— Które zdołały przeżyć dzięki umiejętności uciekania z pola walki — warknęła w odpowiedzi kapitan Cresida. — Tego samego chciał nawet w syndyckim Systemie Centralnym! Każdy wałczy na własną rękę!

Kolejne głosy dołączały do awantury, niektórzy krzyczeli na Yin, inni darli się na Cresidę. Geary sięgnął do klawiatury i jednym ruchem uciszył wszystkich. Możliwość wyłączenia wszystkich mikrofonów była jednym z nielicznych przywilejów dowódcy floty, jakie podobały mu się w procedurach prowadzenia odprawy.

— Posłuchajcie mnie wszyscy. Taki sposób debaty nam nie pomoże. Naszym wrogiem są Syndycy. Kapitanie Cresida, prawdą jest, że kapitan Numos został oskarżony o porzucenie stanowiska w obliczu wroga, ale wyrok w jego sprawie jeszcze nie zapadł.

Cresida nie wyglądała na zadowoloną z tych słów, ale w końcu przyjęła je do wiadomości.

— Przepraszam za rzucanie oskarżeń wobec innego oficera tej floty, sir.

— Dziękuję. Co do pani, komandor Yin, kapitan Numos otrzymał prawo do tylu kontaktów, ile przysługuje normalnemu więźniowi. Ale nie otrzymał upoważnienia do przekazywania przez nich wskazówek, jak kierować okrętem ani tym bardziej całą flotą. Czy naprawdę konsultuje pani z nim te sprawy?

Yin patrzyła wszędzie, byle nie spojrzeć Geary’ego.

— Nie. Nie, sir.

Gdyby tylko znalazł sposób na zaproszenie komandor Yin do sali przesłuchań w sekcji wywiadu Nieulękłego, sensory aparatury wykrywającej kłamstwa z pewnością oszalałyby przy tej odpowiedzi. Ale i bez nich Geary wiedział, że Yin kłamie. Duellos trafił w sedno: każde jej słowo brzmiało jak wypowiedziane przez Numosa. Co prawda on wypowiadałby je bez widocznego strachu, który aż bił od Yin, ale Geary podejrzewał, że wynikało to jedynie z tego, iż kapitan Numos był o wiele bardziej doświadczonym kłamcą od niej.

Gdyby Geary kiedykolwiek potrzebował dowodu, że Numos wciąż przeciw niemu spiskuje, i to pomimo zamknięcia w areszcie Oriona, teraz miał go jak na dłoni.

Tymczasem głos znów zabrał Duellos.

— Mam pewne wątpliwości dotyczące propozycji komandor Yin. Nie możemy bowiem mieć żadnej pewności, że uda nam się dołączyć po bitwie do eskadry pomocniczej. Eskadra ta może jednak kontynuować dalszą podróż bez nas, ponieważ jako jedyna w tej flocie posiada zdolność uzupełniania własnych zapasów paliwa i korzystając z tego, co ma aktualnie w ładowniach, dotrzeć nawet do przestrzeni Sojuszu. Oczywiście mówię wyłącznie o teoretycznym rozwoju wydarzeń, ponieważ nie wierzę, by oficer taki jak komandor Yin kiedykolwiek zgodził się na pozostawienie reszty floty na pastwę losu. Rzecz może inaczej wyglądać, jeśli jednak założymy, że w nadchodzącej bitwie nasze siły mogą zostać całkowicie unicestwione, Syndycy także poniosą w niej ogromne straty i być może nie będą dysponowali środkami umożliwiającymi im podjęcie natychmiastowego pościgu za jednostkami, które schroniły się na baonie. Ale jak już podkreśliłem, są to tylko moje wynurzenia natury teoretycznej, a nie fakty, które rozważałby na poważnie oficer tej floty.

Yin blada jak śmierć wpatrywała się w Duellosa. To, że w ogóle wymienił jej nazwisko, wskazywało niedwuznacznie, iż jednak uważa, iż byłaby zdolna do pozostawienia reszty floty na pastwę losu. Numos pozostawał wprawdzie w areszcie, ale ile czasu potrzebowałby na wyjście z niego, gdyby Orion znalazł się w innym systemie gwiezdnym z dala od floty?

I choć Geary zmusił do przeprosin Cresidę, wiedział, że Numos jest w stanie wydać rozkaz dalszej ucieczki w momencie ponownego objęcia dowództwa swojego dywizjonu i zabrać ze sobą wszystkie okręty pomocnicze.

Nikt nie skomentował słów Duellosa. W końcu Rione rzuciła Geary’emu zniecierpliwione spojrzenie i ledwie dostrzegalnym ruchem głowy przypomniała mu, że prowadzi tę odprawę. Spojrzał więc po twarzach zgromadzonych i odetchnął z ulgą, przekonując się, że niewielu wyraża poparcie dla propozycji komandor Yin.

— Dziękuję, komandorze — odparł w końcu oschle. — Nie sądzę, bym zgodził się na to, co pani proponuje. Ta flota pozostanie jednością i wróci do przestrzeni Sojuszu jako całość. — Widział po reakcjach zebranych, że wyraził się we właściwy sposób. — Zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że poruszyła was zagłada Paladyna i Sławy. Zniszczmy zatem ogromną liczbę syndyckich jednostek ku chwale tych dumnych okrętów. — Czuł się jak hipokryta, kiedy przywoływał nazwę Paladyna, chociaż załoga tego okrętu faktycznie poległa śmiercią bohaterów. Nie mogli zostać potępieni tylko dlatego, że ich dowódca okazał się niekompetentnym głupcem. — Ale musimy także wyciągnąć naukę z utraty Paladyna. Jeśli będziemy się trzymali razem, pokonamy Syndyków. Jeśli nie będziemy jednością, oni nas pokonają.

Nikt nie ważył się podjąć dyskusji na ten temat, zwłaszcza teraz, kiedy mieli w pamięci tak świeże obrazy zagłady Paladyna, ale kapitan Armus z pancernika Kolos zmarszczył czoło, jakby wciąż nad czymś intensywnie myślał.

— Kapitanie Geary, chciałbym zapytać, czy ta nowa, największa flota Syndykatu nie ma przypadkiem szans przejęcia nas, zanim dotrzemy do punktu skoku na Ixiona?

— Jeśli utrzymamy dotychczasowy kurs i prędkość, może nas dogonić. Ale jeśli się postaramy, możemy uciec każdemu pościgowi Syndyków. — Geary wskazał na wyświetlacz. — Zgrupowanie to znajduje się o pięć godzin świetlnych od nas, zatem przez najbliższe pięć godzin nie będą nawet wiedzieli, że skierowaliśmy się w inną stronę. Dodatkowo możemy wprowadzić kilka poprawek do naszego kursu, które sprawią, że ewentualny syndycki pościg opóźni się o dodatkowe kilka godzin.

Armus kiwał głową bez przekonania.

— A co zrobimy, jeśli ta wielka flota mimo wszystko nas dogoni? Zakładając, że flotylla Bravo pozostanie nietknięta i znajdzie się także na pozycji dogodnej do ataku?

Wszyscy spoglądali na Geary’ego, oczekując od niego recepty na najgorszy scenariusz wydarzeń. Nie mógł im od razu odpowiedzieć szczegółowo, nie miał przecież pojęcia, jak będzie wyglądał układ i rozłożenie sił Syndykatu, a przy planowaniu znaczenie miały setki małych i większych detali, które stanowiły o różnicach w reakcji. Wiedział tylko, że jedno może powiedzieć na pewno.

— Co zrobimy? Będziemy walczyć, do wszystkich diabłów, kapitanie, i sprawimy, że pożałują, że nas zaatakowali.

Nikt więcej się nie odezwał, więc Geary postanowił zamknąć odprawę.

— To wszystko. Kapitanie Casia, kapitanie Duellos, proszę zostać jeszcze chwilę.

Wizerunki pozostałych oficerów znikały szybko, wymienieni rzucali sobie wyzywające spojrzenia z obu krańców stołu. Desjani także została, ale wycofała się poza obręb pola widzenia kamer, aby nie przeszkadzać komodorowi w prowadzeniu rozmowy z oboma oficerami. Rione siedziała na swoim miejscu, ale się nie odzywała.

— Kapitanie Casia — zaczął oficjalnie Geary — proszę przyjąć najgłębsze wyrazy żalu z powodu utraty Paladyna.

Casia, który miał minę wskazującą, że najchętniej zwaliłby całą winę za to wydarzenie na Geary’ego, w odpowiedzi tylko skinął głową.

— To wszystko.

Duellos westchnął głośno, gdy Casia zniknął.

— Sądzę, że on wciąż kalkuluje, czy pozbycie się takiej wariatki jak Midea warte było utraty Paladyna.

— Prawdopodobnie. Proszę przyjąć moje kondolencje w związku z utratą Sławy.

— Dziękuję. — Duellos pokręcił głową. — W tym fachu liczy się tylko szczęście, albo je masz, albo nie masz, prawda? Lubiłem Sławę, lubiłem jej dowódcę i załogę też. Sporo czasu minie, zanim zaakceptuję, że nie ma ich w mojej formacji. — Westchnął. — Większość załogi zdążyła się ewakuować. Dobre i to. Miejmy nadzieję, że nie będzie gorzej — zasalutował.

— Ja też się o to modlę. — Geary odwzajemnił salut i Duellos zniknął.

Desjani pojawiła się obok Geary’ego niemal w tym samym momencie, w którym hologram kapitana rozpłynął się w powietrzu, rzuciła Rione przepraszające spojrzenie, ale Wiktoria nie drgnęła nawet.

— Sir, chciałam powiedzieć… Wiem, jakim ciężarem musiało być dla pana patrzenie na zagładę Sławy. W kontekście wydarzeń na Grendelu…

Geary przytaknął. Wiedział, że ona go zrozumie.

— Tak, ten widok sprawił, że powróciły złe wspomnienia… — przerwał, ponieważ znów je ujrzał. Tamta bitwa rozegrała się zaledwie przed kilkoma miesiącami, przynajmniej dla niego, ale dla Desjani, Rione i wszystkich ludzi z tej floty wydarzenia te były historią odległą o całe sto lat. — Wydałem wtedy identyczny rozkaz. Nakazałem wszystkim zbędnym członkom załogi przemieszczenie się do kapsuł ewakuacyjnych. Naprawdę ciężko powiedzieć coś takiego. Mój pierwszy oficer nie chciał za nic odejść. Powiedziała mi, że nie czuje się zbędna.

Bez problemu potrafił wrócić pamięcią do tak niedawnych z jego punktu widzenia wydarzeń. Porucznik komandor Decaía. Dobry oficer, odmówiła opuszczenia stanowiska, chociaż w jej oczach widać było wyłącznie strach.

— Kazałem jej uciekać. Wydałem bezpośredni rozkaz, prosto w oczy. Ale odmówiła. — Zaczerpnął mocno powietrza, wciągał je bardzo wolno, przeżywając wszystko jeszcze raz. — Powiedziałem jej wtedy, że będzie jeszcze potrzebna. Że Sojusz będzie potrzebował dobrych oficerów do obrony przed Syndykami, kiedy nadejdzie pora zapłaty za ten niespodziewany atak. Powiedziałem, że jej obowiązkiem jest opuścić okręt. Dopiero wtedy posłuchała.

Desjani słuchała jego słów z zatroskaną miną.

— Wie pan, co się z nią potem stało?

— Tak. Jakiś miesiąc temu odważyłem się w końcu poszukać jej akt w oficjalnym spisie ofiar. — Tak trudno było mu wpisać te kilka liter, z jakich składało się jej nazwisko, choć od dawna dręczyły go myśli o tym, co stało się z porucznik komandor Decalą i pozostałymi członkami jego załogi, którzy przeżyli tamtą bitwę. — Zginęła pięć lat po wydarzeniach na Grendelu podczas ataku okrętów Sojuszu na syndycki system gwiezdny. — Dziewięćdziesiąt pięć lat temu, w czasie gdy zahibernowany Geary dryfował w kosmosie.

Desjani pokłoniła się z szacunkiem.

— Moje kondolencje, sir. Od tamtej pory na pewno spoczywa z honorem wśród swoich przodków.

— Też tak myślę. — Geary zebrał się w garść. — Dziękuję ci, Taniu, za to, że zapytałaś. To była jedna z rzeczy, z którą musiałem się zmierzyć prędzej czy później.

Skinęła głową, zasalutowała i wyszła.

Rione w końcu wstała i podeszła do Geary’ego, była dziwnie smutna.

— Są rzeczy, których nigdy do końca nie zrozumiem — powiedziała cicho.

— Są wspomnienia, których nikt nigdy nie powinien mieć — odparł Geary. — Sama wiesz o tym najlepiej.

Zamknęła na moment oczy.

— Od dzisiaj mam o kilka takich wspomnień więcej, wiem doskonale, o czym mówisz. Powiedz mi prawdę, John… Wierzysz, że flota wydostanie się z tego systemu?

— Nie wiem, Wiktorio. Klnę się na mój honor, że nie mam pojęcia. Ale musimy spróbować.


Potrzebowali siedmiu dni, żeby pokonać dystans dzielący punkt skoku, którym przybyli, od studni grawitacyjnej prowadzącej na Branwyna. Teraz wracali do niego inną trasą, przecinając kolejnym łukiem płaszczyznę ekliptyki systemu Lakota. Geary z rozmysłem skierował flotę najpierw ku górze, w stronę punktu skoku na Serutę, i utrzymywał go przez niemal godzinę w nadziei, że największa flota Syndykatu da się nabrać i wyruszy, by go zablokować. Potem nakazał wykonać zwrot na właściwy cel.

Tak jak się obawiał, syndycka flotylla Bravo ruszyła za nimi, trzymając się w odległości zaledwie dwudziestu minut świetlnych od ostatnich okrętów Sojuszu. Wystarczająco blisko, by obserwować każdy ruch i uderzyć, jeśli zajdzie taka potrzeba, ale zarazem na tyle daleko, żeby bez problemu przyśpieszyć i uciec, zanim flota Geary’ego zawróci, by wejść w kontakt.

Jedyną dobrą wiadomością było, że flota zyskała nieco sprawności bojowej, zamiast ją tracić jak dotychczas. Wojownik, Orion i Dumny zostały w końcu wyremontowane w stopniu wystarczającym do odzyskania pełnej sprawności manewrowej i mogły bez problemu służyć za eskortę eskadry pomocniczej, gdyby zaszła taka potrzeba. Powierzenie najcenniejszych jednostek floty tym trzem pancernikom, dowodzonym przez najgorszych oficerów floty, wymagało od niego wielkiej wiary, ale morale załóg jednostek wymagało naprawy w nie mniejszym stopniu niż okręty, na których służyli.

Pod koniec pierwszego dnia stało się jasne, że syndycka flotylla Delta, gigantyczny zespół uderzeniowy, który przyleciał na Lakotę przez wrota hipernetowe, kieruje się prosto na flotę Sojuszu.

— Osiągnęli 0.15 świetlnej — zameldowała Desjani. — Przyśpieszają do 0.2 świetlnej.

Normalnie Geary dostrzegałby jasną stronę takiej sytuacji. Przy takiej prędkości lotu sensory zewnętrzne miały spory problem z kompensowaniem efektu relatywistycznego podczas obserwacji wydarzeń dziejących się na zewnątrz okrętów. A przy tak wielkiej odległości, w jakiej znajdowała się syndycka flotylla Delta, najmniejszy błąd mógł spowodować olbrzymie odchylenia. Niestety, tym razem nie mogli na to liczyć, syndycka flotylla Bravo, która siadła flocie Sojuszu na ogonie i leciała z identyczną prędkością 0.1 świetlnej, z pewnością przesyłała do Delty dokładne informacje o położeniu okrętów Geary’ego.

— Na pewno nas dogonią, zanim dotrzemy do punktu skoku na Ixiona — kontynuowała tymczasem Desjani. — To długi dystans, ale mogą dać pełen ciąg, gdy spróbujemy ich wykiwać, flotylla Bravo natychmiast da im o tym znać.

— Tylko że przejmą nas dosłownie na kilka godzin przed punktem skoku — zauważył Geary. Nie dodał tego, o czym oboje wiedzieli: że to będzie kilka naprawdę długich godzin.

— O ile my i pozostali utrzymamy się na obecnych kursach. Jeśli napotkamy flotyllę lecącą z Ixiona, wszystkie wyliczenia wezmą w łeb. — Desjani odchyliła się w fotelu i przymknęła oczy. — Sir, wydaje mi się, że wejście w kontakt z flotyllą Delta nie jest zbyt rozsądne, nawet zważywszy na fakt, że nie mamy specjalnego wyboru.

Zaskoczyła go tą zmianą podejścia i ostrożnością.

— Tak pani sądzi? — zapytał Geary ciekaw motywów, jakimi się kierowała.

— Nie jesteśmy przygotowani na walkę z tak potężną flotą wroga — wyjaśniła Desjani. — Wiem, że pan doszedł do tego wniosku już dawno, ale mnie zajęło to trochę czasu. Gdybyśmy zdołali przejąć flotyllę Bravo, zanim dojdzie do starcia z Deltą, sytuacja wyglądałaby inaczej. Ale dopóki nie pojawią się tutaj Syndycy z Ixiona, marnie to widzę.

— Doszedłem do tych samych wniosków co pani.

— Wiedziałam. — Desjani pokiwała głową, uśmiechając się, a potem nagle otworzyła oczy i wbiła spojrzenie w Geary’ego. — Musimy walczyć z Syndykami na naszych warunkach. Powtarzał nam pan to wiele razy. Wczoraj widziałam zagładę Paladyna… Cóż, wydawać by się mogło, że jestem przyzwyczajona do takich widoków, przez dziesięciolecia mogłam widzieć wielokrotnie całe floty Sojuszu idące na rzeź, poświęcanie okrętów i ich załóg. Wiem, że to honorowe i odważne czyny, ale przecież takim sposobem niczego nie osiągamy.

— Niestety to prawda. — Geary skrzywił się. — Czasami uniknięcie walki wymaga o wiele większej odwagi.

— Dlatego, że inni mogą oskarżyć pana o tchórzostwo? — Twarz Desjani stężała. — Tak. Mnie też niedawno oskarżono, choć o coś innego. Wykonamy skok na Ixiona, jak tylko będzie to możliwe, prawda, sir?

— Tak. Nawet jeśli uda się tego dokonać, nie wchodząc w kontakt bojowy z flotyllą Delta.

— Świetnie. — Zszokowała Geary’ego tak otwartym poparciem dla uniknięcia walki. — Zabijemy ich więcej, jeśli będziemy walczyli tam, gdzie chcemy i kiedy zechcemy.

Gdy to powiedziała, nie sposób było odmówić jej słowom prostoty i prawdy.

— Racja.


— A co powiesz na Serutę? — zapytała Rione, wpatrując się w hologram systemu wiszący w jego kabinie. — Gdybyśmy skręcili w tamtą stronę…

Geary pokręcił głową, a ona zamilkła.

— Cały problem polega na tym, że punkt skoku na Serutę znajduje się bliżej syndyckiej flotylli Delta. Mogliby nas przejąć wcześniej i czekałaby nas dłuższa walka, zanim dotarlibyśmy w pobliże punktu skoku. — Spojrzał na gwiazdę. — Do tego dochodzi jeszcze jeden problem, co prawda znacznie mniejszy… Nie mamy pojęcia, co Syndycy szykują na Serucie. Dane, które przechwyciliśmy, mówią, że jest to bardzo stary i bardzo biedny system gwiezdny. Nie ma w nim planet, jedynie obłoki asteroid orbitujące wokół umierającej czerwonej gwiazdy. Na tych asteroidach nie ma nawet znaczących pokładów surowców i metali. Jedyną instalacją, jaką Syndykat tam miał, była stacja badawcza, ale została już dawno zamknięta. Możemy się tam natknąć na kilka paskudnych niespodzianek pozostawionych przez Syndyków, lecz nie znajdziemy potrzebnych nam surowców.

Rione osunęła się w tył, marszcząc brwi.

— Zatem będziemy lecieli wciąż prosto na punkt skoku z Ixiona? Nawet wiedząc, że Syndycy zdołają nas dopaść, zanim do niego dotrzemy?

— Mam zamiar wypróbować kilka manewrów, które mogą uniemożliwić im przejęcie tej floty.

— Wypróbować? — Pokręciła głową. — Nawet ty nie masz pewności, że to się uda, John. Jak mogliśmy się wpakować w tak beznadziejną sytuację…

— Zwykły brak szczęścia. Gdyby nie nadleciała flotylla Delta, wyeliminowałbym zagrożenie ze strony flotylli Bravo i polecielibyśmy na Branwyna. — Geary zapatrzył się w głębie wyświetlanego hologramu. — I zła ocena sytuacji. Moja, rzecz jasna. Zdecydowałem, że powinniśmy lecieć na Lakotę, i to był oczywisty błąd.

— Naprawdę? Ponieważ nie wiedziałeś, że tutaj zabraknie ci szczęścia? — Rione przesunęła się i usiadła obok, opierając się o jego ramię. — Nie możesz winić siebie za coś takiego. Wierz mi, John, kto jak kto, ale ja jestem ekspertem w dziedzinie samoobwiniania.

— Fakt, że nie krzyczysz na mnie i nie obwiniasz za ten bajzel, wcale mnie jakoś nie cieszy — powiedział Geary.

— Przecież ci już mówiłam, że nie zamierzam być przewidywalna w reakcjach. — Usiadła i wydała z siebie jęk rozdrażnienia. — Może nie jest nam pisany powrót do domu. Może wiedza, jaką posiedliśmy, jest zbyt groźna.

— Nie zgadzam się z taką opinią.

— I dobrze. — Wstała. — Muszę się z kimś pojednać, jeśli zdołam. Nie zostało mi na to zbyt wiele czasu.

Z Desjani? — pomyślał z nadzieją.

— Z kim?

— Z moimi przodkami. Niedługo wrócę.

— Nie będziesz miała nic przeciw, jeśli pójdę z tobą?

Spojrzała na niego gniewnie.

— Nie jesteś moim mężem, nie powinieneś być w komnacie razem ze mną.

— Wiem, nie zamierzałem posuwać się aż tak daleko. Po prostu też chcę porozmawiać z moimi przodkami.

Twarz Rione pojaśniała.

— Może udzielą ci dobrej rady.

— Jeśli nie oni, zawsze mogę liczyć na ciebie.

— Tak, zawsze mam pełno rad. — Przewróciła oczami. — Ale czy są dobre, to już zupełnie inna sprawa.

— Twierdziłaś, że przylot na Lakotę to głupota, jeśli nie szaleństwo. — zapytał Geary. — Chyba miałaś rację.

Z jakiegoś powodu jego słowa rozbawiły ją.

— Wydawało mi się, że powiedziałam coś innego, że ty jesteś głupi, a Falco szalony. Ale dobrze. Chodź ze mną, niech załoga zobaczy, że ich bohater i jego kochanka to pobożni i prawi ludzie. A potem, jeśli nie zostanę spalona na proch przez gniew moich przodków, będziemy mogli wrócić tutaj i rozważyć wszystkie opcje i pomysły, jakie nam przyjdą do głowy.

Geary wstał, uśmiechnął się przelotnie.

— Planowanie akcji militarnych to cholernie trudna robota, nieprawdaż? Wciąż te przepowiednie i omeny. Starożytni też patrzyli w gwiazdy, zastanawiając się, jakie one naprawdę są.

Rione szła już do włazu, ale zatrzymała się i spojrzała badawczo na Geary’ego.

— Starożytni wierzyli, że gwiazdy są bogami, John. My też w to wierzymy, ale jednak w inny sposób. Może aż tak bardzo się od nich nie różnimy. W końcu dzieli nas zaledwie mgnienie oka w skali wieku wszechświata i zapewniam cię, że oni także starali się przez całe życie zrozumieć, dlaczego znaleźli się na tym świecie i co powinni począć z darem życia, który posiedli. Staram się o tym nie zapominać.

Przytaknął, zastanawiając się po raz kolejny, jaką kobietą jest naprawdę Wiktoria Rione.


W połowie drogi do punktu skoku na Ixiona syndycka flotylla Bravo wciąż siedziała im na ogonie, przypominając starożytny miecz, który lada moment miał opaść na kark skazańca, a syndycka flotylla Delta zbliżała się po dużym łuku przecinającym płaszczyznę ekliptyki systemu Lakota, aby przeciąć kurs floty Sojuszu zaledwie dwie godziny lotu od celu. Syndycka flotylla Alfa nieustannie patrolowała przestrzeń wokół wrót hipernetowych, uniemożliwiając tym samym i tak niemal niewykonalną próbę opuszczenia tego systemu w szybszy sposób. Natomiast po siłach Syndykatu lecących z Ixiona nadal nie było śladu.

Geary, nie otrzymawszy żadnego znaku czy choćby inspiracji od przodków, mógł jedynie siedzieć bezczynnie i obserwować leniwie przesuwające się na holomapie systemu symbole. Każde rozwiązanie, na jakie trafiał szukając wyjścia z sytuacji, kończyło się zawsze tak samo: niedobrze dla floty Sojuszu.

Usiłował ignorować nowe ognisko bólu rodzące się gdzieś głęboko pomiędzy jego oczami. Dlaczego pozwolił, by doszło do takiej tragedii? Byłoby zupełnie inaczej, gdyby nie musiał bez przerwy zmieniać planów po przybyciu nowych zgrupowań Syndyków. Zamiast realizować plan przewidziany na pokonanie tego systemu, wykonywał serię posunięć zależnych wyłącznie od postępowania nieprzyjaciela.

Reagował na postępowanie wroga.

A wróg był szybszy Obie flotylle, zarówno Bravo jak i Delta, mogły osiągać znacznie większe prędkości niż flota Geary’ego. To dawało im sporą przewagę, chociaż z drugiej strony wolniej lecące okręty mogły wykonywać o wiele ciaśniejsze zwroty, co nawet przy prędkości 0.05 świetlnej oznaczało całkiem spore promienie skrętu. Jakkolwiek na to patrzeć, wytrącono go z równowagi. Ale może znajdzie sposób, by wróg znalazł się w identycznej sytuacji…

Może nie był to wspaniały plan, ale zawsze plan.


Komandor Suram, oficer dowodzący Wojownikiem, spoglądał z niepokojem na Geary’ego, bez wątpienia oczekując od niego złych wiadomości. Suram był pierwszym oficerem u kapitana Kerestesa, ale czy sprawdzał się na tym stanowisku? Tego nikt nie wiedział. Niemniej dzisiaj Geary miał zamiar dać mu szansę.

— Komandorze Suram, odwaliliście na Wojowniku kawał dobrej roboty przy usuwaniu uszkodzeń. Wasze tarcze ochronne osiągnęły już pełną moc, naprawiliście też niemal połowę baterii piekielnych lanc.

Suram przytaknął.

— Tak, sir. Ale nie zdołaliśmy jeszcze połatać całego pancerza, napęd też osiąga dopiero siedemdziesiąt pięć procent mocy nominalnej.

— To wystarczy, żebyście utrzymali tempo marszowe eskadry pomocniczej. Zamierzam powierzyć załodze Wojownika specjalne zadanie, komandorze Suram. Daję panu pod rozkazy także Oriona i Dumnego.

Tym Geary zaskoczył oficera.

— Słucham, sir?

— Chcę, żebyście bronili naszych jednostek pomocniczych, komandorze Suram. — Komodor postarał się, aby jego słowa zabrzmiały naprawdę ponuro. — Jeśli je stracimy, to koniec floty. Wie pan o tym. A kiedy dojdzie do starcia z Syndykami, obie formacje wroga zaatakują z różnych kierunków. Będę miał spory problem z osobistym dopilnowaniem, aby nie zniszczono Tytana, Wiedźmy, Dżina i Goblina. Dlatego chcę, żeby Wojownik, Orion i Dumny tkwiły przy tych jednostkach, i to tak blisko, jakbyście je mieli holować. Chcę, żebyście przyjęli na siebie każdy ogień Syndyków, jaki będzie skierowany na jednostki pomocnicze, i zniszczyli każdą jednostkę wroga, jaka znajdzie się w ich pobliżu. Czy podoła pan temu zadaniu, komandorze?

Suram zacisnął zęby.

— Tak jest, sir!

— Zdaje pan sobie sprawę, że powierzam panu najważniejsze zadanie, jakie ktokolwiek ma wykonać w tej flocie? Nie mogę dać wam żadnej dużej jednostki, nie mogę nawet oddelegować ani jednej małej. Dlatego muszę mieć pewność, że bez względu na okoliczności pozostaniecie przy jednostkach pomocniczych.

— Prędzej Wojownik zostanie zniszczony, niż jakiś pocisk trafi w bronione jednostki — oświadczył Suram. — Wiem, że mamy coś do udowodnienia reszcie floty — dodał szorstkim tonem. — Zarówno ja, jak i cała moja załoga. Opuściliśmy Polaris i Gardę na Vidhi. Nie opuścimy naszych jednostek pomocniczych, dopóki będziemy w stanie kierować okrętem. Przysięgam na honor moich przodków.

Geary zdawał sobie sprawę, że każdy, kogo by zapytał, oświadczyłby, iż przekazywanie jednostek pomocniczych pod opiekę Wojownika albo Oriona i Dumnego to czyste szaleństwo, ale instynktownie czuł, że nikt inny w tej flocie nie będzie miał wystarczającej motywacji do tej roboty. Co jednak nie oznaczało, że przekazałby dowodzenie tą misją w ręce komandor Yin. To byłoby naprawdę szalone.

— Gdybym nie wiedział, że pan podoła tej misji, tobym jej panu nie powierzał, komandorze Suram. Może pan to przekazać załodze. Wiem, że Wojownik wykona zadanie albo zostanie zniszczony w walce.

Suram raz jeszcze przytaknął, a potem zasalutował.

— Dziękuję, sir. Zasłużymy sobie na ten honor tak czy inaczej, sir.

Geary uśmiechnął się.

— Proszę uczynić nam obu przysługę i zasłużyć sobie na honor, nie ginąc przy okazji. Chcę widzieć Wojownika w pierwszym szeregu następnej bitwy. Dobrze się panu współpracuje z dowódcami Oriona i Dumnego? Wykonają pańskie rozkazy?

— Każdy oficer i marynarz Oriona i Dumnego pozna szczegóły naszego zadania i dowie się o szansie, jaką nam pan dał, sir! — obiecał Suram. — Dziękuję raz jeszcze, sir. Nasze okręty nie zawiodą pokładanego w nich zaufania.


Dzień lotu dzielący ich od punktu skoku Geary spędził, przez wiele godzin gapiąc się w symulator wizualizujący aktualną sytuację. Syndycka flotylla Delta zaczynała już formować tradycyjny szyk bojowy w kształcie prostopadłościanu, chociaż tym razem był on wyjątkowo płytki. Czoło formacji skierowane było na flotę Sojuszu, wyglądało jak gruby mur sunący całą szerokością na okręty Geary’ego.

Także syndycka flotylla Bravo sformowała już identyczny szyk, równie płaski jak ten w Delcie, choć jako mniej liczna nie mogła stworzyć aż tak imponującego muru. Nawet pomimo strat, jakie poniosła walcząc przy punkcie skoku na Branwyna, wciąż jeszcze posiadała w swoich szeregach piętnaście pancerników i dziesięć okrętów liniowych. Flotylla Bravo utraciła także większość jednostek eskorty, ale z nimi czy bez — i tak była karzełkiem wobec dwudziestu trzech pancerników i dwudziestu okrętów liniowych Delty.

Geary dziwił się, że Bravo do tej pory nie wykonała żadnych podjazdów, które nie tylko obniżałyby morale załóg, ale i skutecznie opóźniały marsz okrętów Sojuszu przez konieczność wykonywania skomplikowanych uników. Widać, że wróciła im pewność siebie.

Uwierzyli, że znaleźliśmy się w potrzasku, z którego nie ma ucieczki. Zobaczymy…


Na godzinę przed tym, jak syndycka flotylla Delta miała przeciąć wektor lotu floty Syndykatu, Geary zasiadł na mostku Nieulękłego i odkłonił się, reagując na powitanie Desjani. Rione zasiadła z tyłu, jedynie wyraz jej oczu zdradzał zdenerwowanie.

— Syndycka flotylla Bravo zaczyna przyśpieszać — zameldował wachtowy.

— Zamierzają nas dopaść w tym samym momencie co Delta — zauważyła Desjani, a zabrzmiało to tak, jakby komentowała odtwarzaną bitwę, a nie bieżące wydarzenia.

— Bez wątpienia — zgodził się Geary. — Czas pokrzyżować im plany. — Nacisnął klawisz komunikatora. — Do wszystkich jednostek floty Sojuszu, formujemy szyk Omikron. Rozpocząć manewrowanie natychmiast po otrzymaniu rozkazu. Wysyłamy dane dotyczące zajmowanych pozycji.

— Szyk Omikron? — zapytała Desjani. Wbiła wzrok w ekran wyświetlacza, wiedząc, że okręt flagowy będzie centralnym punktem tworzonej formacji, więc nie ma mowy o wykonywaniu jakichkolwiek manewrów. — Sir? Formujemy cylinder?

— Tak, formujemy cylinder. — Geary doskonale rozumiał jej zaskoczenie. — Zyskamy tym sposobem podwójnie. Jest nas o wiele mniej, więc skupiając szyk wystawiamy się na ostrzał znacznie mniejszej liczbie jednostek wroga. Tak szeroko rozpostartego szyku nie da się zmienić wystarczająco szybko, żeby zareagować odpowiednio na nasz ruch. — Przynajmniej taką mam nadzieję, dodał w duchu. — A skoro lecimy wolniej, wykonamy ciaśniejszy nawrót.

Okręty floty Sojuszu rozpoczęły już formowanie szyku. W odróżnieniu od poprzedniego ten nie składał się z wielu członów, ale tworzył zbitą jednolitą bryłę, w której znalazły się wszystkie okręty. Nie leciały już z dala od siebie, ale zachowywały minimalny bezpieczny dystans. Cylinder był o wiele mniejszy od ściany nadciągających jednostek Syndykatu, ale dzięki temu większość okrętów lecących we flotylli Delta nie będzie mogła nawiązać z nim kontaktu bojowego. Nawet w wypadku gdy oba zgrupowania przejdą przez siebie.

Geary zrezygnował także z tradycyjnego rozmieszczenia lekkich jednostek pomiędzy ciężkimi okrętami a wrogiem. Eskorta była wprawdzie ich podstawowym zadaniem, ale w tej bitwie, która nie będzie miała cech tradycyjnych starć, raczej by się nie sprawdziły. Zewnętrzna ściana cylindra składała się z pancerników, rozmieszczonych u jego podstawy i góry, natomiast pas pomiędzy nimi wypełniały okręty liniowe. Wewnątrz cylindra leciały wszystkie niszczyciele i lekkie krążowniki. Zadaniem ciężkich krążowników było zamknięcie formacji od przodu i od tyłu, pomagać im w tym miały oba pancerniki kieszonkowe. Jednostki pomocnicze oraz towarzyszące im Orion, Wojownik i Duma znajdowały się w samym sercu formacji, gdzie miały zapewnioną najlepszą obronę.

— Trzydzieści minut do kontaktu bojowego z syndycką flotyllą Delta — zameldował wachtowy z działu bojowego. — Dwadzieścia osiem minut do kontaktu bojowego z syndycką flotyllą Bravo.

W momencie gdy ostatni okręt Sojuszu znalazł się na wyznaczonej pozycji, flota ustawiła się na kursie prowadzącym prosto do punktu skoku na Ixiona.

— Dowódca Delty zamierza pozwolić flotylli Bravo na pierwszy atak, a co za tym idzie, przyjęcie na siebie całego ognia zaporowego, żeby dokończyć bezpiecznie robotę i przyjąć wszelkie zaszczyty z tego wynikające — oceniła Desjani. — Nigdy nie lubiłam dowódców zdolnych do takich rzeczy.

— Zapewniam, że ten będzie zawiedziony. — Oby był, pomyślał Geary, siedząc i czekając na najodpowiedniejszy moment. — Do wszystkich jednostek, zredukować prędkość do 0.07 świetlnej.

Syndycy znaleźli się tak blisko, że mogli dostrzec zmiany w ustawieniach floty Sojuszu zaledwie kilka minut po ich rozpoczęciu, ale musieli czekać, żeby przekonać się, jaki szyk zostanie sformowany, w celu dokonania stosownych korekt we własnych szeregach. Nagle Geary zauważył, że syndycka flotylla Delta zaczyna ścieśniać szyki, ściana stała się węższa, ale za to grubsza, aby jak najwięcej jednostek mogło wejść w kontakt bojowy z wrogiem. Redukcja tempa marszowego floty Geary’ego sprawiła, że do starcia miało dojść wcześniej, niż wróg się spodziewał.

— Dziesięć minut do kontaktu bojowego z flotyllą Bravo. Dwadzieścia minut do kontaktu bojowego z flotyllą Delta.

To powinno wystarczyć. Ciągnąca się za nimi flotylla Bravo leciała wciąż wolno, ale nadchodząca z boku Delta osiągała niemal 0.2 świetlnej.

Powinni już rozpoczynać hamowanie…

— Do wszystkich jednostek floty Sojuszu, zwrot dół dziewięć zero stopni, następnie zwrot na sterburtę siedem zero stopni czas trzy jeden.

Kolejny skomplikowany manewr, który zmienił ustawienie cylindra — teraz mierzył on w dół — i skierował go na zupełnie inny kurs.

— Delta hamuje — zameldowała Desjani, wpadając Geary’emu w słowo, w chwili gdy Nieulękły rozpoczął wykonywanie ciasnego zwrotu, aby wejść na nowy kurs.

Przy tej prędkości lotu Delta miała problemy z dokładną obserwacją ruchów floty Sojuszu, a skoro już rozpoczęła operację ostrego wyhamowywania, nie mogła w porę zareagować.

Nadlatująca z tyłu flotylla Bravo również rozpoczęła manewr, który miał skompensować ruch zaplanowany przez Geary’ego, ale jej zwrot musiał być znacznie szerszy, przez co jeszcze bardziej straciła dystans.

Tymczasem nawałnica kartaczy i rakiet uderzyła w pustą przestrzeń, w której według systemów celowniczych powinna się znajdować flota Sojuszu. Moment później gruba ściana syndyckiej formacji przeszła przez to miejsce, podczas gdy pionowo ustawiony cylinder przeszedł obok niej w odległości równej największemu zasięgowi piekielnych lanc.

— Nieźle — powiedziała Desjani z uznaniem, ale nie odrywała spojrzenia od ekranu, wiedząc, że to dopiero pierwszy z wielu ruchów.

Geary również nie spuszczał oczu z wyświetlacza. Syndycy musieli teraz ruszyć za nim.

Flotylla Bravo będzie kontynuowała zwrot — przewidywał — gotowa do uderzenia, jak tylko wyjdzie na nasze tyły. Delta skręci zaraz w górę albo w dół, tak przynajmniej sądzę, żeby ułatwić sobie koordynację działań przy następnym przejściu. A to oznacza, że ja powinienem udać się… tutaj.

— Do wszystkich jednostek, zwrot na sterburtę jeden dziewięć zero stopni, czas cztery cztery.

Delta wybrała drogę w górę, a flotylla Bravo raz jeszcze minęła się z siłami Sojuszu, nie mogąc wykonać tak ciasnego zwrotu, i znów straciła część dystansu.

— Do wszystkich jednostek, zmiana kursu dół dwa zero stopni, czas cztery dziewięć, zwrot formacji góra siedem zero stopni, czas pięć dwa.

Tym razem cylinder Sojuszu powrócił do niemal idealnego poziomu w stosunku do płaszczyzny ekliptyki systemu i przemknął pomiędzy Deltą i Bravo, które rozpoczęły gwałtowne hamowanie, aby dostosować swoje zdolności manewrowe do wolniejszych okrętów Geary’ego. Komodor wyczekał do momentu, w którym dostrzegł rozpoczęcie kolejnego mocnego hamowania przez Deltę.

— Do wszystkich jednostek, zwrot na sterburtę dziewięć pięć stopni i przyspieszenie do 0.1 świetlnej, czas zero dwa.

W czasie gdy obie flotylle Syndykatu wciąż hamowały i zbliżały się do siebie, wykonując obszerny zwrot, Delta nadlatując z góry, a Bravo z boku, by wziąć wreszcie wrogą flotę w kleszcze, okręty Sojuszu przemknęły między nimi i ruszyły w stronę punktu skoku.

— To najdziwniejsze starcie, jakie kiedykolwiek widziałam — stwierdziła Desjani z niedowierzaniem.

— Jeszcze się nie skończyło. Teraz powinni połączyć szyki, ponownie przyśpieszyć i ruszyć w pogoń za nami.

— Będziemy mieli obie formacje za nami — Desjani dokonała prognozy sytuacji — ale nadal będą w stanie dopaść nas jeszcze przed wykonaniem skoku.

— Tak.

— Sądzisz, że ten manewr może się udać jeszcze raz? — zapytała Rione.

— Pytasz o unik? — Geary pokręcił głową. — Za dawnych czasów robiliśmy takie rzeczy bawiąc się i ucząc, jak przewidywać posunięcia wrogich formacji i jednocześnie unikać ich skutków. Możemy spróbować, ale jestem pewien, że następnym razem to nie wypali. Syndycy już wiedzą, że będziemy chcieli ich uniknąć, i rozśrodkują okręty w szyku tak, żebyśmy nie mieli szans na uniknięcie starcia przy następnym przejściu.

Słowa te nie spodobały się Wiktorii, ale Desjani cieszyła się z nich jak wariatka.

— Rozśrodkowanie sił oznacza, że Syndycy utracą punktową siłę rażenia.

— To prawda. A my przejdziemy przez jeden z takich punktów. — Geary wskazał na wyświetlacz; widoczni na nim Syndycy właśnie przyśpieszali, aby ruszyć w pościg. — Wygląda na to, że połączyli siły Delty i Bravo. Muszę mieć namiary na pozycję ich okrętu flagowego.

— Powinien znajdować się w samym centrum formacji — oceniła Desjani.

Zajęcie honorowego miejsca, w które niemal na pewno uderzy wróg, należało do najczęściej stosowanych praktyk tej bezmyślnej wojny. Nie było to może najrozsądniejsze rozwiązanie taktyczne, ale Geary, podobnie jak Syndycy, był zmuszony do hołdowania tej tradycji, jego ludziom nie mieściło się bowiem w głowach, że okręt flagowy mógłby znajdować się poza miejscem, w które uderzy najwięcej pocisków.

Zgodnie z oczekiwaniami ścigająca ich połączona flota zmieniała szyk, rozciągając go tak mocno w górę i dół, a także na boki, by okręty Sojuszu nie miały szans na uniknięcia kontaktu bojowego, zarazem jednak stała się o wiele cieńsza.

Chcecie nas dopaść? Nie ma sprawy. Dzisiejsza lekcja będzie miała temat: co się dzieje z gołą dłonią, którą sięgasz po szerszenia.

Загрузка...