15

– Cieszę się, że znów pana widzę, panie Red-ford.

– Te wezwania stają się nieprzyjemnym zwyczajem. – Producent zajął miejsce przy stole w pokoju przesłuchań. – Za kilka godzin muszę być w Nowym Los Angeles. Mam nadzieję, że nie zabierze mi pani wiele czasu.

– Zawsze skrupulatnie sprawdzam swoje informacje. Nie chcę, by cokolwiek mi umknęło.

Spojrzała w kąt pokoju, gdzie stała Peabody, ubrana w oficjalny mundur. Każdy ruch Eve miał być obserwowany przez Whitneya i prokuratora, stojących po drugiej stronie lustra weneckiego. Albo załatwi tę sprawę tu i teraz, albo sama zostanie załatwiona.

Usiadła przy stole i skinęła głową do hologramu adwokata Redforda. Najwyraźniej sytuacja nie wydawała mu się dość poważna, by osobiście stawić się na przesłuchaniu.

– Czy ma pan przed sobą zeznanie pańskiego klienta?

– Tak. – Stalowooki mężczyzna na ekranie złożył swoje wypielęgnowane dłonie. – Mój klient w pełni współpracował z panią i pani wydziałem. Wyraziliśmy zgodę na to przesłuchanie tylko dlatego, że chcemy wreszcie zamknąć sprawę.

Wyraziliście zgodę, bo nie mieliście innego wyboru, pomyślała Eve, ale jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć.

– Doceniamy pańską gotowość współpracy, panie Redford. Powiedział pan, że znał Pandorę i pozostawał z nią w intymnym związku.

– Zgadza się.

– Czy prowadził pan też z nią interesy?

– Wyprodukowałem dwa filmy wideo, w których grała Pandora. W planach był kolejny.

– Czy te produkcje odniosły sukces?

– Średni.

– A czy oprócz wspomnianych filmów prowadził pan z ofiarą jakiekolwiek inne interesy?

– Żadnych. – Na jego ustach pojawił się słaby uśmiech. – Nie licząc drobnej inwestycji o charakterze spekulacyjnym.

– To znaczy?

– Pandora postanowiła przygotować własną kolekcję kosmetyków i ubrań. Oczywiście potrzebne jej było wsparcie finansowe, a mnie jej pomysł zaintry- j gował na tyle, by zainwestować w to przedsięwzięcie.

– Dał jej pan jakieś pieniądze?

– Tak. W przeciągu ostatniego półtora roku zainwestowałem nieco ponad trzysta tysięcy.

No proszę, jednak znalazłeś jakieś wytłumaczenie, pomyślała Eve i odchyliła się do tyłu.

– Co się obecnie dzieje z kolekcją, którą według pana ofiara zamierzała wprowadzić na rynek?

– Nic. – Podniósł i opuścił ręce. – Zostałem wykiwany. Dopiero po śmierci Pandory dowiedziałem się, że nie istniała żadna kolekcja, nie było żadnych sponsorów prócz mnie ani żadnych projektów.

– Rozumiem. Panie Redford, jest pan uznanym producentem, człowiekiem, który na co dzień ma do czynienia z wielkimi sumami pieniędzy. Musiał pan poprosić Pandorę o biznesplan, statystyki, listę wydatków, prognozy przewidywanych zysków. Może nawet o próbki produktów.

– Nie. – Zacisnął usta i wbił wzrok w dłonie. – Nie zrobiłem tego.

– Mam uwierzyć, że po prostu dał jej pan pieniądze na uruchomienie przedsięwzięcia, o którym nie było żadnych wiarygodnych informacji?

– To rzeczywiście przynosi mi wstyd. – Podniósł głowę. – Mam ustaloną markę w swojej branży i jeśli ta informacja ujrzy światło dzienne, moja opinia zostanie poważnie nadszarpnięta.

– Pani porucznik – wtrącił się adwokat. – Reputacja jest dla mojego klienta niezwykle ważna. Jeśli ujawnione tu informacje wydostaną się poza te mury, będzie miało to dla niego wysoce niepożądane konsekwencje. Mogę załatwić nakaz utajnienia tej części zeznania i z pewnością to zrobię.

– Proszę bardzo. To naprawdę niezwykła historia, panie Redford. Może więc powie mi pan, jak to możliwe, by człowiek o takiej reputacji jak pańska, człowiek, który zgromadził tak wielki majątek, włożył trzysta tysięcy dolarów w nieistniejącą inwestycję?

– Pandora była piękną kobietą i miała wielki dar przekonywania. Była też niezwykle przebiegła. Na wszelkie moje pytania o biznesplany i statystyki udzielała wymijających odpowiedzi. Mimo to płaciłem dalej, bo uważałem ją za eksperta w tej branży.

– I dopiero po jej śmierci dowiedział się pan, że go oszukiwała.

– Zapytałem o nią paru ludzi, skontaktowałem się z jej agentem i adwokatem. – Wydął policzki i prawie udało mu się przybrać wygląd niewiniątka. – Nikt nic nie wiedział o żadnej kolekcji.

– Kiedy zdołał pan to zrobić? Zawahał się na ułamek sekundy.

– Dzisiaj po południu.

– Po naszej poprzedniej rozmowie? W czasie której zapytałam pana o przelewy na konto Pandory?

– Zgadza się. Przed udzieleniem odpowiedzi na dalsze pani pytania chciałem się upewnić, że nie zaszło jakieś nieporozumienie. Zgodnie z radą adwokata skontaktowałem się z byłymi współpracownikami Pandory i dowiedziałem się, że zostałem oszukany.

– Widzę, że nie tracił pan czasu. Czy ma pan jakieś hobby, panie Redford?

– Hobby?

– Człowiek piastujący tak odpowiedzialne stanowisko, żyjący w ciągłym stresie, musi od czasu do czasu jakoś się relaksować. Zbierać znaczki, bawić się komputerem albo pracować w ogródku.

– Pani porucznik – odezwał się adwokat znużonym głosem. – Jaki to ma związek ze sprawą?

– Interesuje mnie to, jak pański klient spędza wolny czas. Wiemy już, co robi w pracy. Może inwestycje spekulacyjne są dla pana czymś w rodzaju wentyla bezpieczeństwa?

– Nie. Pandora była moim pierwszym i ostatnim błędem. Nie mam czasu ani ochoty na hobby.

– Doskonale pana rozumiem. Dzisiaj ktoś mi powiedział, że więcej ludzi powinno hodować petunie. Osobiście nie wyobrażam sobie, jak można tracić czas na grzebaniu w ziemi i zajmowaniu się kwiatami. Nie żebym ich nie lubiła. Pan lubi kwiaty?

– Czasem się przydają. Dlatego właśnie zatrudniam ludzi, którzy ich doglądają.

– Przecież jest pan licencjonowanym ogrodnikiem.

– Ja…

– Złożył pan wniosek o licencję i otrzymał ją przed trzema miesiącami. Mniej więcej w tym samym czasie przesłał pan na konto Jerry Fitzgerald sto dwadzieścia pięć tysięcy dolarów. A dwa dni wcześniej zamówił pan w kolonii Eden Kwiat Nieśmiertelności.

– Zainteresowania mojego klienta nie mają związku z tą sprawą.

– Ależ mają, i to ścisły – odparowała szybko Eve – a to jest przesłuchanie, a nie proces. Nie należy wszędzie doszukiwać się logicznych związków. Po co był panu ten kwiat?

– Ja… to miał być prezent. Dla Pandory.

– Poświęcił pan mnóstwo czasu i pieniędzy, by uzyskać licencję, po czym zapłacił sporą sumę za sprowadzenie na Ziemię zakazanej rośliny, tylko po to, by podarować ją kobiecie, z którą pan od czasu do czasu sypiał? Kobiecie, która przez półtora roku wyciągnęła od pana ponad trzysta tysięcy dolarów?

– To była inwestycja. Tę roślinę kupiłem jako prezent.

– Gówno prawda. Panie mecenasie, wszelkie obiekcje proszę zachować dla siebie. Gdzie znajduje się teraz ten kwiat?

– W Nowym Los Angeles.

– Sierżant Peabody, proszę wysłać kogoś, by to skonfiskował.

– Zaraz, zaraz! – Redford odsunął się z krzesłem od stołu. – To moja własność. Zapłaciłem za nią.

– W swojej licencji wpisał pan nieprawdziwe dane. Nielegalnie nabył pan Kwiat Nieśmiertelności. Zostanie on skonfiskowany, a pan odpowie przed sądem. Peabody?

– Tak jest. – Powstrzymując się od uśmiechu, asystentka wyjęła komunikator i wydała odpowiednie polecenia.

– To nic innego jak psychiczne nękanie mojego klienta. – Adwokat groźnie zmarszczył brwi. – A te oskarżenia są bezpodstawne.

– Och, dopiero się rozkręcam. Wiedział pan o Kwiecie Nieśmiertelności, o tym, że służy on do produkcji narkotyku, który miał przynieść Pandorze wielką fortunę? Czy próbowała pozbawić pana udziału w zyskach?

– Nie wiem, o czym pani mówi.

– A może poczęstowała pana tym narkotykiem i popadł pan w uzależnienie? A wtedy na przykład przestała go panu dostarczać, żądała, żeby pan błagał ją o kolejną dawkę. W końcu miał pan tego dosyć i postanowił ją zabić.

– Nigdy nie tknąłem czegoś takiego! – wybuchnął Redford.

– Ale wiedział pan o istnieniu tego narkotyku. Wiedział pan, że Pandora go ma. W każdej chwili mógł pan zdobyć jego większą ilość. Może po pewnym czasie to pan postanowił zerwać współpracę z Pandorą, by wciągnąć w swoje interesy Jeny? Kupił pan Kwiat Nieśmiertelności. Wkrótce dowiemy się, czy zlecił pan przeprowadzenie analizy interesującej nas substancji. Mając tę roślinę, mógł pan uruchomić produkcję na własną rękę. Pandora przestała być panu potrzebna. Poza tym nie mógł pan zmusić jej do posłuszeństwa, prawda? Chciała więcej pieniędzy, więcej narkotyku. Dowiedział się pan, że używanie Nieśmiertelności kończy się śmiercią, ale po co czekać aż pięć lat? Gdyby Pandora umarła już teraz, miałby pan wolną rękę.

– Nie zabiłem jej. Skończyłem z nią, nie miałem powodu jej zabijać.

– Tamtej nocy był pan u niej. Poszedł pan z nią do łóżka. Miała ten narkotyk. Czy chwaliła się nim przed panem? Zabił pan dwoje ludzi, by ochronić siebie i swoją inwestycję, ale na pańskiej drodze wciąż stała Pandora.

– Nikogo nie zabiłem.

Eve zaczekała spokojnie, aż Redford skończy krzyczeć, a jego adwokat przestanie wyrzucać z siebie groźby i słowa sprzeciwu.

– Czy tamtej nocy poszedł pan za nią do mieszkania Leonarda, czy też ją pan tam zawiózł?

– Nigdzie nie poszedłem. Nawet palcem jej nie tknąłem. Gdybym chciał ją zabić, zrobiłbym to w jej domu, kiedy zaczęła mi grozić.

– Paul…

– Zamknij się, zamknij się – warknął Redford na swojego adwokata. – Ona próbuje wrobić mnie w morderstwo, na Boga. To prawda, pokłóciłem się z Pandorą. Chciała ode mnie więcej pieniędzy, o wiele więcej. Pokazała mi swoje zapasy narkotyku. To, co miała, było warte fortunę. Ale ja wtedy znałem już wyniki analizy. Pandora nie była mi potrzebna i powiedziałem jej to wprost. Kiedy produkt byłby gotowy do dystrybucji, reklamowałaby go Jerry. Pandora była wściekła, groziła, że puści mnie z torbami, że mnie zabije. Z wielką przyjemnością odwróciłem się na pięcie i wyszedłem.

– Zamierzał pan produkować i rozprowadzać nielegalną substancję?

– Jako środek do stosowania miejscowego – powiedział, ocierając usta grzbietem dłoni. – Po przeprowadzeniu wszystkich testów. Nie mogłem się oprzeć pokusie. Takie wielkie pieniądze! Groźby Pandory nic dla mnie nie znaczyły, rozumie pani? Nie mogła mnie zrujnować, bo wtedy zrujnowałaby siebie, a tego nigdy by nie zrobiła. Między nami wszystko było skończone. Kiedy usłyszałem, że nie żyje, otworzyłem butelkę szampana i wypiłem za zdrowie mordercy.

– To miło z pańskiej strony. A teraz zacznijmy od początku.


Pozostawiwszy Redforda w dziale rejestracji aresztantów, Eve weszła do gabinetu swojego przełożonego.

– Doskonale się spisałaś.

– Dziękuję panu. Wolałabym jednak przyskrzy-nić go za zabójstwo niż za handel narkotykami.

– To jeszcze może nastąpić.

– Liczę na to. Panie prokuratorze.

– Pani porucznik. – Prokurator podniósł się, kiedy Eve weszła do gabinetu, i wciąż stał nieruchomo. Jego dobre maniery na sali sądowej i poza nią były powszechnie znane. Nawet kiedy miażdżył swoich antagonistów, robił to z klasą. – Jestem pełen podziwu dla sposobu, w jaki prowadzi pani przesłuchania. Byłoby dla mnie wielkim zaszczytem wezwać panią na świadka w tej sprawie, ale nie sądzę, by doszło do procesu. Adwokat pana Redforda skontaktował się już z moim biurem. Będziemy negocjować.

– A w sprawie morderstwa?

– Nie możemy go o to oskarżyć. Brak dowodów – ciągnął, zanim zdążyła zaprotestować. – A motyw… wykazała pani, że Redford mógł to zrobić. Wciąż istnieje duże prawdopodobieństwo, że jest winien, ale na razie nie możemy postawić go w stan oskarżenia.

– Postawił pan jednak w stan oskarżenia Mavis Freestone.

– Na podstawie niezbitych dowodów – przypomniał jej.

– Wie pan, że ona tego nie zrobiła. Wie pan też, że wszystkie trzy ofiary były ze sobą związane.

– Spojrzała na Casto, rozpartego na fotelu. – Ludzie z wydziału nielegalnych substancji również to wiedzą.

– Muszę się zgodzić z panią porucznik – wycedził Casto. – Sprawdziliśmy, czy Mavis Freestone mogła mieć styczność z substancją znaną jako Nieśmiertelność, i nie znaleźliśmy niczego, co mogłoby ją łączyć z narkotykiem bądź którąkolwiek z dwóch pozostałych ofiar. Ma parę plam w życiorysie, ale to stare i drobne sprawy. Moim zdaniem, ta dama po prostu znalazła się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie. – Obdarzył Eve uśmiechem. – Muszę poprzeć wniosek Dallas o wycofanie zarzutów wobec Mavis Freestone.

– Pańska opinia zostanie wzięta pod uwagę, poruczniku – powiedział prokurator. -Tymczasem zajmiemy się analizą wszystkich posiadanych przez nas informacji. W tej chwili nadal brak dowodów, które potwierdzałyby, że mamy do czynienia z trzema zabójstwami powiązanymi ze sobą. Jesteśmy jednak skłonni przychylić się do prośby adwokata pani Freestone o przeprowadzenie badań na wykrywaczu kłamstw, autohipnozę i sesję relaksacyjną. Ich wyniki będą miały wpływ na naszą ostateczną decyzję.

Eve odetchnęła głęboko. To było ze strony prokuratora wielkie ustępstwo.

– Dziękuję.

– Jesteśmy po jednej stronie, pani porucznik. W związku z tym najlepiej będzie, jeśli przed konferencją prasową dokładnie ustalimy nasze wspólne stanowisko.

W czasie przygotowań do konferencji Eve podeszła do Casto.

– Dzięki za to, co dla mnie zrobiłeś. Wzruszył ramionami.

– Przedstawiłem tylko swoją opinię. Mam nadzieję, że to pomoże twojej przyjaciółce. Moim zdaniem Redford jest winny. Albo sam wszystkich zabił, albo komuś za to zapłacił.

Chciała w to uwierzyć, ale po chwili powoli potrząsnęła głową.

– Zabójstwo na zlecenie. Nie, morderca był zbyt nieudolny, zbyt agresywny jak na zawodowca. Tak czy inaczej, dzięki za wsparcie.

– Jeśli chcesz, możesz uznać to za formę rewanżu za włączenie mnie do śledztwa w sprawie jednej z największych afer narkotykowych tej dekady. Kiedy winni trafią za kratki i opinia publiczna pozna wszystkie szczegóły, wreszcie dochrapię się belek kapitańskich.

– No to z góry gratuluję.

– Ciebie też to dotyczy. Znajdziesz mordercę, Eve, a potem obydwoje będziemy sławni.

– Znajdę go, oczywiście. – Ku jej zdumieniu Casto pogładził ją po włosach.

– Ładnie wyglądasz. – Błysnął uśmiechem i schował ręce do kieszeni. – Jesteś absolutnie pewna, że musisz wyjść za mąż?

Przekrzywiając głowę, odwzajemniła uśmiech.

– Słyszałam, że zaprosiłeś Peabody na kolację.

– Och, prawdziwy z niej klejnot. Mam słabość do silnych kobiet, Eve, i musisz mi wybaczyć, że jestem nieco rozczarowany, że nie poznałem cię wcześniej.

– Może powinnam uznać to za komplement?

– Zauważyła, że Whitney daje jej znak, i westchnęła ciężko. – O, cholera. Zaczynamy.

– Człowiek czuje się jak wielka, mięsista kość, nie? – mruknął Casto, kiedy drzwi otworzyły się, ukazując stado dziennikarzy.


Konferencja dobiegła końca i Eve uznałaby, że odwaliła tego dnia kawał dobrej roboty, gdyby Nadine nie dopadła jej na podziemnym parkingu.

– Osoby niepowołane nie mają tu wstępu.

– Dallas, nie chrzań. – Reporterka, siedząca wygodnie na klapie silnika samochodu Eve, uśmiechnęła się szeroko. – Może mnie podrzucisz?

– Nie będę jechała obok gmachu Kanału 75.

– Kiedy Nadine wciąż patrzyła na nią z uśmiechem, Eve zaklęła i otworzyła drzwi. – Wsiadaj.

– Dobrze wyglądasz – powiedziała Nadine.

– Kto ci modelował włosy?

– Przyjaciółka przyjaciółki. Nadine, dość już się dzisiaj nagadałam o mojej fryzurze.

– Dobrze porozmawiajmy więc o zabójstwach, narkotykach i pieniądzach.

– Przez ostatnie czterdzieści pięć minut o niczym innym nie mówiłam. – Eve pokazała odznakę do kamery monitoringu i wyjechała na ulicę. – Zdaje się, że przy tym byłaś.

– Tak, ale słyszałam same wymijające odpowiedzi. Co to za zgrzyt?

– Uroki jazdy moim wspaniałym wozem.

– Ach, tak, znowu obcięli wam budżet, co? Wyrazy współczucia. O co chodzi z tym nowym wątkiem w śledztwie?

– Nie wolno mi o tym mówić.

– Aha. Co to za sprawa z Paulem Redfordem?

– Jak już wspomniałam podczas konferencji prasowej, Redford jest oskarżony o oszustwo, posiadanie rośliny, której hodowanie jest zabronione, oraz zamiar produkcji i dystrybucji nielegalnej substancji odurzającej.

– A jaki to ma związek ze śmiercią Pandory?

– Nie wolno mi…

– Dobrze, dobrze. Cholera jasna. – Nadine usiadła wygodniej i zmarszczyła brwi, obserwując samochody stojące w korku. – Może pójdziesz na wymianę?

– Może. Co miałabym ci zaoferować?

– Chcę zrobić wywiad z Mavis Freestone. Eve nawet nie odpowiedziała. Prychnęła tylko.

– Dallas, pozwól jej przedstawić opinii publicznej swoją wersję wydarzeń.

– Pieprzyć opinię publiczną.

– Będę to mogła zacytować? Ty i Roarke otoczyliście Freestone szczelnym murem. Nikt nie może się do niej dostać. Przecież wiesz, że potraktuję ją fair.

– Tak, otoczyliśmy ją. Nie, nikt nie może się do niej dostać i nie dostanie się. I wiem, że prawdopodobnie potraktowałabyś ją uczciwie, ale ona nie rozmawia z mediami.

– To jej decyzja czy twoja?

– Odwal się, Nadine, bo każę ci wysiąść.

– Tylko przekaż jej moją prośbę. O nic więcej nie proszę, Dallas. Powiedz jej, że chcę, by opowiedziała swoją historię przed kamerami.

– No dobra, zmień kanał.

– Nasz dyżurny łowca plotek zdobył informację, która może cię zainteresować.

– Wręcz pasjonują mnie żywoty bogatych idiotów.

– Dallas, spójrz prawdzie w oczy, wkrótce staniesz się jedną z nich. – Nadine parsknęła śmiechem, widząc grymas złości na twarzy Eve. – Chryste, uwielbiam się z tobą drażnić. Tak łatwo cię wyprowadzić z równowagi. W każdym razie chodzi o to, że zakochana parka, o której ostatnimi czasy wiele się mówiło, rozeszła się.

– Płonę z ciekawości.

– Spłoniesz na popiół, jak powiem ci, że ta zakochana parka to Jerry Fitzgerald i Justin Young.

Wiadomość ta zaintrygowała Eve na tyle, że postanowiła jednak nie zostawiać swojej pasażerki na najbliższym przystanku autobusowym.

– Mów dalej.

– Posprzeczali się na próbie przed pokazem Leonarda, na oczach wszystkich. Ponoć doszło do rękoczynów.

– Pobili się?

– Według mojego informatora nie były to czułe pieszczoty! Jerry uciekła do swojej garderoby. A propos, zajęła garderobę przeznaczoną dla gwiazdy wieczoru. Justin, wściekły, wybiegł z sali z na-puchniętym okiem. Kilka godzin później widziano go na Maui, w towarzystwie jakiejś blondynki. Też modelki. Młodszej od Jerry.

– O co się pokłócili?

– Nikt tak naprawdę nie wie. Zdaje się, że poszło o seks. Jerry oskarżała Younga, że ją zdradza, on mówił to samo o niej. Nie zamierzała puścić mu tego płazem i vice versa. Ona już go nie potrzebowała, on jej też nie.

– Bardzo interesujące, Nadine, tylko że nic z tego nie wynika. – Ale dlaczego stało się to akurat w tym momencie?, pomyślała Eve.

– Może tak, może nie. Ale wiesz, to dziwne. Nieczęsto się zdarza, by gwiazdy, na których skupia się uwaga opinii publicznej, traciły panowanie nad sobą na oczach świadków. Albo strasznie się wkurzyli, albo odstawili niesamowitą szopkę.

– Jak już mówiłam, to interesujące. – Eve zatrzymała się pod bramą siedziby Kanału 75. – No, tutaj wysiadasz.

– Mogłabyś mnie podwieźć pod drzwi.

– Podjedź tramwajem, Nadine.

– Wiem, że sprawdzisz informację, którą ci dałam, może więc powiesz mi coś w zamian. Dallas, wiele razem przeszłyśmy.

To prawda.

– Nadine, w tej chwili stąpam po bardzo cienkiej linie. Nie mogę stracić równowagi.

– Niczego nie podam do publicznej wiadomości, dopóki nie wyrazisz na to zgody.

Eve zawahała się, po czym potrząsnęła głową.

– Nie mogę. Mavis jest mi zbyt bliska. Dopóki nie zostanie w pełni oczyszczona z zarzutów, nie mogę ryzykować.

– Czy na to się zanosi? No, Dallas, nie bądź taka.

– Nieoficjalnie biuro prokuratora zamierza ponownie rozpatrzyć postawione jej zarzuty. Ale nie wycofa ich, przynajmniej na razie.

– Macie innego podejrzanego? Czy to Redford?

– Nadine, nie bądź upierdliwa. Jesteś prawie przyjaciółką.

– Cholera jasna. Dobra, zawrzyjmy układ. Jeśli jakakolwiek informacja, którą ci przekazałam albo przekażę, pomoże w śledztwie, oddasz mi w zamian przysługę.

– Podeślę ci coś, Nadine, kiedy tylko to będzie możliwe.

– Chcę, żebyś udzieliła mi wywiadu na dziesięć minut przed ujawnieniem wyników śledztwa przez media.

Eve nachyliła się, otworzyła drzwi po stronie Nadine.

– No to na razie.

– Pięć minut. Cholera jasna, Dallas. Pięć króciutkich minut.

Co oznaczało zwiększoną oglądalność i tysiące dolarów.

– Pięć minut może być. Co prawda, nie wiem, kiedy i czy w ogóle uda się zamknąć to śledztwo. Nic więcej nie mogę obiecać.

– Nie martw się, znajdziesz mordercę. – Nadine wysiadła, wyraźnie zadowolona, po czym pochyliła się i zajrzała do samochodu. – Wiesz, Dallas, ty nigdy nie chybiasz. Rozwiążesz tę sprawę. Martwi i niewinni to twoja specjalność.

Martwi i niewinni, pomyślała Eve i przeszedł ją dreszcz. Szkoda tylko, że wśród martwych było tylu winnych.


Księżycowa poświata sączyła się przez świetlik w dachu, zalewając łóżko. Roarke odsunął się od Eve. Nigdy jeszcze kochając się z nią, nie był tak spięty. Istniało po temu wiele powodów, a przynajmniej tak to sobie tłumaczył, gdy Eve jak zwykle wtuliła się w niego. W domu roiło się od ludzi. Wesoła gromadka Leonarda zajęła całe skrzydło. Sam Roarke miał na głowie kilka nowych przedsięwzięć i umów, które pragnął sfinalizować przed ślubem.

No i zbliżał się ten wielki dzień. Każdy facet na jego, Roarke'a, miejscu byłby równie rozkojarzony.

Ale przynajmniej wobec siebie Roarke zawsze był brutalnie szczery. Wiedział więc, że jego nerwowość miała tylko jedną przyczynę. Przez cały czas bowiem oczami wyobraźni widział Eve pobitą, zakrwawioną i załamaną.

I bał się, że dotykając jej, przywoła tamten koszmar, zmieni coś pięknego w potworność.

Eve poruszyła się, po czym podniosła się na łokciu i spojrzała na niego. Jej twarz wciąż była rozogniona, oczy ciemne.

– Nie wiem, co powinnam ci powiedzieć. Powiódł palcem po jej podbródku.

– O czym?

– Nie jestem ze szkła. Nie ma powodu, żebyś traktował mnie, jakbym była ranna.

Zmarszczył brwi, wściekły na siebie. Nie zdawał sobie sprawy, że jego uczucia są aż tak czytelne, nawet dla niej. A to nie poprawiło mu nastroju.

– Nie wiem, o czym mówisz. – Podniósł się, pragnąc nalać sobie drinka, na którego nie miał najmniejszej ochoty, ale Eve wzięła go za ramię.

– Ostrożność nie jest w twoim stylu, Roarke. – Była wyraźnie zaniepokojona. – Jeśli twoje uczucia wobec mnie zmieniły się ze względu na to, co zrobiłam, co sobie przypomniałam…

– Nie obrażaj mnie – rzucił ze złością. Eve poczuła ulgę na widok gniewnych ogników w jego j oczach.

– A co mam o tym myśleć? Dziś dotknąłeś mnie l po raz pierwszy od tamtej nocy. Przypominało to j bardziej pielęgnację chorego niż…

– Czułość ci nie odpowiada?

Przebiegły z niego facet, pomyślała. Spokojny! czy podekscytowany, zawsze potrafi obrócić wszystko na swoją korzyść. Nie zabierając ręki z jego ra-J mienia, spojrzała mu głęboko w oczy.

– Myślisz, że nie widzę, jak się hamujesz? Nie chcę, żebyś się hamował. Nic mi nie jest. Czuję się doskonale.

– Ale ja nie. – Wyrwał ramię z jej uścisku. -Ja nie. Niektórzy są bardziej ludzcy od innych i potrzebują trochę więcej czasu, by dojść do ładu ze swoimi uczuciami. Nie mówmy już o tym.

Jego słowa były dla niej jak policzek. Eve skinęła głową, położyła się i odwróciła plecami do niego.

– Dobrze. Chcę jednak, żebyś wiedział, że to, co spotkało mnie w dzieciństwie, to nie był seks. To plugastwo.

Zacisnęła powieki i zmusiła się, by zasnąć.

Загрузка...