Założenie, że Istoty ludzkie egzystują w niestałym wszechświecie, pojmowane jako wskazówka postępowania wymaga, by intelekt stał się całkowicie świadomym, utrzymującym równowagę instrumentem. Ale intelekt nie może zareagować w ten sposób bez włączenia w to całego organizmu. Taki organizm rozpoznać można po jego gwałtownym, popędliwym zachowaniu. Tak samo jest ze społeczeństwem pojmowanym jako organizm. I tutaj natykamy się na inercję. Społeczeństwa znajdują się w ruchu dzięki pradawnym, wywołującym reakcję impulsom. Żądają one stałości. Każda próba ukazania wszechświata jako niestałości wywołuje mechanizm odrzucenia, lęk, gniew i rozpacz. Jak zatem możemy wyjaśnić akceptację przyszłowidzenia? Po prostu: ofiarujący prorocze wizje mówi o absolutnym (stałym) rozumieniu świata i może zostać przywitany przez ludzkość z radością, nawet, jeżeli przepowiada najbardziej ponure zdarzenia.

„Księga Leto” według Harq al-Ady


— To wygląda jak atak na oślep — rzekła Alia.

Gniewnymi krokami przemierzała Izbę Rady, przechodząc od wysokich, srebrzystych obić, łagodzących blask porannego słońca we wschodnich oknach, do otoman zgromadzonych pod dekoracyjnymi otworami okiennymi w przeciwległym końcu pokoju. Jej sandały stąpały po dywanach z włókna przyprawowego, drewnie parkietu, mozaikach z wielkich granatów i znowu po dywanach. W końcu zatrzymała się nad Irulaną i Idaho, którzy siedzieli na otomanach z szarego futra wielorybów, zwróceni do siebie twarzami.

Idaho protestował przeciwko powrotowi z Tabr, ale Alia wysłała bezapelacyjne rozkazy. Porwanie Jessiki stało się teraz ważniejsze niż kiedykolwiek, ale musiało jeszcze zaczekać. Potrzebowała mentackich zdolności Idaho.

— Sprawy są skrojone według jednej miary — powiedziała Alia — i śmierdzą daleko posuniętym spiskiem.

— Może nie — ośmieliła się odezwać Irulana, ale spojrzała pytająco na Idaho.

Na twarzy Alii odmalowało się nie ukrywane szyderstwo. Jak Irulana mogła być tak niewinna? Chyba że… Alia rzuciła w stronę księżnej ostre, pytające spojrzenie. Irulana miała na sobie prostą, czarną szatę aba, pasującą do jej oczu barwy indygo, nabytej dzięki przyprawie. Jasne włosy związane były na karku w ciasny węzeł, akcentując twarz wyszczuploną i stwardniałą przez lata spędzone na Arrakis. Księżna wciąż zachowywała wyniosłość wyuczoną na dworze ojca, Szaddama IV. Alia często myślała, że to pełne dumy zachowanie mogło ukrywać myśli spiskowca.

Idaho rozsiadł się wygodnie. Miał na sobie pozbawiony insygniów, czarno-zielony mundur Gwardii rodu Atrydów. Uniform był zwykłą imitacją, którą skrycie pogardzało wielu rzeczywistych strażników Alii, zwłaszcza amazonek chodzących w chwale insygniów swej rangi. Nie podobała im się po prostu obecność gholi-szermierza-mentata, tym bardziej, że był mężem ich pani.

— Zatem plemiona pragną, by lady Jessika zasiadła w Radzie Regencji — powiedział Idaho. — Jak może…

— Wystosowali jednoznaczne żądania! — krzyknęła nerwowo Alia, wskazując na wytłoczony wypukłym drukiem arkusz papieru przyprawowego, leżący na otomanie obok Irulany. — Farad’n to jedno, ale to… Węszę w tym inne porządki.

— Co o tym sądzi Stilgar? — zapytała Irulana.

— Podpisał się pod petycją! — odparła Alia.

— Ale jeśli on…

— Jak mógł odmówić matce boga? — zadrwiła Alia.

Idaho podniósł na nią wzrok, myśląc: „Przeciąga strunę z Irulaną!” Znowu zastanowił się, dlaczego sprowadziła go tu z powrotem, skoro wiedziała, że jego obecność w siczy Tabr jest konieczna, by plan porwania miał się powieść. Czy to możliwe, że usłyszała o wiadomości przesłanej mu przez Kaznodzieję? Ta myśl sprawiła, że poczuł ucisk w piersi. Skąd ów żebraczy mistyk znał tajny znak, którym Paul Atryda przywoływał swego mistrza miecza? Idaho marzył, by opuścić spotkanie i powrócić do poszukiwań odpowiedzi na to pytanie.

— Nie ma wątpliwości, że Kaznodzieja przebywał poza planetą — powiedziała Alia. — Gildia nie odważyłaby się zwodzić nas w takiej sprawie. Rozkażę, by go…

— Ostrożnie! — przerwała Irulana.

— Rzeczywiście, uważaj — rzekł Idaho. — Pół planety wierzy, że to jest… — wzruszył ramionami — twój brat. — Idaho miał nadzieję, że wypowiedział to odpowiednio obojętnym tonem.

„Skąd ten człowiek znał znak?” — myślał.

— Ale jeżeli jest kurierem albo szpiegiem…

— Nie skontaktował się z nikim z KHOAM ani z rodu Corrinów — powiedziała Irulana. — Możemy być pewni, że…

— Niczego nie możemy być pewni. — Alia nie starała się nawet ukryć lekceważenia. Odwróciła się plecami do Irulany, twarzą ku Idaho. Czy wiedział, dlaczego tu jest? Czemu nie zachowuje się tak, jak się tego po nim spodziewała? Był w Radzie, bo była tu Irulana. Nie można zapomnieć, jak to się stało, że księżna rodu Corrinów przeszła na stronę Atrydów. Posłuszeństwo raz złamane może być złamane ponownie. Mentackie siły Duncana winny szukać skaz, subtelnych odchyleń w jej zachowaniu.

Idaho poruszył się i spojrzał na Irulanę. Były chwile, kiedy odpychały go prymitywne przymusy narzucone jego mentackiej aktywności. Wiedział, co myśli Alia. Irulana prawdopodobnie również dobrze to wiedziała. Lecz księżna-małżonka Muad’Diba pogodziła się z decyzjami, które czyniły z niej kogoś mniej ważnego od królewskiej konkubiny — Chani. Nie można było wątpić w oddanie Irulany bliźniętom. Wyrzekła się rodziny oraz Bene Gesserit i przeszła na służbę Atrydów.

— Moja matka jest częścią spisku! — upierała się Alia. — Z jakiego innego powodu zakon żeński przysyłałby ją tutaj właśnie w tym czasie?

— Histeria nam w niczym nie pomoże — powiedział Idaho.

Alia odwróciła się od niego gwałtownie. Duncan wiedział, że tak zrobi. Poczuł ulgę, że nie musi patrzeć w ongiś kochaną twarz, tak teraz wykrzywianą przez obce opętanie.

— Dobrze więc — rzekła Irulana — nie można zupełnie ufać Gildii i…

— Gildia! — drwiąco mruknęła Alia.

— Nie możemy wykluczyć nieprzychylności Gildii czy Bene Gesserit — powiedział Idaho. — Musimy im jednak wyznaczyć specjalną kategorię, jako z założenia biernym bojownikom. Gildia będzie się trzymać podstawowej zasady: „Nigdy Nie Rządzić”. Są pasożytniczą naroślą i wiedzą o tym. Nie zrobią nic, by zabić organizm, który utrzymuje ją przy życiu.

— Ich pojęcie o tym, który organizm jest żywicielem, może być inne niż nasze — wycedziła Irulana. Była blisko szyderstwa, kiedy leniwym głosem stwierdziła: — Straciłeś punkt, mentacie.

Alia wydawała się zbita z tropu. Nie spodziewała się, że Irulana obierze taki kurs. To nie był temat, który chciałby poruszać spiskowiec.

— Bez wątpienia — zgodził się Idaho. — Ale Gildia nie wystąpi otwarcie przeciw rodowi Atrydów. Z drugiej strony, zakon żeński może zaryzykować jakąś polityczną woltę, która…

— Mogą to zrobić, wysuwając naprzód kogoś jako figuranta, którego same będą mogły się wyprzeć — powiedziała Irulana. — Bene Gesserit nie przetrwałyby przez wszystkie stulecia, nie znając wartości unikania rozgłosu. Wolą być za tronem niż na nim.

„Unikanie rozgłosu?” — zastanowiła się Alia. Czy taki był wybór Irulany?

— Podobne argumenty dotyczą Gildii — rzekł Idaho. Stwierdził, że konieczność argumentowania i wyjaśniania jest mu pomocna. Odciągała umysł od innych problemów.

Alia cofnęła się ku oświetlonym słońcem oknom. Znała słabe punkty Idaho, każdy mentat je miał. Musieli wygłaszać oświadczenia. Owa skłonność wywoływała tendencję polegania na pojęciach absolutnych, widzenia w ramach określonych granic. Na tym polegała część ich szkolenia. „Powinnam go była zostawić w siczy Tabr — pomyślała Alia. — Byłoby lepiej poddać Irulanę przesłuchaniom prowadzonym przez Dżawida”.

W tym momencie usłyszała wewnątrz czaszki grzmiący głos:

— Właśnie!

„Zamknij się! Zamknij się! Zamknij się!” — pomyślała. Orientowała się, że w takich chwilach grozi jej popełnienie niebezpiecznej omyłki, ale nie mogła rozpoznać, w jakiej postaci. Czuła niebezpieczeństwo. Idaho musi jej pomóc wydobyć się z kłopotów. Był mentatem. Mentaci byli niezbędni. Ludzkie komputery zastąpiły mechaniczne urządzenia, zniszczone przez Dżihad Butlerjańską. Alia tęskniła jednak do uległych maszyn. Nie groziły im ograniczenia, jakim podlegał Duncan. Trudno nie dowierzać maszynie.

Alia usłyszała, jak Irulana cedzi słowa:

— Finta w fincie w fincie — kpiła. — Wszyscy znamy powszechny schemat ataku na władzę. Nie winię Alii za jej podejrzliwość. To oczywiste, że podejrzewa wszystkich — nawet nas. Skupmy się na chwilę. Co pozostaje główną areną motywów, najpłodniejszym źródłem niebezpieczeństwa dla Regencji?

— KHOAM — powiedział Idaho mentacko beznamiętnym głosem.

Alia pozwoliła sobie na ponury uśmiech. Konsorcjum Honnete Ober Advancer Mercantiles! Ród Atrydów sprawował władzę nad KHOAM, posiadając pięćdziesiąt jeden procent udziałów. Kapłaństwo Muad’Diba dzierżyło pięć następnych procent i pragmatyczną akceptację wysokich rodów tego, iż Diuna kontroluje bezcenny melanż. Nie bez powodu przyprawę często nazywano „tajną walutą”.

Bez przyprawy nie kursowałyby galeony Gildii Planetarnej. Melanż wywoływał „trans nawigacyjny”, dzięki któremu trans-świetlną drogę „dostrzegano” jeszcze przed jej przemierzeniem. Bez melanżu i powodowanego jego użyciem wzmocnienia ludzkiego układu immunologicznego czas życia bardzo bogatych zmniejszyłyby się co najmniej czterokrotnie. Nawet olbrzymia klasa średnia Imperium spożywała rozpuszczony melanż w małych dawkach co najmniej raz dziennie.

Alia dosłyszała jednak w głosie Idaho mentacką szczerość, dźwięk, na który czekała ze straszną niecierpliwością.

KHOAM. Konsorcjum Honnete było czymś znacznie większym niż ród Atrydów, znaczyło o wiele więcej niż Diuna, Kapłaństwo czy przyprawa. To były krwawiny, futra wielorybie, szigastruny, Ixiańskie urządzenia i zabawki, handel ludźmi i posiadłościami, Hadżdż, wytwory, które pochodziły z balansującej na granicy prawa technologii Tleilaxan, to były narkotyki i techniki medyczne, to był transport (Gildia) i cały arcyzłożony handel Imperium obejmującego tysiące znanych planet plus te, które ukradkiem żywiły się ochłapami, zezwalając na świadczenie im usług. Gdy Idaho powiedział: „KHOAM”, mówił o nieustannym fermencie, intrygach wewnątrz intryg, grze sił, gdzie wzrost na dwunastym miejscu po przecinku w spłacie odsetek mógł spowodować zmianę posiadacza całej planety.

Alia odwróciła się i stanęła nad parą usadowioną na otomanach.

— Niepokoi cię coś szczególnego, co dotyczy KHOAM? — zapytała.

— Zawsze istniało spekulacyjne gromadzenie przyprawy przez pewne rody — stwierdził Idaho.

Alia klasnęła dłońmi o uda, następnie wskazała gestem na tłoczony papier przyprawowy obok Irulany.

— A to żądanie cię nie intryguje, mimo sposobu, w jaki nadeszło?

— W porządku — warknął Idaho. — Do diabła z tym. Co ukrywasz? Znasz za dobrze fakty, by im zaprzeczać, a jednak oczekujesz, żebym działał jako…

— Ostatnio nastąpiło bardzo znaczące ożywienie na rynku, jeżeli chodzi o ludzi czterech specyficznych specjalności — powiedziała Alia. Zastanowiła się, czy jest to naprawdę nowa wiadomość dla tej pary.

— Jakich specjalności? — zapytała Irulana.

— Mistrzowie miecza, wypaczeni mentaci z Tleilaxu, uwarunkowani lekarze z Akademii Suk i dobrzy księgowi. Zwłaszcza ci ostatni. Dlaczego zapanował teraz dziwny trend kwestionowania ksiąg? — skierowała pytanie prosto do Idaho.

„Działaj jako mentat” — powiedział do siebie. Czuł się wtedy znacznie lepiej, niż kiedy rozważał, czym stała się Alia. Skupił się na wypowiedzianych słowach, odtwarzając je w umyśle w mentacki sposób. Mistrzowie miecza? Tak właśnie go kiedyś nazywano. Byli oni oczywiście czymś więcej niż tylko wojownikami. Potrafili naprawić tarcze obronne, zaplanować kampanie militarne, zaprojektować udogodnienia w zaopatrzeniu wojskowym, na poczekaniu wymyślać nowe rodzaje broni. Wypaczeni mentaci? Tleilaxanie widocznie wciąż trwali przy tej sztuce. Sam będąc mentatem, Idaho znał kruchość tleilaxańskiego wypaczenia. Wysokie rody, które ich kupowały, miały nadzieję na absolutną kontrolę. Nic z tego! Nawet Piter de Vries, który służył Harkonnenom w czasach wendety na rodzie Atrydów, zachował wrodzoną godność, przedkładając w końcu śmierć nad skalanie swego honoru. Lekarze z Suk? Ich uwarunkowanie rzekomo gwarantowało lojalność wobec posiadaczy-pacjentów. Lekarze z Suk stali się bardzo drodzy. Ich podwyższony najem pociągał za sobą istotny przepływ funduszy.

Idaho rozważał powyższe fakty w stosunku do wzrostu popytu na księgowych.

— Pierwsza kalkulacja — przemówił, wskazując stanowczo wyważoną pewnością swego tonu, że mówi o wnioskach osiągniętych drogą indukcji. — Nastąpił wzrost zamożności rodów niskich. Niektóre po cichu dążą ku statusowi rodów wysokich. Taka zamożność może być tylko wynikiem określonych zmian w układzie sił politycznych.

— Wreszcie dochodzimy do Landsraadu — powiedziała Alia.

— Następne posiedzenie Landsraadu odbędzie się dopiero za niecałe dwa lata standardowe — przypomniała jej Irulana.

— Ale polityczny handelek nigdy nie ustaje — odparła Alia. — A ja ręczę, że kilku z plemiennych sygnatariuszy — wskazała na arkusz obok Irulany — to członkowie niskich rodów, które ujednoliciły swój kurs.

— Być może — odrzekła Irulana.

— Landsraad — powiedziała Alia. — Jakiej lepszej przykrywki trzeba Bene Gesserit? I jakiej lepszej agentki dla zakonu, niż moja własna matka? — Alia usiadła dokładnie naprzeciwko Idaho. — No więc, Duncan?

„Dlaczego nie działać jak mentat?” — zadał sobie pytanie. Wiedział dokładnie, dokąd zmierzają podejrzenia Alii. Wszak był przez pewien czas osobistym strażnikiem lady Jessiki.

— Duncan? — przynagliła Alia.

— Powinnaś wejrzeć bliżej w akta prawne, mogące być przygotowywane na następną sesję Landsraadu — powiedział Idaho. — Prawdopodobnie starają się ponownie zanegować przywilej Regentki do weta wobec pewnego rodzaju uchwał, zwłaszcza ustalania podatków oraz kontrolowania karteli. Są i inne, ale…

— Nie będzie z ich strony zbyt pragmatycznym posunięciem, jeżeli zajmą takie stanowisko — stwierdziła Irulana.

— Zgadzam się — odparła Alia. — Sardaukarzy nie mają kłów, a my wciąż mamy fremeńskie legiony.

— Ostrożnie, Alio — powiedział Idaho. — Nic bardziej nie podobałoby się naszym wrogom, niż zrobienie z nas potworów. Bez względu na to, iloma legionami dowodzisz, władza w Imperium tak rozproszonym jak to opiera się ostatecznie na głosowaniu.

— Głosowaniu powszechnym? — zapytała Irulana.

— Ma na myśli głosowanie wysokich rodów — powiedziała Alia.

— A z iloma wysokimi rodami przyjdzie się zmierzyć wobec nowego sojuszu? — zapytał Duncan. — Pieniądze gromadzą się w dziwnych miejscach.

— Peryferie? — spytała Irulana.

Idaho wzruszył ramionami. Na to pytanie nie mógł odpowiedzieć. Wszyscy troje podejrzewali, że pewnego dnia Tleilaxanie bądź technologiczni druciarze z peryferii zneutralizują zjawisko Holtzmana. Od tego dnia tarcze staną się bezużyteczne. Runie cała wątpliwa równowaga, która podtrzymywała lenny system planetarny.

Alia nie chciała rozważać takiej możliwości.

— Będziemy się opierać na konkretnych faktach — stwierdziła. — Wiemy, że dyrektoriat KHOAM zdaje sobie sprawę z tego, że my możemy zniszczyć przyprawę, jeżeli zostaniemy zmuszeni. Nie zaryzykują zagłady.

— Znów wróciliśmy do KHOAM — powiedziała Irulana.

— O ile ktoś wcześniej nie przeprowadzi cyklu piaskopływak-czerw na jakiejś innej planecie — dodał Idaho. Spojrzał na Irulanę wyraźnie podnieconą pytaniem. — Na Salusa Secundus?

— Moje informacje są godne zaufania — zapewniła Irulana. — Nie tam.

— Podtrzymuję moją propozycję — rzekła Alia, wpatrując się w Idaho. — Opierajmy się na znanych faktach. „Mój ruch” — pomyślał Idaho.

— Dlaczego odciągnęłaś mnie od ważnej pracy? Mogłaś się sama uporać z tym problemem — rzekł.

— Nie mów do mnie nigdy tym tonem! — wypaliła Alia.

Oczy Idaho rozszerzyły się. Przez chwilę ujrzał coś obcego w twarzy Alii i widok ten wytrącił go z równowagi. Zwrócił uwagę na Irulanę, ale ta nic nie zauważyła… lub sprawiała takie wrażenie.

— Nie potrzebuję niczyich pouczeń — powiedziała Alia głosem wciąż podszytym obcym gniewem.

Idaho zdobył się na smutny uśmiech, ale bolało go w piersiach.

— Nigdy nie uciekniemy daleko od bogactwa i jego masek, kiedy zajmujemy się władzą — wycedziła Irulana. — Paul przyniósł społeczną zmianę i jako taki zachwiał starą równowagę bogactwa.

— Podobne przemiany nie są nieodwracalne — powiedziała Alia, zwracając się do nich, jak gdyby drążąca ją inność pozostawała nadal tajemnicą. — Jeżeli gdzieś w Imperium znajduje się nagromadzone bogactwo, to jest nam o tym wiadomo.

— Wiadomo również — uzupełniła Irulana — że jest troje ludzi, którzy mogą uwiecznić przemianę: bliźnięta i… — Wskazała na Alię.

„Czy one też są opętane?” — zastanowił się Idaho.

— Będą próbowały mnie zabić — wychrypiała Alia.

Wstrząśnięty Idaho zapadł w milczenie. Mentacka świadomość wywijała kozły. Zabić Regentkę? Dlaczego? Zbyt łatwo mogą ją zdyskredytować. Alię wystarczyło odciąć od Fremenów i zaszczuć, jeśli taka wola. Ale bliźnięta… Wiedział, że nie jest we właściwym dla mentata stanie spokoju, aby móc przeprowadzić dogłębną analizę. Trzeba się skoncentrować. Wiedział jednocześnie, że elementami precyzyjnego myślenia są nieprecyzyjne pojęcia. Natura nie była precyzyjna. Rodzaj ludzki trzeba było uwzględniać w kalkulacjach, tak jak zjawiska naturalne, a proces dogłębnej analizy polegał na szatkowaniu całości, oddalaniu się od bieżącego nurtu wszechświata. Musiał dostać się w ten nurt, ujrzeć go w ruchu.

— Mieliśmy rację, skupiając się na KHOAM i Landsraadzie — wolno powiedziała Irulana. — A sugestia Duncana podsuwa nam pierwszą linię poszukiwań…

— Pieniędzy jako środka transmisji energii nie można oddzielać od energii, jaką wyrażają — uzupełniła Alia. — Wszyscy to wiemy. Ale musimy odpowiedzieć na trzy określone pytania: kiedy, jaką bronią i gdzie.

„Bliźnięta… bliźnięta — pomyślał Idaho. — Właśnie bliźnięta są w niebezpieczeństwie, nie Alia”.

— Nie interesuje cię, kto i jak? — zapytała Irulana.

— Jeżeli ród Corrinów, KHOAM, bądź jakakolwiek inna grupa posiada narzędzia zbrodni, zgromadzone na Arrakis — rzekła Alia — mamy ponad sześćdziesiąt procent szans, że odnajdziemy je, zanim zostaną użyte. Informacja, kiedy i gdzie zadziałają, zwiększyłaby jeszcze nasze szansę.

„Dlaczego nie widzą tego tak, jak ja?” — zastanawiał się Idaho.

— W porządku — zgodziła się Irulana. — Kiedy?

— Gdy uwaga będzie skupiona na kimś innym — odparła Alia.

— Uwaga była skupiona na twojej matce podczas Konwokacji — powiedziała Irulana — i nie podjęto żadnej próby.

— Miejsce było nieodpowiednie — odparła Alia. „O co jej chodzi?” — zastanawiał się Idaho.

— Więc gdzie? — spytała Irulana.

— Właśnie tu, w Cytadeli — powiedziała Alia. — Tu czuję się najbezpieczniejsza i mam najmniej strażniczek.

— Jaką bronią?

— Konwencjonalną, czymś, co Fremen może mieć przy sobie: zatrutym krysnożem, pistoletem maula…

— Od dawna nie stosowano grotu-gończaka — dorzuciła Irulana.

— Nie sprawdziłby się w tłumie — powiedziała Alia. — To musi stać się w tłumie.

— Broń biologiczna?

— Czynnik zakaźny? — zapytała Alia, kryjąc niedowierzanie. Jak Irulana mogła sądzić, że czynnik zakaźny zadziałałby mimo immunologicznych barier chroniących Atrydów?

— Myślałam raczej o czymś w rodzaju zwierzęcia — rzekła Irulana.

— Małym, udomowionym zwierzątku, wyćwiczonym, by ugryzło wybraną ofiarę i wsączyło jej w ranę truciznę.

— Łasice rodu by temu zapobiegły.

— Może jedna z nich?

— Wykluczone. Łasice rodu odrzuciłyby odmieńca. Zabiłyby go, wiesz o tym.

— Rozważałam możliwości w nadziei, że…

— Ostrzegę strażniczki — powiedziała Alia.

Kiedy Alia mówiła: „strażniczki”, Idaho zakrył dłonią oczy, starając się oprzeć narastającemu uczuciu konieczności włączenia się w Rhadżiję, ruch Wieczności wyrażony przez życie, puchar potencjalnego pogrążenia się w mentackiej świadomości. Nagle ujrzał w ciemności bliźnięta; wielkie pazury szybowały ku nim, tnąc powietrze.

— Nie… — szepnął.

— Co? — Alia spojrzała, jak gdyby zaskoczona, że Idaho wciąż tu jest. Zdjął dłoń z oczu.

— Te stroje, które przysłał ród Corrinów! — rzucił. — Wysłano je już bliźniętom?

— Oczywiście — potwierdziła Irulana. — Są zupełnie nieszkodliwe.

— Nikt nie będzie próbował ruszyć bliźniąt w siczy Tabr — powiedziała Alia. — Zbyt wielu jest dookoła wyszkolonych przez Stilgara strażników.

Idaho utkwił w niej wzrok. Nie miał żadnych dowodów na poparcie twierdzenia wynikającego z mentackiej kalkulacji, mimo to jednak wiedział. Wiedział. Był bardzo blisko proroczej mocy, którą posiadł Paul. Ani Irulana, ani Alia nie uwierzyłyby mu, gdyby im powiedział.

— Chciałbym, żeby poinformowano władze portu o zakazie wwozu obcych zwierząt na Arrakis — powiedział.

— Nie bierzesz chyba poważnie sugestii Irulany?! — zaprotestowała Alia.

— Dlaczego mamy niepotrzebnie ryzykować?

— Porozmawiaj z przemytnikami. Ja powierzam swe bezpieczeństwo łasicom rodu.

Idaho potrząsnął głową. Co mogły zrobić łasice rodu wobec pazurów tych rozmiarów, które widział w wizji? Alia miała jednak rację. Właściwe ulokowane łapówki, jeden znajomy Nawigator Gildii i dowolne miejsce na Pustych Kwadratach, które posłużyłoby za lądowisko. Gildia będzie się opierała podjęciu frontalnego ataku na ród Atrydów, ale jeżeli suma okaże się dostatecznie wysoka… Gildię można było traktować jako coś w rodzaju bariery geologicznej, która atak czyniła trudnym, ale nie niemożliwym. Powszechnie znano ulubiony wykręt, że służyli jako „agencja transportowa”. Nie mogli przecież przewidzieć, do czego miał być użyty jeden szczególny ładunek.

Alia przerwała ciszę czysto fremeńskim gestem — podniesieniem pięści z ustawionym poziomo kciukiem. Gestowi towarzyszyły tradycyjne słowa: „Wyzywam Walkę Hurganu”. Stało się oczywiste, iż uważa się za jedyny logiczny cel zamachów, a gestem protestowała przeciwko wszechświatowi pełnemu gróźb. Mówiła, że rzuci wiatr śmierci na każdego, kto ją zaatakuje.

Idaho nie protestował. Wiedział, że już go nie podejrzewa. Wracał do Tabr, a ona będzie oczekiwać sprawozdania z perfekcyjnie przeprowadzonego porwania lady Jessiki. Podniósł się z otomany w nagłym przypływie gniewu, myśląc: „Gdyby Alia była celem! Gdyby tylko zabójcy mogli dostać się do niej!” Przez chwilę trzymał dłoń na nożu, ale nie mógł zabić jej teraz. Może i lepiej, że umrze jako ofiara, niż gdyby miała żyć zhańbiona i zaszczuta.

— Tak, wracaj już do Tabr — powiedziała Alia, błędnie interpretując wyraz twarzy Idaho: jako przejaw troski o nią.

„Jaka byłam głupia, podejrzewając Duncana! On jest mój, nie Jessiki!” — pomyślała. Żądanie plemion naprawdę ją zdenerwowało, stwierdziła ze zdziwieniem. Machnęła ręką w geście pożegnania, gdy wychodził.

Idaho opuścił Izbę Rady, czując wewnętrzną pustkę. Alia została oślepiona nie tylko przez obce opętanie, stawała się też z każdym kryzysem coraz bardziej szalona. Minęła już punkt, którego przekraczać nie powinna. Co mógł zrobić dla ratowania bliźniąt? Kogo powinien przekonać? Stilgar uczynił wszystko, co możliwe, aby zabezpieczyć dzieci, i niczego więcej nie należało od niego wymagać.

Zatem lady Jessika?

Tak, musiał rozważyć tę możliwość. Jessika mogła być jednak zbyt głęboko uwikłana w spisek zakonu żeńskiego. Nie żywił złudzeń co do postawy tej atrydzkiej konkubiny. Uczyniłaby wiele na rozkaz Bene Gesserit — zwróciłaby się nawet przeciw swym wnukom.

Загрузка...