ROZDZIAŁ IX

Rozważania pastora nad świąteczną Ewangelią nie pobudziły Erlanda z Backa do duchowych refleksji. Erland, choć zawsze był bogobojnym młodzieńcem, zapomniał o Dzieciątku Jezus w żłóbku, zapatrzony w profil Gunilli, który rozpoznał wśród czarnych chust po kobiecej stronie.

Ach, gdyby tylko odwróciła głowę! Gdyby choć przelotnie spojrzała na mnie!

Ale nie, niestety, Erland nie miał zdolności hipnotycznych.

„Dla niej nie ma nikogo innego poza tobą, Erlandzie. Pragnie tylko ciebie.”

Łatwo to powiedzieć tajemniczemu Heikemu. Ale jak, do dia… Wybacz mi, Boże, nie chciałem, nie w kościele! Jak przemówić do dziewczyny, która podskakuje nerwowo na najdrobniejszą frywolną uwagę?

Ale od słów Heikego Erlandowi zrobiło się cieplej na sercu. Tak bardzo chciał być miły dla Gunilli, pragnął, by czuła się z nim bezpiecznie. Cóż mógł jednak począć, skoro grzech pierworodny brał go we władanie, kiedy tylko się do niej zbliżył? Każda inna byłaby z tego dumna…

A on tak marzył o Gunilli, kiedy był w Sztokholmie! Wszystkie wolne chwile poświęcał planowaniu ich wspólnej szczęśliwej przyszłości!

Ścisnęło go w gardle od tych myśli.

Musi się opanować, musi! Żadnych rąk wsuwanych pod jej spódnicę. Będzie cierpliwie czekał, aż sama rzuci się mu w ramiona, tak jak radził Heike. Ale, do czorta… Oj, przepraszam, znów mi się wyrwało! W jaki sposób on, Erland z Backa, kapral straży przybocznej w służbie zmarłego Jego Królewskiej Mości, byłby w stanie to uczynić?

Erland westchnął tak ciężko, że o mało nie pękła na nim kurtka od munduru. Poradzi sobie, wszak bardzo tego chce, bez wątpienia. Ale ciało było chętne, a duch słaby… Nie, wcale nie!

Kiedy rozległy się dźwięki ostatniego psalmu, mruczał tylko jego słowa, nie spuszczając oczu z profilu Gunilli. W końcu brat dał mu kuksańca w bok, sycząc:

– Nie możesz przynajmniej trzymać się rytmu, jeśli już wymyśliłeś nowe słowa do pieśni?

Erland spiekł raka i spuścił głowę. Wyśpiewał już wszystko, co miał do wyśpiewania.

Kiedy wierni zaczęli opuszczać kościół, przepchnął się przez rozkołysany tłum, stłoczony w przejściu, i udało mu się dotrzeć do dziewczyny.

– Czy mogę odwiedzić cię dziś wieczorem? – szepnął. – Chciałbym z tobą o czymś porozmawiać.

Gunilla drgnęła przestraszona.

– Idę po południu do domu, do Knapahult – spróbowała się wymówić.

– Świetnie! Przeprowadzę cię przez las.

Jęknęła cicho, ale nie umiała znaleźć żadnego wybiegu.

Erland czekał na nią już od zmierzchu. Zobaczyła, że zsiniał z zimna, musiał więc stać dość długo. Rozbudziło to jej czułość, bo nowy Erland do tej pory jawił się jej tak męski i pewny siebie, że wydawał się niewrażliwy na chłód ani wszelkie inne tego typu przyziemne drobiazgi. Szybko jednak stłumiła w sobie to uczucie. Nie chciała, by zrodziły się między nimi nowe więzi.

Erland poważnie zajrzał jej w oczy.

– Nie będę wygadywał żadnych głupstw – obiecał. – Możesz mi zaufać.

Serce Gunilli stopniało jeszcze bardziej.

– Mam wobec ciebie wyrzuty sumienia, Erlandzie. Jesteś taki dobry, ale nic nie mogę poradzić, że…

– Wiem. Ten dziwak Heike rozmawiał ze mną na ten temat. Mogę poczekać, Gunillo. Czekałem na ciebie przez trzy lata, wytrwam i następne trzy. Tak mi się przynajmniej wydaje.

Dziewczyna roześmiała się nieco bezradnie.

– Naprawdę jesteś szalony!

Erland tak bardzo się ucieszył, że widzi swą przyjaciółkę roześmianą po tylu smutnych latach, że w pierwszym odruchu chciał ją objąć. Zdołał się jednak w porę powstrzymać.

W ciągu dnia napadało trochę śniegu, w lesie panowała głucha zimowa cisza.

Dzielny wojak trzymał dziewczynę za rękę, a ona, choć starała się zachować rezerwę, pozwoliła mu na to.

Szli powoli, wolniej, niż im się wydawało.

– Kiedy byliśmy mali, ty jedna byłaś dla mnie miła, Gunillo! – rzekł Erland ciepło. – Wszyscy inni nazywali mnie bękartem, obrzucali wyzwiskami.

– Tak jakby to była twoja wina – odparła ze spuszczoną głową. – A ty byłeś moim obrońcą, pamiętasz?

– Tak, przed czarownicami i leśnymi trollami. – Rozejrzał się dookoła i roześmiał. – Jakimiż byliśmy dziećmi!

Gunilli nagle zrobiło się niezwykle lekko na sercu i choć nie zdawała sobie z tego sprawy, uśmiechała się do niego ciepło, a z jej oczu wprost biły miłość i podziw.

Erland dzielnie nad sobą panował. Teraz już wiedział, że ten zdumiewający Heike mimo wszystko miał rację. To jego, Erlanda, kochała Gunilla.

Dopóki wspominali wydarzenia z dzieciństwa, las rozbrzmiewał wesołym śmiechem, a Gunilla od dawna nie była w takim dobrym nastroju.

Wkrótce jednak Erland poruszył palący temat.

– Czy nie mogłabyś któregoś dnia pójść ze mną, by obejrzeć moją żołnierską zagrodę? Tylko rzucić okiem?

Gunilla natychmiast zesztywniała.

– Możesz zabrać ze sobą matkę – uspokoił ją.

Niepewnie kiwnęła głową, zagryzła wargi. Za drzewami widać już było Knapahult.

– Mogło by nam być tak dobrze, Gunillo! Firanki w oknach i…

Firanki? Firanki? Tak jak na samym dworze Bergqvara!

– Jak myślisz, czy zmieszczą się tam moje krosna?

Erland miał wrażenie, że serce przestaje mu bić ze wzruszenia.

– Naturalnie! Sporo tam miejsca! – rzekł nieswoim głosem.

– A jak wygląda otoczenie?

– Jeśli zechcesz, możesz mieć mały ogródek. Jest trochę zapuszczony, bo zagroda po śmierci starego żołnierza Klanga przez kilka lat stała pusta. Ale na wiosnę mogę skopać grządki. A stodoła i obora są w dobrym stanie.

Gunilla zatopiła się w marzeniach. Własny dom? Możliwość wyrwania się spod przerażającego wpływu rodziców? Byłaby sobie panią. Sama o wszystko by dbała, piekła i prała dla siebie i dla…

I wówczas Erlandowi wyrwało się całkiem nieprzemyślane zdanie.

– I wyobraź sobie dzieci biegające wokół po trawie – rzekł w rozmarzeniu.

Gunilla skamieniała, a gdy pojęła sens jego słów, z jej gardła wydarł się jęk, którego nie mogła powstrzymać. Z całych sił starała się opanować ogarniającą ją histerię.

– To niemożliwe, Erlandzie, niemożliwe – załkała i już chciała od niego uciekać.

On jednak zdążył się zorientować, jakie głupstwo palnął, i przytrzymał ją za ramię.

– Wcale nie to miałem na myśli, Gunillo, zapomnij, proszę! Nie chodzi mi o dzieci. Mogę poczekać, przecież wiesz, możemy spać w oddzielnych izbach, bylebyś tylko zamieszkała ze mną. Mówię poważnie, chciałbym się z tobą ożenić. A czy ty się zgodzisz?

Szlochając w głos, próbowała wyrwać się z jego uścisku.

– Rozumiesz chyba, że nie mogę, ty masz prawo mieć dzieci tak jak inni. To tylko ja…

– Gunillo! – rzekł błagalnym tonem. – Nie obchodzą mnie dzieci, pragnę jedynie, byś była przy mnie!

– Ach, Erlandzie – jęknęła tak zasmucona, że aż serce mu się krajało. W jej oczach widział miłość i rozpacz. – Ach, Erlandzie, co my zrobimy?

Wyrwała się, uwalniając ramię, i ostatni odcinek, dzielący ich od Knapahult, przebyła biegiem. Erland długo spoglądał na nią, a w jego duszy walczyły ze sobą nadzieja i rezygnacja. Kochała go, co do tego nie było cienia wątpliwości. Gdyby tylko umiał powstrzymać swój długi jęzor!

Niechętnie skierował kroki ku wiosce.

Kiedy Gunilla weszła do domu i pokłoniła się rodzicom, doznała wrażenia, że kamienieje jej serce. Matka wychodziła akurat do obory i Gunilla ofiarowała się z pomocą. O tym jednak nie mogło być mowy, była już wystrojona w najlepsze świąteczne ubranie.

– Niedługo będę gotowa – stwierdziła Ebba. – Nakryj w tym czasie do stołu, Gunillo!

Dziewczynę niezbyt radowała myśl, że zostanie sam na sam z ojcem. Bardziej niż kiedykolwiek czuła się nieswojo w jego obecności. Dlatego szybko zabrała się za wystawianie na stół świątecznych potraw i ze spuszczoną głową kręciła się po kuchni, nie patrząc na niego. Była też wzburzona po spotkaniu z Erlandem, podniecona i zarazem wystraszona.

Karl w czarnym fraku i koloratce nerwowo przechadzał się koło stołu, założywszy ręce na plecy. Od czasu do czasu mamrotał pod nosem biblijne cytaty i surowym wzrokiem obserwował poczynania Gunilli.

– Dobrze, że stanęliście już na nogi, ojcze – powiedziała dziewczyna. – Widzę, że odeszła od was choroba?

– Tak. Pan pomaga swym wiernym sługom. Lekarze na nic się nie przydają, można liczyć jedynie na modlitwę i cud boski.

– Myślałam, że to wizyta u Kjersti-Sowy przyniosła wam ulgę, ojcze – rzekła Gunilla nieopatrznie. Nieprzemyślane słowa rozsierdziły ojca.

– U Kjersti-Sowy? – zatrzymał niespokojne kroki i splunął. – Nie podejrzewasz chyba, że chciałem mieć do czynienia z taką pogańską czarną magią? Byłem tam w imieniu twojej matki. Nie, to Pan usłyszał wezwania swego apostoła i pospieszył z pomocą.

Zbliżył się do córki, aż poczuła na karku jego nieprzyjemny oddech. Zęby Karla nie były w najlepszym stanie.

– No i jak? Czy postarałaś się, by pan Grip ponownie się oświadczył, dziewczyno?

Gunilla na dźwięk jego głosu zadrżała z obrzydzenia. Z rozpaczą myślała o fałszywym patosie, którym pokrywał swe rozpasanie. Wiedziała, że powinna reagować jak inne dziewczęta, które dotknęło podobne nieszczęście. Ojciec – łajdak powinien śmieszyć ją i napawać niejaką dumą, że wciąż ugania się za spódniczkami.

Jednakże hipokryzja Karla, jego obłudnie religijne postępki i składanie całej winy o rozpustę na Ebbę, napełniała ją głębokim obrzydzeniem. Wiedziała, że postępowanie ojca przyczyniło się do zwichnięcia jej życia uczuciowego, do uniemożliwienia jej kontaktów z mężczyznami w o wiele większym stopniu niż matczyne wypady do stodoły.

Przedtem podporządkował sobie Gunillę całkowicie, ale życzliwość i mądre słowa pana Gripa, miłość Erlanda, a zwłaszcza zrozumienie Heikego dodały jej siły i pewności siebie. Czuła, że ojciec nie ma już nad nią władzy, widziała w nim jedynie budzącego politowanie pyszałka.

– Nie, ojcze – odparła zdecydowanie. – Nie chcę wyrządzić nikomu takiego zła, jakiego dopuściłabym się poślubiając pana Gripa, podczas gdy moje serce wybrało kogo innego.

Karl pokraśniał na twarzy. Wzrok wbił w twarz Gunilli.

– Co takiego? – wrzasnął. – Nie masz już ani odrobiny wstydu, dziewczyno?

– Kocham Erlanda z Backa, ojcze. Ale wy zniszczyliście moje życie do tego stopnia, że nie mogę go poślubić. Nie mogę poślubić nikogo!

– Erland z Backa! – Karl dusił się z wściekłości. – Ten łobuz, ten bękart spłodzony w grzechu! I jego chcesz, a odrzucasz bogatego mężczyznę z widokami na przyszłość, jakim jest dworski pisarz? Czy… ty… nie… masz… wstydu?

Każdemu słowu ojca towarzyszyło uderzenie, ale dziewczyna uchylała się przed ciosami, które jakby ześlizgiwały się po niej. Opętany złością chwycił ją za ramię i uderzył prosto w twarz.

Gunilla broniła się jęcząc, nie była w stanie oddać ojcu, tyle wpojono jej szacunku dla rodziców. Karl, nie zastanawiając się długo, uczynił tak, jak za dawnych dni: przełożył córkę przez kolano i podciągnął spadnie.

– Ojcze! – krzyczała Gunilla przerażona. – Oszaleliście? Nie wolno wam tego robić! Nie możecie mnie tak poniżać!

Karl, zaślepiony gniewem, parsknął:

– Wybiję z ciebie grzech, ty nieczysta dziwko, bo do mnie należy pomsta, mówi Pan…

Gunilla walczyła jak szalona, by się uwolnić z uścisku ojca. Karl nagle zorientował się, że ma do czynienia z dorosłą kobietą. Przytrzymywał ją z całych sił, wpatrując się z rosnącym pożądaniem w gładką, złotobrązową skórę i nagle doznał owego cudownego, rozkosznego uczucia, jakie nie było mu dane przez ostatni rok.

– Mam do tego prawo – wymamrotał. – To moje prawo…

Dziewczyna szczęśliwie nie do końca rozumiała, co się z nim dzieje, ale zobaczyła, że oczy ojca zaszły mgłą, a rysy twarzy napięły się.

– Puśćcie mnie, ojcze, w imię boskie! – wołała.

W tej samej chwili wbiegła do kuchni Ebba, przywołana krzykiem Gunilli i hałasem czynionym przez wywracane sprzęty.

Ona od razu spostrzegła, w jakim stanie jest jej mąż. Ten lubieżny wyraz twarzy widywała wszak setki razy. Po plecach przebiegł jej dreszcz.

– Czyś ty już kompletnie oszalał, chcesz się rzucić i na Gunillę? – wrzasnęła, podbiegając do nich.

– Mam do tego prawo! – odkrzyknął. – Trzymaj się z daleka, ty się już do niczego nie nadajesz!

Ebba niewiele myśląc złapała łopatę do chleba i uderzyła nią męża tak, że poleciał w kąt.

– Nie wolno ci mnie tknąć, stara kobyło! – darł się, ze strachu odchodząc od zmysłów. – Mam prawo!

Ebba nie słuchała go już więcej, przemieniła się w szalejącą nienawiścią furię.

– Dostaniesz teraz z nawiązką za wszystkie lata batożenia, za to, coś zrobił mnie i Gunilli. Przebrała się miarka, to o jeden grzech za dużo, ty czarci pomiocie!

– Ebbo! – surowo próbował napomnieć ją Karl, ale grad ciosów nie ustawał, aż wreszcie łopata pękła na pół. Ebba zaraz chwyciła za pogrzebacz. – Tak nie wolno mówić do wybrańca Bożego! Przestań, ty diablico, przestań, ratunku, umieram!

– Wybraniec Boży, ty? – wykrzyknęła Ebba drwiąco, waląc go w najczulszy punkt. Karl zwinął się z bólu. – Co masz do zaoferowania? Nic, nawet w łóżku! Każdy z tych, z którymi byłam w stodole, miał przynajmniej o kilka cali dłuższego niż ty. Umieli mi dać coś, o czym ty nawet nie wiesz, że istnieje! Dali mi radość z kochania! Nie pokazuj się więcej z tą swoją calową kuśką!

Gunilla podniosła się z podłogi, gdzie powalił ją cios ojca, i ujęła matkę za ramię.

– Matko! Matko! Nie unieszczęśliwiajcie siebie samej!

Ebba nareszcie odzyskała równowagę.

– Masz rację. On nie jest tego wart. To nędzna kreatura.

Dawny gospodarz i głowa rodziny zmienił się teraz w żałosną kupkę nieszczęścia, która łkając litowała się nad sobą:

– Niewierna żona! Zostałem rogaczem! Ja – rogaczem! Wszyscy w parafii będą się ze mnie śmiać!

– Od wielu lat się śmieją – parsknęła Ebba bezlitośnie. – Ale nigdy ci nie wybaczę, że rzuciłeś się na Gunillę, nie mogąc zapanować nad własnymi żądzami! Przenigdy!

Karl krwawił z wielu ran, prawdopodobnie doznał też wstrząsu mózgu, ale nie dawał za wygraną.

– Nad moimi żądzami? Moimi? Ja jestem czysty, nieskalany, dobrze o tym wiesz! To ta rozpustnica rzuciła się na mnie!

Gunilla, która właśnie usiłowała postawić ojca na nogi i zaprowadzić do łóżka, teraz zesztywniała, pełna odrazy i niedowierzania, i puściła go. Wpatrywała się w Ebbę.

– Matko i ojcze, o czym wy mówicie?

– E, nie przejmuj się – pospiesznie uspokajała ją Ebba. – To nic takiego. To wariat, myślisz, że go nie znam?

Dziewczyna jednak nareszcie zrozumiała prawdę. Poczuła ogarniające ją mdłości. Z jękiem wypadła z domu. Nie zważając na błagalne wołania Ebby, biegła jak szalona, chcąc uciec daleko, jak najdalej od Knapahult.

Nikt! z jękiem powtarzała w duchu. Nikt! Nikt! Nikt!

Do domu pisarza powróciła dość późno. Miała kredowobiałą twarz i z trudem mogła się wyprostować.

Arv nadal leżał w łóżku, ale bez wątpienia choroba ustępowała. Uniósł się na łokciu.

– Ach, a więc jesteś, Gunillo – rzekł przyjaźnie. – Wejdź tu do mnie. Ale jak ty wyglądasz? Czy źle się czujesz?

Popatrzyła na niego z rozpaczą.

– Czy mam przygotować wieczerzę, panie Grip?

– Nie, nie, chodź, usiądź tu przy mnie. Co się stało? Czy ktoś wyrządził ci krzywdę?

Dziewczyna nerwowo skubała frędzle u szala.

– Erland? – zapytał Arv cicho, doszły go bowiem pewne plotki.

– Nie, nie. To ojciec…

Arvowi nawet nie przyszło do głowy, że Karl mógłby napastować córkę.

– Znów źle się zachował wobec Ebby? Musimy położyć temu kres!

– Sądzę, że kres już nadszedł – wyszeptała ledwie słyszalnie. – Matka mu dzisiaj oddała.

Arv uznał ten fakt za jak najbardziej na miejscu i nie wyrzekł ani słowa komentarza. Zapytał tylko:

– Nie został chyba poważnie ranny?

– Nie sądzę, w każdym razie później wrzeszczał i przeklinał.

Arv długo się nad czymś zastanawiał.

– Gunillo – rzekł wreszcie łagodnie. – To bardzo niedobre dla ciebie. Czy rozważyłaś propozycję, którą złożyłem ci już tak dawno temu?

Nie podnosiła oczu.

– Byłbym bardzo rad, gdybyś została moją żoną, bo nigdy nie żyło mi się tak dobrze jak teraz, gdy się do mnie sprowadziłaś.

Gunilla siedziała na brzegu łóżka, z całych sił walcząc z płaczem. Myślała o Erlandzie, o którym pan Grip tak niewiele wiedział. Jej serce było jednym wielkim kielichem goryczy i smutku, ale wiedziała, że z Erlandem nigdy nie uda jej się ułożyć życia.

Nigdy! Teraz, kiedy rzucił się na nią własny ojciec, jej odraza do wszystkich prób zbliżenia, podejmowanych przez mężczyzn, urosła do bezgranicznych rozmiarów. A Erland nie będzie umiał zapanować nad sobą, nie powstrzymałyby go nawet najszlachetniejsze motywy. Za dobrze go znała, by o tym nie wiedzieć.

Co innego Arv Grip. Nim nie miotały ogromne namiętności, był dojrzałym, przyjaznym mężczyzną. Gunilla starała się nie sięgać myślą do dalszej przyszłości, wolała zatrzymać się na chwili obecnej. U pana Gripa będzie bezpieczna.

Ale to nie w porządku!

Wstała.

– Wybaczcie mi, panie. Przez moment już chciałam przyjąć waszą łaskawą propozycję. Ale z mojej strony byłaby to ucieczka. Szukam u was obrony, a tak być nie powinno. Nie zasługujecie na taki związek!

– Usiądź, Gunillo! Pomówmy o tym. Obawiam się tylko, że po pewnym czasie pożałujesz, kiedy być może znajdziesz kogoś, z kim naprawdę zapragniesz dzielić życie.

Och, Erlandzie, Erlandzie, piękny Erlandzie, z którym tak się umiem śmiać i którego tak się boję! Dlaczego stałeś się taki obcy, tak męski i niebezpieczny, i rozpalasz we mnie… rozpalasz grzeszne żądze?

Znów ogarnęła ją fala mdłości.

– Nie będę żałować – powiedziała szybko i zdecydowanie.

Arv westchnął, wyczuwał bowiem, że dziewczyna nie mówi całkiem szczerze.

– Naprawdę uważasz, że możesz być ze mną szczęśliwa, Gunillo?

Wybacz mi, Erlandzie! Wybacz, ale nie mogę postąpić inaczej!

– Tak, wiem, że będę z wami szczęśliwa. Macie do mnie cierpliwość, a to ważne.

Długo się zastanawiał.

– Tak. Chyba tak. A więc dobrze, Gunillo, ogłosimy zapowiedzi już trzeciego dnia świąt, w ten sposób nie będziemy marnować czasu.

– Jesteście taki dla mnie dobry – powiedziała przez nos, nie tylko z powodu płaczu, lecz także przeziębienia, którym już zdążyła się zarazić.

Arv wyciągnął ręce i objął ją, tak jak dobry wuj tuli małą dziewczynkę. Gunilla nie powstrzymywała już dłużej płaczu, szukała w ramionach pisarza bezpieczeństwa i pociechy.

Gunilla musiała położyć się do łóżka z gorączką. Chciała posłać po Erlanda, czuła bowiem, że należą mu się słowa wyjaśnienia, ale nie mogła się na to zdobyć.

Nikt nic nie mówił Erlandowi, nikt z wioski nie miał odwagi tego uczynić. Chłopak nie należał do gorliwych uczestników nabożeństw, był raczej zdania, iż religia to prywatna sprawa między nim i Bogiem, a duchownym nic do tego. Nigdy nie usłyszał więc trzykrotnych zapowiedzi. Po tym, jak Gunilla uciekła, zostawiając go samego w lesie, przebywał w swojej zagrodzie, usiłując doprowadzić ją do ładu. Miał nadzieję, że pewnego dnia Gunilla przyjdzie do niego sama z siebie. Nie wiedział nic o postępku Karla, mającym katastrofalny wpływ na dalsze losy jego ukochanej.

Okazało się, że Karl został dość poważnie zraniony, ale przede wszystkim ucierpiało jego poczucie godności i własnej wartości. Właściwie był wstrząśnięty faktem, że Ebba ośmieliła się oddać mu ciosy, i postanowił pokazać się z nowej strony. Stał się teraz łagodny i wybaczający; szlachetny i wyrozumiały jak sam Jezus. Nie śmiał bowiem odwoływać się do działania siłą, bał się, że ta chora na głowę kobieta jeszcze raz rzuci się na niego.

Leżał więc w łóżku i łagodnym, nabrzmiałym cierpieniem głosem prawił obojętnej Ebbie o straszliwych mękach, jakie, niestety, czekają ją w piekle za to, że ośmieliła się podnieść na niego rękę. Obiecywał jednak, że wstawi się za nią u Pana, bowiem ona jest zbyt ograniczona, by w swej głupocie pojąć mogła, jakich to straszliwych czynów się dopuściła. Odgrywał długie przedstawienia, pokazując, jak to aniołowie niebiescy przyjdą po niego, niewinnie spotwarzonego Karla z Knapahult, wybrańca Bożego, który ma zasiąść u stóp tronu Wszechmocnego w niebie. Przeczuwał bowiem, że chwila śmierci się zbliża…

Zerkał z ukosa na Ebbę, ale jego połowica wciąż była pogardliwie niewzruszona.

Drażniło to Karla, w głosie zaczynał pobrzmiewać gniew. Zdołał jednak zapanować nad sobą i kontynuował kazanie, mówiąc, że kary niebios i tak nie są dostateczne dla grzesznicy zatwardziałej jak Ebba. Należy bowiem oddać cesarzowi co cesarskie. No i w związku z tym, kiedy tylko stanie na nogi, ma zamiar powiadomić o wszystkim lensmanna. To jego obowiązek, musi go wypełnić bez względu na to, jak będzie krajać mu się serce. Musi oskarżyć ją o gwałt, o zamach na życie swego drogiego, niewinnego małżonka.

– Tak, tak, tylko spróbuj! – odgrażała się Ebba.

Karl zdołał zachować spokojny ton.

– Mam prawo cię chłostać – zauważył łagodnie. – Moim obowiązkiem jest wyplenić z ciebie grzech pierworodny, który wszystkie kobiety odziedziczyły po matce Ewie. I wiem teraz, że mam rację. Niemal na moich oczach uprawiałaś nierząd. To straszny cios dla dobrego, bogobojnego męża widzieć swą żonę obnażoną jak dziwka z rynsztoka.

Ostatnie słowa wysyczał przez zęby, nie potrafił znieść upokorzenia.

– A jak myślisz, czyja to wina, że pragnęłam odrobiny czułości i ludzkiego zrozumienia?

Karl z pogardą parsknął, słysząc takie wymyślne teorie.

– Wsadzi cię do więzienia za to, co zrobiłaś – warknął z łóżka, pokazując guzy i sińce. – Lensmann musi się o tym dowiedzieć.

– A więc powiedz mu! Bardzo proszę, donieś na mnie – odparła Ebba. – Może i ja będę miała coś do dodania od siebie. O oszustwach, wyłudzaniu pieniędzy od bogatych kobiet, jeszcze w czasach gdy błąkaliśmy się od jednego nawiedzonego spotkania do drugiego. Mogę też wspomnieć o tym, co zrobiłeś Gunilli. O krzywdzie, wyrządzanej jej przez lata, a zwłaszcza o ostatnim występku! Dobrze wiesz, że nie przebieram w słowach. Lensmann dowie się o wszystkim!

Rozgoryczony Karl zapomniał o łagodności i usiłował się podnieść.

– Miałem do tego prawo, dobrze o tym wiesz! Bóg mi świadkiem, ach, au, pobiłaś mnie na śmierć, kobieto, moje biedne plecy pękają mi na kawałki, umieram, to twoja wina!

Ale nigdy więcej nie wspomniał już o lensmannie.

Leżał tylko i ubolewał w przeświadczeniu, że nikt nigdy nie cierpiał tak niezasłużenie jak on, Karl z Knapahult.

W domu pisarza wszystko układało się pomyślnie. Pogłębiało się szczere porozumienie pomiędzy Arvem i boleśnie zranioną na duszy Gunillą. Ton ich rozmów był tak delikatny i łagodny, że dziewczyna powoli zaczynała odzyskiwać spokój. Często, co prawda, siadywała zasmucona przy oknie, ciepło ubrana i owinięta szalem, bo przeziębienie wciąż nie chciało ustąpić. Myślała wówczas o Erlandzie, który nie otrzymał od niej żadnej wiadomości, i czuła, że go oszukała. Nie miała jednak kogo posłać.

Dopiero na dzień przed ślubem, kiedy Ebba przyszła odwiedzić córkę, Gunilla znalazła okazję, by szepnąć jej swą prośbę.

Ebba okazała zrozumienie i obiecała jak najszybciej udać się do zagrody Erlanda. Miała mu wyjaśnić, jak się sprawy mają, pojmowała bowiem, co gnębi Gunillę.

Po raz pierwszy od dawna matka i córka zdołały nawiązać kontakt równie bliski jak ten, który istniał między nimi w latach dzieciństwa Gunilli. Obydwu dobrze to zrobiło.

Nikt właściwie nie ogarniał bezgranicznej miłości, jaką Ebba darzy córkę, nie należała bowiem do osób, które głośno o tym krzyczą. Gdyby jednak ktoś dostrzegł wyraz oczu Ebby, szczotkującej długie włosy małej dziewczynki, lub jej spojrzenie, gdy Karl łajał córkę ostro, a niesprawiedliwie, mógłby to zrozumieć. Teraz Ebba była nieopisanie dumna z mającego się odbyć ślubu z tak wysoko postawionym człowiekiem, choć przecież wiedziała, komu Gunilla oddała serce.

Przeczuwała jednak, że małżeństwo Gunilli i Erlanda nie układałoby się szczęśliwie. Dobrze wiedziała, co Karl wpoił córce, bezustannie przeklinając wszelkie prawa natury i zmysłowe żądze. Erland z pewnością nie zadowoliłby się trzymaniem jej za rękę we wspólnym łożu.

Ebba jak zwykle spuściła klapki na oczy, życząc córce szczęścia i powodzenia w małżeństwie z delikatnym Arvem Gripem.

Gunilla czuła się już na tyle dobrze, że mogła zająć się pracą. W panieński wieczór niewiele miała jednak czasu na domowe zajęcia! Ślub miał się odbyć w kościele następnego dnia w samo południe, panowała więc gorączka przygotowań. Dopiero późnym wieczorem Gunilla skończyła szykować swą suknię ślubną.

Wyczerpana przysiadła na ławie w kuchni. Wszedł Arv, uśmiechając się do niej ciepło.

– Zmęczona?

– O, tak! Szczęście, że człowiek nie bierze ślubu codziennie!

Dziewczyna była blada, ale Arv przypisał to chorobie, którą właśnie przeszła. On także od czasu do czasu spuszczał klapki na oczy.

Usiadł przy niej, z jedną ręką na poręczy ławki, drugą wspartą na kolanie.

– Jutro nie będziesz musiała nic robić – obiecał, wpatrując się w nią wzrokiem, z którego biła serdeczność. – Przyjdą sąsiadki, by tu uładzić i ubrać cię, o nic więc się nie martw.

Gunilla uśmiechnęła się nieco drżącym uśmiechem. Jutrzejszy dzień przerażał ją, temu nie mogła zaprzeczyć.

Mówiła mu teraz po imieniu. Nauczyli śmiać się i żartować, rozmawiać poważnie w naturalny sposób.

– Zauważyłam, że w ciągu tych trzech tygodni stałeś się roztargniony i zatroskany – powiedziała. – Żałujesz?

– Małżeństwa? O, nie! Co innego mnie gnębi.

– Heike?

– Tak. Już dawno powinien być z powrotem.

– Może odnalazł ślad twego syna i pojechał za nim.

– I ja tak sobie to tłumaczę, Gunillo. Od czasu gdy Heike przyniósł mi nowe wieści, dzień i noc nie przestaję myśleć o moich dzieciach. Wiele razy miałem chęć wskoczyć na koń i ruszyć za nim do Bergkvara, ale to byłoby niemądre. To, z czym nie poradzi sobie Heike, nie uda się i mnie. Mimo wszystko nie śmiem mieć nadziei!

Przykryła jego rękę dłonią. Spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się tkliwie.

– Gunillo… czy uważasz, że poznałaś mnie trochę przez ten czas?

Nieśmiało skinęła głową.

– I coraz bardziej podoba mi się ten, którego poznaję.

Arv przez chwilę patrzył na nią, a potem niesłychanie ostrożnie przyciągnął ją do siebie.

Pozwoliła mu na to, często bowiem szukała pociechy w jego bezpiecznych objęciach. Tym razem jednak to on zrobił pierwszy krok.

– Jutro zostaniesz moją żoną, Gunillo. Będziesz musiała przywyknąć do tego, że ludzie uznają nas za małżeństwo, ze wszystkimi tego konsekwencjami.

Poczuł, że dziewczynę przeszył dreszcz. Nie myślała dotąd o tym, co będą mówić ludzie.

Arv zaczął delikatnie:

– Bardzo możliwe, iż zechcą jutro zobaczyć, jak cię całuję, musisz być na to przygotowana.

Poczuł trzepotanie serca, przypominające uderzenia skrzydeł spłoszonego ptaka.

– Czy chcesz teraz… poćwiczyć?

Zwiesiła głowę.

– Może i tak będzie najlepiej – szepnęła ledwie słyszalnie. – Tak, bym nie wpadła w panikę.

– Nie bój się mnie – rzekł, biorąc ją pod brodę.

Najdelikatniej jak potrafił złożył pocałunek na jej czole. Gunilla siedziała nieruchomo, drżąc tylko jak przerażona sarna.

Tak bardzo go lubię, powtarzała sobie w duchu. Tak bardzo, bardzo go lubię!

Ale czy wystarczy lubić?

Wiele małżeństw zostało zawartych na bardziej kruchych podstawach.

– Powinnaś mnie objąć – rzekł Arv.

Wszystko w niej stawiało opór, kiedy jednak ucałował jej powieki, usłuchała. Dłonie spoczywające na karku były jakby bez życia, jak gdyby zmusiła się, by je tam położyć, ale nie umiała w ten gest włożyć bodaj odrobiny uczucia.

Nie, bez względu na to, jak lubiła Arva Gripa, nie mogła wydobyć ze swego serca nic więcej.

Ale wszystko przyjdzie z czasem. Tak szybko przyzwyczaiła się do jego domu, zwłaszcza ostatnie trzy tygodnie dały jej tyle zadowolenia, z pewnością więź i uczucie dla niego będzie rosło z podobną szybkością.

– Szkoda, że twój ojciec nie może przyjść na ślub – rzekł Arv, nieświadom, czego dopuścił się Karl.

Gunilla natychmiast gwałtownie zareagowała na jego słowa. Kurczowo zacisnęła ręce na plecach Arva, jakby poszukiwała u niego pociechy.

Arv ujął w dłonie jej twarz i czule całował czubek nosa, policzki…

Gunilla nie protestowała.

Загрузка...