Rozdział 11

Julian wyszedł za Maeve. Młody ochroniarz Frank wyglądał na zaszokowanego. Wątpię, czy kiedykolwiek widział sidhe w jej pełnej mocy.

Nadal klęczałam. Blask zaczynał już blednąc na mojej skórze, kiedy Doyle stanął przy mnie.

– Wszystko w porządku, księżniczko?

Popatrzyłam na niego i zdałam sobie sprawę z tego, że sama również muszę wyglądać na zaszokowaną. Czułam gorąco na ustach w miejscu, gdzie jej wargi dotknęły moich. Czułam się tak, jakbym pociągnęła łyk wiosennego blasku słońca.

– Księżniczko?

Skinęłam głową.

– Nic mi nie jest. – Ale mój głos brzmiał ochryple i musiałam odchrząknąć, zanim powiedziałam: – Ja po prostu nigdy… – Spróbowałam ująć to w słowa. – Ona… smakowała jak promień słońca. Aż do tej chwili nie wiedziałam, że słońce ma smak.

Doyle ukląkł przy mnie i powiedział łagodnie:

– Dotyk tych, którzy władają mocami żywiołów, zawsze jest trudny do zniesienia.

Spojrzałam na niego, marszcząc brwi.

– Powiedziała, że myślała, że to mężczyźni są dla niej zagrożeniem. Co to znaczy?

– Pomyśl o tym, jak wielką czułaś samotność przez te ledwie kilka lat… i powiększ to do stulecia.

Otworzyłam szeroko oczy.

– Uważasz, że ją pociągam? – Pokręciłam głową, zanim mógł cokolwiek powiedzieć. – Pociąga ją pierwszy sidhe, którego dotknęła od stu lat.

– Myślę, że nie doceniasz siebie. Inna sprawa, że nigdy nie słyszałem, by Conchenn pociągały kobiety, więc możliwe, że masz rację.

Westchnęłam.

– Nie mogę jej obwiniać. – I wtedy przyszła mi do głowy kolejna myśl. – Nie sądzisz, że ona zaprosiła nas tutaj, żeby zapytać mnie, czy podzielę się z nią jednym z was?

Ciemne brwi Doyle’a uniosły się ponad oprawki okularów.

– Nie pomyślałem o tym. – Zastanowił się nad tym, co powiedziałam. – Przypuszczam, że to jest możliwe. – Zmarszczył brwi. – Ale poproszenie o coś takiego byłoby szczytem niegrzeczności. Nie jesteśmy jedynie twoimi kochankami, ale też potencjalnymi mężami. To co innego.

– Jak sam powiedziałeś, jest sama od stulecia. Przez sto lat każdy by zapomniał o zasadach dobrego wychowania.

Za nami coś się poruszyło; odwróciliśmy się i ujrzeliśmy Rhysa.

– Co wy tu robicie?

– O co ci chodzi? – spytałam.

Wskazał mnie i Doyle’a. Na mojej skórze nadal był nikły blask, jak wspomnienie światła księżyca.

Pozwoliłam, by Doyle pomógł mi wstać; miałam kłopoty z utrzymaniem równowagi. Nigdy jeszcze nie byłam tak roztrzęsiona po dotyku sidhe.

W końcu udało mi się wydobyć z siebie głos.

– Maeve Reed zrzuciła osłonę.

Rhys otworzył szerzej oko.

– Poczułem coś na dworze. Czy chcesz powiedzieć, że wszystko, co zrobiła, to zrzuciła osłonę?

Skinęłam głową.

Gwizdnął po cichu.

– O bogini!

– W tym cały szkopuł – powiedział Doyle.

Rhys spojrzał na niego.

– O czym ty mówisz?

– Wszystkim nam kiedyś oddawano cześć, ale dla większości z nas to zamierzchła przeszłość. Dla Conchenn to mniej niż trzysta lat. Kiedy poproszono nas o odejście z Europy, wciąż jeszcze była przedmiotem kultu.

– Twierdzisz, że ma więcej energii, ponieważ jeszcze do niedawna oddawano jej cześć? – spytał Rhys.

– Może nie energii – powiedział Doyle – ale…

– Ikry – zasugerowałam.

– Nie znam tego wyrażenia – stwierdził.

– No, wiesz… więcej… siły… – Zamachałam bezradnie rękami. – Rhys na pewno wie, o czym mówię.

Wszedł do salonu.

– Tak, wiem o czym mówisz. Ona ma więcej mocy.

Doyle w końcu skinął głową.

– O, właśnie.

Podszedł do nas Mróz. Doyle spojrzał na niego zza ciemnych okularów.

– Chciałbym jeszcze coś dodać, kapitanie – zaczął niepewnie.

Zmierzyli się spojrzeniami.

– O co ci chodzi? – spytałam Doyle’a. – Jeśli Mróz ma coś do dodania, pozwól mu mówić.

Mróz nadal patrzył na Doyle’a, jakby czekał. W końcu Doyle skinął głową. Mróz ukłonił się.

– Oglądałem filmy w telewizorze Meredith. Widziałem, jak ludzie reagują na gwiazdy filmu. Ich uwielbienie jest rodzajem kultu.

Spojrzeliśmy na niego.

– Jeśli ktoś mógłby udowodnić, że jest czczona… – wyszeptał Rhys.

Doyle dokończył za niego tę myśl.

– Wówczas wszyscy zostalibyśmy wygnani z tego kraju. Jedyna rzecz, której nam zabroniono, to pozwalać, by oddawano nam boską cześć.

Pokręciłam głową.

– Ona nie uczyniła z siebie obiektu kultu. Ona tylko usiłowała zarobić na życie.

Przez kilka chwil zastanawiali się nad moimi słowami. W końcu Doyle skinął głową.

– Księżniczka ma rację, to nie jest zabronione.

– Nie sądzę, żeby Maeve Reed usiłowała obejść prawo – powiedziałam.

Pokręcił głową.

– Wcale tak nie twierdzę, ale bez względu na jej zamiary, przez ostatnie czterdzieści lat czerpała zyski z tego, że ludzie ją czcili. Gwiazda filmowa, która jest człowiekiem, nie potrafi wykorzystywać tej mocy, ale Maeve jest sidhe i dobrze wie, jak tego dokonać.

– Co powiesz w takim razie o europejskich modelkach i aktorkach, które mają w sobie krew sidhe? – spytałam. – Czy nawet o rodzinach królewskich w Europie? Swego czasu sidhe musieli się wżenić we wszystkie królewskie domy Europy dla scementowania ostatniego wielkiego sojuszu. Czy oni wszyscy czerpią siłę ze swych wielbicieli?

– Nie mnie o tym sądzić – powiedział Doyle.

– Spróbuję zgadnąć – zaofiarował się Rhys.

Doyle popatrzył na niego gniewnie.

– Nie płacą nam za zgadywanie.

Rhys uśmiechnął się za sztuczną brodą.

– Zrobię to gratis. Możesz więc pomyśleć o tym jako o dodatkowej korzyści płynącej z wynajęcia mnie.

Doyle opuścił okulary, tak że Rhys mógł zobaczyć jego oczy.

– Fiu, fiu… – powiedział. Potem, śmiejąc się, dodał: – Założę się, że każdy, kto ma odpowiednio dużą domieszkę krwi sidhe, może czerpać moc z tego całego ludzkiego uwielbienia. Być może nie każdy jest tego świadomy, ale jak inaczej wyjaśnić fakt, że te rodziny królewskie, w których żyłach płynie dużo krwi sidhe, mają się dobrze, podczas gdy te, które przyjęły w swe szeregi sidhe tylko raz, traktując je jak zło konieczne, już dawno wymarły?

Do salonu powrócił Julian.

– Pani Reed prosi, żeby to spotkanie kontynuować przy basenie, jeśli to nikomu nie przeszkadza.

– Nie widzę problemu, żeby przenieść się na dwór w tak piękny dzień – powiedziałam.

– Ani ja – dodał Doyle.

Inni też się zgodzili – wszyscy, z wyjątkiem Kitta. Nadal tulił się do sofy. Wreszcie musiałam do niego podejść i wziąć go za rękę.

– Tam będzie bardzo przestronnie i jasno, prawda? – wyszeptał.

Kitto spędził stulecia w ciemnych, ciasnych tunelach kopca goblinów. Zawsze się zastanawiałam, dlaczego w starych opowieściach gobliny walczą pod gołym niebem. Jeśli wszystkie były tak wrażliwe jak Kitto, prawdopodobnie nie były w stanie zbyt długo wytrzymać na otwartej przestrzeni. A może to tylko Kitto taki był? Nie powinnam uogólniać, znając bliżej tylko jednego goblina.

Wzięłam go za rękę i poprowadziłam jak dziecko.

– Możesz zostać przy mnie. Jeśli będziesz miał dosyć, Mróz zabierze cię z powrotem do vana.

– Jakiś problem? – spytał Julian.

– Ma agorafobię.

– To niedobrze – zafrasował się. – Basen jest bardzo duży i leży na otwartej przestrzeni.

– Jeśli chce pozostać w LA, będzie się musiał przyzwyczaić – powiedziałam.

Julian skinął głową.

– Jak chcesz, w końcu to twój pracownik.

Właściwie Kitto nie był moim pracownikiem. Nie pracował dla agencji. Po prostu nie pasował do takiej pracy. Nie byłam pewna, do jakiej pasował, ale z pewnością nie do pracy ochroniarza ani detektywa. Nie wyprowadziłam jednak Juliana z błędu.

– Jesteś pewna? – spytał.

Chwyciłam mocniej dłoń Kitta.

– Jestem.

– A więc proszę za mną, księżniczko, panowie. – Ruszył korytarzem, którym uciekła Maeve, a my podążyliśmy za nim. Doyle nalegał, by to on szedł pierwszy, a Mróz ostatni. Ja szłam pośrodku z Rhysem po jednej i Kittem po drugiej stronie. Rhys wziął mnie za drugą rękę i próbował nakłonić, byśmy przebiegli przez korytarz w podskokach, śpiewając:

– Idziemy do czarnoksiężnika, czarnoksiężnika z Oz.

Загрузка...