Pięciu rycerzy z minionych czasów zebrało się, by rozważyć sytuację.
„Wyruszają na południe w brzuchu jednego z tych wielkich ptaków. Jedziemy za nimi?” – spytał młody don Ramiro z Nawarry.
„Nie, najsilniejszy jest z nimi. On jest ich najlepszą ochroną – odparł don Garcias z Kantabrii. – Mnisi śmiertelnie się go boją po tym, jak unicestwił jednego z nich, nie ośmielą się zbliżyć do naszych przyjaciół, dopóki on będzie w ich pobliżu. Musimy ich o tym poinformować, niech wiedzą, że nie wolno im się rozdzielać, bo to może być niebezpieczne”.
Stary don Federico z Galicii skinął głową.
„A te żywe ziemskie łotry, które służą mnichom, nie są w stanie iść śladem naszych przyjaciół”.
„Nasi znienawidzeni mnisi są teraz wściekli – uśmiechnął się z ponurą miną don Galindo z Asturii. – Wszyscy nasi sprzymierzeńcy przeżyli wszak ów nikczemny atak na łódź. Leon, posłuszne narzędzie mnichów, posmakował już ich rozgoryczenia. Przez cały czas mu się nie wiedzie”.
„Dlatego, że w końcu natknął się na silnych przeciwników – rzekł stary. – Muszę wam powiedzieć, że nasi przyjaciele doskonale sobie radzą i nie jest to wyłącznie zasługą najsilniejszego. Wszyscy mają swój wkład. Ale ta młoda dziewczyna jest ich najlepszą bronią”.
„Ta wysoka, przystojna dziewczyna również ma nieoczekiwanie dużo oleju w głowie – stwierdził z uznaniem don Ramiro. – Podobnie jak i ta starsza dama. Musimy mieć baczenie na nią i na jej wnuka, zostali teraz sami na północy”.
„To prawda – przyznał don Sebastian z Vasconii. – Ale muszę powiedzieć, że naprawdę jestem dumny z mojej potomkini, młodziutkiej Unni. Chociaż niepokoi mnie jej zainteresowanie naszym silnym wybrańcem. Ona nie może tracić swojej miłości na kogoś, kto nie ma prawa ani zdolności miłowania i kto prawdopodobnie nie może spłodzić dzieci. Potrzeba nam kolejnych potomków, jeśli ci się nie sprawdzą”.
Don Garcias uśmiechnął się.
„Ha! Spróbuj przestrzec młodą kobietę przed jej pierwszą prawdziwą miłością!”
Stary don Federico podniósł się w siodle.
„Jedno natomiast wiemy. Nikt inny przez pięćset pięćdziesiąt lat nie posunął się tak daleko jak oni. Nareszcie ktoś z naszych potomków wpadł na ślad”.
„Oni są również w pełni zdeterminowani, by rozwiązać dla nas tę tajemnicę – zauważył don Galindo. – Oby tylko Jordiemu i Mortenowi czas nie upłynął. Bo brat Jordiego, Antonio, za nic nie chce mieć dzieci”.
„Wobec tego pozostaje jedynie ta młoda dziewczyna, Unni – stwierdził don Federico. – Ostatnie ogniwo. To może być zbyt wielki ciężar na jej młode barki”.
Otucha ich opuściła. Pozostało wszak tak niewiele czasu. Tak mało czasu na odnalezienie drogi do miejsca, gdzie nikt nie chodzi.