Dwie pancerne grodzie, otaczające baterię piekielnych lanc numer trzy alfa znajdującą się na pokładzie okrętu liniowego Sojuszu o nazwie Nieulękły, lśniły jak nowe. I takie były, odkąd porozrywane płyty metalu powycinano i zastąpiono nowymi elementami. Pozostałe dwie ściany przedziału, w którym mieściło się to stanowisko ogniowe, także nosiły ślady wrogiego ostrzału, ale uszkodzenia były na tyle niewielkie, że nie zachodziła potrzeba wymiany. Wyrzutnie piekielnych lanc przeszły ostatnio naprawę z użyciem nieprzepisowych materiałów, które nie miałyby szans podczas rutynowej kontroli inspekcyjnej, jednakże ludzie mogący zakwestionować ich użycie znajdowali się naprawdę daleko, aż w przestrzeni Sojuszu. Tutaj i teraz liczyło się wyłącznie to, że bateria piekielnych lanc będzie mogła wystrzelić w kierunku wroga kolejne naładowane cząsteczkami głowice. Kapitan Geary lustrował uważnie równy szereg, w jakim ustawiono załogę wyrzutni. Połowa obsługi została przeniesiona do tej baterii z innych podobnych stanowisk bojowych znajdujących się na Nieulękłym, aby uzupełnić straty po niedawnej bitwie na Lakocie. Para marynarzy z oryginalnej obsady wyrzutni nosiła na sobie wyraźne ślady walki, tak samo jak ich przedział: mężczyzna opaskę uciskową na ramieniu, a kobieta miejscowy opatrunek przytwierdzony do zewnętrznej strony uda. Nadal utykała, ale kto miał czas na przejście pełnej rekonwalescencji przed powrotem na stanowisko bojowe – na taki luksus nie mogła sobie pozwolić ani załoga Nieulękłego, ani żadna inna jednostka floty Sojuszu. Nie w obliczu nieuniknionego starcia, gdy flocie zagrażała totalna zagłada.
– Nalegali, by pozwolono im na powrót do czynnej służby – szepnęła kapitan Tania Desjani do ucha komodora. Widać było, że jest dumna ze swojej załogi. Ci ludzie walczyli do ostatniej kropli krwi, pracowali bez chwili wytchnienia, aby jak najszybciej naprawić swoją broń, a teraz byli gotowi na rozpoczęcie kolejnej bitwy.
Geary nie potrafił zapomnieć, że uszkodzenia, jak również brak marynarzy na licznych stanowiskach są skutkiem jego decyzji.
Lecz nawet teraz, gdy ludzie patrzyli mu prosto w oczy, widział jedynie ufność, dumę, determinację i niezachwianą wiarę w Black Jacka Geary’ego, legendarnego bohatera Sojuszu. Nadal byli gotowi podążać za nim. Nadal byli gotowi wypełniać jego rozkazy i powrócić tam, gdzie tak niedawno flota straciła wiele okrętów.
– Cholernie dobra robota – oświadczył komodor, starając się nie przesadzać z okazywaniem emocji. Wiedział, że może pozwolić sobie na zatroskanie i zadziwienie, ale na podenerwowanie nie było w jego głosie miejsca. – Nie dowodziłem nigdy załogą, która by tak ostro i dobrze walczyła.
Była to prawda. Zanim został wybudzony z niemal stuletniego snu hibernacyjnego i przeniesiony na Nieulękłego, jego doświadczenie bojowe sprowadzało się do jednej, jedynej, zresztą beznadziejnej bitwy. A teraz miał pod rozkazami całą flotę, okręty i marynarzy, których los – a może nawet i całej rasy ludzkiej, żeby już nie wspominać o przyszłości Sojuszu – zależał tylko od niego.
Komfortowa sytuacja. Cholernie komfortowa.
Geary uśmiechnął się do załogi wyrzutni piekielnych lanc.
– Za sześć godzin powrócimy na Lakotę i damy wam okazję do niezłego strzelania.
– Marynarze zrewanżowali się uśmiechami. – Ale zanim to nastąpi, spróbujcie odpocząć. Kapitanie Desjani?
Potwierdziła przejęcie inicjatywy skinieniem głowy.
– Spocznij – rozkazała marynarzom. – Macie zwolnienie ze służby na następne cztery godziny i przydział pełnych racji żywnościowych. – Uśmiechnęli się szerzej na te słowa. Teraz, kiedy żywność zaczynała się kończyć, dzielono każdą porcję na części, żeby jedzenia starczyło na dłużej.
– Syndycy jeszcze pożałują, że wróciliśmy na Lakotę – obiecał Geary.
– Rozejść się – dodała Desjani i ruszyła za komodorem, który już opuszczał przedział bojowy. – Nie przypuszczałam, że uda się przywrócić pełną sprawność operacyjną wyrzutni trzy alfa, i to na czas – przyznała. – Załoga odwaliła kawał dobrej roboty.
– Bo ma świetnego kapitana – zauważył Geary, a Desjani słysząc tak wyraźną pochwałę, spłonęła rumieńcem, mimo że brała udział w znacznie większej liczbie bitew niż Geary. – Co z resztą systemów Nieulękłego? – zapytał. Mógł wprawdzie sprawdzić te dane od ręki w systemie zarządzania flotą, ale wolał o takich sprawach rozmawiać osobiście z oficerami i marynarzami.
– Wszystkie wyrzutnie piekielnych lanc są sprawne, projektor pola zerowego również, wszystkie systemy bojowe osiągnęły stan optymalny, uszkodzenia pancerza i kadłuba zostały naprawione albo dokładnie zabezpieczone do czasu, gdy zyskamy dostęp do potrzebnych części – wyrecytowała Desjani. – Posiadamy także pełną sprawność manewrową.
– A co z amunicją?
Desjani skrzywiła się.
– Nie mamy na stanie ani jednego widma, tylko dwadzieścia trzy kontenery kartaczy i pięć min, a rezerwa ogniw paliwowych wynosi pięćdziesiąt jeden procent.
Okręt wojenny ze względów bezpieczeństwa nie powinien nigdy schodzić poniżej siedemdziesięciu procent rezerwy paliwowej. Niestety w tym momencie wszystkie jednostki floty miały podobne stany paliwa co Nieulękły i Geary nie miał bladego pojęcia, kiedy uda się uzupełnić je do przepisowych siedemdziesięciu procent nawet przy założeniu, że zdołają wywalczyć sobie przejście do punktu skoku z Lakoty.
Desjani pokiwała głową, zupełnie jakby czytała w jego myślach.
– Mamy przecież okręty eskadry pomocniczej, one wyprodukują co trzeba, sir.
– Jednostki pomocnicze cały czas produkują amunicję i części zapasowe, ale w ich ładowniach nie ma już pierwiastków śladowych – przypomniał jej Geary.
– Na Lakocie powinniśmy je znaleźć. – Desjani uśmiechnęła się do niego. – Pan nie może przegrać. – Zatrzymała się na chwilę i zasalutowała mu. – Muszę sprawdzić kilka rzeczy, zanim wyjdziemy z nadprzestrzeni. Odmeldowuję się, sir.
Zaufanie, jakim obdarzała go Desjani i pozostali członkowie załogi, było bardzo stresujące. Jego ludzie ciągle wierzyli, że został przysłany przez żywe światło gwiazd, aby ocalić Sojusz, cudem odnaleziony w kapsule ratunkowej i wybudzony ze snu hibernacyjnego, aby natychmiast utknąć na stanowisku dowodzenia floty uwięzionej głęboko na terytorium wroga. Dorastali słuchając legend o Black Jacku Gearym, wzorze oficera floty Sojuszu i mitycznym wręcz bohaterze. To, że nie był ani bohaterem, ani legendą, nie zmieniło jak dotąd ich podejścia. Jednakże Desjani, która podczas walk stała u jego boku, powinna była już dawno poznać prawdę, nie rozumiał więc, dlaczego i ona nadał w niego wierzy. Z drugiej strony, znając zdrowy rozsądek tej kobiety, czuł się naprawdę pokrzepiony okazywanym mu zaufaniem. Zwłaszcza gdy konfrontował jej punkt widzenia z opiniami innych oficerów floty, dla których pozostawał oszustem albo co najwyżej bladym cieniem wielkiego bohatera. Była nawet grupa nieustannie usiłująca pozbawić go stanowiska głównodowodzącego floty, które tak niechętnie przyjął po tym, gdy Syndycy zamordowali admirała Blocha. Nie chciał być komodorem, znalazłszy się w szoku, kiedy dotarło do niego, iż wszyscy ludzie i wszystkie miejsca, które znał, należą do przeszłości. Niestety, nie miał wielkiego wyboru: musiał objąć stanowisko dowódcy, ponieważ otrzymał nominację na kapitana przed stu laty, co automatycznie czyniło go najstarszym oficerem floty.
Oddał salut Desjani.
– Oczywiście. Obowiązki kapitana okrętu nigdy nie mają końca. Zobaczymy się na mostku za kilka godzin.
Tym razem uśmiech Desjani był o wiele zimniejszy, już czuła nadchodzącą bitwę z siłami Światów Syndykatu.
– Nawet nie zauważą, kto im dokopał! – zawołała, oddalając się korytarzem.
Albo oni, albo my, pomyślał Geary, nie mogąc się pohamować. Powziął szaleńczą decyzję, zawracając flotę uciekającą z pułapki, z której tylko cudem się wydostała, i nakazując jej lot powrotny do systemu gwiezdnego, gdzie nieomal została zniszczona. Lecz najwyraźniej ucieszyła ona oficerów i marynarzy Nieulękłego, nie miał też wątpliwości, że na innych jednostkach jest podobnie. Wielu rzeczy jeszcze nie wiedział o marynarzach Sojuszu żyjących o całe stulecie po jego czasach, ale jednego był pewien: potrafili walczyć jak diabły wcielone. Jeśli mieli polec, chcieli ginąć z bronią w ręku – walcząc z wrogiem i atakując do ostatka, a nie uciekając.
Większość z nich jednak wcale nie zamierzała umierać, wierząc, że Geary poprowadzi ich bezpiecznie do domu i ocali nie tylko flotę, ale i cały Sojusz.
– O, przodkowie, pomóżcie mi wypełnić to zadanie – mruknął do siebie.
Wiktoria Rione, współprezydent republiki Callas i członkini senatu Sojuszu, czekała w kabinie Geary’ego. Zatrzymał się, gdy ją zobaczył. Wprawdzie posiadała pełen dostęp do jego prywatnych pomieszczeń – spędzili tutaj wiele wspólnych nocy – ale od momentu gdy nakazał flocie powrót na Lakotę, znów zaczęła go unikać.
– Czemu zawdzięczam tę wizytę? – zapytał.
Wzruszyła ramionami.
– Znajdziemy się w normalnej przestrzeni za pięć i pół godziny. Być może mamy ostatnią szansę na rozmowę, zanim flota zostanie unicestwiona zaraz po pojawieniu się na Lakocie.
– Obawiam się, że nie wybrałaś najlepszego sposobu na podbudowanie mnie przed bitwą – odparł, siadając naprzeciw niej.
Westchnęła i pokręciła głową.
– Przecież to szaleństwo. Kiedy nakazałeś flocie zawrócić na Lakotę, a potem jeszcze ci wszyscy ludzie wokół nas zaczęli wiwatować, nie mogłam wprost uwierzyć. Nie rozumiałam ani ich, ani ciebie. Z czego oni wszyscy się tak cieszyli? Wiedział, o co jej chodzi. Flocie kończyło się paliwo, nie miała już prawie zapasów amunicji, wiele okrętów było uszkodzonych po walkach z Syndykami na Lakocie i w poprzednich systemach, formacja poszła w rozsypkę w trakcie gorączkowego odwrotu i równie pośpiesznego powrotu na miejsce niedawnej bitwy. Z racjonalnego punktu widzenia ponowny atak wyglądał na czyste szaleństwo, ale Geary już w chwilę po przybyciu na Ixiona wiedział, że to jedyne rozsądne rozwiązanie. I to, że pozostanie w tamtym systemie albo próba ucieczki do innego punktu skoku mogły się zakończyć totalną zagładą floty, tylko ułatwiło mu podjęcie tego wyboru.
– Nie da się tego prosto wyjaśnić. Zaufali mi, zaufali też własnym siłom.
– Ale cieszyli się z powrotu do miejsca, z którego dopiero co uciekali! Dlaczego?
Geary skupił się, aby wyrazić w jasny sposób to, co dla niego było oczywiste.
– Wszyscy marynarze floty zdają sobie doskonale sprawę, że mogą tam zginąć. Wiedzą, że gdy dostaną rozkaz ataku, muszą dać z siebie wszystko, bo wróg także wypruje z siebie żyły, byle nas dostać. Może i radość z powrotu na pole bitwy nie wydaje się sensowna, ale co w naszym postępowaniu jest sensowne? Oni żyją jedynie po to, aby dowalić przeciwnikowi mocniej i boleśniej, mając nadzieję, że to wreszcie coś zmieni. Wierzą, że tylko pokonanie Syndykatu da bezpieczeństwo ich rodzinom, i za nie są gotowi zginąć. Dlaczego? Dlatego.
Rione westchnęła jeszcze mocniej.
– Jestem tylko politykiem. Człowiekiem, który każe walczyć innym. Potrafię zrozumieć, dlaczego walczą, ale nie jestem w stanie pojąć, dlaczego się z tego cieszą.
– Ja też nie rozumiem tego do końca. Tak po prostu już jest.
– Cieszą się z takich rozkazów i wykonują je, ponieważ to ty je wydajesz – stwierdziła Rione. – O co ci marynarze tak naprawdę walczą? O szansę na powrót do domu? O bezpieczeństwo Sojuszu? A może walczą wyłącznie dla ciebie?
Nie zdołał się powstrzymać przed uśmieszkiem.
– O pierwsze i drugie, ponieważ Sojusz bardzo potrzebuje powrotu naszej floty. A i trzecia odpowiedź też jest po części prawdziwa.
– Po części? – Rione prychnęła drwiąco.
– I to mówi człowiek, któremu oferowano dyktaturę? Jeśli przeżyjemy powrót na Lakotę, kapitan Badaya i jego poplecznicy ponowią swoją propozycję.
– A ja znowu im odmówię. Pamiętasz chyba, że przez całą drogę na Ixiona obawialiśmy się, iż zostanę usunięty ze stanowiska komodora, jak tylko znajdziemy się w normalnej przestrzeni. Myślę, że obecny problem jest powodem do większego zmartwienia.
– Nie łudź się, że twoi przeciwnicy w kadrze dowodzącej floty zrezygnują ze spiskowania, ponieważ zrobiłeś coś, co wzbudziło entuzjazm załóg! – Rione nacisnęła kilka klawiszy i nad stołem pojawiła się holomapa systemu Lakota. Znajdowały się na niej ostatnie pozycje okrętów Syndykatu, zarejestrowane tuż przed skokiem w nadprzestrzeń. Było ich naprawdę wiele, wróg przewyższał liczebnie, i to po wielekroć, aktualny stan zdruzgotanej floty Sojuszu. – Twierdziłeś, że nie zdołamy przetrwać ucieczki przez Ixiona. Miałeś rację. Dlaczego jednak uważasz, że po powrocie na Lakotę będzie inaczej?
Geary wskazał na holomapę.
– Pominąwszy inne aspekty tej sprawy, gdybyśmy zdecydowali się na ucieczkę w głąb Ixiona, syndycki pościg pojawiłby się w systemie dosłownie kilka godzin po nas. Mieliśmy zaledwie pięć i pół dnia na naprawę uszkodzeń powstałych podczas bitwy na Lakocie, za mało, by ją ukończyć. Wykonując zwrot i skacząc ponownie na Lakotę, zyskaliśmy kolejne pięć i pół dnia na prowadzenie napraw. Niestety w czasie podróży przez nadprzestrzeń nie można prowadzić wielu prac remontowych, a pełne raporty o stanie jednostek otrzymamy dopiero po zakończeniu skoku, mimo to wydałem wszystkim jednostkom bardzo wyraźny rozkaz, aby wszelkie siły skierowano na doprowadzenie do stanu używalności głównych silników. A to oznacza, że po powrocie na Lakotę będziemy mogli poruszać się szybciej. Nie wspominam o dodatkowych remontach systemów, broni i opancerzenia, na które okręty dostały dodatkowy czas. W momencie wyjścia z nadprzestrzeni wszystkie jednostki będą miały za sobą jedenaście dni wypełnionych naprawami uszkodzeń poniesionych podczas ostatniej bitwy.
– Tyle to i ja rozumiem, ale nadal będziemy tkwili głęboko na terytorium wroga, nie mając wystarczającej ilości amunicji i paliwa – rzekła Rione. – Na pewno nie trafimy też na tak wielkie siły, z jakimi walczyliśmy za pierwszym razem. Syndycy musieli wysłać potężną flotę w pościg za nami. Ale część ich floty z pewnością pozostała, nie wątpię też, że ci, którzy wyruszyli na Ixiona, zawrócą na Lakotę natychmiast, gdy się zorientują, co zrobiliśmy. Te okręty nadal będą zaledwie kilka godzin za nami.
– Syndycy zakładają, że przygotowaliśmy zasadzkę przy punkcie skoku na Ixionie – wyjaśnił Geary. – Dlatego z pewnością stracili wiele godzin na zmianę formacji, która ruszyła w pościg. Wyjdą też z nadprzestrzeni z o wiele większą prędkością niż my, co oznacza kolejną stratę czasu na wykonanie zwrotu. Do tego przewidują jeszcze jedną zasadzkę przy punkcie wyjścia na Lakocie, a to zmusi ich do ponownej reorganizacji szyku, czego efektem również będzie opóźnienie. Powinniśmy zyskać tym sposobem dodatkowe trzy godziny, wystarczająco dużo, aby im uciec. A jeżeli zyskamy aż sześć godzin, doprowadzę tę flotę nietkniętą do następnego punktu skoku, skąd znikniemy z Lakoty.
– Ale oni nadal będą nam siedzieć na karku, a od tych kilku godzin flocie Sojuszu nie przybędzie paliwa ani amunicji.
– To prawda, jednakże oni będą lecieli szybciej i manewrowali ostrzej niż my. Jeśli nie zatrzymają się, aby zrobić uzupełnienia, znajdą się w podobnej sytuacji jak my. Zauważ też, że wystarczy nam chwila spokoju w normalnej przestrzeni, by jednostki pomocnicze wykonały operację zaopatrzenia floty w wyprodukowane podczas jedenastu dni skoku ogniwa paliwowe i amunicję. To poprawi naszą sytuację. Nie musisz mi ciągle przypominać, że wszystkiego zaczyna brakować. Nieulękły ma w tej chwili około pięćdziesięciu procent zapasów paliwa.
– Tym się teraz zajmujecie z tą twoją kapitan Desjani? Sprawdzacie, ile paliwa ma jeszcze flota?
Geary zmarszczył brwi. Skąd ona wiedziała, że widział się z Tanią?
– Kapitan Desjani nie jest „moja”. W ramach obowiązków wizytowaliśmy wyremontowaną baterię piekielnych lanc.
– Jakie to romantyczne.
– Daj spokój, Wiktorio! Wystarczy mi świadomość, że moi wrogowie rozpowszechniają po flocie pogłoski, że mam z nią romans. Nie musisz i ty ich ciągle powtarzać!
Rione się nachmurzyła.
– Niczego nie powtarzam. Nie podważam też twojego prawa do dowodzenia tą flotą. Ale jeśli nie przestaniesz pokazywać się publicznie w towarzystwie oficera, z którym wedle plotki masz…
– Mam unikać dowódcy okrętu flagowego, na którym stacjonuję?
– Ty nie chcesz jej unikać, John. – Rione wstała. – I właśnie dlatego mówią, że masz z nią romans.
– Wiktorio, czeka nas bitwa, nad którą muszę pomyśleć, wolałbym, żebyś nie rozpraszała mnie takimi mowami.
– Wybacz. – Nie potrafił powiedzieć, czy to były przeprosiny. – Mam nadzieję, że twoja desperacka strategia zadziała. Bardzo często, od czasu gdy przejąłeś dowództwo floty, miotałeś się pomiędzy bardzo ostrożnymi posunięciami a pójściem na całość, czym, muszę to przyznać, wyprowadziłeś Syndyków z równowagi. Może i tym razem ci się uda. Zobaczymy się na mostku za pięć godzin.
Patrzył, jak opuszcza kabinę, a potem położył się, cały czas myśląc, co też jej chodzi teraz po głowie. Pomijając fakt, że była jego okresową kochanką – a w chwili obecnej trwali znów w separacji – udzielała mu nieocenionej pomocy, choćby dlatego, że mówiła zawsze prosto z mostu, co leży jej na sercu. Ale miała też wiele sekretów. Jedno tylko wiedział na pewno: jej lojalność wobec Sojuszu była niezłomna.
Sto lat temu Syndycy zaatakowali z zaskoczenia przestrzeń Sojuszu, rozpoczynając tym samym wojnę, której nie mogli wygrać. Sojusz był zbyt wielki, zbyt bogaty. Tak samo jak światy Syndykatu. Stąd całe stulecie impasu, brutalnej walki, niezliczonych ofiar po obu stronach. Stulecie, podczas którego młodzież wszystkich planet Sojuszu uczyła się na pamięć czynów Johna Black Jacka Geary’ego i pamiętnej ostatniej linii obrony na Grendelu. Stulecie, podczas którego wszyscy ludzie, jakich kiedykolwiek poznał, umarli, a miejsca z nimi związane zmieniły się nie do poznania. Nawet flota się zmieniła. I wcale nie chodziło tylko o lepszą broń, ale raczej o to, że jedno stulecie nieopisanego okrucieństwa w walce z wrogiem zmieniło jego rodaków w obce istoty. On także się zmienił od chwili, w której objął dowodzenie nad skazaną na zagładę flotą. Ale zdążył przynajmniej przypomnieć potomkom marynarzy, których kiedyś znał, czym jest prawdziwy honor i o jakie wartości powinien walczyć Sojusz. Nikt go nie przygotował do dowodzenia tak wielką flotą, wciąż pozostawał samotny w tłumie myślących zupełnie inaczej oficerów i marynarzy, lecz mimo wszystko udało im się wspólnie dotrzeć aż tak daleko. Lecieli wciąż w stronę domu. Domu, którego nawet nie będzie w stanie rozpoznać. Jednakże obiecał wszystkim, że ich tam doprowadzi, taki był jego obowiązek i dlatego zamierzał dotrzymać złożonej obietnicy albo zginąć za nią.
Jego wzrok spoczął w końcu na holomapie przedstawiającej układ planetarny Lakoty. Tak wiele syndyckich okrętów. Ale i wróg mocno oberwał podczas ostatniego starcia. Geary nie był w stanie określić jak mocno, zważywszy, że ilość szczątków powstałych w ostatniej fazie bitwy przesłoniła pole widzenia sensorów. Nie był nawet pewien, jak wielu wrogów zniszczyły jego pancerniki Nieposłuszny, Najśmielszy i Niestrudzony w ostatnich momentach swojego istnienia, gdy powstrzymywały atak Syndyków, aby reszta floty mogła dotrzeć do punktu skoku.
Czy dowódca sił Syndykatu naprawdę był przekonany o tym, że flota Sojuszu została pokonana i ucieka na ślepo? Ile okrętów wysłano za nimi na Ixiona, a ile pozostawiono, by zabezpieczyć się na wypadek nieoczekiwanego (albo szaleńczego – zależnie od punktu widzenia) i szybkiego powrotu okrętów Sojuszu na Lakotę? Odpowiedzi na te pytania można było uzyskać wyłącznie kierując flotę prosto w paszczę lwa, by sprawdzić, czy są w niej jeszcze jakieś ostre kły.
Sprawdził po raz kolejny czas – dowie się wszystkiego dopiero za cztery i pół godziny.
Mostek Nieulękłego wydawał mu się teraz o wiele przytulniejszym miejscem niż za pierwszym razem, gdy stanął na nim po śmierci admirała Blocha. I nie chodziło o wygląd, bo ten niewiele się zmienił, ale raczej o wyposażenie: z jednej strony niesłychanie zaawansowane technologicznie, a z drugiej wykonane w naprawdę prymitywny sposób. Zwycięstwo potrzeby nad formą. Sto lat wcześniej na jednostce Geary’ego wszystko było idealnie wyprofilowane i gładkie, po prostu piękne. Ale tamten okręt zaprojektowano i zbudowano z myślą, że będzie służył wiele dekad – jak większość ówczesnych jednostek nie miał nigdy brać udziału w walce. Nieulękły natomiast był przedstawicielem generacji okrętów wojennych, które budowano w wielkim pośpiechu, aby uzupełnić niewiarygodnie wysokie straty, a jego przewidywana eksploatacja miała sięgać, w najlepszym razie, zaledwie kilku lat. Ostre krawędzie, nierówne spawy, wypaczone płaszczyzny – wszystko pasujące do jednostki, która nie powinna przetrwać pierwszego kontaktu z wrogiem i zostanie szybko zastąpiona przez kolejną, noszącą zresztą tę samą nazwę. Geary nadal nie potrafił pojąć filozofii jednorazowych okrętów, zrodzonej z przerażającej potrzeby, która była matką wszystkich tych niedoróbek.
Okręty przeznaczone na zniszczenie i załogi do zabicia. Tak wiele wiedzy o strategii i taktyce utracono w ciągu tego stulecia, gdy wyszkolony personel ginął na polu walki, zanim zdołał przekazać posiadaną wiedzę nowym zaciągom marynarzy. Bitwy zmieniły się w bezładną rzeź, pełną szarż na złamanie karku i stosów niepotrzebnych ofiar. O ileż łatwiej było mu zaakceptować szorstkie krawędzie niż wielką liczbę ofiar, która dla tej floty była codziennością.
Zdołał jednak utrzymać przy życiu niemal całą załogę Nieulękłego i dotarł z nią aż tutaj, tak daleko od syndyckiego Systemu Centralnego. Wolał spotykać się z marynarzami osobiście, kiedy mieli wolne chwile, zamiast wspominać dawno zmarłych towarzyszy broni. Wachtowi powoli stawali się rozpoznawalni z twarzy i nazwiska, niewyszkoleni amatorzy przetrwali wystarczająco długo, by nabyć doświadczenia. Większość załogi pochodziła z planety Kosatka, Geary odwiedził ją kiedyś, prawdę mówiąc grubo ponad sto lat temu. Ale teraz, gdy pozostał sam w odległej przyszłości, ci ludzie stanowili dla niego namiastkę rodziny, którą bezpowrotnie utracił.
Kapitan Desjani uśmiechała się do niego przyjaźnie, gdy wchodził na mostek i siadał w admiralskim fotelu, stojącym tuż obok stanowiska dowodzenia dowódcy liniowca. Kiedyś Tania zaskakiwała go swoją krwiożerczością wobec wroga, a zarazem ochotą, z jaką przyjęła jego nową taktykę. Ale szybko pojął powody jej zachowania, a ona wsłuchiwała się w to, co mówił, obdarzając go wiarą chyba nawet większą niż w wypadku przodków. Pomijając wszystko inne, przodkowie Geary’ego musieli wiedzieć, jak pojętnym jest Tania oficerem i jak sprawnie prowadzi swój okręt do boju. A dzisiaj jej obecność bez najmniejszego wątpienia sprawiała, że czuł się na mostku jak u siebie.
– Jesteśmy gotowi, kapitanie Geary – zameldowała.
– Jak zawsze zresztą.
Starał się oddychać powoli, wyglądać pewnie, mówić z przekonaniem. Nie mógł zdradzić tego, że bardzo obawia się sytuacji, jaką zastaną po wyjściu z nadprzestrzeni, wiedział bowiem doskonale, że wszyscy marynarze i oficerowie wpatrują się w niego, a ich pewność siebie wynika wyłącznie z tego, co wyczytają z jego twarzy.
– Pięć minut do wyjścia – zameldował wachtowy z operacyjnego.
Kapitan Desjani nie tylko wyglądała na opanowaną i pewną siebie, ale naprawdę taka była. Ale ona zawsze była tym spokojniejsza, im bliżej było do bitwy. Teraz spoglądała na Geary’ego i nieprzerwanie się uśmiechała.
– Mamy towarzyszy broni do pomszczenia w tym systemie.
– Mamy – przyznał Geary, zastanawiając się jednocześnie, czy kapitan Mosko przeżył zagładę własnego pancernika. Mało prawdopodobne. Mosko był jednym z setek marynarzy i oficerów, którzy mogli ocaleć i dostać się do syndyckiej niewoli na Lakocie. Oprócz czterech pancerników i okrętu liniowego flota Sojuszu straciła podczas starć z Syndykami także dwa ciężkie i trzy lekkie krążowniki oraz cztery niszczyciele. Może nadarzy się okazja do uwolnienia choć części z nich. Władze Syndykatu na pewno nie czuły przymusu do szybkiej ewakuacji jeńców, więc istniały spore szanse na to, że jeńcy wciąż znajdowali się gdzieś na Lakocie.
Słysząc dźwięk zamykanego włazu, Geary odwrócił się i zobaczył, że Rione zajmuje właśnie miejsce w fotelu obserwatora. Ich spojrzenia zetknęły się na moment, Wiktoria skinęła uprzejmie głową i niemal natychmiast odwróciła się do własnego wyświetlacza. Desjani, zajęta własnymi sprawami, nie odwróciła się, aby powitać Rione, lecz współprezydent najwyraźniej nie zwróciła na to uwagi.
– Dwie minuty do zakończenia skoku.
Desjani odwróciła się do Geary’ego.
– Czy zechce pan przemówić do załogi, sir?
Czy powinien przemawiać?
– Tak… – Geary urwał, by zebrać myśli. Tak wiele razy przemawiał do tych ludzi przed bitwą od momentu, gdy objął dowodzenie flotą. Kiedy znów naciskał kombinację klawiszy otwierającą wewnętrzne połączenia, robił wszystko, by jego głos przepełniony był optymizmem. – Oficerowie i marynarze Nieulękłego, raz jeszcze otrzymałem zaszczyt prowadzenia floty i tego okrętu do bitwy. Spodziewamy się, że syndyccy obrońcy systemu będą na nas czekali u samego wylotu studni grawitacyjnej. Wiem, że postaracie się, aby pożałowali tego, że ponownie widzą nasze okręty, i obiecuję, że nie opuścimy Lakoty, dopóki nie pomścimy poległych tam towarzyszy broni. Klnę się na honor naszych przodków!
Ledwie skończył mówić, pojawił się następny komunikat.
– Trzydzieści sekund do zakończenia skoku.
Przez mostek przetoczyły się głośne słowa Desjani:
– Wszystkie systemy bojowe aktywne. Tarcze ustawione na maksimum mocy. Przygotować się do kontaktu bojowego z wrogiem.
– Wyjście!
Niekończąca się szarość zniknęła w ułamku sekundy, już otaczała ich normalna przestrzeń, aksamitna czerń upstrzona milionami gwiazd. Syndyckie pola minowe wciąż znajdowały się w tym samym miejscu, ale Nieulękły i pozostałe okręty Sojuszu od razu wykonały ostry zwrot w górę, aby ominąć niebezpieczne sektory. Geary nieustannie sprawdzał ekrany, obawiając się, że wróg mógł położyć nowe miny w przestrzeni otaczającej wylot studni grawitacyjnej.
Na holomapie systemu gwiezdnego nie było na razie żadnych zmian, widniała na niej zamrożona sytuacja sprzed niemal dwóch tygodni, gdy flota Sojuszu opuszczała Lakotę; miejsca, w których znajdowały się wówczas jednostki wroga, określały znaczniki opatrzone napisami „ostatnia znana pozycja”, co w dosłownym tłumaczeniu oznaczało: „może być wszędzie, ale na pewno nie tutaj”. Już zaczynało się coś dziać, stare oznaczenia znikały pośpiesznie, w miarę jak sensory odbierały sygnały napływające wraz z falami świetlnymi.
Geary pochylił się, jakby chciał odczytać wszystkie uaktualnienia naraz. Nikt nie bronił wyjścia z punktu skoku, rozproszone jednostki Syndykatu zdawały się krążyć po całym systemie. Było ich multum. Gdy ujrzał, jaką siłą dysponuje nadal wróg, powróciło poczucie klęski. Czyżby naprawdę zawiódł flotę prosto między potężne szczęki wroga?
Wszakże gdy zaczął wczytywać się w szczegółowe dane dotyczące aktualnego stanu jednostek, dostrzegł zupełnie inny obraz sytuacji. Ogromne zgrupowanie jednostek Syndykatu, znajdujące się w odległości zaledwie dziesięciu minut świetlnych od wylotu studni grawitacyjnej, składało się niemal wyłącznie z uszkodzonych okrętów i statków, wiele z nich było niemalże wrakami, inne miały wyłączone systemy bojowe, które właśnie naprawiano. Cała ta formacja, przypominająca spłaszczoną sferę, sunęła leniwie przez przestrzeń, nie osiągając nawet 0.02 świetlnej.
Drugie zgrupowanie wroga, oddalone tym razem od punktu skoku o trzydzieści minut świetlnych, składało się z jednostek w pełni sprawnych oraz lżej uszkodzonych, tyle że posiadało na stanie zaledwie cztery pancerniki i dwa okręty liniowe.
Na całej przestrzeni pomiędzy punktem skoku a zamieszkaną planetą aż roiło się od syndyckich jednostek. Mniej uszkodzone, ale nie posiadające pełnej zdolności bojowej okręty wojenne zmierzały powoli w stronę orbitalnych doków, frachtowce dowoziły części zamienne, a cywilne statki krążyły pomiędzy pobliskimi planetami. Całe stada bezbronnych owieczek, chronionych przez kilku tylko pastuchów, którzy mieliby powstrzymać flotę Sojuszu przed rozwaleniem wszystkiego, co tylko znajdzie się w jej polu widzenia.
Desjani wydała z siebie dźwięk, który mógł kojarzyć się jedynie z najczystszą satysfakcją.
– Kapitanie Geary, skopiemy im tyłki.
– Na to wygląda. – Jego własna formacja już dawno poszła w rozsypkę, ale nie miał do tej pory czasu, by to naprawić. Uzyskał sporą przewagę nad syndyckimi okrętami, które wyruszyły za nim w pościg na Ixiona, ale wiedział doskonale, że i one pojawią się wkrótce w najbliższym punkcie skoku, mimo to nie mógł pozwolić, by uszkodzone i teraz niemal bezbronne okręty i remontujące je jednostki wroga zdołały mu umknąć.
Desjani, jakby czytając w jego myślach, wskazała na symbole oznaczające syndyckie jednostki pomocnicze.
– Wstępne oceny mówią, że wszystkie są wyładowane po brzegi. Nie zdołają zalecieć daleko, jeśli nawet zdecydują się na ucieczkę od okrętów, które teraz naprawiają.
– Nasze jednostki pomocnicze mogą teraz rozwijać znacznie większe prędkości, ich ładownie są już niemal puste – rzucił Geary i nagle spojrzenia jego i Desjani spotkały się na moment, gdy oboje pomyśleli o tym samym. – Czy istnieje jakakolwiek szansa na przejęcie syndyckich frachtowców w stanie nienaruszonym? Wprawdzie nie będziemy mogli wykorzystać części zapasowych, jakie wytwarzają, ale muszą mieć na pokładach spore zapasy pierwiastków śladowych, które możemy przetransportować na nasze jednostki pomocnicze.
Desjani pocierała dłonią kark, myśląc intensywnie.
– Sądzi pan, że Syndycy mogą przesterować rdzenie reaktorów, kiedy zmusimy ich do opuszczenia pokładów? Poruczniku Nicodeom – zwróciła się do jednego z wachtowych – jest pan mechanikiem. Czy oni mogą wysadzić swoje jednostki pomocnicze, kiedy się do nich zbliżymy?
Zapytany porucznik wpatrywał się przez chwilę w ekran własnego wyświetlacza.
– Wysadzenie rdzenia reaktora jest dopuszczalne wyłącznie w naprawdę krytycznych sytuacjach, kiedy nie ma żadnych szans na ratunek jednostki, pani kapitan. Ale nie wysadzamy własnych jednostek, bez względu na to jak poważnie były uszkodzone, w systemach gwiezdnych, które znajdują się pod naszą kontrolą. Z tego co mi wiadomo, Syndycy stosują podobne zasady.
– A to jest syndycki system gwiezdny! – Desjani podzieliła się swoim entuzjazmem z Gearym. – Opuszczą pokład, kiedy zostaną ostrzelani, ale nie zniszczą swoich statków. Wiedzą, że nie pozostaniemy tutaj długo, więc będą mogli odzyskać te jednostki później. Nie mają przecież pojęcia o tym, że zamierzamy je złupić. Musimy po prostu działać tak, żeby nie zauważyli, iż oszczędzamy jednostki pomocnicze, aż do momentu, kiedy przejmiemy wystarczająco dużo surowców.
Geary starał się zachować spokój. Sytuacja wyglądała zbyt dobrze, by mogła być prawdziwa, wciąż istniało spore ryzyko niepowodzenia.
– Możemy wysłać większość lekkich krążowników i niszczycieli, aby zajęły się okrętami operującymi w pojedynkę, a pancernikami i okrętami liniowymi uderzyć na zgrupowanie remontowanych jednostek Syndykatu i latające doki. Niektóre z uszkodzonych okrętów wroga mogą wciąż posiadać sprawne systemy ogniowe, które zostaną włączone, zanim rozpocznie się starcie. Musimy także uderzyć, i to naprawdę mocno, w syndycką flotyllę znajdującą się o trzydzieści minut świetlnych stąd, aby… – Wreszcie coś do niego dotarło. – Nie ma nikogo przy wrotach hipernetowych. Syndycy wycofali eskadrę, która ich pilnowała.
Desjani aż się zachłysnęła.
– Czy możemy?… Nie, nie zdołamy do nich dotrzeć przez Syndykami. Ale oni nas jeszcze nie widzą i nie zobaczą, dopóki fale świetlne niosące informacje o przybyciu naszej floty nie dotrą do tamtego sektora, a to nastąpi za jakieś dwadzieścia sześć minut. Niestety nawet przy tym opóźnieniu będą mieli nad nami sporą przewagę.
– Też się tego obawiam – przyznał Geary. W normalnej sytuacji flota Sojuszu nie mogłaby skorzystać z syndyckich wrót hipernetowych, ale na pokładzie Nieulękłego znajdował się klucz dostarczony przez potrójnego agenta, który pomógł tym okrętom dostać się do samego serca światów Syndykatu, do Systemu Centralnego, gdzie czekała na nie przemyślnie zastawiona pułapka. Syndycy doskonale zdawali sobie sprawę, że nie mogą pozwolić, aby flota dotarła z tym urządzeniem do przestrzeni Sojuszu, dowiedli też, że są zdolni nawet do wysadzenia własnych wrót, byle do tego nie dopuścić.
Co z punktu widzenia Geary’ego było zarówno smutne, jak i wielce niebezpieczne.
– Ale powinniśmy zaryzykować – przekonywała Desjani. – Przecież możemy sobie poradzić, jeśli nawet nie zdołamy zapobiec zniszczeniu wrót. Ilość energii wyzwolonej podczas kolapsu wrót na Sancere była na tyle niewielka, że nasze tarcze poradziły sobie z nią…
Geary pokręcił głową.
– Nowa – powiedział cicho, aby słowo trafiło tylko do jej uszu. Desjani skrzywiła się, ale przytaknęła. Zgodnie z informacjami, jakie posiadał na temat ilości energii wyzwalanej podczas kolapsu wrót hipernetowych, mogło nie być żadnych widocznych efektów albo eksplozja porównywalna z wybuchem nowej. Żaden okręt nie będzie w stanie przetrwać czegoś takiego ani uciec przed potęgą równą eksplodującej gwieździe. – Nie, nie zdołamy przejąć tych wrót.
Nie poinformował jej jeszcze o tym, że flota Sojuszu może zostać przekierowana podczas lotu syndyckim tunelem hipernetowym – prawdę mówiąc, nie podzielił się tą wiedzą z żadnym ze swoich kapitanów. Ale musiał to w końcu zrobić. Niektórzy z nich, w tym Desjani, powinni wiedzieć, że nie tylko Syndycy są teraz ich wrogami. – Zanim syndycki pościg powróci z Ixiona, musimy wykonać wiele innych zadań, a nie będziemy mieli na to zbyt dużo czasu. Musimy rozgromić to wielkie zgrupowanie uszkodzonych okrętów i jednostek pomocniczych, zniszczyć tak wiele pozostałych okrętów Syndykatu, jak się da, bronić naszej eskadry pomocniczej przed ewentualnym kontratakiem wroga i… No…
– To mi wystarczy, sir – przerwała mu Desjani.
Flota, teraz będąca bezładną masą okrętów, wspinała się przed syndyckim polem minowym, mając za sobą punkt skoku, przy prędkości 0.05 świetlnej. W przestrzeni kosmicznej nie ma oczywiście takich pojęć jak góra czy dół, ale ludzie zdecydowali się nadal ich używać. Ustalono więc, że przestrzeń powyżej płaszczyzny ekliptyki systemu jest określana mianem góry, a wszystko co znajduje się pod nią, jest dołem. Kierowanie się na gwiazdę, czyli centrum systemu, określano mianem zwrotu na sterburtę – albo gwarowo starburtę – a kierunek przeciwny do niego zwrotem na bakburtę. Dzięki tym właśnie ustaleniom był w stanie wydawać jednolite i krótkie rozkazy, które były zrozumiałe dla wszystkich jednostek.
W momencie gdy flota dotarła do punktu, w którym mogła rozpocząć przyśpieszanie, schodząc jednocześnie w dół i prosto na wroga, rozkazy zostały wydane i każdy dowódca okrętu wiedział już, jakie przydzielono mu zadania. Geary opracowywał całą strategię w locie, uwzględniając każde możliwe zagrożenie. Gdyby tylko nie musiał robić wszystkiego własnoręcznie… Do cholery, a kto właściwie każe mu robić wszystko własnoręcznie? Dlaczego nie może zlecić części zadań oficerowi, do którego ma zaufanie, komuś, kto obserwował go przez tyle miesięcy?
– Kapitanie Desjani, czy mogłaby pani przygotować plan manewrowy dla niszczycieli i lekkich krążowników? Ja zajmę się w tym czasie większymi jednostkami. Musimy skoordynować nasze działania tak, aby przeprowadzić abordaż jak największej liczby syndyckich jednostek pomocniczych w tym samym czasie.
Desjani pojaśniała, zgodziła się bez wahania.
– Już się do tego biorę, sir. Zlinkuję nasze wyświetlacze, abyśmy mogli koordynować nasze posunięcia. – Pochyliła się, przez chwilę uważnie studiując ekran wyświetlacza, a potem jej palce szybko przebiegły po klawiaturach.
Skupiając się na własnym sprzęcie, Geary starał się ustalić, gdzie znajdują się jego pancerniki, liniowce i ciężkie krążowniki aktualnie, gdzie powinien je skierować i kiedy okręty te mają dotrzeć do wskazanych celów. Wszystkie dywizjony były teraz wymieszane, co dodatkowo komplikowało sytuację, wiele okrętów posiadało także ograniczoną sprawność bojową za sprawą uszkodzeń poniesionych w ostatnim starciu na Lakocie. Na szczęście układy napędowe były sprawne, ale nawet przy tak ogromnym doświadczeniu, jakie posiadał z organizowaniem ruchu floty, nie potrafił sobie poradzić ze wszystkim naraz w tak krótkim czasie, mając do tego rozbieżne dane, zdecydował więc, że ustali przewidywany kurs dla każdej jednostki z osobna, wytyczając każdej najprostszy kurs na wskazane cele. W chwili gdy kończył robotę, na ekranie pojawiły się dane dotyczące lekkich krążowników i niszczycieli, będące efektem pracy Desjani. Zauważył, że wykonała wiele posunięć, jakie sam by zastosował na jej miejscu.
– Pomiędzy tymi wielkimi uszkodzonymi okrętami i jednostkami pomocniczymi znajduje się także Najśmielszy – zauważyła nagle Desjani. – W każdym razie to, co z niego zostało.
A nie zostało wcale wiele, co Geary natychmiast zrozumiał, patrząc na porzucony wrak. Sensory wizyjne floty były wystarczająco precyzyjne, by dostrzec nawet niewielki obiekt znajdujący się po drugiej stronie układu planetarnego, nie miały więc najmniejszego problemu z dostarczeniem niezwykle szczegółowego obrazu z odległości zaledwie trzydziestu minut świetlnych. Wypalonego wraku Najśmielszego, pozbawionego systemów dowodzenia, kontroli i walki, z kadłubem potwornie zniekształconym przez wiele eksplozji, nie rozpoznawały żadne sensory floty. Pancernik Sojuszu, jeden z trzech, które stanowiły tylną straż podczas wycofywania się z Lakoty, praktycznie przestał istnieć. Jego masywny kadłub otrzymał tak wiele trafień, że wyglądał teraz jak bezkształtna bryła metalu, którą spryskano kwasem i pozostawiono, by całkiem się rozpuściła. Podczas bitwy albo tuż po niej zniszczono wszystkie stanowiska ogniowe pancernika, ani jedna dysza nie pozostała w całości. Ale Syndycy mimo to zabrali ten wrak ze sobą.
– Co oni wyprawiają? Dlaczego wloką za sobą Najśmielszego? – Desjani zmarszczyła brwi, ale po chwili jej twarz znów pojaśniała. – Przerobili go na więzienie. Widzi pan, sir? Mamy odczyty ciepła i istnienia atmosfery wewnątrz wraku, co oznacza, że Syndycy zabezpieczyli kilka przedziałów, aby zachować w nich warunki umożliwiające przeżycie ludzi. Idę o zakład, że Najśmielszy jest pełen naszych jeńców wojennych. Zapewne używają ich do najcięższych prac przy naprawach własnych jednostek.
– Cholera. – Znów zmiana planów. Muszą odbić pozostałości tego pancernika, zanim… – Taniu, czy Syndycy mogą przesterować rdzeń reaktora na Najśmielszym?
Desjani wyraźnie posmutniała.
– My tak postępowaliśmy. Oni też. Z pewnością są na to przygotowani.
Zatem nie ma nic do stracenia. Sam przeżył chyba największy szok w swoim życiu, gdy zobaczył, że marynarze Sojuszu przygotowują się do zgładzenia z zimną krwią wszystkich pojmanych wrogów, pakując ich na pokład syndyckiej jednostki i przygotowując ją do samozniszczenia. Ta flota, jego flota, nie robiła już takich rzeczy, ale Syndycy nie mieli najmniejszego powodu, by zmienić własne przyzwyczajenia. Jedyne co mógł uczynić, to uświadomić im coś, czego jeszcze nie rozumieli. Dlatego przerwał przygotowywanie planów i skorzystał z komunikatora.
– Do personelu światów Syndykatu przebywającego w granicach systemu gwiezdnego Lakota, mówi kapitan John Geary, głównodowodzący floty Sojuszu.
Uprzedzam, że zamordowanie jeńców wojennych znajdujących się na pokładzie pancernika Najśmielszy albo na jakiejkolwiek innej jednostce poprzez przesterowanie rdzenia reaktora lub w jakikolwiek inny sposób oznaczać będzie nieuchronną zagładę wszystkich okrętów, wahadłowców i kapsuł ewakuacyjnych należących do sił Syndykatu w tym systemie. Pozostawcie naszych jeńców w spokoju, a klnę się na honor moich przodków, że pozwolimy wam przeżyć. Zabijcie ich, a przysięgam, że zgotujemy wam przed śmiercią najstraszliwsze męczarnie, jakie możecie sobie wyobrazić.
– Wiadomość ta dotrze do formacji, w której znajduje się Najśmielszy, dopiero za dziesięć minut, wkrótce po tym, jak wróg dostrzeże ich przybycie. Miał nadzieję, że to wystarczy.
– To powinno dać im do myślenia – mruknęła Desjani, nie odrywając wzroku od ekranu i przebierając jeszcze szybciej palcami po klawiaturze.
Geary powrócił do wykonywania podstawowego zadania, sprawdzając, czy zdoła zapewnić Najśmielszemu wystarczającą osłonę. Zdawać się mogło, że ta robota nie będzie miała końca, dziesiątki łukowatych linii pojawiały się na holomapie manewrowej, krzyżując się w skomplikowanym tańcu, który przygotowywał, mając zaledwie sekundy na przemyślenie ruchów każdej jednostki.
– Skończyłam – wysapała Desjani.
Geary odznaczył ostatni z ciężkich krążowników, sprawdził raz jeszcze możliwe warianty ruchu wygenerowane przez system i skinął głową.
– Ja też. Proszę sprawdzić wszystkie wyliczenia, ja też to zaraz zrobię. Proszę pamiętać o tym, że ciężkie jednostki muszą się znajdować przez cały czas w zasięgu operowania lekkich, na wypadek gdyby potrzebowały wsparcia.
– Jestem już w połowie, sir.
Przebiegł oczami po wyliczeniach, które zrobiła, i zobaczył dziesiątki smukłych łuków przecinających przestrzeń i wyznaczających kurs dla każdej jednostki, całość tworzyła niezwykle piękny wzór, za którym kryła się iście mordercza siła. Wprawdzie trasy wyznaczone dla lekkich krążowników i niszczycieli nie pokrywały się w stu procentach z kursami większych jednostek, ale były wystarczająco zbieżne. A wszelkie niezgodności da się usunąć, zanim dojdzie do starcia z wrogiem. Przed chwilą zastanawiał się, czy Desjani nie nakaże po prostu tradycyjnego szturmu na ślepo, ale świetnie poradziła sobie z korelacją wszystkich wektorów ruchu i okręty Sojuszu będą mogły zaatakować wspólnie, wzmacniając tym samym siłę rażenia naprędce sformowanego szyku. Stało się jasne, że Desjani nie tylko obserwowała każdy jego ruch na stanowisku dowodzenia, ale i potrafiła wyciągać wnioski. Wspólnym wysiłkiem udało im się podzielić bezładną masę okrętów na dwanaście zgrupowań, których trzony stanowił co najmniej jeden dywizjon pancerników albo okrętów liniowych.
– Nieźle to wygląda. Naprawdę nieźle.
– U mnie też, sir.
– Czy syndycka eskadra pilnująca wrót już zareagowała na nasze przybycie?
– Jeszcze nie. Nie zobaczą nas jeszcze przez… dziewiętnaście minut.
Niewiarygodne, od ich przybycia na Lakotę minęło dopiero jedenaście minut. Geary nie potrafił reagować na ruchy wroga, które jeszcze nie nastąpiły, ale czekanie na pierwsze posunięcie sił Syndykatu, kiedy liczyła się każda minuta, mogło okazać się błędem. Jeszcze raz sięgnął do klawiszy.
– Do wszystkich jednostek Sojuszu, mówi kapitan Geary. Rozpoczynamy przekazywanie rozkazów manewrowych do wszystkich jednostek. Wykonać natychmiast po otrzymaniu. Najważniejszym celem jest przejęcie kontroli nad jak największą liczbą jednostek pomocniczych wroga, zanim zorientuje się on, że chcemy je ogołocić z surowców, a nie zniszczyć, dlatego wszystkie jednostki wyznaczone do zadań związanych z tą częścią operacji muszą ściśle trzymać się planu. Niezwykle ważne jest także, aby nie spowodować przypadkowej eksplozji reaktora któregokolwiek z tych okrętów. Podejrzewamy, że na pokładzie Najśmielszego przetrzymywani są nasi jeńcy wojenni, dlatego upewnijcie się, że nie otworzycie ognia w kierunku tego wraku. Wszystkie pozostałe jednostki otrzymują rozkaz zadania maksymalnych strat wszystkim jednostkom wroga, jakie znajdą się w ich polu rażenia. Postarajcie się, aby nie było co zbierać z tych okrętów. Używajcie głównie piekielnych lanc, oszczędzając amunicję jednorazową, kiedy to tylko będzie możliwe.
Przełączył się na inny obwód, do dowódcy komandosów stacjonujących na jego największych okrętach.
– Pułkowniku Carabali, proszę nawiązać kontakt z dowódcami okrętów, które biorą udział w operacji przejęcia syndyckich jednostek pomocniczych, i upewnić się, że wszystkie grupy desantowe będą miały wsparcie ze strony pani ludzi. Proszę także przygotować zespół uderzeniowy do przejęcia wraku Najśmielszego i oswobodzenia wszystkich jeńców. Najważniejszy jest czas. Wysyłam pani kopię planu manewrowego floty, ona pomoże pani ustalić, które okręty znajdą się najbliżej Najśmielszego. Ma pani zezwolenie na korzystanie z wahadłowców stacjonujących na każdej jednostce floty z wyłączeniem eskadry pomocniczej do transportu swoich oddziałów i przeprowadzenia ewakuacji jeńców. Czy ma pani jakieś pytania?
– Nie, sir – odpowiedziała zwięźle. – Otrzyma pan plan operacyjny do akceptacji w ciągu pół godziny.
– Dziękuję, pani pułkownik, ale w tym czasie mogę być zajęty działaniami skierowanymi przeciw głównym siłom Syndykatu. Jeśli nie otrzyma pani odpowiedzi, proszę uważać wasz plan za zaaprobowany i wykonać go bez kolejnych potwierdzeń.
– Uproszczone dowodzenie, sir? – zapytała zaskoczona Carabali.
– Zgadza się. Dowodzi pani siłami desantowymi i udowodniła pani nie raz, że zna się na rzeczy. Proszę brać się do roboty i zawiadomić mnie, jeśli do wykonania zadania będą potrzebne dodatkowe jednostki.
Carabali skinęła głową z uśmiechem, a potem energicznie zasalutowała.
– Tak jest, sir!
Na trzecim kanale wywołał kapitana Wiedźmy, jednocześnie dowodzącego całą szybką eskadrą pomocniczą, w której skład wchodziły jeszcze Goblin, Dżinn i Tytan.
– Kapitanie Tyrosian, rozkazałem, aby przejęto kontrolę nad możliwie największą liczbą okrętów naprawczych Syndykatu. Musimy ogołocić ich ładownie z pierwiastków śladowych tak szybko, jak to tylko będzie możliwe. Czy macie coś w rodzaju pasa transmisyjnego, którym można połączyć dwie jednostki?
Oddalona o pięć sekund świetlnych Tyrosian przez chwilę miała nieprzytomny wzrok, lecz w końcu zaczęła mówić:
– Posiadamy transmitery ładunkowe, ale nasze systemy podłączeń nie pasują do syndyckich, sir. Nie pasują, bo tak to zostało pomyślane. Musimy wydobyć surowce od Syndyków ich transmiterami do punktu przeładunkowego i dopiero z niego możemy je odebrać naszymi systemami transportu. A to oznacza spore opóźnienia.
Geary zazgrzytał zębami i odwrócił się do Desjani.
– Nasze transmitery nie pasują do syndyckich systemów szybkiego transportu podłączonych do ładowni zawierających pierwiastki śladowe.
– To rozwalmy kadłuby na wysokości tych ładowni, zyskując bezpośredni dostęp do nich – zasugerowała Desjani, w jej głosie dało się wyczuć, że uważa to rozwiązanie za oczywiste.
– Znakomity pomysł. – Geary natychmiast przekazał jej radę na jednostki pomocnicze.
– Takim sposobem spowodujemy sporo uszkodzeń strukturalnych… – zaczęła protestować Tyrosian.
– Te okręty Syndykatu będą nam potrzebne tylko do momentu ogołocenia ich z potrzebnych nam materiałów! Potem mogą się nawet rozlecieć na milion kawałków z powodu uszkodzeń strukturalnych, jakie nastąpią w wyniku wysadzenia poszycia w ich burtach. Do diabła, przecież tego właśnie chcemy, żeby Syndycy nie mieli z nich potem pożytku. Proszę przygotować zespoły przeładunkowe. Będziecie potrzebowali pomocy oddziałów desantowych przy robieniu tych otworów?
Tyrosian zrobiła urażoną minę.
– Mechanicy są lepsi w wysadzaniu niż komandosi, sir – oświadczyła.
– Kiedyś urządzimy wam na tym polu zawody, kapitanie. Proszę przystąpić do natychmiastowego wykonania rozkazów i dać mi znać, jeśli traficie na jakieś problemy.
Geary opadł na oparcie, oddychał ciężko, ciągle nie mógł wyjść z podziwu, że wspólnie zdołali tak szybko stworzyć cały plan działania. Spojrzał na Desjani i zobaczył, że ona także siedzi wygodnie i uśmiecha się do niego. Miała lekko poczerwieniałą twarz, jakby musiała przyśpieszyć kroku tuż przed metą.
– Kapitanie Desjani, czy ktoś już pani mówił, że jest pani cholernie dobrym oficerem floty?
Uśmiech na jej twarzy jeszcze się poszerzył.
– Dziękuję, sir.
Gdy Geary uspokoił oddech, mógł oddać się całkowicie obserwacji wspólnego dzieła. Tak wiele razy współpracował z Desjani, ale nigdy z takim skutkiem. Przewidywali swoje ruchy, wspierali się gdzie trzeba, razem stworzyli idealny plan działania floty. Gdyby miał to opisać inaczej, najbliższym prawdzie byłoby stwierdzenie, że uprawiali seks… nie uprawiając seksu. Spojrzał jeszcze raz na poczerwieniałą wciąż Desjani, tym razem z radości, i pomyślał, że ta metafora mogłaby się jej nie spodobać. Popatrzyła mu prosto w oczy, jej uśmiech nagle zaczął niknąć, ustępując zdziwieniu. Odwróciła się od niego. Wspaniale. Odebrał jej resztki radości głupim wyrazem twarzy.
I co teraz? Trzeba znaleźć sobie nowe zajęcie. Jak na przykład prowadzenie bitwy.
– Kiedy dostrzeże nas syndycka flotylla?
– Za pięć minut – odparła Desjani, znów profesjonalistka w każdym calu.
– Ale to wielkie skupisko naprawianych okrętów powinno już reagować na nasze pojawienie się w systemie.
– Niektóre się ruszyły. Widzi pan wskazania aktywności? Liny łączące niektóre remontowane jednostki i jednostki pomocnicze zostały zerwane. Wygląda na to, że okręty wojenne, które mogą nadal walczyć, szykują się do otwarcia ognia albo ucieczki.
– Mam tylko nadzieję, że jednostki remontowe nie zaczną za nimi uciekać. – „Uciekać” było słowem kluczowym tej operacji. Nawet szybka eskadra pomocnicza floty Sojuszu była taka jedynie z nazwy, choć podobno wyprodukowano ją z myślą o dotrzymywaniu kroku standardowym okrętom wojennym. Ale te latające fabryki albo stocznie czy nawet zwykłe latające warsztaty nie potrafiły manewrować jak rasowy krążownik, ich silniki pozwalały na uzyskanie zaledwie minimalnych przyśpieszeń i w niczym nie mogły się równać z osiągami jednostek innych klas bojowych. Na dokładkę syndyckie jednostki pomocnicze były wyładowane po brzegi częściami i surowcami potrzebnymi do produkcji amunicji i paliwa, co powinno je czynić jeszcze bardziej ociężałymi.
Wysunięte jednostki floty Sojuszu pokonały już punkt zwrotu nad polami minowymi, które strzegły tras prowadzących do studni grawitacyjnej i z powrotem. Każdy okręt, który przekraczał ten punkt, zaczynał wykonywać zwrot i przyśpieszać, lecąc prosto na wroga; flota przelatująca przez szczyt pola minowego przypominała wodospad poruszający się jakby wbrew prawom fizyki, w górę.
Nieulękły także pokonał punkt zwrotu, skręcił w dół i wszyscy poczuli, jak przyśpiesza, mimo że wszystkie kompensatory aż wyły z wysiłku, starając się przejąć ogromne przeciążenia działające na kadłub i uwięzionych w nim ludzi. Kiedy chodziło o dotarcie do wroga, Desjani nie marnowała czasu.
– Syndycy z flotylli strzegącej wrót powinni nas już zauważyć – rzuciła. – Powinniśmy zauważyć ich reakcję w jakieś… dwadzieścia do dwudziestu pięciu minut od momentu rozpoczęcia szarży zależnie od tego, co robili w tym czasie.
Po tak intensywnych działaniach, do jakich byli niedawno zmuszeni, kolejne dwadzieścia minut wlokło się jak obraz odtwarzany w zwolnionym tempie. Ale to opóźnienie pozwoliło Geary’emu na zapoznanie się ze wszystkimi raportami napływającymi nieprzerwanym strumieniem ze wszystkich okrętów. Po raz pierwszy od momentu, w którym flota wykonała pośpieszny skok na Lakotę, miał szansę na dokładniejsze przyjrzenie się aktualnym stanom zapasów i prowadzonych napraw.
Podczas ostatniej fazy starcia na Lakocie Wojownik dostał się pod zmasowany ostrzał ze strony czterech pancerników atakujących jednostki pomocnicze Sojuszu, których miał bronić. Jego załoga dopiero co wypruwała z siebie żyły, żeby pousuwać uszkodzenia powstałe podczas walk na Vidhi, aby okręt był gotowy stawić czoło wrogowi, ale dzisiaj wielki okręt znów nie nadawał się do walki. Geary kiwał ze smutkiem głową, gdy przed jego oczami ukazywały się najnowsze raporty dotyczące stanu uszkodzonego pancernika. Wprawdzie okręt nadążał za resztą floty, ale jeszcze długo nikt nie zobaczy go na pierwszej linii ognia.
Załogi pozostałych dwóch pancerników, Oriona i Dumnego, nie wykazały się tak wielkim poświęceniem przy naprawach równie poważnych uszkodzeń z bitwy na Vidhi i dlatego jednostki te nadal nie nadawały się do użytku, choć nie poniosły niemal żadnych strat podczas ostatniej potyczki. Amazonka, Nieposkromiony, Zemsta i Odwet to kolejne cztery poważnie uszkodzone pancerniki, ale w odróżnieniu od poprzedniej pary ich załogi dokonały istnych cudów i po dwóch skokach w nadprzestrzeń doprowadziły swoje jednostki do porządnego stanu.
Okręty liniowe, które w zamian za lepsze manewrowanie i większą szybkość działania zapłaciły o wiele mniejszym opancerzeniem i słabszymi tarczami – przynajmniej w porównaniu do pancerników – też nie wyglądały najlepiej. Większość z nich została poważnie uszkodzona podczas wycofywania się z Lakoty, ale niemal wszystkie, podobnie jak Nieulękły, zdołały wyremontować uszkodzone stanowiska ogniowe, podłączyć baterie piekielnych lanc i odzyskać pełną sprawność silników. Tylko Śmiały i Wspaniały znajdowały się w na tyle złym stanie, że nie powinny angażować się w poważniejsze starcia w najbliższym czasie. Geary miał nadzieję, że zdoła powstrzymać dowódców tych jednostek przed pochopnym wyruszeniem w stronę najcięższych walk, jakie zobaczą.
Pozostałe ciężkie i lżejsze krążowniki oraz liczne niszczycieli znajdowały się w podobnym stanie, chociaż wśród tych ostatnich niewiele było poważnych uszkodzeń, one szły na szpicy floty uciekającej na Ixiona. A jeśli któryś z małych okrętów dostawał się pod poważny ostrzał, jego cienki pancerz nie pozwalał na przetrwanie przy bezpośrednich trafieniach i zazwyczaj albo eksplodował, rozpadając się na kawałki, albo całkowicie tracił zdolność manewrowania. Jednostki te uniknęły zdziesiątkowania tylko dzięki woli Geary’ego, który umieścił je w środku formacji. Zaledwie cztery niszczyciele i trzy lekkie krążowniki nie przetrwały ostatniej wizyty floty na Lakocie.
Cztery okręty z eskadry pomocniczej, jakże ważne dla przetrwania floty, wyszły z bitwy niemal bez jednego draśnięcia, głównie dzięki fantastycznej obronie Wojownika. Jedyne trafienie, jakie zaliczył Tytan, zostało już naprawione w nadprzestrzeni.
Dopóki Geary nie zaczynał interesować się szczegółowo liczbą widm pozostających w dyspozycji floty czy resztek kartaczy w ładowniach albo przerażająco niskim poziomem ogniw paliwowych, mógł uznać, że jego flota ma się nieźle.
– Ciekawe, dlaczego Syndycy nie wykonali więcej napraw? – zastanawiał się na głos. – Mieli przecież tyle samo czasu co my, a ich okręty nadal wyglądają na o wiele bardziej uszkodzone.
Desjani spojrzała na niego zdziwiona.
– Z tego co wiem, oni nie posiadają zespołów remontowych na pokładach okrętów. U nich to jest o wiele bardziej scentralizowana procedura. Uważają, że tym sposobem są bardziej wydajni, i jak sądzę, mogą obsadzać jednostki mniejszymi załogami. Na moje oko nie robiono nic, dopóki nie pojawiły się latające doki i statki remontowe, a to musiało potrwać chwilę, zanim je przywołano po bitwie, mogły przecież stacjonować nawet w sąsiednim systemie. Ta formacja znajduje się bardzo blisko miejsca, w którym walczyliśmy, więc można założyć, że wyruszyła dopiero dzień albo góra dwa dni temu.
– Syndycy przed wojną byli bardzo podobni do nas – zauważył Geary. – Wydaje mi się, że te zmiany nastąpiły w wyniku ciężkich strat, jakie ponosili. Ale metody działania, które pani opisuje, bardziej pasują do czasów pokoju, kiedy czas nie jest takim luksusem i można poczekać, aż dotrze się do stoczni albo przylecą jednostki pomocnicze. Na krótką metę być może robią oszczędności, ale w warunkach nieprzerwanej wojny nie bardzo im się to opłaci.
– W każdym razie na pewno nie dzisiaj… – wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
– No, mamy wreszcie taką reakcję ze strony Syndyków pilnujących wrót.
W wielkim pośpiechu zaczęła przełączać się na wyświetlacze, aby pokazać dwa pancerniki, które kierowały się w stronę nadlatujących okrętów Sojuszu.
– Tylko dwa pancerniki? A co z pozostałymi?
– Nie widzimy jeszcze ich reakcji, sir. – Desjani sprawdzała coś. – Te dwa pancerniki leciały wcześniej w naszym kierunku i znajdują się teraz w odległości dwudziestu dwu minut świetlnych. Reakcję reszty floty zobaczymy dopiero za parę minut.
Trwało to nieco dłużej, niż sądziła Desjani, która wywnioskowała z tego, że reszta flotylli oddala się teraz od floty Sojuszu. I miała rację.
– Rozdzielili się.
– Rozdzielili się? – W czasie gdy Geary patrzył na ekran wyświetlacza, sensory floty nieustannie uaktualniały zarejestrowane z opóźnieniem obrazy przedstawiające domniemane ruchy jednostek wroga. Dwa pozostałe pancerniki w towarzystwie okrętów liniowych i wszystkich mniejszych jednostek gnały na złamanie karku po najprostszym wektorze prowadzącym do wrót hipernetowych. Znajdowały się w odległości dwudziestu ośmiu minut świetlnych i nadal przyśpieszały, w chwili obecnej osiągając już ponad 0.1 świetlnej. Geary nie musiał prosić komputerów o przeliczenia, gdyż i bez nich wiedział, że flota Sojuszu nie ma żadnych szans na doścignięcie tych okrętów. – Zamierzają bronić wrót, a w razie konieczności zniszczyć je, abyśmy nie mogli skorzystać z hipernetu. Ale po co dzielili zgrupowanie, które i tak jest o wiele słabsze od nas? Dlaczego wysłali nam naprzeciw te dwa pancerniki? Czy to ma być jakiś rodzaj dywersji? – Sprawdził szybko odczyty dotyczące ich kursu i po chwili już wiedział. Oba okręty kierowały się prosto na skupisko remontowanych jednostek.
– Zamierzają bronić swoich – zauważyła rzeczowo Desjani. – To gest bez znaczenia, ale syndycki dowódca go uczynił.
Dwa pancerniki. Geary miał do dyspozycji szesnaście okrętów tej klasy – jeśli nie liczyć poważnie uszkodzonego Wojownika – które mógł im przeciwstawić, a do tego kolejne szesnaście okrętów liniowych.
– Do tego służą pancerniki – powiedział Geary nadspodziewanie łagodnym tonem, przypominając sobie słowa kapitana Mosko wypowiedziane, zanim zabrał Nieposłusznego, Najśmielszego i Niestrudzonego prosto w objęcia śmierci, którą okupił ocalenie reszty floty. – Ale to naprawdę niepotrzebny gest. Uszkodzone okręty nie zdołają uciec przed nami bez względu na to, co zrobią załogi tych dwóch pancerników. Przecież one pojawią się tutaj dopiero w cztery godziny po tym, jak zaatakujemy tę formację. Wyrzucono je na śmietnik zupełnie bez powodu.
– Może syndycki dowódca otrzymał rozkazy jednoczesnego bronienia uszkodzonych okrętów i wrót hipernetowych, wykonał więc pusty gest, żeby nikt nie mógł mu niczego zarzucić.
Brzmiało to tak nieprawdopodobnie, że musiało być prawdą. Misja przerasta siły przeznaczone do jej wykonania, więc poświęca się część z nich, aby usatysfakcjonować niezrozumiałe oczekiwania wyższego dowództwa. W czasach młodości Geary’ego, przed stu laty, takie rzeczy zdarzały się wyłącznie na manewrach. Udawane straty w udawanych bitwach, ale nawet wtedy nie wątpił, że sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej, gdyby doszło do prawdziwej walki, chociaż tak twierdzili starsi oficerowie. Gdyby zastosować podobne rozwiązania w prawdziwej bitwie, straty byłyby po wielekroć wyższe. Z tego co widział na własne oczy, wojna udowodniła, że przynajmniej ostatnie z tych stwierdzeń było prawdziwe.
– I dobrze – powiedział. – Kapitanie Desjani proszę przygotować naszą flotę do starcia, chcę mieć pewność, że nie stracimy żadnej jednostki w trakcie likwidowania tych dwóch pancerników.
– Kapitanie Desjani – wpadł mu w słowo jeden z wachtowych. – Rezerwy paliwowe Nieulękłego właśnie zeszły poniżej pięćdziesięciu procent.
Tania przyjęła meldunek i spojrzała na Geary’ego.
– Nasz stary grzeczny chłopczyk nigdy nie był taki głodny.
„Stary grzeczny chłopczyk” dopiero dwa lata temu opuścił dok stoczni, ale komodor i tak poczuł dreszcz, słysząc te słowa. Jeśli tym razem nie zdążą ograbić syndyckich jednostek pomocniczych, flota zacznie mieć poważne problemy z powrotem do domu. Okrętów wojennych nie napędza się modlitwami.
Czterdzieści minut od momentu, w którym powrócili na Lakotę. Jak dotąd wszystko szło dobrze. Ale ile jeszcze czasu im zostało, zanim ogromna flota pościgowa pojawi się w punkcie skoku, gotowa zrobić wszystko, by okręty Sojuszu drugi raz jej nie uciekły?