O świcie zabrzęczało łącze. Eve odebrała, nie otwierając oczu.
– Dallas.
– Wiadomość dla porucznik Eve Dallas. Na tyłach Sto Osiemnastej, dom numer dziewiętnaście, znaleziono ciało mężczyzny. Prawdopodobnie został zamordowany. Proszę natychmiast tam jechać.
Poczuła nerwowy ucisk w żołądku. Nie była na służbie, nie powinna dostać wezwania.
– Przyczyna zgonu?
– Pobicie. Ofiara pozostaje niezidentyfikowana ze względu na rozległe obrażenia twarzy.
– Przyjęłam. A niech to szlag. – Zwiesiła nogi z łóżka i ku swojemu zdumieniu zauważyła, że Roarke już nie śpi i ubiera się. – Co ty robisz?
– Zabieram cię na miejsce zbrodni.
– Jesteś cywilem. Nie masz tam czego szukać
– powiedziała, wciągając dżinsy.
W odpowiedzi tylko spojrzał na nią.
– Pani wóz jest w naprawie, pani porucznik.
– Eve zaklęła pod nosem. Zupełnie o tym zapo-mniała. – Podwiozę cię. Podrzucę – sprecyzował Roarke. – Po drodze do biura.
– Jak sobie chcesz. – Przypięła kaburę z pistoletem.
Okolica nie należała do uroczych. Domy ozdobione krzykliwymi graffiti miały powybijane szyby i były osłonięte poszarpanymi płachtami, za pomocą których znakowano budynki przeznaczone do wyburzenia. Mimo to wciąż mieszkali w nich ludzie, przyczajeni w obskurnych pokojach, kryjący się przed patrolami, naćpani tym, co dawało im największego kopa.
Na całym świecie mnóstwo jest takich dzielnic, rozmyślał Roarke, stojąc w bladym świetle słońca za policyjnym ogrodzeniem. On sam spędził dzieciństwo w jednej z nich, znajdującej się wiele tysięcy kilometrów od Nowego Jorku, po drugiej stronie Atlantyku.
Rozumiał reguły rządzące życiem mieszkających tu ludzi, dławiące ich poczucie beznadziejności oraz przemoc, z którą stykali się na co dzień, a której efekty Eve właśnie oglądała.
I kiedy patrzył na nią, stojąc pośród wyrzutków społecznych, rozespanych prostytutek i znudzonych gapiów, uświadomił sobie, że ją również rozumie.
Ruchy Eve były szybkie, zdecydowane, a jej twarz wydawała się pozbawiona wszelkich uczuć, ale w oczach, badających szczątki tego, co kiedyś było człowiekiem, krył się autentyczny żal. Roarke widz" w niej silną, zdolną i hardą kobietę. Nauczyła się: ze swoimi ranami. Nie potrzebowała go po to, by jej uleczyć, ale by mogła pogodzić się z ich istnieniem.
– Nieczęsto można cię spotkać w takiej okolicy;! Roarke.
Roarke odwrócił wzrok i ujrzał Feeneya.
– Bywałem w gorszych.
– Jak my wszyscy. – Kapitan westchnął i wyją z kieszeni słodką bułkę zawiniętą w papier. – Mas ochotę coś przekąsić?
– Nie, dzięki.
Feeney połknął bułkę w trzech kęsach.
– Lepiej zobaczmy, co ta mała knuje. – Przeszedł na drugą stronę ogrodzenia, klepiąc się po przyczepionej do piersi odznace, by uspokoić znerwicowanych policjantów pilnujących miejsca zbrodni.
– Dobrze, że media jeszcze tu nie dotarły
– mruknął.
Eve podniosła na niego oczy.
– Nikogo nie obchodzi kolejne zabójstwo w tej dzielnicy. Przynajmniej dopóki nie wyjdzie na jaw, w jaki sposób zginęła ofiara. – Jej dłonie były uwalane krwią. – Masz zdjęcia? – Kiedy fotograf skinął głową, Eve wsunęła ręce pod ciało. – Przewrócimy go na plecy, Feeney.
Ofiara leżała twarzą do ziemi; z widocznej w potylicy dziury wielkości pięści wypłynęły krew i mózg. Od drugiej strony nieboszczyk nie wyglądał ani trochę korzystniej.
– Nie miał przy sobie żadnych dokumentów
– oznajmiła Eve. – Peabody jest w sąsiednim budynku i wypytuje mieszkańców, czy znali tego faceta albo cokolwiek widzieli.
Feeney przeniósł wzrok na tylną ścianę domu i jego oczom ukazały się dwa brudne, zakratowane okna. Następnie rozejrzał się po betonowym dziedzińcu, na którym znaleziono ciało. Znajdowały się tu urządzenie do recyklingu, zresztą zepsute, worek ze śmieciami, jakieś odpadki, zardzewiały metal.
– Nieciekawy pejzaż – skwitował. – Wiadomo już, kim był denat?
– Zdjęłam mu odciski, jeden z policjantów poszedł je sprawdzić. Znaleźliśmy już narzędzie zbrodni. Żelazna rurka, wrzucona pod urządzenie do recyklingu. – Mrużąc oczy, obejrzała ciało. – Po zabójstwach Boomera i Hetty Moppett morderca zabrał narzędzie zbrodni ze sobą. W mieszkaniu Leonarda pozostawił je z wiadomych powodów. A teraz igra z nami, Feeney. Schował narzędzie zbrodni w takim miejscu, że znalazłaby je ślepa ropucha. Co o tym sądzisz? – Wsunęła palec pod szeroką szelkę w jaskrawym różowym kolorze.
Feeney mruknął coś pod nosem. Nieboszczyk był wystrojony według najnowszej mody. Szorty w barwach tęczy, sięgające kolan, mieniąca się koszula, drogie, ozdobione paciorkami sandały.
– Miał dość pieniędzy, by tracić je na niegu-stowne ubrania. – Feeney powtórnie ogarnął spojrzeniem budynek. – Jeśli tu mieszkał, nie inwestował w nieruchomości.
– Był handlarzem narkotyków – uznała Eve. – Średniego szczebla. Tu mieszkał, bo tu prowadził interesy. – Podniosła się, wycierając zakrwawione dłonie w dżinsy. Podszedł do niej umundurowany policjant.
– Udało nam się zidentyfikować denata na podstawie odcisków palców, pani porucznik. To Lamont Ro vel Karaluch. Ma bogatą przeszłość. Głównie narkotyki. Posiadanie, produkcja z zamiarem sprzedaży, kilka napadów.
– Ktoś korzystał z jego usług? Czy był czyimś szpiclem?
– W aktach nie ma nic na ten temat.
Eve zerknęła na Feeneya, który mruknął coś cicho na znak, że zrozumiał jej niemą prośbę. Postara się zdobyć tę informację.
– Dobra, zapakujmy go do worka i przewieźmy j do kostnicy. Chcę jak najszybciej dostać raport tok- j sykologiczny. Wpuśćcie tu ekipę śledczą. – Eve jesz- j cze raz rozejrzała się po miejscu zbrodni. Jej spój-J rżenie padło na Roarke'a. – Podwieziesz mnie,] Feeney?
– Jasne.
– Zaraz wracam. – Podeszła do Roarke'a, stojącego za barykadą. – Wydawało mi się, że wybierałeś się do biura.
– Bo tak właśnie jest. Skończyłaś już?
– Zostało mi jeszcze parę rzeczy do zrobienia. Feeney mnie podwiezie.
– To ten sam zabójca, prawda?
Zaczęła mu tłumaczyć, że to sprawa policji, po czym wzruszyła ramionami. Jeszcze godzina i media tak czy inaczej dostaną tę wiadomość w swoje zachłanne łapy.
– Całkiem prawdopodobne, zważywszy, że z twarzy denata została galareta. Muszę…
Wtedy do jej uszu dobiegł krzyk. Długie, przeciągłe wycie, którym można by wiercić dziury w stali. Z budynku wypadła kobieta ubrana w czerwone majtki i nic poza tym. Staranowała dwóch policjantów sączących kawę, po czym rzuciła się w stronę tego, co zostało z Karalucha.
– Tylko tego jeszcze brakowało – mruknęła Eve i pobiegła, usiłując przeciąć drogę rozpędzonej kobiecie. Niecały metr od ciała skoczyła na nią i razem wylądowały na twardym betonowym podłożu.
– To mój facet. – Kobieta rzucała się jak stukilogramowa ryba w sieci, bijąc Eve wielkimi dłońmi. – To mój facet, ty suko.
W interesie porządku publicznego, dla dobra śledztwa, a zarazem w obronie własnej, Eve z całej siły rąbnęła napastniczkę pięścią w tłustą szczękę.
– Pani porucznik. Wszystko w porządku? – Umundurowani policjanci pomogli Eve się podnieść. – Jezu, wyskoczyła znikąd. Przepraszamy…
– Przepraszacie? – Eve wyrwała im się z rąk i przeszyła ich wściekłym spojrzeniem. – Przepraszacie? Wy bezmózgie dupki! Jeszcze dwie sekundy i zatarłaby wszystkie ślady. Kiedy następnym razem trafi się wam zadanie trudniejsze od kierowania ruchem, nie stójcie jak bałwany. A teraz wezwijcie lekarza, niech rzuci okiem na tę kretynkę. Potem znajdźcie jej jakieś ciuchy i zawieźcie ją na komendę. Dacie sobie z tym radę?
Nie czekając na odpowiedź, odwróciła się i kuśtykając, podeszła do Roarke'a. Dżinsy miała porwane, jej krew mieszała się z krwią nieboszczyka, a oczy wciąż rzucały gniewne iskry.
– Z czego się tak cieszysz? – burknęła ze złością.
– Zawsze uwielbiam patrzeć na ciebie przy pracy. – Nagle wziął twarz Eve w obie ręce i wpił się w jej usta pocałunkiem tak gwałtownym, że aż nogi się pod nią ugięły. – Sama chciałaś, żebym się nie hamował – powiedział, gdy spojrzała na niego zdumionym wzrokiem. – Niech lekarz obejrzy i ciebie.
Po kilku godzinach została wezwana do gabinetu Whitneya. Wybrała się tam razem z Peabody.
– Przepraszam cię, Dallas. Powinnam ją była zatrzymać.
– Jezu, Peabody, daj sobie spokój. Byłaś w innej części budynku.
– Powinnam liczyć się z tym, że któryś z mieszkańców powie jej, co się stało.
– Tak, każdemu z nas przydałaby się magiczna kula. Słuchaj, ten babsztyl nabił mi tylko kilka guzów, to dla mnie normalka. Casto już przyszedł?
– Jest w terenie.
– Nadal masz na niego chrapkę? Usta Peabody drgnęły.
– Ostatnią noc spędziliśmy razem. Mieliśmy tylko zjeść kolację, ale na tym się nie skończyło. Słowo daję, nie spałam tak dobrze od dzieciństwa. Nie wiedziałam, że seks działa tak kojąco.
– Trzeba było mnie zapytać.
– W każdym razie, zaraz po tym, kiedy dostałam wiadomość o znalezieniu ciała, ktoś zadzwonił do Casto. Domyślam się, że on zna ofiarę, może będzie w stanie nam pomóc.
Eve burknęła coś w odpowiedzi. Nie musiały czekać w poczekalni przed gabinetem komendanta; od razu wpuszczono je do środka. Whitney wskazał im krzesła.
– Pani porucznik, zdaję sobie sprawę, że wysłała pani już do mnie pisemny raport, ale chciałbym usłyszeć o wszystkim od pani osobiście.
– Tak jest. – Podała miejsce zbrodni, nazwisko i rysopis ofiary, szczegółowy opis narzędzia zbrodni i zadanych nim ran, a także prawdopodobny czas zgonu. – Rozmowy sierżant Peabody z mieszkańcami budynku były jak dotąd bezowocne, ale zamierzamy spróbować raz jeszcze. Konkubina zamordowanego udzieliła nam kilku użytecznych informacji.
Whitney uniósł brwi. Eve wciąż miała na sobie zaplamioną koszulę i poszarpane dżinsy.
– Słyszałem, że były z nią pewne kłopoty.
– Nic takiego. – Eve uznała, że dwóm policjantom, którzy nie dopełnili obowiązków, wystarczy jej reprymenda. Nie było potrzeby ściągać na nich oficjalnej nagany. -To była licencjonowana prostytutka. Miała za mało kredytów, żeby załatwić sobie nowe zezwolenie. Poza tym ćpa. Kiedy w związku z tym trochę ją przycisnęliśmy, udało się z niej to i owo wyciągnąć. Zeznała, że do około pierwszej w nocy była razem ze swoim konkubentem. Wypili trochę wina i wzięli Egzotykę. Potem Ro powiedział, że musi wyjść, bo umówił się z klientem. Ona wzięła trochę Dobijacza i straciła przytomność. Biorąc pod uwagę, że koroner we wstępnym raporcie stwierdza, że śmierć nastąpiła około drugiej w nocy, wszystko się zgadza.
– Dowody wskazują, że Ro zginął tam, gdzie znaleziono jego ciało dzisiejszego ranka. Jest wysoce prawdopodobne, że zamordował go ten sam człowiek, który zabił Moppett, Boomera i Pandorę.
Eve zaczerpnęła tchu.
– Wielu świadków, włącznie ze mną, może potwierdzić, że w czasie, kiedy popełniono zabójstwo, Mavis Freestone znajdowała się daleko od miejsca zbrodni.
Whitney przez chwilę milczał, wpatrując się w twarz Eve.
– Jestem pewien, że pani Freestone jest niewinna. Biuro prokuratora okręgowego podziela tę opinię. Dostałem już wstępną analizę testów przeprowadzonych przez doktor Mirę na pani Freestone.
– Testów? – Eve zerwała się na równe nogi. – Jakich testów? Przecież były zaplanowane na poniedziałek.
– Zostały przełożone – odparł spokojnie Whitney. – Zakończyły się o trzynastej.
– Dlaczego nikt mnie o tym nie poinformował? – Na wspomnienie własnych doświadczeń z testami zakotłowało jej się w żołądku. – Powinnam w nich uczestniczyć.
– Uznaliśmy, że dla dobra wszystkich zainteresowanych lepiej, żeby ciebie tam nie było. – Uniósł rękę. – Zanim stracisz panowanie nad sobą, narażając się na zarzut niesubordynacji, pozwól mi dokończyć. Otóż doktor Mira stwierdza w swoim raporcie, że pani Freestone pomyślnie przeszła wszystkie testy. Badanie na wykrywaczu kłamstw wykazało, że mówiła prawdę. Na podstawie pozostałych testów doktor Mira uznała, że pani Freestone jest osobą niezdolną do tak brutalnego zachowania, jakie cechowało zabójcę Pandory. Krótko mówiąc, nasz ekspert wnioskuje, by wszystkie zarzuty zostały wycofane.
– Wycofane. – Eve usiadła, czując pieczenie w oczach. – Kiedy to-nastąpi?
– Biuro prokuratora zamierza rozpatrzyć raport doktor Miry. Nieoficjalnie mogę ci powiedzieć, że jeśli nie pojawią się jakieś nowe dane, stojące w sprzeczności z przedstawionymi w raporcie wnioskami, zarzuty przeciw pani Freestone zostaną wycofane w poniedziałek. -Widząc, jak Eve powstrzymuje drżenie, był pełen podziwu dla jej opanowania. – Argumenty oskarżenia są bardzo przekonujące, ale szalę na jej korzyść przeważył raport doktor Miry oraz dowody zebrane w dochodzeniach w sprawie zabójstw, które prawdopodobnie powiązane są ze śmiercią Pandory.
– Dziękuję.
– Nie oczyściliśmy jeszcze twojej przyjaciółki od podejrzeń, Dallas, chociaż niewiele do tego brakuje. Schwytaj drania, który zabił tych ludzi, i to jak najszybciej.
– Taki mam zamiar. – Zadzwonił jej komunikator. Odebrała dopiero wtedy, gdy Whitney skinął przyzwalająco głową. – Dallas.
– Mam to, czym mi zawracałaś głowę. – Dickie patrzył na nią zachmurzony. – Jakbym nie miał nic innego do roboty.
– Potem sobie ponarzekasz. Znalazłeś coś ciekawego?
– Twój najświeższy nieboszczyk nałykał się Nieśmiertelności tuż przed tym, nim przeniósł się na tamten świat. Nie miał zbyt wiele czasu, żeby się nią nacieszyć.
– Wyślij raport do mojego biura – poleciła i rozłączyła się, zanim Dickie zdążył dać upust swojemu oburzeniu. Z uśmiechem wstała z krzesła. – Mam jeszcze dzisiaj coś do załatwienia. Być może przy okazji uda się wyjaśnić parę spraw.
Patrząc na to, co działo się za kulisami, wydawało się, że chaos, panika i zszarpane nerwy są w świecie mody równie ważne, jak wychudzone modelki i luksusowe tkaniny. Widok był naprawdę niesamowity. Wszyscy uczestnicy pokazu zaraz po jego rozpoczęciu błyskawicznie wcielili się w swoje role. Lalkowata modelka z wydętymi ustami, dotąd narzekająca na wszystko, rozgorączkowana garderobiana, ze świecącymi igłami i szpilkami powbijanymi w kok, fryzjerka rzucająca się na modelki niczym żołnierz idący do szturmu oraz nieszczęsny organizator całego widowiska, który stał na środku pomieszczenia i załamywał ręce.
– Jesteśmy spóźnieni. Jesteśmy spóźnieni. Lissa musi za dwie minuty pojawić się na wybiegu. Z muzyką na razie wszystko w porządku, ale jesteśmy spóźnieni.
– Zdąży, zdąży. Jezu, Leonardo, weź się w garść.
Eve z najwyższym trudem rozpoznała w tej fryzjerce Trinę. Jej włosy sterczały do góry ostrymi białymi szpikulcami, którymi mogła wybić oczy każdemu, kto zbliżyłby się do niej na trzy kroki. Poznać ją można było tylko po charakterystycznym głosie. Eve wbiła w nią wzrok, nie zważając na przeciskającą się obok niej garderobianą. Trina wycisnęła coś, co niepokojąco przypominało spermę, na fryzurę jednej z modelek, po czym ułożyła włosy dziewczyny w gładki stożek.
– Co ty tu robisz? – Mężczyzna o oczach sowy, ubrany w opadającą poniżej kolan pelerynę, przypadł do Eve niczym rozgniewany terier. – Wyskakuj z tych szmat, na litość boską. Nie wiesz, że na sali jest Hugo?
– Jaki Hugo?
Mężczyzna wydał z siebie dźwięk podobny do syku uciekającego gazu i zaczął wyciągać koszulę Eve ze spodni.
– Hej, koleś, łapy przy sobie. – Uderzyła go po rękach i przeszyła ostrym spojrzeniem.
– Rozbieraj się, szybko. Mamy mało czasu.
Nie przejął się groźbami Eve i chwycił ją za spodnie, usiłując rozpiąć suwak. Eve przez chwilę miała ochotę go walnąć, ale zamiast tego wyciągnęła odznakę.
– Albo się odczepisz, albo zawlokę cię na komendę pod zarzutem napaści na policjanta.
– Co ty tu robisz? Dostaliśmy zezwolenie. Wnieśliśmy wszystkie opłaty. Leonardo, tu jest glina. Nie mam zamiaru użerać się z policją.
– Dallas. – Mavis podbiegła do niej z kolorową tkaniną przewieszoną przez ramię. – Wiesz, trochę tu przeszkadzasz. Czemu nie jesteś na sali? Chryste, dlaczego się nie przebrałaś?
– Nie miałam czasu. – Eve odruchowo ścisnęła poły swojej poplamionej koszuli. – U ciebie wszystko w porządku? Nie wiedziałam, że przełożyli testy; w przeciwnym razie poszłabym tam z tobą.
– Jakoś to przeżyłam. Doktor Mira była super, ale cieszę się, że już po wszystkim. Nie chcę o tym mówić – dodała szybko, po czym rozejrzała się po zatłoczonym, zabałaganionym pomieszczeniu. – Przynajmniej nie w tej chwili.
– Dobrze. Chcę porozmawiać z Jerry Fitzgerald.
– Teraz? Pokaz już się zaczął. Wszystko jest zaplanowane do ostatniej mikrosekundy. – Ze zwinnością weterana pokazów mody Mavis usunęła się z drogi dwóm długonogim modelkom. – Ona musi się skupić, Dallas. Tutaj naprawdę można zwariować. – Przechyliwszy głowę na bok, wsłuchała się w dźwięki muzyki dobiegające zza kurtyny. – Za cztery minuty wychodzi na wybieg.
– No to nie zabiorę jej dużo czasu. Gdzie ona jest?
– Dallas, Leonardo…
– Gdzie?
– Tam. – Wyciągnęła rękę, po czym oddała przechodzącej obok garderobianej jeden z niesionych przez siebie zwojów tkaniny. -W garderobie gwiazdy wieczoru.
Eve nie bez trudu udało się przebrnąć przez rozgorączkowany tłum do drzwi oznaczonych imieniem Jerry. Otworzyła je bez pukania i zobaczyła gwiazdę pokazu we własnej osobie, wciskającą się z trudem w suknię z przetykanego złotem jedwabiu.
– Przecież w tym nie da się oddychać. Nawet szkielet by się udusił.
– Nie powinnaś była jeść tego pasztecika, moja droga – powiedziała surowo garderobiana. – Po prostu wciągnij brzuch.
– Interesująca kreacja – rzuciła Eve. – Wyglądasz w niej jak złota różdżka.
– To model retro. Początek dwudziestego wieku. Cholera jasna, nie mogę się poruszać.
Eve podeszła bliżej i popatrzyła zmrużonymi oczami na twarz Jerry.
– Kosmetyczka odwaliła kawał dobrej roboty. Nie widzę żadnych sińców. – Trzeba będzie spytać Trinę, czy w ogóle były jakiekolwiek sińce, pomyślała. – Słyszałam, że Justin Young dość obcesowo obszedł się z tobą.
– Drań. Jak on mógł mnie uderzyć przed tak ważnym pokazem?
– Nie zrobił chyba tego zbyt mocno. O co się pokłóciliście, Jerry?
– Myślał sobie, że może się zabawiać z jakąś tam panienką. Bezczelny typ.
– Ciekawe, że stalo się to akurat w tym momencie. Kiedyż to zaczął się z nią zabawiać?
– Pani porucznik, nie mam w tej chwili czasu na rozmowę, a wolałabym nie pokazywać się na wybiegu ponurą miną. Ta nie wyglądałoby najlepiej. Powiem krótko, Justin to już przeszłość.
Wbrew swoim wcześniejszym narzekaniom, Jerry podeszła do drzwi zadziwiająco sprężystym krokiem. Eve nie ruszyła się z miejsca i po chwili do jej uszu dobiegł aplauz towarzyszący pojawieniu się gwiazdy pokazu na wybiegu. Dokładnie sześć minut później garderobiana już wyłuskiwała Jerry z pozłacanej sukni.
– Jak się o tym dowiedziałaś?
– Trina! Włosy, do licha! Chryste, ależ jesteś uparta. Po prostu gdzieś usłyszałam i tyle. Kiedy zapytałam go o to wprost, wszystkiemu zaprzeczył. Ale wyczułam, że kłamie.
– Uhm. – Eve zamyśliła się, wpatrzona w Jerry, która stanęła przed lustrem z rozłożonymi rękami. Trina szybko zakręciła jej długie hebanowe włosy w fantazyjne loki. Ktoś narzucił na ramiona Jerry płachtę białego jedwabiu z kolorową lamówką. – Nie spędził na Maui zbyt wiele czasu.
– Nie obchodzi mnie to, gdzie on jest.
– Ostatniej nocy przyleciał do Nowego Jorku. Sprawdziłam listę pasażerów. Wiesz, Jerry, to dziwne. Ciągle nie mogę pojąć, dlaczego pokłóciliście się akurat teraz. Kiedy widziałam was ostatnim razem, przypominaliście papużki nierozłączki. Byłaś z nim u Pandory, potem poszłaś do jego mieszkania. Spędziłaś tam całą noc. Słyszałam, że Justin chodził z tobą na wszystkie przymiarki i próby. Wygląda na to, że nie miał zbyt wiele czasu na obłapianie jakichś panienek.
– Niektórzy mężczyźni potrafią działać szybko.
– Wyciągnęła rękę, a garderobiana zapięła jej na nadgarstku pół tuzina brzęczących bransoletek.
– Kłótnia przy świadkach, relacjonowana nawet w mediach. Wiesz, to na pozór umacnia wasze alibi. Gdybym oczywiście była policjantką, która wierzy w pozory.
Jerry zwróciła się do lustra, by sprawdzić, jak leży nowa kreacja.
– Czego ode mnie chcesz, Dallas? Ja pracuję.
– Ja też. Powiem ci, jak ja to widzę, Jerry. Ty i twój facet prowadziliście z Pandorą jakieś drobne interesy. Ale ona była chciwa. Wyglądało na to, że zamierza wykiwać ciebie i twoich wsporników. Wtedy jednak nastąpił bardzo korzystny zbieg okoliczności. Przyszła do niej Mavis, wywiązała się bójka. Tak bystrej kobiecie jak ty mogło to podsunąć pewien pomysł.
Jerry wypiła duszkiem szklankę migoczącego szafirowego płynu.
– Masz już dwóch podejrzanych, Dallas. Kto tu jest chciwy?
– Czy rozmawialiście o tym we trójkę? Ty, Justin i Redford? Ty i Justin wyszliście od Pandory i postaraliście się zapewnić sobie alibi. Redford tego nie zrobił. Może jest za mało cwany. Może to wy mieliście udzielić mu alibi, ale tego nie zrobiliście. On zawiózł ją do Leonarda. Wy już tam czekaliście. Czy wydarzenia wymknęły się spod kontroli? Kto wziął do ręki laskę?
– To absurd. Byłam wtedy z Justinem w jego mieszkaniu. System monitoringu to potwierdza. Jeśli chcesz mnie o coś oskarżyć, przyjdź z nakazem. Bez niego możesz mi nagwizdać.
– Czy byliście na tyle cwani, żeby od czasu kłótni nie kontaktować się ze sobą? Wiesz, Jerry, nie wydaje mi się, żeby Justin był tak opanowany jak ty. Gotowa jestem się założyć, że do ciebie zadzwonił. Jutro rano będę miała listę twoich rozmów – powiedziała Eve, ruszając do wyjścia.
– A jeśli nawet do mnie zadzwonił, co z tego? To niczego nie dowodzi. Nic na mnie nie masz.
– Mam następnego trupa. – Eve przystanęła i obejrzała się. – Chyba ty i Justin nie możecie udzielić sobie alibi na ostatnią noc, co?
– Suka. – Jerry, rozwścieczona, rzuciła szklanką, trafiając garderobianą w ramię. – W nic mnie nie wrobisz. Nie masz żadnych dowodów.
Hałas i bałagan za kulisami stały się jeszcze bardziej nie do zniesienia. Na widok Eve Mavis zamknęła oczy.
– Och, Dallas. Jak mogłaś? Ona jeszcze musi się pokazać w dziesięciu kreacjach Leonarda.
– Zrobi, co do niej należy. Za bardzo jej zależy na sławie. Muszę znaleźć Roarke'a.
– Jest na sali – powiedziała Mavis zmęczonym głosem. Leonardo wpadł do garderoby, by uśmierzyć gniew swojej głównej gwiazdy. – Nie wychodź tam w takim stroju. Włóż to. Ta suknia już była pokazywana. Bez szali i fartucha nikt jej nie rozpozna.
– Ja chcę tylko…
– Proszę cię. To ważne, żebyś pokazała się w jego kreacji. To naprawdę zwyczajna suknia, Dallas. Znajdę ci jakieś buty, które będą do niej pasowały.
Kwadrans później, z torbą wypchaną swoimi brudnymi, podartymi ciuchami w ręku, Eve wypatrzyła Roarke'a w pierwszym rzędzie. Uprzejmie oklaskiwał trio wywijających tyłkami modelek, ubranych w przezroczyste stroje.
– Jeszcze tego brakowało, żeby kobiety paradowały po ulicach w czymś takim. Roarke uniósł ramię.
– Szczerze mówiąc, podoba mi się wiele z jego projektów. No i nie miałbym nic przeciw temu, żeby zobaczyć cię w tym, co ma na sobie ta panienka z prawej.
– Marzyciel. – Założyła nogę na nogę; spowijający ją czarny aksamit opadł cicho. – Jak długo musimy tu siedzieć?
– Do samego końca. Kiedy zdążyłaś to kupić?
– Przejechał palcem po cienkich paskach oplatających jej ramię.
– Nie kupiłam. Mavis kazała mi ją włożyć. To jedna z jego propozycji, tyle że bez ozdóbek.
– Zatrzymaj tę suknię. Dobrze na tobie wygląda. W odpowiedzi Eve tylko prychnęła. W tej chwili podarte dżinsy lepiej pasowały do jej nastroju.
– Ach, oto i gwiazda wieczoru.
Zza kulis wyłoniła się Jerry; za każdym razem, gdy jej eleganckie szklane pantofelki dotykały posadzki, wybieg rozbłyskiwał całą gamą barw. Eve nie zwracała uwagi na falbaniastą spódnicę ani przezroczysty stanik modelki, które wywoływały entuzjazm widzów. Patrzyła wyłącznie na twarz Jerry, nie zważając na krytyków szepczących gorączkowo do swoich dyktafonów i nabywców składających zamówienia przez miniłącza.
Na twarzy Jerry malował się całkowity spokój. Gestem ręki odpędziła muskularnych młodych mężczyzn, którzy padali jej do nóg, po czym wykonawszy kilka pełnych wdzięku obrotów, wstąpiła na piramidę utworzoną z umięśnionych męskich ciał.
Rozległ się ogłuszający aplauz. Jerry przez chwilę pozowała fotografom, po czym przeszyła Eve zimnymi niebieskimi oczami.
– Ojej – mruknął Roarke. – To było jak policzek. Czy powinienem o czymś wiedzieć?
– Najchętniej rzuciłaby się na mnie z pazurami – odparła spokojnie Eve. – Moja misja zakończyła się sukcesem. – Zadowolona, usiadła wygodniej.
– Widziałaś? Dallas, widziałaś? – Mavis wykonała radosny piruet, po czym porwała Eve w ramiona. – Dostał owację na stojąco. Nawet Hugo wstał z fotela!
– Kto to jest Hugo, do licha?
– Najważniejszy człowiek w branży. Wyłożył pieniądze na ten pokaz, kiedy jeszcze główną gwiazdą miała być Pandora. Gdyby się wycofał… cóż, najważniejsze, że tego nie zrobił, dzięki Jerry. Leonardo nareszcie wyszedł na prostą. Będzie mógł spłacić wszystkie długi. Wpływają już zamówienia na jego stroje. Wkrótce otworzy własny salon wystawowy, a za kilka miesięcy, gdzie tylko spojrzysz, będziesz widziała projektowane przez niego ubrania.
– To świetnie.
– Wszystko jest na najlepszej drodze. – Mavis spojrzała w lustro w damskiej toalecie i zaczęła poprawiać makijaż. – Muszę sobie znaleźć nową pracę i od dziś będę nosiła tylko i wyłącznie ciuchy od Leonarda. Znów wszystko będzie dobrze. Prawda, Dallas?
– Na to się zanosi. Mavis, czy to Leonardo poprosił Jerry, żeby wzięła udział w jego pokazie, czy też sama się do niego zgłosiła?
– Najpierw to on ją poprosił. Pandora go namówiła.
Zaraz, pomyślała Eve, jak ja to mogłam przeoczyć?
– Pandora chciała, żeby Leonardo zaprosił Jerry do wzięcia udziału w pokazie?
– To było w jej stylu. – Mavis starła szminkę z ust, po czym popatrzyła przez chwilę na swoje usta i wyciągnęła z torebki tubkę Berry Crush. – Wiedziała, że Jerry nie zgodzi się grać drugich skrzypiec, gdy gwiazdą wieczoru miała być ona, Pandora, mimo że pokaz zapowiadał się bardzo obiecująco. Dlatego zaproszenie Jerry było swoje go rodzaju złośliwym wyzwaniem. Albo zgodziła się i tym samym stanowiła tło dla Pandory, albo l odmówiła, tracąc szansę uczestnictwa w jednym z najgłośniejszych pokazów mody w tym sezonie,
– I Jerry odmówiła.
– Twierdziła, że ten termin ma już zajęty. Próbowała zachować twarz. Ale gdy tylko Pandora została zamordowana, Jerry sama zadzwoniła do Leonarda i zaproponowała, że zajmie jej miejsce.
– Ile zarobi?
– Za udział w pokazie? Pewnie z milion, ale i to jest najważniejsze. Gwiazda może kupić dobre kreacje po obniżonej cenie, po czym za każdym razem, kiedy je wkłada, dostaje spore pieniądze za reklamę firmy. No i jest jeszcze klauzula medialna
– To znaczy?
– Najpopularniejsze modelki mogą występ w programach o modzie, udzielać wywiadów i dalej. Oczywiście płaci im się za każdy występ. Mają zagwarantowaną obecność w mediach i zarobki na sześć miesięcy, z możliwością automatycznego przedłużenia. Ten jeden występ przynieść Jerry pięć, sześć milionów z okładem.
– Niezła fucha, choć pewnie niełatwo ją dostać. Na śmierci Pandory Jerry Fitzgerald zarobi ponad sześć milionów, powiadasz?
– Można i tak na to patrzeć. Wiesz, wcześniej też nie cierpiała biedy.
– Może i nie, ale teraz radzi sobie jeszcze lepiej. Czy pokaże się na przyjęciu?
– Oczywiście. Ona i Leonardo są gwiazdami. Lepiej pospieszmy się, jeśli chcemy coś przekąsić. Ci krytycy mody są jak hieny. Nawet kości nie zostawią
– Miałaś okazję dobrze poznać Jerry i ludzi z jej kręgu – zaczęła Eve, kiedy skierowały w stronę sali bankietowej. – Czy ktoś z nich ćpa?
– Jezu, Dallas. – Mavis wzruszyła ramionami.
– Nie jestem szpiclem.
– Mavis. – Eve wciągnęła ją do wnęki ozdobionej bujnymi paprociami w donicach. – Nie mów mi takich rzeczy. Czy ktoś z tych ludzi bierze prochy?
– Oczywiście, że krąży wśród nich trochę tego gówna. Popularne są kapsułki z azotynem amylu, a także środek Zero Apetytu. W tym biznesie nie ma sentymentów, a nie wszystkie modelki stać na poprawienie ciała. Owszem, trafiają się i nielegalne substancje, ale najwięcej jest prochów, które można dostać bez recepty w każdej aptece.
– A Jerry?
– Ona ma fioła na punkcie zdrowia. Ciągle sączy ten swój napój. Trochę pali, ale to jakieś specjalne papierosy na uspokojenie nerwów. Nie widziałam, by brała coś niebezpiecznego. Ale…
– Ale?
– Jest strasznie zaborcza. Parę dni temu jedna z dziewczyn nie czuła się najlepiej. Była niewyspana czy coś takiego. Chciało jej się pić, więc napiła się niebieskiego soku Jerry; kiedy ona to zobaczyła, okropnie się wściekła. Chciała, żeby wyrzucić tę dziewczynę.
– Interesujące. Ciekawe, co jest w tym soczku.
– Jakiś wyciąg z warzyw. Jerry twierdzi, że został dostosowany specjalnie do jej metabolizmu. Wspominała, że zamierza opatentować recepturę i wprowadzić ten napój na rynek.
– Potrzebna mi będzie próbka tego soku. Mam i mało dowodów, żebym mogła liczyć na oficjalny nakaz rewizji. – Eve zamyśliła się na chwilę i na jej twarz wypłynął uśmiech. -Ale chyba wiem, jak rozwiąać ten problem. Chodź, zabawimy się.
– Co zamierzasz zrobić? – Mavis przyspieszyła i dogoniła Eve, idącą w stronę sali balowej – Dallas, nie podoba mi się ten błysk w twoim oku.
Proszę cię, nie rób zamieszania. Proszę. To wielki dzień Leonarda.
– Założę się, że mały skandal tylko zwiększy jego popularność.
Wkroczyły do sali bankietowej, w której roiło się od ludzi wyginających się na parkiecie tanecznym i krążących wokół stołów uginających się pod jedzeniem. Wypatrzywszy Jerry, Eve ruszyła w jej kierunku. Podszedł do niej Roarke.
– Wyglądasz jak glina.
– Dzięki.
– Nie jestem pewien, czy to komplement. Zamierzasz wywołać skandal?
– Postaram się. Chcesz trzymać się z boku?
– Za żadne skarby. – Zaintrygowany, wziął ją za rękę i razem podeszli do Jerry.
– Moje gratulacje. To był naprawdę udany pokaz – zaczęła Eve i przecisnąwszy się obok rozanielonego krytyka, stanęła twarzą w twarz z gwiazdą wieczoru.
– Dziękuję. – Jerry wzniosła toast szampanem.
– Ale o ile wiem, nie zaliczasz się do znawców mody. – Obrzuciła Roarke'a zalotnym spojrzeniem.
– Choć z tego, co widzę, masz dobry gust, jeśli chodzi o mężczyzn.
– Lepszy od ciebie. Słyszałaś, że dziś wieczorem widziano Justina Younga w Privacy Club w towarzystwie rudowłosej kobiety? Podobno była zadziwiająco podobna do Pandory.
– Ty kłamliwa suko. Nie zrobiłby… – Jerry opanowała się i syknęła cicho przez zęby: – Mówiłam ci już że nie obchodzi mnie to, z kim się spotyka ani co róbi.
– Słusznie, dlaczego miałoby cię to obchodzić? Trzeba jednak przyznać, że po określonej liczbie sesji modelowanie ciała i chirurgia plastyczna są już w stanie całkowicie ukryć upływu lat. Pewnie Justin chciał skosztować smaku młodości. Faceci to świnie. – Eve wzięła lampkę szampana od kręcącego się w pobliżu kelnera i wypiła łyk. – Nie żebyś źle wyglądała. Jak na swoje lata. Wiesz, te ostre światła reflektorów po prostu sprawiają, że wyglądasz… dojrzale.
– Pieprz się. – Jerry chlusnęła szampanem w twarz Eve.
– Wiedziałam, że to się powiedzie – mruknęła Eve, mrugając piekącymi oczami. – To czynna napaść na policjanta. Aresztuję cię.
– Łapy przy sobie! – Jerry odepchnęła ją, rozzłoszczona.
– Do tego stawianie oporu przy aresztowaniu. Tej nocy mam wyjątkowe szczęście. – Wystarczyły dwa szybkie ruchy, by wykręciła rękę Jerry na plecy. – Wezwę umundurowanego funkcjonariusza, by odwiózł cię do aresztu. Pewnie zaraz potem wyjdziesz za kaucją, ale teraz bądź grzeczna, żebym mogła odczytać przysługujące ci prawa. – Obdarzyła Roarke'a promiennym uśmiechem. -To nie potrwa długo.
– Nie musisz się spieszyć. – Wziął szampana od Eve i wypił do dna. Odczekał dziesięć minut, po czym wyszedł z sali.
Eve stała przy wejściu do hotelu, patrząc na Jerry, którą policjanci właśnie wpychali do radiowozu.
– Po co odstawiłaś tę szopkę?
– Chciałam zyskać trochę czasu i zdobyć pretekst do przeprowadzenia rewizji. Podejrzana zachowywała się agresywnie i była podekscytowana, co może wskazywać, że jest pod wpływem narkotyków.
Ach, ci gliniarze, pomyślał Roarke.
– Wkurzyłaś ją, Eve.
– A owszem. Wyjdzie na wolność, zanim zdążą ją zamknąć. Muszę się spieszyć.
– Dokąd idziesz? – spytał, kiedy weszli za kulisy.
– Muszę zdobyć próbkę napoju, który ona namiętnie pije. Fakt, że Jerry mnie napadła, mi wolną rękę w działaniu, oczywiście jeśli nagniemy przepisy. Chcę dać ten napój do analizy
– Naprawdę myślisz, że ona tak otwarcie bierze narkotyki?
– Myślę, że ludzie jej pokroju, jak Pańć Young czy Redford, są niezwykle aroganccy, pieniądze, urodę i wpływy, co sprawia, że zachowują się, jakby byli ponad prawem. – Kiedy wślizg li się do garderoby, Eve spojrzała na Roarke'a. – masz te same skłonności.
– Dziękuję za komplement.
– Masz szczęście, że los zesłał ci anioła stróża w mojej osobie. Miej oko na drzwi, dobrze? Je adwokat Fitzgerald jest szybki, może mi zabrakną czasu.
– Anioł stróż, a jakże – mruknął Roarke i sta pod drzwiami, a Eve zaczęła przeszukiwać garderób
– Chryste, te kosmetyki kosztują fortunę!
– Chciałbym zauważyć, pani porucznik, że w tym zawodzie nie można się bez nich obejść.
– Toaletka kosztuje ją kilkaset kredytów nie, licząc same kosmetyki. Bóg jeden wie, ile pieniędzy idzie na zabiegi upiększające. Gdybym tylko mogła znaleźć choć odrobinę tego proszku.
– Szukasz Nieśmiertelności? – Parsknął śmiechem. – Jerry może i jest arogancka, ale na głupią nie wygląda.
– Może masz rację. – Otworzyła drzwi lodówki i uśmiechnęła się. – Tutaj trzyma ten swój napój. W szczelnie zamkniętym pojemniku. – Wydawszy wargi, Eve spojrzała błagalnie na Roarke'a. – Czy mógłbyś…
– Jak na anioła stróża, za często namawia mnie do złego. – Roarke westchnął, podszedł niej i obejrzał zamek zabezpieczający przezroczysta butelkę. – Jak widać, Jerry nie chce ryzykować. Butelka wygląda na solidną. Pewnie jest z nietłukącego się szkła. – Mówiąc, obmacywał palcami zamek. – Znajdź pilnik do paznokci, spinkę do włosów czy coś takiego, dobrze? Eve przeszukała szuflady.
– Może być?
Roarke zmarszczył brwi, oglądając małe nożyczki do manikiuru.
– Może być. – Przez chwilę grzebał ostrzami w zamku, po czym się odsunął. – Proszę bardzo.
– Jesteś w tym naprawdę dobry.
– To jeden z wielu talentów, jakimi obdarzył mnie los.
– Jasne. – Napełniła torebkę na dowody płynem z butelki. – Tyle powinno wystarczyć.
– Czy mam zamknąć butelkę? To zajmie mi tylko chwilę.
– Nie zawracaj sobie tym głowy. Po drodze wpadniemy do laboratorium.
– Po drodze dokąd?
– Tam, gdzie już wysłałam Peabody. Pod tylne drzwi Justina Younga. – Ruszyła w stronę wyjścia, uśmiechając się do Roarke'a. – Wiesz, w jednym zgadzam się z Jerry. Mam dobry gust, jeśli chodzi o mężczyzn.
– Moja droga, twój gust jest bez zarzutu.