- Widziałem was tutaj jakieś trzy tygodnie temu - zagadałem.

Nie była niebezpieczna.

- To prawda, handluję tutaj regularnie. Mnie też się wydaje, że już was tutaj widziałam, ale wyglądaliście wtedy… w lepszej kondycji, nie taki wyniszczony.

- Kiepskie czasy - odpowiedziałem jej ogólnikiem.

Była mną zainteresowana, dostrzegałem to wyraźnie, mimo iż zazwyczaj nie zwracałem na takie rzeczy uwagi. Nie miałem nic więcej do powiedzenia, więc tylko stałem w milczeniu. Jeśli jej to nawet w czymkolwiek wadziło, nie dała po sobie poznać.

- Mieszkam w Hervinie. To wieś kawałek za miastem. Mam gospodarstwo, z którym sama sobie nie radzę, a mój syn jest zbyt słaby do ciężkiej roboty. Mąż mi zmarł. Jeśli dacie sobie radę z robotą, obiecuję, że w tydzień podkarmię was tak, że znów będziecie wyglądać jak dawniej. A do tego będziecie mieli gdzie spać. W porządnym łóżku.

- To brzmi jak bardzo ciekawa oferta. Możemy ruszać?

- Nie macie żadnych rzeczy, które byście chcieli ze sobą zabrać? - spytała zaskoczona.

- Nic ważnego. - Pokręciłem głową.

I tak to wyszło. Ostry głód przenikający mnie na wskroś, zniekształcający każdą myśl spowodował, że wszystko postrzegałem inaczej, na nowo. Wszystko zyskało na wartości przez to, że mogłem w ogóle postrzegać i odczuwać.

Może też potrzebowałem krótkiego urlopu, przerwy w zabijaniu i wszystkim, co się z tym wiązało. Może Łasiczka miał rację, może przyszedł czas przypomnieć sobie, jak to jest - żyć.

- Nie jesteście szczególnie rozmowni - zauważyła, kiedy miejska brama została już w tyle za nami.

- Rozmyślam - odparłem zgodnie z prawdą. - A ponieważ nie jestem w tym najlepszy, zajmuje mi to sporo czasu.

Roześmiała się, jakby ją to rzeczywiście rozbawiło.

- A nad czym tak usilnie rozmyślacie? O ile to nie tajemnica.

- Nad tym, czy to łóżko, któreście mi zaoferowali, będzie wygodne.

- A to już zależy wyłącznie od was - zaśmiała się.

Загрузка...