Ledwie Honor znalazła się na głównym pokładzie hangarowym HMS Gryphon, pośpiech stał się w pełni uzasadniony — pomimo środka nocy pokład był rzęsiście oświetlony, pełen pinas i kutrów, wart trapowych oraz oficerów witanych i odprowadzanych, gdy tylko znaleźli się na pokładzie. Nie zazdrościła oficerowi kontroli ruchu, bo żonglerka taką ilością niewielkich jednostek przy założeniu, że ich pasażerowie mają jak najszybciej wysiąść, była herkulesowym zadaniem, nawet jeśli miało się do dyspozycji tak przestronne pomieszczenie jak główny pokład hangarowy superdreadnoughta.
Co prawda żaden okręt nie przestawał funkcjonować w nocy, która zresztą podobnie jak i dzień była czysto umowna, ale stopień aktywności na pokładzie zawsze malał. Za czas pokładowy przyjmowano z reguły czas panujący na głównej, zamieszkanej planecie systemu, w którym bazował okręt z korektami zależnymi od przyzwyczajeń admirała, jeśli był to okręt flagowy. Człowiek był z natury istotą potrzebującą stabilnego rozkładu dobowego, by normalnie funkcjonować; gdy ten rytm został zakłócony, czuł się zagubiony i przemęczony. Kiedy admirał udawał się na spoczynek, robiła to też większość jego sztabu i tempo życia na okręcie znacznie zwalniało, toteż logiczne było, że wówczas panowała noc pokładowa. Zgodnie z tą zasadą, noc powinna obowiązywać na Gryphonie od co najmniej czterech godzin.
Tymczasem nic na to nie wskazywało.
Honor wysiadła za Sarnowem, a przed Corell, i mimo napięcia prawie się uśmiechnęła na widok porucznik dowodzącej wartą trapową. Mimo nienaganności postawy i salutu widać było, że się spieszy — w drodze była kolejna pinasa i znajdowała się na tyle blisko, że trzeba było jak najszybciej zabrać z drogi nowo przybyłych. I to nie naruszając zasad uprzejmości i ceremoniału.
— Witam na pokładzie, admirale Sarnow, kapitan Harrington, kapitan Corell. Jestem porucznik Eisenbrei. Admirał Parks przesyła pozdrowienia i prosi, byście jak najszybciej udali się za mną do sali odpraw.
— Dziękuję, poruczniku. — Sarnow skłonił głowę, dając jej równocześnie znak, by ruszyła przodem.
Honor nieomal usłyszała westchnienie ulgi, gdy porucznik Eisenbrei prowadziła ich ku windzie. W bocznym korytarzu czekał inny porucznik, starając się nie rzucać w oczy i nie przestępować z nogi na nogę — gdy go mijali, ich przewodniczka wskazała mu nieznacznie, że droga wolna, i młodzian pognał tam prawie biegiem. Honor jakimś cudem zdołała nie parsknąć śmiechem, gdy Corell spojrzała na nią i wymownie wzniosła oczy ku niebu.
Główna sala odpraw HMS Gryphon była pomimo swej wielkości zatłoczona. Zebrało się w niej kilkudziesięciu admirałów, komodorów i kapitanów — wszyscy w wyjściowych, lśniących od złota mundurach. Honor dopiero teraz doceniła zdolność przewidywania Henke i MacGuinessa. Wszyscy naturalnie odwrócili się ku wejściu, gdy Sarnow przestąpił próg, toteż zwiększyła powiększenie cybernetycznego oka i przyjrzała się im po kolei uważnie, idąc za Sarnowem. Na większości twarzy widać było zdziwienie i ciekawość. Ci nieliczni, którzy nie byli zaskoczeni, starali się zamaskować obawę, a w niektórych przypadkach strach.
Admirał Parks stał przy holomapie wraz z jakimś komodorem, najprawdopodobniej Caprą, swym szefem sztabu, sądząc po plecionym akselbancie na lewym ramieniu. On także spojrzał ku drzwiom, gdy weszli Sarnow i Honor, dał znak mówiącemu akurat komodorowi, by zamilkł.
Oczy Parksa zwęziły się na widok wchodzących. Wyprostował się. Odległość była zbyt duża, by mógł to dostrzec ktoś nie posiadający cyberprotezy, Honor widziała jednak wyraźnie, jak zimne, niebieskie oczy Parksa zatrzymały się na niej, a usta zacisnęły. Potem przeniósł wzrok na Sarnowa i zacisnął usta jeszcze mocniej, nim się opamiętał i przybrał obojętny wyraz twarzy.
Przestawiła oko na normalne widzenie, zachowując neutralną minę, mimo że w głębi ducha czuła, iż coś tu jest poważnie nie w porządku. Przypomniała sobie niedawną rozmowę z Henke przy winie. Parks nie wyglądał na zachwyconego widokiem Sarnowa, ale najpierw przyjrzał się jej i to ze średnio radosną miną. A więc bardziej prawdopodobnym było, iż to ona była powodem niezadowolenia dowódcy stacji Hancock, a nie admirał Sarnow.
Który zresztą nie wydawał się w najmniejszym stopniu przejmować potencjalną wrogością dowódcy. Podszedł do Parksa i powiedział z szacunkiem, ale bez śladu napięcia w głosie:
— Admirale Parks.
— Admirale Sarnow. — Parks odpowiedział na powitanie tonem odrobinę zbyt normalnym jak na alarmową odprawę dowódców wszystkich podległych mu sił, ale wyciągnął rękę.
Sarnow ścisnął ją i wskazał na swych oficerów.
— Pozwoli pan, że przedstawię kapitan Harrington, sir — powiedział. — Kapitan Corell już pan, jak sądzę, poznał.
— Poznałem. — Parks skinął głową Corell, nie spuszczając jednak wzroku z Honor, a dłoń wyciągnął do niej dopiero po sekundowym wahaniu. — Witam na pokładzie HMS Gryphon, lady Harrington.
— Dziękuję, sir.
— Doskonale. Znajdźcie swoje miejsca i siadajcie. — Parks mówił już do Sarnowa. — Czekamy jeszcze na admirałów Miazawę i Konstanzakis, a zamierzam zacząć, gdy tylko się zjawią.
— Naturalnie, sir. — Sarnow wskazał podkomendnym stół konferencyjny, a sam podszedł do jednego z admirałów, którego Honor nie znała.
Obie z Corell odszukały miejsca ze swoimi nazwiskami i usiadły. Honor rozejrzała się, by sprawdzić, czy nikt ich nie słyszy, i spytała cicho, pochylając się ku Corell:
— O co chodzi, Ernie?
— Pojęcia nie mam — odparła zapytana równie cicho, a widząc jej niedowierzająco uniesioną brew, wyjaśniła: — Naprawdę nie wiem. Ale jestem pewna, że stary wkurzył się na Parksa za…
Umilkła, gdyż miejsce obok niej zajął jakiś komodor, i spojrzała wymownie na Honor, dając jej do zrozumienia, by nie kontynuowała tematu. Honor skinęła głową — to na pewno nie był właściwy czas ani miejsce — ale nie miała zamiaru rezygnować z poznania prawdy. Skoro istniał problem, musiała wiedzieć, na czym on polega. I to szybko.
W tym momencie do sali weszła, a raczej wbiegła truchtem admirał Konstanzakis, której dosłownie deptał po piętach admirał Miazawa. Konstanzakis wzrostem dorównywała Honor, ale była grubokoścista i masywniejsza — Honor oceniała, że jest cięższa od niej o połowę. Miazawa natomiast w berecie i na obcasach mierzył jakieś sto sześćdziesiąt centymetrów, a ważył maksymalnie z pięćdziesiąt kilo. Do złudzenia przypominali mastiffa i pekińczyka, ale nagły wzrost napięcia wśród zebranych jednoznacznie świadczył, że wszelkie tego typu porównania są nie na miejscu, bowiem nowo przybyli nie posiadają poczucia humoru.
Admirał Parks usiadł, poczekał, aż ostatni oficerowie zajmą swoje miejsca, i lekko zastukał palcami w blat. Potem odchrząknął i zagaił:
— Dziękuję wszystkim za tak szybkie przybycie i przepraszam za nagłość wezwania, ale jak wszyscy słusznie podejrzewacie, nie zrobiłbym tego bez naprawdę istotnego powodu. Vincent?
Komodor Capra wstał i zabrał głos:
— Panie i panowie, właśnie otrzymaliśmy dostarczoną specjalnym kurierem priorytetową wiadomość z Admiralicji. — Napięcie w sali wzrosło, a Capra wziął elektro-kartę i zaczął czytać: — „Do oficera dowodzącego stacją Hancock z poleceniem przekazania wszystkim dowódcom eskadr od admirała Thomasa Caparelliego, Pierwszego Lorda Przestrzeni. Otrzymaliśmy meldunki o licznych i najwyraźniej zorganizowanych incydentach granicznych mających miejsce wzdłuż całej granicy Sojuszu z Ludową Republiką Haven. Choć w większości przypadków nie udało się jednoznacznie potwierdzić udziału okrętów Ludowej Marynarki, w trzech prowokacjach zostały one zidentyfikowane bez cienia wątpliwości. Powtarzam: zidentyfikowano jednostki Ludowej Marynarki, które bez powodu naruszyły przestrzeń Sojuszu w trzech systemach: Candor, Zuckerman i Klein”.
W sali rozległ się cichy pomruk, który Capra zignorował i czytał dalej równym, rzeczowym tonem.
— „Co prawda jak dotąd nie mamy informacji o wymianie ognia między okrętami Royal Manticoran Navy a Ludowej Marynarki, ale te ostatnie po naruszeniu przestrzeni układu Zuckermana zniszczyły kilkanaście naszych platform wczesnego ostrzegania przed opuszczeniem systemu. Na dodatek sprzymierzone systemy poniosły straty tak w ludziach, jak i w sprzęcie podczas starć z niezidentyfikowanymi dotąd siłami. Potwierdzone straty Królewskiej Marynarki obejmują całkowite zniszczenie niszczycieli Havoc i Turbulent wraz z resztą konwoju Mike Golf-19”.
Tym razem pomruk był głośniejszy i znacznie bardziej przypominał gardłowy warkot. Parks, słysząc go, zmarszczył brwi, ale nie odważył się zareagować. Capra zaś czytał dalej:
— „Wywiad w chwili obecnej nie jest w stanie podać rozsądnych powodów, które mogłyby skłonić Ludową Republikę Haven do szukania otwartego konfliktu z nami, tym niemniej ze względu na jednoznaczną identyfikację okrętów Republiki w trzech incydentach naruszenia granicy Admiralicja uważa, że należy rozważyć możliwość, powtarzam: możliwość, że za wszystkie te prowokacje odpowiedzialna jest Ludowa Republika Haven. W związku z tym nakazuje się panu podjąć wszelkie rozsądne i uzasadnione środki ostrożności na podległym panu obszarze. Poleca się panu również, by starał się pan unikać działań mogących doprowadzić do eskalacji konfliktu lub pogorszenia istniejącej sytuacji, przypominając jednocześnie, iż główną troską jest bezpieczeństwo pańskiego teatru działań i ochrona naszych sojuszników. Tę wiadomość należy traktować jako ostrzeżenie o możliwości wybuchu wojny. Tym samym udziela się panu zgody i zaleca, by postawił pan podległe sobie siły w stan gotowości Alfa Dwa zgodnie z Zasadami Podjęcia Walki wariant Baker. Podpisano: admirał sir Thomas Caparelli, Pierwszy Lord Przestrzeni RMN, za Jej Wysokość Królową”.
Capra delikatnie odłożył elektrokartę na stół i usiadł bez słowa. W sali panowała cisza, co było całkowicie zrozumiałe — stan gotowości Alfa Dwa był najwyższym, jaki mógł istnieć w czasie pokoju. Alfa Jeden oznaczał już otwartą wojnę, natomiast wariant Baker dopuszczał otwarcie ognia do okrętów przeciwnika przez każdego dowódcę eskadry, jeżeli uznał, że zagrożone są jego własne jednostki — nawet jeśli nie został jeszcze ostrzelany. Dając takie prawo wszystkim dowódcom stacji, admirał Caparelli formalnie likwidował zabezpieczenie będące od lat częścią strategii RMN. Teraz wojnę wywołać mógł zwykły kapitan dowodzący eskadrą lekkich krążowników stacjonującą na jakimś zadupiu zapomnianym przez Boga i ludzi. Nawet Honor poczuła zimny dreszcz przebiegający po krzyżu, gdy wyobraziła sobie taką ewentualność.
Przełknęła ślinę i poczuła zimny, racjonalny strach, uświadamiając sobie coś jeszcze — w przeciwieństwie do przeważającej większości obecnych brała niedawno udział w walce i doskonale zdawała sobie sprawę, co w praktyce oznacza ten rozkaz. Dla zebranych tutaj wojna była teorią, a wiedzy, o którą jej chodziło, nie można było zdobyć inaczej niż doświadczalnie. Ona miała już tę lekcję dawno za sobą.
— W tych warunkach należy niezwłocznie przeanalizować i najprawdopodobniej zmienić rozmieszczenie naszych własnych sił i priorytety zadań. — Ciszę przerwał głos admirała Parksa. — Zwłaszcza że za ostatnie straty floty kalifatu odpowiedzialne są właśnie „niezidentyfikowane siły”. A Zanzibar to nasza odpowiedzialność, panie i panowie. Wraz z rozkazem odczytanym właśnie przez komodora Caprę otrzymałem informację wyszczególniającą siły, którymi Admiralicja zamierza wzmocnić stację Hancock. Oprócz odpowiedniej liczby ciężkich i lekkich krążowników oraz niszczycieli, potrzebnych by nasze eskadry i flotylle osłonowe miały pełne stany, powinna do nas dołączyć Osiemnasta eskadra liniowa dowodzona przez admirała Danislava. Niestety, modernizacja części z nich i skoncentrowanie wszystkich dreadnaughtów zajmie trochę czasu, toteż admirał Caparelli ocenia, że zjawią się tu nie wcześniej niż za trzy tygodnie. Nie ma co rozpaczać, panie i panowie: następna wiadomość jest gorsza. Nasze lekkie krążowniki pilnujące Seaford 9 zameldowały o przybyciu do bazy trzeciej eskadry superdreadnaughtów, ale nie spowodowało to większych zmian w ruchach czy zasadach operowania stacjonujących tam sił. Jedyne incydenty w naszym rejonie to zniszczenie przez nieznanych sprawców jednostek kalifatu. Nawet jeśli, jak podejrzewamy, jest to sprawka Ludowej Marynarki, brak aktywności okrętów admirała Rollinsa może wskazywać, że nie są jeszcze gotowi do jakiejkolwiek poważniejszej akcji. Z drugiej strony ten brak aktywności może maskować przygotowania do niespodziewanego ataku, którego cel starannie ukrywają.
Ktoś ni to jęknął, ni to westchnął i Parks uśmiechnął się z przebłyskiem humoru.
— Gdyby odpowiedź na to pytanie była prosta, nie zebralibyśmy się tutaj, prawda? — spytał Parks. Odpowiedział mu zgodny, potakujący pomruk. — Zdajemy sobie sprawę, że ten rejon jest szczególnie narażony na atak i newralgiczny dla całego systemu obronnego, podobnie jak zdaje sobie z tego sprawę Admiralicja. Niestety, my jesteśmy tutaj, a Ich Lordowskie Moście nie, i jak podejrzewam, istnieje parę podobnych do naszego rejonów, toteż założyć należy, że to, czym obecnie dysponujemy, plus Osiemnasta eskadra liniowa to wszystko, czym będziemy dysponować, gdy zacznie się wojna. O ile naturalnie się zacznie. Jakie mamy opcje przy tym założeniu?
Uniósł brwi i przyjrzał się uważnie zebranym. Przez chwilę nic i nikt nie mącił ciszy i bezruchu, po czym Mark Sarnow uniósł dłoń. Parks na moment zacisnął usta, ale skinął przyzwalająco głową.
— Chciałbym ponowić moją sugestię wysuniętego rozwinięcia sil w pobliżu Seaford 9, sir Yancey — powiedział, starannie dobierając słowa Sarnow. — Prawdą jest, że nasze jednostki obserwujące bazę powinny zauważyć każdy ruch ich sił, ale muszą nam o tym zameldować, abyśmy byli w stanie podjąć jakiekolwiek działania. Jeśli przeciwnik ruszy na naszą bazę, jest to bez znaczenia, bo krążowniki dotrą tu przed nim. Natomiast jeśli celem ataku będzie któryś ze sprzymierzonych systemów, będziemy mieli znacznie mniej czasu na reakcję, a jeśli zaatakują Yorik, nie mamy fizycznej możliwości przechwycenia ich wcześniej niż w samym systemie.
Parks otwierał usta, by odpowiedzieć, ale uprzedziła go admirał Konstanzakis:
— Z całym szacunkiem, sir Yancey, ale uważam to za błędne posunięcie — rąbnęła prosto z mostu. — Admirał Caparelli wyraźnie rozkazał unikać niepotrzebnej eskalacji konfliktu. Nie sądzę, by istniało inne określenie na operację przesunięcia całego zespołu wydzielonego na sam skraj przestrzeni terytorialnej Ludowej Republiki!
— Rozkazy wydane przez admirała Caparelliego pochodzą sprzed tygodnia, a informacje, na podstawie których zostały wydane, są jeszcze starsze, pani admirał — odparł spokojnie Sarnow, odwracając się ku niej. — Jest możliwe, a nawet prawdopodobne, że obecnie sytuacja znacznie się pogorszyła. W tych warunkach „rozsądne i uzasadnione środki”, które rozkazał podjąć admirał Caparelli, to zabezpieczenie się przed możliwością, że admirał Rollins zdoła opuścić Seaford 9, a my nie będziemy w stanie przechwycić jego sił w dogodnym czasie i miejscu. To istotniejsze niż groźba, iż nasze postępowanie zostanie uznane za prowokujące, zwłaszcza przez tych, którzy już mają na koncie wywołanie incydentów zmierzających do stworzenia sytuacji kryzysowej.
— Ależ pan mówi o blokadzie systemu Seaford! — zaprotestował admirał Miazawa. — To nie prowokacja, to wypowiedzenie wojny!
— Nie wspominałem o blokadzie! — Głos Sarnowa pozostał stonowany, ale dla kogoś, kto go dobrze znał, było oczywiste, że admirała zaczyna zalewać nagła krew. — Proponuję jedynie skoncentrowanie sił w miejscu, w którym od pewnego czasu i tak znajduje się nasza pikieta. Mamy obserwować ruch około i wewnątrzsystemowy, nie zaś przeszkadzać w nim w jakikolwiek sposób, chyba że wykryjemy ruch całej stacjonującej tam floty lub inne wrogie akty. Chciałbym też przypomnieć przykry fakt, że kiedy okręt wejdzie w nadprzestrzeń, można jedynie domyślać się, dokąd zmierza. Uważam, że jedynym pewnym sposobem, abyśmy mogli spotkać się z flotą przeciwnika w stanie pełnej gotowości, jest utrzymywanie własnych skoncentrowanych sił tak blisko niego, by nie zdołał nam umknąć.
— Proszę o więcej spokoju i rozwagi, panie i panowie — upomniał niespodziewanie admirał Parks i po sekundowej przerwie kontynuował: — Admirał Sarnow ma rację, podobnie jak admirał Konstanzakis, co doskonale ilustruje niemożność sformułowania szczegółowych planów bez konkretnych informacji. Należy również wziąć pod uwagę, iż nasze platformy dalekiego zasięgu rozmieszczone wokół systemu Hancock nie wykryły żadnej pikiety okrętów Ludowej Marynarki, z czego wniosek, że admirał Rollins nie ma o nas tak szczegółowych informacji jak my o nim. A fakt, że nie siedzimy na jego progu, uniemożliwia mu dokładne zorientowanie się tak w siłach, którymi dysponujemy, jak i w ich rozlokowaniu. Co oznacza, że najprawdopodobniej bawi się w podobną jak my teraz zgadywankę.
Uśmiechnął się bez śladu wesołości. Jedyną osobą, która zareagowała na ten przerywnik, była admirał Konstanzakis — energicznie pokiwała głową.
— Jeżeli zgodzimy się na pańską propozycję, admirale Sarnow, rzeczywiście będziemy dokładnie wiedzieli, gdzie znajdują się siły stacjonujące w Seaford 9, i znajdziemy się w pozycji pozwalającej na związanie ich walką w dogodnym dla nas momencie, co niewątpliwie byłoby wielkim plusem. Minus stanowiłaby, jak słusznie zauważyła admirał Konstanzakis, ewentualność, że uznają to za eskalację, ale to mniejszy problem. Większym jest to, że koncentrując wszystkie siły przeciwko znanym siłom nieprzyjaciela, pozostawimy bazę i sojusznicze systemy w tym rejonie bezbronne wobec ataku innych sił, które Republika mogła tu skierować, a o których nic nam nie wiadomo, ponieważ jak dotąd nie ujawniły się. Jeżeli wszystkie nasze okręty związane będą obserwacją Seaford 9, da im to możliwość zajęcia bez oporu dowolnie wybranego systemu podlegającego naszej obronie albo i wszystkich, i to stosunkowo lekkimi siłami. Seaford 9 byłby w tej sytuacji magnesem odciągającym nas w krytycznym momencie. Zgadza się?
— Taka możliwość naturalnie istnieje, sir — zgodził się Sarnow. — Ale takie lekkie siły skazane byłyby na pewną zagładę, gdyby zostały przez nas przechwycone. Jeżeli respektują Prawa Murphy’ego, a biorąc pod uwagę ich doświadczenie w podbojach, sądzę że tak, to można wątpić, by próbowali czegoś równie skomplikowanego i wymagającego dokładnej koordynacji przy tak wielkich opóźnieniach.
— Tak więc sądzi pan, że jeśli zaatakują nas w tym rejonie, to wyłącznie siłami stacjonującymi w Seaford 9?
— Raczej tak, sir. Nie można wykluczyć, że zdecydują się na inny wariant ataku, ale jestem przekonany, że jeśli tak postąpią, przeznaczą do tego siły, które uznają za wystarczające do pokonania nas. W tych warunkach uważam, że sojuszników lepiej będzie osłonić lekkimi pikietami, a siły główne skoncentrować w pobliżu Seaford. Jeżeli dowiemy się, że zaatakowali gdziekolwiek, możemy wówczas zdobyć bazę w systemie Seaford, zanim zareagujemy na zagrożenie, które stanowi ich obecność na naszym terytorium. Musimy pamiętać, że naszym najważniejszym zadaniem jest jak najszybsze i jak największe zmniejszenie ilości ich okrętów liniowych, by stosunek sił wyrównał się. Najprościej to osiągnąć, doprowadzając do walki w warunkach dla nas jak najkorzystniejszych i tak szybko jak to możliwe.
— Kiedy się pana słucha, można pomyśleć, że już jesteśmy w stanie wojny — prychnął Miazawa.
— Bezpieczniej jest to właśnie założyć — odparł spokojnie Sarnow.
— Dość, panowie! — polecił niespodziewanie cicho Parks, przyglądając się obu oficerom przez długą chwilę. Potem potarł czoło i westchnął.
— Z wielu powodów wolałbym przyjąć pańskie rozwiązanie, admirale Sarnow. — Zabrzmiało to tak, jakby Parks sam był tym zaskoczony. — Niestety, uważam, że istotna jest również sugestia, byśmy unikali eskalacji. I w przeciwieństwie do pana nie mogę się uwolnić od podejrzenia, że niezależnie od Praw Murphy’ego mogą próbować wywabić nas z zajmowanych pozycji, by zająć je w niespodziewanym ataku. Co więcej, moim najważniejszym zadaniem jest ochrona ludności i terenów naszych sojuszników. Dlatego obawiam się, że pomysł wysuniętego rozwinięcia sił musi zostać odrzucony.
Sarnow na moment zacisnął usta. Potem skinął głową i siadł wygodniej, już z normalnym, czyli obojętnym wyrazem twarzy, najwyraźniej uznając swój aktywny udział w naradzie za skończony. Admirał Parks przyglądał mu się jeszcze przez moment, przesunął spojrzeniem po twarzy Honor i kontynuował:
— Obecnie posiadamy w tym rejonie siły mniej więcej równe siłom przeciwnika. Jak jednak powiedział admirał Sarnow, nagły atak na system Yorik nie może zostać przez nas przechwycony, natomiast — z drugiej strony — ataki na systemy Alizon i Zanzibar muszą przebiegać przez okolice układu Hancock, co stworzy nam doskonałą okazję do przechwycenia ich przed osiągnięciem celu. Dlatego też moim zamiarem jest wysłanie eskadr admirał Konstanzakis, Miazawy i Tollivera do układu Yorik. W ten sposób w najbardziej newralgicznym punkcie znajdą się dwadzieścia cztery dreadnaughty, które powinny poradzić sobie z atakiem sił z Seaford 9 jak i z jakimkolwiek niespodziewanym atakiem lekkich sił z innego kierunku. Admirał Kostmeyer uda się ze swoimi dreadnaughtami do układu Zanzibar, który jest następnym w kolejności celem. Jego obecność powinna zapobiec dalszym stratom we flocie kalifa. Nie będzie pan tam osamotniony, admirale Kostmeyer, ponieważ zamierzam ponownie skoncentrować krążowniki admirała Tyrela w jedną całość i także wysłać je tam najszybciej, jak tylko będę mógł. Proszę rozmieścić platformy sensoryczne i użyć krążowników do agresywnego patrolowania obrzeży systemu według własnego uznania. Jeżeli system zostanie zaatakowany przez przeważające siły, ma pan się wycofać, ale nie rozpraszać sił, i pozostawać w kontakcie z nieprzyjacielem do chwili dotarcia pozostałych okrętów zespołu wydzielonego.
— Mam oddać system, sir? — Kostmeyer nie do końca zdołał ukryć zaskoczenie.
Parks uśmiechnął się chłodno.
— Obrona Zanzibaru jest naszym obowiązkiem, ale — jak przypomniał admirał Sarnow — celem jest niszczenie okrętów liniowych wroga, a nie bohaterska i bezsensowna śmierć. Jeżeli uderzymy wszystkimi siłami, osiągniemy ten cel przy mniejszych stratach własnych i najprawdopodobniej także przy mniejszych stratach wśród ludności i w infrastrukturze, niż spowodowałaby desperacka, ale nieudana jego obrona.
Honor przygryzła dolną wargę i podrapała Nimitza za uszami. Mimo wszystko nie mogła nie szanować moralnej odwagi Parksa. Nie każdy dowódca zdobyłby się na rozkaz opuszczenia w razie konieczności terytorium sprzymierzeńca, ponieważ nawet jeśli odbiliby je potem, minimalizując straty, postępowanie takie i tak wywołałoby burzę i mogło okazać się katastrofalne dla jego dalszej kariery. Natomiast pomysł rozczłonkowania sił w obliczu wysoce nieprawdopodobnego ataku — jakkolwiek logiczne nie byłyby przesłanki — mroził jej krew w żyłach. Sarnow bezwzględnie miał rację co do najlepszego sposobu rozegrania ewentualnej bitwy — mówiły jej to jednoznacznie wiedza, doświadczenie i instynkt. Parks tego nie rozumiał, ale nie to było najgorsze — najgorszym błędem było zabranie wszystkich trzydziestu dwóch okrętów liniowych z systemu Hancock i pozostawienie w nim wyłącznie piątej eskadry krążowników liniowych. W obecnych warunkach oznaczało to, iż baza RMN pozostanie praktycznie bezbronna.
— Pan zaś, admirale Sarnow, zostanie tutaj, a pańska eskadra będzie stanowiła główne siły lekkiej grupy wydzielonej. Pańskim zadaniem będzie osłona bazy przed niespodziewanym atakiem. Pozostawię dokładne rozkazy dla admirała Danislava, którego eskadrę zamierzam również przydzielić do obrony bazy. Razem będziecie dysponowali wystarczającymi siłami, by w razie potrzeby obronić Alizon, i wszelkimi informacjami, ponieważ meldunki będą spływały najpierw do bazy, a dopiero później zostaną przekazane komu trzeba. Zamierzam także wzmocnić pikietę flotyllą lekkich krążowników, co powinno pozwolić okrętom pilnującym Seaford tak na śledzenie przeciwnika, gdyby wyruszył, jak i na ostrzeżenie pana, by wzmocnił pan siły admirała Kostmeyera, gdyby celem ataku stał się Zanzibar. Zdaję sobie sprawę, że admirał Kostmeyer będzie w znacznie gorszej sytuacji, gdyby musiał przyjść panu z pomocą, ale jak długo przeciwnik nie wie, że w bazie nie zostały żadne poważne siły, tak długo Hancock jest bezpieczny. A by się tego dowiedzieć, musiałby najpierw przeprowadzić zwiad systemu: nawet jeśli nie uda się zniszczyć zwiadowcy, zaalarmuje nas to wystarczająco wcześnie, byśmy zdążyli ściągnąć tu siły z Zanzibaru lub Yorika. Albo z obu, jeśli zaistnieje taka konieczność… Rozumiem doskonale, że zostawiam pana osamotnionego i z niewystarczającymi siłami do czasu przybycia admirała Danislava, admirale Sarnow. Nawet po jego przybyciu znajdziecie się w trudnym położeniu, jeśli admirałowi Rollinsowi uda się dotrzeć przed nami do Hancock, ale obawiam się, że jest to ryzyko, którego nie da się uniknąć. Funkcją tej bazy jest ochrona całego obszaru i koordynacja działań naszych sił w tym rejonie. Jeżeli stracimy Zanzibar, Yorik i Alizon, Hancock zostanie odizolowany i odcięty od posiłków, tracąc równocześnie swą wartość militarną i możliwość dalszego istnienia.
— Rozumiem, sir. — Głos Sarnowa był spokojny, pozbawiony urazy czy złości, ale admirał nie powiedział również, że zgadza się ze stanowiskiem Parksa.
— W takim razie przejdźmy do szczegółów, Mark… — Parks dał swemu oficerowi operacyjnemu znak, by zabrał głos, a sam zajął się masowaniem nasady nosa.
— Tak jest, sir. Po pierwsze uważam, że należy zastanowić się, w jaki sposób najlepiej rozdzielić jednostki osłonowe między admirała Kostmeyera a resztę… — Kapitan Hurston mówił rzeczowo i zwięźle jak na zawodowca przystało, ale Honor nie słuchała go.
To znaczy — jej umysł rejestrował informacje do przyszłego wykorzystania, ale ona sama w tej chwili nie zwracała najmniejszej uwagi na to, co słyszy, jako że były to informacje nieistotne. Sądząc po sztywności Corell, ona postępowała podobnie.
Honor była pewna, że Parks popełnił właśnie największy błąd swego życia. Z jak najlepszych pobudek i w części wsparty logiką, tym niemniej błąd. Przeczuwała to, podobnie jak znała w pewnym momencie właściwe rozwiązanie skomplikowanego problemu taktycznego, który ułożył się nagle w spójną całość. Mogła się mylić, a raczej pragnęła, by tak było, ale nie liczyła na to. Zastanawiała się tylko, na ile ostateczna decyzja Parksa wynikała z logiki, a na ile ze świadomej czy podświadomej ochoty, by trzymać jak najdalej od przeciwnika obu nielubianych i kłopotliwych oficerów, czyli Sarnowa i ją.
Chęć zapewnienia sobie spokoju bywa naprawdę silną motywacją.