CZĘŚĆ TRZECIA. RYCERZE

16

Vesla podobnie jak wiele innych kobiet miała problemy z podjęciem decyzji, co zapakować na podróż. Wyjazd do o wiele cieplejszego Vestlandet późną zimą czy też wczesną wiosną okazał się prawdziwą zagadką. Jak ludzie się tam ubierają? Gdzie będą mieszkać? U babci Mortena. To jednak nie wyjaśniało zbyt wiele. Jak długo? Kilka dni.

I jak większość podróżujących zabrała ze sobą za dużo bagażu. Przygotowała się na wszelkie możliwości. Pogoda? Zimno, ciepło, słońce, deszcz, burza, wiatr.

Gdy zeszła do samochodu tamtego dnia o wczesnym poranku, kiedy mieli wyruszać, od razu się zawstydziła swojej wielkiej walizki i pięknego śpiwora. Unni zabrała jedynie torbę na kółkach, Antonio i Morten dość spore sportowe torby. Wszyscy troje ubrali się, jakby przewidując trudne warunki, ona zaś włożyła najlepszy podróżny kostium. Vesla miała sporo eleganckiej garderoby, dość dużo pieniędzy wydawała na stroje, zwłaszcza odkąd pojawiła się strojnisia Emma.

Teraz Vesla poczuła się niepewnie. Antonio tylko wziął jej walizkę i wrzucił ją do samochodu. Morten, rzecz jasna, nie mógł powstrzymać się od niemądrej uwagi: „Wybierasz się do Paryża?”, i tylko Unni uratowała ją okrzykiem: „Ojej, masz fajną walizkę, zawsze chciałam taką mieć!”

Unni jest naprawdę miła.

Wszyscy w domu Gudrun już ułożyli się do snu. Tylko Vesla nie mogła zasnąć.

Nie miała już siły dłużej leżeć i gapić się w sufit. Była kompletnie trzeźwa, nie wiedziała, dlaczego. Owszem, zdrzemnęła się podczas przejazdu z Widmowego Dworu i w samym Dworze również spała kilka godzin rano, ale teraz, po takim pełnym emocji dniu, powinna być choć odrobinę senna.

A może właśnie dlatego nie mogła zasnąć? Nie pracowała ciężko tak jak w domu opieki. Głównie siedziała i słuchała niepojętych, wstrząsających opowieści. Ciało miała wypoczęte, lecz umysł wzburzony. Cóż, nie jest to najlepsza recepta na sen.

A następnego dnia mieli się spotkać z duchami? Tak jakby to miało podziałać uspokajająco.

Wreszcie postanowiła zejść na dół. Ubrana była w śliczny szlafroczek, narzucony na cieniutką koszulę nocną, a na nogach miała supereleganckie domowe pantofelki na obcasach.

Nagle drgnęła. W wykuszu, jedynie przy świetle zapalonej świeczki, siedział Antonio.

Serce Vesli zaczęło zachowywać się nienormalnie. Czyżby przewidziała to spotkanie? Czy jedynie go pragnęła?

Tego nie wiedziała, ale i nie chciała wiedzieć.

Przeklęte eleganckie pantofelki! Czy mogła je zrzucić i udawać, że nie istnieją?

Nie, nie mogła.

Antonio już ją dostrzegł.

– Cześć – powiedział cicho. – Oddałem Jordiemu swoje łóżko, przynajmniej tyle mogłem dla niego zrobić po tym wszystkim, co on uczynił dla mnie. Zeszłaś na dół w jakiejś bardzo prywatnej sprawie, czy po prostu nie mogłaś zasnąć?

– To ostatnie.

– Ja też nie mogę spać. Powinienem właściwie leżeć na kanapie w małym pokoju biurowym, ale jestem zbyt podniecony, żeby odzyskać spokój. Masz czas, żeby ze mną posiedzieć?

Czas całego świata, pomyślała Vesla, lecz usiadła bez słowa. Akurat w tym samym miejscu siedzieli już wcześniej tego dnia. Teraz wreszcie mogła zrzucić pantofelki na obcasie i wsunąć je dyskretnie pod ławę w wykuszu. Podciągnęła bose stopy i okryła je szlafrokiem.

Emma w takiej sytuacji skorzystałaby z okazji i odsłoniła to i owo, lecz Vesla nie chciała być taka jak Emma. Siedziała przyzwoicie w swoim kącie, chociaż miękko i bardzo po kobiecemu.

Szafkowy zegar wybił jedenaście kruchych, trochę jakby zardzewiałych uderzeń.

– Wydaje mi się, że Gudrun nie usłyszy naszej rozmowy – powiedział Antonio. – Rozdzielają nas dwie pary drzwi.

Vesla tylko kiwnęła głową. Światło świeczki stwarzało niezwykłą atmosferę, płomień odbijał się w szybie na tle czarnej nocy na zewnątrz. Tego wieczoru księżyc nie świecił. Vesla nie była pewna, dlaczego tak jest, czy to za sprawą chmur, czy mgły. A może jeszcze nie wzeszedł?

– Ładnie tutaj – zaczęła odrobinę banalnie.

– To prawda, nie przywykłem do tego, żeby mieć morze tak blisko. Ta niesamowita przestrzeń wprost oszałamia.

– Masz rację.

Rozmowa utknęła w martwym punkcie. Vesla starała się znaleźć jakiś nowy temat, ale jej mózg najwidoczniej całkowicie absorbowała obecność Antonia.

– Bardzo mnie dziwisz, Veslo – odezwał się nagle Antonio, ratując oboje przed chwilą kłopotliwego milczenia. – Wydajesz się osobą światową, doświadczoną, miałaś propozycję pracy jako modelka. Z tego jednak, co opowiadałaś, wynika, że twój świat jest tak naprawdę bardzo ograniczony.

– Owszem, a te granice wyznaczyła moja matka. Ach, żeby ona kiedyś znalazła się w takim duchowym więzieniu jak moje!

– Przecież ona już je czuje. Nie pojmujesz, że jednocześnie wyznacza granice dla samej siebie? I to jeszcze surowsze niż twoje.

– Ja to rozumiem – odparła Vesla zdenerwowana. – Ale ona ich nie zauważa. Ciągle użala się nad sobą, ponieważ inni są tacy źli, pozostawiają ją samą i opuszczają. Ale, och, nie chcę być tak negatywnie nastawiona! Matka zawsze wzbudza we mnie takie destrukcyjne myśli.

– Wobec tego porozmawiajmy o czymś innym – uśmiechnął się Antonio z czułością. – Powiedz prawdę, nie żałujesz, że z nami wyjechałaś?

– Ależ nie, skąd! – wykrzyknęła Vesla. – Niech sobie przychodzą upiory, jakie tylko chcą. Byleby tylko wolno mi było być razem z wami! Naprawdę doskonale się bawię, chociaż od opowieści twojego brata każdemu ciarki chodziłyby po plecach.

– Nic na ten temat nie powiem. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że trzeba mu wierzyć. Zresztą już sam jego wygląd, jakby z innego świata, sprawia, że Jordi jest wiarygodny.

– Oczywiście.

Vesla zawahała się.

– Posłuchaj, Antonio… Czy mogę cię spytać o coś bardzo osobistego?

– Oczywiście – odparł zaciekawiony.

Jak to zrobić, żeby pytanie zabrzmiało naturalnie?

– Czy… czy ciebie i Unni coś łączy? Wiem, że to nie moja sprawa i nie musisz mi odpowiadać, ale…

Antonio uśmiechnął się uspokajająco.

– A na to wygląda?

Vesla na chwilę się pogubiła.

– Co takiego? E, nie… może nie. Ale rozmawiacie tak poufale, śmiejecie się z tych samych rzeczy, między wami panuje takie cudowne zrozumienie bez słów, które jest, doprawdy, godne pozazdroszczenia.

– Rzeczywiście, masz rację. Pod tym względem, duchowym, jesteśmy sobie bardzo bliscy. Unni to naprawdę cudowne stworzonko i ogromnie ją lubię, lecz nie wydaje mi się, żeby to mną była zainteresowana.

– A przykro ci z tego powodu?

Ach, nie, cóż za pytania ona zadaje, przecież zdradza się w ten sposób! Czy naprawdę nie może nad sobą zapanować? No, ale musi się przecież dowiedzieć. Nie może niszczyć już istniejącego, być może kruchego związku.

– Czy mi przykro? – odparł Antonio z namysłem. – Nie. Jeśli istnieje coś takiego, jak szczera, serdeczna przyjaźń, to właśnie ona łączy mnie i Unni. Jeśli jest mi ogromnie przykro, to z jej powodu.

Milczenie Vesli musiało wystarczyć za całe pytanie.

Antonio wyjaśnił:

– Przecież to zupełnie jasne, o kim ona myśli. I prędzej czy później będzie z tego powodu bardzo cierpieć. Nadejdzie dzień, kiedy Unni zrozumie, że musi się poddać.

Vesla bez trudu śledziła tok jego myśli.

– No a on? Jak on się do tego odnosi?

Antonio nabrał głęboko powietrza.

– Dobrze znam swego brata, jemu jest naprawdę trudno. Rozumie, z czego musi zrezygnować, wie, ile utracił.

– No tak, bo chyba nie ma żadnych szans…

– Nie ma. Oni należą do dwóch różnych światów. Nie da się ich połączyć. Rycerze również by na to nigdy nie pozwolili.

Zatonęli w melancholijnych rozważaniach. Płomień zamigotał, świeczka niemal całkiem już się wypaliła. Vesla jak gdyby na znak, że nie chce jeszcze kończyć tego spotkania, zapaliła nową świecę i zgasiła pierwszą.

– Dziś wieczorem naprawdę mi było żal Unni – powiedziała cicho.

– No tak, dziewczyna przeżyła ogromny szok. Jak się teraz czuje?

– Zasnęła, ale płakała przez sen. Wcześniej jednak dość długo rozmawiałyśmy o tym, jakie to uczucie, kiedy człowiek nagle się dowiaduje, że jest adoptowany. Unni mówi, że cały świat staje wtedy na głowie. W mózgu wirowały jej tysiące myśli. Jej ojciec zajmował się trochę genealogią i ona także zaraziła się tym hobby. Uważała, że to zabawne dokopywać się do prostych wieśniaków w Norwegii. A tymczasem nic z tego nie jest prawdą.

– Czy ona zamierza zacząć od początku? Odnaleźć swoich biologicznych rodziców?

– Zastanawiała się nad tym. W każdym razie chciałaby znaleźć rodzinę matki, bo nikt nie wie, kim był jej ojciec, ta sprawa wygląda więc na beznadziejną. No, ale jest też przecież to straszne dziedzictwo. Unni się boi, Antonio. A ja nie mam zamiaru tego lekceważyć. Człowiek przecież pragnie żyć, dożyć przynajmniej trzydziestki.

Antonio uśmiechnął się, słysząc o tak bliskiej granicy, ale zaraz powiedział:

– Unni ma jeszcze cztery lata w zapasie. Gorzej jest z Mortenem i z Jordim. Lecz jeśli oni dwaj umrą za kilka miesięcy, to Unni zostanie na świecie sama z tym dziedzictwem.

– Tak, wspominała o tym. Przydałby się jej dzisiaj wieczorem ktoś, kto umiałby ją pocieszyć i dodać jej odwagi. Na szczęście teraz już śpi.

– Jutro się nią zajmiemy – obiecał Antonio.

– O, tak, koniecznie – powiedziała Vesla.

– Czy ty wiesz, że Unni jest dziewicą? – spytał Antonio nieoczekiwanie. – Ma dwadzieścia jeden łat i jest nietknięta!

– Nie, prawdę mówiąc, nie wiedziałam o tym. Doprawdy, nieźle! – odrzekła Vesla zaskoczona, że Antonio porusza tak delikatny temat.

No tak, a przy okazji zdradziła się sama!

– Chodzi mi o to, że na pewno miała dość propozycji, przecież jest bardzo interesująca – dodała niezgrabnie, starając się wybrnąć z sytuacji.

Antonio nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.

– Morten uważa ją za bardzo zwyczajną, potrafi ją nazwać zerem, a nawet brzydką.

– Ach, Morten! – prychnęła Vesla. – On ma tak banalny gust, że nieraz się za niego wstydziłam, kiedy wychodziliśmy całą grupą. Strzela oczami za najbardziej wymalowanymi i wystrojonymi lalkami. Jørn i Marius niezliczoną ilość razy tłumaczyli mu, że nawet jeśli ma zamiar dokończyć flirt z tą czy tamtą dziewczyną, to nie będzie go stać na spędzenie z wybranką nawet jednej nocy. Zauważyłeś chyba jego szalone uwielbienie dla Emmy. Morten tak dalece nie zna się na dziewczynach, że Unni powinna potraktować jego opinię na swój temat jako komplement.

Antonio uśmiechnął się tym swoim łagodnym uśmiechem, któremu nie można było się oprzeć.

Czy tylko ja płonę? zastanawiała się Vesla. Mam wrażenie, jakbym się gotowała od środka. Pragnę tego chłopca, nie mogę zaprzeczyć, lecz to, co teraz się dzieje, nie jest chyba cudownym, delikatnym i nieśmiałym początkiem romansu. Jestem pewna, że koszula nocna i szlafrok przylepiły mi się już do oparcia tej skórzanej sofy, a on tymczasem siedzi sobie spokojnie w samej tylko koszuli i luźnych spodniach i wygląda na kompletnie opanowanego.

Kto zresztą może tu mówić o miłości? Bardzo pragnę jego ciała, niczego więcej w tym nie ma. Ale on mnie onieśmiela tą swoją wrażliwością, nigdy jeszcze nie spotkałam faceta w jego typie. A może on wcale nie interesuje się dziewczętami? Byłaby wielka szkoda. Żałuję, że nie jestem na miejscu Unni i nie przyjaźnię się z nim całym sercem. No cóż, on na mnie działa jak magnes.

Czy wolno mi zadać więcej pytań o jego życie prywatne?

Nie, nie powinnam. Inicjatywa należy teraz do niego.

Antonio zrobił gest, jakby chciał wstać.

– No, późno już.

Bardzo dziękuję, a więc taki jest koniec moich marzeń o bliskości?

Tak naprawdę jednak Vesla nie miała ochoty na żaden romans tutaj, w małym domku Gudrun. To by było nie na miejscu i zapewne pozostawiłoby niesmak.

Może Antonio uważał tak samo?

Nie, on najwidoczniej w ogóle nie zastanawiał się nad taką ewentualnością.

To deprymujące.

Vesla wyłowiła spod ławy swoje domowe pantofelki, ale trzymała je w ręku. Uważała, że kiedy jest bosa, sytuacja wydaje się bardziej intymna.

Antonio zdmuchnął świeczkę i życzył Vesli dobrej nocy.

Poczuła, że to tak mało. Odwróć się, Antonio, popatrz mi w oczy tym swoim cudownym, ciepłym spojrzeniem i uściskaj mnie na dobranoc! Mógłbyś mnie też po przyjacielsku pocałować w policzek.

A może jeszcze lepiej w usta?

Nie mocno, nie tak, by dech zaparło mi w piersiach, bo to by oznaczało, że posuwamy się za prędko. Bo i tak bym w to nie uwierzyła.

– Dobranoc – odparła nieśmiało.

A potem, kiedy ona już zbliżała się do schodów, on zaś stal przy drzwiach do niedużego gabinetu, powiedział cicho:

– Przyjemnie mi się z tobą rozmawiało, Veslo.

Dzięki Bogu!

– Nawzajem – mruknęła i ledwie się powstrzymała, żeby nie dodać: „Musimy to kiedyś powtórzyć”.

Poszła na górę nieco pocieszona.

„Przyjemnie mi się z tobą rozmawiało, Veslo”. Takie proste słowa, ale ogrzały jej ciało niczym promienie słońca.

17

Spali długo, dłużej niż planowali, wyruszyli więc dopiero po południu. Ale zjedli dobry lunch przy wtórze rozmów i śmiechów, a towarzyszyło temu uczucie, że tworzą sześcioosobową grupę złożoną z ludzi, którzy do siebie pasują.

Kiedy zeszli na przystań, morze pokazało im się od najlepszej strony. Chociaż wiosna nie nadeszła jeszcze na dobre i ledwie dało się wypatrzyć zieloną poświatę roślinności, nad morzem było olśniewająco pięknie.

Mewy żeglowały spokojnie w powietrzu ponad nieruchomą taflą wody fiordu, w pobliżu cumujących łodzi. Ponad zatoką Sildagapet unosiła się lekka mgiełka, sprawiając, że najbardziej wysunięte w głąb morza cyple przybierały bladą niebieskoszarą barwę. Ale nad Selją, wyspą, na której znajdowały się nieliczne zagrody i domy, położone od strony osady Selje, świeciło słońce. Na najdalszym krańcu wyspy, wychodzącym w morze, miały znajdować się ruiny klasztoru. Unni również ich była ogromnie ciekawa, uczyła się o nich w szkole, a Gudrun dzisiaj jeszcze to wszystko powtórzyła.

Sunniva, córka irlandzkiego króla, dziewczyna o czystym sercu, musiała uciekać ze swej ojczyzny, nie chciała bowiem poślubić człowieka, którego dla niej wybrano. Trafiła na wyspę Selję u zachodnich wybrzeży Norwegii. Było to około roku 960. Wysoko w skale znajdowała się jaskinia, gdzie schroniła się Sunniva wraz z mieszkańcami Selje, wśród których były również kobiety i dzieci. Sądzili, że w tej części wyspy będą bezpieczni, nikomu wszak nie wyrządzili żadnej krzywdy.

Ale jak Håkon dowiedział się o obcych przybyszach i wysłał przeciw nim statek ze swoimi ludźmi. Sunniva żarliwie modliła się do Boga o to, aby zabrał ich dusze do siebie. I oto nagle kamienie i wielki blok skalny spadły do środka groty, całkowicie ją zasypując. Wszyscy, którzy schronili się w jaskini, zginęli pod kamienną lawiną, wikingowie zaś powrócili do domu, nie mogąc się pochwalić kolejnym wyczynem.

Mniej więcej trzydzieści lat później, w czasach Olafa Tryggvasona, gdy w pobliżu wyspy przepływał statek kupiecki, żeglarze ujrzeli kolumnę światła unoszącą się z wyspy wprost do nieba. Zeszli na ląd i znaleźli jaśniejącą czaszkę, od której nie czuć było zapachu zgnilizny. Zbadano wówczas grotę i odnaleziono szczątki wielu ludzi, a od wszystkich unosił się ten sam przyjemny zapach. Najdalej, w głębi groty, znaleźli Sunnivę, wyglądała tak, jakby spała, jej ciało nie odniosło żadnych obrażeń. W grocie tryskało też cudowne źródełko.

Wtedy to zbudowano na wyspie kilka kościołów, a także klasztor benedyktynów. Córka irlandzkiego króla – która zresztą przed opuszczeniem Irlandii zdążyła zostać królową – została przez papieża wyniesiona na ołtarze. Święta Sunniva. Wyspa Selja stała się pierwszym miejscem pielgrzymek w Norwegii, a także siedzibą biskupstwa. Wyspę odwiedził nawet jeden z papieży, uznał jednak, że niewiele znajdzie tu wiernych. Nieliczni wieśniacy nie byli katolikami. Papież przyjął to jednak spokojnie.

Opowieść o świętej Sunnivie wydawała się Unni taka piękna, taka romantyczna, że aż musiała odwrócić głowę, żeby nikt nie dostrzegł jej łez.

Odbili od brzegu w łodzi Gudrun. Była to motorówka z kabiną najmniejszych możliwych rozmiarów, chociaż w środku było więcej miejsca, niż mogło się wydawać z pozoru, podobnie zresztą jak bywa z wieloma małymi domkami. Ponieważ w powietrzu dało się wyczuć chłód, dziewczęta zeszły na dół do Gudrun. Morten przyłączył się do nich, dwaj bracia natomiast zostali na zewnątrz.

Tego przedpołudnia Vesla i Antonio nie mieli okazji zajmować się Unni. Przebywała w towarzystwie całej grupy, wydawała się zresztą spokojna, wesoła i dość rozmowna. Spostrzegli poza tym, że Jordi właściwie przez cały czas nie spuszcza z dziewczyny wzroku i stara się jej służyć troskliwym wsparciem zarówno przez samą swoją obecność, jak i przez życzliwe słowo.

I Antonia, i Veslę podniosło to na duchu.

Popłynęli spory kawałek wzdłuż lądu, oddalając się od Selje. Próbowali udawać, że nawet przez chwilę nie mają zamiaru wybrać się na wyspę, na wypadek, gdyby ktoś śledził ich poczynania. Ale od opuszczenia Widmowego Dworu nie zetknęli się z żadnymi podejrzanymi typami.

Trochę ich to dziwiło.

Czyżby te łotry naprawdę nie wiedziały, gdzie mieszka babcia Mortena? To byłoby wspaniałe, ale nikt nie miał odwagi snuć takich nadziei. Przecież zarówno matka Mortena, jak i jego dziadek zmarli w tym właśnie domu.

Ale być może wówczas na scenę nie wkroczył jeszcze Leon.

Gdy oddalili się już dostatecznie od osady, Gudrun skierowała łódź ku wyspie. Popłynęli szybciej, aż wreszcie Selja ich zasłoniła i nie byli już widoczni z brzegu.

Zrobiło się zimno, Jordi i Antonio również zeszli do kabiny.

– No tak, a właściwie w którym miejscu Leon pojawia się w tej historii? – spytał Morten. – Czego on może chcieć od kilku starych, od dawna już martwych rycerzy? No i skąd o nich wie?

– Nie mam pojęcia – odparł Jordi. – Mogę spytać rycerzy.

Te słowa przypomniały im cel wyprawy. Wszyscy w kabinie spoważnieli.

Okrążyli cypel.

Ruiny klasztoru z wysoką czworokątną wieżą i kamiennymi schodami, prowadzącymi do jaskini w skalnej ścianie, w popołudniowym słońcu przedstawiały iście zachwycający widok.

Wszystko zachowało się tu znacznie lepiej, niż wyobrażała sobie Unni. Jaskinia położona była o wiele wyżej i sprawiała wrażenie głębszej, niż się spodziewali. Uroczyście zeszli na ląd, nie odrywając wzroku od ruin. Stary klasztor był niezmiernie fascynujący.

Słoneczne światło padało niemal poziomo na ową smutną pamiątkę niezwykłego stylu życia sprzed wielu setek lat i przydawało temu miejscu niezwykłego nastroju i szczególnej atmosfery. Trudno było powiedzieć, dlaczego klasztor zbudowano w miejscu tak bardzo nie osłoniętym od wiatru; najwidoczniej chciano trzymać się blisko świętego miejsca.

Nietrudno było sobie wyobrazić obce statki dobijające do wyspy, zaskoczenie mieszkańców Selje ich przybyciem, jak również strach przed nieznanym.

Unni ze wzruszeniem kroczyła długą, wykładaną kamieniami ścieżką prowadzącą do murów klasztoru. Przeszli przez duży, ogrodzony cmentarz i znaleźli się w obrębie wewnętrznych murów. Minęli kościół świętego Albanusa z wysoką wieżą, a potem wkroczyli do przyklasztornego ogrodu. Zachowały się jeszcze szczątki zakrystii z zaokrąglonym sklepieniem. Gudrun podjęła się roli przewodnika i szczegółowo opowiadała o poszczególnych częściach zespołu klasztornego. Pokazała młodym przyjaciołom wyraźne ruiny kuchni i refektarza, pokoju pracy i nie istniejącej już klasztornej wieży, piekarni, kuźni i sali zgromadzeń. Wysoko na zboczu znajdowało się magiczne miejsce, w którym wypływało źródło ze świętej groty Sunnivy. Również źródełko uznane było za święte. Zarówno Unni, jak i Vesla postanowiły tam iść, potem uklękły i napiły się cudownej wody, posiadającej ponoć moc spełniania życzeń. Vesla zaraz skorzystała z okazji, Unni również, a nawet nie poprzestała na jednym życzeniu, lecz pomyślała aż trzy naraz, niepewna, czy wolno jej tak robić. Obie dziewczyny swoje życzenia zachowały w tajemnicy.

Nad zatoką Sildagapet lekka dotąd mgiełka zaczęła szybko gęstnieć, ale to nie powinno im przeszkadzać.

Był już najwyższy czas, by rozpocząć poszukiwania pamiętnika Anne. Nie zaglądali jeszcze do jaskini, nikt jednak nie podejrzewał, że pamiętnik może tam leżeć. Ukrycie dziennika w grocie wydawało się jakby za proste, zwłaszcza w grocie odwiedzanej często przez turystów i innych ludzi zainteresowanych tym miejscem.

– Ona nie mogła ot, tak po prostu włożyć gdzieś pamiętnika – stwierdziła Gudrun. – Musiała go w coś owinąć albo schować do jakiejś kasetki. Mam też pewne podejrzenia, że mogła go zakopać. Tak więc… od czego zaczynamy?

– Od wieży – oświadczył Morten. – Wspomina o niej przecież w tym hiszpańskim liście.

Rozdzielili się. Morten nie mógł wdrapać się na wieżę, przypadła mu więc do przeszukania zakrystia. Okazało się jednak, że tyle w niej kamieni, odłamków kolumn i rzeźb, że nawet tu miał pewne problemy z poruszaniem się i Gudrun musiała mu pomóc. Morten starał się jak tylko mógł, wkrótce jednak poddał się i usiadł.

Antonio wspiął się po wysokich, stromych schodkach do groty. W połowie drogi zatrzymał się, by chwilę odetchnąć, i zawołał do przyjaciół na dole:

– Wspaniały widok!

Gudrun odkrzyknęła:

– Szkoda, że nie możesz go oglądać, kiedy pierwiosnki pokrywają całe połacie ziemi, to naprawdę widok godny bogów!

– Ani trochę w to nie wątpię. – Głos Antonia odbijał się od skał. – Co to za mur, tak wysoko w górze?

– To szczątki klasztoru Sunnivy. W samej grocie znajdziesz ruiny jeszcze jednej kaplicy, to kaplica świętego Michała, wzniesiona ku czci anioła, który według legendy stanął na szczycie góry i wrzucał skały do groty.

Antonio pomachał, dając znać, że wszystko zrozumiał, i podjął mozolną wspinaczkę.

Unni przydzielono klasztorny ogród, Vesla natomiast zajęła się piekarnią, położoną nieco na uboczu. Jordi przeszukiwał mniejsze pomieszczenia i wieżę. Gdy mijał Unni, kierując się w tamtą stronę, pogładził przelotnie policzek dziewczyny wierzchnią stroną palców. To było jak pozdrowienie. Nie bój się, jestem tutaj, mówiło. Dziewczyna uśmiechnęła się z wdzięcznością.

Ten drobny gest tak bardzo ją ucieszył, że na kilka chwil zapomniała, co tu właściwie robi.

Poszukiwania trwały już dobre trzy kwadranse, wreszcie zebrali się wszyscy i przysiedli na ławkach przeznaczonych dla ludzi uczestniczących w nabożeństwach lub dla zmęczonych turystów.

Nikt nie osiągnął żadnego rezultatu. Przygnębiające!

– Siedziałem i myślałem – zaczął Morten.

– Gratuluję! – docięła mu Unni. Sam się o to prosił.

Morten zachichotał, ale zaraz podjął:

– Wiecie, moja matka Sigrid była tutaj i ujrzała tu mnicha.

– Ależ nie, nie! – przerwał mu Antonio. – Musiała widzieć któregoś z rycerzy. Mnisi nigdy nie podchodzą tak blisko i zawsze pojawiają się gromadą.

– Czy Sigrid nie pisała, że on wyglądał na bardzo surowego? – spytała Unni. – Tacy właśnie są rycerze. Mnisi wyglądają na złych, wstrętnych i ohydnych.

Jordi potwierdził jej słowa skinieniem głowy. On najlepiej z nich potrafił odróżnić te dobre i złe siły.

– Rzeczywiście, opis bardziej pasuje do rycerza – zgodził się Morten. – Ale dlaczego go tu zobaczyła? Co on tu robił?

Jordi kiwnął głową.

– To bardzo rozsądne pytanie, Mortenie. Co ten rycerz tu robił?

– Prawdopodobnie to samo co ci, których Antonio i ja mieliśmy okazję kilkakrotnie spotkać – stwierdziła Unni. – Chciał jej coś przekazać. Chociaż oni nie mogą mówić. Może chciał ją pospieszyć, tak jak nas poganiają?

– Owszem, to możliwe – przyznał Jordi. – Ale dlaczego właśnie tutaj? Przecież w pobliżu było kilkoro innych dzieci, a on, nie zważając na to, po prostu się pojawił.

Unni próbowała śledzić tok rozumowania Mortena.

– Gdzie Sigrid się schowała?

– Tego nie wiemy – odparła Vesla.

– Owszem, wiemy – oznajmił Antonio. – Ukryła się za murem.

– Bardzo dziękuję – cierpko powiedziała Unni. – Te ruiny składają się w głównej mierze z murów. Masz coś inteligentniejszego do dodania, Antonio?

Ale i Jordi podchwycił ten pomysł.

– Kiedy ktoś przychodzi się tutaj bawić w chowanego, to gdzie staje ten, co kryje?

Zastanowili się.

– Na cmentarzu – orzekła wreszcie Gudrun. – Wtedy wszyscy pozostali mogą się schować gdziekolwiek wśród ruin.

Przeszli tam i stwierdzili, że ściana wieży musiała być najlepszym miejscem do krycia.

– Niewiele nam to daje – stwierdził Morten. – Do przeszukania pozostaje cały klasztor.

Unni rozglądała się wkoło.

– Chyba że… Czy twoja córka była inteligentna, Gudrun?

– Oczywiście – wtrącił się Morten. – Przecież to moja matka!

– Jasne – uśmiechnęła się Gudrun. – Sigrid miała dość oleju w głowie. A o czym myślałaś, Unni?

– O tym, czy Sigrid nie postąpiła wprost przeciwnie. Każdy by się spodziewał, że wszyscy schowają się w ruinach, prawda? Więc ona… może pobiegła w przeciwną stronę?

– Poza mury cmentarza? – zamyślił się Antonio. – No cóż, tam w każdym razie nie szukaliśmy. Trzeba by się kierować w stronę tych skałek. Damy temu pomysłowi jakąś szansę?

– Zaczekajcie chwilę – poprosiła Vesla. – Uważacie więc, że rycerz pokazał się tam, ponieważ Sigrid przypadkiem znalazła się w pobliżu dziennika Anne?

– Właśnie tak. Nie wiemy, czy rycerz wykonał jakiś ruch, czy dał znak. O tym Sigrid nie wspomina. Ale chodźcie, poszukamy! Każde z nas przyjrzy się fragmentowi muru. Sprawdźcie, czy nie ma w nim luźnych kamieni po zewnętrznej stronie.

Był to zaiste szalony pomysł. Ale co innego mogli zrobić?

Pamiętnik znalazła Vesla. Tkwił wetknięty w mur, schowany za kamieniem.

Wszyscy zebrali się dookoła dziewczyny.

Anne Hansen zmarła w roku 1933, w owym czasie nie było jeszcze plastiku. Kasetka z pamiętnikiem spoczywała owinięta w nasączone olejem płótno. Zaszczyt jej otwarcia przypadł Gudrun.

– Pismo da się odczytać – oznajmiła wzruszona. – Jeśli tylko zna się hiszpański.

– A tu się zna – oświadczył sucho Antonio.

18

Światło słońca zniknęło.

– Nadciąga mgła – powiedziała Gudrun z cieniem niepokoju w głosie. – Powinniśmy wrócić do domu, nim zanadto się zbliży. Czy możemy przejrzeć ten pamiętnik w domu? Bo… mamy chyba… jeszcze jedną sprawę tu do załatwienia, czyż nie tak?

– Owszem – odparł Jordi. – Ale w tym wypadku, jak mi się wydaje, mgła będzie przyjacielem. Staniemy się jeszcze bardziej niewidzialni dla otaczającego nas świata.

Pozostałym przeszły ciarki po plecach, jak gdyby mgła wdarła się pod ubrania i chłodną, wilgotną ręką dotknęła ich ciał.

– Może wrócimy w obręb ruin – podsunęła zatroskana Gudrun.

Ale Jordi rozejrzał się dokoła.

– Nie, wydaje mi się, że ten duży, otwarty cmentarz to dobre miejsce. Co robimy? Morten, Unni, Antonio i ja powinniśmy się z nimi spotkać, ponieważ jesteśmy ich potomkami. Przypuszczam, że oni również bardzo chętnie poznają Gudrun i Veslę, które tak wiele nam pomogły, ale jeśli ktokolwiek z was nie ma ochoty na to spotkanie, to od razu o tym mówcie.

To przecież szaleństwo, pomyślała Vesla gorączkowo. Kompletny obłęd! Zejdę do łodzi, nie chcę w tym uczestniczyć! Czy Jordi naprawdę sobie wyobraża, że ci rycerze zechcą tu przyjść? Czy on naprawdę wierzy w ich istnienie i próbuje nam to wmówić?

On twierdzi, że już widzieliśmy mnichów. To kłamstwo, ja żadnych mnichów nie widziałam. A ta zjawa w Widmowym Dworze? Ten szary upiór? Ja w każdym razie z nikim takim się nie zetknęłam. Trzymają się ich primaaprilisowe żarty. Do pierwszego kwietnia już niedaleko, tak więc…

No dobrze, ale czego właściwie się boję? Jeżeli nie widziałam żadnych szarych zjaw ani mnichów, to nie ujrzę również żadnych rycerzy, to przecież oczywiste. Jeśli sądzą, że pozwolę sobie wmówić obecność rycerzy, są w błędzie. Mogą sobie tutaj stać i udawać, ile tylko chcą, a ja i tak niczego nie zobaczę.

A to znaczy, że nie ma w tym absolutnie nic groźnego.

– Chętnie wezmę udział w spotkaniu z rycerzami – oznajmiła Gudrun. – Tyle jest pytań bez odpowiedzi, dotyczących losu moich najbliższych, i jeśli tylko mogę jakąś uzyskać, to będę zadowolona. Chcę dowiedzieć się czegoś o mojej teściowej, moim mężu, córce i wnuku.

– Spytam w twoim imieniu – obiecał Jordi. – Wy prawdopodobnie nie będziecie w stanie się z nimi komunikować, ale zadawajcie pytania, a ja „przetłumaczę” je na myśli.

Do diaska, pomyślała Vesla. Gudrun zostaje. W takim razie ja byłabym jedyną dezerterką. O, nie, to niemożliwe!

– Czy wolno mi będzie trzymać Antonia za rękę? – spytała cierpko.

Antonio z uśmiechem natychmiast ujął jej dłoń.

– Brakuje nam dwóch osób – zauważyła Unni.

Popatrzyli na nią pytająco.

– Flavii i Pedra – wyjaśniła. – Frekwencja byłaby stuprocentowa.

– Owszem – odparł Jordi. – Niestety, mało jest nas, osób, którym rycerze mogą zaufać. Ale oni znają Flavię i Pedra, zostali sobie przedstawieni już jakiś czas temu w Hiszpanii.

– I wszystko poszło dobrze? – spytała wciąż nieprzekonana Vesla.

– Bardzo dobrze. Możesz więc być całkiem spokojna. Tych pięciu rycerzy rozpaczliwie nas potrzebuje, choć oczywiście żaden z nich się do tego nie przyzna. Są dumni nawet po śmierci.

– To prawda – rzekł cierpko Antonio. – I to jeszcze długo, długo po śmierci.


Jordi ich opuścił. Mgła rzeczywiście nadciągała nad wyspę. Z początku pojawiły się delikatne białe obłoczki, które następnie zbiły się w lekką masę. Nie wiedzieli, co Jordi zrobił, aby przyzwać rycerzy, nagle jednak Vesla mocno szarpnęła ręką Antonia. Mortenowi, który usiadł oparty o mur, ktoś pomógł wstać. Zarówno Vesla, jak i on szepnęli: „Nie”.

Spośród mgły wyłoniły się wielkie cienie. Jordi prędko podszedł do przyjaciół, a Unni przysunęła się do niego o krok. Na wszelki wypadek. Serce mało nie wyskoczyło jej z piersi.

Poruszając się bezszelestnie, pojawiły się czarne wierzchowce. Jeźdźcy również byli cali w czerni. Kaptury opończy mieli zarzucone na głowy. Unni nie śmiała odetchnąć.

Wsłuchiwała się w drżący oddech Vesli, patrzyła, jak dłonie Gudrun zaciskają się nerwowo. W jednej chwili Unni zrobiło się okropnie żal Mortena. Ona mogła snuć marzenia o Jordim, Vesla i Antonio wydawali się bardzo bliskimi przyjaciółmi, Morten natomiast nie miał nikogo. Owszem, babcię, lecz to przecież nie to samo. A Morten był osobą, której naprawdę przydałby się w tej chwili przyjaciel. Unni złapała go więc za rękę, żeby pokazać, że jest przy nim. On jednak niezbyt dobrze ją zrozumiał, bo szepnął:

– Nie ma się czego bać, przecież wszyscy jesteśmy przy tobie!

Dziękuję, pomyślała z goryczą. Nie było czasu na to, by wyprowadzać chłopaka z błędu, ale prędko puściła jego dłoń.

Rycerze zatrzymali się przed nimi. Zsiedli z koni i podeszli bliżej. Stanęli jednak w pewnej odległości, jak gdyby nie chcieli bratać się zanadto z ludźmi stojącymi niżej od nich w hierarchii.

Z tego akurat Unni bardzo się cieszyła, bo bezpośredni kontakt z upiorami nie zaliczał się do najprzyjemniejszych. Rycerze zresztą wyglądali dość strasznie, na ich ciałach wyraźnie znać było ślady, pozostawione przez narzędzia tortur.

Jordi, jak należało, przedstawił najpierw tych niższego stanu. Mówił po hiszpańsku, Antonio zaś ściszonym głosem tłumaczył wszystko bardzo szybko.

– Szlachetni rycerze, pozwólcie, że przedstawię wam najpierw mego brata Antonia.

Antonio wystąpił naprzód i powitał ich uprzejmie.

Najwyraźniej pomiędzy rycerzami trwała jakaś rozmowa w myślach, bo Jordi tym razem odezwał się po norwesku.

– Mówią, że znają Antonia i że on się nadaje.

Następnie Jordi wyjaśnił, kim jest Morten. Okazało się, że rycerze jego również znali. Nie tracąc nic ze swego dostojeństwa, użalali się nad jego wypadkiem.

Nadeszła kolej Unni. Dziewczyna wystąpiła w przód o kilka kroków i ukłoniła się najładniej jak umiała.

Rycerze pokiwali głowami, lecz nic nie powiedzieli.

Następnie przedstawione zostały Vesla i Gudrun, a rycerze mieli kilka pytań na ich temat. Gudrun jako osoba wplątana w tragedię rodu wzbudziła widać ich zaufanie, co do Vesli natomiast okazywali większą niepewność. Jordi musiał ją bardzo chwalić, opowiadał o doskonałej opiece, jaką roztoczyła nad Mortenem, i o tym, jak bardzo pożyteczna jest dla nich osoba znająca się na pielęgnacji chorych.

„Czarownica?” – przesłali ostrą myśl prosto do mózgu Jordiego.

– Nie, nie – odparł. – W dzisiejszych czasach zajmowanie się chorymi i rannymi to wysoce poważane zajęcie.

Chociaż kiepsko płatne, dodał w duchu, lecz akurat tej myśli nie posłał dalej.

Rycerze sprawiali wrażenie nieco sceptycznych, zgodzili się jednak na obecność Vesli, przynajmniej na razie.

Miękkie kłębki mgły zbierały się wokół wieży, od czasu do czasu ją odsłaniając. Gudrun była niespokojna. Nie lubiła pływać motorówką, nie mając pewności, czy przypadkiem inne łodzie nie podążają tą samą drogą.

Teraz nadeszła kolej rycerzy na prezentację.

Tym razem wszystko odbyło się o wiele uroczyściej. Wyraźnie było widać, że ci panowie traktują siebie samych z wielką powagą.

Najpierw najstarszy.

Ten był naprawdę stary. Gdyby nie fakt, iż już nie żył, Unni gotowa byłaby przysiąc, że jego dni są policzone, a życie wisi na włosku, i to cienkim jak nitka pajęczyny. Rycerz ten miał najbardziej przerażającą twarz z nich wszystkich, gdyż poza śladami męczeństwa – przesłoniętymi bielmem oczami, przezroczystą szarobiałą skórą i ranami zadanymi podczas tortur – dodatkowe bezlitosne ślady pozostawiła na jego obliczu starość.

– Nie jestem do końca pewien ich tytułów szlacheckich – poinformował Jordi. – Niektórzy są wyżsi stanem od innych, lecz ustaliliśmy, że będę się do nich zwracał „don”, co z mojej strony będzie oznaką szacunku. Tyle wystarczy, w każdym razie na to się zgodzili. Drodzy przyjaciele, pozwólcie, że przedstawię wam pierwszego z rycerzy. Oto don Federico de Galicia.

Hiszpański arystokrata niezwykle wysokiego stanu był tak dostojny, że niemal padli przed nim na kolana. No, może nie dosłownie, lecz nigdy jeszcze nikogo nie witali z większym szacunkiem.

Jordi wyjaśnił:

– Jego potomkiem jest Pedro, który mieszka w Hiszpanii.

Teraz wystąpił jeden z rycerzy w średnim wieku, a Jordi oznajmił:

– Don Galindo de Asturias.

Przed nim również wykonali głęboki ukłon. Popatrzył na nich z ponurą miną, lecz w końcu zaakceptował niezgrabne i dość nowoczesne powitanie.

Następny:

– Don Garcias de Cantabria.

Każdy z rycerzy witany był z takim samym szacunkiem, co najwyraźniej sobie cenili, choć bardzo się starali, by tego nie okazać.

– Don Sebastian de Vasconia!

– Ach, my już się kiedyś spotkaliśmy! – wykrzyknęła Unni z zachwytem.

Rycerz uśmiechnął się pod nosem i zaraz Jordi znów musiał służyć za tłumacza.

– On mówi, że jesteś jego potomkinią, Unni.

– Naprawdę? To dla mnie wielki zaszczyt, senor.

Ojej! Może nie odezwała się do niego z dostatecznym szacunkiem? Gdy jednak Jordi przetłumaczył jej słowa, don Sebastian wyglądał na zadowolonego.

Jordi odwrócił się do Unni.

– On mówi, że pragnęli oszczędzić cię tak długo, jak się dało, i dlatego nie bardzo im się podobało, kiedy wciągnąłem cię w tę historię jako dziewczynę Mortena. Teraz są zdania, że dobrze się stało. Od dawna już są bardzo zadowoleni z twoich osiągnięć.

– Ojej! – westchnęła Unni, osłabła ze wzruszenia. – Dziękuję.

A potem znów się ukłoniła swemu przodkowi i wszystkim pozostałym.

– Vasconia? – zamyślił się Antonio. – To znaczy obecny Kraj Basków. Zgadza się. Właśnie Baskowie na dużą skalę emigrowali do Chile.

I znów chwilę potrwało tłumaczenie. Rycerz pokiwał głową, wyglądał na nieco zasmuconego losem swego ludu.

Jordi uśmiechnął się półgębkiem.

– Wiem, że jeszcze bardziej namieszam wam w głowach, ale muszę wam powiedzieć, że Unni pochodzi ze stolicy Chile, Santiago de Chile. Z ubogich dzielnic tego miasta.

– Ach, nie! – jęknął Morten. – Dość już tych Santiago!

Rycerze nie mówili nic podczas całego spotkania. Ich kroków na zeschłej Zeszłorocznej trawie nie było słychać. Konie niespokojnie rzucały łbami i uderzały kopytami o ziemię, ale robiły to w sposób bezgłośny. Tę niezwykłą, przerażającą ciszę ludzie zapamiętali na długo.

A więc jestem Baskijką, pomyślała Unni. Muszę się do tego przyzwyczaić.

Podoba mi się ta myśl. Przynajmniej dopóki nie będę się mieszać w politykę.

Nadeszła kolej na ostatniego rycerza. Najmłodszego.

– Don Ramiro de Navarra – obwieścił Jordi. – Jest to, moi przyjaciele, przodek Antonia, Mortena i mój.

– To znaczy, że Asturia i Kantabria nie mają już potomków?

– Niestety. A potomkowie Galicii wymrą wraz z Pedrem.

Nagle Unni się rozjaśniła.

– Zaczekajcie chwilę! Wydaje mi się, że mam rozwiązanie przynajmniej jednej z tych wielu zagadek! Te litery na herbie. G A C V N.

– Co z tymi literami? – spytał Morten.

– Galicia, Asturias, Cantabria, Vasconia i Navarra!

– Brawo, Unni! – pochwalił dziewczynę Antonio, w czasie gdy Jordi tłumaczył to rycerzom. – A teraz ja chciałbym coś dodać. To wszystko są stare hiszpańskie królestwa, obszary wokół Zatoki Biskajskiej. Zaraz narysuję wam to schematycznie. Przynajmniej tak, jak wyglądają dzisiaj. Asturia (dawniej Asturias) była w owych czasach o wiele większa.

Znalazł pustą kartkę w swoim kalendarzu i zaczął szkicować.

– Czy to są królowie? – szepnęła Vesla.

– Nie, rycerze. Niektórzy z nich mają jednak zapewne królewskich przodków. A jaki tytuł ma don Federico z Galicii, boję się nawet zgadywać. Mógł być nawet pretendentem do tronu, ale o tym porozmawiamy później.

– No tak, bo te królestwa nie istniały już chyba nawet w piętnastym wieku? – pytała Gudrun.

– Przynajmniej niektóre z nich. Oto mój szkic.

Na razie przelotnie spojrzeli na mapkę. Jordi zakończył już rozmowę z rycerzami i teraz wszyscy przysłuchiwali się jego tłumaczeniom.

– Proszą o wybaczenie wszelkich cierpień, jakie ściągnęli na swych potomnych.

– Przecież wiemy, że to nie była ich wina – pocieszyła Unni. – To czarnoksiężnik Wamba i mnisi odpowiedzialni są za tę tragedię, która, jak się wydaje, nigdy nie będzie miała końca.

– Uczynimy wszystko, by wreszcie położyć jej kres.

Jordi sprawiał wrażenie, jakby chciał coś jeszcze dodać, lecz uznał, iż najlepiej będzie jednak milczeć. I tylko przetłumaczył rycerzom to, co mówili jego przyjaciele.

On jest taki przystojny, taki spokojny i opanowany, nawet podczas tej niezwykłej sceny, stwierdziła Unni. Z każdym dniem, jaki dane im było spędzić razem, darzyła Jordiego coraz większą sympatią. Miała wrażenie, że miłość wypełnia jej serce, jednocześnie zaś piersi rozsadzał smutek i żal, bo jakże inaczej mogło się dziać w tej niezwykle trudnej, beznadziejnej wręcz sytuacji.

Jordi znów zwrócił się do przyjaciół:

– Rycerze dziękują za waszą wolę współdziałania. Szczególnie wdzięczni są dwóm osobom stojącym z boku, Vesli i Gudrun, za to, iż nie brak im odwagi, by się zaangażować w tę sprawę.

Vesla poczuła, jak krew uderza jej do głowy. Wiedziała, że teraz, usłyszawszy takie słowa, już całkiem przepadła. Gotowa była uczynić dla nich wszystko, dla nich, a przede wszystkim dla Antonia.

– Zaraz, zaraz, czy rycerze się wycofują? – wykrzyknęła nagle Unni.

– Tak mi się wydaje – odpowiedział Jordi.

– Ale ja mam jeszcze kilka pytań!

– Słucham.

– Po pierwsze: gdzie się podziewali rycerze tej zimy, kiedy wyglądało na to, że zapadli się pod ziemię?

Niezbyt trafne wyrażenie, przecież właśnie tam, w ziemi, było ich miejsce.

Jordi przekazał pytanie, chociaż zdawało się, że sam byłby w stanie na nie odpowiedzieć.

Przez chwilę musieli czekać w milczeniu.

Wreszcie Jordi rzekł:

– Przebywali w Hiszpanii, gdzie, jak sądzili, są bardziej potrzebni, lecz tam, jak się okazało, nie było aż tak źle.

– A dlaczego mieli się przydać właśnie tam?

– Leon ma w Hiszpanii swoich pomocników, Pedro zaś przesłał rycerzom za moim pośrednictwem wiadomość o tym, że jego sprzymierzeńcy zanadto się zbliżyli do zapalnego punktu. Okazało się jednak, że znaleźli się w pobliżu jedynie za sprawą przypadku.

Mieli świadomość, że muszą się teraz spieszyć. Unni prawie zachłysnęła się słowami:

– Dlaczego dziadek Mortena umarł w takim przerażeniu? I kto wyrył znaki nad drzwiami pokoju zmarłych?

Jordi przekazał pytanie i wkrótce znów odwrócił się do Unni:

– Mnisi. Oni się pojawiają w momencie śmierci.

„A w jaki sposób tobie udało się od tego wywinąć?” – miała Unni na końcu języka, ale na to Jordi mógł przecież sam odpowiedzieć później.

– Ostatnie pytanie: Kilkakrotnie wspomniano o tym, że istnieje pewne miejsce… gdzie nikt nie chodzi.

Teraz jednak rycerze gwałtownie zawrócili i dosiedli koni. Wkrótce potem zniknęli we mgle.

Zapadła cisza.

– Chyba nie zadałaś zbyt mądrego pytania, Unni – powiedział Jordi cicho.

– Wiem, żałuję, że mi się wyrwało. Przepraszam. Ty też masz prawo czuć się dotknięty, ponieważ to ty zdradziłeś, że jeden z rycerzy omal się nie wygadał. Ale oni sami o tym wspomnieli, prawda? Mówili o jakimś punkcie zapalnym. Tak czy owak, bardzo mi przykro, że do tego doszło. Myślisz, że się rozgniewali?

– Raczej postanowili być bardziej ostrożni. No, ale zabierajmy się stąd, zanim mgła całkiem nas nie obezwładni.

Skierowali się ku brzegowi. Podczas spotkania z rycerzami nerwy mieli tak napięte, że dopiero teraz zrozumieli, co naprawdę przeżyli.

Unni i Vesla szły razem szeroką, wykładaną kamieniami ścieżką. Z początku wędrowały w milczeniu, ale po dłuższej chwili Vesla odezwała się drżącym głosem:

– To bardzo dziwne. Na początku Jordi wydawał mi się brzydki i przerażający, teraz natomiast uważam go za bardzo pociągającego. Podoba mi się zwłaszcza ten jego łagodny uśmiech. Jest wtedy taki… Wygląd właściwie znaczy tak niewiele, to charakter człowieka przydaje mu piękna.

Witaj w klubie, pomyślała Unni z pewną goryczą. Pokiwała jednak tylko głową, przyznając Vesli rację.

– Wiesz co, Unni? Kilka razy miałam wrażenie, że serce mi stanie. To było takie nierzeczywiste, nie przypuszczałam, że takie rzeczy mogą się zdarzać. Czułam się trochę tak, jakby ta mgła zamykała nas w innym, tajemniczym i zaklętym świecie, który tak naprawdę nie istnieje.

– Wyrażasz dokładnie to, co i ja odczuwałam, Veslo!

– Dzięki Bogu, że był z nami Jordi. On ma w sobie prawdziwą siłę. A jego brat jest taki… taki…

– Wiem, wiem, Veslo – uśmiechnęła się Unni. – Życzę ci powodzenia!

Vesla uśmiechnęła się nieco zażenowana.

– Z początku sądziłam, że coś cię z nim łączy, a potem nie mogłam pojąć, że wybrałaś Jordiego. Teraz rozumiem to znacznie lepiej i cieszę się, że i mnie dałaś szansę.

– Antonio to rzeczywiście nadzwyczajny chłopak.

– O, tak, to prawda – westchnęła Vesla. – Tylko dzięki obecności Antonia i Jordiego w ogóle zdołałam przeżyć. Wiesz, teraz mam takie wrażenie, jak gdyby to spotkanie nigdy się nie odbyło.

– Może rzeczywiście najlepiej tak myśleć – powiedziała Unni.

Sama natomiast wiedziała, że nigdy o tym nie zapomni.

19

Unni siedziała skulona na ławeczce nad silnikiem. Niewidzącymi oczyma wpatrywała się we mgłę, myślami błądziła gdzieś daleko. Łzy płynęły jej z oczu, a ona tego nie zauważała.

Gudrun bardzo powoli i ostrożnie sterowała motorówką. Łódka posuwała się z najmniejszą możliwą prędkością. Od czasu do czasu Gudrun włączała syrenę przeciwmgielną, choć może raczej należałoby powiedzieć: ochrypły gwizdek.

Poczuwszy nagły chłód, Unni zorientowała się, że Jordi usiadł koło niej. Zrobiła mu miejsce, ławeczka bowiem nie była przeznaczona dla dwóch osób.

Jordi patrzył na nią z boku.

– Nie było aż tak źle, droga Unni. Rycerze, zdaje się, bardzo cię lubią. Na pewno ci wybaczą.

– Ale czy wybaczą tobie? Muszą chyba zrozumieć, że wspomniałeś o tym tajemniczym miejscu.

– Jakoś się to ułoży. Popełniałem już gorsze błędy i popadałem w niełaskę, ale to prędko mija.

Unni pociągnęła nosem.

– Przykro mi nie tylko z powodu mojej gafy. Tyle smutnych rzeczy się wydarzyło. Z tobą, z nami wszystkimi. A ta kwestia adopcji i tego, że pochodzę z Chile, naprawdę zbiła mnie z nóg, Jordi. Przestałam być sobą.

Jordi delikatnie pogładził ją po włosach, a Unni wtuliła się w jego dłoń. Była tak zimna, że ten chłód aż zmroził jej skórę, ale to nie miało żadnego znaczenia.

Jordi wyznał teraz, że właśnie rycerze doprowadzili do tego, by Unni z Chile trafiła w pobliże Mortena. A więc wszystko zostało ułożone.

– Świat wydaje mi się teraz taki obcy – poskarżyła się Unni. – U rodziców czułam się bezpieczna. Często zajmowaliśmy się badaniem naszego drzewa genealogicznego, mój ojciec i ja. I zawsze tak bardzo się cieszyliśmy, kiedy udawało nam się dotrzeć do kolejnego pokolenia wstecz. Dlaczego on mi nic nie powiedział, Jordi?

– Zapewne uważał cię za swoje rodzone dziecko.

– Owszem, to bardzo pięknie z jego strony, ale niesłuszne. Chcę wiedzieć, kim jestem. I spróbuję dotrzeć do jakichś informacji o rodzinie mojej matki.

– To możesz zrobić. Ale ty nie musisz postępować tak jak my trzej, to znaczy cofać się przez kolejne pokolenia. Odnalazłaś już swego przodka, to don Sebastian z Vasconii.

– Wy też znaleźliście swojego. Tego z Nawarry.

– Tak, don Ramiro. Ale musimy się dowiedzieć, dlaczego to wszystko się dzieje. A po naszym drzewie genealogicznym łatwiej się wspinać niż po twoim.

Rzeczywiście, z tym musiała się zgodzić. Dotarcie do slumsów Santiago de Chile, a następnie powrót do Hiszpanii i tak dalej – to potrwałoby cale wieki, zwłaszcza że mogło chodzić o bardzo wiele pokoleń, zważywszy na to, iż liczące się osoby umierały w wieku dwudziestu pięciu lat. To dawało cztery pokolenia na każde stulecie, licząc od piętnastego wieku.

– Głowa do góry, Unni! I pamiętaj, masz swoich norweskich rodziców, którzy cię ubóstwiają. Antonio i ja straciliśmy niestety rodziców dawno temu, a na dodatek nie mamy żadnych krewnych.

No tak, ale Antonio miał ciebie, pomyślała z czułością. Dawno już zrozumiała, dlaczego Antonio tak pielęgnował wspomnienie starszego brata. Ach, cudowny Jordi!

Gdyby tylko był trochę cieplejszy! Trzęsła się z zimna, kiedy siedzieli tak blisko siebie.

– Zdaje mi się, że myślę wyłącznie o sobie – powiedziała z żalem. – Wam było oczywiście o wiele ciężej. Ale Morten ma przynajmniej Flavię, no i Gudrun, swoją babcię. Jordi… To pytanie miałam zamiar zadać rycerzom, ale się wycofałam…

– Tak?

– Powiedzieli, że to mnisi zbliżyli się w chwili śmierci do dziadka Mortena i śmiertelnie go przerazili. Z tego, co zrozumiałam, podobnie rzecz się miała i z innymi. Poza tym mnisi zadawali swoim ofiarom tuż przed śmiercią ulubione tortury. Jak to możliwe, że ciebie puścili wolno?

Gwizdek zawył ochryple. Łódź wolno sunęła naprzód.

Ręka Jordiego kurczowo zacisnęła się na ramieniu dziewczyny.

– Nie wiemy dokładnie, co oni robią. I właśnie to najbardziej mnie przeraża, Unni. Mnisi puścili mnie wolno, oni… uznali, że już nie żyję.

Chłód zmroził serce Unni.

– To znaczy, że ty… im zniknąłeś?

– Chyba tak, tak właśnie musiało się stać.

– A więc oni tam byli? Przy twoim łożu śmierci?

– Ja ich widziałem, z bliska są straszni, wręcz obrzydliwi. Ich nieskrywana nadzieja i radość, że mnie dopadną, była wprost odpychająca. Słyszałem już zgrzyt koła do łamania kości i ławy do rozciągania. Dochodziły mnie też krzyki z oddali. Ale mnie nie dosięgnęli. Od tej pory mnie szukają, no i teraz mnie odnaleźli.

Unni ujęła go za rękę i uścisnęła w niemal desperackim geście. Rozumiała jego lęki. Mnisi nie mogli go dosięgnąć, bo on już nie żył.

Czy to znaczy, że trafił do świata zmarłych?

Unni miała wrażenie, że cała aż kurczy się z żalu. Robiła się coraz mniejsza i mniejsza, jak gdyby chciała pozbyć się tej strasznej myśli.

Wyprostowała się i wciągnęła głęboki oddech, pragnąc zdławić płacz rozsadzający pierś.

– Jeszcze jedno, Jordi. Kiedy powiedziałam, że to nie rycerze ponoszą winę za cierpienie swoich potomków, lecz Wamba i mnisi, chciałeś coś dodać, ale to przemilczałeś. Co ci wtedy przyszło do głowy?

– Ach, o to chodzi? Uznałem, że nie warto irytować rycerzy, lecz moim zdaniem wina w dużym stopniu leży po ich stronie. Oni, łagodnie mówiąc, starli się z wyższymi mocami, zarówno ziemskimi, jak i kościelnymi, i kara, jaka ich za to spotkała, była nieludzko ciężka.

– Ale co oni zrobili?

– O tym właśnie nie mogą nam powiedzieć.

– Tak samo jak o tym miejscu, gdzie nikt nie chodzi. I o wielu innych rzeczach. Czy mamy zakładać, że popełnili przestępstwo na tle politycznym?

– Pewnie bardziej politycznym niż religijnym. Ale w tamtych czasach kościół był tak mocno spleciony z państwem, że być może nie da się tego rozgraniczyć.

– No tak, tyle jest tych zagadek… Och, ale co to?

Gudrun coś wołała. Łódź wykonała nagły skręt w bok, lecz za późno.

Z mgły wyłonił się wielki jacht, pędzący wprost na nich. Nie podejmując nawet próby zatrzymania się lub wyminięcia, uderzył prosto w bok niedużej motorówki.

Unni usłyszała jeszcze swój własny krzyk, wylatując za burtę razem z Jordim i Antoniem, który również znajdował się na pokładzie.

Ale Gudrun i Morten byli w kabinie, a Vesla akurat tam zmierzała, żeby zrobić chłopakowi zastrzyk. Szła właśnie po schodach, gdy uderzyła w nich wielka łódź.

Unni z wielkim trudem zdołała przedrzeć się na powierzchnię wody. Akurat w porę, by zobaczyć, jak jacht znika we mgle.

Z rufy wykrzywiła się do niej triumfująca twarz.

– To Leon! – usłyszała przesycony goryczą głos Antonia.

20

Lodowata woda paraliżowała, chociaż Unni powinna już być zahartowana, długo wszak siedziała w pobliżu Jordiego. Woda wdzierała się do gardła, tamowała oddech. I ta głębia, która wciągała, ubranie bardzo ciążyło…

A gdzie reszta?

– Uderzyłaś się, Unni? – zawołał Jordi gdzieś w pobliżu.

– Nie, dałam sobie radę. A ty? – Zakrztusiła się i zakaszlała.

– Ze mną w porządku, z Antoniem także.

– To dobrze, a co z łodzią? I tamtymi trojgiem?

Odwróciła się.

Rufa motorówki zniknęła, została oderwana. Część dziobowa unosiła się na wodzie stępką do góry.

Ale jak długo zdoła utrzymać się na powierzchni?

– Myślisz, że oni ciągle tam są?

– Musimy to sprawdzić.

Trzeba usunąć wodę z płuc i nie wolno zesztywnieć.

Jakie to trudne! Unni oparła się intensywnej pokusie wczepienia się w Jordiego. Usiłowała zachować spokój.

Antonio już nurkował koło łodzi i Jordi zaraz poszedł w jego ślady. Unni została sama na powierzchni wśród oślepiającej mgły. Widziała jedynie wrak łodzi. Próbowała wołać o pomoc, ale z gardła wydobyło jej się tylko charczenie.

Wszyscy najbardziej się bali o Mortena. Jak on sobie da radę?

Najważniejsze w tej chwili było odnalezienie przyjaciół.


Podczas zderzenia Vesla została rzucona z powrotem do kabiny. Poleciała na stół i mocno uderzyła się w bok. Łódź się obróciła i woda runęła do środka, jak wydawało się dziewczynie, ze wszystkich stron.

Tchu jej zabrakło, połknęła wodę, w końcu jednak zacisnęła wargi. Zdążyła jeszcze zobaczyć przerażone oblicze Gudrun, z którego woda obmywała krew, później zaś Vesla po omacku usiłowała odnaleźć Mortena.

Nie musiała wcale tego robić, bo on ciężko upadł na nią.

Boże, ratuj! Dopomóż nam, nie jestem w stanie dłużej wstrzymywać oddechu, nie mogę się stąd wydostać, zresztą nie wolno mi zostawić Mortena i rannej Gudrun. Sama chyba też jestem ranna. Toniemy…

Nie, wcale nie. Leżymy stępką do góry, ale utworzyła się poduszka powietrzna, w której możemy oddychać.

– Ratunku! – zawołała, wyciągając jednocześnie Gudrun, tak by przynajmniej jej głowa znalazła się nad powierzchnią wody. Postarała się też obrócić Mortena we właściwą stronę, ale on był ciężki, a ją piekielnie zakłuło w boku.

Złamane żebro, postawiła diagnozę pielęgniarka Vesla akurat w chwili, gdy zjawił się Antonio. I całe szczęście, wiedziała bowiem, że trzeba się spieszyć. Dziób nie zdoła długo utrzymać się na powierzchni.

– Bierz najpierw Mortena! – zawołała Gudrun. – Pociągnij go w górę po schodach… to znaczy raczej w dół. Ach, Boże!

Antonio już zdążył podnieść nieprzytomnego chłopaka i wycisnąć wodę z jego płuc. Potem przekazał go Jordiemu, który wpłynął pod łódź razem z nim, a następnie oddał pod opiekę Unni. Pokazał jej, jak powinna go trzymać.

– Musimy się spieszyć. Leon zaraz powróci. Widział nas w wodzie, a na pewno nie życzy sobie, by ktokolwiek z nas przeżył. Chwyć się mocno łodzi, tylko uważaj, żeby cię nie wciągnęła pod wodę!

– Ale co my ze sobą zrobimy? Gdzie jest ląd? – zawołała Unni ogarnięta paniką.

– Nie wiem. Pilnuj go, dopóki nie wrócimy!

Jordi znów zniknął. Unni z ogromnym wysiłkiem starała się utrzymać Mortena ponad powierzchnią wody, jednocześnie starając się nie puścić burty łodzi. Woda była wprost paraliżująco zimna. Organizm przeżywał wstrząs, Unni przez cały czas starała się poruszać nogami, lecz już była wycieńczona.

Jordi pojawił się zaraz znów razem z Gudrun, dość silnie zamroczoną po uderzeniu w skroń. Tym razem Jordi już został, by pomóc Gudrun, miał też ze sobą koło ratunkowe, którego Gudrun mogła się przytrzymywać, brakło jej bowiem sił na to, by przełożyć przez nie ręce i głowę. Zresztą czas nie pozwalał na zbędne próby, wszystko musiało odbywać się bardzo szybko.

Wkrótce potem na powierzchnię wypłynął Antonio razem z Veslą. Unni po twarzy przyjaciółki poznawała, że coś ją boli przy każdym ruchu.

Na szczęście jednak wszyscy znaleźli się na powierzchni.

– Gudrun, gdzie jest ląd? – powtórzyła Unni. Szczękała zębami tak mocno, że trudno jej było wymawiać słowa.

– Byliśmy już stosunkowo blisko brzegu – odparła Gudrun zdezorientowana. – Musi być…

Słuchali.

– Halo? Ratunku! – wołał Antonio.

– W pobliżu nie ma żadnych domów – powiedziała Gudrun. Pozostałym jednak wydało się, że usłyszeli jakby słabe echo, zaczęli więc płynąć w tamtym kierunku.

Było naprawdę ciężko. Jordi zastąpił Unni przy Mortenie i poprosił, by za niego zajęła się Veslą. Była to dla dziewczyny wielka ulga, gdyż Vesla przynajmniej nie straciła przytomności, choć odczuwała ból tak wielki, że nie dawała rady płynąć samodzielnie.

Antonio zajął się Gudrun, lecz starał się pomagać wszędzie tam, gdzie było to konieczne.

Jordi nie bez lęku patrzył na Unni, która oddychała z trudem. Była całkowicie wyczerpana, a na domiar złego miała na nogach ciężkie, sznurowane buty.

Nie zdążyli pokonać zbyt dużej odległości, kiedy usłyszeli głęboki ryk silnika.

– To jacht – stwierdził Antonio. – Nurkujcie!

Gudrun musiała puścić koło ratunkowe, Antonio pociągnął ją za sobą w głąb. Unni, która miała zanurkować wraz z Veslą, dopiero teraz spostrzegła, że przyjaciółka ciągnie coś za sobą w jednym ręku. Jakiś koszyk z pokrywą? Lodówkę turystyczną? Nic dziwnego, że tak ciężko z nią się poruszać.

– Puść to! – zażądała Unni nerwowo.

– Nie – sprzeciwiła się Vesla. Ale dał się słyszeć jedynie bulgot, ponieważ w tym momencie Unni wciągnęła ją pod wodę.

No, przynajmniej uda nam się zejść dostatecznie głęboko, pomyślała Unni w desperacji. Ta torba pociągnie nas na samo dno.

Bardzo się jednak niepokoiła. Wszyscy byli wycieńczeni i wystraszeni na granicy paniki. W jaki sposób Jordi miał nie dopuścić do tego, aby nieprzytomny Morten nie nabierał do ust wody?

Jeśli oczywiście był tylko nieprzytomny. Może już…

Nie, nie chciała nawet o tym myśleć.

Poprzez wodę docierał do nich ryk silnika jachtu. Słychać było, że przepływa w pobliżu i że najprawdopodobniej zniszczył resztki mniejszej łodzi.

Unni miała wielkie kłopoty z Veslą, która przed zanurkowaniem nie zdążyła złapać dostatecznej ilości powietrza i teraz rozpaczliwie próbowała wydostać się na powierzchnię.

Było na to jednak zbyt wcześnie, jacht wciąż krążył w pobliżu.

Ale torby Vesla nie chciała puścić.

Co ona, na miłość boską, może w niej mieć?

No, teraz niebezpieczeństwo powinno już minąć, przynajmniej na moment. Unni zebrała siły i obie przecięły powierzchnię, chłonąc wytęsknione powietrze.

Antonio i Gudrun też już się wynurzyli, nie było natomiast Jordiego i Mortena. Unni i Antonio współdziałali bez słów, dziewczyna wolną ręką chwyciła Gudrun za kołnierz, a Antonio zanurkował.

Nie pojawiał się niepokojąco długo, Unni zdążyła odmówić kilka modlitw, nim wreszcie ukazali się na powierzchni. Wszyscy trzej.

Jordi ledwie był w stanie mówić.

– On… ocknął się… pod wodą. Zaczął się wyrywać i w końcu mu się udało. Pewnie się przestraszył… poszedł na dno. Dziękuję ci, Antonio, nie byłem na to przygotowany.

– Widzę już ląd – oznajmiła Gudrun, która wyraźnie traciła resztki sił. – Chyba prąd nas przyniósł.

Unni nie usłyszała ostatnich słów. Jej ciało sparaliżował chłód, poddała się.

Czyjaś dłoń złapała ją za ramię i podciągnęła do góry. Nic mnie to nie obchodzi, pomyślała. Chce mi się tylko spać. I to spać na zawsze.

Tego jednak zrobić nie mogła, Jordi na to nie pozwolił.


Przez kilka minut leżeli na brzegu, Unni zachłysnęła się wodą, podobnie Morten. Kiedy wszyscy już się wykaszleli i odzyskali w miarę normalny oddech, Antonio powiedział:

– Ogromnie mi przykro, że straciłaś łódź, Gudrun.

– To nie ma żadnego znaczenia. To była stara zdezelowana łódź, którą wożono kiedyś turystów pomiędzy Selje a klasztorem, a mnie udało się ją tanio kupić. Za to wysoko ją ubezpieczyłam. Kupię sobie nową, ładniejszą. Jeśli w ogóle będę miała jeszcze na to ochotę. Gorzej z torbą z dokumentami i w ogóle. Ale zupełnie nie pojmuję, jak oni mogli nas znaleźć?

– Dzięki syrenie przećiwmgielnej. Przecież ona nieustannie wołała: „Jesteśmy tutaj”. Nie wiemy przecież, od jak dawna nas śledzili.

– No a ten jacht? – spytał Jordi. – Skąd go wzięli?

– Widziałem, że cumował w Selje – odpowiedział mu brat. – A Leon jest mistrzem w pożyczaniu rozmaitych rzeczy bez wiedzy właściciela.

– Vesla – ledwie wydusiła z siebie Unni. – Co ty masz w tej lodówce? Kanapki?

Wycieńczona Vesla mogła wreszcie pozwolić sobie na uśmiech.

– Zdążyłam złapać torebki, Gudrun i moją. Ty nie miałaś torby, Unni.

– Hura! – wykrzyknęła Gudrun.

– Nie myślałaś chyba, że mogę sobie pozwolić na utratę mojej drogiej szminki z Paryża – powiedziała Vesla, trzęsąc się z zimna. – Ale jest jeszcze coś ważniejszego.

– Co takiego?

Vesla z dumą wyjęła ze swojej torebki owinięty w płótno pamiętnik, który znaleźli na Selji.

– Dziennik Anne Hansen, bardzo proszę.

– Veslo, jesteś genialna! – uradował się Antonio.

– Wiem o tym – odparła nieskromnie.

Nagle wszyscy wybuchnęli śmiechem. Uczucie ulgi wyzwoliło gwałtowną reakcję, rozpaczliwy śmiech.

Przemoczeni, przemarznięci, wycieńczeni tak, że aż rwało w płucach, pokaleczeni leżeli albo siedzieli na ziemnej skalistej plaży i tylko się śmiali.

Nie da się jednak zaprzeczyć, że wśród tego śmiechu momentami dało się też słyszeć płacz.

Загрузка...