Postępując według wskazówek doktora Singha, Reuben, Louise i Ponter bez przeszkód dotarli do samochodu, który Reuben wcześniej zaparkował w garażu dla personelu szpitala. SUV miało kolor czerwonego wina i ślady odprysków na lakierze od jazdy po kamienistych drogach na terenie kopalni Inco. Ponter wsiadł z tyłu i położył się na siedzeniu, zasłaniając głowę rozłożonym egzemplarzem „Sudbury Star”. Louise — która przyszła do szpitala pieszo — zajęła miejsce z przodu, obok Reubena. Montego zaprosił ją do siebie na wspólny obiad z Ponterem. Obiecał, że wieczorem odwiezie ją do domu.
Jechali spokojnie; w tle cicho grało radio, lokalna stacja CJMX-FM właśnie nadawała piosenkę Its Raining Men w wykonaniu Geri Halliwell.
— Proszę spróbować mnie przekonać — odezwał się Reuben, zerkając na Louise. — Dlaczego sądzi pani, że Ponter przybył z równoległego wszechświata?
Na moment zacisnęła pełne wargi.
Boże — pomyślał — jaka ona jest piękna.
— W jakim stopniu zna pan fizykę? — spytała w końcu.
— Ja? Na poziomie szkoły średniej. Kiedy Stephen Hawking przyjechał do Sudbury, kupiłem sobie Krotkę historię czasu, ale przeczytałem tylko fragment.
— Rozumiem — powiedziała. Reuben skręcił w prawo. — W takim razie zadam panu pytanie. Jeśli wystrzelę pojedynczy foton w stronę przegrody z dwiema pionowymi szczelinami, a na ekranie po drugiej stronie pojawią się wzory interferencji, co się stało?
— Nie wiem — przyznał Reuben szczerze.
— Otóż, według jednej interpretacji, ten pojedynczy foton zamienia się w falę energii i w momencie uderzenia w przegrodę ze szczelinami za każdą z tych szczelin powstaje nowe czoło fali i mamy klasyczną interferencję fal, przy czym nakładanie się fal z różnych źródeł prowadzi do ich wzmocnienia lub wygaszenia.
Reuben co nieco sobie przypominał.
— Tak.
— Jak wspomniałam, to tylko jedna z interpretacji. Według innej wszechświat się dzieli, na krótko stając się dwoma wszechświatami. W jednym z nich foton — nadal jako cząstka — przechodzi przez szczelinę po lewej stronie, a w drugim przez szczelinę po prawej. A ponieważ w zasadzie nie ma różnicy, przez którą szczelinę foton przeszedł w tym czy w tamtym wszechświecie, obydwa zapadają się z powrotem w jeden, przy czym obraz interferencji jest wynikiem połączenia się wszechświatów.
Reuben kiwnął głową, uznając, że powinien.
— A zatem — ciągnęła Louise — mamy eksperymentalne podstawy, aby wierzyć w okresowe istnienie wszechświatów równoległych — te obrazy interferencji rzeczywiście się pojawiają, nawet jeśli posyłamy tylko jeden foton w stronę dwóch szczelin. Ale co by było, gdyby te dwa wszechświaty nie zapadły się ponownie w jeden? Co by się stało, gdyby po rozdzieleniu istniały dalej oddzielnie?
— Co? — Reuben starał się nadążyć za jej tokiem rozumowania.
— Proszę sobie wyobrazić wszechświat, który się rozdzielił… kto wie, może dziesiątki tysięcy lat temu, w okresie, gdy dwa gatunki człowieka żyły obok siebie: w czasach naszych przodków, czyli ludzi z Cro-Magnon — (Reuben zwrócił uwagę, że wymówiła tę nazwę tak jak osoba francuskojęzyczna, z bezdźwięcznym „g”) — i przodków Pontera, dawnych neandertalczyków. Nie wiem, jak długo jedni i drudzy współistnieli, ale…
— Od mniej więcej stu tysięcy lat temu do może dwudziestu siedmiu tysięcy lat temu — wtrącił Reuben.
Louise spojrzała na niego z podziwem, wyraźnie zaskoczona tym, że to wie.
On tylko wzruszył ramionami.
— Właśnie jest u nas profesor genetyki z Toronto, Mary Vaughan. To od niej się dowiedziałem.
— Aha. No właśnie, w którymś momencie tego okresu doszło do rozszczepienia i dwa wszechświaty zaczęły istnieć oddzielnie. W jednym przetrwali nasi przodkowie. W drugim przewagę zdobyli neandertalczycy, z czasem tworząc własną cywilizację i język.
Reubenowi zaczynało się kręcić w głowie.
— Ale… ale w takim razie jak doszło do ponownego kontaktu między tymi dwoma wszechświatami?
— Je ne sais pas — odparła Louise, kręcąc głową.
Opuścili granice Sudbury i jechali teraz drogą regionalną numer 55 do miejscowości Lively[6] — wbrew nazwie bardzo sennej — w pobliżu której znajdowała się kopalnia.
— Ponter — odezwał się Reuben. — Chyba możesz już się wyprostować; dalej nie spodziewam się korków na drogach.
Ponter się nie ruszył.
Reuben zrozumiał, że użył zbyt skomplikowanego słownictwa.
— Ponter, wstań — powiedział.
Usłyszał szelest gazety i we wstecznym lusterku pojawiła się duża głowa Pontera.
— Wstań — potwierdził Ponter.
— Dziś zostaniesz na noc w moim domu, rozumiesz?
— Tak — odparł neandertalczyk po chwili, podczas której przypuszczalnie słuchał tłumaczenia.
— Ponter musi dostać jedzenie — odezwał się Hak.
— Dobrze — przytaknął Reuben. — Wkrótce coś zjemy.
Dwadzieścia minut później dotarli do domu Reubena. Był to nowoczesny, dwupiętrowy budynek otoczony dwoma akrami ziemi, tuż poza granicami miejscowości Lively. Ponter z fascynacją przyglądał się, jak Reuben otwiera zamek, a potem zamyka zasuwę i zakłada łańcuch od środka.
Uśmiechnął się.
— Miło — powiedział z zachwytem.
Reuben początkowo sądził, że Ponterowi podoba się wystrój wnętrza, ale po chwili zrozumiał, że ten ma na myśli temperaturę. Ucieszyło go to, że dom ma klimatyzację.
— No cóż — Reuben uśmiechnął się do gości — witam w moich skromnych progach. Czujcie się jak u siebie.
Louise rozejrzała się wokół.
— Nie jest pan żonaty? — spytała.
Reuben zastanawiał się, dlaczego ją to interesuje. Najpierw z zadowoleniem pomyślał, że sprawdza, czy nie jest zajęty. Potem przyszło mu do głowy bardziej prawdopodobne wyjaśnienie. Pewnie uświadomiła sobie, że wybrała się za miasto z mężczyzną, którego ledwo zna, i teraz utknęła z nim i z neandertalczykiem w pustym domu. Ale kiedy rozejrzał się po nieporządnym pokoju, z porozrzucanymi wszędzie magazynami i talerzem z resztkami pizzy na niskim stoliku, uznał, że doszła do wniosku, iż na pewno mieszka sam, bo żadna kobieta nie zniosłaby takiego bałaganu.
— Nie — przyznał. — Byłem, ale…
Louise kiwnęła głową.
— Ma pan dobry gust — powiedziała, przyglądając się umeblowaniu łączącemu style karaibski i kanadyjski, z przewagą sprzętów z ciemnego drewna.
— Moja żona miała — stwierdził. — Od naszego rozstania niczego nie zmieniałem.
— Aha. Może pomogę panu przygotować obiad? — zaproponowała Louise.
— Nie, dziękuję. Zrobię steki. Z tyłu domu mam grilla.
— Jestem wegetarianką.
— Och. Hm, mógłbym upiec trochę warzyw i… hm, może ziemniaka?
— Doskonale.
— To dobrze. Proszę tymczasem dotrzymać towarzystwa Ponterowi — powiedział Reuben, kierując się do łazienki, żeby umyć ręce.
Później, doglądając grilla na tarasie za domem, widział, że rozmowa między Louise i Ponterem staje się coraz bardziej ożywiona. Hak pewnie poznawał nowe słowa. Kiedy steki się upiekły, Reuben zastukał w szybę, żeby zwrócić uwagę gości, i pomachał do nich, zapraszając ich na zewnątrz.
Chwilę później dołączyli do niego.
— Doktorze Montego, Ponter jest fizykiem! — oznajmiła z zachwytem Louise.
— Naprawdę?
— Tak. Nie wyciągnęłam jeszcze od niego wszystkich szczegółów, ale z całą pewnością jest fizykiem… i wydaje mi się, że zajmuje się fizyką kwantową!
— Jak pani do tego doszła? — zdziwił się Reuben.
— Mówił mi, że myśli o tym, jak działają różne rzeczy, na co ja — zgadując, że może być inżynierem — spytałam, czy ma na myśli duże rzeczy, ale on powiedział, że nie, że zajmuje się małymi rzeczami, zbyt małymi, by dało sieje zobaczyć. Narysowałam mu kilka schematów, a on je rozpoznał i powiedział, że właśnie to robi.
Reuben spojrzał na Pontera z nowym podziwem. Niskie czoło i wypukły wał nadoczodołowy sprawiały, że przybysz wyglądał mało inteligentnie, a tu proszę… Fizyk! Naukowiec!
— No, no, no — powiedział Reuben z uznaniem. Gestem zaprosił gości, by usiedli przy okrągłym stole ogrodowym pod parasolem, i przełożył na talerze steki oraz pieczone warzywa zawinięte w aluminiową folię.
Ponter uśmiechnął się po swojemu, szeroko. Najwyraźniej to było dla niego prawdziwe jedzenie! Po chwili jednak zaczął się rozglądać w poszukiwaniu czegoś, tak samo jak podczas śniadania.
Reuben wziął sztućce, odkroił kawałek steku i podniósł go do ust.
Ponter wziął przykład z gospodarza, niezdarnie ujmując nóż i widelec, ale odkroił sobie znacznie większy kawał.
Gdy skończył przeżuwać, wydał z siebie kilka dźwięków, które w jego mowie były pewnie słowami. Niemal natychmiast zawtórował mu męski głos. Reuben słyszał go po raz pierwszy.
— Dobre. Dobre jedzenie. — Głos dobywał się z implantu Pontera.
Reuben ze zdziwieniem uniósł brwi, ale Louise szybko wyjaśniła:
— Miałam kłopot podczas rozmowy z nimi. Ciągle zgadywałam, czy implant mówi za siebie, czy tłumaczy Pontera. Teraz używa męskiego głosu, przekazując słowa Pontera, a kobiecego, gdy odzywa się w swoim imieniu.
— Tak jest prościej — potwierdził Hak znajomym kobiecym głosem.
— Rzeczywiście — przyznał Reuben.
Louise ostrożnie odwinęła długimi palcami folię z pieczonych warzyw.
— No to zobaczmy, czego jeszcze zdołamy się dowiedzieć — powiedziała.
Przez następną godzinę ona i Reuben rozmawiali z Ponterem i Hakiem. Potem jednak opadła ich chmara komarów. Reuben zapalił cytrynową świecę, aby odstraszyć owady, ale od jej zapachu Ponterowi zrobiło się niedobrze. Gospodarz zgasił więc świeczkę i wszyscy troje przenieśli się do salonu. Ponter zajął duży fotel, Louise usiadła w jednym końcu kanapy, podwijając długie nogi pod siebie, a Reuben w drugim.
Rozmawiali jeszcze przez trzy godziny, powoli dochodząc do tego, co się wydarzyło. Kiedy poznali całą historię, Reuben opadł na oparcie kanapy w absolutnym zdumieniu.