ROZDZIAŁ VII

I ŻYLI DŁUGO I SZCZĘŚLIWIE

1.

Ponad godzinę później, z północy, z miejsca napaści na policjanta CHP na drodze nr 111, nadjechała policja. Kiedy znaleźli podziurawioną kulami toyotę i ujrzeli krew na piasku i na skale w pobliżu krawędzi arroyo i zobaczyli Laurę i Chrisa wydrapujących się z kanału w pobliżu buicka z tablicami nissana – spodziewali się znaleźć pobliski teren pokryty ciałami. Nie zawiedli się. Pierwsze trzy spoczywały w niedalekim parowie, a czwarte w odległym odgałęzieniu, do którego skierowała ich wyczerpana kobieta.

Przez następne dni wydawało się, iż w pełni współpracuje z lokalnymi, stanowymi i federalnymi władzami – a jednak nikt nie wierzył, że mówi całą prawdę. Handlarze narkotyków, którzy zabili jej męża rok temu, w końcu wysłali za nią płatnych morderców – jak utrzymywała – gdyż widocznie obawiali się, że zdoła ich rozpoznać. Zaatakowali ją z taką bezwzględnością w jej domu w pobliżu Big Bear i byli tak nieustępliwi, że musiała uciec, a nie zwróciła się do policji, ponieważ nie wierzyła, że władze potrafią odpowiednio ochronić ją i jej syna. Uciekała przez piętnaście dni od czasu, kiedy zaatakowano ją nocą 10 stycznia, w pierwszą rocznicę zabójstwa jej męża. Mimo wszelkich środków ostrożności, jakie przedsięwzięła, zabójcy odnaleźli ją w Palm Springs, gonili ją na drodze 111, wymusili na niej zjazd z szosy na pustynię i ścigali ją pieszo do arroyo, gdzie w końcu ich pokonała.

Wyjaśnienie, że jedna kobieta załatwiła czterech doświadczonych morderców, plus przynajmniej jednego, którego głowa została znaleziona w uliczce za domem Brenkshawa, byłoby zupełnie nieprawdopodobne, gdyby nie udowodniła, że jest doskonałym strzelcem, że ukończyła pełny kurs sztuki walki i jest właścicielką nielegalnego arsenału, którego mogłoby jej pozazdrościć jakieś państewko Trzeciego Świata. Podczas przesłuchania mającego ustalić, jaką drogą weszła w posiadanie nielegalnie zmodyfikowanego uzi i gazu paraliżującego, który wojsko trzymało pod siedmioma pieczęciami, wyjaśniła:

– Piszę powieści. Częścią mojej pracy jest zdobycie wielu materiałów. Nauczyłam się znajdywać wszystko, co muszę wiedzieć, podobnie jak otrzymywać wszystko, czego mi potrzeba.

Potem wydała im Tłustego Jacka, a nalot na „Pałac Przyjęć z Pizzą” potwierdził to, co powiedziała.

– Nie mam jej tego za złe – oświadczył prasie postawiony w stan oskarżenia Tłusty Jack. – Nic mi nie zawdzięcza, nikt z nas nie zawdzięcza nic nikomu, czego sam nie chce zawdzięczać. Jestem anarchistą. Uwielbiam takie dupy jak ona. A zresztą nie wsadzą mnie. Jestem za gruby, umarłbym, a to byłaby okrutna i niemoralna kara.

Nie wyjawiła im nazwiska mężczyzny, którego wczesnym rankiem 11 stycznia przywiozła do domu Cartera Brenkshawa i którego rany od kul opatrywał lekarz. Powiedziała tylko, że jest jej bliskim przyjacielem i kiedy ją napadnięto nocą 10 stycznia, przebywał w jej domu w pobliżu Big Bear. Upierała się, że jest on niewinnym świadkiem, którego życie prywatne ległoby w gruzach, gdyby wplątała go w tę wstrętną sprawę, i dawała do zrozumienia, że jest człowiekiem żonatym, z którym łączą ją intymne stosunki. Teraz wraca szczęśliwie do zdrowia, a ponadto dość już wycierpiał.

Władze przyciskały ją mocno w sprawie tego bezimiennego kochanka, ale nie ustąpiła, a ich możliwości wywierania nacisku nie były zbyt wielkie, zwłaszcza że stać ją było na najlepszą pomoc prawną w kraju. Nigdy nie uwierzyli twierdzeniu, jakoby tajemniczy mężczyzna był jej kochankiem. Wystarczyło niewielkie dochodzenie, aby ustalić, że zmarły zaledwie przez rokiem mąż był jej niezwykle bliski i że nie otrząsnęła się po jego stracie w takim stopniu, by ktokolwiek mógł uwierzyć, że była zdolna do nawiązania romansu, gdy tak żywa była w niej pamięć o Dennym Packardzie.

Nie, nie potrafiła wytłumaczyć, dlaczego żaden z martwych zabójców nie miał przy sobie dowodu tożsamości ani dlaczego byli identycznie ubrani lub dlaczego nie posiadali własnego wozu i byli zmuszeni ukraść go przy kościele dwóm kobietom, a także dlaczego wpadli w panikę w Palm Springs i zabili tam policjanta. W wypadku dwóch zwłok ciało w okolicach żołądka nosiło ślady czegoś, co wyglądało na rodzaj mocno zapiętych pasów przepuklinowych, ale żaden ze zmarłych bandytów nie miał na sobie niczego takiego i ona też nic o tym nie wiedziała. Któż może wiedzieć, jakie pobudki kierują takimi ludźmi w ich działaniach przeciw społeczeństwu? Było to pytanie, na które najlepsi kryminolodzy i socjologowie nie byli w stanie dać zadowalającej odpowiedzi. A jeżeli wszyscy eksperci nie potrafili rzucić nawet najmniejszego promyka światła na najgłębsze i najistotniejsze przyczyny takiego socjopatologicznego zachowania, jak można było oczekiwać, że ona dostarczy wyjaśnienia bardziej przyziemnej, ale równie niesamowitej tajemnicy zniknięcia pasów przepuklinowych? Skonfrontowana z kobietą, której skradziono toyotę i która twierdziła, że zabójcy byli aniołami, Laura Shane słuchała z widocznym zainteresowaniem, nawet fascynacją, ale zaraz potem zasięgnęła informacji policji, czy zamierzają częstować ją opowieściami każdego wariata, który zainteresuje się jej sprawą.

Była jak granit.

Była jak żelazo.

Była jak stal.

Nie dała się złamać. Władze waliły w nią nieustannie i z taką siłą, jak bóg Thor uderzał swym młotem Mjollnir, ale bez skutku. Po paru dniach byli na nią źli. Po paru tygodniach byli wściekli. Po trzech miesiącach znienawidzili ją i pragnęli ukarać, że nie drży w lęku przed ich potęgą. Po sześciu miesiącach byli zmęczeni. Po dziesięciu miesiącach byli znudzeni. Po roku sami powiedzieli sobie, że muszą dać jej spokój.

Naturalnie jej syna, Chrisa, uważali przez cały ten czas za słabe ogniwo łańcucha. Zastosowali wobec niego odmienną taktykę, uciekając się do sztuczek, podstępów i kłamstw, a wreszcie fałszywej przymilności, by tylko wydrzeć z niego to, co tak starannie ukrywała jego matka. Ale kiedy pytali go o nieobecnego rannego mężczyznę, powiedział im wszystko o Indianie Jonesie, Luke’u Skywalkerze i Hanie Solo. Kiedy usiłowali wydusić z niego parę szczegółów o zdarzeniach w arroyo, opowiedział im o Sir Tommym Żabie, słudze królowej, który wynajmował pokój w jego domu. Kiedy próbowali się przynajmniej dowiedzieć, gdzie się oboje ukrywali – i co robili – podczas czternastu dni pomiędzy 10 a 25 stycznia, chłopiec powiedział: „Przespałem to wszystko, miałem śpiączkę, chyba malarię albo nawet marsjańską gorączkę, rozumiecie, i teraz mam amnezję jak Willy Kojot, kiedy raz Szalony Biegacz wpuścił go w kanał i sam sobie ściągnął na głowę spychacz”. W końcu, załamany, że nie chwytają istoty sprawy, powiedział:

– To jest rodzinna sprawa, rozumiecie. Nie wiecie niczego o rodzinnych sprawach? Mogę o tym rozmawiać tylko z moją mamą i z nikim więcej. Zapomnisz, gdzie twój dom, pogubisz się, jak zaczniesz gadać o rodzinnych sprawach z obcymi.

Aby utrudnić życie władzom, Laura Shane publicznie przeprosiła każdego, czyją własność zagarnęła lub zniszczyła podczas ucieczki przed ścigającymi ją płatnymi mordercami. Rodzinie, której ukradła buicka, ofiarowała nowego cadillaca. Człowiekowi, któremu ukradła z nissana tablice, dała nowego nissana. W każdym przypadku zrekompensowała z nawiązką poniesione szkody i zdobyła wielu przyjaciół.

Jej stare książki były wciąż wznawiane, a niektóre z nich pojawiły się powtórnie na listach bestsellerów popularnych wydań, całe lata po ich pierwotnych sukcesach. Wielkie wytwórnie filmowe stawały w szranki, walcząc o prawa do sfilmowania tych niewielu jej powieści, których jeszcze nie przeniesiono na ekran. Wieści – prawdopodobnie rozsiewane przez jej agenta, ale brzmiące bardzo prawdziwie – głosiły, że wydawcy potrafili zadłużyć się po uszy, aby tylko móc jej zapłacić rekordowe zaliczki na następną powieść.

2.

Podczas tego roku Stefan Krieger tęsknił ogromnie za Laurą i Chrisem, ale życie w pałacu Gainesa w Beverly Hills pozwoliło mu wypocząć i nabrać sił. Wyszkolona służba, wspaniałe jedzenie, uszczęśliwiony Jason, który w domowym studio odkrywał przed nim cudowny świat celuloidowej taśmy, i Thelma, zawsze potrafiąca go rozbawić.

– Posłuchaj, Krieger – powiedziała pewnego letniego dnia, kiedy siedzieli nad basenem. – Może wolałbyś być raczej z nimi, może masz już dosyć ukrywania się tutaj, ale mogło być gorzej. Mógłbyś utknąć w twojej własnej epoce, gdzie nie ma plastikowych toreb na śmieci, ciast z owocami, bielizny z materiału fluorescencyjnego, filmów z Thelma Ackerson i powtórek Gilligan’s Island. Policz, za jak wiele możesz podziękować Bogu, żyjąc w tej oświeconej epoce.

– Chodzi tylko o to… – wpatrywał się przez chwilę w odbicie słonecznego światła w wodzie, nad którą unosiła się lekka woń chloru. – Cóż, obawiam się, że podczas tego roku rozłąki stracę nawet najmniejszą szansę zdobycia jej.

– Nie zdołasz jej i tak zdobyć, Herr Krieger. Ona nie jest zestawem naczyń na płatki zbożowe, które możesz wygrać na loterii dla biednych. Kobiety takiej jak Laura się nie zdobywa. Ona sama decyduje, komu chce siebie dać – i to wszystko.

– Nie dodajesz mi wiele odwagi.

– Dodawanie odwagi to nie jest moja specjalność…

– Wiem…

– …moją specjalnością…

– …tak, tak…

– …jest komedia. Chociaż z moim oszałamiającym wyglądem prawdopodobnie odnosiłabym równie wielkie sukcesy jako wędrowna kurwa – przynajmniej w jakimś zabitym dechami obozie drwali.


* * *

Na święta Bożego Narodzenia Laura i Chris przyjechali do domu Gainesa. Jej prezentem dla Stefana była nowa tożsamość. Mimo że przez większą część roku przedstawiciele prawa nie spuszczali jej z oczu, zdobyła przy pomocy swych pełnomocników prawo jazdy, kartę ubezpieczeniową, karty kredytowe i paszport na nazwisko Steven Krieger.

Wręczyła mu je w świąteczny poranek w pudełku z luksusowego domu towarowego.

Wszystkie dokumenty są ważne. W Nie kończącej się rzece dwaj moi bohaterowie uciekają, więc żeby załatwić sobie nowe dowody tożsamości…

– Tak – powiedział Stefan – czytałem to trzy razy.

– Tę samą książkę trzy razy? – zdumiał się Jason.

Siedzieli wszyscy wokół choinki i opychali się jedzeniem absolutnie pozbawionym wartości odżywczej, i popijali je kakao, a Jason był w swym najradośniejszym w roku nastroju.

– Lauro, uważaj na tego człowieka. Dla mnie to brzmi maniakalnie.

– No, jasne – powiedziała Thelma – wam, facetom z Hollywood, każdy, kto czyta jakąkolwiek książkę, choćby jeden raz, wydaje się albo intelektualnym gigantem, albo psychopatą… Lepiej powiedz, Lauro, jak udało ci się załatwić te wszystkie prawdziwie wyglądające, fałszywe dokumenty?

– Nie są fałszywe – sprostował Chris. – Są prawdziwe.

– Zgadza się – potwierdziła Laura. – Prawo jazdy i wszystkie pozostałe dokumenty mają pokrycie w rejestrach rządowych. Przygotowując Nie kończącą się rzekę musiałam dowiedzieć się, jak można otrzymać nowe, gwarantowane dowody tożsamości. Znalazłam fascynującego człowieka w San Francisco, który prowadzi istną fabrykę dokumentów pod nocnym klubem topless…

– A co to jest topless? – zainteresował się Chris.

Laura zmierzwiła mu włosy i kontynuowała:

– Ponadto, Stefanie, jeżeli zajrzysz głębiej do tego pudła, znajdziesz tam również parę książeczek czekowych. Otworzyłam dla ciebie konta na nowe nazwisko w Security Pacific Bank i Great Western Savings.

Był bardzo zaskoczony.

– Nie mogę wziąć od ciebie pieniędzy. Nie mogę…

– Uratowałeś mnie od wózka inwalidzkiego, bez przerwy ratowałeś mi życie – i nie mogę dać ci pieniędzy, kiedy mam na to ochotę? Thelma, co mu jest?

– To mężczyzna.

– To chyba wyjaśnia wszystko.

– Włochacz, neandertalczyk – powiedziała jednym tchem Thelma – na wpół szalony od nadmiaru testosteronu, nawiedzany właściwymi dla swej hordy wspomnieniami utraconej chwały wypraw myśliwskich na mamuty – oni wszyscy są tacy sami.

Ku swemu zdziwieniu i prawie wbrew własnej woli Stefan Krieger poczuł, jak ciemności rozwiewają się i światło zaczyna znajdywać sobie szczelinę, przez którą jego promyk pada mu na serce.


* * *

W ostatnich dniach lutego następnego roku, trzynaście miesięcy po wydarzeniach na pustyni w okolicy Palm Springs, Laura zaproponowała Stefanowi, żeby zamieszkał z nią i Chrisem w domu koło Big Bear. Przyjechał następnego dnia nowym, lśniącym, sportowym rosyjskim samochodem, kupionym za część pieniędzy, które otrzymał od Laury na gwiazdkę.

Przez następne siedem miesięcy spał w pokoju gościnnym. Każdej nocy. Nie chciał niczego więcej. Tylko być z nimi, dzień po dniu, w poczuciu, że jest akceptowany – to było tyle miłości, ile potrafił na razie przyjąć.

W połowie września, dwadzieścia miesięcy po tym, jak pojawił się na jej progu z raną od kuli w piersi, powiedziała mu, że chce z nim spędzić noc. Trzy noce później znalazł odwagę, aby wejść do jej sypialni.

3.

W roku, w którym Chris skończył dwanaście lat, Jason i Thelma kupili w Monterey dom, do którego mogli uciec od swych codziennych zajęć. Rozciągał się z niego widok na najpiękniejsze wybrzeże morskie świata. W sierpniu oboje mieli przerwę między filmami i uparli się, że Laura, Stefan i Chris spędzą z nimi cały ten miesiąc. Poranki na wybrzeżu były zimne i mgliste, dni ciepłe i jasne, a nocny chłód nadciągał szybko mimo lata i ten codzienny porządek pogody decydował o ich zajęciach.

Drugiego piątku miesiąca Stefan i Chris wybrali się z Jasonem na spacer po plaży. Na skałach niedaleko wybrzeża lwy morskie wylegiwały się w słońcu i szczekały głośno. Samochody turystów gęsto parkowały przy drodze na plaży; goście spieszyli popstrykać zdjęcia wyznawcom słońca, „fokom”, jak je nazywali.

– Co roku – powiedział Jason – jest coraz więcej turystów. To normalna inwazja. I zauważ, głównie Niemcy, Japończycy i Rosjanie. Mniej niż pół wieku temu prowadziliśmy przeciw wszystkim trzem największą wojnę w historii i teraz im wszystkim wiedzie się lepiej niż nam. Japończycy – elektronika i samochody; Rosjanie – samochody i komputery; Niemcy – samochody i wszelkiego rodzaju urządzenia… Jak mi Bóg miły, Stefan, myślę, że Amerykanie często lepiej traktują starych wrogów niż starych przyjaciół.

Stefan przystanął, aby popatrzeć na lwy morskie, które tak ściągały uwagę turystów, i myślał o pomyłce, popełnionej w czasie spotkania z Winstonem Churchillem.

„Ale proszę mi powiedzieć przynajmniej jedną rzecz. Dręczy mnie ciekawość. Powiedzmy… no, na przykład, co z Rosjanami po wojnie?”

Stary lis rzucił to tak mimochodem, jakby pytanie nasunęło mu się przypadkowo, jakby równie dobrze mógł zapytać, czy fason garniturów ulegnie zmianie po wojnie, podczas gdy w istocie jego ciekawość była wykalkulowana, a odpowiedź była oczekiwana z ogromnym zainteresowaniem. Korzystając z wydobytej od Stefana informacji, Churchill po klęsce Niemiec zjednoczył zachodnich aliantów z zamiarem kontynuowania walki w Europie. Pretekst do wypowiedzenia wojny dali mu sami Rosjanie, zagrabiając ziemie państw Europy Wschodniej. Zachód zmusił Rosjan do powrotu na ich ziemie ojczyste, a w końcu zadał im decydującą klęskę. W istocie przez cały czas wojny z Niemcami Sowieci korzystali z zaopatrzenia w broń i materiały z USA i kiedy te dostawy ustały, załamali się w parę miesięcy. Przecież już byli wyczerpani wojną z ich dawnym sprzymierzeńcem, Hitlerem. Jakże inny, niż chciało przeznaczenie, był współczesny świat. A sprawcą tej zmiany był Stefan, który odpowiedział na jedno pytanie Churchilla.

Inaczej niż Thelma, Jason, Laura czy Chris, Stefan był człowiekiem nie związanym z konkretnym wycinkiem czasu, człowiekiem, dla którego jego własny wiek nie stał się domem; lata po Wielkich Wojnach miały być jego przyszłością, podczas gdy dla tych ludzi stanowiły one przeszłość. Dlatego też wspominał zarówno przyszłość, która kiedyś już była, jak i przyszłość, która miała ją zastąpić. Oni jednak nie mogli wspominać świata innego niż ten, w którym żadne supermocarstwo nie było wrogiem innego, w którym żaden wielki arsenał broni atomowej nie czekał na wykorzystanie, w którym demokracja kwitła nawet w Rosji, w którym był pokój i dostatek.

Przeznaczenie walczy o utrzymanie kształtu, jaki miało posiadać. Ale czasem, na szczęście, nie udaje mu się.


* * *

Kołysząc się na fotelach na biegunach, Laura i Thelma od dłuższego czasu siedziały na werandzie, patrząc, jak ich panowie schodzą w dół ku morzu, a potem idą wzdłuż plaży, ginąc im z oczu.

– Jesteś z nim szczęśliwa, Shane?

– To melancholik.

– Ale miły.

– Nigdy nie będzie Dannym.

– Ale Danny odszedł.

Laura skinęła głową. Kołysały się.

– Mówi, że odkupiłam go – powiedziała Laura.

– Jak premiowe kupony w sklepie spożywczym, tak?

W końcu Laura powiedziała:

– Kocham go.

– Wiem – powiedziała Thelma.

– Nigdy nie sądziłam, że będę kochała… jeszcze raz. Że będę kochała w taki sposób.

– Jaki sposób, Shane? Mówisz o jakiejś wydziwiastej nowej pozycji? Zbliżasz się do średniego wieku, Shane; za niewiele miesięcy przyjdzie czterdziestka, więc czy nie czas zreformować sposoby, w jakich objawia się twoje libido?

– Jesteś niepoprawna.

– Staram się.

– A ty? Jesteś szczęśliwa?

Thelma poklepała się po bardzo wydatnym brzuchu. Była od siedmiu miesięcy w ciąży.

– Bardzo szczęśliwa, Shane. Mówiłam ci już, że to mogą być bliźniaki?

– Mówiłaś.

– Bliźniaki – powtórzyła Thelma, jakby ta wizja napawała ją zdumieniem. – Pomyśl, jaka to byłaby radość dla Ruthie.

Bliźniaki.

Przeznaczenie walczy o przywrócenie kształtu, jaki miało posiadać – pomyślała Laura. I czasem, na szczęście, udaje mu się.

Siedziały, milcząc, wdychając zdrowe morskie powietrze i słuchając wiatru szeleszczącego wśród pinii i cyprysów Monterey.

Po dłuższej chwili Thelma powiedziała:

– Pamiętasz ten dzień, kiedy przyjechałam do waszego domu w górach, a ty ćwiczyłaś strzelanie?

– Pamiętam.

– Waliłaś do tych sylwetek. Stawiwszy czoło światu przeklinałaś go za to, że ofiarował ci taki podły los. Broń poupychana w każdym kącie. Tamtego dnia powiedziałaś mi, że będziesz żyła znosząc to, co los ci narzuci, ale nie będziesz też dłużej bezbronna – będziesz walczyć, będziesz bronić tego, co twoje. Byłaś bardzo zła tamtego dnia, Shane, bardzo zła i potwornie zgorzkniała.

– Tak.

– Teraz wiem, że dalej potrafisz wiele znieść. I wiem, że wciąż potrafisz walczyć. Świat nadal jest pełen śmierci i nieszczęść. Ale mimo wszystko nie ma już w tobie goryczy.

– Nie.

– Zdradzisz mi swój sekret?

– Nauczyłam się trzeciej wielkiej lekcji, to wszystko. Jako dziecko nauczyłam się, jak przetrwać. Po śmierci Danny’ego nauczyłam się walczyć. Teraz dalej potrafię przetrwać i walczyć – ale również nauczyłam się przyjmować wszystko bez zastrzeżeń. Los po prostu jest.

– Brzmi to jak bardzo wschodnio-mistyczno-transcendentalne-pieprzenie-w-bambus. Jeezu. „Los jest”. Brakuje jeszcze, żebyś kazała mi recytować mantrę i koncentrować się na własnym pępku.

– Wypchana bliźniakami – powiedziała Laura – nie widzisz nawet własnego pępka.

– Och, widzę. Wszystko zależy od kąta, pod jakim ustawię lustro…

Laura wybuchnęła śmiechem.

– Kocham cię, Thelmo.

– Kocham cię, siostrzyczko.

Kołysały się i kołysały.

W dole zaczęła wzbierać fala przypływu.

Загрузка...