Rozdział 12 TANIEC

Dziesiąta runda oznaczała wyraźny skok jakościowy. W grze pozostało już tylko dwudziestu zawodników, z których zresztą aż osiemnastu miało już jedną porażkę. Gracze wyeliminowani w tej rundzie otrzymywali nagrodę pocieszenia w postaci pięcioletniego przedłużenia kontraktu.

Stile miał teraz aż dwa słabe punkty: chore kolana i nie do końca wyleczone udo. Kula-amulet utkwiła w kości, uszkadzając po drodze arterię. Rana, choć paskudna, była mniej groźna, niż się wydawało, lecz Stile mocno ucierpiał w wyniku szoku i utraty krwi. Żółta Adeptka zaoferowała mu napój dziesięciokrotnie przyspieszający gojenie. Mimo to nic nie mogło zastąpić czasu i odpoczynku, a Stile miał tylko dziesięć godzin do następnego pojedynku. Nic dziwnego, że nie był w najlepszej formie.

Sheen zaprowadziła ścigającą ją rakietę z powrotem do bunkra Czerwonej i wrzuciła do środka kulę. I tyle. Opowiedziała mu potem, zachowując pełny obiektywizm, że eksplozja była spektakularna i całkowicie zniszczyła ukrytą komnatę, w której chowała się Czerwona Adeptka. Niestety, kobiety tam nie było. Zniknęła ze sceny w czasie pogoni rakiety za Stile’em, a nikt nie pomyślał o namierzeniu kierunku jej ucieczki.

Dzięki pomocy i opiece ze strony kilku pań zamieszkujących oba światy, Stile uwolniony został od troski o swe bezpieczeństwo i mógł zająć się grą. Miał szczery zamiar trzymać się jak najdalej od konkurencji fizycznych. Sheen opiekowała się nim, jak mogła, lecz pomoc w czasie Turnieju była wykluczona.

Jego przeciwnikiem okazał się tym razem mężczyzna z drabiny wiekowej Stile’a, przezwiskiem Track, mający 35 lat, mistrz biegów w klasie powyżej trzydziestu lat. W pozostałych konkurencjach lekkoatletycznych też nie należał do ostatnich.

Stile, nawet gdy był w pełni formy, nie mógł dorównać mu w biegach, skokach czy pływaniu. W obecnej sytuacji nie miał żadnych szans. Lecz Track był stosunkowo słaby w konkurencjach umysłowych i do tego jeszcze brakowało mu zdolności artystycznych. A więc zwycięstwo mogło przyjść Stile’owi łatwo pod warunkiem, że trzymałby się z dala od opcji LOSOWE i FIZYCZNE.

Ale okazało się, że Stile otrzymał bok planszy oznaczony literami. Nie mógł więc wyeliminować kolumny: FIZYCZNE.

Błyskawicznie rozważał wszystkie możliwości. Opcja NAGO była oczywiście wykluczona. NARZĘDZIE też nie należało do najlepszych: Track świetnie radził sobie na rowerze wyścigowym, był mistrzem tenisa, bilardu i innych, podobnych gier. MASZYNA… Tu wybór wyglądał lepiej; Track czuł się niepewnie w takich konkurencjach jak wyścigi motocyklowe, w których Stile nawet ze zranioną nogą poradziłby sobie dużo lepiej. ZWIERZĘTA… Stile był, oczywiście, mistrzem jazdy konnej. Uszkodzenie kolan zmniejszyło znacznie jego możliwości, lecz wciąż jeszcze mógł polegać na swym doświadczeniu, umiejętnościach i zrozumieniu psychiki konia. Ta opcja była dla niego najkorzystniejsza.

W związku z tym jej nie wybrał. Zdecydował się na NARZĘDZIA, mając nadzieję, że Track zaryzykuje UMYSŁOWE. Opcja 2D kryła w sobie takie na przykład konkurencje jak tresowanie zwierząt, a jego przeciwnik świetnie radził sobie z cyrkowym batem.

Nie udało się. Na ekranie pojawiło się 1B. Gry fizyczne z użyciem narzędzi.

Stile’owi udało się jednak przechytrzyć przeciwnika podczas rozgrywania podplanszy; pojedynek stoczyć mieli przy użyciu baniek mydlanych. Niewiele było równie subtelnych gier fizycznych.

Przy pomocy słomek wydmuchiwali bańki, kierując je specjalnie oznakowanym torem. Punktacja zależała od wielkości, odległości i czasu; należało przeprowadzić jak największą bańkę przez ściśle określony odcinek toru i w dokładnie oznaczonym czasie. Stile świetnie sobie radził z tym zadaniem; jego bańki były co prawda średnich tylko rozmiarów, lecz za to mocne, a znacznie większe wytwory Tracka pękały przed osiągnięciem mety.

Stile zwyciężył, tak jak wiele razy przedtem, dzięki swym umiejętnościom rozgrywania planszy. Przeciwnicy uścisnęli sobie dłonie i rozstali się, a tłumek widzów nagrodził ich oklaskami. Gra nie była ani dramatyczna, ani zacięta, ale wysokość stawki uczyniła ją bardziej atrakcyjną. Track, mając w perspektywie pięć dodatkowych lat na Protonie, nie bardzo martwił się przegraną.

Stile spędził sześć godzin przyspieszonej kuracji na Phaze i zameldował się do kolejnej rundy Turnieju, jedenastej. Liczba uczestników spadła do jedenastu i tylko jeden z nich nie poniósł jeszcze porażki. Przegrani w tej rundzie otrzymywali nagrodę w postaci dziesięcioletniego kontraktu. Z Turnieju odpadło już tysiąc trzynastu zawodników.

Przeciwnikiem Stile’a był tym razem obywatel, i to bardzo młody; miał około piętnastu lat. Stile był przekonany, że poradzi sobie we wszystkich konkurencjach wymagających większych kwalifikacji, lecz nadal wolał unikać konkurencji fizycznych. Wylosował oznaczony numerami bok planszy, a więc wybrał opcję UMYSŁOWE; tutaj nic mu nie mogło zagrozić.

Ku jego zdumieniu obywatel wybrał ZWIERZĘTA. A więc 2D, opcja, której Stile usiłował w poprzedniej grze uniknąć. Kiedy rozegrali podplansze, okazało się, że rywalizować będą w konkurencji komunikacji międzygatunkowej.

Każdy z graczy otrzymał trzy niewytresowane zwierzęta: psa, kota i szczura. Mieli również do swej dyspozycji różne smakołyki dla zwierząt i elektryczną pałkę: bodźce pozytywne i negatywne. Zadanie polegało na zmuszeniu wszystkich trzech zwierząt do przejścia przez wyznaczony labirynt, nie dotykając żadnego z nich. Wygrywał pierwszy gracz, któremu się to udało.

Zwierzęta były z początku bardziej zainteresowane pogonią lub ucieczką jedno przed drugim niż wykonywaniem sztuczek. Należało ich bardzo pilnować. Elektryczną pałką można było wpływać na ich zachowanie, sprawiając zwierzętom ból od łagodnego do paraliżującego; zwłaszcza koty szybko uczyły się, pod wpływem tajemniczego dla nich cierpienia, nie rzucać się na szczury. Jednak nakłonienie zwierzęcia do wykonania czegoś było trudniejsze od zniechęcenia go do popełniania jakiegoś czynu. Nie wolno było używać smakołyków do prowadzenia zwierząt; mogły służyć tylko jako nagroda za właściwe zachowanie. Reguły te nie były zupełnie jasne dla zwierząt.

Labirynt wyposażono w szereg „śluz”, w których dwa zwierzęta musiały się, choć na chwilę, spotkać przed przejściem do następnej części labiryntu; dzięki tej osobliwości konkurencja ta zaliczona została do gier umysłowych. Przewidywana nagroda skłonić miała zwierzęta do wejścia do pierwszej śluzy, a pałka zniechęcić do atakowania się nawzajem; zwierzęta starały się powtarzać te czynności, za które je wynagradzano poprzednim razem, i unikać tych, które zakończyły się karą. Tym, co liczyło się w tej grze najbardziej, była umiejętność wymyślenia odpowiedniej strategii, tak by w zależności od miejsca, w którym znajdowało się zwierzę, właściwie dobranymi bodźcami kierować jego ruchem.

Doświadczenie Stile’a i jego znajomość psychiki zwierząt znowu mu pomogły. Ukończył zadanie, zanim młody obywatel zdołał namówić swego kota, by przyłączył się do warczącego psa w pierwszej śluzie i przestał rozglądać się za szczurem. Gdyby wpuścił do śluzy szczura jako pierwszego, osiągnąłby lepszy wynik; każde z pozostałych zwierząt chętnie by tam za nim weszło. Stile wybrał taką właśnie kolejność: szczur, kot, pies. Kiedy zwierzęta ukończyły labirynt, gotowe były do kolejnych zadań. Zwycięstwo przypadło Stile’owi.

Śmieszne, ale te końcowe, tak ważne rundy, wydały mu się, kiedy już do nich doszedł, mało znaczące. Jego pierwsza runda, football, była najtrudniejsza; ostatnia okazała się najłatwiejsza. Takie anomalie charakterystyczne były dla gry.

Noc spędził na Phaze, odpoczywając i lecząc się. Zajęła się nim Żółta Adeptka, w swej naturalnej postaci staruchy. Umiała przyrządzać wszelkie wywary, a do tego nie przedstawiała sobą takiej pokusy jak Błękitna Pani. Nie groziło mu więc, że nierozważnym czynem pozbawi się gwarancji, jaką dawały mu słowa Wyroczni.

Ale dlaczego Żółciutka tak mu pomagała? Stile znowu się u niej zadłużył, a do tego zdążył ją polubić. To, że była mu potrzebna, wydawało się budzić w niej długo uśpione lepsze cechy. Może podobała się jej praca w zespole, świadomość robienia czegoś wartościowego, zdobywanie uznania u innych. Adepci mało mieli takich doświadczeń.

Odwiedziła go również mała Brązowa Adeptka. Miała wyrzuty sumienia, że jej golem wziął udział w morderstwie popełnionym na Błękitnym Adepcie, i chciała mu to wynagrodzić. Horyzont wokół Stile’a zaczął się przejaśniać.

Jednak bez wyeliminowania Czerwonej Adeptki nic nie mogło zostać rozstrzygnięte. Na pewno spędziła cały czas jego rekonwalescencji, pracowicie produkując kolejne pułapki. Sheen zameldowała, że Czerwona dalej startuje w Turnieju. Przeszła do wyższych rund, tylko raz przegrywając. Jeśli oboje, Stile i Czerwona, dalej będą wygrywać, czeka ich spotkanie w Turnieju.

Tak właśnie stało się w dwunastej rundzie. Uczestniczyło w niej już tylko sześciu zawodników; jeden z nich nie odniósł żadnej porażki. Nagrodą dla przegrywającego było dwadzieścia lat, dodatkowy pełny kontrakt.

Noga Stile’a zagoiła się już prawie całkowicie, a dodatkowym bodźcem była chęć zemsty. Gotów był do walki z Czerwoną. Zwłaszcza że znaleźli się teraz w jedynej sytuacji, w której Adeptka nie mogła oszukiwać, ani też uciec. Zwyciężając ją, Stile nie tylko pozbawiłby ją szansy zdobycia obywatelstwa, lecz wyeliminowałby ją również z Turnieju, a skoro dzięki śledztwu prowadzonemu przez pracodawcę Bluette wyszło na jaw, iż Czerwona zamordowała i ją, i Hulka, groziła jej deportacja. W takich warunkach nagrody pocieszenia nie przyznawano.

Stile długo to rozważał. Początkowo chciał ją zabić, lecz przysięgał przecież tylko „zrobić z nią koniec”. Wyrocznia też nic nie mówiła o zabijaniu; przepowiedziała, że Błękit zniszczy Czerwień. Czy wygnanie można uznać za zniszczenie? Możliwe. Obywatele wypracowali wysoce wyszukane metody zapewniające, że raz wygnana osoba nie mogła już nigdy powrócić na Proton. Tego można było być pewnym. A w każdym razie, im dłużej Stile rozważał konieczność zabicia ludzkiej istoty, tym mniej mu się to podobało. Po prostu nie nadawał się na mordercę. Więc jeśli tak należało rozumieć słowa Wyroczni, gotów był je zaakceptować z pewną nawet ulgą.

Pozycja Czerwonej była zupełnie inna. Musiała zabić Stile’a. Jeśli Stile zostałby wyeliminowany z Turnieju w tej rundzie, to otrzymałby przedłużenie kontraktu na dalsze dwadzieścia lat i mógłby do woli przeciw niej spiskować, zakładając oczywiście, że Czerwona zdobędzie obywatelstwo. Dalej miałby swoją bazę operacyjną na Phaze, gdzie nie mogłaby go dosięgnąć, i skąd mógłby organizować przeciwko niej akcje odwetowe. Władza obywatela była ogromna, lecz w końcu dostałby ją i oboje o tym wiedzieli. Tak więc Czerwona potrzebowała czegoś więcej niż tylko zwycięstwa w Turnieju.

Morderstwo w czasie gry było zupełnie możliwe. Zawody organizowano tak, by zapewnić graczom jak największe bezpieczeństwo, lecz podczas szczególnie wyczerpującego pojedynku uczestnik mógł przecież doznać zawału, sprzęt mógł zawieść w krytycznym momencie, a nieszkodliwy pocisk pistoletu mógł zostać zanieczyszczony jakimś w pełni legalnym, lecz śmiertelnym narkotykiem. Czerwona na pewno spróbuje coś takiego wymyślić, choć czujne oko prowadzącego grę komputera czyniło to zadanie skrajnie trudnym. Stile, ze swej strony, robić będzie wszystko, by jej to uniemożliwić.

W wyższych rundach nie było kolejek; wszystkie urządzenia stały do dyspozycji sześciu tylko graczy. Każdemu pojedynkowi miała przyglądać się ogromna widownia. Na szczęście Stile nie był zmuszony do konwersowania ze swą nieprzyjaciółką. Nie musieli czekać na dostęp do planszy.

Znowu wylosował litery. Za każdym razem, kiedy naprawdę potrzebował cyfr, los odbierał mu tę możliwość.

Stile nie próbował nawet wykorzystywać słabości Czerwonej; nic przecież nie wiedział o jej grze. Wybrał opcję, w której był najlepszy: NARZĘDZIA. Lubił co prawda zwierzęta i dobrze sobie z nimi radził, ale nie życzył sobie więcej footballu z androidami albo gier w zespole szczur — kot — pies.

Na ekranie zapaliło się 4A. A więc Czerwona wybrała UMIEJĘTNOŚĆ.

4A? Przecież nacisnął B.

Zapis komputera był jednak wyraźny; Stile pomylił klawisze. Po raz pierwszy w życiu! Ta nieuwaga mogła kosztować go zwycięstwo!

Nie było czasu na żale. Konkurencja obejmowała śpiew, taniec, pantomimę, gawędziarstwo, poezję, humor i temu podobne. Występom przyglądała się widownia. Stile dobrze sobie radził w tego typu zawodach; Czerwona prawdopodobnie też. Podejrzewał, że Adeptka miała nadzieję na opcję 4B i rzeźbiarstwo; gdyby Stile się nie pomylił, pewnie by się na tym skończyło. Spędziwszy całe życie na wytwarzaniu amuletów, zdobyła w tej dziedzinie ogromne doświadczenie i pogłębiła swe umiejętności. Oczywiście nigdy nie pozwoliłby jej na przeforsowanie ulubionej konkurencji; manewrowałby tak, aż musiałaby wybrać muzykę. Walcząc z Clefem miał niewielkie szansę, a z Czerwoną na pewno uporałby się łatwo. Naturalnie, ona zrobiłaby wszystko, by zapobiec temu wyborowi, i pewnie skończyłoby się na rywalizacji w jakiejś obcej obu stronom specjalności, na przykład pisaniu. Tak więc może pomyłka nie była taka groźna. Stile był mistrzem w większości konkurencji z grupy 4B, a z pozostałymi też był dobrze zaznajomiony. Jeśli Czerwona zechce dorównać mu w tworzeniu wierszy…

Okazało się, że wybór padł na taniec. W porządku, potrafi też tańczyć. Ciekawe, czy miała jakiś ulubiony taniec, na przykład klasyczny menuet? Wolał nie ryzykować; lepiej wybrać jakąś bardziej kreatywną formę, gdzie jego wyobraźnia pozwoli mu uzyskać przewagę. Na pewno nie balet; noga dawała mu się jeszcze we znaki, lecz może coś luźno z baletem związanego.

W końcu zdecydowali się na taniec dramatyczny. Tańczono według scenariusza, ze ściśle określonymi scenami, lecz w ich obrębie tańczący mieli pełną swobodę interpretacji. Występowano w kostiumach; uważano, że strój nie stanowi w tej konkurencji narzędzia. Określenie „nago” nie oznaczało fizycznej nagości; przecież wszyscy niewolnicy chodzili, niczym nie osłaniając ciała. Słowem tym określano gry, które nie wymagały użycia specjalnych urządzeń, do których należał równie dobrze komputer, jak nietoperz lub pies myśliwski. Tak więc, dla rozbawienia publiczności naga sztuka tańczyła w ubraniu. Stile, który zdążył przyzwyczaić się już do zwyczajów na Phaze, nie miał żadnych kłopotów z noszeniem ubrania. Czerwona tym bardziej.

Biorąc to wszystko pod uwagę, pojedynek nie zapowiadał się źle.

Komputer wybrał scenariusz. Miał całą bibliotekę różnych historii i losował je tak, by unikać powtórzeń. Oznaczało to, że niektóre ze scenariuszy były słabo znane, ale należało to do ryzyka gry.

Wybrana teraz opowieść oparta była na jednej z bajek tysiąca i jednej nocy — Konkurs piękności ifrytów. Obywatele lubowali się w motywach arabskich, identyfikując się z domniemanym bogactwem kultury arabskiej dziewiątego i dwunastego wieku.

Stile otrzymał rolę księcia Kamara al Zamana, a Czerwona księżniczki Budur, zwanej Księżycem wśród Księżyców. Stile nie znał tej bajki i miał złe przeczucia. Historie arabskie potrafiły być takie zasadnicze. Ta z pewnością opiewała jakiś romans, a ostatnią rzeczą, jakiej by sobie życzył, była gra miłosna z nieprzyjaciółką, którą przysiągł zniszczyć. Niestety, nie mógł się teraz wycofać, nie tracąc twarzy.

Komputer spełniał podwójną rolę narratora i reżysera. Sędziował zespół krytyków teatralnych. Nie byli oni zobowiązani kierować się osądem widowni; wiadomo, że widzowie często zdradzali brak wyrobionego smaku, nie mówiąc już o ich kolosalnej wręcz ignorancji. Stile bardzo był z tego zadowolony; oznaczało to, że jego gra oceniana będzie na podstawie kryteriów estetycznych, a nie jego wzrostu czy wyglądu Czerwonej.

Nadzieją też — choć może nieuzasadnioną — napełniało go poprzednie doświadczenie z podobnym zespołem sędziowskim. Rozumiał, oczywiście, że taka sytuacja — miał na myśli rywalizację w grze na harmonijce — pewnie się już nie powtórzy, lecz…

Zajęli miejsca na zaciemnionej scenie. Reflektor oświetlił połowę, na której miał tańczyć Stile. Ku jego zdziwieniu dekoracje nie nawiązywały wcale do arabskiego charakteru bajki; przedstawiały prostą, zbudowaną z udającego kamień materiału, dwupoziomową alkowę.

— Kamar al Zaman, arabski książę, został skazany na uwięzienie w swej komnacie przez króla, swego ojca, gdyż odmówił zaślubienia którejkolwiek ze stanowiących dobrą partię dziewcząt królestwa i księżniczek zaprzyjaźnionych państw. Król pragnąłby zapewnić kontynuację królewskiej linii, gryzły go też podejrzenia, iż syn jego mógłby okazać się gejem, tak więc przedsięwziął surowe środki, mające zarówno rozwiązać ten problem, jak i ukryć go przed opinią publiczną. Książę Kamar poddał się wyrokowi ojca, zachowując poczucie własnej godności. Tańczy teraz Taniec Nieugiętości, symbolizujący jego determinację i pragnienie życia według własnych zasad, a nie poddane dyktatowi królewskiej tradycji.

Nagle scenariusz zaczął się Stile’owi podobać. Czuł, że potrafi dobrze zatańczyć tę rolę. Wierzył przecież w wolność jednostki i swobodę działania, zwłaszcza od czasu, kiedy odkrył Phaze. Mimo że nieomylne sądy Wyroczni określały los pojedynczego człowieka, ludzka pomysłowość mogła przemienić go w coś innego. Na Phaze Stile był księciem, na Protonie — niewolnikiem. Uświadomił sobie teraz, że uczestnictwo w Turnieju motywowane było pragnieniem zmiany statusu. Pragnął stać się księciem.

Stile tańczył. Jego archaiczny kostium zaprojektowany został tak, by raczej zapewnić mu swobodę ruchów niż wiernie oddawać realia epoki. Nosił na sobie obcisły strój, nie krępujący nóg, i błękitną, obszerną pelerynę, powiewającą przy każdym ruchu. Taniec okazał się wspaniałą zabawą; Stile improwizował, wyrażając ruchem wyzwanie rzucone systemowi i palącą wolę zwycięstwa. To był Stile przeciwko Protonowi. Stile przeciwko losowi. Skakał, obracał się i rozkładał ramiona w uniwersalnym geście wyzwania, by przejść wreszcie do uległości; był przecież księciem Kamarem, uwięzionym jak zwykły niewolnik w wieży za to tylko, że śmiał wybrać swój własny sposób życia i miłości. W ciemnej wieży nikt nie mógł docenić jego odwagi. Gest wyzwania stawał się pustym gestem.

Z wyjątkiem, oczywiście, widzów. Zebrało się ich wielu i kiedy Stile skończył, nagrodzili go brawami. Być może klaskali dlatego tylko, iż tak należało robić, lecz Stile miał nadzieję, że udało mu się przekazać im pewne uczucia, które powinni dobrze zrozumieć. Niewolnik przeciwko obywatelowi…

Eksperci należący do zespołu sędziowskiego coś sobie notowali. To był świetny taniec, zarówno technicznie, jak i tematycznie, dobry początek roli. Może jeszcze mu się uda.

Należąca do Stile’a część sceny ściemniała, a reflektory oświetliły połowę, na której miała tańczyć Czerwona. Tu wystrój był bardzo kobiecy, z draperiami, lustrami i miękkim, puchowym łożem ustawionym na podeście z tyłu sceny; kostium Czerwonej był równie bogaty. W tym samym czasie księżniczka Budur, Księżyc wśród Księżyców, słynna w całym królestwie ze swej urody i talentów, przeżywa podobne kłopoty. Odmówiła wszystkim swym wielbicielom, gdyż gotowa była zawrzeć małżeństwo wyłącznie z miłości, a nie dla prestiżu czy bogactwa. Jej ojciec, w złości, zabronił jej opuszczać komnatę, dopóki nie podda się jego decyzjom. Teraz, sama, tańczy Taniec Zawiedzionych Nadziei, symbolizujący tęsknotę za prawdziwą miłością.

Czerwona tańczyła; ubrana w piękny kostium z szeroką spódnicą, ozdobiony błyszczącymi klejnotami migoczącymi przy każdym jej ruchu. Była, Stile przyznawał to z pewną niechęcią, piękną kobietą, zgrabną i zdrową. Kiedy tańczyła sama, jej wzrost nie rzucał się tak w oczy; wyglądała normalnie, tak jak i Stile. Zło, które przepełniało jej życie, w niczym nie zmąciło jej urody.

Była też świetną tancerką i potrafiła wręcz doskonale oddać charakter postaci. Kręciła piruety niezwykle precyzyjne; w czasie obrotów spódnica unosiła się, ukazując jej olśniewające nogi. Jej gesty tak wyraziście wyrażały tęsknotę za miłością, że nie można było ich nie pojąć, twarz rozjaśniała się nadzieją i smutniała pod wpływem rozczarowania. Czy była utalentowaną aktorką, czy też naprawdę doznała kiedyś takich uczuć? Stile poczuł zakłopotanie; trudno było nienawidzić jej z pełną mocą i jednocześnie obserwować ten doskonały taniec.

W końcu tancerka upadła na ziemię, poddając się rozpaczy i kończąc jednocześnie swój występ. Nigdy jeszcze nadzieje nie wydawały się w równym stopniu zawiedzione, a nieszczęście mniej zasłużone.

Widownia wybuchnęła oklaskami. Stile uświadomił sobie z lękiem, że Czerwona tańczy lepiej. Potrafiła przekazać więcej uczuć i w bardziej efektowny sposób niż on. Niełatwo przyjdzie mu wygrać tę rundę. Co gorsza, zrozumiał, że zdobywając obywatelstwo, Czerwona uzyska znacznie więcej władzy niż miała dotychczas, i z pewnością nie pozostanie w defensywie, może przecież wynająć zabójców i z łatwością się go pozbyć. Wcale nie musi zabijać go na scenie, wystarczy, że go pokona. Jego sytuacja zaczęła wyglądać teraz gorzej.

— Kamar i Budur rozebrali się i udali na spoczynek — oznajmił narrator.

Zapaliły się przyćmione, symbolizujące noc światła, punktowo oświetlające aktorów. Reszta sceny pozostała w ciemności. Stile zdjął swój kostium, złożył go starannie — jak przystało na księcia — i wyciągnął się na podwyższeniu z tyłu sceny, udając sen. Ale to chyba jeszcze nie koniec roli, musi przecież zakasować Czerwoną.

— Wieża, w której zamknięto księcia Kamara, nawiedzana była przez ifrytkę, nadprzyrodzoną istotę, należącą do jednego ze szczepów dżinów — ciągnął komputer. Stile uśmiechnął się w duchu; komputer nie wiedział, że w alternatywnym świecie Phaze naprawdę żyją dżiny! To wszystko mogło zdarzyć się rzeczywiście — nawet tutaj, wziąwszy, że oba światy nakładały się na siebie. Może właśnie teraz, w tym samym miejscu, ifryci odgrywają to samo przedstawienie. Gdyby mogły zobaczyć, bez pomocy zasłony, to, co się tu właśnie dzieje…

— Ifrytka przez cały dzień przebywała poza wieżą, zajmując się tym, co zwykle, czyli dokuczaniem ludziom. Na noc powraca do domu. Przechodzi przez kamienną ścianę do komnaty; kiedy chce, potrafi być niewidzialna i niematerialna. I nagle odkrywa na swym łożu księcia Kamara. Zdumiewa ją i zaskakuje uroda tego śmiertelnika. Przez chwilę przygląda mu się, żałując, iż należy on do innego gatunku, a potem odlatuje, by opowiedzieć o tym swoim przyjaciołom. Spotyka ifryta, który mówi jej, że spotkał śmiertelniczkę piękniejszą od jej znaleziska. Obrażona, proponuje mu konkurs piękności. Położą śmiertelnych obok siebie i porównają ich urodę.

Światła na chwilę przygasły. Stile wstał, przebiegł przez scenę i ułożył się obok Czerwonej na puchowym łożu; to ifryci przenieśli śpiącego księcia. Jego niepokój wzrósł; nie życzył sobie tak bliskiego z nią zetknięcia. Nie wolno było jednak odchodzić od scenariusza; każda drobna niezgodność pociągała za sobą punkty karne, a duża zakończyć się mogła dyskwalifikacją. Leżał obok niej udając, że śpi, i pragnąc usunąć ją z tej planety. Gojąca się rana zaczęła mu nagle dokuczać, zjawisko czysto psychologiczne, lecz charakterystyczne.

— Ifryci porównali urodę śpiących śmiertelników — ciągnął swój wątek narrator — lecz oba okazy wydały im się wprost doskonałe i nie potrafili dokonać wyboru. Do głowy przyszedł im pewien pomysł: niech sami śmiertelni zdecydują, które z nich jest piękniejsze. Ifryci postanowili obudzić najpierw jedno, a potem drugie, i pilnie obserwować ich reakcje. Ta istota, która okaże mniej wzruszenia, wygra, gdyż oznacza to, że partner jest piękniejszy.

„Tak jak w zawodach w grze na harmonijce”, pomyślał Stile, „wygrywa ten, kto mniej zmienił”. Zaczęło go interesować zakończenie bajki.

Światła rozjarzyły się tak, by widownia mogła wszystko wyraźnie obserwować. Książę i księżniczka spali nago obok siebie. Na Protonie scena ta nie miała specjalnych uczuciowych konotacji, lecz zdjęcie przez aktorów wyszukanych kostiumów sugerowało pewną intymność.

Przez chwilę panowała zdumiona cisza. Wreszcie ktoś parsknął i wkrótce wesołość ogarnęła całą salę.

Stile od razu zrozumiał powód. Spotykał się z tym przez całe życie. Teraz, kiedy aktorzy leżeli obok siebie, widownia spostrzegła ogromną różnicę w ich wzroście. Komputer nie dbał o to, sędziowie umieli nie zwracać uwagi na sprawy tego typu, lecz widownia nie była aż tak doświadczona. Dlatego też nie mogła decydować o zwycięstwie w tej konkurencji.

— Pigmej i Amazonka! — zawołał ktoś i cała sala ryknęła śmiechem. Komputer uruchomił pole stazy. Nikt nie mógł się nawet poruszyć i na widowni i na scenie, choć nie utracili słuchu. Długie pozostawanie w obrębie takiego pola mogło prowadzić do uszkodzeń ciała, a nawet do śmierci; krótkotrwałe było tylko bardzo nieprzyjemne, gdyż powodowało spowolnienie wszystkich funkcji życiowych.

— Pierwsze ostrzeżenie — głos komputera pozbawiony był jakichkolwiek emocji. — Dalsze przypadki niewłaściwego zachowania się na widowni będą karane usunięciem z sali.

Pole zostało wyłączone. Widownia spoważniała. Śmiać się będzie teraz wyłącznie w momentach przewidzianych scenariuszem, i żadnych uwag. Komputer potrafił być surowy; w polu znalazło się nawet kilku obywateli. Nie protestowali jednak; utrzymanie dyscypliny leżało przecież w ich interesie.

Ale zło się już dokonało. Widownia patrzeć mogła z pełną powagą, ale taniec stał się śmieszny i absurdalny. Stile wiedział, że za kamiennymi twarzami krył się szaleńczy śmiech.

Walczył ze sobą, by stłumić wstyd i gniew. Posłużył się sposobem, który wypracował sobie przed wielu laty, by zmniejszyć męczącą go od czasu do czasu tremę. Wyobraził sobie każdego widza jako bełkoczącego demona z wielkimi zaostrzonymi uszami i gołym czerwonym tyłkiem, pogryzionego przez pchły i z ogonem na sztorc zaczepiającym sąsiadów. Przeniósł na nie wszystkie negatywne uczucia. „Ja jestem człowiekiem, wy małpami. Gapcie się, głupcy. Zaślińcie się na śmierć”.

Nie zawsze działało to skutecznie, ale często pomagało. Zauważył, że Czerwona drży z ukrywanej wściekłości; zachowanie widowni oburzyło i ją. Po raz pierwszy podzielał jej uczucia.

Nie było jednak innego wyjścia, jak grać dalej. Pigmej i Amazonka toczyli ze sobą śmiertelnie poważną grę. Sędziowie nie roześmiali się, a to było najważniejsze. Gra toczy się dalej.

— Ifrytka zamieniła się w owada i ugryzła księcia w nogę. Kamar budzi się…

Stile uderzył się po nodze, jak ukąszony, i usiadł. W tym momencie widownia miała pełne prawo roześmiać się, lecz nie słychać było nawet pojedynczego chichotu.

— …i widzi księżniczkę Budur, Księżyc wśród Księżyców, leżącą obok niego. Kamar jest zdumiony; nie zauważa nawet, że przeniesiono go w inne miejsce. Cały zajęty jest podziwianiem księżniczki. Ogląda ją, dotyka, by upewnić się, iż nie jest ona jakimś fragmentem snu, wreszcie próbuje ją obudzić. Lecz księżniczka została zaczarowana i nie reaguje na jego zabiegi.

Stile robił wszystko, czego wymagał scenariusz, żadnym gestem nie zdradzając, że wolałby ją udusić. Była jego wrogiem; dlaczego przynajmniej nie miała wzrostu Ney-sy — w jej kobiecej postaci — tak, by on nie wyglądał śmiesznie w jej towarzystwie? Obelga dodana do krzywdy. Ale jednocześnie musiał przyznać, że Czerwona jest niezwykle piękną kobietą i w innych okolicznościach… nie, przecież nienawidził jej i nawet na chwilę nie mógł o tym zapomnieć.

I wtedy zobaczył nie do końca zagojoną ranę, ukrytą pod rudymi włosami; nie umiał sprecyzować swoich uczuć.

— Kamar sądzi, że dziewczyna leżąca obok niego jest jedną z tych dam, które jego ojciec uznał za godne poślubienia; boi się, że jest to podstęp, mający nakłonić go do posłuszeństwa. Kamar potępia takie fortele, lecz Budur jest tak piękna, że od razu zdobywa jego serce. Postanawia, że z samego rana wyrazi zgodę na ślub. Ale teraz nie zbruka swej przyszłej żony i nie skorzysta z jej uśpienia. Kamar kładzie się obok niej i zasypia.

Któryś z widzów cichutko jęknął. Czy to możliwe, by młody, zdrowy mężczyzna postąpił tak, znalazłszy się w obecności ślicznej a śpiącej dziewczyny? Może ten, który bronił się przed małżeństwem, gdyż postanowił sam decydować o swoim życiu i wolał zostać więźniem, niż pozwolić, by złamano jego wolę. Był to pewien przykład, któremu widownia powinna się uważnie przyjrzeć. Stile z dumą wspominał podobną próbę, jaką przebył w związku z Błękitną Panią, i był zadowolony, że postąpił niemal tak samo.

Z ulgą położył się. Mogło być gorzej! Scenariusz mógł przecież zawierać prawdziwą miłosną scenę. To też zdarzało się w grze, ale dla Stile’a równałoby się to dyskwalifikacji. Jak mógłby robić coś takiego z Czerwoną, bez względu na wymagania scenariusza?

— Ifryt zamienił się w owada i ugryzł księżniczkę Budur w jej najbardziej czułe miejsce — opowiadał dalej komputer. Stile przez chwilę sądził, że narrator ma zamiar powiedzieć, iż Księżyc wśród Księżyców została ugryziona w sam środek księżyca; musiał zdusić w sobie narastający śmiech. W niebezpiecznych sytuacjach, nawet śmiertelnie niebezpiecznych, drobne rzeczy zawsze wydawały się niemożliwie śmieszne. — Budur budzi się, natomiast Kamar pozostaje we władzy usypiającego zaklęcia.

Czerwona ruszyła do akcji.

— Księżniczka zaskoczona jest obecnością obcego mężczyzny w jej łóżku. Na początku przeraża się, lecz szybko uświadamia sobie, że nie została skrzywdzona. Jest poruszona: nieznajomy to najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego widziała. — I znowu widownia przyjęła te słowa z powagą. — Sądzi, że ojciec przysłał go tu, by pokazać jej, jak wiele traci. Czuje wzruszenie; przeklina swój poprzedni upór. Gdybyż wiedziała! Oto mężczyzna, którego mogłaby pokochać! Próbuje obudzić go, lecz bezskutecznie.

Stile sądził, że Czerwona będzie nim szarpać gwałtownie, usiłując zranić go ukradkiem, lecz kobieta była ostrożna i trzymała się ściśle scenariusza. Wiedziała, że ma przewagę, i wystarczy, iż jej nie utraci.

— Księżniczka Budur, owładnięta uczuciem do księcia Kamara, obejmuje go i całuje, prosząc, by się obudził.

Nawet to Czerwona gotowa była wypełnić, podczas gdy Stile leżał jak martwy. Lecz kiedy muskała wargami jego lewe ucho, szepnęła:

— Zapłacisz mi za tę obelgę, niegodziwcze. Jeszcze nigdy ktoś taki jak ty nie dotknął mnie inaczej niż w walce.

Ona nienawidziła mężczyzn! Nie tylko jego, ale wszystkich! Prawdziwa Amazonka! Te słowa jednego z widzów zabolały ją równie mocno jak jego. Dla niej akt miłosny z mężczyzną był czymś nie do pomyślenia; przeciwna płeć była dla niej wrogiem.

A jednak była też utalentowaną aktorką, co zresztą wydawało się typowe dla tak wielu kobiet. Nikt spośród sędziów i widzów nie mógł nawet zauważyć jej prawdziwych uczuć. Miała żelazną wolę; gotowa była zrobić wszystko, by wygrać tę rundę. Stile nie mógł na przykład próbować wywołać jej gniew, gdyż scenariusz był zbyt jednoznaczny. Oficjalnie przecież spał.

— Wreszcie księżniczka daje za wygraną. Przytula się do księcia i zasypia.

Czerwona objęła go lewą ręką, przytuliła się, dotknęła ustami jego lewego ucha i powoli, metodycznie się w nie wgryzła.

Stile nie mógł ani podskoczyć, ani krzyknąć, w obawie przed utratą kolejnych punktów. Do tego jeszcze nikt z widzów nie miał nawet szansy tego dostrzec. Wydawało im się, że Czerwona całuje go w ucho, gest bardzo odpowiedni dla jej roli. Stile musiał leżeć nieruchomo, mimo że ból rósł.

To była naprawdę twarda walka.

— Zakład wygrywa ifryt, gdyż Budur okazała więcej namiętności wobec Kamara niż on wobec niej. Zadowoleni ifryci przenoszą księcia z powrotem do wieży i znikają. Ta sprawa przestała już ich interesować.

Światła przygasły i Stile cichutko przebiegł na swoją stronę sceny. Ucho napuchło mu i pulsowało nieprzyjemnie, ale nie mógł nawet jego dotknąć. Kamar nie miał przecież żadnego powodu, by to zrobić. Musiał przyznać, że Czerwona znów wywiodła go w pole, zagrała nieczysto i to tak, że nikt tego nie zauważył.

Opowieść była wprost klasyczna — chłopiec spotyka dziewczynę, a potem ją traci. Oczywiście, odnajdą się przed końcem sztuki. Stile miał nadzieję, że zdoła uzyskać przewagę. Będzie to zależało od scenariusza. Na razie, na szczęście, nie musi być blisko Czerwonej.

— Kiedy księżniczka i książę obudzili się rano, ze smutkiem spostrzegli, że są sami. Zakochali się w sobie, lecz żadne nie zna imienia swego nocnego gościa. Tańczą teraz Taniec Rozłąki, symbolizujący ból i zagubienie wywołane tym tajemniczym zniknięciem.

Stile i Czerwona tańczyli teraz razem, choć każde oddzielnie, na swojej połowie sceny. To było prawdziwe wyzwanie; musieli koordynować swe ruchy, a także dostosować się do muzyki generowanej przez komputer. Tak jak w duecie harmonijkowym był to test zarówno ich indywidualnych umiejętności, jak i zgrania partnerów. Stile, zawsze dobrze sobie radzący z tego typu wyzwaniami, miał nadzieję zdobyć wiele punktów. Czekała go jednak kolejna niespodzianka.

Czerwona przejęła prowadzenie w tańcu, wybierając figury wymagające głębokich przyklęknięć. Stile, jak dobrze wiedziała, nie mógł tego powtórzyć. Gdyby ugiął kolana tak bardzo, miałby kłopoty z utrzymaniem równowagi, a ból uniemożliwiłby mu taniec. Czerwona mogła dostać kilka punktów karnych za przejęcie prowadzenia, ale on z pewnością otrzymałby ich dużo więcej za niedotrzymywanie kroku partnerce. Adeptka zwiększyła swoją przewagę.

I tak było dalej. Czerwona okazała się świetną tancerką, miała zdrowe kolana i bez skrupułów potrafiła to wykorzystać. Naprawdę umiała tańczyć tak, by podkreślić wszystkie błędy partnera. Zmieniała krok w połowie figury, powodując, że Stile się mylił, ale robiła to w taki sposób, że wyglądało to na jego winę. Rozpoczynała jakąś figurę, a potem nagle kończyła ją, robiąc z niego głupca. A to była w grze dobra taktyka; kiedy sędziowie zorientują się, będą dawać jej punkty za mistrzostwo. Umiejętności Stile’a, wcale przecież niemałe, niweczył defekt kolan. Gra stawała się beznadziejna.

Odtańczyli jeszcze scenę, jak Kamar bezskutecznie poszukuje swej ukochanej po całym cywilizowanym świecie, i drugą, obrazującą jej tęsknotę za nim. Stile coraz bardziej pozostawał w tyle. Widzowie stopniowo opuszczali salę, pewni, że znają już wynik pojedynku. Stile uświadomił sobie, że Wyrocznia wcale nie obiecała mu zwycięstwa; to tylko on tak pokierował wydarzeniami, by odpowiedź, jaką otrzymała Błękitna Pani, zapewniła mu przeżycie tej walki. Nie miał żadnej gwarancji sukcesu. Złożona przysięga była ważna tylko dla niego, lecz niczego nie zapewniała.

A jednak jego życie wydawało się mieć teraz jakiś sens, jakiś cel. Konieczność walki z Ogierem zaprowadziła go i Błękitną Panią do Ludu Kurhanu, otrzymał Platynowy Flet, przegrał pojedynek z Ogierem i przekazał Flet Clefowi. Możliwe, że wszystko to było czystym przypadkiem, lecz jeśli Clef naprawdę był tym przepowiedzianym, to wszystko nabierało znaczenia. Stile był ważnym ogniwem w łańcuchu…

Ogniwem, którego rola skończyła się wraz z przekazaniem Fletu. Potem stał się już zbędny jak aktor, który odegrał swoją rolę. Cel nie był tu żadną odpowiedzią. Był sam. Miał kłopoty. Jaki sens ma dotrwanie do końca tego tańca, jeśli Czerwona miałaby zamordować go wkrótce po tym, jak on obdarzy Błękitną Panią dzieckiem?

Taniec zaprowadził księcia Kamara do księżniczki Budur. Książę przewędrował cały cywilizowany świat, tracąc wiele czasu, by ją odnaleźć. Spotkanie miało być wręcz ekstatyczne; kochankowie połączyli się po rozłące, która wydawała im się trwać wieki. Stile czuł obrzydzenie, lecz zmuszał się do tańca. Bez względu na swe życzenia, nie mógł zniszczyć Czerwonej.

Oczywiście słowo to ma różne znaczenia. Może Czerwona wygra Turniej, zostanie obywatelką i utonie w rozpuście. Ale wtedy Stile nie odegrałby żadnej roli w jej unicestwieniu. Po cóż Wyrocznia miałaby ostrzegać ją, że Błękit zniweczy Czerwień, jeśli Błękit był tylko jedną z wielu przeszkód, które musiała pokonać? Cała ta sprawa pachniała wyraźnie złą interpretacją słów Wyroczni. I cóż Stile ma teraz zrobić?

Pozostawała jeszcze przysięga zemsty. Wszystko jedno, co przepowiedziała Wyrocznia. Stile zniszczy Czerwoną w ten lub inny sposób, i nie powróci do Błękitnej Pani, zanim tego nie uczyni. Jeśli nie uda mu się zrobić tego w czasie gry, dokona tego kiedy indziej. I już. Gdyż przysiągł. A teraz rozegra swój pojedynek najlepiej, jak potrafi, przyjmując klęskę z taką samą godnością jak uprzednie zwycięstwa.

Kiedy taniec zbliżał się już ku końcowi, sytuacja Stile’a wyglądała beznadziejnie. Był tak bardzo w tyle, że pomóc mógł mu tylko prawdziwy nokaut, a to nie był boks! Czerwona parła do zwycięstwa, nie mając nawet większych trudności.

Nagle Stile doznał olśnienia. Może mógłby jednak znokautować ją! Wymagać to będzie całej dyscypliny i odwagi, na jaką go stać… i sukces wcale nie jest taki pewny… Ale wszystko, co wiedział o charakterze Czerwonej, wskazywało, że ma szansę. Stile zebrał się w sobie.

— Wreszcie kochankowie spotkali się — oznajmił narrator. — Rzucają się ku sobie, Kamar obejmuje księżniczkę.

Stile na szczęście stał na podium z tyłu sceny, tak że prawie dorównywał Czerwonej wzrostem. „Udawaj, że to Błękitna Pani”, powtarzał sobie. „Kobieta, którą kochasz”.

— Ich radość i miłość nie mają granic — ciągnął komputer. To był finał.

Błękitna Pani. I prawie w to uwierzył. Rozpoczęli końcowy Taniec Radości. Stile włożył w niego wszystkie swe uczucia, przekazując widowni, sędziom, a przede wszystkim Czerwonej, cały żar swej miłości. Gotów był zatańczyć wszystko, kochać ją w tańcu tak, jak książę Kamar kochał księżniczkę Budur. Wewnętrzny bunt tlił się w nim, lecz Stile stłumił go bez litości. Tylko kochając swą nieprzyjaciółkę, mógł ją zniszczyć.

A ona… ona musiała pójść jego śladem. Jak mogła księżniczka Księżyc wśród Księżyców, złączona ze swym kochankiem po tak długiej i bolesnej rozłące, nie zaspokoić tak naturalnych przecież pragnień? Stile przejął prowadzenie w tańcu… wreszcie!

Widownia też zrozumiała.

— Zrób to! — szepnął ktoś, i tym razem komputer nie zareagował, gdyż było to logiczne zakończenie opowieści. Czymże jest taniec, jeśli nie udramatyzowanym wyrazem ludzkich namiętności?

Czerwona nie mogła tego nie zrozumieć. Schwytana w pułapkę tańca, załamała się. Zamiast paść w jego objęcia, uderzyła go pięścią i łokciem.

Sędziowie poruszyli się. Trochę przemocy nie było w miłości zabronione; to chyba tylko gra?

— Ukochana! — szepnął do niej Stile.

Twarz Czerwonej zamieniła się w upiorną maskę. Schwyciła Stile’a za głowę i rzuciła nim o ścianę. O mało co nie stracił przytomności, ale się nie bronił. Rozwścieczona, rzuciła nim o podłogę. Bał się, że uszkodzi mu kręgosłup, ale leżał nieruchomo. Zaczęła go dusić, a po jej twarzy płynęły łzy wściekłości.

— Zabiję cię! Zabiję! Zabiję! — krzyczała. — Śmiesz mnie kochać! Zabiję cię za to!

Była pełną nienawiści bestią i zasłużyła na swój los. Lecz nawet teraz, gdy jej szaleństwo zagroziło jego życiu, Stile czuł żal wiedząc, że ona, tak jak i on, była ofiarą okoliczności, przeznaczenia. Ktoś nieznany tak pokierował ich życiem, że musieli spotkać się w tej okrutnej walce.

Tracąc przytomność, poczuł, jak pole stazy opada nad sceną, i zrozumiał, że wygrał. Jego trudny, desperacki manewr zakończył się zwycięstwem w pojedynku z tą pożeraczką mężczyzn. Nawet wygrana w Turnieju, obywatelstwo czy życie nie wydały się jej stosowną, zapłatą za to ostateczne upokorzenie; nie chciała być kochana, choćby tylko na scenie, przez mężczyznę. Czerwona sama się zdyskwalifikowała.

Загрузка...