Oczywiście, żaden dżentelmen nawet by nie pomyślał o zostaniu błaznem.
Często z dyskretnymi tabliczkami u dołu, skromnie rejestrującymi dla potomności imię osoby, która ich zabiła. W końcu była to galeria portretów należąca do Gildii Skrytobójców.
Z punktu widzenia gatunku jako całości. Nie z punktu widzenia smoka, który właśnie ląduje w małych kawałkach w najbliższej okolicy.
Palcy-Mazda, pierwszy złodziej na świecie, wykradł bogom ogień. Ale nie mógł go sprzedać, bo towar był zbyt gorący.[29]
Bitwa w dolinie Koom jest jedyną znaną w historii, gdzie obie strony zwabiły przeciwnika w zasadzkę.
Zawsze jest jeden taki.
To kolejna cecha zwiększająca szansę przetrwania.
Ponieważ byt wczesną formą uczonego wolnomyśliciela i nie wierzył, by ludzie zostali stworzeni przez jakąś boską istotę. Rozcinanie ludzi, gdy jeszcze żyją, było zwykle zajęciem kapłanów; oni myślą, że ludzkość została stworzona przez jakąś boską istotę i chcą bliżej się przyjrzeć Jej dziełu.
Samobójstwo na przykład. Morderstwo w Ankh-Morpork zdarzało się raczej rzadko, ale było wiele samobójstw. Zapuszczać się nocą w zaułki na Mrokach to samobójstwo. Poprosić o małego drinka w barze dla krasnoludów to samobójstwo. Powiedzieć „Masz kamienie we łbie” do trolla to samobójstwo. Łatwo jest popełnić samobójstwo w Ankh-Morpork, jeśli się nie uważa.
Przeprowadzone przez Gildię Kupców badania aktywności zawodowej osób zatrudnionych w okolicy doków w Morpork odkryty 987 kobiet określających swoją profesję jako „szwaczka”. Aha — i dwie igły.
Rzeczywiście, trolle tradycyjnie liczą tak: jeden, dwa, trzy… dużo. Ludzie uznają to za dowód, że nie potrafią sobie przyswoić większych liczb. Nie rozumieją, że „dużo” też może być liczbą. Jak w ciągu: jeden, dwa, trzy, dużo, dużo-jeden, dużo-dwa, dużo-trzy, dużo-dużo, dużo-dużo-jeden, dużo-dużo-dwa, dużo-dużo-trzy, dużo-dużo-dużo, du-żo-dużo-dużo-jeden, dużo-dużo-dużo-dwa, dużo-dużo-dużo-trzy, MNÓSTWO.
Gospodyni w takich sytuacjach pyta zwykle: „Czy jesteś ubrana?”, ale pani Cake znała swoich lokatorów.
Brązowe.
I brązowe.
To działa tak: frenologia, jak wszyscy wiedzą, to metoda odczytywania charakteru, uzdolnień i umiejętności na podstawie badań guzów i zagłębień na głowie zainteresowanego. Zatem — według tej szczególnej logiki, jaka charakteryzuje ankh-morporski umyśl — możliwe powinno być kształtowanie czyjegoś charakteru przez wywoływanie starannie wymierzonych guzów w odpowiednich miejscach. Można zajść do pracowni i zamówić sobie temperament artystyczny z tendencją do introspekcji, plus dodatkową lekką histeryczność. To, co się naprawdę dostanie, to uderzenia w głowę zestawem młotków różnych rozmiarów, ale dzięki temu wzrasta zatrudnienie i pieniądze trafiają do obiegu, a to przecież najważniejsze.
Szczur w śmietanie to tylko jedno ze słynnych dyskowych dań, serwowanych w kosmopolitycznym Ankh-Morpork. Jak sugeruje opublikowany przez Gildię Kupców przewodnik „Witajcie w Ankh-Morpork, Grodzie Tysiąca Niespodzianek”, „w dobrze zaopatrzonych lokalach miasta pytajcie też o opadek, dżemowe diabły, plamiak fikkuński, cierpiący pudding, skrzepły kluch[30] i nieodzowny kostkowy sandwicz z najlepszych świńskich kostek. Nie na darmo powiada się, że kto chce poznać prawdziwy smak Ankh-Morpork, musi spróbować kostkowego sandwicza”.
Błąd. Vimes rzadko podróżował inaczej niż pieszo, wiec nic nie wiedział o samobójczym droździe z Lancre ani o śledzącym lemacie, który istnieje tylko w dwóch wymiarach i pożera matematyków, ani o kwantowym motylu meteorologicznym. Możliwe jednak, że najdziwniejszym, a także najsmutniejszym gatunkiem w świecie Dysku jest słoń pustelnik. Zwierzę to, pozbawione grubej skóry, jaka chroni jego bliskich krewniaków, żyje w chatach. Gdy rośnie, przeprowadza się i stawia przybudówki. Znane są przypadki wędrowców na równinach Howondalandu, którzy budzili się rankiem pośrodku wioski, choć wieczorem jeszcze jej nie było.
Aksjomat „Ludzie uczciwi nie muszą się obawiać policji” jest w tej chwili badany przez Aksjomatyczny Komitet Apelacyjny.
Prawdopodobnie żaden inny świat w multiwersum nie posiada składów na obiekty istniejące tylko in potentia. Jednak skład terminowej wołowiny w Ankh-Morpork to efekt patrycjuszowskiego prawa o bezpodstawnych metaforach oraz dosłowności myślenia obywateli, którzy uważają, że wszystko musi gdzieś istnieć. Jak również ogólnego przetarcia osnowy rzeczywistości wokół Ankh, tak cienkiej, że jest cienka jak… jak coś bardzo cienkiego. Wskutek tego wszystkiego handel przyszłą wieprzowiną — ustalanie cen na towar, którego jeszcze nie ma — doprowadził do zbudowania magazynu, by mięso przechowywać, dopóki nie zaistnieje realnie. Wyjątkowo niskie temperatury wynikają z nierównowagi przepływu energii temporalnej. Tak przynajmniej twierdzą magowie z wydziału Magii Wysokich Energii. A że mają spiczaste jak należy kapelusze i literki przed nazwiskiem, to chyba wiedzą, o czym mówią.
Jak prawdopodobnie czytelnik już zauważył, Leonard da Quirm, choć był absolutnie najwybitniejszym geniuszem technicznym wszystkich czasów, jeśli chodzi o wymyślanie nazw, na ogół przypominał trochę Detrytusa.
Nie musiały tego robić. Cuddy należał do rasy preferującej pracę pod ziemią, a Detrytus do rasy notorycznie nocnej, więc obaj doskonale widzieli w ciemności. Ale tajemnicze groty i tunele zawsze mają świecące grzyby, dziwnie jaśniejące kryształy, a przynajmniej niesamowite lśnienie w powietrzu — na wypadek gdyby zjawił się ludzki bohater i musiał coś zobaczyć. Niewiarygodne, ale prawdziwe.
Trochę podobnie do kolei państwowych.
Które mogło oznaczać… Nie. Wśród znaczeń którego byty m.in.: „Bardzo przepraszam, ale wisi pan na moim gumowym kole, uprzejmie dziękuje”, „Dla pana jest to być może istotny element biomasy dostarczającej planecie tlenu, ale dla mnie to dom” oraz Jestem pewien, że jeszcze przed chwilą był tu las tropikalny”.
Który palił w bojlerze.
Pięć innych powitało ją z radością jako świętą broń i nakazało wykorzystywać przeciwko niewiernym, heretykom, gnostykom i ludziom, którzy się wiercą podczas modłów.
Brzmi tak: „Ten, kto zakuł trolla, zwłaszcza jeśli wykorzystał okazję, żeby parę razy poczęstować go kopniakiem, niech lepiej nie będzie tym, który go rozkuwa”.
Stał się też — długo po zakończeniu opisanych tu wydarzeń — źródłem ludowej ankh-morporskiej piosenki, napisanej na piszczałkę i przewody nosowe: „Kiedy szedłem w dół przez Dolny Broad-Way, w głowie piwo mi tak szumiało, że hej,/Zobaczyłem, jak zza rogu wnet łapaczy rząd wylania się./Nim kto pojął, co to za raban nowy, chwytali go za kostki i mówili, żeby wstąpił na ochotnika do straży, jeśli nie chcą mieć wkopanej do środka swojej goohuloog głowy,/A że pusta była moja kiesa, poszedłem przez Zapiekanki Brzoskwiniowej i Holofernesa,/Śpiewając: Trali-lali-la” itd. Jakoś nie zyskała popularności.
Niebo trolli znajduje się pod ziemią.
Mocno się sparzył na tym interesie.
Nie należy go mylić z pewną szkocką potrawą o podobnej nazwie. Szkocki kluch to rodzaj łojowej zapiekanki nadzianej owocami. Wersja ankh-morporska spoczywa na języku jak najlżejsza beza, a w żołądku jak betonowa kula bilardowa.