Alternatywa

Ojciec Łukasz był dobrym księdzem, surowym kiedy trzeba i wyrozumiałym, gdy można. Grosza nadmiernie z parafian nie wyciskał, w piłkę z młodzieżą grał, a gospodynię miał tak starą i brzydką, że nikomu nie przyszłoby do głowy posądzać proboszcza o cokolwiek.

Owego letniego dnia, kiedy nad ziemią wisiały burzowe chmury jak nieuchronny koniec lata, a kapłan odbywał w konfesjonale przedobiedni ą drzemkę, jakiś zgrzyt zakłócił ciszę panującą w świątyni.

– Czy można…? – zabrzmiał głos dziwny, ni młody ni stary, w którym ton skruchy mieszał się z zagadkowo chełpliwą intonacją. Ksiądz poprawił się w fotelu i skłonił ucho do kratki.

– Chcesz wyznać swe grzechy, synu?

Obcy chciał jednak na początek pogadać. Nieformalnie. Zaskoczony Ojciec Łukasz chciał wychylić się z konfesjonału, ale niedoszły penitent przytrzymał drzwiczki, twierdząc, że jego widok może być dla duchownego szokujący.

– Jestem, co tu ukrywać, przedstawicielem konkurencji – mruknął.

– Adwentysta, może Żyd? Albo… – zawahał się przed użyciem określenia – socjaldemokrata?

– Dużo gorzej. Diabeł.

– O mój Boże! – jęknął proboszcz, ale przybysz upomniał go, aby nie wzywać imienia Szefa swego nadaremno. Ksiądz jeszcze przez chwilę żywił nadzieję, że to jakiś kawał, jednak zapach siarki i koniuszek ogona, który prześlizgnąwszy się przez kratkę, musnął podbródek kapłana, pozbawił go złudzeń. Westchnął zatem tylko: „A zatem nadszedł czas próby”. I głośno rzekł:

– Chcesz zwieść mnie na manowce?

– Wręcz przeciwnie – padła riposta. – Chcę się nawrócić.

– Niewiarygodne!

– Ale czy ksiądz myśli, że niemożliwe. Od pewnego czasu usiłuję zdobyć książkę profesora Kołakowskiego „Czy diabeł może być zbawiony”, ponieważ ostatni egzemplarz w piekielnej bibliotece został wyczytany do cna.

– Dlaczego jednak zwracasz się z tym do mnie, syn… kolego!?

– A do kogo miałbym się zwrócić ? Kardynał Ratzinger to dla mnie zbyt wysoki szczebel, ksiądz Życiński jest zbyt uczony, ojciec Rydzyk aż nadto fundamentalny, a pan, prosty, uczciwy, praktycznie bezgrzeszny duszpasterz…

Tu Ojciec Łukasz zdziwił się tą oceną, ale diabeł szybko wytłumaczył, że zarejestrowane w „Księdze Uczynków” te parę chwil gniewu na parafian, przypadki drobnego łakomstwa czy oglądanie (jeden raz) „Playboya o północy” mieści się w granicach dopuszczalnych przewin. Oszołomiony ksiądz usiłował się pomodlić, ale z wrażenia napomniał nawet, jak zaczyna się „paternoster”, spytał więc o motywy kierujące gościem.

– Jestem zmęczony – padła odpowiedź. – Tysiące lat minęły od chwili, gdy przez przypadek dołączyłem do zbuntowanych aniołów. Właściwie była to słabość koniunkturalisty. Wydawało mi się, że spisek Lucyfera powiedzie się i lepiej będzie mieć legitymację z niższym numerem. Muszę dodać, że przez całą swoją karierę w służbie Złu niczym się nie wyróżniałem. Nie awansowałem, nie otrzymywałem wyróżnień. Nie stałem się bohaterem dzieł Goethego czy Bułhakowa, nie malował mnie Memmling ani Bosh, słowem byłem czartem szarakiem, który nie wykonywał zbyt nadgorliwie rozkazów Góry, znaczy w tym wypadku – Dołu.

Ksiądz cmoknął z niedowierzaniem. Diabeł zauważył to i szybko dorzucił:

– Proszę mi wierzyć! Nigdy nikogo nie namawiałem do grzechu, w życiu nie sporządziłem ani jednego cyrografu. Zresztą jak? Pracowałem jedynie w dziale piekielnej rachuby, rozliczającym koszty delegacji, wydatki na cele reprezentacyjne, ekwiwalenty dla tajnych i jawnych współpracowników. Ale mam już tego dość. Chciałbym zmienić swoje życie. Porzucić złe towarzystwo. Wrócić na stronę światłości.

Ojciec Łukasz poczuł suchość w gardle. Ostatnim razem czuł coś takiego, kiedy pewien parafianin wyznał mu, wykorzystując tajemnicę spowiedzi, że jest poszukiwanym od miesięcy seryjnym gwałcicielem i aczkolwiek żałuje swych czynów, będzie je kontynuował. Cóż miał począć z dzisiejszym penitentem? Czy kapłańska władza odpuszczania grzechów sięgała tak daleko? Czart przejrzał jego rozterki.

– Czy odmówiłbyś wielebny rozgrzeszenia ludzkiemu klonowi, o którym nawet nie wiadomo, czy ma duszę? – spytał podchwytliwie, a nie słysząc zaprzeczenia, ciągnął dalej: – A zmutowany szympans, jeśliby posiadał zdolność rozróżniania Dobra i Zła, a żył w celibacie i pościł w piątki? Czy zostałby odtrącony? – w sapnięciu kapłana wyczuł wahanie. – A komputer? – tu ksiądz zaprotestował, ale czart nie przerwał wywodu – Komputer przyszłości, obdarzony wolną wolą, samoświadomością, wrażliwością społeczną, a w dodatku o prawicowych przekonaniach?

Tym razem zabrzmiała odmowna odpowiedź. Szatan powstał z klęczek, otrzepał ogonem spodnie i chciał odejść. Proboszcz zatrzymał go jednak.

– Proszą zaczekać. Mówisz, że naprawdę żałujesz?

– Szczerze i gorąco.

– A znasz katechizm?

– Kto jak kto, ale każdy z nas zna go na pamięć. Jednocześnie, biorąc pod uwagę moje wielowiekowe doświadczenie, musi być jasne, iż jestem wierzącym. A praktykującym będę… podczas każdej sumy sztuka złota zasili tacę.

Ksiądz wpadł w panikę, naraz wyobraził sobie szatana na niedzielnej mszy, jak ze stukotem kopytek sunie główną nawą… Wolał nawet nie myśleć o możliwych reakcjach parafian, którzy wzdrygali się przekazać znak pokoju nawet jedynemu Wietnamczykowi w gminie. Delikatnie więc zapytał, czy – przynajmniej z początku – nie mógłby pozostać podczas nabożeństwa niewidzialnym?

– Oczywiście, mógłbym – zachichotał czart. – Ale czy ksiądz nie uważa, że jego parafianom przydałaby się praktyczna lekcja tolerancji… Przecież dopiero kiedy wraz z ich dziećmi przystąpię do pierwszej komunii, będą mogli śmiało powiedzieć: „weszliśmy do Europy”.

Po upewnieniu się, że święcona woda nie działa żrąco na przedstawiciela piekieł, a znak krzyża przyjmowany jest z czcią i pokorą, kapłan zdecydował się. Ochrzci diabła! Zaprosi gospodynią i organistą na rodziców chrzestnych i zobaczy, co z tego wyniknie. Podniósł się z miejsca, ale w tym momencie gość sam go powstrzymał:

– Chwileczkę. A jeśli kłamię? W końcu my, diabły, jesteśmy specjalistami od fałszu i prowokacji. Przecież mogę być na przykład współpracownikiem pisma „NIE”, które tylko czeka, żeby zrobić reportaż z ukrytej kamery, jak to Ojciec Łukasz diabła pobłogosławił.

– Istnieje takie ryzyko – westchnął ksiądz. – Ale czy mam inne wyjście?

I ochrzcił dobry kapłan czarta. A niedawnemu funkcjonariuszowi Zła odpadły rogi, kopyta i ogon, i stał się wiernym i hojnym parafianinem, pod lasem pobudował niewielki zakład utylizacji odpadów siarkowych, pojął za żonę bratanicę gospodyni, a po kolejnych wyborach nawet został sołtysem. I wszystko byłoby dobrze, gdyby pewnego dnia Ojciec Łukasz nie otrzymał dziwnego telefonu.

– Dzwonię do księdza w bardzo nietypowej sprawie – powiedział ciepły alt. – Zamierzam albowiem niestety upaść.

– Ależ córko! – żachnął się proboszcz. – Jeśli spodziewasz się mej aprobaty, to jesteś w błędzie. Owszem, wysłuchuję kobiet upadłych, czasem je rozgrzeszam, ale wtedy kiedy już upadną, nigdy przed.

Telefonujący(a) przerwał wywód kapłana, uprzejmie wyjaśniając, że jest… a właściwie był, aniołem. Co prawda, dotąd udawało mu się okiełznywać nietypowe dla anielskiej kondycji preferencje, ale teraz skorzysta z okazji, jaką daje mu umowa transferowa zawarta na najwyższym szczeblu i dołączy do synów ciemności.

– Jaka umowa? – spytał proboszcz.

– Stara jak świat, która przewiduje, że jeśli jeden diabeł się nawróci, to niestety dla równowagi jeden anioł powinien… Bilans musi wyjść na zero!

Fala smutku, która zalała księdza, przybrała jeszcze na sile, gdy dowiedział się, że anioł konwertyta był jego osobistym aniołem stróżem. Co gorsza, popadł on w grzeszne skłonności z nudów, albowiem mając tak zacnego podopiecznego od lat praktycznie był bezrobotnym. Zapłakał wtedy dobry ksiądz. I pomyślał nawet, że może by powstrzymał anioła przed karygodnym odstępstwem, popełniając jakiś grzech drobny, no może średni, który wstrząsnąłby zawodową etyką rozmówcy. Puścił nieudolną wiązanką przekleństw, strzelił setkę koniaku, zagroził wizytą w gminnej agencji towarzyskiej, atoli głos anioła w słuchawce był coraz cichszy, a dochodzący z zakrystii chichot diabła coraz głośniejszy…

Загрузка...