W roku 1980, kiedy moje powieści nie zaczęły jeszcze pojawiać się na listach bestsellerów, wydawnictwo Jove Books poprosiło mnie o napisanie nowelizacji scenariusza Larry'ego Błocka (ale nie Lawrence'a Błocka, który pisze doskonałe powieści kryminalne i sensacyjne, innego Larry’ego Błocka, specjalisty do scenariuszy filmowych) który miał zostać przeniesiony na ekran przez Tobe Hoopera, młodego reżysera, znanego przede wszystkim z niskobudżetowego horroru Teksańska masakra pilą mechaniczną. Zawsze uważałem, że przemiana scenariusza w powieść może być interesującym i trudnym wyzwaniem, toteż postanowiłem je podjąć. Prawdę mówiąc moją motywacją były również względy finansowe, bowiem suma, jakami zaproponowano, była dużo hojniejsza niż wynagrodzenie jakie otrzymywałem za własne powieści. Kiedy podpisałem umowę na napisanie Tunelu Strachu, stopień inflacji wynosił osiemnaście procent, zaś stopa procentowa dużo powyżej dwudziestu i wszystko wskazywało, iż krach ekonomiczny był nieunikniony. Nie otrzymywałem kokosów za moje książki, ale stopniowo, nieustannie piąłem się w górę i zarabiałem niezgorzej; niemniej zważywszy na sytuację ekonomiczną oferta napisania Tunelu Strachu była dostatecznie hojna, abym nie mógł się jej oprzeć.
Tak, czasami pisarze muszą pisać książki nie tylko dla samej sztuki, ale i dla pieniędzy. Musi tak być, jeśli mają mieć co założyć na nogi, nie chodzić głodni i nie mieszkać na ulicy, z całym dobytkiem upchanym starannie na dnie sklepowego wózka. To prawda, znam kilku pisarzy, którzy nie zniżyliby się do pisania z tak niskich bądź co bądź pobudek. Naturalnie każdy z nich ma majątek powierniczy, bogatych rodziców, jeszcze bogatszych dziadków albo małżonka (lub małżonkę) na dobrze płatnej posadzie, który w razie czego mógłby go poratować. Nic nie pozwala artyście bardziej ignorować wagi pieniądza niż dostatecznie duży majątek w momencie startu. Zawsze sądziłem, że martwienie się o finanse przez pierwsze dziesięć, a nawet dwadzieścia lat zawodowej kariery pomaga w rozwinięciu warsztatu pisarskiego, pozwala na uzyskanie bliższej więzi z przeciętnymi zjadaczami chleba i ich troskami, a także czyni kolejne powieści bardziej wiarygodnymi.
Tak czy inaczej, przyjąłem ofertę napisania Tunelu Strachu.
Scenariusz, jak na scenariusz był dobry, ale zapewniał materiał na nie więcej jak dziesięć- dwadzieścia procent powieści. Nic w tym niezwykłego. Filmy w porównaniu z powieściami są płytkie, stanowią cienie prawdziwych, literackich opowieści. Miałem zmienić nieco rys postaci, stworzyć dla każdej z nich odpowiednie tło i rozwinąć wątek wiodący ku wydarzeniom rozgrywającym się w ostatniej części powieści, które stanowiły nieomal całą fabułę filmu. Nie zacząłem korzystać ze scenariusza, dopóki nie napisałem czterech piątych powieści.
Zadanie okazało się jednak zabawne, bowiem już od dawna interesowałem się lunaparkami i zebrałem na ich temat sporo informacji. Jako nieszczęśliwe dziecko dorastające w biednej rodzinie, mieszkającej o rzut kamieniem od terenu, gdzie co roku w sierpniu rozbijało swe namioty wesołe miasteczko, często marzyłem o przyłączeniu się do lunaparkowców, ucieczce od ubóstwa, strachu i przemocy mego codziennego życia. Wiele lat po napisaniu Tunelu Strachu wiedzę na ten temat wykorzystałem w szerszym zakresie przy stworzeniu Oczu zmierzchu. Muszę jednak przyznać, iż napisanie Tunelu Strachu było w pewnym stopniu satysfakcjonujące, bo wiedziałem, że temat, który poruszyłem, był nie tylko starannie opracowany, ale i nowy dla czytelników – niewielu pisarzy zdecydowało się przede mną wkroczyć na ten teren i mogło poszczycić się zarówno prawdziwą wiedzą, jak i dokładnością.
Kiedy Tunel Strachu po raz pierwszy ukazał sią na rynku, nakładem Jove, wydawnictwa książek broszurowych, własności Berkley Publishing Group, które z kolei podlegała MCA, rynkowemu gigantowi, a zarazem właścicielowi Universal Studios (życie w końcu XX stulecia jest bardziej skomplikowanie niż w lunaparku) książka miała pojawić się w księgarniach równocześnie z wejściem na ekrany jej filmowej wersji.
Okazało się jednak, iż premiera filmu z powodu zmian montażowych została opóźniona i książka ukazała się na rynku na trzy miesiące przed filmem.
To zadziwiające, ale Tunel Strachu błyskawicznie uzyskał aż osiem wydań, osiągnął milion egzemplarzy i pojawił się na liście bestsellerów książek broszurowych „New York Times". Jak na paperback był to zadowalający sukces (książka nie miała wydania w twardej oprawie) i sprzedawała się nieźle aż do premiery filmu.
Tu gwoli wyjaśnienia powiem, że zazwyczaj film powoduje wzrost sprzedaży książek. Jeżeli książka sprzedawała się dobrze PRZED nakręceniem filmu, bywało, że wraz z premierą następował istny boom na pierwowzór literacki.
W przypadku Tunelu Strachu tak się nie stało. Po premierze filmu jej sprzedaż znacznie spadła.
Zagadka?
Niezupełnie
Powiedzmy, że pan Hooper nie zrozumiał potencjału materiału, jakim dysponował i tego, na co studio, a prawdopodobnie również pan Błock czy Hooper liczyli.
Zamiast posłużyć jako reklama dla książki, film stał się dla niej przekleństwem. Wiele miesięcy później Tunel Strachu znikł z półek księgarskich by już nigdy ich nie zobaczyć.
No, powiedzmy prawie nigdy.
Książka została wydana pod pseudonimem Owem West, bowiem jove miało nadzieję stworzyć nowe nazwisko (lub nowego autora) powieści grozy, dla którego „pierwszej" powieści film miał być milowym krokiem ku wielkiej karierze. Drugą powieścią Westa była Maska i choć sprzedawała się dobrze, sukces jego pierwszej książki został niemal kompletnie przyćmiony klapą filmu. Zanim ukończyłem trzecią z powieści Westa, pt. Czeluść powieści, jakie wydałem pod własnym nazwiskiem stały się słynniejsze niż książki Westa, toteż stwierdziłem, że rozsądniej byłoby powrócić do mojej prawdziwej tożsamości. Czeluść stała się Zmierzchem, i została opublikowana pod moim własnym nazwiskiem.
Jeżeli chodzi o Westa, muszę wyznać, iż zginął on śmiercią tragiczną, stratowany w Birmie przez stado rozszalałych wołów, kiedy prowadził poszukiwania do swojej nowej książki traktującej o gigantycznej prehistorycznej kaczce i mającej wstępnie nosić tytuł Kaczylla.
Ostatecznie Maska została wydana pod moim nazwiskiem i sprzedawała się dużo lepiej niż uprzednio dla biednego, pechowego, stratowanego przez woły Westa.
Obecnie pod moim nazwiskiem został również wydany Tunel Strachu. Stało się tak dzięki wysiłkom pracowników wydawnictwa MCA, Berkley Books i gorliwej współpracy Larry'ego Błocka. Nie dorównuje ona Opiekunom, Przełęczy śmierci czy innym spośród moich najlepszych powieści, ale jest dobra jak wiele innych i zapewne od niektórych lepsza. Ja ją lubię. Są książki, których nigdy nie pozwolę wydać ponownie. Czytelnicy nie powinni płacić za historie, które autor pisał wciąż jeszcze się ucząc tylko po to, by zobaczyć, jak kiepski był jego warsztat, zanim zdołał odnaleźć właściwą drogę Wydaje mi się, że Tunel Strachu jest ogólnie niezły. Jest zabawny. Ma jakąś treść. Tło wydarzeń jest autentyczne.
A co ważniejsze, jest naprawdę przerażający, nawet jeśli to tylko moja opinia. Mam nadzieję, że się wam spodoba.
Proszę was przy tym, byście minutą ciszy uczcili pamięć pana Westa, którego szczątki wciąż jeszcze gniją gdzieś na polu w Birmie, gdzie stado wołów – i filmowa wersja Tunelu Strachu – wdeptały jego nazbyt śmiertelne ciało głęboko w oleiste, czarne błocko.