Rozdział 3

— Nigdy nie wchodź do Ciemnego Lasu, przyjacielu — powiedział szczur Szymon. — Tam jest strasznie.

„Przygoda pana Królika”


Daleko poniżej łap Maurycego w podziemiach Lśniącego Zdroju zbierały się szczury. Ludzie budują miasto zarówno w górę, jak i w dół. Powstają szeregi piwnic i piwniczek, niektóre z nich są zapomniane — ale nie przez stworzenia, które wolą pozostać w ukryciu.

W gęstej, ciepłej wilgotnej ciemności odezwał się głos:

— Kto ma zapałki?

— Ja, Groszku. Czteryporcje.

— Dobra robota, szczurku. A kto ma świecę?

— Ja, sir[2]. Jestem Kawałek.

— Dobrze, połóż ją tutaj, a Śliczna zapali.

Z ciemności dochodziły dźwięki przepychania. Nie wszystkie szczury przyzwyczaiły się do idei zapalania ognia, niektóre w takich sytuacjach robiły kilka kroków do tyłu. Śliczna, trzymając zapałkę w przednich łapkach, przytknęła ją do knota. Płomień chybotał się przez chwilę, aż rozgorzał stałym blaskiem.

— Czy naprawdę to widzisz? — zapytał Szynkawieprz.

— Tak, sir — odparł Niebezpieczny Groszek. — Nie jestem kompletnie ślepy. Potrafię rozróżnić ciemność od jasności.

— Wiesz — mówił dalej Szynkawieprz, przyglądając się podejrzliwie płomieniowi — ja wciąż tego nie lubię, wcale a wcale. Ciemność była wystarczająco dobra dla naszych rodziców. Czuję kłopoty. Poza tym palenie świecy oznacza niszczenie dobrego jedzenia.

— Musimy umieć posługiwać się ogniem, sir — odparł spokojnie Niebezpieczny Groszek. — Mając płomień, możemy ogłosić ciemności: jesteśmy indywidualnościami. Mówimy też: nie jesteśmy tylko szczurami. Mówimy: jesteśmy klanem.

— Hrump — mruknął Szynkawieprz, co robił, kiedy nie rozumiał tego, co do niego mówiono. W ostatnich czasach hrumpał bardzo często.

— Słyszałam, jak młode szczury mówiły, że cienie ich przerażają — wtrąciła Śliczna.

— Dlaczego? — zapytał Szynkawieprz. — Przecież nie boją się całkowitej ciemności, prawda? Ciemność jest szczurza. Przebywanie w ciemnościach to było szczurze życie!

— To dziwne — odezwała się Śliczna — ale dopóki nie poznaliśmy światła, nie widzieliśmy, że są cienie.

Jeden z młodszych szczurów nieśmiało podniósł łapę.

— Hmm… i nawet kiedy gaśnie światło, wiemy, że cienie nadal są wokół nas — powiedział.

Niebezpieczny Groszek odwrócił się w stronę młodego szczurka.

— Ty jesteś…?

— Wyśmienity — odparł młody szczur.

— A więc posłuchaj, Wyśmienity — odezwał się łagodnie Groszek — myślę, że obawa przed cieniami to pierwszy objaw inteligencji. Umysł podpowiada ci, że istniejesz ty i że istnieje także coś poza tobą. Więc teraz już boisz się nie tylko tych rzeczy, które możesz zobaczyć, usłyszeć czy poczuć, ale także tego, co potrafisz… tak jakby… zobaczyć wewnątrz głowy. Kiedy uczymy się stawić czoło cieniom na zewnątrz, uczymy się też, jak sobie poradzić z cieniami wewnątrz. A wtedy żadna ciemność nie będzie nam straszna. To wielki krok naprzód. Dobra robota.

Wyśmienity wyglądał trochę na dumnego, ale przede wszystkim na zdenerwowanego.

— Nie bardzo rozumiem, do czego zmierzasz — powiedział Szynkawieprz. — Dobrze sobie radziliśmy w ciemnościach. Ja nigdy nie bałem się niczego.

— Byliśmy ofiarą dla każdego zabłąkanego kota czy zgłodniałego psa, sir — odparł Niebezpieczny Groszek.

— Och, dobrze, jeśli mamy teraz rozmawiać o kotach… — mruknął Szynkawieprz.

— Ja myślę, że możemy ufać Maurycemu, sir — rzekł Groszek. — Tylko nie w sprawach pieniędzy, to przyznaję. Ale nigdy nie zjada niczego, co potrafi mówić. Za każdym razem sprawdza.

— Możesz ufać, że kot będzie kotem — odparł Szynkawieprz. — Mówiący czy nie!

— Tak, sir. Ale my jesteśmy inni i on też. Ja wierzę, że w głębi serca on jest bardzo poczciwy.

— Hmm — wtrąciła Śliczna. — To się zobaczy. Ale teraz lepiej się zorganizujmy.

Szynkawieprz się najeżył.

— A kim ty jesteś, żeby mówić „zorganizujmy się”? — zapytał ostro. — Czy jesteś przywódcą, młoda kobieto, która może o rllk dyskutować ze mną? Nie! To ja jestem przywódcą. To moją rolą jest powiedzieć „zorganizujmy się”.

— Tak jest, sir. — Śliczna ukłoniła się nisko. — Jak chcesz, byśmy się zorganizowali, sir?

Szynkawieprz popatrzył na nią. Potem spojrzał we wpatrzone w niego w oczekiwaniu szczury z paczkami i tobołkami, jeszcze raz rozejrzał się po starożytnej piwnicy i znowu powrócił wzrokiem do wciąż pochylonej Ślicznej.

— Po prostu… zorganizujmy się — mruknął. — Nie zawracaj mi głowy szczegółami! Ja jestem przywódcą. — I odmaszerował w ciemność.

Kiedy poszedł, Groszek i Śliczna omietli wzrokiem piwnicę, którą wypełniały drżące cienie stworzone przez światło świecy. Woda kropelkami spływała po zeskorupiałej ścianie. Tu i ówdzie powypadały cegły, pozostawiając zachęcające otwory. Podłogę pokrywała ziemia bez śladów ludzkich stóp.

— Idealne miejsce na bazę — wyszeptał Niebezpieczny Groszek. — Sekretne i bezpieczne. Doskonałe dla szczurów.

— Zgadza się — odezwał się nowy głos. — I wiecie, co mnie w związku z tym martwi?

W krąg światła świecy wkroczył szczur Ciemnaopalenizna, szarpiąc łapką pas z narzędziami. Szczury umilkły, wytężyły uwagę. Szynkawieprza słuchano, ponieważ był przywódcą, ale Ciemnejopalenizny — ponieważ często mówił to, co trzeba, naprawdę trzeba wiedzieć, żeby przetrwać. Był duży, chudy, silny; wiele czasu poświęcał na odnajdywanie pułapek i na zrozumienie, jak działają.

— Co cię martwi, Ciemnaopalenizno? — zapytał Niebezpieczny Groszek.

— Tutaj wcale nie ma szczurów. Poza nami. Szczurze tunele — tak. Ale nie widzieliśmy żadnych szczurów. A w mieście powinno ich być mnóstwo.

— Och, pewnie się nas zlękły — stwierdziła Śliczna.

Ciemnaopalenizna poklepał się po swoim zmartwionym pyszczku.

— Może — powiedział — lecz coś tu się nie zgadza. Myślenie jest wielkim wynalazkiem, ale dostaliśmy też nosy i opłaca się ich słuchać. Trzeba zachować szczególną ostrożność. — Podniósł głos: — Szczury, znacie swoje zadania! Przede mną, w plutony, formować się!

Podzielenie się na trzy grupy nie zabrało szczurom wiele czasu. Miały w tym sporo praktyki.

— Bardzo ładnie — powiedział Ciemnaopalenizna, kiedy ostatnie dołączyły do swoich grup. — Dobrze! Jesteśmy na terytorium wroga, więc trzeba zachować szczególną ostrożność…

Ciemnaopalenizna też tym się różnił od innych szczurów, że nosił coś na sobie.

Kiedy szczury odkryły książki — a idea książek wciąż była trudna dla najstarszych — w sklepie, który odwiedzały co noc, znalazły Księgę.

Księga była zadziwiająca. Nawet zanim Śliczna i Obwarzanek nauczyli się czytać ludzkie słowa, zadziwiały ich rysunki.

Były na nich zwierzęta w ubrankach. Był królik, który maszerował na tylnych nogach, w błękitnym surducie. Był szczur w kapeluszu, z mieczem za pasem i w wielkiej czerwonej kamizelce. Nawet wąż nosił kołnierzyk i krawat. I wszystkie mówiły, i żadne nie zjadało innych, i — a to było najdziwniejsze ze wszystkiego — wszystkie rozmawiały z ludźmi, którzy traktowali je jak, no… braci mniejszych. Nie było pułapek ani trucizn. Trzeba przyznać (tak mówiła Śliczna, która z trudem, ale przedzierała się przez książkę, czasami czytając fragmenty na głos), wąż Olly był niezłym szubrawcem, ale nic tak naprawdę złego się nie zdarzało. Nawet kiedy Królik zgubił się w Ciemnym Lesie, był tylko trochę przestraszony.

O tak, „Przygoda pana Królika” wywoływała sporo dyskusji pomiędzy Przemienionymi. Dlaczego powstała taka książka? Czy była to, jak wierzył Niebezpieczny Groszek, wizja wspaniałej przyszłości? Czy książkę napisali ludzie? To prawda, że sklep był dla ludzi, ale przecież nawet ludzie nie mogli jednocześnie pisać książki o szczurku Szymonie, który nosił kapelusz, i jednocześnie rozsypywać trutki na szczury. A może? Jak trzeba być szalonym, żeby jedno z drugim pogodzić?

Niektóre z młodszych szczurów sugerowały, że może ubranie jest ważne. Próbowały nosić kamizelki, ale niełatwo było wygryźć odpowiedni kształt, a potem zaczynają się kłopoty z guzikami, materiał zahacza o byle drzazgę i bardzo trudno w tym biegać. A kapelusze po prostu spadają.

Ciemnaopalenizna uważał po prostu, że ludzie są szaleni i źli. Jednak ilustracje w książce podsunęły mu pomysł. On nie nosił kamizelki, tylko coś w rodzaju szerokich pasów, które łatwo było zawinąć i odwinąć. Na nich naszył kieszenie — i to był bardzo dobry pomysł, jakby dostał dodatkowe łapy, bo trzymał w nich wszystko, czego potrzebował, jak kawałki metalu czy drutu. Reszta oddziału poszła za jego przykładem. Nigdy nie wiadomo, czego możesz za chwilę potrzebować, jeśli jesteś w Oddziale Unieszkodliwiania Pułapek. To było twarde, naprawdę szczurze życie.

Kiedy Ciemnaopalenizna przechadzał się wzdłuż oddziałów, jego pełne metalu kieszenie pobrzękiwały. Zatrzymał się przed dużą grupą młodych szczurów.

— No dobrze, plutonie trzeci, waszym zadaniem jest pozostawianie odchodów — powiedział. — Idźcie i dobrej zabawy.

— Och, my zawsze mamy brudzić — poskarżył się jeden szczur.

Ciemnaopalenizna zbliżył do niego pyszczek tak, że prawie dotknął nosem nosa. Młodziak aż się cofnął.

— Bo jesteście w tym dobrzy, chłopcze! Matka wychowywała cię, żebyś pozostawiał odchody, więc idź i rób, co do ciebie należy! Nic bardziej nie wytrąca ludzi z równowagi niż świadomość, że w tym miejscu był szczur! A jeśli będziecie mieć okazję, gryźcie, co się da. I z piskiem biegajcie pod podłogami! I pamiętajcie, żaden nie wychodzi, póki nie dostaniecie wiadomości od Oddziału Unieszkodliwiania Pułapek, że droga jest czysta. A teraz do dzieła! Dwójkami marsz! Raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa!

Pluton pospiesznie się oddalił.

Ciemnaopalenizna zwrócił się do plutonu drugiego. W jego skład wchodziły stare szczury, ze szramami, śladami pogryzień i złachmanione, niektóre z kikutami ogonków albo bez ogonów w ogóle, inne bez łapy, bez oka lub ucha. Chociaż było ich w sumie dwadzieścia, kompletnych szczurów zebrałoby się siedemnaście.

Ale ponieważ były stare, były też przebiegłe, gdyż szczur, który nie jest przebiegły, chytry i podejrzliwy, nie stanie się starym szczurem. Wszystkie były już dorosłe, kiedy dopadła ich inteligencja. Wciąż więc miały swoje stare przyzwyczajenia. Szynkawieprz zawsze mówił, że właśnie takich ich lubi. Wciąż mieli dużo z dawnego szczura, prymitywny spryt, co pozwalało im uniknąć pułapek, w które wpadali zbyt ufni w swą inteligencję młodzi. I nie trzeba im było mówić, gdzie szczur powinien zostawić ślady.

— Znacie swoje zadanie — powiedział Ciemnaopalenizna. — Chcę wielu zuchwałych czynów. Kradnijcie jedzenie z psich misek, ciasto spod nosa kucharek…

— Sztuczne zęby z ust starca — dokończył szczurek, który wydawał się tańczyć, choć stał w miejscu. Przebierał cały czas nóżkami po podłodze piwnicy. Miał też kapelusz, zmaltretowany, ręcznej roboty, ze słomy. Był jedynym szczurem, któremu udawało się nosić kapelusz; nie gubił go dzięki swym odstającym uszom. Mówił, że bez kapelusza nigdzie nie wychodzi.

— To był tylko szczęśliwy traf, Sardynki. Założę się, że nie powtórzysz już tego numeru — uśmiechnął się Ciemnaopalenizna. — I przestań wciąż opowiadać dzieciakom, jak to wybrałeś się popływać w czyjejś wannie. Wiem, że to zrobiłeś, ale nie chcę stracić kogoś tylko dlatego, że nie będzie potrafił się wspiąć po śliskiej ściance wanny. Tak czy siak… jeśli w ciągu dziesięciu minut nie usłyszę wrzasku kobiet uciekających z kuchni, nie jesteście szczurami, za jakich was miałem. No co? Czemu tu jeszcze stoicie? Do roboty! I… Sardynki?

— Słucham, szefie?

— Uważaj tym razem ze stepowaniem, dobrze?

— Ja mam po prostu tańczące stopy, szefie.

— I ciągle musisz nosić ten głupi kapelusz? — Ciemnaopalenizna wciąż się uśmiechał.

— Tak jest, szefie! — Sardynki był jednym z najstarszych szczurów, ale nie znać było po nim sędziwego wieku. Tańczył, żartował i nigdy nie wdawał się w bójki. Kiedyś mieszkał w teatrze i zjadł całe pudło szminki. Najwyraźniej weszła mu w krew.

— I nie wychodźcie przed Oddział Unieszkodliwiania Pułapek! — powtórzył Ciemnaopalenizna.

Sardynki uśmiechnął się szeroko.

— Ojej, szefie, pozwól mi na odrobinę zabawy.

I ruszył roztańczonym krokiem za swoją grupą, która już znikała w dziurach w ścianie.

Ciemnaopalenizna przeszedł do plutonu pierwszego. To była najmniejsza grupa. Trzeba być szczególnym szczurem, żeby przetrwać długo w Oddziale Unieszkodliwiania Pułapek. Trzeba być uważnym, cierpliwym i myślącym. I trzeba mieć dobrą pamięć. I trzeba być ostrożnym. Jeśli jesteś szybki, niedbały i lekkomyślny, możesz się dostać do tego oddziału, tyle że długo nie zagrzejesz tu miejsca.

Obejrzał ich z góry na dół i uśmiechnął się. Był dumny z tych szczurów.

— Wy wszystko już wiecie — powiedział. — Nie potrzebujecie żadnych wykładów. Tylko pamiętajcie, że to jest nowe miasto i nikt nie wie, co tutaj znajdziemy. Mogą to być zupełnie inne pułapki, ale my uczymy się szybko, prawda? Mogą używać trutek, na jakie nigdy wcześniej się nie natknęliśmy, więc bądźcie uważni. Nigdy się nie spieszcie. Nie chcemy być jak pierwszy szczur, co?

— Nie chcemy, Ciemnaopalenizno! — odparły posłusznie chórem.

— Powiedziałem, że jakim szczurem nie chcemy być?

— Nie chcemy być jak pierwszy szczur! — odkrzyknęły.

— Właśnie! Jakim szczurem chcemy być?

— Drugim szczurem, Ciemnaopalenizno! — odrzekły szczury, które przechodziły tę lekcję już wiele razy.

— Właśnie! A dlaczego chcemy być jak drugi szczur?

— Bo drugi dostanie ser, Ciemnaopalenizno!

— Dobrze! Wsolance poprowadzi oddział drugi… Najlepszyprzed, dostajesz awans, poprowadzisz oddział trzeci i mam nadzieję, że będziesz równie dobry, jak była stara Ekofarma, nim zapomniała, jak odsunąć zapadkę w pułapce na szczury model pięć. Zbytnia pewność siebie jest naszym wrogiem! Więc jeśli zobaczycie cokolwiek podejrzanego, niepokojącą tackę, jakiej nie widzieliście wcześniej, cokolwiek z przewodami, sprężynkami czy czymś w tym rodzaju, oznaczcie to i wyślijcie gońca do mnie.

Młoda szczurzyca wyciągnęła przed siebie łapę.

— Tak? — spytał Ciemnaopalenizna. — Jak masz na imię… panienko?

— Eee… Odżywka, sir — odparła. — Eee… czy mogę zadać pytanie?

— Czy jesteś nowa w tym plutonie, Odżywko?

— Tak, sir! Zostałam przeniesiona z Oddziału Pozostawiania Odchodów, sir!

— Uważali, że będziesz dobra w rozpoznawaniu pułapek?

Odżywka wyglądała na zawstydzoną, ale teraz już nie miała odwrotu.

— No… niezupełnie, sir. Powiedzieli, że nie mogę być w tym gorsza, niż jestem w pozostawianiu odchodów, sir.

Szczury gruchnęły śmiechem.

— Jak szczur może nie być w tym dobry? — zdziwił się Ciemnaopalenizna.

— Bo to takie… takie… krępujące, sir — odparła Odżywka.

Ciemnaopalenizna westchnął skrycie. Z myślenia rodziło się mnóstwo dziwnych rzeczy. Jemu samemu odpowiadała koncepcja Ustronnego Miejsca, ale niektóre pomysły młodych szczurów były, no cóż… dziwne.

— Dobrze. O co chciałaś zapytać?

— Powiedział pan, że drugi szczur dostanie ser, tak?

— Zgadza się. To jest motto tego oddziału. Zapamiętaj je. Będzie ci zawsze towarzyszyć.

— Tak jest, sir. Zapamiętam. Ale… czy pierwszy coś dostanie?

Ciemnaopalenizna patrzył na młodą szczurzycę. Pewne wrażenie na nim zrobiło, że nie spuściła wzroku, nie płaszczyła się.

— Widzę, że będziesz wartościowym nabytkiem do tego oddziału, Odżywko — powiedział. Po czym krzyknął: — Oddział! Co dostanie pierwszy szczur?

Grzmot głosów spowodował, że aż kurz spadł z sufitu.

— Pułapkę!

— Nie zapomnij o tym — powiedział Ciemnaopalenizna. — Wyprowadź ich, Ofertospecjalna. Dołączę do was za chwilę.

Jeden z młodszych szczurów wystąpił przed kolumnę.

— Idziemy, szczury. Raz, raz, raz…

Kiedy szczury specjalizujące się w unieszkodliwianiu pułapek odbiegły truchtem, Ciemnaopalenizna podszedł do Niebezpiecznego Groszka.

— No, zaczęliśmy — rzekł. — Jeśli miejscowi ludzie nie zaczną szukać dobrego szczurołapa już jutro, to nie znamy się na swojej robocie.

— Musimy zostać trochę dłużej, niektóre z pań oczekują lada chwila rozwiązania.

— Powiedziałem, że jeszcze nie wiemy, czy jest tu bezpiecznie — odparł Ciemnaopalenizna.

— Czy chcesz to powiedzieć Przecenie? — zapytała słodko Śliczna. Przecena była starą przywódczynią szczurzyc, ogólnie znaną z ostrych jak siekiera zębów i muskułów twardych jak skały. Poza tym nie miała cierpliwości do samców. Nawet Szynkawieprz schodził jej z drogi, kiedy była w nie najlepszym nastroju.

— Oczywiście, że natura musi iść zgodnie ze swoim rytmem — powiedział szybko Ciemnaopalenizna. — Ale nie zbadaliśmy tego miasta. Tu muszą być jakieś inne szczury.

— Och, kiikiisy trzymają się od nas z daleka — skwitowała Śliczna.

Z tym Ciemnaopalenizna musiał się zgodzić. Zwykłe szczury trzymały się z daleka od Przemienionych. Nieraz zdarzały się problemy, ale Przemienione były duże, silne i potrafiły zastanowić się przed walką. Niebezpieczny Groszek nie był szczęśliwy z tego powodu, ale — jak mówił Szynkawieprz — sprawa sprowadza się do my albo oni, bo tak naprawdę jest to świat, gdzie szczur zjada szczura…

— Idę dołączyć do mojego oddziału — powiedział Ciemnaopalenizna, wciąż zdenerwowany samą perspektywą konfrontacji z Przeceną. Przysunął się bliżej do Ślicznej. — Co się dzieje z Szynkawieprzem?

— On… myśli o różnych sprawach.

— Myśli. No dobrze. Muszę dopilnować oddziałów. Do powąchania później!

— Co się dzieje z Szynkawieprzem? — zapytał Niebezpieczny Groszek, kiedy został ze Śliczną sam na sam.

— Starzeje się — odparła. — Potrzebuje dużo wypoczynku. I jak sądzę, martwi się, że Ciemnaopalenizna lub ktoś inny rzuci mu wyzwanie.

— Zrobią to? Jak myślisz?

— Ciemnąopaleniznę bardziej interesuje rozgryzanie pułapek niż gryzienie drugiego szczura.

— Lub zajmowanie się rllk, z tego co słyszałem — powiedział Niebezpieczny Groszek.

Śliczna skromnie spuściła oczy. Gdyby szczury potrafiły się czerwienić, z pewnością spłonęłaby rumieńcem. To zadziwiające, jak czerwone oczy, które niewiele co widziały, potrafiły przejrzeć cię na wylot.

— Samice mają teraz dużo wyższe wymagania. Chcą, by ojcem ich dzieci był ktoś, kto potrafi myśleć.

— Dobrze — powiedział Groszek. — Niech wybierają. Nie musimy się mnożyć jak szczury. Nasza siła nie jest w ilości. Jesteśmy Przemienionymi.

Śliczna przyjrzała mu się zaniepokojona. Kiedy Niebezpieczny Groszek myślał, to było tak, jakby zaglądał do świata, który tylko on mógł widzieć.

— O co chodzi tym razem? — zapytała.

— Myślałem o tym, że nie powinniśmy zabijać innych szczurów. Żaden szczur nie powinien zabijać innego szczura.

— Nawet kiikiisów?

— To także są szczury.

Śliczna wzruszyła ramionami.

— Przecież próbowaliśmy z nimi rozmawiać i nic z tego nie wyszło. Tak czy siak większość z nich trzyma się od nas z daleka.

Niebezpieczny Groszek wciąż wpatrywał się w inny świat.

— Mimo to — powiedział cicho — chciałbym, żebyś to zapisała.

Śliczna westchnęła, ale z jednej z paczek, które szczury transportowały ze sobą, wyciągnęła swoją torbę. Był to tylko skrawek materiału z rączką ze sznurka, ale mieściło się w nim kilka zapałek, parę grafitów z ołówka, ułamek srebrnego ostrza do ostrzenia grafitów i brudny kawałek papieru. Same potrzebne rzeczy.

Wygładziła papier na zmurszałej cegle, sięgnęła po kawałek grafitu i spojrzała na to, co wcześniej zapisała.

Pierwsza myśl brzmiała: W klanie siła.

Trudno to było przełożyć na ich język, ale zrobiła, co mogła. Większość szczurów nie potrafiła czytać w ludzkim języku. Po prostu za trudno było ułożyć linie i zakrętasy w jakiś sens. Więc Śliczna pracowała bardzo ciężko, by ułożyć język, który mogły czytać szczury. Narysowała dużego szczura składającego się z małych szczurów.

Pisanie doprowadziło do scysji z Szynkawieprzem. Nowe pomysły potrzebowały trampoliny, żeby dostać się do głów starych szczurów. Niebezpieczny Groszek tłumaczył swoim dziwnym spokojnym głosem, że to, co zostanie zapisane, przetrwa nawet śmierć szczurów. Powiedział, że każdy szczur powinien nauczyć się tego, co umie Szynkawieprz, na co Szynkawieprz odparł: „Nie ma mowy!”. Jemu zabrało lata nauczenie się niektórych sztuczek. Dlaczego miałby się teraz nimi dzielić? To by znaczyło, że każdy młody szczur wiedziałby tyle co on!

Niebezpieczny Groszek odpowiedział: Będziemy współpracować albo zginiemy.

To była następna zapisana myśl. Niełatwo przedstawić „współpracować”, ale przecież nawet kiikiisy czasami pomagają ślepemu lub zranionemu towarzyszowi, a to z pewnością jest współpraca. Gruba linia — Śliczna musiała mocno naciskać na grafit — oznaczała „nie”. Symbol pułapki oznaczał „umrzeć”, „źle” lub „unikać”.

Ostatnia myśl utrwalona na papierze: Nie brudzisz, gdzie jesz. To było całkiem proste.

Teraz złapała grafit w obie łapki i starannie narysowała: Szczur nie zabija drugiego szczura.

Usiadła. Tak… nieźle… Pułapka była dobrym symbolem śmierci, a żeby wszystko wyglądało jeszcze poważniej, narysowała też martwego szczura.

— Ale załóżmy, że musisz, to co wtedy? — zapytała, wpatrując się w rysunek.

— Jak musisz, to musisz — odparł Niebezpieczny Groszek. — Ale nie powinnaś.

Śliczna potrząsnęła ze smutkiem głową. Wspomagała Groszka, ponieważ było w nim… coś. Nie był duży ani szybki, prawie nie widział, można powiedzieć słabeusz, często zapominał o jedzeniu, bo przychodziła mu do głowy myśl, której nikt — a przynajmniej żaden szczur — nie pomyślał wcześniej. Zwykle denerwował Szynkawieprza, na przykład kiedy zapytał: „Co to jest szczur?”. Szynkawieprz wtedy odparł: „Zęby. Pazury. Ogon. Biec. Chować się. Jeść. Tym jest szczur”.

A na to Niebezpieczny Groszek powiedział: „My teraz potrafimy zapytać: «Co to jest szczur?» i to oznacza, że jesteśmy czymś więcej”. Jesteśmy szczurami — kłócił się Szynkawieprz. — Biegamy i piszczymy, kradniemy i robimy więcej szczurów. Po to zostaliśmy stworzeni”. A na to Niebezpieczny Groszek: „Przez kogo?”, i to doprowadziło do kolejnej dyskusji i do powstania teorii o Wielkim Szczurze Żyjącym Głęboko pod Ziemią.

Ale nawet Szynkawieprz słuchał Niebezpiecznego Groszka, tak samo jak Ciemnaopalenizna czy Obwarzanek. A Śliczna słuchała potem ich rozmów.

— Mamy nosy — mówił Ciemnaopalenizna do swoich oddziałów. Kto dał im nosy? Myśli Niebezpiecznego Groszka wędrowały niezauważalnie po głowach innych szczurów.

Pokazywał, co daje myślenie. Pokazywał znaczenia słów. Pokazywał, że zaprowadzą ich na nieznany teren, i on wydawał się jedynym, który miał pojęcie, gdzie zmierzają.

Zostawiła go siedzącego przy świecy i poszła odszukać Szynkawieprza. Kulił się przy ścianie. Jak większość starych szczurów, zawsze trzymał się blisko ściany, z daleka od otwartych przestrzeni i światła.

Chyba się trząsł.

— Dobrze się czujesz? — zapytała.

Dygotanie ustało.

— Nic mi nie jest! — żachnął się Szynkawieprz. — Trochę mi strzyka w kościach, nic poważnego.

— Nie wyszedłeś z żadnym oddziałem — zauważyła Śliczna.

— Nic mi nie jest! — krzyknął stary szczur.

— Mamy w bagażu kilka kartofli…

— Nie chcę niczego do jedzenia! Nic mi nie jest!

…co znaczyło, że jest. Dlatego nie chciał się podzielić swoją wiedzą. Bo tylko ona z niego pozostała. Śliczna wiedziała, co tradycyjnie szczury robią z przywódcą, który się robi za stary. Przyglądała się Szynkawieprzowi, kiedy Ciemnaopalenizna — młodszy i silniejszy — wydawał rozkazy oddziałom, i wiedziała, że Szynkawieprz też o tym myśli. Kiedy szczury patrzyły na niego, trzymał się dobrze, ale potem musiał odpoczywać, kuląc się w kącie.

Stare szczury wyganiano, musiały ukrywać się schorowane i zdziwaczałe.

Widziała, że nadchodzi czas na nowego przywódcę.

Chciała przekazać mu jedną z myśli Groszka, ale stary szczur nie lubił rozmawiać z samicami. Dorastał w przekonaniu, że samice nie są po to, by z nimi rozmawiać.

A myśl ta brzmiała:

Jesteśmy Przemienione. Nie jesteśmy takie jak inne szczury.

Загрузка...