ROZDZIAŁ XIX OPOWIEŚĆ O CHŁOPCU ZWANYM ŻABĄ

CZĘŚĆ PIERWSZA WCZESNE LATO I JEJ SYN


Na górskim szczycie, daleko od brzegów Urth, żyła sobie kiedyś piękna kobieta imieniem Wczesne Lato. Była królową tej krainy. Miała silnego i bezwzględnego męża, o którego była zazdrosna. On z kolei był zazdrosny o nią i zabił wielu mężczyzn, których podejrzewał o to, że byli jej kochankami.

Pewnego dnia Wczesne Lato przechadzała się po ogrodzie, kiedy nagle ujrzała przepiękny kwiat, którego nigdy jeszcze nie widziała. Był czerwieńszy od róży i miał słodszy od niej zapach, ale jego mocna łodyga była pozbawiona kolców i gładkością dorównywała kości słoniowej. Kobieta zerwała go i zaniosła do odosobnionego zakątka ogrodu, a kiedy usiadła, aby mu się przyjrzeć, wydał jej się kochankiem, o jakim zawsze marzyła — mocarnym, a jednocześnie łagodnym jak pocałunek. Soki kwiatu wniknęły do jej wnętrza i poczęła dziecko. Swemu panu i władcy powiedziała jednak, że to on jest ojcem, a on uwierzył jej, ponieważ była dobrze strzeżona.

Chłopca, który przyszedł na świat, zgodnie z wolą matki nazwano Wiosennym Wiatrem. Zaraz po tym, jak się urodził, zwołano najznakomitszych spośród tych, którzy badają gwiazdy, aby ułożyli mu horoskop. Przybyli nie tylko mędrcy z górskiej krainy, ale także najwięksi magowie Urth. Długo ślęczeli nad swymi księgami, dziewięć razy spotykali się na tajnych zebraniach, aż wreszcie ogłosili, iż Wiosenny Wiatr będzie niepokonanym wojownikiem oraz że żadne z jego dzieci nie umrze, zanim w pełni nie dorośnie. Przepowiednie te sprawiły królowi ogromną radość.

Wiosenny Wiatr rósł, jego matka zaś stwierdzała z zadowoleniem, iż chłopiec uwielbia pola, kwiaty i owoce. Wszystkie rośliny miały się znakomicie pod jego opieką, on zaś pragnął dzierżyć w dłoni nie miecz, lecz nóż ogrodniczy. Jednak kiedy był już młodym mężczyzną, wybuchła wojna, wziął więc tarczę i włócznię. Ponieważ był z natury bardzo spokojny i posłuszny królowi (którego uważał za ojca i który także wierzył, że jest jego ojcem), wielu przypuszczało, że przepowiednia się nie spełni. Tak się jednak nie stało. Nawet w samym sercu najbardziej zaciętej bitwy Wiosenny Wiatr walczył mężnie i spokojnie, nie szafując siłami ani nie dając się ponieść zapałowi. Żaden generał nie miał w zanadrzu tylu forteli co on, a żaden oficer nie wypełniał równie sumiennie obowiązków. Żołnierze, którzy szli do boju pod jego komendą, byli tak wyszkoleni, że przypominali spiżowe posągi ożywione ogniem, i tak bardzo kochali swego dowódcę, że bez wahania podążyliby za nim aż do Krainy Cieni, królestwa położonego najdalej od słońca. Dlatego ludzie mówili, iż to powiew wiosennego wiatru zwalił warowne wieże i poprzewracał okręty, ale Wczesne Lato wcale nie była tym zachwycona.

Koleje wojny sprawiły, że Wiosenny Wiatr często odwiedzał Urth, gdzie kiedyś poznał dwóch braci, którzy byli królami. Starszy miał kilku synów, młodszy natomiast córkę o imieniu Leśny Ptak. Kiedy dziewczyna stała się kobietą, jej ojciec został podstępnie zabity, wuj zaś, obawiając się, by nie urodziła synów, którzy pragnęliby odzyskać dziedzictwo po dziadku, oddał ją do zakonu dziewic-kapłanek. Nie spodobało się to Wiosennemu Wiatrowi, ponieważ zachwyciła go uroda księżniczki, a jej ojciec był jego przyjacielem. Pewnego razu zjawił się na Urth, ujrzał Leśnego Ptaka śpiącą nad brzegiem strumienia i obudził ją pocałunkami.

Z ich miłości poczęli się dwaj chłopcy bliźniacy, ale choć kapłanki pomogły Leśnemu Ptakowi ukryć przed królem fakt, że jest brzemienna, to nie były w stanie uczynić tego samego z dziećmi. Zaraz po tym, jak przyszli na świat, nawet nie pokazawszy chłopców matce umieściły ich w miękko wymoszczonym, wiklinowym koszyku, zaniosły na brzeg tego samego strumienia, gdzie zostali poczęci, i puściły koszyk na wodę.

CZĘŚĆ DRUGA JAK ŻABA ZNALAZŁ NOWĄ MATKĘ

Koszyk płynął długo i daleko, zarówno po słodkich wodach, jak i po słonych. Inne dzieci z pewnością by tego nie przeżyły, ale synowie Wiosennego Wiatru nie umarli, ponieważ nie byli jeszcze dorośli. Opancerzone potwory przewalały się w wodzie wokół koszyka, a małpy ciskały w niego patykami i orzechami, lecz wiklinowa łódeczka płynęła dalej, aż wreszcie zatrzymała się przy brzegu, gdzie dwie ubogie siostry prały bieliznę. Kiedy kobiety ujrzały, co jest w koszyku, zaczęły głośno krzyczeć, ale nic to nie dało, zakasały więc spódnice, weszły do rzeki i wyniosły go na brzeg.

Ponieważ chłopców znaleziono w wodzie, nazwano ich Rybą i Żabą, a kiedy okazało się, że są ładni i silni, każda siostra wzięła sobie jednego. Ta, która wybrała Rybę, była żoną pasterza, natomiast mąż tej, która wzięła Żabę, był drwalem.

Kobieta, która zaopiekowała się Żabą, bardzo dbała o chłopca i nawet karmiła go własną piersią, gdyż tak się złożyło, że niedawno straciła dziecko. Kiedy mąż szedł do lasu po drewno na opał, nosiła Żabę w szalu zarzuconym na plecy i dlatego mędrcy do dzisiaj twierdzą, iż była najsilniejszą ze wszystkich kobiet, ponieważ dźwigała na grzbiecie całe imperium.

Po roku Żaba nauczył się wstawać, a nawet trochę chodzić. Pewnego wieczoru drwal i jego żona siedzieli przy ognisku rozpalonym na małej polanie w dzikiej, niedostępnej okolicy. Kobieta przygotowywała posiłek, zupełnie nagi Żaba zaś podszedł do ognia i grzał się w jego cieple.

— Podoba ci się? — zapytał drwal, który był prostym, dobrym człowiekiem.

Wówczas Żaba, choć do tej pory nie odezwał się jeszcze ani słowem, skinął główką i powiedział:

— Czerwony kwiat.

Podobno w tej samej chwili pogrążona we śnie Wczesne Lato poruszyła się niespokojnie w łożu na szczycie góry, daleko od brzegów Urth.

Drwal oraz jego żona nie posiadali się ze zdumienia, ale nie zdążyli porozmawiać o tym, co się wydarzyło, ani nakłonić Żabę, aby odezwał się ponownie, ani nawet zastanowić się, w jaki sposób podczas najbliższego spotkania opowiedzieć o tym pasterzowi i jego żonie, gdyż na polanie rozległ się okropny odgłos. Ci co go słyszeli i przeżyli twierdzą, że najbardziej przerażający na Urth. Jest ich jednak tak niewielu, że odgłos ten do tej pory nie ma jeszcze nazwy; trochę przypomina brzęczenie pszczół, trochę parskanie kota większego od krowy, a trochę dźwięk, jaki wydaje brzuchomówca uczący się dopiero swego zawodu, jest bowiem dźwięczący i zarazem głuchy, i dobiega ze wszystkich stron naraz. Była to pieśń, jaką nuci smilodon, kiedy uda mu się podkraść do zdobyczy. Nawet mastodony tak bardzo boją się tego śpiewu, że często wpadają w panikę i ruszają na oślep do szarży, najczęściej w niewłaściwym kierunku, umożliwiając napastnikowi zadanie ciosu od tyłu.

Z pewnością Prastwórca zna wszystkie tajemnice. On to wypowiedział długie słowo, które stało się naszym wszechświatem, i mało dzieje się rzeczy, które nie stanowią części tego słowa. Należy więc przyjąć, że to z jego woli drwal rozpalił ognisko w pobliżu niewielkiego pagórka, nie wiedząc o tym, że tam właśnie, w miejscu, gdzie dawno temu znajdowało się miasto zmarłych, wybudowała sobie dom wilcza para. Dom był niski, o grubych ścianach i wąskich, oświetlonych zielonymi lampami przejściach, które wiły się między pogruchotanymi pomnikami i sarkofagami — krótko mówiąc, właśnie taki, jakie wilki najbardziej lubią. Tam właśnie siedział basior, ssąc udową kość coryphodona, a wadera, jego żona, karmiła piersią szczenięta.

Usłyszawszy pieśń smilodona oboje zaczęli przeklinać go w Szarym Języku, tak jak tylko wilki potrafią to czynić, ponieważ prawo głosi, że żaden drapieżnik nie powinien polować w pobliżu domostwa innego drapieżnika, a wilki bardzo ściśle przestrzegają prawa.

— Cóż to za zdobycz mógł znaleźć Rzeźnik, ten głupi zabójca krów rzecznych, skoro ty, mój mężu, który polujesz nawet na jaszczury wylegujące się na górskich szczytach, co sięgają daleko poza naszą Urth, zadowoliłeś się jedynie wyschniętą kością? — zapytała samica.

— Nie gustuję w padlinie — odparł krótko samiec. — Nie zbieram też dżdżownic w mokrej od rosy trawie ani nie wyławiani żab z płycizn.

— Nie wydaje mi się, aby Rzeźnik śpiewał swą pieśń dla któregoś z tych stworzeń — zauważyła jego żona.

Wilk podniósł łeb i zaczął węszyć.

— Poluje na syna Meschii i córkę Meschiany. Jak dobrze wiesz, nie może z tego wyniknąć nic dobrego.

Na to wadera pokiwała głową, gdyż wiedziała, że kiedy ginie jeden z nich, synowie Meschii mszczą się zabijając wszystko, co nawinie im się pod rękę. Dzieje się tak dlatego, że Prastwórca ofiarował im kiedyś Urth, a oni odrzucili jego dar.

Zakończywszy pieśń Rzeźnik ryknął tak głośno, jakby chciał postrącać liście z drzew, następnie zaś krzyknął, ponieważ przekleństwa wilków mają wielką moc, przynajmniej wtedy, kiedy księżyc świeci na niebie.

— Dlaczego on krzyczy z bólu? — zapytała wadera, liżąc twarz jednej z córek.

Wilk ponownie napełnił płuca powietrzem.

— Przypalone ciało! Skoczył prosto w ognisko.

Oboje roześmiali się tak, jak to robią wilki: w milczeniu, odsłaniając wszystkie zęby. Ich uszy stały prosto jak namioty na pustym, ponieważ pilnie nasłuchiwali odgłosów dobiegających z ciemności, gdzie Rzeźnik buszował w zaroślach w poszukiwaniu zdobyczy.

Drzwi wilczego domu stały otworem, bo kiedy dorosłe wilki są w domu, niewiele ich obchodzi, kto zechce przez nie wejść, gdyż wyjdzie tylko ten, komu na to pozwolą. Otwór, rozświetlony blaskiem księżyca (on zawsze jest mile widzianym gościem), nagle ściemniał. W drzwiach stało dziecko, trochę przestraszone mrokiem, ale jednocześnie zaintrygowane ciepłem i zapachem mleka. Basior parsknął gniewnie, lecz jego żona przemówiła matczynym głosem:

— Wejdź, mały synu Meschii. Możesz się napić, najeść i ogrzać. Czekają na ciebie bystroocy, szybkonodzy towarzysze zabaw, najlepsi, jacy są na świecie.

Słysząc to, chłopczyk wszedł do środka, a wilczyca zrobiła miejsce wśród najedzonych szczeniąt i przygarnęła go do piersi.

— Jaki może być pożytek z takiej istoty? — zapytał samiec.

Wilczyca parsknęła śmiechem.

— Zadowalasz się wysysaniem starych kości, a jednocześnie zadajesz takie pytania? Czyżbyś nie pamiętał, jak jeszcze niedawno szalała tu wojna i wojska księcia Wiosennego Wiatru maszerowały po tej ziemi? Wówczas nie polował na nas żaden z synów Meschii, ponieważ wszyscy polowali na siebie nawzajem, a po zakończonej bitwie ty i ja, cały Senat Wilków, Rzeźnik, Ten Który Się Śmieje, a nawet Czarny Zabójca, chodziliśmy spokojnie wśród zabitych i umierających, wybierając sobie tych, na których akurat mieliśmy ochotę?

— To prawda — odparł basior. — Książę Wiosenny Wiatr wielce się nam przysłużył, ale przecież to szczenię Meschii nie ma z nim nic wspólnego.

Samica uśmiechnęła się na to i powiedziała:

— W sierści na jego głowie czuję bitewny dym. (W rzeczywistości był to dym Czerwonego Kwiatu.) Ty i ja będziemy już pyłem, kiedy pierwszy oddział wymaszeruje przez bramę z warownego zamku, który on zbuduje, ale za tym oddziałem pójdą następne, dzięki czemu nasze dzieci, ich dzieci, oraz dzieci ich dzieci, będą mogły jeść do syta.

Wilk skinął tylko łbem, gdyż wiedział, że jego żona jest mądrzejsza od niego. Tak jak on potrafił zwęszyć rzeczy poza brzegami Urth, tak ona potrafiła dostrzec dni ukryte za zasłoną przyszłorocznych deszczów.

— Nazwę go Żabą — dodała wadera — ponieważ Rzeźnik istotnie poluje czasem na żaby, jak słusznie powiedziałeś, mój mężu.

Chciała mu się w ten sposób przypochlebić w podzięce za to, że tak chętnie przystał na jej życzenia, ale prawda wyglądała w ten sposób, że w żyłach Żaby płynęła krew ludzi zamieszkujących górski szczyt daleko poza granicami Urth, a tak jakoś się dzieje, iż żaden z nich nie jest w stanie długo ukrywać swego prawdziwego imienia.

Na zewnątrz rozległ się dziki śmiech, a zaraz potem głos Tego Który Się Śmieje:

— Jest tutaj, mój panie! Tędy, tędy! Tutaj wiedzie trop! Do tych drzwi!

— Sama widzisz, jakie są skutki wymawiania imion niedobrych istot — mruknął wilk. — Jeżeli o kimś mówisz, to tak, jakbyś zapraszała go do domu. Tak stanowi prawo.

Powiedziawszy to, wyjął miecz i sprawdził kciukiem, czy jest wystarczająco ostry.

Otwór wejściowy ponownie ściemniał. Był bardzo wąski, gdyż tylko głupcy i kapłani w świątyniach każą robić szerokie drzwi, a wilki nie są ani głupcami, ani kapłanami. Rzeźnik wypełnił go całkowicie, a i tak musiał odwrócić się bokiem i pochylić wielką głowę. Ponieważ ściany domu były grube, wejście przypominało krótki korytarz.

— Czego tu szukasz? — zapytał wilk i polizał ostrze miecza.

— Tylko tego, co do mnie należy — odparł Rzeźnik.

Smilodony walczą za pomocą dwóch zakrzywionych sztyletów, które trzymają w rękach, Rzeźnik zaś był znacznie większy od wilka, ale nie miał ochoty bić się w tak ciasnej przestrzeni.

— Ono nigdy do ciebie nie należało — odezwała się wilczyca. Posadziła Żabę na podłodze i podeszła tak blisko do Rzeźnika, że mógłby ją zaatakować, gdyby zdobył się na odwagę. Jej oczy miotały groźne błyskawice. — Polowanie było bezprawne, na zakazaną zwierzynę. Teraz to szczenię napiło się mojego mleka i stało się wilkiem.

— Widywałem już martwe wilki! — warknął Rzeźnik.

— Owszem, i nawet żarłeś ich mięso, kiedy cuchnęło tak bardzo, że nie chciały go tknąć nawet muchy. Możliwe, że kiedyś pożresz także moje, jeśli zabije mnie padające drzewo.

— Twierdzisz, że jest wilkiem? W takim razie powinien stanąć przed Senatem.

Rzeźnik oblizał wargi, ale język miał zupełnie suchy. Na otwartym terenie może odważyłby się stanąć twarzą w twarz z wilkiem, ale na pewno nie z obojgiem naraz. Poza tym zdawał sobie doskonale sprawę, że gdyby ruszył naprzód, oni chwyciliby Żabę i uciekliby do głębokich tuneli wydrążonych między wiekowymi grobowcami, skąd on z pewnością nie wyszedłby żywy.

— A cóż ty możesz mieć wspólnego z Senatem Wilków? — zapytała pogardliwie wadera.

— Być może więcej, niż myślisz — odparł Rzeźnik i poszedł szukać łatwiejszego łupu.

CZĘŚĆ TRZECIA ZŁOTO CZARNEGO ZABÓJCY

Senat Wilków zbiera się podczas każdej pełni księżyca. Na posiedzenie przybywa każdy, kto tylko jest w stanie chodzić, gdyż przyjęło się uważać, że ci, którzy się nie pojawią, knują jakąś zdradę — na Przykład w zamian za nędzne ochłapy zgodzili się pilnować stad bydła należących do synów Meschii. Wilk, który opuścił dwa posiedzenia z rzędu, musi poddać się osądowi Senatu, a jeżeli zostanie uznany winnym, traci życie rozszarpany przez samice.

Przed Senatem muszą stawiać się także szczenięta po to, aby każdy dorosły wilk, któremu przyjdzie na to ochota, mógł je obejrzeć i upewnić się, czy aby ich ojciec był prawdziwym wilkiem. (Czasem wilczyca oddaje się psu i choć szczenięta z tego związku są bardzo podobne do wilków, to jednak zawsze mają przynajmniej jedną białą plamę, gdyż biały jest kolorem Meschii, który widział czyste światło Prastwórcy. Jego synowie pozostawiają to piętno na wszystkim, czego się dotkną).

Tak więc o pełni księżyca wadera stanęła przed Senatem Wilków. Szczenięta bawiły się u jej stóp, Żaba zaś — który naprawdę wyglądał jak żaba, kiedy sączące się przez okna zielonkawe światło padało na jego skórę — stał obok, trzymając się kurczowo fałd jej spódnicy. Przodownik Stada zasiadł na najwyższym miejscu, a nawet jeżeli zdziwił się widząc syna Meschii przyprowadzonego przed Senat, to nie dał tego po sobie poznać, tylko zaśpiewał:

O to cała gromada!

Synowie i córki, żywi wśród stada!

Jeśli fałszywi, wskażcie ich zaraz!

Jeśli chcecie mówić, mówcie już teraz!

Rodzice szczeniąt, które zostały przyprowadzone na posiedzenie Senatu, nie mogą występować w ich obronie, ale gdyby ktoś próbował wyrządzić im krzywdę przy innej okazji, popełniłby ciężkie przestępstwo.

— Mówcie już teraz!

Głos odbił się od ścian i uleciał w noc wielokrotnym echem. Daleko w dolinie synowie Meschii pospiesznie ryglowali drzwi swoich chat, a córki Meschiany przyciskały dzieci do piersi.

Rzeźnik, który do tej pory krył się za plecami wilków, wystąpił naprzód.

— Na co czekamy? — zapytał. — Co prawda nie jestem mędrcem, bo jestem na to za silny, jak wszyscy doskonale wiecie, ale widzę przed sobą cztery wilcze szczenięta i piąte, które nie jest wilkiem, tylko moją zdobyczą.

— Jakim prawem Rzeźnik zabiera głos przed Senatem? — zapytała natychmiast wilczyca. — On na pewno nie jest wilkiem!

— Każdy może mówić, jeśli jakiś wilk poprosi go o zabranie głosu — odpowiedziały wilki. — Mów dalej, Rzeźniku!

Wilczyca przesunęła miecz w taki sposób, żeby móc szybko chwycić za rękojeść, i zaczęła przygotowywać się do ostatniej walki w życiu. Z rozpaloną twarzą i błyszczącymi oczami wyglądała jak demon, gdyż anioły są zazwyczaj jedynie demonami stojącymi między nami a naszym wrogiem.

— Powiadasz, że nie jestem wilkiem — ciągnął Rzeźnik. — I masz rację. Wszyscy wiemy, jak pachnie wilk, jaki ma głos i jak wygląda. Ta oto samica wzięła sobie jako szczenię syna Meschii, ale przecież powszechnie wiadomo, że nie każdy, kto ma matkę wilczycę, jest wilkiem!

— Wilkiem jest ten, kto ma ojca wilka i matkę wilczycę! — krzyknął basior. — Biorę to szczenię za syna!

Zebrani wybuchnęli śmiechem. Kiedy wrzawa ucichła, przez jakiś czas słychać było jeszcze chichot Tego Który Się Śmieje, pełniącego funkcję doradcy Rzeźnika.

— Wielu już tak mówiło, ale ich szczenięta zostały pożarte przez stado! — zawołał.

— Zabito je, ponieważ miały białą sierść — powiedział Rzeźnik. — Ten tutaj, nie ma nawet sierści, tylko nagą skórę! Jak coś takiego może w ogóle żyć? Dajcie mi go!

— Dwóch musi zabrać głos — odparł przewodniczący obrad. — Tak stanowi prawo. Kto ujmie się za tym szczenięciem? Kto powie, że jest ono synem Meschii, ale także wilkiem? Potrzebne są dwa głosy. Rodzice nie mogą przemawiać!

Wówczas podniósł się Nagi, który bierze udział w posiedzeniach Senatu, ponieważ jest nauczycielem młodych wilków.

— Nigdy jeszcze nie miałem okazji uczyć syna Meschii — powiedział. — Kto wie, może ja się czegoś od niego nauczę? Głosuję za nim.

— Jeszcze jeden — przypomniał przewodniczący. — Potrzebny jest jeszcze jeden głos.

Zapadła cisza, a potem z pogrążonego w mroku kąta sali wyszedł Czarny Zabójca. Wszyscy boją się go, bo choć jego szata jest miękka jak sierść nowo narodzonego szczenięcia, to jego oczy płoną w ciemności.

— Zabrało głos już dwóch, którzy nie są wilkami. Czy ja też mogę coś powiedzieć? — Pokazał wszystkim wypchany mieszek. — Mam złoto.

— Mów! Mów! — rozległy się liczne głosy.

— Prawo stanowi także, iż można wykupić szczenię od śmierci — rzekł Czarny Zabójca, po czym rozwiązał mieszek i wysypał pełną garść złota, ratując w ten sposób imperium.

CZĘŚĆ CZWARTA ŚMIERĆ RYBY

Gdyby chcieć opowiedzieć o wszystkich przygodach Żaby — jak żył wśród wilków, uczył się polować i walczyć — należałoby zapełnić karty wielu książek. Jednak ci, w których żyłach płynie krew ludzi zamieszkujących górski szczyt daleko od brzegów Urth, prędzej czy później muszą usłyszeć jej zew, dlatego też w końcu nadszedł czas, kiedy Żaba stanął przed Senatem Wilków i powiedział:

— Oto Czerwony Kwiat. W jego imieniu obejmuję rządy.

A kiedy nikt mu się nie sprzeciwił, poprowadził za sobą wilki i nazwał je ludem zamieszkującym jego królestwo. Wkrótce potem poczęli się do niego garnąć także prawdziwi ludzie, bo choć był tylko chłopcem, to wydawał się większy od dorosłych mężczyzn, ponieważ miał w sobie krew Wczesnego Lata.

Pewnej nocy, kiedy zakwitły dzikie róże, przyszła do niego we śnie Wczesne Lato i opowiedziała o jego matce, Leśnym Ptaku, a także o ojcu, bracie i wuju. Wkrótce potem Żaba odnalazł brata, który był pasterzem i wraz z wilkami, Czarnym Zabójcą oraz tłumem ludzi udał się do wuja, by upomnieć się o swoje dziedzictwo. Wuj był już stary i samotny, gdyż jego synowie pomarli bezpotomnie, zwrócił mu więc wszystko, co niegdyś odebrał. Ryba wziął z tego miasto i pola, Żaba zaś niedostępne góry.

Ludzi, którzy szli za nim, przybywało. Mężczyźni porywali kobiety i płodzili dzieci, a kiedy wilki stały się niepotrzebne i wróciły tam, gdzie zawsze mieszkały, Żaba postanowił, że jego lud musi mieć swoje miasto otoczone wysokim murem, który chroniłby je w razie wojny — Ze stada należącego do Ryby wziął białego byka i białą krowę, zaprzągł je do pługa i zaorał bruzdę, wyznaczając przebieg muru. Kiedy ludzie brali się już do budowy, przybył Ryba i zażądał zwrotu swojego bydła. Pokazano mu wówczas bruzdę i powiedziano, co ona oznacza, a on roześmiał się i przeskoczył ją jednym susem. Wtedy ludzie Żaby zabili go, ponieważ wiedzieli, że z małych, ośmieszonych rzeczy nigdy nie wyrosną wielkie. Ryba był już podówczas dorosłym mężczyzną, a więc przepowiednia ogłoszona po przyjściu na świat Wiosennego Wiatru w pełni się sprawdziła.

Kiedy Żaba ujrzał martwego Rybę, pogrzebał go w bruździe, aby zapewnić ziemi żyzność. Tak nauczył go Nagi, którego zwano także Dzikusem albo Squanto.

Загрузка...