ROZDZIAŁ 24

— Co to jest? — zapytał Peter, wskazując na monitor w pracowni komputerowej Mirror Image. Na ekranie widać było coś, co wyglądało jak stadko niebieskich rybek pływających w pomarańczowym oceanie.

Sarkar podniósł wzrok znad klawiatury.

— Sztuczne życie. Tej zimy mam na ten temat wykłady w Instytucie Ryersona.

— Jak ono funkcjonuje?

— No więc, w ten sam sposób, w jaki sporządziliśmy w komputerze symulacje twojego mózgu, można też symulować inne aspekty życia, w tym również rozmnażanie i ewolucję. W rzeczy samej, niektórzy twierdzą, że w chwili gdy symulacje staną się wystarczająco skomplikowane, jest tylko kwestią semantyki, czy uzna się je za naprawdę żywe.

Te ryby rozwinęły się z bardzo prostych matematycznych symulacji procesów życiowych. I całkiem jak prawdziwe przejawiają wiele powstałych w trakcie ewolucji zachowań, takich jak na przykład gromadzenie się w stada.

— Jak przechodzi się od prostej matematyki do tworów, które zachowują się jak prawdziwe ryby?

Sarkar zachował wyniki swej pracy i podszedł do Petera.

— Kluczem jest kumulatywna ewolucja. Umożliwia ona bardzo szybkie przejście od przypadkowości do złożoności.

Wyciągnął rękę i nacisnął kilka klawiszy.

— Pozwól, że zademonstruję tobie coś prostego.

Obraz na ekranie zniknął.

— A teraz — polecił Sarkar — wypisz jakieś zdanie. Ale bez interpunkcji. Same litery.

Peter zastanawiał się przez chwilę, po czym wystukał tekst: „A gdzie jest piekło tam my być musimy”. Komputer zamienił wszystkie litery na małe.

Sarkar spojrzał mu przez ramię.

— Marlowe.

Peter był zaskoczony.

— Znasz to?

Sarkar skinął głową.

— Oczywiście. Skończyłem prywatną szkołę, pamiętasz? To z Tragicznej historii doktora Fausta. „Bo piekło nie ma granic, nie jest także ograniczone do jakiegoś miejsca: bo tam gdzie my jesteśmy, tam jest piekło, a gdzie jest piekło, tam my być musimy”.

Peter nic nie powiedział.

— Spójrz na zdanie, które napisałeś. Składa się z trzydziestu siedmiu znaków.

Sarkar ich nie liczył. Komputer podał tę wartość, gdy tylko Peter skończył pisać, podobnie jak kilka innych liczb.

— Wyobraź sobie, że każdy z nich to gen. Istnieją trzydzieści trzy różne wartości, które mogą przybrać — trzydzieści dwie litery od A do Ż plus spacja. Poniewasz napisałeś ciąg trzydziestu siedmiu znaków, oznacza to, że istnieje 33 możliwych ciągów tej długości. Innymi słowy, od groma.

Sarkar wyciągnął rękę i nacisnął kilka klawiszy.

— Ta stacja robocza może generować sto tysięcy przypadkowych trzydziestosiedmioznakowych ciągów na sekundę — stwierdził. Wskazał na cyfrę na ekranie. — Nawet jednak w tym tempie potrzeba by było 2 x l 043 lat — tryliony razy więcej niż cały wiek wszechświata, by w czysto przypadkowy sposób natrafić na ciąg dokładnie taki sam, jak cytat z Marlowe’a, który napisałeś.

Peter skinął głową.

— To tak, jak małpy.

— Ciągniem się niby wiszący most — zarecytował Sarkar.

— Nie bandar-log. Nieskończona liczba małp walących w klawiatury. Nigdy nie stworzą dokładnej kopii dzieł Szekspira, bez względu na to, jak bardzo będą się starać.

Sarkar uśmiechnął się.

— To dlatego, że pracują na oślep. Ewolucja jednak działa inaczej. Jest kumulatywna.

Każde pokolenie jest doskonalsze od poprzedniego ze względu na kryteria selekcji narzucone przez środowisko. Dzięki kumulatywnej ewolucji można zdumiewająco szybko przejść od bełkotu do poezji. Albo od matematyki do ryb czy nawet od pleśni do człowieka.

Nacisnął klawisz i wskazał na ekran.

— Oto czysto losowy trzydziestosiedmioznakowy ciąg. Możesz go uważać za organizm wyjściowy.

000 wtshźowlćfamfhyóhgdiigjmh rpeęwurzudw — Przy użyciu kumulatywnej ewolucji komputer potrafi w ciągu sekund przejść od tego przypadkowego punktu wyjściowego do pożądanego końca.

— W jaki sposób? — zapytał Peter.

— Powiedzmy, że w każdym pokoleniu jeden ciąg może wyprodukować trzydzieści siedem sztuk potomstwa. Ale, tak jak w prawdziwym życiu, nie jest ono dokładnie takie samo jak rodzic. W każdym egzemplarzu potomnym jeden gen — jeden znak — będzie inny.

Przesunie się o jedno miejsce w górę albo w dół alfabetu. Na przykład U może się zamienić w W albo T.

— W porządku.

— Spośród trzydziestu siedmiu egzemplarzy potomnych komputer wybiera ten, który jest najlepiej przystosowany do danego środowiska. Najbliższy cytatowi z Marlowe’a, naszemu ideałowi doskonale przy stosowanej formy życia. Ten egzemplarz — najlepiej przystosowany — będzie tym, który wyda potomstwo w następnym pokoleniu.

Kapujesz?

Peter skinął głową.

— W porządku. Pozwólmy, by ewolucja objawiła swe działanie w ciągu jednego pokolenia.

Sarkar nacisnął kolejny klawisz. Na monitorze pojawiło się trzydzieści siedem pozornie identycznych ciągów. W chwilę później trzydzieści sześć z nich zniknęło.

— Oto najlepiej przystosowany egzemplarz. Wskazał na ekran.

000 wtshźowlćfamfhyóhgdiigjmh rpeęwurzudw 001 wushźowlćfamfhyóhgdiigjmh rpeęwurzudw — To nie rzuca się w oczy — stwierdził — ale dolny ciąg jest minimalnie bliższy celu niż oryginał.

— Nie dostrzegam różnicy — odparł Peter.

Sarkar popatrzył na ekran.

— Drugi znak zmienił się z T na U. W ciągu docelowym drugim znakiem jest spacja.

Używamy okrężnego alfabetu, w którym zajmuje ona miejsce między A a Ż. U jest bliższe spacji niż T, więc ten ciąg jest niewielkim udoskonaleniem. Jest trochę lepszy.

Nacisnął kolejny klawisz.

— A teraz doprowadźmy to do końca. Proszę, gotowe.

Peter był pod wrażeniem.

— Szybko.

— Kumulatywna ewolucja — oznajmił z triumfem Sarkar. — Potrzeba było tylko dwustu siedemdziesięciu siedmiu pokoleń, by przejść od bełkotu do Marlowe’a. Od przypadkowości do skomplikowanej struktury. Przyjrzyj się. Wyświetlę co trzydzieste pokolenie.

Geny, które osiągnęły wartość docelową, wyróżnię dużymi literami.

Uderzenia w klawisze. Na ekranie pojawiło się:


000 wtshźowlćfamfhyóhgdiigjmh rpeęwurzudw

030 wurgZowjdfzmfhaóhgeifgjnf rseęwuryueY

060 yuGgZowęfEtnęlałhhgigfjnfYtacezuryueY

090 A GgZIwdfEtnćłalhhgcdelnfYzBdd tryedY

120 A GeZlybfESnbłakhjgbdelpfY Bdd trtedY

150 A GeZka gESśbłbjhjgbbdMujY BbĆ tttgjY

180 A GeZkc gESś mdghkgbbdMyjY Bać sttgjY

210 A GDZId gEST ofEjllazAM IY Bać stSglY

240 A GDZIE gEST ogEKŁm uAM MY B Ć pUSjMY

270 A GDZIE gEST PIEKŁn uAM MY BzĆ MUSjMY


Nacisnął jeszcze parę klawiszy.

— A oto pięć ostatnich pokoleń.


273 A GDZIE hEST PIEKŁO TAM MY BzĆ MUSjMY

276 A GDZIE iEST PIEKŁO TAM MY BzĆ MUSjMY

277 A GDZIE JEST PIEKŁO TAM MY BzĆ MUSjMY

274 A GDZIE JEST PIEKŁO TAM MY BYĆ MUSjMY

275 A GDZIE JEST PIEKŁO TAM MY BYĆ MUSIMY


— Sprytne — powiedział Peter.

— To więcej niż sprytne — odparł Sarkar. — To sposób, w jaki pojawiliśmy się ty, ja i cała reszta biologicznego świata.

Peter podniósł wzrok.

— Zaskakujesz mnie. To znaczy jesteś muzułmaninem. Zawsze uważałem, że to oznacza, iż wyznajesz kreacjonizm.

— Daj spokój — zaprotestował Sarkar. — Nie jestem aż taki głupi, żeby ignorować dowody kopalne. — Przerwał. — Wychowano cię w wierze chrześcijańskiej, nawet jeśli nie praktykujesz już jej w żaden znaczący sposób. Twoja religia mówi, że zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boże. To oczywiście śmieszne. Bóg nie potrzebuje pępka.

Dla mnie „stworzeni na Jego podobieństwo” oznacza po prostu, że to On ustanowił kryteria doboru — docelową wizję — i forma, którą wykształciliśmy w toku ewolucji, jest tą, która Mu się podoba.

Загрузка...