Epilog

Dubhe weszła do Sali Rady owinięta swoim czarnym płaszczem. Usiadła w kącie, jak poprzedniego dnia. Nie miała ochoty uczestniczyć naprawdę, ale jednocześnie czuła konieczność przysłuchiwania się obradom.

Prawie od razu ktoś obok niej usiadł. Dubhe poznała ją natychmiast. Była to dziewczyna, z którą uczył się Lonerin, i wydawało jej się, że ma na imię Theana. Instynktownie odsunęła się od niej, jeszcze mocniej otulając się płaszczem. Starała się skoncentrować na wypełniającej się sali, ale silnie odbierała obecność dziewczyny u swojego boku. Czuła ją, chociaż tamta nic nie robiła, i była to obecność w jakiś sposób kłopotliwa. Spojrzała na nią spod oka.

Była piękna: miała przejrzystą skórę lalki, blond loki i zamyśloną twarz. Pamiętała ją nadąsaną, kiedy wyruszali, i pozostał w niej taki jej obraz. Według wszelkiego podobieństwa była dziewczyną Lonerina — tą, którą zdradził.

Poczuła, jak lekki chłód przenika jej kości. Pośrednio skrzywdziła też i ją.

Pomyślała o wszystkich latach, jakie ci dwoje spędzili razem, i co ze sobą dzielili, o tym, co ich połączyło. Wyczuła mglistą szczyptę zazdrości, całkiem niepotrzebną. Ona nie miała już z Lonerinem nic wspólnego, odrzuciła go i gdyby on wrócił do tej dziewczyny, byłoby tylko lepiej.

— Lonerin opowiedział nam o tobie i o tym, co musisz zrobić.

Dubhe podskoczyła lekko. Odwróciła się do niej i spojrzała na nią niespokojnie.

— Powiesz to dzisiaj na Radzie?

Theana też się obróciła. W jej oczach widać było urazę, i to wcale niemałą. A jednak były to oczy przejrzyste i krystaliczne, które wzbudziły jej zazdrość.

— To moja misja, nie są to sprawy Rady.

— Ale potrzebujesz czarodzieja.

Dubhe rozejrzała się zawstydzona. Nie mogła zrozumieć, do czego ta dziewczyna zmierza.

Theana przybliżyła się do niej, a Dubhe poczuła na uchu ciepło jej oddechu.

— Lonerin powiedział, że wyruszy z Sennarem, aby uwolnić Astera.

Dubhe zobaczyła, że Theana odsuwa twarz. Uśmiechała się. Był to uśmiech zwycięski i jednocześnie smutny. Rozdrażniło ją to.

— No i?

Zorientowała się, że dziewczyna wykręca sobie dłonie.

Poczuła pragnienie, aby odejść stąd, uciec. Nie miała nic wspólnego z tym miejscem, musiała wyjechać, znaleźć Dohora i zadusić go, tak jak domagała się Bestia w jej sercu, tak jak ona sama chciała. Jej miejsce nigdy nie było w zamkniętym środowisku Rady, ale w ukryciu, w cieniach pałaców, ze sztyletem zaciśniętym w dłoni, w samotności i wyklęciu. Bo przeklęta była zawsze, jeszcze przed Bestią: złudzeniem było wierzyć, że może się uwolnić.

Podniosła się gwałtownie, wypatrzyła miejsce jeszcze bardziej odosobnione, wyżej, i tam się szybko schroniła. Była to ucieczka, ale nie obchodziło jej to. Najlepiej byłoby sobie pójść, ale nie mogła. Czuła się tak, jak gdyby Lonerin przekazał jej trochę swojej pasji dla Świata Wynurzonego.

Kiedy sala się wypełniła, Ido rozpoczął obrady.

Słuchacze jak zwykle chłonęli każde jego słowo, kiedy spokojnym głosem streszczał główne punkty dyskusji z dnia poprzedniego. Następnie postanowił przejść do sedna sprawy.

— To oczywiste, że znowu stoimy przed dwoma przedsięwzięciami: z jednej strony należy umieścić w bezpiecznym miejscu Sana. Bez niego Yeshol nic nie może zrobić. Z drugiej strony, jeżeli duch Astera pozostanie w zawieszeniu, tak jak teraz, ta groźba będzie cały czas aktualna, a nie możemy skazywać chłopca na ukrywanie się do końca życia. Jest więc konieczne, aby ktoś złamał zaklęcie wywołane przez Yeshola. Sennar długo mówił nam o rycie, jaki trzeba wypełnić, i powiedział nam, że jako katalizator niezbędny jest talizman władzy. Ja go jednak nie mam.

Audytorium było wstrząśnięte i Dubhe też się zdumiała. Była przekonana, prawdopodobnie jak wszyscy inni, że Ido już rozwiązał tę kwestię.

— Nie przeszukałem domu Tarika, być może talizman jeszcze tam jest. W każdym razie ja nie mam pojęcia, gdzie się znajduje.

— A chłopiec? Wie coś na ten temat? — podniósł się jakiś głos z głębi.

Ido potrząsnął głową.

— Nic. — Zaczerpnął oddechu, po czym podjął: — Misja jest zatem podwójna: odnaleźć talizman i przedostać się do Gildii, aby uwolnić ducha Astera. Sennar powiedział nam już, że chce podjąć się tego zadania. Proszę go teraz, aby potwierdził swoją wolę.

Dubhe zobaczyła, jak stary czarodziej podnosi się z miejsca prawie tak samo oddalonego, jak jej.

— Potwierdzam. To moje zadanie: misja, która mnie tu doprowadziła.

— Potrzebujesz jednak pomocy — dodał Ido.

Sennar ograniczył się do kiwnięcia głową.

— I wskazałeś na konkretną osobę.

Lonerin podniósł się gwałtownie, nie czekając na żadne rytualne formuły ani nic innego.

— Nie tylko mnie wskazał, jestem szczęśliwy, że mogę zgłosić się do tego zadania.

Ido dał mu znak ręką.

— Nikt w to nie wątpił — powiedział z uśmiechem. — Jakieś zastrzeżenia?

Było ich wiele i Dubhe słuchała z uwagą. Miała nadzieję, nie potrafiąc wyznać tego nawet samej sobie, że któreś z nich zostanie podtrzymane. Czuła, jak Bestia pulsuje jej w trzewiach. Wiedziała, że potrzebuje czarodzieja, i chciała, żeby to był on. Może bała się, że nie znajdzie innego, może, żeby zrobić na złość Theanie, a może dlatego, że łączyło ich coś poza ich wolą, coś zbyt słabego, żeby być miłością, i zbyt silnego na zwykłą przyjaźń.

— Ta magia jest bardzo trudna, wymaga wielkich mocy, a mamy przed sobą czarodzieja, który jeszcze nie ukończył nauki.

— Przyprowadzić tu kogoś to jedno, a uczestniczyć w tak złożonym rycie, to coś zupełnie innego.

Lonerin wysłuchał wszystkich obiekcji, po czym przemówił.

— Mój nauczyciel ręczy za moje przygotowanie. Również podczas podróży po Nieznanych Krainach moje zdolności magiczne zostały wystawione na próbę. Nie należy też zbyt nisko oceniać mojej żelaznej woli. Misja na rzecz tej Rady stoi dla mnie ponad wszystkim.

Folwar zabrał głos w jego obronie. Jego słowa brzmiały słabo, jednak były ostre, precyzyjne.

— To bardzo uzdolniony czarodziej. Mogę zapewnić, że zadanie wcale nie jest poza jego zasięgiem, zwłaszcza, jeżeli zostanie przeszkolony przez nauczyciela rangi Sennara.

Sam Sennar podniósł się na nogi.

— Jeżeli zaproponowałem tego chłopca, to nie bez powodu. Znam potęgę rytu, jaki należy wykonać, i z pewnością potrzeba do tego wielkich umiejętności. Czuję, że jemu mogłoby się to udać i mogę też mu w tym dopomóc, chociaż moje siły są nikłe.

Nie trzeba było więcej, aby przekonać Radę. Sennar i Lonerin wyruszą na poszukiwanie medalionu, a po jego odnalezieniu młodzieniec znowu powróci do Gildii, aby wypełnić to, co należy. Było oczywiste, że to Dubhe będzie musiała mu wyjaśnić, gdzie iść i co zrobić.

Kiedy tylko usłyszała swoje imię, mocniej otuliła się płaszczem.

— Jeżeli zaś chodzi o drugie zadanie, to ja sam zadbam o umieszczenie Sana w bezpiecznym miejscu — powiedział wreszcie Ido.

Zgromadzenie zaszemrało. Dafne wstała i wyraziła myśli wszystkich zebranych.

— Myśleliśmy, że wreszcie wrócisz, aby znów być duszą ruchu oporu… Nie wystarczy uderzyć w Gildię, plany Dohora nie kończą się na jego sojuszu z Yesholem i trzeba będzie też walczyć.

— Rozumiem to, ale ja przysiągłem, że będę chronił Sana, i to nie tylko jego ojcu. Muszę to zrobić, rozumiecie? Zdaję sobie sprawę z waszych trudności, ale w rzeczywistości jestem dla was bardziej symbolem.

Zgromadzenie znowu zaszemrało, i to głośniej.

— Już od dawna nie schodzę na pole bitwy, robię plany stąd, ale to inni walczą. A poza tym daliście sobie radę i beze mnie. Teraz wzywają mnie zadania innej natury. — Szmer nie ustał, ale Ido uciszył go natychmiast, ciągnąc dalej: — San uda się ze mną do Świata Zanurzonego.

Ta nazwa wystarczyła, aby przywrócić ciszę.

— W tych dniach przymusowej rekonwalescencji tutaj, w Laodamei, nawiązałem kontakty z królem Krainy Morza, i jak niektórzy z was już wiedzą, za jego pośrednictwem znalazłem bezpieczne miejsce dla mnie i dla Sana. Przebaczcie mi, że nie zdradzę wam, dokąd pójdziemy, ale ściany mają uszy, zwłaszcza po tym, kiedy ostatnio widziały tak wielu Zabójców.

Szmer znowu stał się słyszalny.

— Jeżeli zaś chodzi o Dohora, będziemy postępować jak do tej pory. Sprawa Tyrana jest o wiele groźniejsza i bardziej aktualna.

Dubhe przebiegł dreszcz. Coś jej mówiło, żeby wstać i przemówić, ale się powstrzymała. Jeżeli miała z kimś o tym dyskutować, był to Ido. Jej misja miała inne cele, musiała zostać zrealizowana innymi sposobami, które siłą rzeczy nie mogły zyskać aprobaty tego gremium.

— Sądzę, że to wszystko. Być może minie wiele miesięcy, zanim znowu będziemy się mogli spotkać, być może dla niektórych z nas jest to pożegnanie, tego nie wiem. Ale znowu stoimy wobec zakrętu rangi tych, jakie pamiętają najstarsi z nas. Znowu nasze przeznaczenie wiąże się z niepewnym wynikiem misji, z mocą czarodzieja, z wolą starca takiego jak ja. Każdy z nas będzie dalej wypełniał własne zadanie, jak gdyby nie istniało nic innego. Przez te lata zbudowaliśmy Radę Wód jako ciało o wielu głowach: proszę, abyście zapamiętali tę pierwszą naukę, którą zabrałem ze sobą z ruin ruchu oporu w mojej ukochanej Krainie Ognia. Jeżeli zaś chodzi o resztę, mogę tylko mieć nadzieję, że razem, wszyscy razem, pewnego dnia znowu będziemy mogli zakosztować pokoju.

Ido zamknął posiedzenie rytualną formułą i w wielkiej ciszy wszyscy obecni powoli skierowali się do wyjścia.

Dubhe podniosła się nagle, kiedy sala była już prawie pusta.

Przepchnęła się przez wychodzący tłum i z trudem dotarła do gnoma.

— Muszę z wami pomówić — powiedziała.

— Słucham — odpowiedział zmęczonym uśmiechem.

— Nie tutaj.

— Czy znalazłaś to, czego szukałaś? — Była to pierwsza rzecz, o jaką Ido zapytał ją, kiedy tylko oboje znaleźli się w jego pokoju.

Dubhe błyskawicznie przypomniała sobie ową krótką rozmowę, jaką przeprowadzili na bastionach Laodamei przed jej wyruszeniem w Nieznane Krainy. Wtedy powiedział jej, że wszystko zależy od niej, ale nie uwierzyła mu. Teraz nagle to zrozumiała, jednak świadomość ta nie niosła ze sobą żadnej ulgi. Po drodze odkryła wiele nowych rzeczy i tyleż samo zostawiła za sobą. Ostatecznie nie miała w ręku nic, tylko sztylet, tak jak na początku. Zabójstwo, w przeszłości i w przyszłości. Klatka.

— Nie wiem — odpowiedziała szczerze.

— Poszukiwanie nigdy się nie kończy. Czytałaś Kroniki Świata Wynurzonego?

— Trochę.

— Myślę, że dobrze by ci zrobiło uważne ich przeczytanie. Tam też jest mowa o poszukiwaniu. Życie w końcu nie jest niczym innym i z perspektywy moich stu lat mogę ci powiedzieć, że nigdy nie dochodzi się do posiadania czegoś naprawdę.

Dubhe opuściła wzrok. Mówienie o tym, co musi zrobić, przed tak ważną osobistością, sprawiało, że czuła się nieswojo.

— Kiedy wy będziecie robić wszystko, co możliwe dla waszych misji, ja doprowadzę do końca moją.

Zamilkła i spojrzała na Ida. On przyjrzał się jej, po czym wziął leżącą w rogu fajkę. Usiadł.

— Co masz na myśli?

— Sennar wytłumaczył mi, co muszę zrobić, aby uwolnić się od klątwy.

Powiedziała mu wszystko jednym tchem, prawie nie oddychając. To było tak, jak gdyby uwalniała się z ciężaru, wyrzucała z siebie część tej ciemności, którą od zawsze czuła dręczącą ją od środka.

— Muszę zabić Dohora — zakończyła poważnym tonem. — Folwar poradził mi, abym z wami o tym porozmawiała, bo to prawda, że misja jest moja, ale jej sukces oznaczałby ratunek dla Świata Wynurzonego.

Ido milczał, paląc nerwowo. Z jego ust w regularnych odstępach wychodziły zbite kłęby dymu, szybko rozwiewające się w powietrzu.

— Czego ode mnie oczekujesz? Żebym to pochwalił?

Dubhe poczuła się dotknięta szorstkością tych słów.

— Chcesz, abym pobłogosławił twoją misję? Nikt tutaj nigdy nie domagał się twoich usług. Przyszłaś jako szpieg, a nie jako morderca, i nie mam zamiaru wykorzystywać twojej desperacji, aby zabić mojego nieprzyjaciela.

Podniósł się gwałtownie i zaczął chodzić szybko po pokoju.

— Ja nie mogę postąpić inaczej… — zamruczała Dubhe.

— A ja nie mogę zatwierdzić twojej misji. — Ido stanął przed nią, opierając swoje krępe ramiona na jej barkach — Jego zmęczona i pomarszczona twarz prawie ją muskała. — Rada nie może rozkazać ci zabić Dohora. Nie możemy nawet zaaprobować twojej misji, bo jest przeciwna naszym zasadom.

Dubhe odwróciła od niego spojrzenie.

— Ale przecież jeżeli on umrze…

Ido oderwał się od niej nagle i znowu zaczął chodzić po komnacie.

— Gdyby Rada się zgodziła, bylibyśmy tacy sami jak Yeshol, tacy sami jak Dohor, gotowi na wszystko, aby zrealizować nasze cele. Rozumiesz to, Dubhe?

Rozumiała, niestety, rozumiała. Nawet Dohor, którego przecież nienawidziła, którego życie poświęciłaby choćby zaraz, nawet on nie był dla niej po prostu mięsem rzeźnym. A jednak Mistrz jej mówił: „Człowiek, którego mamy zabić, nie jest osobą… Jest niczym. Musisz na niego spojrzeć tak, jakbyś patrzyła na zwierzę albo coś jeszcze niższego, kawałek drewna lub kamień”. Dubhe jednak wiedziała, że nawet on nigdy w to nie wierzył. Jak zatem mogłaby uwierzyć ona, jego głupia uczennica?

— Nie proszę was o nic, ani o pomoc, ani o nic innego. Uważałam tylko, że powinniście zostać poinformowani.

Ido stanął przed oknem, plecami do niej. Oddychał szybko, rozgniewany. Widać to było po sposobie, w jaki jego ramiona podnosiły się i opadały.

— To mój nieprzyjaciel od czterdziestu lat. Nienawidzę go tak, jak nigdy nikogo, bardziej nawet niż Astera.

Dubhe błyskawicznie pojęła, co tak bardzo rozdrażniło gnoma.

— Przykro mi, rozumiem was. Ale nie mogę czekać, aż wojna dopełni swego biegu, aby ten człowiek umarł. Wcześniej zostanę pożarta przez Bestię, a nie jestem dość odważna, aby zgodzić się na podobny koniec. Naprawdę mi przykro.

Ido stał chwilę przed oknem, po czym żywo potrząsnął głową i odwrócił się do niej.

— No to znajdź sobie wśród tu obecnych czarodzieja i idź. Nie mogę dać ci oficjalnie mojego błogosławieństwa i muszę ci wyznać, że miałem nadzieję osobiście rozprawić się z mężczyzną, który zniszczył mi życie, ale idź i powiedz czarodziejowi, że ma moje pozwolenie, żeby iść z tobą i cię słuchać.

Było to więcej, niż Dubhe chciała i niż mogła sobie wymarzyć.

— Uwierzcie mi, ja przysięgałam, że już nie zabiję, ale…

— Żyj, to teraz jedyne, co się liczy. Jeżeli kiedykolwiek będziesz chciała się zmienić, znaleźć swoją drogę, uwolnić się, musisz żyć. Zrób, jak ci powiedziałem.

Dubhe żywo uścisnęła dłoń gnoma, opuszczając wzrok. Gdyby czuła się godna, może by go nawet objęła, ale jej dłonie były splamione krwią, a jej dusza ciężka. Dlatego rozluźniła uścisk i przeszła przez drzwi ze swoim brzemieniem na plecach.

Theana stała pośrodku jednego z korytarzy w pobliżu pokoju Ida. Wiedziała, że Dubhe będzie tędy przechodzić. Zauważyła, jak nie tak dawno tam wchodziła. Pozostawało jej jedynie czekać, ale to oczekiwanie nużyło ją i wykręcała sobie dłonie jak zawsze, kiedy była zdenerwowana.

Zastanawiała się nad swoją decyzją, podjętą tak impulsywnie. To rzecz niepodobna do niej. Ale nie zawróci. Nie potrafiła sobie jasno wyjaśnić, dlaczego tak postanowiła. Wystarczyło zobaczyć Lonerina i usłyszeć te jego rezolutne słowa: „Misja stoi dla mnie ponad wszystkim”.

Ponad Dubhe, oczywiście, ale i ponad nią. Ponad wszystkim innym. Lonerin nigdy nie będzie jej, mimo swych niezdarnych prób pokochania jej i mimo niezmierzonej miłości, jaką ona sama do niego żywiła.

W tej sytuacji odejście było jedynym, co mogła zrobić. Śmierć Dohora, chociaż upragniona i osiągnięta z innych powodów, oznaczałaby ratunek dla Świata Wynurzonego. A ona będzie mogła mieć w tym swój własny udział, chociaż niewielki.

Zobaczyła Dubhe idącą w czarnym płaszczu; pomyślała, że naprawdę jest w niej coś, czemu nie sposób się oprzeć. Była sama, naznaczona i otulona mrocznym przeznaczeniem. Teraz Theana doskonale to rozumiała.

— Mogę z tobą porozmawiać? — powiedziała, zbliżając się szybko.

Dubhe obdarzyła ją spojrzeniem pełnym niedowierzania i niepokoju.

— Ze mną?

To było naturalne. W końcu nie tak dawno była dla niej bardzo nieuprzejma.

— Tak — uśmiechnęła się Theana.

Wyprowadziła ją na zewnątrz. Było pochmurno, powietrze pachniało mchem i deszczem. Usiadły na ławeczce zwróconej na balkon.

— Co teraz zrobisz? — spytała.

Dubhe spojrzała na nią niepewnie.

— Dlaczego interesuje cię mój los?

Theana wzruszyła ramionami. Sama nie bardzo wiedziała.

— Znalazłaś czarodzieja, którego potrzebujesz?

Przeszła od razu do rzeczy. Mimo wszystko była to rozmowa w jakiś sposób nieprzyjemna.

Dubhe potrząsnęła głową.

— A kto by chciał pomóc morderczyni? Nie sądzę, żebym kogoś tu znalazła.

Theana przełknęła ślinę. O tym nie pomyślała. Pomóc morderczyni.

— Ja mogłabym z tobą pójść.

Dubhe odwróciła się do niej gwałtownie.

— Że co?

— Jestem czarodziejką i to pod niektórymi względami jedyną. Jestem dobra w kapłańskiej sztuce Thenaara, prawdziwego Thenaara.

Dubhe patrzyła na nią z niedowierzaniem.

— Co masz na myśli?

— Mój ojciec według Gildii był heretykiem. Thenaar jest prastarym bogiem, którego niektórzy identyfikują z elfickim Shevraarem.

— Wiem o tym.

Theana zdumiała się. Naprawdę niewielu o tym wiedziało.

— Mój ojciec był jego kapłanem i spędził życie, starając się wyplenić herezję Gildii.

Niepewność w spojrzeniu Dubhe nie rozwiała się.

— Jakie masz powody, żeby ze mną iść? W końcu nie przepadasz za mną, nie? To oczywiste i rozumiem to.

To była prawda, ale Theanie trudno było wytłumaczyć wszystkie powody, które popchnęły ją do tej decyzji. Pragnienie odejścia daleko od Lonerina, podążania za własnym celem; własna chęć działania, jej, która zawsze stała ukryta bezpiecznie za krzesłem Folwara; szalone, niedorzeczne pragnienie pomocy kobiecie, którą kocha, albo przynajmniej kochał, Lonerin. Subtelna przyjemność wyrządzenia sobie tortury pomaganiem własnej nieprzyjaciółce. Ten cały chaos miotał się niewyraźnie w jej sercu i nie mogła wyjaśnić go słowami, a przynajmniej nie jej.

— Bo potrzebujesz pomocy. Lonerin by ci jej udzielił, ale nie może. Więc zrobię to ja.

I była to część prawdy.

Dubhe potrząsnęła głową.

— Nie możesz naprawdę tego chcieć. Co to, pragnienie cierpienia? — rzuciła ironicznie.

Również.

— Ofiarowuję ci moją pomoc — nalegała Theana. — Dlaczego po prostu nie przyjmiesz jej, zanim się rozmyślę?

Wzrok Dubhe stwardniał.

— O nic cię nie prosiłam.

— No dobrze, jestem zmęczona byciem tutaj. Byciem dobrą uczennicą mistrza Folwara. Kilka tygodni temu poszłam uratować życie Idowi, kiedy został otruty, i zrozumiałam, że muszę wyjść z mojego więzienia. Pasuje ci to?

Dubhe podniosła się nagle.

— Ty nie masz pojęcia, kim ja jestem. Ja żyję pośród śmierci, mam w sercu potwora, a kiedy mną rządzi, nie odróżniam nieprzyjaciół od przyjaciół. Prawie zabiłam Lonerina, opowiedział ci o tym? Ja tam idę zamordować człowieka, rozumiesz?

Jej spojrzenie stało się rozpaczliwe. Theana nie wiedziała, co odpowiedzieć.

— Tak bardzo go kochasz? — zaatakowała ją Dubhe znienacka.

— Pomaganie mi nic ci nie pomoże. Lonerin nie pragnie mnie aż tak bardzo, w przeciwnym razie sam by ze mną poszedł.

Theana nie spodziewała się tego zdania.

— Potrzebuję tego, Dubhe… Potrzebuję odejść i odnaleźć moją własną drogę.

Dubhe oparła głowę o ścianę. Przez chwilę milczała.

— Zapytaj Sennara o zaklęcie — powiedziała wreszcie. — Jeżeli dalej będziesz chciała… ja wyruszam jutro rano.

Podniosła się i Theana została sama tam, na zewnątrz, a chłód zbliżającej się jesieni pełzał ku niej.

Lonerin otworzył gwałtownie drzwi i zastał Theanę zajętą pakowaniem bagaży. Na ten widok oślepiła go wściekłość.

Podbiegł do niej i porywczo chwycił ją za ręce.

— Można wiedzieć, co ci przyszło do głowy? Nigdzie nie pojedziesz!

Theana nie spodziewała się tego, ale bardzo szybko odzyskała panowanie nad sobą.

— To boli — syknęła i Lonerin nie mógł jej nie puścić.

— Dlaczego? To szaleństwo!

Dziewczyna spokojnie powróciła do pakowania. Lonerin patrzył, jak jej kapłańskie przyrządy jeden po drugim lądują w skórzanej torbie.

— Nie możesz mówić mi, co mam robić. Kiedyś dałam ci taką możliwość, ale ją odrzuciłeś.

— Nawet nie znasz Dubhe, dlaczego miałabyś jej pomagać? Ona idzie zabić człowieka! Ona nie ma z tobą nic wspólnego!

Theana zatrzymała się, drżały jej dłonie. Zawsze tak było, kiedy ogarniały ją złość i bezradność, Lonerin wiedział o tym.

Z nieznośną udręką pomyślał o tym, ile o niej wie, jak dobrze ją zna.

— Leczyłam Ida na terytorium nieprzyjaciela, mówili ci o tym? — spytała, odwracając się do niego.

— Tak, ale…

— Jestem zmęczona przebywaniem w tym pałacu, kiedy ty i inni działacie. Nie ma nikogo takiego jak ja i czas, żebym zdała sobie z tego sprawę i poszukała własnej ścieżki. W drodze, daleko stąd.

Popatrzyła w ziemię, powstrzymując łzy.

Lonerin wziął ją za ramiona, ale ona znowu uciekła przed jego spojrzeniem.

— Czy to z mojego powodu?

Dalej uparcie patrzyła w ziemię.

— Jeżeli to dla mnie, nie musisz tego robić.

— To dla mnie! — wybuchnęła Theana, uwalniając się. — Nie wystarczyły te wszystkie miesiące, kiedy cię nie było, kiedy byłeś z Dubhe i ją kochałeś.

Lonerin chciał coś powiedzieć, ale przerwała mu szybkim gestem.

— Miej przynajmniej tyle przyzwoitości, żeby milczeć — powiedziała, wibrując od tłumionej złości.

Szukała utraconej kontroli, ale kiedy znowu przemówiła, jej głos drżał.

— Ty poszedłeś naprzód, a ja pozostałam przygwożdżona do tego, czym zawsze dla mnie byłeś.

Lonerin poczuł się przeszyty tymi słowami. Nagle wszystko stało się jasne.

— Idę, żeby się ocalić.

Przez jakiś czas stał w milczeniu i patrzył, jak się pakuje, pociągając nosem.

Straciłem ją. Straciłem Theanę na zawsze. Nie mógł myśleć o niczym innym.

— Ale dlaczego z nią? — wymruczał.

— Bo jest centrum całej historii, nie zauważyłeś? Bo jeżeli jej się uda, to będzie koniec. — Szloch wyrwał się spod jej ścisłej kontroli, wypełniając ciszę pokoju. — Jeżeli naprawdę jestem ci bliska, wyjdź i nie przychodź jutro się ze mną żegnać.

— Nie proś mnie o to — wymruczał.

— — Jeżeli nie chciałeś, żeby to się tak skończyło, mogłeś pomyśleć o tym wcześniej. Ja zawsze wiedziałam, czego chcę, a ty? Ty masz swoją zemstę. Rozkoszuj się nią.

Lonerin stał jak sparaliżowany. Zobaczył ją odległą, zimną i odważną: nigdy jej takiej wcześniej nie widział.

Wziął ją za ramiona i pocałował w czoło, kiedy ona starała mu się wyrwać.

— Zaklinam cię, uważaj na siebie — wyszeptał.

Zamknęła oczy. Poczuł, jak drży w jego ramionach.

— Ty też.

Oderwał się od niej i wyszedł. Kiedy był już na zewnątrz, wreszcie pozwolił sobie zapłakać nad własnym błędem.

Ido po raz kolejny przeczytał pergamin, który miał w dłoniach. Chciał być pewien.

Kyrion, generał z Krainy Morza, stał przed nim i patrzył na niego poważnie. Tego ranka wiatr mocno dmuchał i San owinął się ciaśniej płaszczem.

— Eskortują was do Ukrytych Raf, a stamtąd przejmą was ludzie Tira.

Ido złożył pergamin i kiwnął głową.

— Dziękuję za wszystko — powiedział sucho.

Kyrion uśmiechnął się.

— Dla was wszystko.

Był wczesny poranek. Ido zdecydował się na wyjazd o jak najwcześniejszej porze, żeby wokół nie było wielu ludzi. San wciąż był w niebezpieczeństwie i będzie tak, dopóki nie dotrą do miejsca przeznaczenia.

Kyrion wezwał jeźdźca, którego ze sobą przyprowadził. Obok niego stał mały niebieski smok, w zupełności wystarczający, aby utrzymać ciężar dziecka i gnoma.

— Nie jest dokładnie taki jak smoki, do których jesteście przyzwyczajeni — sprecyzował jeździec.

Kyrion spojrzał na niego krzywo.

— Mówisz do największego wojownika naszych czasów.

Ido uciszył go dłonią, po czym zwrócił się do żołnierza.

— Nie obawiaj się, pod koniec mojej podróży zastaniesz go w doskonałym stanie.

Dał Sanowi znak, żeby wsiadł. Jego blade dłonie wystawały spod płaszcza, ale chociaż zmarznięty, był przepełniony zachwytem.

— Jest przepiękny… — powiedział mu na ucho.

Ido pomógł mu wsiąść, po czym sam wskoczył.

— Gotowy?

San przytaknął.

Ido uścisnął go ramieniem, aby dać mu trochę ciepła i upewnić się, że nie spadnie.

— Ruszamy?

— Tak. Ale dokąd jedziemy?

— Do Świata Zanurzonego, do starej przyjaciółki twojego dziadka.

Popędził nogami smoka i znaleźli się w przestworzach.

— Czy koniecznie musisz brać te wszystkie rzeczy?

Dubhe patrzyła sceptycznie na Theanę taszczącą skórzaną torbę wypełnioną księgami.

Dziewczyna kiwnęła głową.

— To są księgi, które Sennar dał mi do wypełnienia rytuału.

Muszę je przestudiować.

— Zrób to podczas podróży. Nie możemy wziąć ich ze sobą na dwór Dohora, w przeciwnym razie zostaniemy odkryte.

Theana znowu przytaknęła.

Dubhe zarzuciła sobie na plecy swój mały tobołek. Jej życie pozbawione było przedmiotów.

Młoda czarodziejka wsiadła na konia z pewnym trudem. Dubhe zastanawiała się, czy stanie na wysokości zadania. Nic o niej nie wiedziała, z wyjątkiem tych kilku informacji, które zdradziła jej poprzedniego dnia w ogrodzie. Wydawała się zdecydowana, ale determinacja z pewnością tu nie wystarczała. Ktokolwiek szedł za nią, był zmuszony poznać piekło.

— Idziesz? — spytała Theana niepewnie siedząca na siodle.

Dubhe odwróciła się i spojrzała za siebie. Nikt ich nie żegnał.

Lonerin nie przyszedł. Był u niej poprzedniego wieczoru.

— Nie zgadzałem się, żeby Theana szła z tobą — powiedział jej.

— Ja też nigdy bym nie pomyślała — odpowiedziała.

Chłopak popatrzył z zakłopotaniem na swoje dłonie i Dubhe zrozumiała, że to koniec, naprawdę i na zawsze. Byli zjednoczeni, kiedyś, ale już nie teraz. Między nimi rozciągała się otchłań. Pocałował ją przelotnie w policzek, bez żadnej namiętności, jak przyjaciółkę.

— Uważaj na siebie. Kiedy znowu się zobaczymy, będziesz wolna. — Uśmiechnął się do niej.

Uśmiechnęła się w odpowiedzi. Wolna. Naprawdę wolna? Jak powiedział Ido trzy miesiące wcześniej, zależało to od niej samej.

Mogło być to ostatnie zabójstwo, ostatnia krew przelana po to, aby się uwolnić i wreszcie mieć nadzieję na odmienne życie, pod gwiazdą, która nie byłaby czerwoną Rubirą, gwiazdą Gildii. Nie wiedziała, czy będzie to możliwe. Nie wiedziała nawet, czy tego pragnie. Była tylko zmęczona.

Teraz Lonerina nie było. Nie przyszedł patrzeć, jak odjeżdża, nie przyszedł nawet dla Theany. Były same; a zwłaszcza ona nie miała nikogo, nawet wspomnienia Mistrza, które znikło w chatce u ludu Huve.

— Wzięłaś eliksir i składniki do innych zaklęć? — spytała, wsiadając na konia.

— Tak — odpowiedziała Theana, owijając się płaszczem.

— No to nie pozostaje nam nic innego, tylko wyruszyć w drogę.

Dubhe spięła konia, ale skłoniła go do chodu powolnego i zmęczonego. Niebo nad nią było ołowiane. Zastanawiała się, kiedy to sklepienie wreszcie się otworzy, aby odsłonić jakiś promień słońca.

Загрузка...