Rozdział 8 AGENT



To dziwne, lecz Krile Fisher musiał na nowo przyzwyczajać się do Ziemi. Nie zdawał sobie sprawy, że przez cztery lata pobytu na Rotorze nasiąknął atmosferą Osiedla w tak znacznym stopniu. Był to najdłuższy okres, przez jaki przebywał poza Ziemią, mimo to nie powinien był odzwyczaić się od życia na macierzystej planecie.

Odzwyczaił się przede wszystkim od ziemskiej skali — odległy horyzont kończył się ostro, opierając się o sklepienie niebieskie, podczas gdy na Rotorze zawsze spowijała go mgła. Poza tym tłumy, niezmienne przyciąganie, atmosfera dzikości i samowoli, skoki temperatury i przyroda, nad którą nikt nie panował.

Czuł to wszystko niejako podświadomie. Nie musiał wychodzić z domu, by cieszyć się tym, co było na zewnątrz. Zewsząd ogarniała go wszechobecna dzikość, a może po prostu jego pokój był zbyt mały. zbyt zatłoczony, by odizolować go od napływu dźwięków i wrażeń wtłaczanych przez rozkładający się, pełen ludzi świąt.

Dziwne, że tak bardzo tęsknił za Ziemią przez te wszystkie lata na Rotorze, a teraz — kiedy znowu był u siebie — czuł to samo w stosunku do Rotora. Czyżby miał spędzić resztę życia na rozpaczy, że nie jest tam, gdzie chciałby być?

Zapaliła się lampka sygnalizacyjna i zaraz potem usłyszał brzęczyk. Lampka mrugała — na Ziemi wszystko zdawało się mrugać, podczas gdy na Rotorze wszystko było stale l niemal agresywnie perfekcyjne.

— Wejść — powiedział cicho, lecz na tyle głośno, by uruchomić mechanizm otwierający zamek.

Do pokoju wszedł Garand Wyler (Fisher spodziewał się tego) rozbawieniem spojrzał na gospodarza.

— Chyba nie ruszyłeś się na krok z domu, odkąd byłem tu po ostatni, Krile?

— Byłem tu i tam. Jadłem. Siedziałem trochę w łazience.

— Dobrze, to znaczy, że żyjesz, chociaż nie wyglądasz na ta-go — uśmiechnął się szeroko.

Miał gładką, brązową skórę, ciemne oczy, białe zęby i gęste Błyszczące włosy.

— Rozpamiętujesz pobyt na Rotorze?

— Myślę o nim od czasu do czasu.

— Zawsze chciałem cię o to zapytać, ale nigdy nie było czasu: Spotkałeś Królewnę Śnieżkę, ale bez siedmiu krasnoludków, prawda?

— Tak, same Królewny Śnieżki — odpowiedział. — Nie widziałem jednej osoby o czarnej skórze.

— W takim razie krzyżyk na drogę. Wiesz, że odlecieli? Fisher poczuł, jak napinają się jego mięśnie, zerwał się niemal równe nogi, w końcu jednak opanował się.

— Wspominali o tym — powiedział kiwając głową.

— To znaczy, że mówili poważnie. A teraz odpłynęli. Obserwowaliśmy ich tak długo, jak tylko się dało.

Podsłuchiwaliśmy ich przekazy radiowe. A w końcu nabrali szybkości dzięki temu swojemu hiperwspomaganiu i po jednej sekundzie — a słyszeliśmy to wtedy bardzo dokładnie — zniknęli. Wszystko się skończyło.

— Znaleźliście ich, gdy wrócili do normalnej przestrzeni?

— Tak, parokrotnie. Za każdym razem słabiej. Poruszali się z szybkością światła na pełnej mocy, minęły trzy sekundy i znów szli do hiperprzestrzeni, a potem znów się pojawili, ale byli zbyt daleko, by można ich było złapać.

— Ich wybór — powiedział Fisher z goryczą w głosie. — Wykopali malkontentów takich jak ja.

— Szkoda, że tego nie widziałeś. Powinieneś to sobie pooglądać. Bardzo interesujący spektakl. Wiesz, że niektórzy twardogłowi utrzymywali do samego końca, że hiperwspomaganie to oszustwo, że jakiegoś powodu starają się nas nabrać…

— Rotor miał Sondę Dalekiego Zasięgu. Nie mogliby wysłać jej daleko bez hiperwspomagania.

— Oszustwo! Tak mówili twardogłowi.

— Sonda nie była oszustwem.

— Tak, teraz wszyscy to wiedzą. Wszyscy. Rotor zniknął z instrumentów i nie może być żadnego innego wyjaśnienia. Każde Osiedle to widziało. Żadnej pomyłki. W tej samej sekundzie zniknął ze wszystkich instrumentów. Najgorsze jest to, że nie wiadomo, dokąd poleciał.

— Alfa Centauri, jak przypuszczam. Gdzie jeszcze mogliby polecieć?

— Biuro myśli, że to może być coś innego i że ty możesz to wiedzieć.

Fisher wyglądał na poirytowanego.

— Wyciągnęli ze mnie wszystko podczas lotu na Księżyc i z Księżyca na Ziemię. Powiedziałem im o wszystkim.

— Jasne. Wiemy o tym. Ale tutaj nie chodzi o to, co ty wiesz, że wiesz. Chcą, żebym porozmawiał z tobą jak przyjaciel z przyjacielem i przekonał się, o czym nie wiesz, że wiesz. Może pojawić się coś, o czym nie myślałeś. Byłeś tam przez cztery lata, ożeniłeś się, miałeś dziecko. Nie mogłeś przeoczyć wszystkiego.

— Mogłem. Gdyby powstało najmniejsze podejrzenie, że czegoś szukam, wykopaliby mnie. Już samo to, że pochodziłem z Ziemi, sprawiało, że byłem podejrzany. Gdybym się nie ożenił — nie dał im tego dowodu, że chcę zostać Rotorianinem — wykopaliby mnie tak czy inaczej. Lecz pomimo ślubu nie pozwolili mi zbliżyć się do niczego istotnego czy żywotnego.

Fisher spoglądał gdzieś w bok.

— I udało się. Moja żona była tylko astronomem. Nie miałem wyboru, wiesz przecież. Nie mogłem dać ogłoszenia matrymonialnego w holowizji, że poszukuję młodej damy, która przy okazji jest hiperspecjalistką. Gdybym spotkał taką kobietę, zrobiłbym wszystko, żeby ją poderwać, nawet gdyby wyglądała jak hiena. Ale nie spotkałem ani razu przez te wszystkie lata. Technologia jest dla nich tak żywotną sprawą, że prawdopodobnie trzymają wszystkich ważnych ludzi w izolacji. Myślę, że noszą maski w laboratoriach i używają pseudonimów. Cztery lata i nic, nawet najdrobniejszej wskazówki. A wiedziałem, że oznacza to koniec mojej współpracy z Biurem.

Odwrócił się do Garanda i jego głos nabrał gwałtowności.

— Było tak źle, że zacząłem zachowywać się jak prostak. Czułem-, że przegrywam.

Wyler siedział po drugiej stronie stołu w zagraconym pokoju Krilera. Kiwał się na tylnych nogach krzesła, trzymając się stołu w obawie przed upadkiem.

— Krile — powiedział — Biuro nie może sobie pozwolić na delikatność. Nie jest jednak absolutnie pozbawione uczuć. Nie lubią stosować takich metod, ale muszą. Ja też nie lubię takiej roboty, muszę. Żałujemy, że nie powiodło ci się i że wróciłeś z niczym. Gdyby Rotor nie odleciał, być może zgodzilibyśmy się, że nic się stało. Jednak oni odlecieli. Mieli hiperwspomaganie, a ty nic przywiozłeś.

— Wiem.

— Nie znaczy to, że chcemy cię wyrzucić czy pozbyć się ciebie. Mamy nadzieję, że okażesz się jeszcze przydatny. Muszę się upewnić że twoje niepowodzenie było niezawinione.

— Co to znaczy?

— Muszę im powiedzieć, że twoja klęska nie wynika z twojej osobistej słabości. Miałeś przecież żonę na Rotorze. Czy była ładna? Lubiłeś ją?

— Tak naprawdę pytasz mnie o to, czy z miłości do Rotorianki nie chronię Rotora i nie pomagam im w zatajeniu ich spraw — krzyknął Fisher.

— No cóż — powiedział nieporuszony Wyler — czy to prawda?

— Jak możesz zadawać takie pytanie! Gdybym zdecydował się współpracę z Rotorem, odleciałbym z nimi. Nie zostałby po mnie ślad l nigdy byście mnie nie znaleźli. Ale nie zrobiłem tego. Opuściłem Rotora i wróciłem na Ziemię, chociaż spodziewałem się, że moja wpadka zniszczy mi karierę.

— Doceniamy twoją lojalność.

— Jestem bardziej lojalny niż myślicie.

— Wiemy, że prawdopodobnie kochałeś swoją żonę i że ze ze względu na swoją służbę musiałeś ją opuścić. Zaliczymy ci to na korzyść, jeśli będziemy mieli pewność…

— Nie chodzi o żonę. O córkę.

Wyler przyjrzał się uważnie Fisherowi.

— Wiemy, że masz roczne dziecko, Krile. Jednak w tych warunkach mogłeś zastanowić się czy powierzać losowi istnienie tego zakładnika.

— Zgadzam się. Ale nie mogłem zachować się jak dobrze naoliwiony robot. Czasami coś dzieje się wbrew twojej woli. I gdy urodziło się dziecko i miałem ją przez rok…

— To całkowicie zrozumiałe, ale to był tylko rok. Bardzo niewiele, naprawdę, na powstanie rzeczywistych związków… Fisher skrzywił się.

— Być może uważasz, że jest to zrozumiałe, ale nic nie rozumiesz.

— No więc wyjaśnij mi. Spróbuję zrozumieć.

— Widzisz, ja miałem siostrę. — Wyler kiwnął głową.

— Wspomina o tym twoja kartoteka komputerowa. Miała zdaje się na imię Rosa?

— Rosanna. Zginęła podczas zamieszek w San Francisco osiem lat temu. Miała siedemnaście lat.

— Przykro mi.

— Nie brała udziału w zamieszkach. Była jedną z osób postronnych, które często padają ofiarą podczas takich wydarzeń. Znacznie częściej niż bojówkarze czy policjanci. Ale przynajmniej odnaleziono jej ciało i miałem co kremować.

Wyler milczał zakłopotany.

— Miała tylko siedemnaście lat — powiedział w końcu Fisher. — Nasi rodzice zmarli…

Fisher poruszył ręką pokazując, że nie zamierza o tym rozmawiać.

— Miała wtedy cztery lata, ja czternaście. Pracowałem po szkole, dbałem o to, by miała co jeść, w co się ubrać i czuła się dobrze, mimo że sam często byłem głodny… Nauczyłem się programowania komputerów i jakoś wiązaliśmy koniec z końcem, no i później skończyła siedemnaście lat, była taka bezbronna, nie wiedziała nawet o co chodzi w tych rozruchach, i rozdeptali ją…

— Rozumiem teraz, dlaczego zgłosiłeś się jako ochotnik na Rotora — powiedział Wyler.

— Tak. Przez kilka lat byłem po prostu nieprzytomny. Wstąpiłem do Biura, by zająć się czymś, a także dlatego, że praca tam wiąże się z ryzykiem. Przez jakiś czas szukałem śmierci, chciałem jednak zrobić coś pożytecznego po drodze. Kiedy powstał problem umieszczenia agenta na Rotorze, zgłosiłem się na ochotnika. Chciałem opuścić Ziemię.

— A teraz wróciłeś. Żałujesz tego?

— Trochę tak. Chociaż dusiłem się na Rotorze. Pomimo tych wszystkich okropieństw, na Ziemi jest przynajmniej dużo miejsca. Szkoda, że nie znałeś Rosanny, Garand. Nie masz pojęcia, jak wyglądała. Nie była ładna, ale te oczy… — spojrzenie Fishera świadczyło o tym, że myśli o przeszłości. Fałda pomiędzy brwiami nadawała jego twarzy wyraz skupienia. — Piękne oczy i jednocześnie straszne. Nigdy nie mogłem patrzeć w nie bez strachu. Spoglądały w głąb ciebie, jeśli wiesz, o co mi chodzi.

— Prawdę mówiąc nie — odpowiedział Wyler.

Fisher nie zwrócił na to uwagi.

— Ona zawsze wiedziała, kiedy kłamałeś albo skrywałeś prawdę. Nie można było niczego przemilczeć, ona i tak domyślała się, o co chodzi.

— Chyba nie chcesz powiedzieć ml. że miała zdolności telepatyczne?

— Co? O nie. Tłumaczyła to w ten sposób, że czyta z wyglądu i słucha intonacji. Mówiła, że nikt nie potrafi ukryć tego, co myśli. Możesz się śmiać do upadłego, i tak widać, że przeżywasz tragedię. Żaden uśmiech nie pokryje zgorzknienia. Próbowała mi to wyjaśnić, ale ja nigdy nie pojąłem do końca, na czym to polega. Ona była niezwykła, Garand. Byłem nią zafascynowany. Garand. No a później urodziła się moja córka. Marlena.

— Tak?

— Ona ma takie same oczy.

— Twoja córka ma oczy twojej siostry?

— To nie stało się od razu, ale ja widziałem, jak zmieniają się te oczy. Kiedy miała sześć miesięcy, bałem się jej spojrzenia.

— Twoja żona także się bała?

— Nigdy tego nie widziałem, ale ona nie miała takiej siostry jak Rosanna. Marlena prawie nie płakała. Była spokojna. Rosanna jako dziecko też taka była. Wiedziałem, że Marlena nie wyrośnie na piękność. Czułem się tak jak. gdyby Rosanna wróciła. Widzisz więc że nie było mi łatwo…

— Wrócić na Ziemię?

— Tak, i zostawić je same. Straciłem Rosannę po raz drugi. Wiem, że nigdy jej już nie zobaczę. Nigdy!

— Dlaczego więc zdecydowałeś się na powrót?

— Lojalność! Obowiązek! Ale jeśli chcesz znać prawdę, niewiele brakowało, abym tam został. Byłem rozdarty. Rozdarty na dwie części. Niemal rozpaczliwie chciałem zostać z Rosanną, Marleną. Widzisz, mylę ich imona… Insygna, moja żona, powiedziała kiedyś coś dziwnego — była wtedy załamana — „Gdybyś wiedział, dokąd lecimy, nie zostawiłbyś nas”. Wtedy nie chciałem ich zostawiać. Prosiłem ją, żeby wróciła ze mną na Ziemię. Odmówiła. Poprosiłem więc, żeby pozwoliła mi zabrać Ro…, Marlenę. Także odmówiła. A później, kiedy już w zasadzie postanowiłem zostać, ona wściekła się i kazała mi się wynosić. No i wyniosłem się.

Wyler spoglądał w zamyśleniu na Fishera.

— „Gdybyś wiedział, dokąd lecimy, nie zostawiłbyś nas”. Czy tak właśnie powiedziała?

— Tak, takie były jej słowa. A kiedy zapytałem, dlaczego i dokąd leci Rotor, odpowiedziała „ku gwiazdom”.

— To może być to. Krile. Wiedziałeś, że mają zamiar odlecieć gdzieś do gwiazd, ale ona powiedziała „gdybyś wiedział, dokąd lecimy…” Było coś, czego nie mogłeś wiedzieć. Czego nie mogłeś wiedzieć. Krile?

— O czym ty mówisz? Jak można wiedzieć to, o czym się nie wie?

Wyler wzruszył ramionami.

— Poinformowałeś o tym Biuro? Fisher zastanawiał się.

— Chyba nie. Nie myślałem o tym aż do teraz, kiedy zacząłem opowiadać ci o tym, że niemal zostałem na Rotorze — zamknął oczy, a potem powiedział bardzo wolno: — Nie, mówię o tym po raz pierwszy. Po raz pierwszy myślę o tym.

— Doskonale. A skoro o tym myślisz — dokąd poleciał Rotor? Słyszałeś jakieś dyskusje na ten temat? Plotki? Strzały w ciemno?

— Zakładano, że będzie to Alfa Centaur!. Cóż innego mogłoby to być? Najbliższa gwiazda…

— Twoja żona była astronomem. Jakie było jej zdanie na ten temat?

— Nic nie mówiła. Nigdy nie rozmawiała o tym ze mną.

— Rotor wysłał Sondę Dalekiego Zasięgu.

— Wiem.

— Twoja żona pracowała przy tym jako astronom.

— To prawda, ale nigdy nie dyskutowaliśmy o tym. Cieszyłem de zresztą z tego. Moja misja mogła wyjść na jaw, mogli mnie zaaresztować i stracić, z tego co wiem, gdyby okazało się, że przejawiałem niezdrowe zainteresowania…

— Jako astronom powinna znać cel wyprawy Rotora. Sama powiedziała przecież „gdybyś wiedział…” Rozumiesz? Ona wiedziała i gdybyś ty wiedział także, to…

Fisher nie wydawał się przekonany.

— Ale nie powiedziała mi w końcu tego, co wiedziała. O czym więc mówimy?

— Jesteś pewny? Żadnych przypadkowych uwag, których znaczenia nie mogłeś docenić w tym czasie? Przecież nie jesteś astronomem i nie musiałeś wszystkiego rozumieć. Czy pamiętasz cokolwiek, co wprawiło cię w zdumienie albo tylko zastanowiło?

— Nic takiego sobie nie przypominam.

— Pomyśl. Możliwe, że Sonda zlokalizowała system planetarny wokół jednego ze słońc Alfa Centauri lub wokół obu na raz?

— Nie umiem ci odpowiedzieć.

— Jakieś planety wokół innych gwiazd? Fisher wzruszył ramionami.

— Pomyśl! — nalegał Wyler. — Czy istnieje jakiś powód, dla którego to, co powiedziała, mogło mieć mniej więcej taki sens: „Myślisz, że lecimy na Alfa Centauri, ale wokół niej są planety i właśnie ku nim zmierzamy”. Albo taki: „Myślisz, że lecimy na Alfa Centauri, lecz my zmierzamy ku innej gwieździe, wokół której la pewno są planety”. Pomyśl, czy było coś takiego?

— Nie umiem ci odpowiedzieć.

Duże wargi Garanda Wylera zmieniły się na chwilę w cienką linię. Po chwili Wyler powiedział:

— Coś ci powiem, stary druhu. Teraz zdarzą się trzy rzeczy. Po pierwsze, będziesz musiał przejść kolejne przesłuchanie. Po drugie, podejrzewam, że będziemy musieli nakłonić Osiedle Ceres, żeby pozwoliło nam skorzystać ze swojego teleskopu asteroidalnego, za pomocą którego zbadamy każdą gwiazdę w odległości kilku lat świetlnych od Układu Słonecznego. I po trzecie, kopniemy naszych hiperspecjalistów w…. żeby żywiej zabrali się do roboty. Będziesz miał okazję sprawdzić, czy nie mówię prawdy.



Загрузка...