Odkrycie Honsiu zostało częściowo przyćmione odkryciem przez S’lena osiemnastu dobrych skafandrów kosmicznych na „Yokohamie”. Według Mistrza Robintona, Siwsp był tym dużo bardziej podekscytowany niż raportem o stanie Honsiu. Siwsp powiedział, że skafandry pozwalają na znacznie swobodniejsze potraktowanie planu zajęć i coś tam jeszcze mruczał o niebezpieczeństwach, których się dzięki temu uniknie. Jednak niektórzy ludzie z Cechu Kowali i wielu z Cechu Harfiarzy uważało, że Honsiu jest ważniejszym, a z pewnością bardziej przydatnym odkryciem.
Gdy Siwsp zmieniał swój plan, Mistrz Fandarel wyznaczył Jancis i Hamiana do przeprowadzenia inwentaryzacji znalezisk w Honsiu i ustalenia, do czego mogły służyć, jeżeli nie było tego można od razu rozpoznać.
Wydrukowanie instrukcji obsługi pojazdu powietrznego zabrało Siwspowi trochę czasu, ale zrobił to ze względu na ogólne zainteresowanie. Powiedział jednak, że taka ciekawość jest raczej pozbawiona sensu, gdyż i tak nie mają paliwa. Tym stwierdzeniem naraził się na niechęć tych, którzy uważali, że nie wolno ograniczać transportu powietrznego do jeźdźców smoków i „nielicznych wybranych”, lecz powinien służyć ogółowi.
Siwsp odrzucił to oskarżenie wyliczając wszystkie umiejętności i techniczne ulepszenia, którym ci sami skarżący się byli przeciwni w teorii, a które byłyby konieczne do produkcji latających pojazdów, włączając w to wynalezienie innego paliwa.
— Osadnicy używali pakietów paliwa — przypomniał im Siwsp. Już kiedyś poruszyli ten temat. — Można je było ładować, ale urządzenia służące do tego celu nie przetrwały.
— Nie mógłbyś nam powiedzieć, jak wyprodukować takie urządzenie?
— Są dwa rodzaje nauki — zaczął Siwsp na swój niejasny sposób. — Praktyczna i teoretyczna. Jeśli chodzi o praktyczną, inżynierowie korzystają tylko z tego, co jest znane i udowodnione, że działa w codziennym świecie, i w ten sposób osiągają pewne przewidywalne rezultaty. Natomiast nauki teoretyczne rozszerzają granice poznania praw natury, a czasem nawet wykraczają poza te granice. Jeśli chodzi o plany, nad którymi pracowaliście, posiadacie dość wiedzy, by działać zgodnie z moimi instrukcjami. Ale na to, by wytworzyć pewne rzeczy, jak na przykład pozaziemskie pakiety paliwa, Pern po prostu nie posiada technologii, czy wiedzy, która pozwoliłaby wam zrozumieć teorię na tyle dobrze, aby zastosować ją w praktyce.
— Innymi słowy, mamy pozostać w naszym świecie i zadowolić się tym, co w nim jest? — spytał Jaxom.
— Tak. A waszym zadaniem jest uzyskiwać samodzielnie wiedzę, którą posiadają światy zbadane przez człowieka. Jeżeli mi nie wierzycie, skonsultujcie się z Lytolem.
Siwsp nie poświęcił więcej uwagi Honsiu. Mając do dyspozycji dodatkowe skafandry, rozpoczął nowe projekty, które, jak wyjaśnił, były dużo bliższe najważniejszemu celowi, czyli całkowitemu wyeliminowaniu Nici.
Teraz, kiedy systemy podtrzymywania życia na „Bahrainie” i „Buenos Aires” w pełni działały, Mirrim i S’len zostali wysłani na swoich zielonych smokach, aby podłączyć ich komputery do komputerów „Yokohamy” i do Siwspa. „Bahrain” i „Buenos Aires” ucierpiały znacznie bardziej niż „Yokohama” od uderzeń drobnych cząstek kosmicznych, których ich osłony nie były w stanie odrzucić. Straciły anteny, zewnętrzne czujniki optyczne i duże powierzchnie zewnętrznego pokrycia. Ale te uszkodzenia, jak zapewnił Siwsp, nie miały wpływu na Plan.
Zielone smoki przewiozły Terry’ego, Wansora i trzech najzdolniejszych czeladników Cechu Szklarzy, a także Preschara, rysownika, na długą sesję przy teleskopie „Yokohamy”. Tam odwzorowywali najbardziej szczególne właściwości Czerwonej Gwiazdy. Wizualne połączenie z Siwspem nadal było niedoskonałe. Siwsp nie odkrył, w czym tkwi problem, i musiał polegać na obserwacjach ludzi. Wkrótce przekazali Siwspowi, że tylko jedna strona planety była zwrócona ku nim. Preschar miał zrobić duże reprodukcje ukazujące geograficzne cechy powierzchni ekscentrycznej planety. Wansora trzeba było siłą odciągać od konsoli, a potem z powodu wyczerpania pracą zasnął podczas podróży w pomiędzy.
Zespoły zielonych i spiżowych jeźdźców — a wszystkich przewoziły zielone smoki — zbadały opuszczone poziomy „Yokohamy” na wypadek, gdyby osadnicy coś tam pozostawili. Ale starożytni wywieźli ze statku prawie wszystko. Zostały tylko kombinezony i kapsuły snu, uznane za nieużyteczne na powierzchni planety.
W następnej kolejności wysłano na statki, poczynając od „Yokohamy”, zespół Mistrzów Kowali, by wszyscy oni mogli zapoznać się z ładownią i przedziałem silników. Czterej z nich, to znaczy Fandarel, Belterak, Evan i Jancis, byli zafascynowani konstrukcją statku. Pozostali tam dłużej, by obejrzeć, w jaki sposób zamocowano do szkieletu statku ściany, sufity i podłogi. Z trudnością przyjęli do wiadomości, że „Yokohamę” złożono w kosmosie, gdzie stanowiła tylko jeden z rozlicznych satelitów Ziemi, i że najcięższe urządzenia zostały na niej umieszczone przez zwykłych pracowników dzięki maszynom kierowanym przez komputery.
Mistrz Fandarel zrobił pełen użytek z „Yokohamy” jako klasy szkolnej, zmuszając Siwspa do wyjaśnienia projektów i zabezpieczeń wprowadzonych do każdego sektora. Był naprawdę zdumiony widząc, jak racjonalny okazał się projekt statku kosmicznego i miał wiele pytań do Siwspa dotyczących domniemanych anomalii.
Główną sekcję „Yokohamy” stanowiła olbrzymia kula, zajmująca wiele poziomów. Każdy z nich mógł zostać uszczelniony, tak samo, jak poszczególne sekcje na każdym poziomie, aby podtrzymać życie, powiedział im Siwsp, w wypadku, gdyby kadłub został rozhermetyzowany. W ten sposób ogrzewanie i tlen mogły być przekazywane tam, gdzie było to potrzebne, jak teraz, aby oszczędzać ich zasoby. Najlepiej zabezpieczono mostek, sektor regeneracji środowiska i windy prowadzące do niego oraz infirmerię i śluzy. Według Siwspa kapsuły ratunkowe były kiedyś przymocowane do śluzy A, ale ponieważ „Yokohama” została przerobiona na statek kolonizacyjny, pozycje kapsuł zostały zmienione, aby umożliwić dostęp do najrozmaitszych zasobów.
Wielkie silniki zasilane reakcją materia-antymateria, były umieszczone w długim pomieszczeniu przymocowanym do środkowej sekcji głównej części, ale oddzielone od niej najgrubszymi osłonami, jakie Ludzkość potrafiła wyprodukować. Dwa wielkie kołowe mechanizmy na każdym końcu przedziału silników zawierały paliwo i zapasowe kapsuły. Oczywiście, zostały one opróżnione podczas podróży i wyrzucone do morza, w Zatoce Monaco. Perneńczycy już odzyskali te pojemniki, a metal przetopili i zużyli do innych celów. Ceramiczne pojemniki na paliwo także, znalazły swoje zastosowanie. Ze struktury „Yokohamy” i dwóch innych statków pozostało już niewiele. Węższe koło sterowe na końcu przedziału silnikowego nadal zawierało zestaw sterujących silników odrzutowych zasilanych ogniwami słonecznymi. Razem z silnikami wokół głównej sekcji, utrzymywały „Yokohamę” na stałej orbicie. Jednym z pierwszych testów zamówionych przez Siwspa było sprawdzenie, ile paliwa pozostało w głównym zbiorniku „Yokohamy”.
Fandarel, myśląc o paliwie, zastanawiał się, dlaczego osadnicy pozostawili statki na orbicie, bo przecież nie mogły utrzymać się na niej w nieskończoność. Siwsp odparł krótko, że w owym czasie osadnicy mieli większe zmartwienia. Jak dotąd statki nie zeszły z orbity i planecie nie groziło, że na nią spadną.
Kiedy Jancis była zajęta podłączaniem głównej konsoli silników do Siwspa, a inni sprawdzali gotowość wielkich urządzeń odrzutowych, jeden z zielonych jeźdźców włączył czerwony alarm na mostku. Trig, spiżowa jaszczurka ognista Jancis, wpadł w takie podniecenie, że trudno było go uspokoić na tyle, by zrozumieć, o co mu chodzi. Jancis nie mogła też uzyskać łączności radiowej z S’lenem ani z L’zanem. A sygnał czerwonego alarmu dalej mrugał na jej konsoli.
— Nici atakują „Yokohamę”? — Tyle udało się Jancis wyciągnąć z chaotycznych myśli Triga. — To niemożliwe, Trig. Niemożliwe. Jesteśmy tu bezpieczni. Nie, nawet nie myśl o zianiu ogniem tutaj.
Jancis wykrzykiwała rozkazy na mostek przez interkom, aż wreszcie S’len wystukał właściwą sekwencję i uzyskał kontakt głosowy.
— To Nici, Jancis, jestem tego pewien — powiedział. — Nie śmieci kosmiczne. Cała masa jajowatych kształtów różnej wielkości, zbliżająca się do nas. Wygląda tak jak to, co Siwsp nam opisywał na wykładzie. Śmiecie kosmiczne nie zbliżałyby się tak równomiernie, prawda? Widać to tak daleko jak okiem sięgnąć. Tylko że żadne nie uderzają w okno, a konsola pilota jest cała oświetlona, a ze stanowiska silników rozlega się alarm — meldował pospiesznie, coraz bardziej podniecony. — Bigath i Beerth żądają, żebyśmy wyszli na zewnątrz. Mówią, że to Nici. Niesamowite! — Nagle usłyszała gwałtowne: — Nie, Bigath, nie możemy lecieć przeciw takiemu Opadowi. To nie są jeszcze prawdziwe Nici. Nie zabraliśmy ze sobą fosfiny, poza tym na zewnątrz nie ma powietrza i nie moglibyście latać, tylko byście się bezwładnie unosili, jak tu, na pokładzie! Na Skorupy, Jancis, ona nie rozumie!
S’len nie wpadał łatwo w panikę, a Bigath nie była tak nieobliczalna jak niektóre z zielonych. Do Jancis dochodził również głos Siwspa, który zapewniał, że nie ma niebezpieczeństwa. Ale jeśli Bigath nie posłucha swojego jeźdźca, Siwsp z pewnością też jej nie powstrzyma. Ryczała coraz głośniej.
— Powiedz im, że Ruth zabrania im wyjść! Posłuchają go! — powiedziała odwołując się do autorytetu, który zielone szanowały. Nie znała zielonego smoka, który nie posłuchałyby białego.
— Bigath chce wiedzieć, kiedy Ruth tu będzie! — krzyknął zdesperowany S’len. Spokojny głos Siwspa dalej apelował do rozsądku smoków, ale bez skutku.
Jancis nabazgrała notatkę do Jaxoma wzywając go do przybycia, kiedy S’len, z okrzykiem ulgi, oznajmił:
— Ruth przyleciał i wszystko jest w porządku!
Jancis przeczytała swoją notatkę, potem spojrzała na Triga, który przekrzywił głowę i patrzył na nią pytająco. Zastanowiła się przez chwilę nim podjęła decyzję. Było niemożliwe, żeby Ruth i Jaxom wiedzieli, że są potrzebni na mostku. Byli dzisiaj w Ruathcie, a Siwsp nie mógł się z nimi tam porozumieć. Sprawdziła czas na zegarku i zapisała go na notatce. Dodała wielkimi literami: „LEĆ POMIĘDZY W CZASIE!”. Potem wysłała Triga do Rutha i Jaxoma.
— Po co wysyłasz wiadomość, skoro Jaxom i Ruth już tu są? — spytał Fandarel.
Jancis uśmiechnęła się do dziadka.
— Trig potrzebuje treningu, dziadku.
Trig powrócił prawie natychmiast i wyglądał na niezmiernie zadowolonego z siebie.
— Potrzebuje czegoś więcej niż treningu — powiedział Fandarel, obrażony jej nieposłuszeństwem.
— Nie wiem jak ty — zmieniła temat Jancis, ruszając w stronę windy — ale ja chcę zobaczyć ten atak. Nigdy nie pozwalano nam wyjść z Cechu czy Warowni podczas Opadu, więc teraz może to być moja jedyna szansa. A was to nie interesuje?
Reakcja na jej wezwanie była natychmiastowa i kiedy Jancis wcisnęła się do windy z trzema wielkimi kowalami żałowała, że je wypowiedziała.
Drzwi windy otworzyły się ukazując chaos: dwa zielone smoki, ze skrzydłami przyklejonymi do okna, syczały i pluły tak gwałtownie, że nic nie było widać. Ruth rozciągał się między nimi i przytrzymywał je pazurami u skrzydeł. Wydawał odgłosy podobne do śpiewu, ledwo słyszalnego poprzez ich gniewne okrzyki.
Jancis zdołała złapać Triga zanim odleciał, żeby przyłączyć się do smoków i ich popisów. Ścisnęła go mocno pod ramieniem przytrzymując się poręczy, na wypadek, gdyby jego gwałtowne próby uwolnienia się miały nią obrócić. Ruth zwrócił nabiegłe krwią oczy w ich kierunku i szczeknął ostrzegawczo. Spiżowa jaszczurka natychmiast uspokoiła się.
Widok, a raczej jego część, która nie była zasłonięta ciałami zielonych i białego smoka, był przerażający: przelatujące obiekty przesłaniały wszystko. Jancis musiała użyć całej siły woli, by nie uciec, gdy dziwne kształty zmierzały wprost na „Yokohamę”, zmieniając kierunek w ostatnim momencie przed uderzeniem w korpus statku. Ale stopniowo ona i pozostali kowale przyzwyczaili się do widoku i mogli przyglądać mu się ze spokojem, chociaż nikt nie bawił się tak dobrze jak Jaxom. Trzymał się fotela pilota, by nie odpłynąć, ale prawie zgiął się w pół ze śmiechu. S’len i L’zan, pilnując się, by się nie znaleźć w zasięgu smagających na wszystkie strony smoczych ogonów, spoglądali z niepokojem i zakłopotaniem.
Jako najwyższy, Fandarel miał dość dobry widok.
— Niezwykły pokaz. Siwspie, czy to jeden z tych deszczy meteorów, o których nam mówiłeś?
— To, co widzicie to nie meteory — odparł Siwsp. — Porównując obecne zjawisko z tym, co w swoich raportach opisywał pilot Kenjo Fusaiyuki po lotach rekonesansowych, a także z pobranymi próbkami, można przyjąć, że to Nici, w takiej postaci, w jakiej przemieszczają się w przestrzeni. Obecnie są w drodze na waszą planetę.
— Ale gdzie spadną? — spytał Jaxom, nie pamiętając, który Weyr miał dziś walczyć z Opadem.
— Na Nerat, dokładnie za czterdzieści sześć godzin — odpowiedział Siwsp.
Jaxom gwizdnął przeciągle.
— Ten rój ma przed sobą długą drogę, zanim wejdzie w atmosferę planety — ciągnął Siwsp.
— Hm — Fandarel zbliżył się, żeby wyjrzeć przez okno. — Fascynujące! Być pośród Nici i nie ucierpieć od nich. Naprawdę zdumiewające. Wielka szkoda, że nie możemy zrobić czegoś, by je osłabić zanim dotrą na Pern.
— Nawet o tym nie myśl — zawołał nagle S’len, machając ręką w stronę chętnych do akcji stworzeń, które Ruth powstrzymywał przy oknie.
— Nici nie wyglądają teraz zbyt niebezpiecznie — powiedziała Jancis w zamyśleniu, patrząc na jajowate kształty przepływające przed oknem.
— W stanie zamrożonym najprawdopodobniej nie zagrażają życiu — orzekł Siwsp.
— Ale nie jesteś pewien?
— Nabhi Nabol i Bart Lemos usiłowali zdobyć takie próbki, ale ich statek został zniszczony zanim zdołali z nimi powrócić.
— Moglibyśmy teraz złapać jedną — zaproponował Jaxom. — Jest ich tu pełno.
Zapadła nagła cisza. Jaxom mrugnął do Jancis. Siwsp nieczęsto tracił mowę.
— Nie zdajecie sobie sprawy, jak niebezpieczne może się okazać takie przedsięwzięcie — odezwał się Siwsp w końcu.
— Dlaczego? Moglibyśmy to wepchnąć na przykład do śluzy A, gdzie pozostanie zamrożone. Jak ciągle powtarzasz, potrzebne jest tarcie atmosfery, żeby przekształcić to w niebezpieczną postać.
Jancis bezgłośnie mówiła coś do Jaxoma, potrząsając gwałtownie głową, a Trig znów usiłował się wyswobodzić z jej uchwytu.
— „Yokohama” porusza się ze średnią prędkością 38 765 mil morskich na godzinę lub około dwudziestu tysięcy mil na godzinę, w stosunku do tej jajowatej postaci Nici. Nikt, nawet osoba przeszkolona do pracy na zewnątrz, nie zdoła schwycić próbki. Potrzebne byłyby także chwytaki nie przewodzące ciepła.
Trig pisnął.
Polecę po jajo Nici dla ciebie, powiedział Ruth, odwracając głowę pod dziwacznym kątem, żeby spojrzeć na swojego jeźdźca.
Jaxom popatrzył z przerażeniem na białego smoka i pożałował swej spontanicznej sugestii.
— Och, nie, nie zrobisz tego. — Widząc zmarkotniałe spojrzenie Rutha, dodał: — Nikt prócz ciebie nie potrafi kontrolować zielonych, żeby sobie nie zrobiły krzywdy.
— Ruth mówił, że chce złapać Nić? — spytała Jancis przytrzymując mocniej wijącego się Triga. — Pozwól iść Trigowi.
— Słyszałaś, co Siwsp powiedział o szybkościach i nie przewodzących gorąca chwytakach.
— Nie wygląda na to, żebyśmy podróżowali aż tak szybko — odparła. Potem westchnęła. — Chociaż wiem, że tak jest. W każdym razie szpony jaszczurek nie przewodzą ciepła, prawda? Trig uważa, że może to zrobić.
— Co takiego?! — krzyknął Belterac z oczami wybałuszonymi od przerażenia. — Sprowadzić jedną z tych… tych rzeczy tutaj, do nas?
— Nie tu — odparła Jancis. — Do śluzy, gdzie możemy przyjrzeć się temu bliżej. Zamrożone nie są niebezpieczne.
— Czy naprawdę sądzisz, że Trig sobie poradzi? — spytał Fandarel. Jego nienasycona ciekawość brała górę nad wrodzoną niechęcią do Nici.
— Tak mówi, a ja mu wierzę. — Jancis spojrzała na wyrywającą się jaszczurkę. — Może się uspokoi, jeśli pozwolimy mu zrobić coś z Nicią.
— Zauważono — powiedział Siwsp — że jaszczurki ogniste są szczególnie odważne w obecności Nici. Jak również, że zarówno u jaszczurek jak i smoków, myśl przeradza się w czyn w sposób, który nie został rozpoznany. Jeśli Trig myśli, że mimo oczywistych trudności może sprowadzić próbkę, bardzo by to nam pomogło. Jeśli próbka zostanie w śluzie A, utrzyma się w stanie zamrożonym, uśpionym i nieszkodliwym, a wtedy będzie można ją dokładnie zbadać. Już wasi przodkowie mieli takie plany, ale niestety nie zrealizowali ich.
Jaxom spojrzał pytająco na Jancis. Mimo wszystko nie był pewien, czy powinni prosić o to Triga. Czyż nie wiedzieli już dosyć o Nici? A jednak, gdyby mogli przebadać Nić w jej pierwotnej postaci, sporo by się dowiedzieli.
To nie jest trudne, powiedział Ruth Jaxomowi.
— Ruth! — sprzeciwił się Jaxom uderzając mocno dłonią w dłoń. — Nie wtrącaj się do pracy tej jaszczurki!
Ku jego zaskoczeniu, Jancis roześmiała się.
— Czy Ruth myśli, że zmieści się w śluzie A? — spytała, odpowiadając uśmiechem na pełne wyrzutu spojrzenie Rutha. — Najpierw zobaczymy, czy Trig jest pewien, że sobie poradzi. Kochanie… — uniosła Triga na wysokość swoich oczu, ujęła jego trójkątną głowę i zwróciła ją w stronę okna. — Chcemy, żebyś złapał jedno z tych wielkich jaj i wsadził je do śluzy A. Pamiętasz, gdzie to jest. To będzie jak łapanie whera w powietrzu.
Ja też do niego mówię, na wypadek, gdyby nie zrozumiał, odezwał się Ruth zwracając pełen wyrzutu wzrok na swego jeźdźca.
Byłbym zupełnie bezpieczny. Jestem dużo większy niż jaja Nici. Nie straciłbym równowagi, a małe jaszczurki mogą. W końcu nie chodzi o nic więcej niż o skok w pomiędzy.
Trig zaćwierkał, obrócił głowę w stronę Rutha i znowu zaćwierkał, a jego fasetowe oczy lśniły oczekiwaniem i determinacją.
Rozumie. Mówi, że to łatwe.
— Ruth dokładnie wyjaśnił wszystko Trigowi — powiedział Jaxom do Jancis.
— Trig, jesteś naprawdę pewien, że możesz to zrobić? Nie musisz, wiesz o tym — mówiła tymczasem Jancis, ale oczy Triga mieniły się pomarańczowo i czerwono. Był pewny siebie i gotowy do podjęcia wyzwania. Jancis westchnęła i rzuciła go do przodu. Zniknął. Chwilę później wszyscy zobaczyli go przez okno mostku. Łapał jajo prawie tak wielkie jak on sam. Przez chwilę siła gwałtownego ruchu odepchnęła go, ale zanim uderzył w okno, znowu zniknął. Sekundę później pojawił się na mostku, poćwierkując z zadowolenia.
— Jego skóra jest taka zimna — powiedziała Jancis głaszcząc go. — Ma oblepione tym szpony. Lodowato zimne! Uch! — Ale mimo to nie zdjęła go z ramienia.
Wszyscy, łącznie z Ruthem, na wyścigi wychwalali Triga, z wyjątkiem dwóch zielonych smoków, które z ponurymi minami mruczały niezadowolone, że musiały pozostać wewnątrz „Yokohamy”.
— Wycieczka na zewnątrz zakończyła się sukcesem? — spytał Siwsp.
Jaxom włączył czujniki optyczne w śluzie A i zobaczył owoid unoszący się nad podłogą. Jancis, z oczami rozszerzonymi zdumieniem, wskazała palcem ekran ukazujący śluzę.
— Patrzcie! — wykrzyknęła. Dopiero po chwili zorientowali się, że jajowata forma przemieszcza się przez śluzę. Unosiła się przez chwilę przy ścianie i powróciła do mniej więcej tej samej pozycji na środku pomieszczenia.
— Doskonała demonstracja magnetycznej lewitacji — zauważył Siwsp. — I gratulacje od Mistrza Robintona i D’rama. Kustosz Lytol już zbiera zespół, który zbada próbkę.
— Doprawdy? — rzucił Jaxom żartobliwie, zastanawiając się kogo Lytol obarczy niewdzięcznym zadaniem.
— Wielkość i gęstość tego strumienia będzie ważną informacją — mówił dalej Siwsp. — Jancis, możesz uzyskać odczyty na konsoli nawigacyjnej. Włącz zewnętrzne czujniki, używając kodu ZBADAJ ZEW.
— Siwspie — zaczął Jaxom mrugając do Jancis — przyszło mi na myśl, że tego nie mieliśmy dziś w planie. — Był rozbawiony widząc, że Fandarel słucha ze zdumieniem tego bezczelnego pytania.
Zapadła cisza, a wszyscy na mostku wymieniali rozbawione spojrzenia. Już drugi raz zabili dziś klina Siwspowi. Fandarel zaczął chichotać, jego niski głos rozniósł się po mostku. Wreszcie nadeszła odpowiedź.
— Niestety, nie przewidziałem tego, choć obliczenia wykonane w tej chwili wskazują, że „Yokohama” i pozostałe statki znajdują się na linii przelotów Nici co czwarty Opad.
— No, coś podobnego! — zauważył Jaxom, a jego oczy lśniły łobuzersko. Nigdy nie spodziewał się, że uda mu się zaskoczyć Siwspa.
Zmieniając temat ze znaczną zręcznością, jak to ocenił Jaxom, Siwsp zapytał:
— Tarcza ochronna statku niszczy owoidy, czy też je odrzuca?
— Odrzuca — odparł Jaxom. Dopiero wtedy dotarł do niego sens tej uwagi. — Tarcza ma również program niszczący? Możemy zlikwidować to, co na nas spada? Świetny pomysł! Zmniejszymy Opad nad Neratem. I może w ten sposób stary Begamon przekona się, że to wszystko — wskazał gestem mostek — jest warte naszego wysiłku.
— Jaxomie, program niszczący może być aktywowany z fotela kapitana lub z konsoli pilota. Wywołaj funkcję programu tarczy i zmień ODRZ na NISZCZ.
— Natychmiast! — zawołał Jaxom z zapałem. Siadając w fotelu pilota i włączając konsolę oddychał szybciej. — Program zmieniony. — Przez chwilę jego palec zamarł nad przyciskiem WPROWADŹ. — Włączone!
W następnej chwili owoidy zbliżające się w stronę statku zaczęły się rozpuszczać wydając wyraźne pufnięcia. Przed oczami patrzących powstawała coraz szersza pusta przestrzeń, pozwalająca na obejrzenie gołym okiem szerokości i głębokości strumienia Nici.
— Jaxomie, jeśli włączysz tylny ekran — ciągnął dalej Siwsp — zobaczysz, jak skuteczny jest tryb niszczący.
Jaxom wykonał polecenie Siwspa i okazało się, że zniszczono już szeroki pas Nici.
— To jest piękne! Po prostu piękne! Owszem, umiemy wypalać Nici w powietrzu, ale ten sposób jest dużo lepszy, o wiele lepszy — mamrotał Jaxom pod nosem. Przełączył na widok z przodu i dalej, z wielką satysfakcją, oglądał niszczenie Nici. Zielone smoki przestały pluć i mruczały z zadowoleniem.
— Czy można rozszerzyć niszczenie na dalszą odległość od „Yokohamy”? — spytał Mistrz Fandarel.
— Nie — odparł Siwsp. — Główną funkcją tarczy jest odrzucanie zwykłych kosmicznych śmieci. Biorąc pod uwagę szerokość, głębokość i zasięg strumienia, byłoby to jak próba zniszczenia opadu śniegu świeczką.
— Więc jak zamierzasz zniszczyć tę groźbę? Przecież nam to obiecałeś — dopytywał się Jaxom.
— Przez zmianę kierunku nadejścia Nici. Powinno być to jasne dla was wszystkich — zbeształ go Siwsp. — Trzeba zmienić orbitę zbłąkanej planety tak, by przebiegała o wiele dalej od Pernu i nie mogła zrzucać na niego materii z obłoku Oorta.
— Ale jak mamy to zrobić? — pytał dalej Fandarel.
— To stanie się jasne w miarę, jak będziecie wypełniać Plan. Wszystko czego się dowiedzieliście, każde najprostsze nawet ćwiczenie tu czy też na planecie, jest ukierunkowane tak, by przygotować was do osiągnięcia celu.
Żadne próby nacisku lub wypytywanie nie mogły zmusić Siwspa do przedstawienia szczegółów. „Najpierw trzeba nauczyć się chodzić, a dopiero potem biegać” odpowiadał na nieustające pytania Fandarela, Jaxoma, Jancis i Belteraka.
W końcu Jaxom dał spokój i skierował rozmowę na bieżące sprawy.
— Czy „Buenos Aires” i „Bahrain” nie mają podobnych tarcz?
— Mają — odparł Siwsp.
— No to do dzieła — Jaxom zatarł ręce w oczekiwaniu na instrukcje.
— Zaczekaj, Lordzie Jaxomie — powiedziała Jancis. — Nie tylko ty będziesz się dobrze dzisiaj bawił. Ja też chcę niszczyć Nici.
— I ja — dodał jej dziadek, a pełen uniesienia uśmiech zastąpił na jego twarzy zwykły wyraz opanowania.
— To niebezpieczne dla młodej kobiety, młodej matki — ostrzegł Belterak. Spojrzał znacząco na Fandarela, spodziewając się od niego poparcia.
— Nie zrezygnuję z takiej okazji. To nie jest żaden powód — zawołała Jancis tak wojowniczo, że Belterak aż się cofnął ze zdumienia. — Zresztą skafander pasuje na mnie jak ulał, podczas gdy ty jesteś za wielki.
— Aleja nie. — Evan odezwał się po raz pierwszy odkąd przybyli na „Yokohama”.
— Przecież system podtrzymywania życia został włączony na obu mniejszych statkach — powiedział Fandarel. — Siwspie, mam rację?
— Tak, Mistrzu Fandarelu.
— Wobec tego skafandry nie są potrzebne.
— Ale potrzebna jest znajomość sekwencji, dziadku, a ty zawsze zostawiasz pracę przy konsoli komuś innemu.
Fandarel wyprostował się na całą swoją wysokość.
— To nie jest trudne. Parę wciśnięć, a potem wprowadź! — Spojrzał pytająco na Jaxoma.
— Przestańcie! — zawołał Jaxom, wyrzucając w górę ręce i omal nie wyleciał z fotela pilota. — Jako Lord Warowni, jestem wyższy rangą niż wszyscy inni, a więc podejmę decyzję. Mistrz Fandarel zasługuje na szansę z wielu powodów, Jancis też. Skoro Bigath i Beerth sprowadzili tu wszystkich mistrzów kowalskich, mogą równie dobrze przenieść was na inne statki. Ty — wskazał Belteraka — przełączysz tarcze z „odrzuć” na „zniszcz”. A ty — wskazał Fandarela — włączysz system. Jancis, ty przeprogramujesz tarcze, a Evan wciśnie WPROWADŹ. W ten sposób wszyscy weźmiecie udział w niszczeniu Nici.
— Weźcie pod uwagę — odezwał się Siwsp — że ilość Nici, która zostanie wyeliminowana, nawet przy użyciu niszczącego trybu na wszystkich statkach, to tylko dziewięć setnych procenta przeciętnego Opadu. Czy ta podróż jest konieczna?
— Jednak to dziewięć setnych procenta, którymi jeźdźcy nie będą musieli się martwić — odparł Jaxom wesoło.
— A więc posłużymy się skutecznie technologią — oznajmił Fandarel.
— Najwidoczniej da to wam tyle satysfakcji, że będzie ważniejsze niż ryzyko czy uzyskane efekty — ocenił Siwsp.
— Niezmierną satysfakcję — zgodził się Jaxom.
— Podbuduje morale — wtrąciła Jancis. — I pomyśleć, że mogę wziąć w tym udział!
— To znaczy — Jaxom zwrócił się do jeźdźców zielonych smoków — jeśli wy i wasze smoki zgodzicie się…
S’len i L’zan ochoczo się zgodzili. Jaxom przeszkolił wszystkich, ucząc ich komend potrzebnych do przełączenia tarcz na tryb niszczący, a Siwsp upierał się, że wszyscy mają zabrać zapasowe zbiornik tlenu. Tłumaczył im, że na obu mniejszych statkach powietrze ledwo nadawało się do oddychania, a nie powinni ryzykować niedotlenienia. Kiedy zielone smoki objuczone swoimi jeźdźcami i pasażerami wyruszyły, Jaxom stwierdził, że na mostku zapanował niezwykły spokój.
— Jaxomie — odezwał się Siwsp — jaki ciężar mogą przenieść zielone smoki? Ich obciążenie dzisiaj jest większe niż ich waga.
— Smok może przenieść tyle ile myśli, że może przenieść — odparł Jaxom ze wzruszeniem ramion.
— Wiec jeśli smok myśli, że może przenieść przedmiot, niezależnie od jego wagi, to może to zrobić?
— Nie sadzę, żeby ktoś próbował przeładować smoka. Czy nie mówiłeś mi, że pierwszych smoków używano do transportu ładunków z Lądowiska, podczas ewakuacji po wybuchu wulkanu?
— To prawda. Ale nigdy nie ładowano na nie zbyt wiele. Właściwie, Sean O’Connell, przywódca ówczesnych jeźdźców, nie był zadowolony, że wykorzystywano smoki do tego celu.
— Dlaczego?
— Tego nie wyjaśnił.
Jaxom uśmiechnął się do siebie.
— Smoki robią wiele niepojętych rzeczy.
— Na przykład — Siwsp zmienił subtelnie głos — przybywają dokładnie na czas?
Jaxom roześmiał się.
— Tak, na przykład to.
— Jak udało ci się dotrzeć właśnie wtedy, gdy najbardziej potrzebowano ciebie i Rutha?
— Jancis jest naprawdę inteligentna. Zapisała dokładnie czas. Gdy wizualizowałem mostek dla Rutha, dodałem też tutejszy zegar, wyobrażając sobie, że wskazuje minutę przed czasem, który ona podała. Więc oczywiście, przybyliśmy… — zaśmiał się znowu — w czasie!
Powiedz Siwspowi, że zawsze wiem, kiedy jestem, poprosił Ruth, a Jaxom powtórzył to komputerowi.
— Bardzo interesująca umiejętność.
— Uważaj, Siwsp, ta wiadomość jest przeznaczona tylko dla twoich uszu.
— To urządzenie nie posiada uszu, Jaxomie.
Rozmowę przerwał radosny powrót zespołów, a zielone smoki wyglądały na równie zadowolone jak ich pasażerowie.
— Kiedy Nić przejdzie — powiedział Siwsp — ktoś musi wrócić na statki i przestawić tarcze na „odrzuć”. Ogniwa słoneczne nie mają nieograniczonej rezerwy mocy i będą musiały się naładować.
Zanim Siwsp uzyskał wszystkie dane, których potrzebował, przepływ Nici zmniejszył się, z okna widać już było tylko nieliczne globulki, a zielone smoki poleciały z zespołami, aby zmienić tryb tarcz.
— Siwspie — zaczął Fandarel, kiedy znów się zebrali na mostku „Yokohamy” — czy mamy wspominać innym o naszych wycieczkach na pozostałe statki?
— Mistrz Robinton był na dyżurze i zaaprobował je — odparł Siwsp.
Fandarel odchrząknął.
— Studenci niczego nie słyszeli?
— Tylko Mistrz Robinton był w pomieszczeniu w tym czasie. Dlaczego pytasz?
— Na jego dyskrecję możemy liczyć… Dobrze, że uda nam się omówić tę niespodziewaną możliwość „Yokohamy” zanim przedostanie się do publicznej wiadomości — wyjaśnił Fandarel. — Nawet nie wiecie, jak podniósł mnie na duchu fakt, że już rozpoczęliśmy niszczenie Nici w kosmosie.
— Czy nie posłuży to do przekonania wątpiących, że te projekty są użyteczne? — spytała Jancis.
— To też musimy omówić — powiedział jej Fandarel.
Jaxom i Ruth pożegnali się i opuścili mostek. Gdy Jancis i inni kowale powrócili do przedziału silników i przerwanego zadania, Jancis zastanowiła się przelotnie, czy Jaxom w drodze do Ruathy znów leciał pomiędzy w czasie.
Jednak Jaxom nie wrócił do Warowni od razu. Czuł się w obowiązku poinformować Przywódców Bendenu o wydarzeniach. Ruth też był za odwiedzeniem Bendenu, gdyż zawsze cieszył się na wizytę w rodzinnym Weyrze.
Ramoth i Mnementh witają mnie z radością, powiedział swojemu jeźdźcowi, gdy krążyli aby wylądować w weyrze królowej. Lessa i F’lar są w środku. Podniósł głowę w górę ku Mnementhowi i obydwa smoki dotknęły się nosami. Mnementh mówi, że F’lar bardzo się ucieszy słysząc, co zrobiliśmy na” Yokohamie”. On i Ramoth cieszą się.
Kiedy Jaxom wszedł do weyru królowej, Ramoth oczekiwała go i zamamrotała na powitanie.
Wita cię jako posłańca przynoszącego dobre nowiny, przekazał mu Ruth.
— Może pozwolicie, bym sam oznajmił moją niespodziankę? — wymruczał Jaxom udając irytację.
— A co to za niespodzianka? — spytała Lessa, odrywając się od naprawy paska uprzęży. F’lar naciągał swoją uprząż na wysoko wbitym gwoździu i wcierał olej w gruby pas szyjny.
To przypomniało Jaxomowi, że ledwo uniknął wypadku, gdy przerwał mu się pasek zniszczony przez zimno. Nie zauważył innych dowodów spisku na jego życie. Ale też był ostrożny, i nie stwarzał zamachowcom okazji.
— Och — zaczął obojętnie — tylko to, że Opad nad Neratem nie będzie pojutrze tak gęsty jak zazwyczaj.
— Jak to? — F’lar skierował całą uwagę na Jaxoma. Spojrzenie Lessy sugerowało, że będzie lepiej dla młodego Lorda Warowni jeśli szybko wyjaśni, co ma na myśli.
Jaxom uśmiechnął się, gdyż nieczęsto mógł zaskoczyć tę parę, i opowiedział, co się wydarzyło. Kiedy skończył, Przywódcy Weyru wypytywali go o szczegóły. Lessa nie wyglądała na szczególnie zadowoloną.
— Mieliśmy szczęście, że nie straciliśmy dwóch zielonych smoków. I, Jaxomie, nie mów mi, że nie lecieliście pomiędzy czasem.
— Więc nie powiem — odparł Jaxom. — Co za szczęście, że Ruth jest taki mądry.
Lessa otworzyła usta, żeby go zganić, ale F’lar uniósł dłoń.
— Można zredukować gęstość Opadu dzięki trybowi niszczenia w tarczach statku? — upewnił się.
— Widzieliśmy to na tylnym ekranie… — Jaxom urwał zmieszany. — Wiecie, nawet gdybym miał przynajmniej tyle rozumu, co jaszczurka ognista, przeprogramowałbym teleskop i przyjrzał się temu bliżej. Ale nie wpadło mi to do głowy.
— Nie od razu można się przyzwyczaić do używania nowej technologii. W każdym razie sprawdzimy to w Neracie — pocieszył go F’lar uśmiechając się i odrzucając włosy z czoła. — To dobra wiadomość, Jaxomie. Opad jest teraz najgęstszy, i o ile Nici nie utworzą znów zwartego strumienia przy wejściu w atmosferę, w co wątpię, eskadry będą miały chwilę wytchnienia. I zmniejszy to nasze straty.
— Może je zwiększyć — zauważyła Lessa ponuro. — Jeśli zdecydujemy się skorzystać z tej możliwości, jeźdźcy staną się nieuważni, bo będą się spodziewać łatwej roboty.
— Och, daj spokój, kochanie. — F’lar pociągnął lekko za gruby warkocz Lessy. — Czasami jesteś taka niewdzięczna.
Lessa zamilkła, przez chwilę rozmyślała, a potem uśmiechnęła się niechętnie.
— Przepraszam, zazwyczaj wpadam w zły nastrój przed Opadem.
— W takim razie, Lesso, najlepiej następnym razem leć na „Yokohamę”. Zniszczenie takiej ilości Nici bez narażania na niebezpieczeństwo siebie czy Rutha sprawiło mi niezwykłą frajdę! — Po chwili Jaxom dodał: — Mamy też próbkę Nici w śluzie A.
— Co takiego?
Jaxom uśmiechnął się na widok jej zaszokowanego, przerażonego spojrzenia.
— Och, nikomu nie zagrozi. W śluzie nie ma tlenu i panuje tam taka sama temperatura jak na zewnątrz. Siwsp zapewniał nas, że w tym stanie Nici są niegroźne, a nie mogą się zmienić. Przy tym zdołaliśmy dokonać tego, co nigdy nie udało się osadnikom. Złapaliśmy Nić w jej uśpionej fazie.
Lessa wzdrygnęła się z obrzydzeniem.
— Wyrzućcie Nici! — wykrzyknęła gestykulując dramatycznie. — Pozbądźcie się tego paskudztwa!
— Lytol zbiera zespół, który ma przebadać próbkę.
— Po co? — złościła się Lessa.
— Chyba z ciekawości. Chociaż Siwsp być może po prostu wykonuje jeden z rozkazów danych mu przez osadników, bo absolutnie chce to zrobić.
F’lar spojrzał na Jaxoma surowo i skinął, by dołączył do niego przy stole. Jaxom z wdzięcznością przyjął zaproszenie i zajął miejsce na wskazanym krześle, podczas gdy F’lar nalewał gorący klah.
— Nie obchodzi mnie, co wdraża Siwsp — odezwała się Lessa. — Nie podoba mi się pomysł trzymania Nici na „Yokohamie”. Przypuśćmy…
— Siwsp nie narażałby nas na niebezpieczeństwo — odrzekł F’lar, uśmiechając się łagodnie. — Jaxom ma rację co do niego. — Rozsiadł się wygodniej, otaczając obiema dłońmi kubek z klahem i pochylił się nad stołem. — Ciekaw jestem, Jaxomie… chodzi mi o to badanie Nici. Ty przebywasz więcej w towarzystwie Siwspa niż my. Zastanawiam się, czy cele Siwspa nie są sprzeczne z naszymi.
— Nie, jeśli chodzi o zniszczenie Nici. Chociaż czasami nie pojmowałem, dlaczego przeprowadzamy ten nie kończący się trening. A jeszcze bardziej mnie to nurtuje teraz, kiedy okazało się, że Siwsp jednak jest omylny.
F’lar uśmiechnął się.
— A czy kiedykolwiek twierdził, że tak nie jest?
— Lubi pozować na nieomylnego — powiedziała Lessa ostrym tonem. Była przestraszona.
— Jak każdy dobry nauczyciel, a jest to konieczne, bo musi wtłoczyć do naszych prowincjonalnych umysłów te wszystkie radykalne idee — łagodził Jaxom.
— Jak sądzicie, czy fakt, że czasami się myli, jest dla nas niebezpieczny? — zastanawiał się F’lar.
— Chyba nie. Powiedziałem wam o o tym, gdyż jesteśmy tu sami — ciągnął Jaxom — i ponieważ byłem bardzo zaskoczony, że Siwsp nie wiedział, iż Nici przechodzą tak blisko „Yokohamy”.
F’lar z wolna acz niechętnie przyswajał sobie informacje, a bruzda na czole Lessy pogłębiła się.
— Zaskoczony? A może raczej zaniepokojony? — spytała.
— Cóż, to nie jego wina. Starożytni też o tym nie wiedzieli — oznajmił Jaxom ze złośliwym zadowoleniem.
F’lar odpowiedział mu uśmiechem.
— Wiem o co ci chodzi, Jaxomie. To sprawia, że są bardziej ludzcy.
— A Siwsp nie jest taki nieludzko doskonały.
— No cóż, mnie to nie cieszy — warknęła Lessa. — Wierzyliśmy we wszystko, co nam mówił.
— Lesso, nie przejmuj się tak. Jak dotąd Siwsp nas jeszcze nigdy nie okłamał — uspokajał ją F’lar.
— Ale jeśli on nie wie wszystkiego, jak możemy być pewni, że prowadzi nas we właściwym kierunku, i że ten jego wielki plan okaże się skuteczny przy ostatecznym wyeliminowaniu Nici? — irytowała się Lessa.
— Zaczynam się domyślać, co on planuje — powiedział Jaxom z taką pewnością siebie, że Lessa rzuciła mu długie spojrzenie. — Siwsp uczy nas w takim tempie, w jakim według niego możemy przyswoić sobie tę całkiem nową wiedzę, a także zmusza nas do treningów i ćwiczeń, bo musimy wszystko umieć wykonywać perfekcyjnie zanim zdołamy osiągnąć cel, który stawiali sobie zarówno nasi przodkowie, jak i my sami.
— Zdradzisz nam, do jakich wniosków doszedłeś? — ton Lessy był tak suchy jak nigdy dotąd.
— To ma coś wspólnego z Nicią w śluzie i możliwością jej zbadania w sposób tak samo pozbawiony emocji, jak wtedy, gdy Sharra, Oldive i inni badają bakterie i opracowują metody zwalczania infekcji. To ma coś wspólnego z przyzwyczajeniem się do poruszania w stanie nieważkości lub w próżni kosmicznej, używaniem wyszukanego oprzyrządowania jakby to była własna ręka lub dodatkowy mózg. I tym właśnie jest Siwsp! Dodatkowym umysłem z niesamowitą, niezawodną pamięcią. — Gdy Jaxom tak mówił, F’lar spoglądał na niego z rosnącym szacunkiem. — I z posiadaniem wiedzy o zaawansowanej technologii, której nie mieliśmy, więc nie mogliśmy robić nic poza utrzymywaniem Nici z daleka. Ale do ostatecznego zniszczenia Nici Siwsp potrzebuje smoków i ich jeźdźców.
— To oczywiste, biorąc pod uwagę pytania, które Siwsp ciągle nam zadaje — wtrąciła Lessa ostro. — Byłabym spokojniejsza, gdybyśmy wiedzieli, czego zechce wymagać od smoków. — Ramoth warknęła sucho zgadzając się ze swoją jeźdźczynią. — Chciałabym także wiedzieć, kiedy wpuści większe smoki na „Yokohamę”. — Teraz już zawtórowały jej rykiem oba smoki: i Ramoth, i Mnementh.
Jaxom uśmiechnął się do Lessy.
— No, Lesso, nie złość się. Rzadko się zdarza, by zielone miały ciekawsze zadania niż większe smoki. Pozwól im przeżyć chwilę chwały. A twoja szansa już nadchodzi. Sharra i Mirrim obserwują poziom tlenu w ładowni, i gdy tylko atmosfera będzie miała odpowiedni skład, będziesz tam mile widziana. Oczywiście, zawsze możesz poprosić zielonego, żeby cię zabrał już teraz.
Warcząc gniewnie Ramoth przygwoździła Jaxoma migoczącym czerwienią spojrzeniem.
— No i masz odpowiedź Ramoth — odparła Lessa z lekkim rozbawieniem. — Jakbym mogła choć przez chwilę brać pod uwagę transport na zielonym smoku — dodała, pragnąc ułagodzić swoją towarzyszkę.
— A na białym? — chytrze podsunął Jaxom.
Ramoth warknęła znowu, ale już nie tak gniewnie.
Będę niezmiernie ostrożny przenosząc Lessę, Ramoth, powiedział Ruth. Mieszczę się na mostku, który dość ciepły, i Lessa zobaczy stamtąd dużo więcej niż z tej czarnej pieczary, jaką jest ładownia.
— Słyszałam — oznajmiła Lessa, kiedy Jaxom otworzył usta, żeby przekazać wiadomość.
— Wiem, że Siwsp chce, by spiżowe i brązowe smoki przyzwyczaiły się do stanu nieważkości. Ładownia jest jedyną dużą otwartą przestrzenią, w której się zmieszczą. Algi rozwijają się szybko, więc nie potrwa to długo.
Lessa długą chwilę patrzyła w zamyśleniu na Jaxoma.
— Czy Siwsp chce, żeby smoki holowały statki?
— Co takiego? — Jaxom był zaskoczony jej pomysłem.
— Po co? Jak? — dopytywał się F’lar.
— Pamiętasz, F’larze, jak Siwsp upierał się, że smoki powinny być w stanie przemieszczać przedmioty za pomocą telekinezy?
— Smoki mogą przemieszczać tylko siebie, swoich jeźdźców i to co niosą — powiedział F’lar kategorycznie. — Nie mogą poruszać rzeczy, której nie trzymają. I co by komu przyszło z przenoszenia statków? Jeśli jego planem jest użycie statków, żeby wyrzucić Czerwoną Gwiazdę z jej orbity, nie wiem, co byśmy przez to osiągnęli. Przynajmniej jeżeli dobrze rozumiem lekcje mechaniki niebieskiej.
— Ja też — Jaxom przełknął ostatni łyk klahu i wstał. — Cóż, zdałem wam raport z dzisiejszej niespodzianki.
— Za co jesteśmy ci wdzięczni — powiedział F’lar.
— Jeśli takie wstępne niszczenie Nici okaże się pomocne, możemy ustalić regularne dyżury ludzi, którzy będą zmieniać program tarcz — zaproponował Jaxom. — Możecie nawet sami to zrobić.
— Jestem pewien, że tak będzie, Jaxomie. Wszystko, co niszczy Nici, jest pomocne — odparł F’lar wstając, żeby odprowadzić młodego jeźdźca na półkę skalną.
— Nie martwi cię zawodność Siwspa, prawda F’lar? — spytał Jaxom cichym głosem, kiedy znaleźli się na krótkim korytarzu za weyrem.
— Mnie? Niejasne, że nie — zapewnił go Przywódca Weyru. — Nauczyliśmy się już od niego tak wiele, że nawet jeśli jego Plan zawiedzie, z pewnością znajdziemy własny sposób na pozbycie się Nici z Pernu przed następnym Przejściem. Ale, w pewien sposób, Jaxomie — powiedział F’lar, chwytając mocno ramię Jaxoma, żeby zaznaczyć swoje niezmienne postanowienie — wiem, że zdołamy dokonać tego w tym Przejściu! Osiągniemy to za mojego życia!
Kiedy Mistrzowie Kowalscy powrócili na Lądowisko, zachwyceni swoim pobytem na „Yokohamie”, zaczęto się spierać, kto powinien zapoczątkować tryb niszczenia, a także w sprawie o wiele pilniejszej, mianowicie, kto przeprowadzi badanie Nici.
— Musicie wybierać uważnie — ostrzegał Lytol — gdyż zbyt wielu ludzi wierzy, że sama obecność Nici powoduje okropną śmierć. Rozesłałem wszędzie prośbę, by zgłaszali się chętni, ale jak dotąd nie otrzymałem ani jednej odpowiedzi.
— I może tak się stać, że nikt się nie zgłosi — orzekł Piemur. Czekał ze śpiącym Pierjanem w nosidełkach na powrót Jancis. — A przecież wiedza o Nici przyda się, nawet gdyby miała pozostać tylko akademicka, kiedy skończy się Przejście.
Mistrz Robinton uniósł dłoń.
— Jeśli nikt inny nie zechce, ja polecę zbadać próbkę. — Został wprost zasypany protestami, więc musiał się uśmiechnąć. — Jeśli tylko będę mógł się udać na „Yokohamę” w najbliższej przyszłości. I — rzucił groźne spojrzenie — nie mówcie mi, że zdrowie mi na to nie pozwoli. W katalogach medycznych znalazłem informacje o tym, że pacjenci po zawałach byli często wysyłani do oddziałów szpitalnych znajdujących się na statkach kosmicznych, na których specjalnie zachowywano stan nieważkości. Wizyta na „Yokohamie” wyjdzie mi zatem na zdrowie, a moje serce się ucieszy, gdy własnoręcznie będę mógł wpisać na pulpicie sterowniczym sekwencję niszczącą Nici! Lytolu, czy któryś z twoich posłańców udał się do Oldive’a lub Sharry? Oboje są bardzo zajęci, ale na pewno się zgłoszą. A jeśli któreś z nich poleci na „Yokohamę”, będę miał uzdrowiciela pod ręką.
Gdy rozeszła się pogłoska, że schwytano owoid Nici, wszyscy okazali ogromne zainteresowanie. Siwsp uprzejmie pokazywał scenę umieszczania go w śluzie A. Owoid pozostał tam przez parę dni nie zmieniając postaci, co dowodziło, że w obecnym stanie nie jest niebezpieczny.
Ważniejsze było, że Lessa i F’lar potwierdzili redukcję gęstości Nici podczas największego Opadu nad Neratem. Po Opadzie przybyli na Lądowisko, żeby omówić dodanie tego zadania do obowiązków dyżurnych na statku. Siwsp miał taśmę z niszczenia Nici w kosmosie, więc Przywódcy Weyru Benden mogli ją obejrzeć, i zrobili to parę razy.
— To niesamowite, że Nici mogą być niszczone bez pomocy smoków — mruknęła Lessa cicho.
— Szkoda, że nie mamy jeszcze kilkunastu statków więcej — narzekał Piemur.
— Wtedy smoki nie byłyby potrzebne, a to jest nie do pomyślenia — warknęła Lessa.
— Mówię jako harfiarz, Władczyni Weyru — odparł Piemur wyjątkowo grzecznie. — Jeśli o mnie chodzi, cieszę się, że smoki istnieją.
— Uważam, F’larze, że powinniśmy polecieć na „Yokohamę” — zauważyła Lessa. — W ładowni jest dość tlenu dla Ramoth i Mnementha, prawda, Siwsp?
— Tak. To bardzo ważne, by duże smoki też się przyzwyczaiły do warunków kosmicznych — odparł Siwsp. Lessa i F’lar wymienili znaczące spojrzenia. — Następny strumień powinien przeciąć orbitę „Yokohamy” za trzy dni, dokładnie o piętnastej dwadzieścia dwa czasu statku.
— To późny ranek czasu Bendenu — zastanawiał się F’lar. — Polecimy więc wprost z Bendenu.
— Kto wobec tego zabierze mnie? — spytał Robinton z rozdrażnieniem.
— Ja — zgłosił się D’ram. — Na pewno jest tam dość powietrza dla trzech dużych smoków, co, Siwsp? — Ton głosu starego Przywódcy Weyru wskazywał, że lepiej, by tak było.
— Oczywiście — szybko zapewnił go Siwsp.
— Wobec tego — powiedział Robinton, zacierając ręce z zadowoleniem — to rozwiązuje problem.