Twarze zebranych w admiralskiej sali odpraw HMS Nike nie wyglądały na szczęśliwe, zaś Honor z ponurą satysfakcją słuchała, jak komandor Houseman wypłakuje się publicznie.
— …rozumie pan powagę sytuacji, admirale Sarnow. Przecież admirał Parks musi zdawać sobie sprawę, że nie mamy cienia szansy na utrzymanie tego systemu, jeśli przeciwnik zaatakuje go jakimkolwiek rozsądnymi siłami! Nie mamy ani dostatecznej siły ognia, ani…
— Wystarczy, komandorze Houseman. — Głos Sarnowa był kompletnie wyprany z uczuć i właśnie to skłoniło Housemana do zamilknięcia i zamknięcia ust.
Sarnow przejrzał się pozostałym oficerom tworzącym Grupę Wydzieloną Hancock 001 z lodowatym uśmiechem i oznajmił:
— Poprosiłem o wasze szczere opinie, panie i panowie, i zależy mi na nich nadal, ale niech będą konstruktywne. Dyskusja nad tym, czy nasze rozkazy są mądre czy nie, wykonalne czy nie, wreszcie — dobre czy złe, jest jałowa i niecelowa. Otrzymaliśmy rozkazy i należy skupić się na tym, jak je najlepiej wykonać siłami, którymi dysponujemy. Rozumiemy się?
— Całkowicie, sir — potwierdził z naciskiem komodor Van Slyke, spoglądając wymownie na swego szefa sztabu, co było rzadkim przejawem publicznej dezaprobaty.
— To dobrze. — Sarnow zignorował nagły rumieniec Housemana i przeniósł wzrok na komodor Banton, najstarszą rangą dowódcę dywizjonu, i spytał: — Zakończyliście z komandorem Turnerem to, o czym rozmawiałem z tobą w poniedziałek, Isabell?
— Prawie, sir. Wygląda na to, że kapitan Corell i dama Honor mają rację. Symulacja wskazuje, że to może zadziałać, ale musimy dopracować jeszcze szczegóły modyfikacji i kontroli sterowania opinią. No i nadal nie znamy ilości urządzeń, które będziemy mieli do dyspozycji. Obawiam się, że na Gryphonie mają teraz ważniejsze zmartwienie niż nasza prośba o informacje. — Banton pozwoliła sobie na uśmiech, wywołując go u większości zebranych. — W tej chwili, sir, mogę powiedzieć tyle, że jeśli admirał Parks nie zmieni zdania i nie zabierze holowanych zasobników ze sobą, powinniśmy dysponować wystarczająca ich ilością, by plan miał szanse powodzenia. Podałam wyniki ostatnich obliczeń kapitan Corell, jak tylko przybyłam na pokład, a komandor Turner pracuje teraz nad niezbędnymi zmianami w oprogramowaniu.
Sarnow spojrzał na Corell, która natychmiast przytaknęła. Część obecnych, a zwłaszcza Houseman, miała sceptyczne miny, ale Honor poczuła satysfakcję. Pomysł mógł sobie być taktycznym starociem, dzięki temu przeciwnik nie zorientuje się w czym rzecz, dopóki nie będzie za późno — na to przynajmniej liczyła. Zasobnik holowany — nazwa wprowadzała w błąd — był prostym urządzeniem pozbawionym napędu i holowanym za okrętem przy użyciu promienia ściągającego, z prymitywnym komputerem pokładowym sprzężonym ze stanowiskiem sterowania ogniem holującego okrętu. Na każdym zainstalowano kilka, z reguły sześć wyrzutni rakietowych podobnych do tych, w jakie uzbrojone były kutry rakietowe czy inne „drobnoustroje”. Wyrzutnie były jednostrzałowe, a celem istnienia zasobników holowanych było zwiększenie siły ognia okrętu holującego w pierwszej salwie. W swoim czasie sprawdziły się nie najgorzej, ale od ponad osiemdziesięciu lat standardowych nie użyto ich bojowo, ponieważ rozwój obrony antyrakietowej spowodował, że stały się nieskuteczne.
Stary typ wyrzutni miał słabe ładunki miotające, nadające pierwszy impet rakietom, co powodowało ich mniejszą prędkość początkową niż wystrzelonych z normalnych wyrzutni okrętowych, bo same rakiety były standardowe w obu przypadkach. Żeby salwa docierała do przeciwnika równocześnie, przeciążając jego obronę antyrakietową, trzeba było zmniejszać ich optymalne parametry, przez co traciło się w znacznej mierze zamierzony skutek — przeciwnik miał więcej czasu na uniki i dostrojenie ECM-ów oraz na zniszczenie wolniej nadlatujących pocisków. Jeżeli się tego nie zrobiło, cały zamiar przeciążenia obrony brał w łeb, bowiem rakiety nadlatywały w dwóch odrębnych fazach. Bezpośrednim powodem wycofania ich z użycia był czas potrzebny na wyśledzenie i namierzenie celu — wraz z unowocześnieniem obrony przeciwrakietowej w ciągu ostatniego półwiecza tak tego typu wyrzutnie, jak i kutry rakietowe stały się przeżytkiem. RMN zaprzestała zresztą budowy kutrów rakietowych i podobnych im jednostek dwadzieścia lat temu — właśnie z tego powodu. Dane dotyczące obrony antyrakietowej okrętów Ludowej Marynarki, uzyskane zresztą przy aktywnym udziale Honor, wskazywały, że choć jest gorsza od tej, jaką dysponuje Royal Manticoran Navy, to i tak bardziej niż wystarczająca, by bez trudu poradzić sobie z wyrzutniami starego typu.
I tu wtrąciła się Komisja Rozwoju Uzbrojenia, przełamując zresztą opór swej ówczesnej przewodniczącej, Upiornej Hemphill. Opracowano mianowicie nowy typ wyrzutni, zachowujący tę samą wagę i wielkość, ale wystrzeliwujący rakiety z większą prędkością. Dzięki temu tak sondy holowane, jak i „drobnoustroje” przestały być przestarzałe. Spór sprowadzał się do tego, iż Hemphill chciała reaktywować kutry rakietowe, komisja zaś zasobniki. Jak długo Hemphill była przewodniczącą, tak długo blokowała ten pomysł, co notabene wydawało się niezbyt logiczne, ponieważ Hemphill zawsze była zwolenniczką zmasowanego ostrzału i nowe, skuteczne zasobniki holowane powinny były spotkać się z jej entuzjastycznym przyjęciem. Chyba że problem był innej natury i dla pani admirał Sonji Hemphill wszystko, co stare, automatycznie było także nieskuteczne. Gdy przestała być przewodniczącą komisji, nowe zasobniki z teorii stały się praktyką.
Pikanterii całej sprawie dodawał fakt, iż nowy typ wyrzutni opracowano właśnie na polecenie Hemphill, która chciała doprowadzić do skutecznego wykorzystania kutrów rakietowych zgodnie ze swą doktryną zasypania przeciwnika lawiną ognia, określaną przez jej krytyków jako „Stado Sonji”. Nowe wyrzutnie były znacznie dłuższe, co stanowiło oficjalny powód jej sprzeciwu. Twierdziła, że szkoda „marnować” je na taki przeżytek jak holowane zasobniki. Argument, ma się rozumieć, przestawał istnieć, gdy w grę wchodziły kutry rakietowe. To, że budowa takiego okręciku z nowymi wyrzutniami kosztowała prawie jedną czwartą tego, co zbudowanie niszczyciela, nie przeszkadzało jej zupełnie dążyć wszelkimi możliwymi środkami do rozpoczęcia ich seryjnej budowy. Koszty dodatkowo podnosiła konieczność unowocześnienia kontroli ogniowej, niezbędnej, by móc w pełni wykorzystać możliwości nowych wyrzutni.
Podobnie jak jej zwolennicy, Hemphill uważała kutry i podobne jednostki za „jednorazówki”. Miały wystrzelić jeden raz, a to, co się potem z nimi stanie, uznawała za całkowicie nieistotne. Trudno się dziwić, że stanowiła dość popularny temat rozmów załóg owych „jednorazówek”, darzących ją głębokim i serdecznym uczuciem, choć nie z rodzaju pozytywnych. Honor ta kwestia interesowała o tyle, że Hemphill udało się przez przypadek zrobić coś dobrego, a to, czy wykorzystanie owego czegoś było zgodne z jej intencjami czy nie, zupełnie jej nie obchodziło. Zbudowano próbną serię kutrów z rozmaitymi unowocześnieniami, które znacznie przyczyniły się do wzrostu szans na przetrwanie tych okrętów pierwszego starcia. Było to dla Hemphill naturalnie efektem ubocznym, ale sporo z tych rozwiązań dało się zastosować w holowanych zasobnikach i zrobiono to, gdy tylko przestała przeszkadzać.
Nowe zasobniki miały zamontowanych po dziesięć wyrzutni i przeznaczone były dla okrętów liniowych, posiadających wystarczająco dodatkowych mocy kontroli ogniowej, by nie wymagać modernizacji. Z tego, co usłyszała, wynikało jednak, że Turner znalazł sposób na wykorzystanie ich przez krążowniki liniowe. Zasobniki dzięki nowym, lżejszym wyrzutniom uzbrojone były w cięższe rakiety niż pokładowe wyrzutnie. Dorównywały możliwościami rakietom wystrzeliwanym z pokładowych wyrzutni, a miały silniejsze głowice. Zasobniki naturalnie były utrapieniem w czasie holowania i nie najlepiej wpływały na kompensatory bezwładnościowe okrętu, co o jedną czwartą ograniczało jego maksymalną prędkość. Były też niezwykle podatne na zniszczenie — wystarczała bliska eksplozja, jako że nie miały nawet pola siłowego, nie mówiąc o ekranie. Jeśli jednak zdążyły odpalić rakiety, zanim je zniszczono, spełniały swoje zadanie.
— Doskonale. — Głos Sarnowa sprowadził Honor do rzeczywistości. — Jeżeli przekonamy admirała Parksa, by je tu zostawił, będziemy mogli przydzielić po pięć na każdy krążownik liniowy, sześć na najnowsze, a po dwa — trzy na ciężki krążownik. Co prawda nie pomoże nam to przy długotrwałym starciu, ale pierwsze salwy powinny skłonić przeciwnika do wniosku, że ma do czynienia z dreadnaughtami, nie z krążownikami liniowymi, i istnieje wówczas szansa, że zmieni taktykę.
Na twarzach obecnych pojawiły się pełne satysfakcji złośliwe uśmiechy. Wszystkich poza Housemanem, który uznał, że należy ponownie zabrać głos, choć znacznie staranniej dobrać ton.
— Bez wątpienia ma pan rację, sir, ale właśnie to długotrwałe starcie mnie niepokoi. Ponieważ musimy chronić bazę ze stocznią, przeciwnik zawsze będzie w stanie zmusić nas do walki, lecąc prosto w jej kierunku. Uniemożliwi nam to prowadzenie normalnej obrony, a kiedy skończą się rakiety z zasobników, krążowniki liniowe nie zdołają sprostać okrętom liniowym, sir.
Honor przyjrzała się Housemanowi zwężonymi ze zdumienia oczyma — trzeba przyznać, że miał tupet, żeby powtarzać swoje zdanie po tym, jak dwóch oficerów flagowych, w tym jego własny dowódca, kazało mu się zamknąć, tyle że w uprzejmiejszych słowach. To, co ją najbardziej nurtowało, to pytanie, skąd brała się ta odwaga? Z przekonania o własnej racji, z arogancji czy ze strachu? Fakt, że go nie lubiła, utrudniał obiektywną ocenę, toteż przyjęła za dobrą monetę pierwszy powód, choć nie miała doń pełnego przekonania.
Sarnow był w zdecydowanie mniej dobrotliwym nastroju.
— Zdaję sobie z tego sprawę, panie Houseman — odparł spokojnie i stanowczo. — I pozwolę sobie powtórzyć, ryzykując przy tym, że pana zawiodę, że celem tej odprawy jest rozwiązanie naszych problemów, a nie mówienie o nich w kółko.
Houseman jakby zapadł się w sobie. Van Slyke posłał mu lodowate spojrzenie, ale również się nie odezwał. Ciszę przerwało dopiero czyjeś chrząknięcie i pytanie:
— Admirale Sarnow?
— Tak, komandorze Prentis?
— Mamy jeszcze jedną poważną przewagę, sir — oświadczył dowódca Pięćdziesiątego Trzeciego dywizjonu krążowników liniowych. — Wszystkie platformy i sondy zwiadowcze wyposażone są w generatory umożliwiające przesyłanie informacji z prędkością nadświetlną. A Nike i Achilles są w stanie koordynować je w ten sam sposób…
Prentis umilkł, a Sarnow energicznie pokiwał głową — Nike był pierwszym okrętem od podstaw zbudowanym tak, by móc używać łączności nadświetlnej, a Achilles otrzymał podobne wyposażenie w czasie ostatniej modernizacji. Oznaczało to, że oba okręty mogą przesyłać z prędkością większą od prędkości światła wiadomości, które bez problemu odbiorą niezmodernizowane jednostki ze sprawnymi sensorami grawitacyjnymi. Co prawda, żeby nadać wiadomości, musiały wyłączyć napęd, ponieważ jak dotąd żaden czujnik nie miał wystarczającej rozdzielczości, by impulsy stanowiące wiadomość odczytać poprzez „szum” napędu, ale i tak zyskiwali taki przypływ informacji, o jakim przeciwnik mógł jedynie marzyć.
— Jack ma całkowitą rację, sir. — Van Slyke nawet nie spojrzał na Housemana, co jednoznacznie świadczyło, że gdy tylko obaj wrócą na swój okręt, będzie miała miejsce raczej gwałtowna rozmowa, a właściwie monolog. — Ponieważ nie dorównamy im siłą, trzeba wyrównać szanse sposobem.
— Racja. — Sarnow pogładził wąsa. — Jakieś inne przewagi, które posiadamy lub możemy stworzyć, przychodzą komuś do głowy?
Honor odchrząknęła cicho, toteż spojrzał na nią pytająco, a ponieważ nadal milczała, ponaglił:
— Tak, lady Honor?
— Jedna sprawa, sir. Czy wiemy, co admirał Parks zamierza zrobić z tymi stawiaczami min klasy Erebus?
— Ernie?
Kapitan Corell podrapała się jedna ręka w ciemię, a drugą sięgnęła po notes. Gdy skończyła przeglądać dane, potrząsnęła głową i wyjaśniła:
— Nie ma o nich słowa w najnowszych danych przesłanych z okrętu flagowego. Naturalnie nie dostaliśmy jeszcze ostatecznych rozkazów i wszystkich informacji. Nadal trwa odprawa, podobnie jak u nas.
— Myślę, że dobrze byłoby o nie spytać, sir — zasugerowała Honor.
Sarnow przytaknął bez słowa.
Stawiacze min nie zostały oficjalnie przydzielone do stacji Hancock — przelatywały przez system, kierując się do Reevesport, gdzie miały bazować, gdy do Parksa dotarły rozkazy Admiralicji i zatrzymał je. Prawdopodobnie było to działanie instynktowne, ale jeśli dałoby się go przekonać, by zatrzymał je na dłużej…
— Zakładając, że uda się namówić admirała Parksa, by je dla nas ukradł, jak zamierza je pani wykorzystać, kapitan Harrington? — spytała komodor Banton. — Możemy naturalnie zaminować podejścia do bazy, ale tego właśnie przeciwnik będzie się spodziewał i gdy w końcu się do niej zbliży, będzie ostrożny, więc miny nie na wiele się przydadzą…
Obiekcja była sensowna, jako że miny stanowiły po prostu impulsowe głowice laserowe starego typu o mniej niż zadowalającej celności. Sprawdzały się doskonale jedynie zastosowane masowo przeciwko okrętom poruszającym się z małą prędkością. Były jednak tanie, toteż nadal używano ich do osłony czy blokady nieruchomych celów, takich jak terminale wormholi, planety czy stacje orbitalne. Ale tam właśnie każdy napastnik się ich spodziewał, toteż ostatnimi czasy efekty ich działania nie były zbyt imponujące. Tyle że Honor nie zamierzała stawiać ich tam, gdzie zakładał przeciwnik.
— Bardziej interesują mnie specyfikacje napędów samych minowców, ma’am — odparła. — Możemy je bowiem wykorzystać skuteczniej niż tylko do postawienia pola minowego.
— Jak? — W głosie Banton nie było wyzwania, tylko ciekawość.
— Stawiacze min klasy Erebus są szybkie, prawie tak szybkie jak krążowniki liniowe, ponieważ przystosowano je do szybkiego stawiania dużej ilości min. Jeżeli będą operowały w składzie eskadry i uda nam się przekonać przeciwnika, że są krążownikami liniowymi, oraz postawić zagrodę minową na drodze okrętów Republiki…
Nie musiała kończyć, bo Banton parsknęła śmiechem.
— Podoba mi się to, sir! — oznajmiła. — Podstępne jak diabli i może się udać!
— Zakładając, że nie zostaną prędzej przez atakujących rozstrzelane — wtrącił komandor Prentis. — Mają słabą obronę przeciwrakietową i niezbyt silne osłony burtowe. Dla ich załóg będzie to bardzo duże ryzyko, lady Honor.
— Możemy je osłonić przed ostrzałem rakietowym, włączając w taktyczną sieć eskadry, sir — odparowała Honor spokojnie. — Jest ich tylko pięć, przydzielimy więc po jednym do każdego półdywizjonu, a ostatniego do Nike i Agamemnona, tworząc trójki taktyczne o wspólnej obronie antyrakietowej. Z dużej odległości przeciwnik nie będzie w stanie stwierdzić, z których naszych okrętów pochodzą które antyrakiety. A żeby miny okazały się skuteczne, odległość miedzy walczącymi musi być na tyle duża, by wykluczała użycie broni energetycznej.
— A jeśli zauważą miny? — Prentis najwyraźniej głośno myślał, a nie sprzeciwiał się pomysłowi, sądząc po tonie głosu.
Honor wzruszyła ramionami.
— Mają wyłącznie pasywne czujniki, nie wydzielają żadnej energii i stanowią niewielki cel dla radaru. Wątpię, by zostały zauważone z odległości większej niż milion kilometrów, zwłaszcza jeśli przeciwnik będzie zajęty ściganiem nas.
Prentis przytaknął z rosnącym entuzjazmem, a Sarnow polecił Corell:
— Zanotuj pomysł lady Honor, Ernie, i zgwałć komodora Caprę, jeśli będziesz musiała, żeby udzielił zgody na użycie stawiaczy min w przypadku zaatakowania Hancock.
— Zapisałam, sir.
Sarnow odchylił oparcie fotela i powoli odwrócił się wraz z nim, przyglądając się obecnym.
— Dobrze — oświadczył. — Załóżmy, że zorganizujemy te minowce i przekonamy admirała Parksa, by zostawił nam wystarczającą ilość zasobników choćby do pierwszej salwy. I tak nie widzę innej możliwości niż utrzymywać główne siły w pozycji centralnej, najprawdopodobniej w pobliżu bazy, by móc zareagować jak najszybciej na zagrożenie z każdego kierunku. Równocześnie pragnę ukryć istnienie łączności nadświetlnej, co — jestem pewien — doceniliby nawet Ich Lordowskie Moście z Admiralicji. Może nam się to naturalnie nie udać, ale będziemy próbować, co oznacza, że musimy podsunąć przeciwnikowi jakieś wytłumaczenie faktu, że wiemy, gdzie on jest. Ponieważ nie będziemy dysponowali taką ilością lekkich okrętów, jaka byłaby potrzebna do dokładnego obsadzenia perymetru systemu, sądzę, że nie mamy innego wyjścia, jak tylko wykorzystać je wszystkie jako pikiety w najbardziej prawdopodobnych rejonach przylotu okrętów z Seaford 9. Nawet jeśli nie będzie żadnego okrętu tam, gdzie się rzeczywiście pojawią, możemy skierować któryś na odpowiednią pozycję dzięki platformom sensorycznym, żeby „przypadkowo” ich zauważył. Komodorze Van Slyke, pańska eskadra jest drugim pod względem siły związkiem taktycznym w systemie, więc chcę, by była skoncentrowana razem z krążownikami liniowymi. Ernie, zajmij się osłoną perymetru, dobrze? Podsumowując: trochę optymistyczniej patrzę w przyszłość. Żebyśmy się dobrze zrozumieli: trochę. Proszę, żebyście wszyscy spróbowali zastanowić się, jak najlepiej wykorzystać taktyczne zasoby, które mamy nadzieję zdobyć. Czekam na atrakcyjne propozycje, panie i panowie.
Na pomoście flagowym HMS Nike po dwudziestu sześciu godzinach gorączkowej krzątaniny, odpraw, narad i zebrań, w wyniku których zamiary stały się rzeczywistością, panowała cisza i spokój. Teraz zebrani obserwowali, jak siły wiceadmirała sir Yancey’a Parksa wykonywały rozkazy, i nikt jakoś nie miał ochoty na rozmowę. Wszyscy w milczeniu wpatrywali się w holoprojekcję. Holograficzna kula rozświetlona była sygnaturami napędów dreadnaughtów i superdreadnaughtów ustawiających się w luźny szyk, z zachowaniem dużych odstępów między ekranami.
Obok każdego wyświetlone były wielobarwne kody identyfikacyjne, podobnie jak przy symbolach oznaczających lekkie krążowniki i niszczyciele lecące z przodu i z boków okrętów liniowych. Przypominały świetlne naszyjniki oddalone znacznie od głównych sił. Bliższe i jaśniejsze kody oznaczały ciężkie krążowniki skupione już nie wokół całej formacji, lecz wokół poszczególnych eskadr liniowych. Cała ta rozświetlona formacja ruszyła niczym świeżo utworzona konstelacja przez holosferę.
Robiła wrażenie — Honor stojąca obok Sarnowa musiała to przyznać. Tyle tylko, że ta imponująca siła oddalała się, opuszczając system, w którym pozostała jedynie Piąta eskadra krążowników liniowych z jednostkami osłonowymi, a sygnatury ich napędów wyglądały zgoła żałośnie. Było ich zbyt mało, by obronić stację Hancock. Honor wzięła się w garść, nim do końca ogarnęły ją ponure myśli.
— No to zostaliśmy sami — skomentowała kapitan Corell. Stojący obok komandor Cartwright mruknął potwierdzająco.
— Przynajmniej zostawił nam zasobniki i stawiacze min — dodał oficer operacyjny.
Tym razem potakujące mruknięcie wydał Sarnow.
I znów zapadła cisza — admirał wpatrywał się w milczeniu w holosferę.
— Zostawił, fakt. Tylko nie wiem, na ile się nam naprawdę przydadzą, Joe — powiedział w końcu Sarnow, odwracając się zdecydowanym ruchem od projekcji taktycznej, i spojrzał na Honor.
Wąs drgnął mu w uśmiechu, ale nie zmieniało to faktu, że nigdy jeszcze nie widziała go bardziej zmęczonego i zmartwionego.
— Nie neguję wartości twoich pomysłów, Honor — powiedział cicho, a ona nadstawiła wyraźnie uszu: nieczęsto pomijał należny jej tytuł, ale kiedy to robił, znaczyło to, że mówi do swego taktycznego alter ego, a nie tylko jednego z podległych oficerów. — Pomysł ze stawiaczami min był genialny, a obie z Ernie miałyście rację, że da się zmodyfikować naszą kontrolę ognia tak, byśmy byli w stanie wykorzystać zasobniki. Ale prawda jest brutalna i choć Houseman może i jest dupkiem, nie, wróć, jest dupkiem żołędnym, w tej kwestii ma rację. Możemy im zadać poważne straty w pierwszym starciu, bo efekt zaskoczenia będzie działać na naszą korzyść. Ale jeżeli zaatakują nas okręty liniowe i będą kontynuowały atak po pierwszym starciu, jesteśmy martwi.
— Zawsze możemy opuścić system, sir — zauważył sucho Cartwright. — W końcu skoro admirał Parks dopuszcza oddanie Zanzibaru, nie bardzo będzie mógł mieć pretensje, jeśli wykonamy taktyczny odwrót na z góry upatrzone pozycje z systemu Hancock.
— Buntownicze skłonności z ciebie wychodzą, Joe. — Na ustach Sarnowa pojawił się zmęczony uśmiech i admirał potrząsnął przecząco głową. — Niestety, tego raczej nie da się zrobić. A to z tego prostego powodu, o którym admirał Parks zdaje się zapomniał: nie jesteśmy w stanie ewakuować całego personelu bazy.
Honor poczuła lodowaty chłód, bowiem już od pewnego czasu odpędzała od siebie tę myśl. Błyskawiczna rozbudowa stoczni remontowej i bazy spowodowała, że mieszkało tam prawie jedenaście tysięcy ludzi, a wszystkie przebywające obecnie w systemie Hancock okręty mogły zabrać maksimum siedemdziesiąt procent. I to przy nierealnie optymistycznym założeniu, że żaden nie zostałby zniszczony czy poważnie uszkodzony w czasie walki. Mimo przeładowania pokładowych systemów podtrzymania życia i tak co najmniej trzydzieści procent załogi musieliby zostawić, a znała pewnego oficera, który uparłby się, że jego obowiązkiem jest pozostać, jeśli nie wszyscy jego podkomendni zostaną ewakuowani…
— Jakoś to wypadło z głowy biedakowi w nawale zajęć — mruknęła Corell i Sarnow parsknął szczerym śmiechem, choć uwaga pod adresem głównodowodzącego była wysoce niestosowna.
— Zgadza się — przyznał i przeciągnął się. — Z drugiej strony, ma całkowitą rację, że wartość bazy Hancock jest względna: jeśli stracimy wszystkie sojusznicze systemy w tym rejonie, nie będziemy potrzebowali już bazy, a co gorsza, nie zdołamy jej utrzymać, jeśli przeciwnik użyje do blokady odpowiednio dużych sił i takimiż zaatakuje. Poza tym jako dowódca stacji Hancock musi wyważyć ewentualne straty: trzydzieści do czterdziestu tysięcy poddanych Korony tutaj i miliardy cywilów w systemach, które zobowiązaliśmy się bronić. Temu fragmentowi jego rozumowania nie da się niczego zarzucić. Jest bezwzględne, ale admirałowie czasem muszą być bezwzględnie logiczni.
— Ale mógł tego wszystkiego uniknąć, sir. — W glosie Corell słychać było przekonanie co do własnych racji.
— No, no, Ernie: jestem najmłodszym admirałem na stacji Hancock i najłatwiej mi dążyć do agresywnej reakcji — upomniał ją łagodnie Sarnow. — W końcu jeżeli okaże się błędna, nie moja głowa poleci, tylko dowódcy stacji. Dama Christa ma zresztą rację co do tego, że mogłoby to doprowadzić do starcia przypadkowego, na którym nie zależy żadnej ze stron.
— Może. Ale co by pan zrobił na jego miejscu? — w sukurs Corell pospieszył Cartwright.
— Nieuczciwe pytanie: nie jestem na jego miejscu. Miło byłoby przyjąć, że gdybym był, posłuchałbym własnej rady, ale nie jestem tego pewien. Na głównodowodzącym takiej stacji jak ta ciąży naprawdę duża odpowiedzialność, Joe.
— Piękny unik, sir — burknął kwaśno Cartwright. Sarnow wzruszył ramionami.
— Kwestia wprawy, Joe. — Ziewnął rozdzierająco i stwierdził: — Muszę się przespać, Ernie. Popilnuj z damą Honor tego interesu przez parę godzin, dobrze? Powiem stewardowi, żeby wyrzucił mnie z łóżka na tę konferencję dotyczącą ćwiczeń defensywnych.
— Naturalnie, sir.
Honor jedynie skinęła głową na znak zgody.
Sarnow poruszał się mniej energicznie niż zwykle i trójka pozostałych na pomoście oficerów wymieniła znaczące spojrzenia.
— Właśnie wyszedł człowiek załatwiony przez swego dowódcę bez mydła — oceniła Ernestyna Corell.
Wiceadmirał Parks obserwował holoprojekcję systemu Hancock, która właśnie ukazała rozdzielanie się obu zespołów. Miał ponury wyraz twarzy, bowiem nie podobało mu się to, co właśnie robił. Jeśli Rollins zjawi się tu przed Danislavem…
Dręczyła go niemiła myśl, że Sarnow miał rację i że on sam wybrał niewłaściwe rozwiązanie. Z drugiej strony, sytuacja była zbyt niejasna — o mnóstwie czynników nie miał pewnych danych, a agresywność Sarnowa stanowiła wystarczający powód, by traktować jego pomysły z podwójną ostrożnością. Pozwolił sobie na pogardliwe prychnięcie — nic dziwnego, że się tak dobrze rozumieli z tą Harrington! Cóż, skoro już musiał zaryzykować, że któraś z podległych mu eskadr będzie skazana na beznadziejną walkę, wybrał przynajmniej tę, którą dowodził najbardziej do tego nadający się zespół.
Co zresztą nie pomagało mu w spokojnym zasypianiu.
— Admirał Kostmeyer dotrze do granicy wejścia w nadprzestrzeń za dwadzieścia minut, sir. My siedemdziesiąt trzy minuty później — zameldował Capra.
Szef sztabu był jeszcze bardziej zmęczony niż Parks, bo jak zwykle w podobnych przypadkach w ciągu ostatniej godziny przed odlotem spadła nań lawina drobnych, acz istotnych problemów, które musiały rozwiązać. Miał zaczerwienione oczy, ale był świeżo ogolony, a mundur wyglądał na założony najwyżej dziesięć minut temu.
— Jak myślisz, podjąłem właściwą decyzję? — spytał cicho Parks.
— Szczerze, sir?
— Zawsze gdy tak pytam, Vincent.
— W takim razie, sir… nie wiem. Po prostu nie wiem. Jeśli zaatakują z boku i zajmą Yeltsin, Zanzibar i Alizon, będziemy mieli trudny orzech do zgryzienia, wykopując ich stamtąd, mając z drugiej strony gotowe do akcji siły w Seaford 9. W dodatku oddaliśmy im inicjatywę, a to nigdy nie jest dobre. Reagujemy na to, co zrobią, więc z założenia jesteśmy na gorszej pozycji… Może gdybyśmy wiedzieli, co dzieje się w innych rejonach granicy, łatwiej byłoby osądzić rzecz obiektywniej, ale jedno wiem na pewno, sir: nie podoba mi się tak dokładne wyczyszczenie stacji Hancock z okrętów liniowych.
— Mnie też nie. — Parks odwrócił się od holoprojekcji i opadł ciężko na swój fotel. — Ale zakładając najgorsze, Rollins musi wychodzić z założenia, że nasze siły nadal pozostają skoncentrowane w systemie Hancock. By to sprawdzić, musi wysłać zwiad i czekać na jego raport, a nie zrobił niczego podobnego od paru miesięcy. Nie może ruszyć głównych sił tak, by nie zauważyły tego nasze pikiety, a jeśli na zwiad pośle jedynie parę lekkich jednostek, Sarnow może przechwycić je i zniszczyć co do jednego. Wówczas Rollins nadal nie będzie nic wiedział. Jeśli Sarnowowi się nie uda, zwiad i tak będzie potrzebował co najmniej sześć dni na drogę w obie strony, a Rollins przynajmniej trzy, prawdopodobnie cztery, by wyruszyć. Z układu Yorik jesteśmy w stanie dotrzeć do Hancock w siedem dni od chwili, gdy nasze krążowniki opuszczą przestrzeń Seaford z wiadomością o ataku.
— W osiem dni, sir — poprawił cicho Capra. — Będą musiały lecieć za Rollinsem, by upewnić się, że nie kieruje się właśnie na Yorik, nim będą mogły przekazać nam, co jest celem ataku.
— Niech będzie osiem. — Parks potrząsnął głową, nie kryjąc zmęczenia. — Jeżeli Sarnow zdoła ich zająć przez cztery dni…
Umilkł i prawie błagalnie spojrzał na Caprę. Cztery dni — to nie był długi czas, ale tylko jeśli nie dowodziło się eskadrą krążowników liniowych walczącą z czterema eskadrami okrętów liniowych, które „zająć” można było, jedynie pozwalając im do siebie strzelać.
— To moja decyzja — oświadczył w końcu Parks. — Może zła, choć mam nadzieję, że nie. Obojętnie zresztą, jaką się okaże, będę musiał z tym żyć. Przynajmniej przeciwnik jej jeszcze nie zna, a jeśli Danislav się pospieszy i przybędzie tu pierwszy, obaj z Sarnowem będą mieli jakąś szansę…
— A jeśli nie, to przynajmniej będą w stanie ewakuować cały personel bazy — dodał równie cicho Capra.
— A jeśli nie, to ewakuują personel bazy — zgodził się Parks z westchnieniem i zamknął oczy.
Eskadry okrętów liniowych zniknęły w nadprzestrzeni, a ich zadanie przejęła samotna eskadra krążowników liniowych.