Godny pożałowania jest fakt, że kiedy dwie osoby spożywają posiłek przy bardzo wielkim i długim stole, siadają po przeciwnych końcach dłuższej osi. To wyjątkowo niemądre: utrudnia rozmowę i uniemożliwia podawanie sobie potraw. Jednak nawet lord Vetinari i lady Margolotta najwyraźniej przejęli ten zwyczaj.
Ale że oboje jedli bardzo mało, niewiele mogli sobie podawać.
— Twój sekretarz chyba bardzo się zaprzyjaźnił z moją bibliotekarką — oświadczyła lady Margolotta.
— Owszem — przyznał Vetinari. — Jak rozumiem, porównują skoroszyty. Drumknott wynalazł nowy typ.
— Aby świat funkcjonował należycie — rzekła Margolotta — ważne jest, by skoroszyty były ważne dla przynajmniej jednej osoby.
Odstawiła kieliszek i spojrzała na drzwi.
— Wydajesz się zdenerwowana — zauważył Vetinari. — Zastanawiasz się, jak tu przyjdzie?
— Ma za sobą bardzo pracowity dzień, niezwykle udany. I mówisz, że wybrał się na amatorskie przedstawienie teatralne?
— Tak, z tą bardzo prostolinijną młodą damą, która robi zapiekanki.
— Rozumiem — mruknęła Margolotta. — Wie, że tutaj jestem, ale idzie gdzieś z kucharką?
Na wargach Vetinariego pojawił się cień uśmiechu.
— To nie jest zwykła kucharka. To geniusz wśród kucharek.
— W każdym razie przyznaję, że trochę mnie to zdziwiło.
— I zirytowało. Jesteś może trochę zazdrosna?
— Havelocku, posuwasz się za daleko!
— A spodziewałaś się czegoś innego? Poza tym przecież zdajesz sobie sprawę z tego, że jego tryumf jest również twoim?
— Mówiłam ci, że widziałam niektóre z nich? — spytała po chwili Margolotta.
— Orki?
— Tak. To naprawdę nędzne kreatury. Oczywiście, ludzie mówią to o goblinach, ale chociaż one rzeczywiście z powodów religijnych przechowują swoje smarki i prawie wszystko inne, przynajmniej jest w tym jakaś logika.
— Przynajmniej religijna logika — mruknął Vetinari. — A takie bywają dość rozciągliwe.
— Igory stworzyły je z ludzi. Wiedziałeś?
Vetinari z kieliszkiem w ręku przeszedł wzdłuż stołu i wziął pieprzniczkę.
— Nie. Ale kiedy już to powiedziałaś, wydaje się zupełnie oczywiste. Gobliny nie byłyby wystarczająco okrutne.
— One nie miały niczego — podjęła Margolotta. — Żadnej kultury, żadnych legend, żadnej historii… On mógłby im to dać.
— Wszystkim, czym one nie są, on jest — przyznał Vetinari i dodał: — Ale chcesz zrzucić mu na barki ogromne brzemię.
— A jakie sama dźwigam? Jaki ciężar ty niesiesz?
— To trochę jak u konia pociągowego — odparł. — Po pewnym czasie już nie zauważasz. To po prostu życie.
— Oni zasłużyli na swoją szansę i trzeba im ją dać teraz, kiedy na świecie panuje pokój.
— Pokój? A tak, definiowany jako okres przygotowań do następnej wojny.
— Gdzie się nauczyłeś takiego cynizmu, Havelocku?
Vetinari odwrócił się i z roztargnieniem ruszył z powrotem wzdłuż stołu.
— No więc głównie od ciebie, madame, ale nie tylko twoja to zasługa. Odbierałem dalszą edukację jako tyran tego miasta.
— Uważam, że dajesz im za dużo swobody.
— O tak, to prawda. Właśnie dlatego wciąż jestem tyranem tego miasta. Zawsze uważałem, że jeśli człowiek chce zachować władzę, powinien się postarać, by sama myśl o jego braku stała się niewyobrażalna. Oczywiście pomogę ci, jak tylko potrafię. Nie powinno być niewolników, nawet niewolników własnych instynktów.
— Jedna osoba może przeważyć szalę — stwierdziła lady Margolotta. — Popatrz na pana Błyska, obecnie diamentowego króla trolli. Popatrz na siebie. Jeżeli ludzie mogą upaść…
Vetinari zaśmiał się krótko.
— Och, mogą, na pewno.
— … to orki mogą powstać — dokończyła Margolotta. — Jeśli to nie jest prawda, cały wszechświat nie jest prawdziwy.
Rozległo się delikatne jak aksamit pukanie do podwójnych drzwi i wszedł Drumknott — Jest tu pan Nutt, sir — oznajmił. — Towarzyszy mu… ta kobieta, która gotuje na uniwersytecie — dodał z pewnym niesmakiem.
Vetinari zerknął na Margolottę.
— Tak — powiedział. — Myślę, że spotkam się z nim w głównym holu.
Drumknott odchrząknął.
— Powinienem chyba uprzedzić, sir, że pan Nutt wkroczył do budynku przez bezpiecznie zaryglowane wrota.
— Wyrwał je z zawiasów? — zainteresował się Vetinari.
— Nie, sir, własnymi rękami zdjął wrota z zawiasów i starannie oparł o mur.
— Ach, więc jest jeszcze nadzieja dla świata!
— A gdzie straże?
Drumknott obrzucił wzrokiem lady Margolottę.
— Pozwoliłem sobie ustawić część jako środek ostrożności na galerii ponad głównym holem. Mają kusze.
— Wycofaj ich — polecił Vetinari.
— Wycofać ich? — zdumiała się lady Margolotta.
— Wycofaj ich. — Vetinari zwrócił się wprost do Drumknotta. Następnie podał ramię swej towarzyszce. — O ile pamiętam, odpowiednie powiedzenie brzmi alea iacta est. Kości, droga lady, zostały rzucone. Teraz oboje sprawdzimy, jak się toczą.
— Będziesz miał przez to jakieś kłopoty? — spytała Glenda. Trzymała się blisko Nutta, kiedy wchodzili razem po schodach.
Główny hol pałacu wyglądał onieśmielająco, gdy był pusty. W takim właśnie celu został zaprojektowany.
— Dlaczego nie zapukałeś, jak wszyscy?
— Droga Glendo, ponieważ nie jestem taki jak wszyscy. I ty również nie.
— No więc co masz zamiar robić?
— Nie wiem. Co zrobi Lady? Nie mam pojęcia, ale chyba zaczynam rozumieć jej sposób myślenia i przychodzi mi już do głowy kilka możliwości.
Dwie postacie zstępowały po szerokich schodach prowadzących z holu w głąb budynku. Schody te zostały zbudowane tak, by mogły po nich przechodzić setki ludzi, więc ta para wydawała się dziwnie mała.
— Ach, pan Nutt — powitał ich Vetinari, kiedy dotarł już prawie na najniższy stopień. — I panna Sugarbean. Muszę przyłączyć się do gratulacji dla was obojga z powodu tego wspaniałego, choć nieoczekiwanego zwycięstwa Niewidocznych Akademików.
— Myślę, że powinien pan wprowadzić pewne zmiany w regułach — oświadczył Nutt.
— Na przykład jakie?
— Sędzia musi mieć asystentów. Nie może przecież być wszędzie. Kilka reguł trzeba również dołożyć. Chociaż pan Hoggett zachował się bardzo honorowo. Tak uważam.
— A profesor Rincewind może być znakomitym atakującym — zauważył Vetinari. — Jeśli tylko go przekonasz, że powinien zabierać ze sobą piłkę.
— Nigdy nie powiem tego nadrektorowi, panie, ale sądzę, że lepiej by się sprawdził na pozycji defensywnej.
— Kogo sugerujesz na jego miejsce? — zainteresował się Vetinari.
— No cóż, Charlie, ożywiony szkielet, pracujący w katedrze komunikacji post mortem, dobrze sobie radził na treningach. No i przecież… — Zawahał się. — Tak, przecież nie możemy nic poradzić na to, jakimi nas stworzono.
Obejrzeli się, słysząc za sobą ciche stukanie. Była to stopa lady Margolotty.
Nutt skłonił się lekko.
— Lady, mam nadzieję, że znajduję panią w dobrym zdrowiu.
— I ja ciebie, Nutt.
Nutt obejrzał się na Glendę.
— Jak brzmiało to kuchenne określenie?
— W dobrej formie — odparła Glenda.
— Tak, rzeczywiście. Jestem w bardzo dobrej formie — zapewnił Nutt. — I raczej pan Nutt, jeśli wolno, Lady.
— Czy zechcecie towarzyszyć nam przy późnej kolacji? — zaproponował Vetinari, przyglądając się obojgu uważnie.
— Nie, nie chcemy się narzucać, ale dziękuję za zaproszenie. Mam jeszcze wiele do załatwienia. Lady Margolotto…
— Tak?
— Zechce pani podejść?
Glenda obserwowała ich twarze: lekki uśmieszek Vetinariego, jej urażoną minę, spokojną pewność Nutta. Szelest długiej czarnej sukni upajał dźwiękiem, gdy lady Margolotta zeszła po ostatnich schodach i stanęła przed orkiem.
— Czy mam teraz wartość? — zapytał Nutt.
— Tak, Nutt, masz.
— Dziękuję — rzekł Nutt. — Ale przekonuję się, że wartość jest czymś, co trzeba gromadzić bezustannie. Prosiła pani, żebym stał się odpowiedni. Czy się stałem?
— Tak, Nutt, stałeś się.
— Czego teraz pani sobie życzy?
— Żebyś odszukał orki żyjące w Dalekim Überwaldzie i wyprowadził je z ciemności.
— A więc są jeszcze inne orki, takie jak ja?
— Może kilkadziesiąt. Ale trudno je uznać za takie jak ty. To żałosna gromada.
— Czy to one powinny żałować? — spytał Nutt.
Glenda patrzyła na ich twarze. Dziwne, ale lady Margolotta wyglądała na zaskoczoną.
— Wiele złych rzeczy działo się w Imperium Zła — rzekła. — Najlepsze, co możemy teraz zrobić, to próbować je cofnąć. Czy pomożesz w tym przedsięwzięciu?
— Na wszelkie możliwe sposoby — obiecał.
— Chciałabym, żebyś nauczył ich cywilizowanego zachowania — oświadczyła chłodno Lady.
Zastanowił się przez chwilę.
— Tak, oczywiście. Sądzę, że to całkiem możliwe — stwierdził.
— A kogo pani wyśle, żeby uczył ludzi?
Usłyszeli krótki wybuch śmiechu. Vetinari natychmiast podniósł dłoń do ust.
— Błagam o wybaczenie — powiedział.
— Ale ponieważ spada to na mnie — ciągnął Nutt — więc tak, wyruszę do Dalekiego Überwaldu.
— Pastor Oats na pewno z radością cię powita — powiedziała Margolotta.
— On jeszcze żyje? — ucieszył się Nutt.
— O tak, jak najbardziej, jest przecież jeszcze dość młody i kroczy, mając u boku wybaczenie. Pewnie uzna za całkiem właściwe, jeśli zechcesz mu towarzyszyć. Mówił mi nawet podczas jednej ze swych nazbyt rzadkich wizyt, że byłby zaszczycony, gdyby niekiedy mógł ci przekazać wybaczenie.
— Nutt nie potrzebuje wybaczenia! — wykrzyknęła Glenda.
Nutt uśmiechnął się i poklepał jej dłoń.
— Überwald to dzika kraina i niebezpieczna dla wędrowca — wyjaśnił. — Nawet dla człowieka świątobliwego. Wybaczenie to imię obosiecznego topora bojowego pastora Oatsa. Dla pastora krucjata przeciwko złu nie jest metaforą. Wybaczenie rozcięło moje łańcuchy. Z radością je poniosę.
— Królowie trolli i krasnoludów udzielą ci wszelkiej pomocy — obiecała lady.
Nutt kiwnął głową.
— Ale najpierw chciałbym prosić o drobną łaskę, panie — zwrócił się do Vetinariego.
— Proś, nie krępuj się.
— Wiem, że miasto posiada pewną liczbę golemów koni. Czy mógłbym pożyczyć jednego z nich?
— Ależ oczywiście — zapewnił Patrycjusz.
Nutt spojrzał na Glendę.
— Panno Sugarbean, Juliet zdradziła mi, że w tajemnicy marzyłaś, by jechać przez Quirm w ciepły letni wieczór, czując wiatr we włosach. Możemy wyruszyć natychmiast. Mam odłożone pieniądze.
Wszelkie powody, dla których nie powinna się zgodzić, jak piana wypełniły umysł Glendy. Wszędzie czekały odpowiedzialności, obowiązki i bezustanny zgiełk potrzeb. Istniało tysiąc i jeden powodów, żeby powiedzieć: nie.
— Tak — powiedziała.
— W takim razie nie będziemy już zajmować waszego cennego czasu, lady, wasza lordowska mość… Udam się prosto do stajni.
— Ale… — zaczęła Margolotta.
— Sądzę, że wszystko, co należało powiedzieć, zostało powiedziane — przerwał jej Nutt. — Oczywiście odwiedzę… odwiedzimy panią niedługo, gdy tylko zakończę tutaj swoje sprawy. Nie mogę się już doczekać.
Skinął im głową i z Glendą idącą obok, jakby unosiła się w powietrzu, odeszli tą samą drogą, którą przyszli.
— Miło było, prawda? — zapytał Vetinari. — Zauważyłaś, że przez cały czas trzymali się za ręce?
W progu Nutt odwrócił się na chwilę.
— Aha, jeszcze jedno. Dziękuję za brak kuszników w galerii. To byłoby takie… krępujące.
— Wypiję za twój sukces, Margolotto — rzekł Vetinari, kiedy ucichły ich kroki. — Wiesz, całkiem poważnie zamierzałem pannie Sugarbean zaproponować, żeby została moją kucharką. — Westchnął ponownie. — No ale czymże jest zapiekanka wobec szczęśliwego zakończenia?