2. Kobieta Bogini

Był to czwarty ranek marszu. Wracali na zachód. Pielgrzymowali do Miejsca Trzech Rzek. Suchy, zimny wiatr wiał nieustannie z północy, odkąd Srebrny Obłok dał rozkaz, żeby zawrócili i ruszyli w długą drogę przez płaskie pustkowie. Od czasu do czasu nad ich głowami tańczył śnieg, który przy wtórze świstu wiatru tworzył nieokiełznane mleczne wiry. I pomyśleć, że działo się to w środku lata! Naprawdę, Bogini musiała być zagniewana. Ale dlaczego? Co oni takiego zrobili?

Nocą Lud kulił się w szczelinach pod białym księżycem, który zalewał niebo strumieniami chłodnego światła. Nie było tu jaskiń, do których mogliby wpełznąć. Najbardziej przedsiębiorczy zbierali gałęzie i budowali sobie małe szałasy, ale większość była wyczerpana marszem i szukaniem pożywienia i niezdolna do najmniejszego wysiłku.

Dzień Letniego Święta nadszedł i mina). Po raz pierwszy za ich pamięci Święto się nie odbyło. Kobiecie Bogini wcale się to nie podobało.

— Kiedy nadejdą zimne miesiące, będziemy cierpieli głód — powiedziała ponuro do Tej Co Przechowuje Przeszłość. — Zlekceważenie Letniego Święta to poważna sprawa. Czy był chociaż jeden rok, w którym nie odprawilibyśmy właściwych rytuałów?

— My nie lekceważymy Letniego Święta — odrzekła Ta (’o Przechowuje Przeszłość. — Odkładamy je po prostu do czasu, gdy otrzymamy już wskazówki od Bogini.

Kobieta Bogini splunęła.

— Wskazówki od Bogini! Wskazówki! Co ten Srebrny Obłok sobie myśli? Ja jestem tą, która przekazuje plemieniu wskazówki Bogini. I nie muszę wracać do Miejsca Trzech Rzek, żeby je poznać.

— A Srebrny Obłok musi — powiedziała Ta Co Przechowuje Przeszłość.

— Ze strachu, tylko ze strachu. Przestraszył się Innych i chce przed nimi uciec, bo wie, że są przed nami.

— I przed nami, i za nami. Nie możemy się już przed nimi ukryć. Są naokoło, wszędzie. A nas jest za mało, żeby z, nimi walczyć. Co mamy robić? Bogini musi nam powiedzieć, jak z nimi postępować.

— Tak — zgodziła się posępnie Kobieta Bogini. — Myślę, że to prawda.

— Więc skoro nie możesz udzielić nam wskazówek w imieniu Bogini, wskazówek dotyczących taktyki, jaką powinniśmy zastosować…

— Dość. Wiem, co masz na myśli.

— To dobrze. Pamiętaj więc o tym.

Kobieta Bogini prychnęła gniewnie i odeszła w stronę ogniska. Stanęła blisko niego, przyciskając ręce do boków.

Ona i Ta Co Przechowuje Przeszłość dogryzały sobie od dawna, czyniły to przez bardzo wiele lat — Kobieta Bogini nie chciała nawet pamiętać przez ile — iż biegiem czasu wcale nie stawały się bardziej skłonne, żeby się darzyć sympatią. Ta Co Przechowuje Przeszłość uważała się za osobę wyjątkową, gdyż miała dobrą pamięć (której pomagała przy pomocy pałeczek do mierzenia czasu) i doskonale znała tradycje plemienia. No tak, rzeczywiście ona jest na swój sposób wyjątkowa, przyznawała niechętnie Kobieta Bogini. Ale nie jest święta. Ja jestem święta. Ona jest tylko kronikarką, ale do Bogini mówię ja. I Bogini czasami mówi do mnie.

Jednakże, przyznawała też, rozchylając futrzaną opończę i pozwalając, żeby ciepły, różowy żar ognia wspinał się po jej chudym, krępym ciele, Ta Co Przechowuje Przeszłość ma pod pewnym względem rację. Bo Inni stanowią ogromny problem. Tak, ci wysocy, ruchliwi, denerwujący ludzie o płaskich twarzach, którzy pojawili się nie wiadomo skąd, od których zaczynało się roić wszędzie, którzy przywłaszczali sobie najlepsze jaskinie, najwspanialsze tereny łowieckie i najsłodsze źródła, stanowili ogromny problem. Kobieta Bogini nieraz słyszała przerażające opowieści nie należących do żadnego plemienia wędrowców, których Lud czasami spotykał, o bitwach między Innymi a grupami należącymi do Ludu, o okropnych masakrach, o straszliwych pogromach. Inni mieli lepszą broń. I najwidoczniej byli zdolni wytwarzać ją w niewiarygodnych ilościach. Byli też chyba szybsi, szybciej poruszali się w walce. Poruszali się jak cienie — tak opowiadano — a podczas bitwy wydawało się, że są równocześnie ze wszystkich stron. Jak dotąd, Srebrnemu Obłokowi udawało się unikać walki z nimi. Zręcznie prowadził plemię przez ogromną, otwartą równinę, nie dopuszczając do starć z niebezpiecznymi przybyszami. Ale jak długo miało mu się to udawać?

Tak, najlepiej będzie odbyć pielgrzymkę ł dowiedzieć się, czy Bogini ma dla nas jakieś wskazówki — powiedziała sobie Kobieta Bogini.

A poza tym Srebrny Obłok, dyskutując z nią na temat religijnej strony całej sprawy, używał bardzo przekonujących argumentów. Letnie Święto odbywało się w kulminacyjnym momencie roku, kiedy słońce było ciepłe, a dzień długi. Były to obchody dla uczczenia dobroci Bogini, dla uczczenia jej łaski, było to dziękczynienie za te dobrodziejstwa, którymi miała ich obdarzyć podczas następnych tygodni letniej pory polowań i gromadzenia żywności.

Jak więc mogli obchodzić Letnie Święto — zapytywał Srebrny Obłok — skoro Bogini była w sposób tak oczywisty z nich niezadowolona?

A raczej — myślała Kobieta Bogini — jak mogli je obchodzić, skoro Srebrny Obłok odmawiał odprawienia obrzędów? Rytuały Letniego Święta wymagały udziału mężczyzny, i to najpotężniejszego mężczyzny w całym plemieniu. To ten mężczyzna musiał odtańczyć taniec wdzięczności przed sanktuarium Bogini. To on musiał złożyć ofiarę z wołu, to on musiał wziąć wybraną dziewicę w ramiona i wprowadzić ją w sekrety Wielkiej Matki. Za pozostałe święta plemienne odpowiedzialne były trzy Kobiety Bogini, tego jednak nie mogły celebrować samodzielnie. Musiał to zrobić wódz. Jeżeli Srebrny Obłok odmawiał swego udziału, Letnie Święto nie mogło się odbyć. Tak się rzeczy miały. Kobieta Bogini czuła w związku z tym niepokój. Jednak decyzja należała do wodza, którym był Srebrny Obłok.

Kobieta Bogini odwróciła się od ognia. Czas najwyższy, żeby przygotować sanktuarium do porannych obrzędów.

— Kobiety Bogini! — zawołała. — Chodźcie tu obie! Zabierajmy się do roboty!

Wszystkie one kiedyś miały swoje własne imiona. Teraz jednak każda z trzech kapłanek znana była jako Kobieta Bogini. Wstępując na służbę Bogini, trzeba było zrezygnować z imienia. Bogini nie miała imienia, jej służki też nie miały.

Kobieta Bogini jeszcze pamiętała, jakie imię nosiła kiedyś najmłodsza z nich, gdyż ta najmłodsza była jej własną córką, której ona sama nadała imię: Jasne Niebo o Świcie. Jednak od chwili, gdy po raz ostatni wymówiła to imię głośno, upłynęły długie lata. Dla niej i dla pozostałych członków plemienia jej córka, która kiedyś była Jasnym Niebem o Świcie, teraz jest po prostu Kobietą Bogini. Podobnie jak druga, zaawansowana wiekiem, a jednak młodsza od niej Kobieta Bogini, której dawne imię zaczynało zacierać się w jej pamięci. Brzmiało ono Samotny Ptak, a może Uciekająca Jak Lis. Kobieta Bogini nie była pewna. Te dwie — Samotny Ptak i Uciekająca Jak Lis — były bardzo do siebie podobne. Jedna z nich nie żyła, a druga została kapłanką i z biegiem lat Kobiecie Bogini zaczęły się mylić ich imiona.

Kobieta Bogini nie miała też pojęcia, jak brzmiało jej własne imię. Przed wielu laty zapomniała, jakie ono było, i rzadko o nim w ogóle myślała. Była Kobietą Bogini i już. Czasami, nie mogąc zasnąć, łapała się na tym, że zastanawia się, jakie mogło być jej dawne imię. Czy miało coś wspólnego ze światłem słonecznym? Albo ze złotymi skrzydłami? Albo z lśniącą wodą? Była w nim jasność, tak, Kobieta Bogini miała co do tego pewność. Ale samo imię wyleciało jej z pamięci na zawsze. Czuła się winna, nawet gdy usiłowała je sobie przypomnieć. Oczywiście nie było nikogo, kogo mogłaby o nie zapytać. Kobiecie Bogini nie wolno wypowiadać własnego imienia, to grzech. Kiedy zaczynała je sobie przypominać, zaraz robiła znak oczyszczenia i prosiła Boginię o przebaczenie.

Była najstarszą kobietą w plemieniu po Tej Co Przechowuje Przeszłość. Miała czterdzieści lat, a Ta Co Przechowuje Przeszłość liczyła sobie zaledwie o jedną porę roku albo dwie więcej. Jednak mimo to Kobieta Bogini była silna i zdrowa. Spodziewała się, że przeżyje jeszcze z dziesięć lat, może piętnaście, a może nawet i dwadzieścia — jeżeli dopisze jej szczęście. Jej matka dożyła bardzo sędziwego wieku, przekroczyła sześćdziesiąt wiosen. Podobnie jak jej luibka. Długowieczność była cechą jej rodziny.

— Odprawimy dziś pełny obrzęd? — spytała ją najmłodsza Kobieta Bogini, kiedy układały kamienie, budując ..inktuarium.

Najstarsza spojrzała na nią gniewnie.

— Oczywiście. Dlaczego miałybyśmy tego nie robić?

— Dlatego że Srebrny Obłok chce, żebyśmy ruszyli w drogę zaraz po porannym posiłku. Mówi, że dzisiaj musimy pokonać większą odległość, niż pokonywaliśmy podczas każdego z trzech ostatnich dni.

— Srebrny Obłok! Srebrny Obłok! Srebrny Obłok to, Srebrny Obłok tamto, a my skaczemy jak żaby na jego iczkaz. Może jemu się spieszy, ale Bogini nie. Odprawimy pełny obrzęd.

Rozpaliła boski ogień. Druga Kobieta Bogini wyciągnęła woreczek z wilczej skóry zawierający wonne zioła i wysypała trochę tych ziół w ognisko. Kolorowe płomienie buchnęły wysoko. Najmłodsza Kobieta Bogini przyniosła kamienną misę pełną krwi z wczoraj zabitych zwierząt i ulała trochę tej krwi na ołtarz ofiarny.

Najstarsza wyjęła z włochatej skóry niedźwiedzia trzy niedźwiedzie czaszki, które były największą świętością plemienia, i położyła je na trzech płaskich kamieniach, by chroniły je przed zetknięciem z ziemią.

Czaszki były w posiadaniu plemienia bardzo długo. Nawet Ta Co Przechowuje Przeszłość nie potrafiła powiedzieć przez ile pokoleń. Niedźwiedzie zostały zabite w walce w pojedynkę przez wielkich dawnych bohaterów, a czaszki przekazywały sobie kolejne Kobiety Bogini. Niedźwiedź był zwierzęciem-Ojcem, był wielką rozpalającą siłą, która wydobywała życie z Wielkiej Matki. Dlatego właśnie Kobieta Bogini musiała uważać, żeby czaszki nie dotknęły nagiej ziemi, gdyż dotknąwszy jej, mogłyby zapłodnić Matkę, a nie była na to pora. Dzieci spłodzone teraz, w środku lata, przyszłyby na świat późną zimą, kiedy dni są ciemne i kiedy jest najmniej jedzenia. Młode należało płodzić jesienią, tak żeby rodziły się na wiosnę.

Kobieta Bogini kładła ręce na każdej czaszce po kolei, z miłością gładząc ich sklepienia, jasne jak lód, bo wypolerowane w ciągu długich lat przez ręce wielu Kobiet Bogini. Kobieta Bogini poczuła, że jej ręce i ramiona przenika dreszcz — to żywiołowa siła Ojca przeniknęła z czaszek do jej ciała.

Kobieta Bogini pieściła błyszczące kły. Dotykała palcami ciemnych oczodołów.

Siła Ojca otworzyła drogę, wprowadzając siłę Matki do jej duszy. Jedna z tych sił prowadziła w sposób nieunikniony do drugiej. Nie można było odwołać się do jednej, nie czując obecności drugiej.

— Dziękujemy Ci, o Bogini — wymamrotała Kobieta Bogini. — Dziękujemy Ci za owoce ziemi i za mięso zwierząt, a największe dzięki składamy Ci za owoce naszych łon.

Szybkimi ruchami dotknęła swoich piersi, brzucha i bioder. Przysiadła i wbiła palce w twardą, zmarzniętą ziemię. Ziemia była dzisiaj zimna, ale mimo to była piersią Matki, więc kobieta Bogini pieściła ją z miłością. Obok niej pozostałe dwie Kobiety Bogini robiły to samo.

Najstarsza Kobieta Bogini zamknęła oczy. Zobaczyła j wielką łukowatą krzywiznę piersi Matki ciągnącą się przed’ nią aż po horyzont. Napełniła duszę świadomością obecności Bogini, świadomością siły Matki.

— Błogosław nam — modliła się. — Zachowaj nas. Daj 5 nam łaskę Twojej miłości.

Z medytacji wyrwał ją gwałtownie ochrypły, przeraźliwy śmiech dobiegający gdzieś z tyłu. To chłopcy, oddający się swoim brutalnym zabawom. Zmusiła się do tego, żeby nie zwracać na nich uwagi. Oni także pochodzili od Bogini, bez względu na to, jak byli nieokrzesani, okrutni i głupi.

Bogini stworzyła kobiety, aby rodziły dzieci, karmiły i kochały, a mężczyzn, żeby polowali, dostarczali pożywienia i walczyli. Kobiety i mężczyźni mieli własne role do odegrania i ani jednym ani drugim nie wolno było się ważyć odgrywać roli drugiej płci. Taki był sens Letniego Święta. Oznaczało ono zejście się kobiety i mężczyzny w służbie Bogini. A skoro chłopcy byli szorstcy i nie okazywali szacunku, to cóż, widocznie Bogini uczyniła ich takimi. Niech się śmieją. Niech biegają w koło i walczą ze sobą na kije. Tak ma być.

Kiedy przydługi obrzęd był już zakończony, Kobieta Bogini wstała i posługując się patykiem, zasypała ogień, a potem zebrała święte kamienie. Zebrała też niedźwiedzie czaszki, ucałowała każdą po kolei i otuliła je w futro.

Zauważyła, że Srebrny Obłok stoi dość daleko od niej z rękami założonymi na piersi. Wyglądał tak, jakby od pewnego czasu niecierpliwie i ze złością czekał, aż ona skończy. Bliżej siebie Kobieta Bogini zobaczyła Tę Która Wie bawiącą się z grupą najmniejszych dzieci stojących w kole. Uczyła je śpiewać piosenkę.

Jakie to żałosne — powiedziała sobie. — Ta Która Wie, ta bezpłodna kobieta udaje, że jest jedną z Matek. Bogini srogo się z nią obeszła.

— Skończyłaś wreszcie? — krzyknął Srebrny Obłok. — Możemy już wyruszać, Kobieto Bogini?

— Tak, możemy.

Ta Która Wie podeszła do niej. Za nią słychać było szczebiot mniejszych dzieci. To szczebiotały Słodki Kwiat, Twarz Naznaczona Ogniem z Nieba i kilkoro innych.

— Czy mogę z tobą przez chwilę porozmawiać, Kobieto Bogini? — zapytała Ta Która Wie.

— Srebrny Obłok chce, żebyśmy się zbierali i ruszali w drogę.

— Zajmę ci tylko chwilę.

— No dobrze.

Ta Która Wie potrafiła człowieka zdenerwować. Kobieta Bogini nigdy jej nie lubiła. Nikt jej nie lubił. Ta Która Wie była inteligentna, to prawda, i pełna energii, no i trzeba było przyznać, że, aczkolwiek niechętnie, należało ją szanować. Ale była złośliwa i nieznośna. Życie miała ciężkie, Kobieta Bogini współczuła jej z tego powodu; umierały jej dzieci, straciła towarzysza życia. Kobieta Bogini współczuła jej, ale mimo to wolałaby, żeby ona zostawiła ją w spokoju. Tę Która Wie otaczała bowiem zła aura — aura spowodowana niezadowoleniem Bogini.

Ta Która Wie powiedziała spokojnie:

— Czy to prawda co mówią, czy to prawda, że kiedy znajdziemy się w Miejscu Trzech Rzek, zostanie złożona specjalna ofiara?

— Tak, złożymy tam ofiarę — powiedziała Kobieta Bogini. — Po cóż by była pielgrzymka, gdybyśmy nie mieli złożyć tam ofiary?

— Ale to będzie specjalna ofiara? Cierpliwość Kobiety Bogini była na wyczerpaniu.

— W jakim sensie specjalna? Mów, bo nie mam teraz czasu na zagadki.

— Czy to będzie ofiara z dziecka?

Kobieta Bogini nie zdumiałaby się bardziej, gdyby Ta Która Wie rzuciła jej w twarz garść śniegu.

— Co takiego? Kto rozpowiada takie rzeczy?

— Słyszałam, jak mówili o tym mężczyźni. Ofiarujemy Bogini dziecko w Miejscu Trzech Rzek, żeby Bogini sprawiła, żeby Inni trzymali się od nas z daleka. Srebrny Obłok podjął już decyzję. Prawdopodobnie po omówieniu sprawy z tobą. Czy to jest prawda, Kobieto Bogini?

Kobieta Bogini poczuła kołatanie w piersi i wydało jej się, że słyszy coś w rodzaju grzmotu. Poczuła, że jest słaba i ze kręci jej się w głowie. Z trudem zmusiła się do tego, z(.•by stać prosto i patrzeć Tej Która Wie prosto w oczy. Odetchnęła głęboko, napełniając płuca powietrzem. Powtórzyła to raz i drugi i trzeci, dopóki nie powrócił spokój.

— To szaleństwo — powiedziała lodowatym tonem. — Bogini daje dzieci. Bogini nie chce ich z powrotem.

— Czasami zabiera je z powrotem.

— Tak. Tak. Wiem — powiedziała Kobieta Bogini, a jej ton trochę złagodniał. — Nie jesteśmy w stanie pojąć działań Bogini. Ale nie składamy Jej dzieci w ofierze, zwierzęta tak. Ale nigdy dzieci. To się nigdy nie zdarzyło.

— Nigdy przedtem nie zagrażali nam też naprawdę Inni.

— Ofiara z dziecka nie ochroni nas przed Innymi.

— Ludzie mówią, że ty i Srebrny Obłok doszliście do wniosku, że ochroni.

— Ten, kto to mówi, kłamie — powiedziała Kobieta Bogini porywczo. — Ja nic nie wiem o takim planie. Nic! Gadasz od rzeczy, kobieto. To się nie stanie. Przyrzekam ci. Nie będzie u nas ofiar z dzieci. Możesz być tego całkiem pewna.

— Przysięgnij. Przysięgnij na Boginię. Albo nie… — Ta Która Wie wzięła za ręce Twarz Naznaczoną Ogniem z Nieba i Słodki Kwiat. — Przysięgnij na dusze tego chłopca i tej dziewczynki.

— Moje słowo powinno ci wystarczyć — powiedziała Kobieta Bogini.

— Więc nie przysięgniesz?

— Moje słowo jest wystarczające. Nie muszę przysięgać. Jesteśmy ludźmi cywilizowanymi. Nie zabijamy dzieci. To powinno ci wystarczyć.

Ta Która Wie popatrzyła na nią z niedowierzaniem. Jednak dała za wygraną i odeszła. Kobieta Bogini została sama. Stała i zastanawiała się. Złożyć w ofierze dziecko? Czy oni mówili poważnie? Czy naprawdę myśleli, że to mogłoby służyć jakiemuś celowi? Czy to w ogóle mogło służyć jakiemukolwiek celowi?

Czy Bogini pozwoliłaby na taką rzecz? Kobieta Bogini starała się to przemyśleć. Czy poświęcenie życia, czy zwrócenie Bogini tego, co Ona sama dała, mogło Ją przekonać, że powinna pomóc Ludowi w potrzebie?

Nie. Nie. Nie. Nie. Kobieta Bogini roztrząsała problem ze wszystkich stron i nie widziała w tym żadnego sensu.

A gdzie jest Srebrny Obłok? Aha, tam, ogląda nowe groty do strzał zrobione przez Jeżdżącego na Mamucie. Kobieta Bogini podeszła do niego i odciągnęła go na bok.

— Powiedz mi, ale szczerze — odezwała się cicho — czy zamierzasz złożyć ofiarę z dziecka, kiedy znajdziemy się w Miejscu Trzech Rzek?

— Czyś ty postradała zmysły, Kobieto Bogini?

— Ta Która Wie twierdzi, że mężczyźni o tym rozmawiają. Mówią, że ty już podjąłeś taką decyzję, a ja dałam na to zgodę.

— A ty rzeczywiście dałaś na to zgodę? — spytał Srebrny Obłok.

— Oczywiście, że nie.

— Reszta tej historii jest tak samo prawdziwa. Mamy złożyć w ofierze dziecko? Nie mogłaś chyba uwierzyć, że ja bym kiedykolwiek…

— Nie byłam pewna.

— Jak możesz tak mówić?

— Odwołałeś przecież Letnie Święto.

— Co ci się stało, Kobieto Bogini? Nie widzisz różnicy między odwołaniem Święta a zabiciem dziecka?

— Są tacy, którzy by powiedzieli, że odwołanie Święta jest tak samo złe jak zabicie dziecka.

— Ten, kto tak mówi, jest szalony — odpowiedział ostro Srebrny Obłok. — Nie mam takich zamiarów. Możesz powiedzieć Tej Która Wie, że ja… — Przerwał i zmienił się na twarzy. — Nie myślisz chyba, że to by nam coś dało? Nie chcesz powiedzieć…

— Nie — odparła Kobieta Bogini. — Oczywiście, że nie. Teraz ty mówisz tak, jakbyś postradał zmysły. — Ale nie bądź śmieszny. Ja wcale niczego takiego nie mówię. Przyszłam tu, żeby się dowiedzieć, czy w tej plotce jest ziarno prawdy, to wszystko.

— No to teraz już wiesz. Nie ma w niej prawdy. Ani odrobiny.

Mimo to Srebrnego Obłoka oczy miały dziwny wyraz. Jego wściekłość przygasła, a on sam jakby wycofał się w głąb siebie. Kobieta Bogini nie wiedziała jak zinterpretować to zamknięcie się w sobie. O czym on myśli? — zastanowiła się.

Ale nie, zreflektowała się. Nie. To nie może być to. Znała go dobrze. Był twardy, nieugięty, potrafił być brutalny, ale tego by nie zrobił. Dziecka by nie zabił.

— Chcę, żebyś bardzo dobrze rozumiał moje stanowisko — powiedziała Kobieta Bogini z całą mocą, na jaką się mogła zdobyć. — W naszym plemieniu są być może mężczyźni, którzy uważają, że złożenie w ofierze dziecka będzie dla nas dobre. I coś mi się widzi, że mogą przekonać cię o tym, zanim dotrzemy do Miejsca Trzech Rzek. Ale ja na to nie pozwolę. Jestem gotowa rzucić najcięższą klątwę Bogini na każdego, kto zaproponuje taką rzecz. Będzie to klątwa niedźwiedzia, najbardziej mroczna ze wszystkich. Bez wahania odetnę tego człowieka od dopływu łaski Bogini…

— Uspokój się, Kobieto Bogini. Złościsz się bez powodu. Nikt nie mówi o składaniu ofiar z dzieci. Nikt. Kiedy znajdziemy się w Miejscu Trzech Rzek, złapiemy koziorożca albo kozicę, albo porządnego czerwonego łosia i jak zawsze ofiarujemy Bogini mięso tego zwierzęcia. I na tym koniec. Więc uspokój się. Uspokój się, mówię ci. Awanturujesz się o coś, czego, jak wiesz, nigdy nie pozwoliłbym zrobić. Wiesz dobrze, że bym na to nie pozwolił, Kobieto Bogini.

— W porządku — powiedziała. — Koziorożec. Kozica.

— Oczywiście — potwierdził Srebrny Obłok. Uśmiechnął się do niej szeroko i wyciągnął rękę, chcąc serdecznie uścisnąć jej ramię. Kobiecie Bogini zrobiło się bardzo głupio. Jak mogła w ogóle przypuszczać, że Srebrnemu Obłokowi przyszedł do głowy tak barbarzyński pomysł?

Odeszła, uklękła nad małym strumieniem i obmyła sobie rozpalone czoło zimną wodą.

Już później, przed południem, kiedy plemię podjęło ponownie swój marsz, Kobieta Bogini podeszła do Tej Która Wie i powiedziała:

— Rozmawiałam ze Srebrnym Obłokiem. Wiedział tyle co ja o tym projekcie złożenia dziecka w ofierze. I myśli o tym to samo co ja. I co ty. Nigdy by na to nie pozwolił.

— Są tu tacy, co myślą inaczej.

— Kto na przykład?

Ta Która Wie pokręciła tajemniczo głową.

— Nie wymienię żadnych imion. Ale oni uważają, że Bogini nie będzie zadowolona, jeżeli nie damy jej jednego z naszych dzieci.

— Jeżeli tak uważają, to nie rozumieją wcale Bogini. Przestań o tym myśleć, dobrze? To pusta gadanina. Gadanina głupców.

— Miejmy nadzieję — powiedziała Ta Która Wie ponuro, gdyż była pełna złych przeczuć.

Maszerowali przed siebie. Stopniowo Kobieta Bogini przestała myśleć o całej sprawie. To, że Ta Która Wie nie chciała wymienić imion, wzbudziło jej podejrzenia. Bardzo prawdopodobne, że historia została wyssana z palca. Być może Ta Która Wie wymyśliła to wszystko. Może była chora na głowę. Może dobrze by wysłać ją na samotną pielgrzymkę, żeby oczyściła duszę z takich wyobrażeń. Ofiara z dziecka! Niewiarygodne!

Kobieta Bogini zapomniała o całej sprawie. Tygodnie mijały, a Lud maszerował na zachód, wracał w stronę Miejsca Trzech Rzek, a ciepło letniej pory zanikało coraz bardziej.

W końcu znaleźli się na pochyłym zboczu, z którego widać było Trzy Rzeki. Długi marsz powrotny prawie dobiegał kresu. Ścieżka prowadziła stopniowo w dół, z jednego poziomu zbocza na drugi. A w dole, w zasnutej mgłą dolinie, widać było błyszczącą wodę Trzech Rzek.

Było już po południu i Lud zaczynał myśleć o rozbiciu obozu. I wtedy zdarzyła się rzecz dziwna.

Kobieta Bogini znajdowała się w początkowej części maszerującego szeregu. Po jednej stronie miała Drzewo Wilków, a po drugiej Płonące Oko — obaj pomagali jej nieść święte rzeczy. Nagle, tuż przy ścieżce zrobiło się bardzo jasno. Roziskrzyło się intensywne światło. Kobieta Bogini zobaczyła oślepiające czerwone i zielone błyski, świetliste pętle i rozpaloną biel w samym środku. Białe światło poruszało się. Unosiło się i obniżało, wirując równocześnie.

Patrząc na nie, poczuła, że bolą ją oczy. Podniosła rękę, by je osłonić. Wszyscy naokoło wydawali okrzyki przerażenia.

Potem światło zniknęło — tak nagle jak się pojawiło. W powietrzu obok ścieżki nic nie było widać. Kobieta Bogini stała nieruchomo, mrugając. Oczy ją bolały, a w głowie wirowały pomieszane myśli.

— Co to było? — zapytał ktoś.

— Co się teraz stanie?

— Ratuj nas, Srebrny Obłoku!

— Kobieto Bogini! Kobieto Bogini, powiedz nam, co to było!

Kobieta Bogini zwilżyła wargi.

— To Bogini przechodziła obok nas — zaimprowizowała z rozpaczą. — To był… to był skraj jej szaty.

— Tak — odpowiedzieli. — To Bogini. To była Bogini. To musiała być Bogini.

Przez chwilę wszyscy milczeli. Chcąc zachować ostrożność, zamarli w bezruchu i czekali. Pragnęli się przekonać, czy Bogini ma zamiar wrócić. Nie zdarzyło się jednak nic niezwykłego.

Nagle Ta Która Wie zawołała:

— Tak, to była Bogini. Ona zabrała Twarz Naznaczoną Ogniem z Nieba!

— Co takiego?

— Kiedy pojawiło się światło, on był tutaj, tuż za mną. Teraz go nie ma.

— Nie ma go? Zniknął? Gdzie? Jak?

— Szukajcie go! — krzyknął ktoś. — Znajdźcie go! Twarz Naznaczona Ogniem z Nieba! Twarz Naznaczona Ogniem…

Zrobiło się straszne zamieszanie. Kręcili się w kółko. Był to bezładny ruch bez celu, dla samego ruchu. Kobieta Bogini słyszała, jak Srebrny Obłok usiłuje wszystkich uspokoić. Najbardziej poruszone były Matki — ich krzyk górował nad wszystkimi innymi dźwiękami. Biegały w kółko, płacząc i wymachując rękami.

Przez chwilę Kobieta Bogini nie mogła sobie przypomnieć, kto był prawdziwą matką Twarzy Naznaczonej Ogniem z Nieba. Potem przypomniała sobie, że była nią Czerwony Dym o Wschodzie Słońca, która cztery lata wcześniej urodziła tego chłopca z zygzakowatym znamieniem w kształcie błyskawicy. Ale Matki wychowywały wszystkie dzieci plemienia razem i było im prawie wszystko jedno, która sprowadziła na świat które dziecko. Mleczne Źródło, Piękny Śnieg i Jezioro Zielonego Lodu były tak samo przerażone zniknięciem chłopca jak Czerwony Dym o Wschodzie Słońca.

— Musiał zejść ze ścieżki — powiedział Góra o Zwalonym Wierzchołku. — Pójdę go poszukać.

— On był tutaj — stwierdziła kwaśno Ta Która Wie. — To światło go połknęło.

— Widziałaś to?

— Był za mną, kiedy się to stało. Ale nie tak daleko ode mnie, żeby mógł się zgubić. To światło go zabrało. Tak, światło.

Jednakże Góra o Zwalonym Wierzchołku upierał się przy tym, żeby wrócić i poszukać chłopca. Ale na nic się to nie zdało. Po chłopcu nie było śladu. Poszukiwania trwające godzinę nic nie dały. Nie znaleźli nawet odcisku stopy. A tymczasem zaczęło się robić bardzo ciemno.

— Musimy iść dalej — powiedział Srebrny Obłok. — Tutaj nie można rozbić obozowiska.

— Ale Twarz Naznaczona Ogniem z Nieba…

— Zniknął — stwierdził nieubłaganie Srebrny Obłok. — Zniknął, wtopił się w światło Bogini.

— Światło Bogini! Światło Bogini!

Ruszyli w dalszą drogę. Kobieta Bogini była jak odurzona. Patrzyła prosto w migoczący blask. Bolały ją jeszcze od tego oczy. Kiedy je zamykała, widziała wzory z pływających purpurowych punkcików. Ale czy to naprawdę była Bogini? Kobieta Bogini nie wiedziała. Nigdy w życiu nie widziała czegoś takiego. I miała nadzieję, że nigdy więcej nie zobaczy.

— A więc okazuje się, że Bogini chciała zabrać jedno z naszych dzieci — odezwała się Ta Która Wie. — No, no, no.

— Nie znasz się na tych sprawach! — odrzekła rozwścieczona Kobieta Bogini. — Wcale się na nich nie znasz!

A co, jeżeli ona ma rację? — zastanowiła się. — Jest całkiem prawdopodobne, że ją ma. Całkiem możliwe.

Tylko Bogini mogła ukazać się w formie tak silnego światła.

Więc Bogini zażądała dziecka? Dlaczego? Jaki to miało sens?

Nigdy jej nie zrozumiemy, doszła do wniosku Kobieta Bogini po długich nocnych zmaganiach z tym problemem. Ona jest Boginią, a my jesteśmy tylko jej stworzeniami. A Twarz Naznaczona Ogniem z Nieba zniknął. To przechodzi wszelkie możliwości pojmowania, ale trudno. Kobieta Bogini przypomniała sobie plotkę mówiącą, że Srebrny Obłok zamierza złożyć dziecko w ofierze w Miejscu Trzech Rzek. Teraz nie będzie już mowy o takich rzeczach — pomyślała. Byli prawie na miejscu, a Bogini wzięła dziecko sama; oni nie musieli jej go dawać. Plemię nie miało zbyt wielu dzieci. Nie mogli więc sobie pozwolić na oddanie jej jeszcze jednego.

Загрузка...