We wspaniale urządzonej, przestronnej sali panowały cisza i bezruch mimo obecności czworga ludzi i trzynastu treecatów (w tym czterech kociąt). Wszyscy w milczeniu wpatrywali się w obraz wyświetlany przez holoprojektor, choć chwilowo widać było jedynie stopniowo zmieniający się wir uspokajających barw. W całej sali poruszał się jedynie koniuszek ogona Farraguta trzymanego w objęciach przez Mirandę LaFollet oraz chwytna łapa Samanthy, która gładziła delikatnie Andromedę, najbardziej znerwicowaną ze wszystkich kociaków. Cała czwórka zresztą zdradzała objawy napięcia i strachu, tuląc się do matki i kładąc uszy po sobie. Wszystkie bowiem doskonale wyczuwały emocje dorosłych obu ras, ale były zbyt młode, by zrozumieć, co wywoływało napięcie i wściekłość starszych.
Allison Harrington z trudem oderwała wzrok od holoprojekcji i spojrzała na męża, który z nieprzeniknionym wyrazem twarzy wpatrywał się w wir barw. Nie musiała być empatką, by wiedzieć, co czuje, bo sama czuła dokładnie to samo, tylko że on nie chciał przyznać się do bólu i żalu. I to od samego początku, jakby w ten sposób chciał zaprzeczyć faktom. Wiedział, że sam się oszukuje, tworząc złudną nadzieję podobną do tej, którą jako chirurg wielokrotnie zmuszony był rozwiewać u rodzin chorych, dla których nie było ratunku. Była to jednakże świadomość nie mająca wpływu na to, co czuł. Ściskał obie dłonie żony, która kurczowo się go trzymała, ale jego twarz była niczym wyciosana w granicie i Allison zmusiła się, by odwrócić wzrok.
Przez okna wpadały promienie słońca przefiltrowane przez dwie kopuły — większą, obejmującą całą domenę Harrington, i mniejszą, chroniącą wyłącznie Harrington House wraz z ogrodem. Dzień był jasny i radosny, a powinna to być ciemna noc, i to z piorunami… Przynajmniej w opinii Allison.
Obok nich i Mirandy siedział James MacGuiness, który patrząc na matkę Honor, przygryzł wargę i stłumił chęć pocieszenia jej, świadom, że nie jest w stanie tego zrobić. To ona go tu zaprosiła żeby był „razem z resztą rodziny”, i był jej za to wdzięczny, choć okazja była zgoła upiorna… Odetchnął głęboko, czując pieczenie pod powiekami, i niespodziewanie na kolanach wylądował mu miękki ciężar. Spojrzał w dół i napotkał wzrok Hery stojącej na tylnych łapach i opierającej się środkowymi o jego pierś. A w następnej chwili poczuł na policzkach delikatny dotyk jej chwytnej łapy. Pogłaskał ją, wdzięczny za interwencję, i usłyszał cichutki uspokajający pomruk.
Holoprojektor ćwierknął cicho i wszyscy ponownie skupili się na obrazie. Niewielu mieszkańców Graysona siedzących teraz przed holoprojektorami wiedziało, co zobaczy, ale obecni w tej sali, podobnie jak i zebrani w salonie Protektora, należeli do tych nielicznych poinformowanych dzięki uprzejmości szefa planetarnego biura Interstellar New Service. Większość widzów naturalnie domyślała się, co będzie treścią tego specjalnego programu, jako że czasy niespodziewanych, przekazywanych na żywo relacji z ostatnich wydarzeń przeminęły, gdy ludzkość przestała zamieszkiwać wyłącznie jedną planetę. Teraz informacje rozchodzące się między planetami zależały od szybkości i częstotliwości latających między nimi jednostek, toteż plotki przeważnie je wyprzedzały. A ta historia stała się już powodem tylu specjalnych wydań wiadomości i tylu spekulacji, że wszyscy podejrzewali, czym się ostatecznie zakończy. I to właśnie mieli teraz zobaczyć.
Rozległo się kolejne ćwierknięcie i na ekranie pojawił się napis:
„Materiał zawiera brutalne sceny, które mogą okazać się zbyt drastyczne dla części widzów, dlatego INS zaleca ostrożność”.
Napis był widoczny przez kilkanaście sekund, po czym zmienił się w datę wyświetloną na tle powoli obracającego się logo INS.
23:31:05 GMT, 01:24:1912 P.D.
Oznaczało to, że nagranie zostało wykonane prawie miesiąc standardowy wcześniej. Po około dziesięciu sekundach cyfry zniknęły, a pojawiła się twarz Joan Huertes, głównej korespondentki INS w sektorze Haven.
— Dobry wieczór — powiedziała poważnym tonem. — Mówi Joan Huertes z centrali INS w Noveau Paris, stolicy Ludowej Republiki Haven. Dziś po południu drugi zastępca sekretarz informacji publicznej Leonard Boardman przemawiający w imieniu Komitetu Bezpieczeństwa Publicznego wygłosił następujące oświadczenie.
Na jej miejscu pojawił się łysiejący mężczyzna o wąskiej, pociągłej twarzy niezbyt pasującej do korpulentnej figury. Twarz była pobrużdżona głębokimi zmarszczkami typowymi dla kogoś od dawna żyjącego w stanie permanentnej obawy o życie i pozycję. Chwilowo był jednak opanowany, stojąc na mównicy i przyglądając się dziennikarzom wypełniającym dużą, wygodnie urządzoną salę konferencyjną. Jak zwykle słychać było zagłuszające się nawzajem głosy zadające pytania, na które nikt nie spodziewał się otrzymać odpowiedzi. Mężczyzna uniósł dłoń, prosząc o ciszę, i gwar stopniowo ucichł. Gdy zapanowała zupełna cisza, odchrząknął i zaczął mówić:
— Dziś nie będę odpowiadał na żadne pytania. Wygłoszę oświadczenie, a moi asystenci rozdadzą po jego zakończeniu przygotowane nagrania, więc prosiłbym o nie przerywanie mi.
Odpowiedział mu lekki szmer rozczarowania — wszyscy spodziewali się podobnego rozwoju wydarzeń, wiedząc z oficjalnych przecieków, czego będzie dotyczyło oświadczenie, ale zawsze można było mieć nadzieję.
— Jak już wam wiadomo, gdyż ogłosiliśmy to wcześniej, cztery standardowe miesiące temu, 23 października 1911 roku P.D., siły zbrojne Ludowej Republiki złapały skazaną prawomocnym wyrokiem sądu morderczynię Honor Stephanie Harrington — oświadczył, czytając z ekranu tak umieszczonego, że nikt inny go nie widział. — Wydane wówczas przez Komitet Bezpieczeństwa Publicznego oświadczenie głosiło, że zamiarem władz Ludowej Republiki jest wymierzenie sprawiedliwości dokładnie w myśl litery prawa. Ludowa Republika skrupulatnie tego prawa przestrzega, nawet w stosunku do jeńców wziętych w wyniku nie sprowokowanej agresji ze strony monarchistycznych imperialistów rządzących Gwiezdnym Królestwem Manticore i marionetkowych reżimów tak zwanego Sojuszu. Przestrzegamy konwencji denebskiej, ponieważ nie jest winą żołnierzy, że służą skorumpowanemu systemowi ucisku i wyzysku, który kazał im walczyć, nawet jeśli w efekcie tych rozkazów doprowadził do agresji na państwo, którego obywatele pragną jedynie żyć w pokoju. Sytuację dodatkowo komplikował fakt, iż w momencie ujęcia Harrington była oficerem Królewskiej Marynarki, co w świetle przepisów konwencji denebskiej teoretycznie zapewniało jej status jeńca wojennego i chroniło przed konsekwencjami wcześniejszego przestępstwa. Władze Ludowej Republiki, stojąc wobec tak skomplikowanego problemu, zdecydowały się nie działać pochopnie i w pośpiechu i zwróciły się do Najwyższego Trybunału Ludowego o zbadanie sprawy w świetle przepisów konwencji denebskiej, by nie naruszyć praw przysługujących jeńcom wojennym. Trybunał po dokładnym przeanalizowaniu sprawy zdecydował, iż zgodnie z artykułem 41 konwencji denebskiej Harrington nie przysługuje status jeńca wojennego i związana z tym ochrona prawna, ponieważ została skazana prawomocnym wyrokiem sądu cywilnego za czyn popełniony przed wybuchem wojny. Dlatego też trybunał nakazał przeniesienie Harrington z gestii Ludowej Marynarki pod kuratelę Urzędu Bezpieczeństwa jako zwyczajnego cywilnego więźnia. W uzasadnieniu jednogłośnego werdyktu trybunału sędzia ludowy towarzyszka Theresa Mahoney napisała:
„…Nie była to decyzja łatwa nie tyle z prawnego punktu widzenia, jako że treść artykułu 41 jest zupełnie jasna, podobnie jak przepisów, na podstawie których nastąpiło skazanie, ile dlatego, że trybunał nie chciał stwarzać precedensu mogącego dać wrogowi okazję do wywarcia zemsty w imię «odwetu» czy «wyrównania krzywd» w stosunku do naszych własnych żołnierzy znajdujących się w nieprzyjacielskiej niewoli. Niemniej w świetle całkowicie jednoznacznych przepisów trybunał nie miał innej możliwości, jeśli pragnął postąpić zgodnie z prawem. Natomiast biorąc pod uwagę szczególne okoliczności tej sprawy oraz możliwą zemstę na niewinnych ofiarach ze strony wrogów ludu, trybunał zwraca się do Komitetu Bezpieczeństwa Publicznego z prośbą o złagodzenie wyroku. Prośba ta nie wynika z faktu, iż trybunał uważa, że skazana na to zasługuje, ale z uzasadnionej obawy o bezpieczeństwo obywateli Ludowej Republiki obecnie znajdujących się w rękach Sojuszu”.
Boardman przerwał i odłożył kartkę, z której z namaszczeniem odczytał uzasadnienie napisane dziwnie nieprawniczym językiem, jako że dało się je zrozumieć bez co najmniej magisterium z dziedziny prawa. Oparł dłonie o mównicę i mówił dalej:
— Komitet, a zwłaszcza towarzysz przewodniczący Pierre, nader dokładnie zapoznali się z opinią i rekomendacją trybunału i dogłębnie je rozważyli. Choć reprezentanci ludu zawsze stali na stanowisku, że należy okazywać łaskę, nawet wrogom, w tym przypadku sprawa była zupełnie jednoznaczna, a co więcej, rząd Ludowej Republiki nie mógł okazać słabości wobec wrogów podczas decydującej wojny klasowej z wrogami ludu. Mając to właśnie na uwadze, jak też pamiętając, za co Harrington została skazana, a dopuściła się świadomego i zaplanowanego mordu na całej załodze frachtowca floty handlowej Ludowej Republiki Haven o nazwie Sirius, Komitet zdecydował nie łagodzić w żaden sposób wyroku sądu. Towarzysz przewodniczący Pierre uznał też, iż w tym przypadku niecelowe byłoby korzystanie z przysługującego mu prawa łaski. Dlatego też Harrington została przekazana stosownym władzom w obozie Charon znajdującym się w systemie Cerberus. Dziś, czyli dwudziestego czwartego stycznia o siódmej dwadzieścia GMT, do siedziby głównej Urzędu Bezpieczeństwa w Noveau Paris dotarło potwierdzenie z obozu Charon o wykonaniu wyroku zgodnie z otrzymanymi poleceniami.
Ktoś w zalanej słońcem sali jęknął, co było doskonale słyszalne w ciszy, jaka w niej panowała. Allison nie miała pojęcia kto to — być może ona sama. Wbiła paznokcie w dłoń męża, a on nawet nie drgnął. Szok nie był co prawda ogromny, gdyż wszyscy od dawna czegoś takiego właśnie się spodziewali, niemniej świadomość, że to, co najgorsze, jednak się stało, była wstrząsem. I nikt z obecnych nie mógł oderwać wzroku od holoprojekcji, jakby oznaczało to zdradę tej, którą mieli ujrzeć po raz ostatni. Było to całkowicie irracjonalne, ale logika nie zawsze i nie wszędzie jest najważniejsza.
Sala ukazywana na obrazie także pogrążona była w absolutnej ciszy, gdy Boardman zamilkł na chwilę. Potem spojrzał w kamerę i oznajmił z determinacją:
— Ludowa Republika Haven ostrzega wszystkich członków tak zwanego Sojuszu przed próbami zemsty w stosunku do jeńców wojennych znajdujących się w jego mocy lub też tych, którzy się w niej znajdą. Ludowa Republika pragnie przypomnieć zarówno swoim wrogom, jak i reszcie galaktyki, że był to pojedynczy, wyjątkowy przypadek dotyczący sprawcy zbrodni, który przez jedenaście standardowych lat unikał legalnie orzeczonej kary. Jakakolwiek próba złego traktowania obywateli Ludowej Republiki w odwecie za wymierzoną sprawiedliwość będzie niosła ze sobą poważne konsekwencje dla sprawców, gdy tylko zapanuje pokój. Poza tym, o czym także chcielibyśmy przypomnieć, takie postępowanie będzie nieuchronnie prowadziło do pogorszenia warunków życia i losu jeńców po obu stronach. Honor Stephanie Harrington była masowym mordercą i za to została stracona, a nie za cokolwiek, co zrobiła jako oficer Królewskiej Marynarki od chwili wybuchu wojny. — Następnie odetchnął głęboko i dodał: — Dziękuję za uwagę. Moi asystenci rozdadzą wam nagrania z wykonania wyroku. Do widzenia państwu.
I wyszedł, ignorując lawinę pytań.
Obraz pociemniał, a po chwili pojawiła się jeszcze poważniejsza niż poprzednio twarz Joan Huertes.
— Było to wystąpienie drugiego zastępcy sekretarza informacji publicznej Leonarda Boardmana, który wygłosił oświadczenie w imieniu Komitetu Bezpieczeństwa Publicznego. Nagranie zostało dokonane w Wieży Ludowej dziś po południu, ale jego treść nie okazała się zaskakująca, od ponad dwóch miesięcy standardowych dobrze poinformowane źródła wskazywały bowiem jednoznacznie, że taka właśnie będzie ostateczna decyzja władz Ludowej Republiki. Trudno przewidzieć, jakie będzie ona miała skutki i jaki będzie jej wpływ na przebieg walk, ale z dobrze poinformowanych źródeł wiemy, że tutejsze władze spodziewają się odwetu ze strony sił zbrojnych Gwiezdnego Królestwa i są na to przygotowane. Teraz nadamy nagranie dostarczone przez informację publiczną Ludowej Republiki. Pragniemy ponownie ostrzec widzów, że będzie ono brutalne.
Obraz powoli ciemniał, dając widzom okazję do odejścia, albo też tym, którzy na chwilę wyszli, czas, by mogli powrócić i obejrzeć zapowiedzianą scenę przemocy.
Kiedy znów się rozjaśnił, ukazywał niewielkie pomieszczenie o gołych ścianach i podłodze, której większość zajmowało drewniane podwyższenie zbite z nie heblowanych desek. Prowadziły na nie trzy stopnie, a na środku z sufitu zwisał sznur zakończony klasyczną szubieniczną pętlą samozaciskową. Przez kilka sekund obraz ukazywał wyłącznie pustą szubienicę, po czym rozległ się głośny odgłos otwieranych drzwi i w pole widzenia holokamery weszło sześć postaci.
Pięć miało czarno-czerwone uniformy Urzędu Bezpieczeństwa, z tym że cztery otaczały ciasno wysoką kobietę w czarno-złotym mundurze Royal Manticoran Navy, piąta zaś w randze pułkownika szła z tyłu i natychmiast skręciła w bok. Po dwóch krokach zatrzymała się, tak by jej noga znajdowała się tuż obok przycisku w podłodze, a pozostali skierowali się ku schodkom prowadzącym na szubienicę.
Kobieta miała ręce skute na plecach, a kostki spięte kajdankami połączonymi łańcuchem umożliwiającym chodzenie niewielkimi krokami. Jej twarz była pozbawiona jakiegokolwiek wyrazu, natomiast wzrok miała przykuty do sznura, jakby jego widok ją hipnotyzował. Im bliżej podchodziła, tym jej kroki stawały się powolniejsze, aż odwróciła się i spojrzała zdesperowanym wzrokiem na eskortę. Żaden ze strażników nie odwzajemnił jej spojrzenia — wszyscy mieli poważne, zdecydowane oblicza. Widząc jej wahanie, na wpół wnieśli, na wpół wprowadzili ją na podwyższenie i ustawili pod pętlą.
Zaczęła gwałtownie dyszeć, gdy z widocznym wysiłkiem zmusiła się do oderwania wzroku od pętli. Zamknęła oczy i poruszyła ustami, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Westchnęła i drgnęła, gdy nałożono jej na głowę czarny kaptur, a jej gwałtowny oddech szarpał ciężkim materiałem. Gdy nałożono jej na szyję pętlę, jej dłonie zaczęły wykonywać gwałtowne ruchy, jakby kierowane własną wolą. Jeden ze strażników zacisnął pętlę i umieścił węzeł za jej uchem, po czym wszyscy puścili ją i odstąpili o dwa kroki.
Skazana zachwiała się, jakby ze strachu ugięły się pod nią kolana, i w tym momencie przemówił pułkownik. Jego głos był ponury, ale z nutą współczucia, jak u kogoś, kto ma do wypełnienia niemiły obowiązek.
— Honor Stephanie Harrington, zostałaś skazana za zbrodnię popełnioną przeciwko ludowi. Wyrok sądu to śmierć przez powieszenie. Ma zostać wykonany za chwilę. Czy chcesz coś powiedzieć?
Zapytana szarpnęła konwulsyjnie głową, oddychając gwałtownie, i pułkownik bez słowa kiwnął głową, po czym silnym zdecydowanym ruchem nadepnął przycisk w podłodze. Huk otwierającej się zapadni był niezwykle głośny, podobnie jak trzask pękających kręgów, gdy ciało ofiary naprężyło linę. Szarpnęło się raz i zwisło bezwładnie, obracając się powoli na cicho poskrzypującym sznurze.
Kamera pokazywała wiszącą przez co najmniej dziesięć sekund, po czym obraz ponownie ściemniał i rozległ się miękki kontralt Huertes, jednak jej samej nie było widać.
— Mówiła Joan Huertes z INS nadająca z Noveau Paris.
W odpowiedzi rozległo się rozdzierające miauczenie trzynastu treecatów i płacz Mirandy. MacGuiness także płakał, lecz bezgłośnie. A Allison Harrington objęła drżącymi ramionami męża, którego opanowanie prysło w końcu — opadł obok niej na kolana i także się rozpłakał.