Flavia?
Dla większości był to nieznośny szok. Unni i Mortenowi zakręciły się łzy w oczach, a Jordi i Antonio nie mogli uwierzyć w to, co widzą.
– Powiedzcie, że to nieprawda – szepnął Jordi. Ledwie dobywał słów.
Flavia wyglądała niemal równie elegancko jak zawsze. Najwyraźniej czegoś się nauczyła, bo na nogach miała porządne buty spacerowe, oczywiście ze szlachetnej skóry, a jej strój znacznie lepiej niż wcześniej nadawał się na piesze wycieczki.
Ale włosy miała ułożone idealnie, a na twarzy jak zwykle staranny makijaż.
W ręku trzymała jakiś gruby list.
– Ty głupi Jordi! – powiedziała ze współczuciem. – I głupia Gudrun, która absolutnie niczego nie zrozumiała. Wydawało jej się, że odbiera mi Pedra, i jeszcze miała z tego powodu wyrzuty sumienia. Mnie ani trochę nie zależało na Pedrze, tym słabowitym starcu. Gudrun nie miała też pojęcia, co się dzieje w jej domu, w tej opuszczonej przez Boga wioszczynie nad morzem.
– Przynajmniej wyjaśnij nam wszystko porządnie, a nie obrażaj naszych przyjaciół! – zażądał Jordi. Oczy pociemniały mu z gniewu i rozczarowania.
– Nie, nie mamy teraz na to czasu. Odsuńcie się, żebyśmy my mogli zejść na dół. Thore na razie was popilnuje.
Wszedł Thore Andersen, w ręku trzymał pistolet.
Antonio już wcześniej schował zarekwirowane bandzie Emmy pistolety do plecaka, a poza tym nie miał ochoty uciekać się do używania broni. Posłał natomiast Miguelowi wiele mówiące spojrzenie.
Dobry Boże, niechże on wciąż będzie Miguelem, lecz posiadającym moc Tabrisa, poprosił w duchu.
Jego prośba została wysłuchana, przez kogo, nie wiadomo. Miguel działał chyba z własnej inicjatywy. Odwracając się do nowo przybyłych, skrzyżował dłonie.
Od tej chwili nie mogli ruszyć się z miejsca, a gdy tylko usiłowali podjąć taką próbę, trzaskały iskry jak przy spięciu elektrycznym. Thore Andersen wypuścił z ręki pistolet, ktoś nogą przesunął go w kąt.
– Będziecie tak stać, dopóki wszystkiego nam nie wyjaśnicie – oznajmił Jordi. – Nie możecie swoją chciwością zniweczyć wszystkich naszych wysiłków.
Chudy patrzył na niego z ponurą miną. Stracił kontrolę nad sytuacją i nie mógł tego znieść.
– Możemy chyba współpracować? My weźmiemy skarb, a wy będzie mogli rozwiązać swoją głupią zagadkę.
– Obawiam się, że skarb i zagadka są ze sobą mocniej związane, niż się nam wydawało. Flavio, winna nam jesteś wyjaśnienie!
– Czy ten potwór obieca, że później nas puści? Miguel kiwnął głową. W świetle wpadającym przez otwór w suficie wyglądał naprawdę przerażająco.
– Skąd on się wziął? – spytał chudy.
– Najwyraźniej nie jesteście na bieżąco – zadrwiła Unni. – Tak to już bywa, Flavio, kiedy człowiek odłączy się za wcześnie. Opowiedz nam teraz swoją historię.
Włoszka miała twarz tak ściągniętą, że wyglądała teraz na o dziesięć lat starszą. Uznała jednak, że skoro inaczej nie zdołają się uwolnić, to powinna mówić.
– Morten, ty głupi nieznośny chłopaku, ty też niczego nie zrozumiałeś! Poznałam twego ojca, Knuta, we Włoszech, przy okazji załatwiania jakichś interesów. Był już żonaty z twoją żałosną matką, Sigrid…
I Morten, i Unni, i Jordi wystąpili o krok w przód.
– Nie nazywaj wspaniałej, nieszczęśliwej Sigrid żałosną! – wykrzyknęła Unni.
Flavia nie zaszczyciła jej nawet jednym spojrzeniem.
– Zawróciłam w głowie twojemu ojcu. Spędziliśmy razem wieczór. Sądziłam, że na tym się skończy i że nic więcej z tego nie będzie. Przystojny mężczyzna, ale zanadto plebejski. Poszliśmy do restauracji, on trochę wypił, a potem pokazał mi to.
Podniosła list do góry.
– Co to za list? – spytał Antonio.
– Właściwie to nie jest wcale list, to dziennik jego teścia.
– Zaginiony dziennik?! – wykrzyknął Jordi. – Gudrun nie mogła znaleźć zapisków męża, Jonasa. Tymczasem on pokazał go swemu zięciowi, Knutowi Andersenowi?
– Nie, Jonas dawno już wtedy nie żył. Sigrid przechowywała dziennik w swojej kryjówce, nie zdając sobie sprawy z tego, co to jest.
– Ale jej mąż zrozumiał? – w głosie Jordiego dała się słyszeć gorycz. – I tobie też coś zaświtało w głowie?
– Mylisz się, mój drogi, Knut nawet w połowie nie zrozumiał wartości tego dziennika. Nie chciał mi go jednak oddać. Cóż, musiałam się z nim związać, pobraliśmy się i dzięki temu uzyskałam dostęp do waszego kręgu. Znałam już wcześniej tę historię od Pedra, z którym często kontaktowałam się w sprawach służbowych. Pedro oczywiście nic nie wie o dzienniku, ten rękopis jest zbyt cenny, żeby o nim rozpowiadać na lewo i prawo.
Antonio wyciągnął rękę.
– Możemy go obejrzeć? Flavia natychmiast schowała papiery.
– Nigdy w życiu! Ale napisane jest tu wszystko o ukrytej dolinie, o kościele i o krypcie. O tym, jak należy ją otworzyć…, Nie wiedzieliśmy tylko, gdzie może znajdować się ta dolina, ale okazaliście się bardzo życzliwi i zaprowadziliście nas do niej. Muszę jednak przyznać, że była to niezwykle kręta droga.
– Kogo masz na myśli, mówiąc „my”? – spytał Jordi. – Że ty jesteś Flavia Cleve, Włoszka i dama z wyższych sfer, to już wiemy, ale pozostała dwójka?
– Pozwólcie, że przedstawię: Mój brat, conte Bruno Cleve…
Unni dodała przemądrzale:
– Po norwesku „hrabia” Cleve. Brawo! A więc to jego Elio niemal pokonał w szachach?
– Uf, ten nieszczęsny głupek Elio! To był prawdziwy koszmar, kiedy mieszkał u nas razem z rodziną. W dodatku niewiele miał do powiedzenia, właściwie o niczym nie wiedział.
– Elio nie jest wcale głupkiem – zaprotestował ostro Jor – di. – A kim jest Thore Andersen? Jakimś zwykłym człowiekiem, który przypadkiem nosi to nazwisko, czy też…
Thore odpowiedział za siebie:
– Że też nigdy o mnie nie słyszałeś, Mortenie! Jestem czarną owcą rodziny, kuzynem twego ojca. Wyrzucono mnie ze szkoły za nieodpowiednie zachowanie i za – ciągnąłem się na statek. Ponieważ z twoim ojcem na – wet nieźle mi się układało, załatwił mi pracę u pana Cleve we Włoszech. Zostałem jego szoferem i nie tylko. No i znałem już wtedy tajemnicę Knuta. Wiedziałem o jego dzienniku.
Morten odpowiedział:
– Rzeczywiście, słyszałem kilka razy o jakimś ciemnym tępym typie, który wpędzał dziewczęta w kłopoty i zaraz się zmywał. Ale nikogo nie obchodził nawet na tyle, żeby wspomnieć, jak ten człowiek miał na imię!
– No, no! – Thore czerwony na twarzy jak burak próbował skoczyć do Mortena, ale wokół niego zaczęły zaraz trzaskać niebieskie iskierki.
– Stój w miejscu, ty idioto! – zawołała Flavia, wyraźnie wyprowadzona z równowagi.
Jordi uspokoił ją, zadając następne pytanie.
– A potem uczepiłaś się Mortena i odgrywałaś rolę troskliwej macochy, o wiele milszej niż jego rodzony ojciec. Co się właściwie stało z ojcem Mortena, Knutem? On zmarł przy tobie, we Włoszech. Jak była przyczyna śmierci?
Flavia zerknęła na brata, a potem wzruszyła ramionami.
– Wylew, tak twierdził lekarz.
– Rzeczywiście? – spytał Jordi podejrzliwie. – A gdy I pomagałaś mi podczas mojej pierwszej podróży do Hiszpanii, razem z Pedrem pielęgnowałaś mnie w jego domu w Madrycie… Czy po to, żeby wydobyć ode mnie informacje?
– Oczywiście! A jak myślałeś?
– Sądziłem, że jesteś dobrą kobietą o ciepłym sercu – odparł Jordi z powagą. – I opowiedziałem ci o wszystkich moich spotkaniach z rycerzami.
– Tak, tak, wygadywałeś różne bzdury. – Flavia uśmiechnęła się pogardliwie. – Ale udzieliłeś mi wielu informacji.
– Wcześniej też się ze mną kontaktowałaś. Rozumiem teraz, że miałaś taki sam cel. Przyczepiłaś się do nas… i jesteś odpowiedzialna za większość ataków na nas!
– O, nie, tym zajęła się ta banda na podłodze. Możecie mi wierzyć, że my nie mamy z nimi nic wspólnego.
– W to rzeczywiście wierzę. Wtrącił się Morten:
– Widziałem was w lesie w Skanii. Nadchodziliście, dwaj mężczyźni i kobieta, a potem na mój widok rzuciliście się do ucieczki.
W tym momencie Jordi i Antonio nie na żarty się wystraszyli. Nie wolno przecież wspominać o gryfach, a tamci szukali wtedy właśnie gryfa!
Antonio przerwał więc Mortenowi.
– Zawsze miałem kłopot z odpowiednim określeniem relacji z tobą, Flavio. Teraz rozumiem już, dlaczego. Ale jedno chcę wiedzieć. To ty atakowałaś Sissi raz po raz, prawda? Uderzyłaś ją w grotach Lano, obluzowałaś kamień w ruinach rycerzy, przez co Sissi znalazła się w zamknięciu i została uwolniona przez czysty przypadek. Próbowałaś też otruć ją, gdy piliśmy irish coffee… I w innych sytuacjach.
– To była konieczność – odparła Flavia krótko. – Sissi ma prawdziwy talent do języków, a w grotach Lano przechodziła obok, kiedy rozmawiałam po włosku z bratem. To była bardzo ważna rozmowa, a nie wiedziałam, ile ona mogła z niej usłyszeć.
– Nie podsłuchuję cudzych rozmów – oświadczyła Sissi urażona. – Zamykam wtedy uszy.
Wyraz twarzy Flavii mówił wyraźnie, że przynajmniej teraz uważa Sissi za osobę bez znaczenia w grupie. Sprowokowało to Unni.
– A kiedy rozstałaś się z nami przy Reinosa, to głowę dam, że nie pojechałaś do Madrytu, jak udawałaś przez telefon, twierdząc, że cudownie ci jest, kiedy pławisz się znowu w luksusach. Takie oszustwo w dzisiejszych czasach to żaden problem, kiedy są telefony komórkowe. Wyruszyłaś w góry razem ze swoimi dwoma kompanami. Raz nasze ścieżki się przecięły, minęliście nas zaledwie o dwa metry i poszliście w złym kierunku, a my oczywiście nie zamierzaliśmy was zawracać. Wiele razy źle wam zresztą poszło.
Jordi szepnął Unni, by nie była taka złośliwa, i nawet go posłuchała.
– Ach, Boże, jakaż ja jestem głodna! – westchnęła. – Szkoda, że nie zabraliśmy ze sobą serów, ale one leżą u Pedra i Gudrun w Panes. Mam nadzieję, że przynajmniej oni nie są tacy głodni.
– Unni, spróbuj zachować trochę powagi – poprosił Morten.
– Ja jestem poważna, a właściwie bliska płaczu. I zawsze, gdy się tak ze mną dzieje, palnę coś głupiego. Sama próbuję dodać sobie otuchy. Przepraszam.
I właśnie w tej chwili ktoś czy coś siadł okrakiem na dachu kościoła i zaczął mocno uderzać w niego piętami.
Miguel odruchowo wyciągnął rękę, żeby przyciągnąć Sissi do siebie i chronić ją. Jak się okazało, było to najgorsze, co mógł zrobić.
Walenie w dach ustało, a wewnątrz kościoła zapanował półmrok. Światło przesłoniła paskudna głowa Zareny.
– Aha! – zawyła triumfalnie. Jej długa ręka zakończona szponami pochwyciła Sissi i podciągnęła ją do góry.
Zarena była demonem, natomiast Miguel wciąż zachowywał swą ludzką postać.
Nie miało to jednak potrwać długo!
Z wielkim szumem rozwinął swe wspaniałe skrzydła, jego ciało się powiększyło, potem w jednej chwili wystrzelił przez sufit, a na ludzi stojących w kościele posypały się kamienie i drewno. Ci, którzy po raz pierwszy mieli okazję widzieć demona, omal nie zemdleli ze strachu.
Kiedy Tabris skoncentrował wszystkie swoje siły na ratowaniu Sissi, jego czar niewolący obie grupy poszukiwaczy skarbów prysnął i w starym kościele zapanował prawdziwy chaos. Na dodatek wszyscy zanosili się kaszlem, bo w powietrzu unosił się kurz i pył, opadający z góry lub podnoszony z dołu. Emma i Flavia wrzeszczały jak opętane, tak bardzo przeraziła je obecność demona. Dopiero gdy kurz nieco opadł i mogli jako tako się rozejrzeć, Jordi i jego przyjaciele zorientowali się, jak wiele znaczyła dla nich pomoc Miguela.
– Sissi… – wyjąkał Morten. – Co będzie…?
– Nie myśl o Sissi – odparł Antonio. – Nią zajmie się Miguel, więc można powiedzieć, że dziewczyna ma szczęście. Nam wystarczy tego, co nas czeka tutaj.
Mówiąc to, szarpnął do siebie plecak z pistoletami, po który próbował sięgnąć Kenny. Jordi i Thore Andersen jednocześnie skoczyli w kąt po leżącą tam broń. Thore po to, by z niej strzelać, Jordi, by temu zapobiec.
W tym czasie Flavia przebiegła do zejścia do krypty, lecz Unni, niewiele się namyślając, wystawiła nogę. Flavia oczywiście potknęła się i przewróciła. Sunęła wśród kurzu twarzą po kościelnej posadzce i zatrzymała się dopiero przy schodach. Juana i Morten natychmiast na niej usiedli.
Chudy hrabia obserwował całe zajście z dostojnym spokojem, przynajmniej pozornie. Trwało to do chwili, gdy Tommy wymierzył mu cios zaciśniętą pięścią i szlachcic stracił równowagę.
Emma usiłował zbiec w dół schodami, lecz Flavia swobodną ręką złapała ją za kostkę. Emma upadła i uderzyła się przy tym tak mocno, że straciła przytomność.
Alonzo pokazał swoją prawdziwą naturę. Jego zdolności przywódcze, których istnienie usiłował wmówić innym, okazały się jedynie pobożnymi życzeniami. Stał, na przemian otwierając i zamykając usta, kompletnie do niczego nieprzydatny. W końcu Thore Andersen, który przegrał walkę o pistolet, uderzył go w twarz kawałkiem deski. Wszyscy walczyli przeciwko wszystkim. Alonzo osunął się na ziemię, z przerażeniem obserwując własną krew, płynącą mu z nosa i ściekającą między palcami.
Thore Andersen postanowił uciekać przez drzwi. Do tego jednak dopuścić nie chciał Kenny i wbił nóż w ramię niedoszłego uciekiniera. Nie była to rana poważna, wystarczyła jednak, by Thore się poddał.
Jordi odciągnął Emmę ze schodów i wspólnymi siłami wraz z Antoniem i Mortenem udało im się nasunąć kamienną płytę na dawne miejsce. Unni, zastępując Mortena, przysiadła na nogach Flavii.
Antonio jeden pistolet rzucił Unni, a drugi sam zatrzymał. Jordi trzymał już wtedy broń w ręku.
Na moment przejęli kontrolę nad sytuacją.
Zdawali sobie jednak sprawę z tego, że Flavia wie, iż żadne z nich nigdy nie będzie w stanie strzelić do drugiego człowieka.
Najważniejsze więc w tej chwili było zmusić ją do milczenia.
Tym zajęli się Morten z Juana. Na polecenie Jordiego posłużyli się pięknym swetrem Unni jako kneblem i związali Flavii ręce na plecach tak, by nie mogła się go pozbyć.
– Mam nadzieję, że ona ma alergię na wełnę – mruknęła Unni do Juany.
– A więc dobrze – powiedział wreszcie Antonio surowo. – Teraz możemy chyba przystąpić do negocjacji.
Tabris widział, jak Zarena wznosi się z swą zdobyczą w stronę wzgórz.
Ach, nie, byle nie zemściła się tak samo jak ja na niej, myślał zrozpaczony. Nie może teraz puścić Sissi!
Ale Zarena była przecież demonem zemsty i właśnie tego należało się po niej spodziewać.
Muszę się starać trzymać tuż pod nimi, tak żebym mógł złapać Sissi w razie upadku.
Nie pamiętał, by kiedykolwiek przedtem odczuwał tak straszne napięcie.
Ale kobiecy demon miał inne plany. Zarena zanurkowała w dół, omijając Tabrisa, i wylądowała na pustej górskiej równinie wśród Picos de Europa. Tabris pospieszył za nią. Doskonale znał Zarenę. Poza tym on sam wcześniej nie okazał jej łaski i przez to sytuacja stała się po dwakroć niebezpieczna. Ona miała teraz w swej złej mocy istotę, która była mu najdroższa.
Najdroższa! Tabris doznał szoku, gdy zrozumiał, że przekroczył granice ludzkiego świata, jeśli chodzi o uczucia. Uczucia dla innych.
Ale teraz był Tabrisem. Cudownie było znów móc poczuć swoje siły, wiedzieć, ile się potrafi, i nie być sparaliżowanym ludzką słabością i bezsilnością.
Mknąc przez powietrze, pozwolił sobie na uśmiech. Jako Miguel zyskał pewną ludzką cechę, wstydliwość. Jako Tabris nigdy nie krył nagości, teraz jednak było inaczej. W momencie przemiany w demona zatroszczył się o to, by proste ludzkie ubranie urosło wraz z nim, jak gdyby stanowiło część jego ciała. Teraz się z tego cieszył. Sissi była wyzwoloną, otwartą osobą, lecz widok nagiego demona mógłby okazać się dla niej zbyt mocnym przeżyciem.
Jego uśmiech zgasł. Sissi w rękach Zareny była niczym delikatny kwiat. Istniało tylko jedno wyjście z tej sytuacji. Chyba że…
Tabris wylądował na równinie. Bał się zanadto zbliżać do Zareny, by nie narażać życia Sissi.
Był teraz przerażającym demonem Tabrisem. Sissi patrzyła na niego, a w jej oczach malował się strach, lecz nie jego się bała. Oczy po prostu błagały go o pomoc.
Cudowna Sissi! Tak długo zwlekał. Ukrywał przed wszystkimi swoje zauroczenie, sądził bowiem, że ta dziewczyna należy do Mortena.
Zarena roześmiała się drwiąco.
– Po co się tak wysilasz, przecież ona i tak niedługo umrze!
– Ale przynajmniej nie z twojej ręki.
Tabris był tak wściekły i zrozpaczony, że nawet nie widział wyraźnie.
– Teraz wyrwę jej wszystkie włosy – zaśmiała się Zarena ochryple. – Czy może mam najpierw urwać jej palec, rozszarpywać ją kawałek po kawałku? Czyż to nie będzie cudowne? Nie, nie, nie zbliżaj się, bo złamię jej kark! Ściągaj ubranie, głupia dziewucho!
Twardymi przypominającymi szpony palcami zerwała z Sissi kurtkę, spodnie i buty. Wystarczyły jej do tego dwa ruchy.
Tabris stał nieruchomo, zbierał siły. Był duchem wolnej woli, a przez to posiadał moc, z której nigdy dotychczas jeszcze nie korzystał. Nawet Zarena nie wiedziała o jej istnieniu.
Tabris potrafił ingerować w wolną wolę innych. Zmuszać, by szli za głosem swego najgorętszego pragnienia.
Jakie mogło być największe życzenie Zareny? Myśl prędko, Tabrisie! Zemsta na nim? Nie, to dla niej drobiazg, zresztą uważała zapewne, że już właściwie tego dokonała.
Wypowiedział swoją myśl na głos.
– Czy to nie ciebie nasz Mistrz zamierzał uznać za swą stałą partnerkę? Będziesz musiała się pospieszyć, bo właśnie wybierają Siserę, demona żądzy, na władczynię. Podczas twojej nieobecności Mistrz zwrócił oczy właśnie na nią.
Oczy Zareny zmieniły się w tryskające zielonym światłem fontanny.
– Kłamiesz! Kłamiesz! Od bardzo dawna nie byłeś już w Ciemności!
– Wcale nie muszę tam latać, żeby wiedzieć, co się tam dzieje. Potrafię wykorzystać swoje kontakty.
Zarena wydała z siebie ryk gniewu i zniecierpliwienia. Przenosiła wzrok z Sissi na Tabrisa i rozglądała się dokoła. A potem diabeł w nią wstąpił, widać to było wyraźnie po jej oczach.
– Mogłabym zgnieść tę dziewczynę, ale taka zemsta jest zbyt prosta. Dostaniesz ją. Będziesz ją miał, dopóki będzie żyła. A później zostaniesz sam. Sam, słyszysz?
Jak błyskawica pomknęła ku wyżłobieniu u stóp góry, zbyt niskiego, by dało się go nazwać grotą czy jaskinią. Było to ot, takie sobie zagłębienie pod skałą. Tam właśnie cisnęła Sissi, wcześniej mocno ją uderzając.
Tabris natychmiast pospieszył do dziewczyny. Wiedział, że nie zmieści się w skalnym zagłębieniu w postaci demona, więc czym prędzej przeobraził się z powrotem w Miguela i wtoczył do środka.
Ale Zarena nie ustąpiła. Zobaczyła, że Tabris uklęknął przy Sissi, i w tym momencie wykonała kilka ruchów. Przypominała przy tym pająka tkającego sieć. I właśnie kamienna sieć zamknęła wyjście ze skalnej wnęki.
– Można ją otworzyć tylko z zewnątrz! – zawołała triumfalnie i zniknęła.
Podskoczyła wysoko, a opadając, wbiła się nogami w ziemię. W sekundę zniknęła Tabrisowi z oczu.
Wiedział, że Zarena nigdy więcej już tu nie wróci.
Szarpał kamienną kratę, lecz została ona wyczarowana przy użyciu magicznej mocy i teraz ani drgnęła. Udało mu się jednak ocucić Sissi i zająć się jej obrażeniami na tyle, by nie okazały się katastrofalne w skutkach. Trzymał ją teraz w ramionach i czuł się całkowicie bezsilny. Zarena odniosła zwycięstwo. Miała zupełną rację: Sissi prędzej czy później umrze, on natomiast będzie żył tu, w tej skalnej dziurze, przez całą wieczność.
W to miejsce raczej nie zapuszczają się turyści, jest zbyt niedostępne, a zresztą co mógłby zrobić turysta? Chyba tylko się na niego gapić.
Nie, tu nikt nie przyjdzie. Zarena naprawdę świetnie wybrała miejsce.
Sissi poruszyła się, jęknęła lekko.
Tabris musnął jej skórę delikatnymi palcami, ukradkiem i w poczuciu winy. Takie zachowanie nie było godne demona.
Jej policzek był taki miękki, całkiem inny od przypominającej rybią łuskę skóry demona.
Tabris zawstydzony przyciągnął rękę do siebie.
– Sissi – szepnął. – Nie śpisz?
Tabris cofał wszystko, co wcześniej myślał i mówił o ludziach, o tym, że są słabi, nijacy i nudni… Drgnął, gdy dziewczyna otworzyła oczy.
– Miguel? Znów jesteś sobą. Pięknym, przystojnym chłopakiem, Miguelem.
Tabris aż zachrypł z wrażenia.
– Tak, ale to raczej nie jestem ja.
– Tak, tak, wiem. Gdzie my jesteśmy, nie pamiętam… Ojej, boli!
– To zrozumiałe. Ona cię uderzyła za mocno, ale wydaje mi się, że wydobrzejesz.
Tylko po co, pomyślał z goryczą. Po to, żeby zdać sobie sprawę z beznadziejnej sytuacji? By umierać powolną głodową śmiercią?
– Teraz już pamiętam. Byliśmy na płaskowyżu. Ale tutaj jest tak ciemno. Czy ja widzę jakiś wzór ze światła?
Tabris uznał, że najlepiej będzie wyjaśnić jej całą sytuację. Prędzej czy później Sissi i tak zrozumie ich dramatyczne położenie.
Gdy dziewczyna usłyszała prawdę, skuliła się w jego objęciach jak dziecko. Czuł jej oddech na szyi. Wzruszyło go to tak bardzo, że aż osłabł.
Mógł ją teraz zabić. Dla jej własnego dobra. Nie potrafił jednak tego zrobić.
– Potrafię czytać w twoich myślach, Miguelu – powiedziała Sissi, uśmiechając się lekko. – Poznaję je po tym urywanym oddechu, po dłoniach, które to się otwierają, to zaciskają. Ale proszę, byś zaczekał. Nadzieja to prawdziwy dar, przyjmijmy go więc!
– Sissi… ty wiesz, że uległem waszym wpływom, prawda? Zrodziło się we mnie współczucie dla innych. Trudno to było zaakceptować, ale moje uczucia do ciebie są zupełnie odmienne, bardzo silne. Nie potrafię ich wyjaśnić, są dla mnie całkiem nowe. Nie rozumiem, co się w mnie dzieje. Nie potrafię o tobie nie myśleć. Nie znosiłem Mortena, ponieważ jemu wolno było być blisko ciebie, a mnie nie. A ja nie mogę bez ciebie żyć.
Przygarnął ją do siebie w poczuciu bezradności.
Sissi uśmiechnęła się.
– Moje pytanie brzmi: czy wiesz, że ja też nie mogę żyć bez ciebie?
Jego dłoń, którą trzymał na jej głowie, opadła. Sissi przyjęła to z ulgą, gdyż głowa bolała ją, jakby pękła na tysiąc kawałeczków.
Miguel popatrzył na nią badawczo.
– Naprawdę?
– Tak, od dawna już tak jest. I byłam okropnie zazdrosna o Juanę.
– O Juanę? A kto to taki? – spytał i oboje się uśmiechnęli. – Ona się cały czas mnie czepiała, a ja starałem się jak mogłem być dla niej uprzejmy, bo to ładna i miła dziewczyna, ale brutalność Tabrisa, którą w sobie mam, nie przestawała na nią źle reagować. Nie chcę się z nią bliżej wiązać. A ty byłaś zajęta.
– Ależ skąd! Morten nigdy mnie nie tknął! Rozmowa utknęła w martwym punkcie. Stała się zbyt intymna, zbyt skomplikowana. Tabris podniósł głowę i westchnął.
– Gdybym tylko wiedział, jak stąd wyjść!
Sissi o własnych silach usiadła tuż obok niego. Nie było miejsca, by zachować większą odległość.
Ręka Miguela gładziła ją po nodze i Sissi uświadomiła sobie, jak cienko jest ubrana.
– Wiem, że przed chwilą zmieniłeś się w Tabrisa, a kiedyś mówiłeś, że gdy się to stanie, nie będzie już drogi odwrotu. Tymczasem znów jesteś Miguelem. Jak to możliwe?
Tabris uśmiechnął się do niej.
– Jesteśmy teraz poza tą przeklętą doliną. A nazywając ją przeklętą, mam na myśli to, że ktoś naprawdę rzucił na nią przekleństwo.
– Wiem o tym, powinniśmy tam teraz być. Pomagać innym.
– Masz rację. Sissi… naucz mnie!
– O co ci chodzi?
– Naucz mnie, jak ludzie się… kochają. Czy nie tak to nazywacie?
Sissi wahała się.
– Hm, jest wielka różnica pomiędzy kochaniem fizycznym a kochaniem duchowym drugiej osoby.
– Jak to?
Jak miała wytłumaczyć tę różnicę komuś, kto nigdy nie posiadał uczuć?
– Wspominałeś kiedyś, że rozmawiałeś z Unni… sama to słyszałam, chociaż starałam się nie podsłuchiwać, ale też i byłam ciekawa, ponieważ to chodziło o ciebie… O czym to ja mówiłam? Zaczynam się wstydzić, dlatego się czerwienię i tracę wątek. Aha, już wiem, mówiłeś, że w Ciemności parzycie się wyłącznie po to, by zaspokoić własną żądzę, druga strona nie jest ani trochę ważna.
– No, to nie do końca prawda. Bo jeśli ta druga strona jest naprawdę atrakcyjna, żądza rośnie.
– To znaczy, że ci mniej ładni nigdy nie mogą nic przeżyć?
– Ależ tak! Przecież nie trzeba oglądać ich twarzy! Sissi, ja mówię teraz ogólnie, a nie o sobie.
Ale Sissi nie chciała nawet tego słuchać. Jego życiem jako demona ani trochę się nie interesowała.
– No a ty, Sissi?
– Ja? Miałam swoje przygody, chociaż to już dawno temu. Ale czy nie oddalamy się od tematu? Chciałeś wiedzieć, jak to jest, kiedy ludzie się kochają. Powoli sam zaczynasz to już rozumieć. Przerazisz się, jeżeli spróbuję ci wyrazić bez słów, co dla mnie znaczysz?
To nie ma żadnego znaczenia, pomyślała, zdjęta nagłą rozpaczą. My… Ja i tak jestem już skazana na śmierć. Wkrótce zaczniemy odczuwać głód…
– Miguelu – odezwała się z nagłym ożywieniem. – Skoro jesteś Miguelem, to znaczy, że stałeś się człowiekiem! Będziesz głodny tak jak ja… i w końcu umrzesz, tak jak ja!
Miguel odetchnął głęboko.
– Nie – odparł. – To nie takie proste. W środku wciąż jestem Tabrisem i o ile dobrze znam Zarenę, to już ona zatroszczy się o to, aby Mistrz pozwolił mi tkwić tu przez całą wieczność. Ale nie myśl teraz o tym. Chciałaś bez słów pokazać mi, co do mnie czujesz. Tak jak to robią ludzie, czy nie tak?
– No właśnie. Zacznijmy od bardzo ważnej rzeczy. Ty masz za dużo siły. Być może jest na nią miejsce w brutalnym akcie kopulacji, ale nie ma to żadnego związku z miłością.
– Miłość – zniecierpliwił się trochę Miguel. – Wy zawsze mówicie o miłości. Co to takiego? Pokaż mi!
Sissi westchnęła. Kilkakrotnie odetchnęła głębiej, żeby zebrać się na odwagę. Starała się zapomnieć, że Miguel jest demonem. Był teraz Miguelem, nadzwyczaj przystojnym młodym mężczyzną.
Ach, gdyby nie owe zielone błyski rodem z otchłani, które od czasu do czasu ukazywały się w jego oczach!
Z ogromną delikatnością ujęła jego twarz w dłonie. Ledwie musnęła jego skórę, pod palcami ciepłą i ludzką.
Miguela od jej dotyku przeszedł dreszcz. Nagle jakby wstrzymał oddech.
Sissi nabrała śmiałości, lecz gdy jej wargi zaczęły się zbliżać do jego ust, poczuła, że Miguel się cofa, jak gdyby się wystraszył.
Natychmiast się odsunęła i wróciła na swoje miejsce. Przez chwilę panowała cisza.
– Miguelu, ja nie chcę umierać.
Upłynęła dość długa chwila, nim Miguel odzyskał panowanie nad sobą.
– Ja też nie chcę, żebyś umarła, a już na pewno nie w ten sposób!
Wcześniej zdążył wypróbować wszystkie możliwości wydostania się z pułapki. Być może gdyby zmienił się w Tabrisa, udałoby mu się to, a może nie. Tabris nie zmieściłby się w otworze wyjściowym, a przeszkoda, która uniemożliwiała im wydostanie się, powstała za sprawą czarodziejskich mocy. Siła Tabrisa na niewiele by się tu zdała, podobnie jak jego niezwykłe demonie talenty. Cóż, kratę dało się otworzyć jedynie z zewnątrz, taki był niezaprzeczalny fakt.
– Sissi – powiedział cicho. – Przerwałem ci. Wróć do tego, co robiłaś!
– Bez słów?
– Bez słów.
Sissi dotknęła ręką jego czoła i zaczęła je głaskać. Potem pogładziła go po włosach. Położyła mu rękę na karku i przyciągnęła go bliżej. Tym razem zachowywała większą ostrożność. Lekko powiodła po jego mocno zarysowanych kościach policzkowych, najpierw palcami, potem wargami, bardzo miękko i spokojnie.
Drżenie, które przeszło przez jego ciało, tym razem było silniejsze. Sissi poczuła, że jego ręce podsuwają się w górę i kładą na jej plecach, tak delikatnie jakby była z najbardziej kruchej porcelany. Pieszcząc jego włosy, znów zbliżyła się wargami do jego ust, lecz w ostatniej chwili zabrakło jej odwagi i zamiast tego lekko pocałowała go w szyję. Poczuła mocne pulsowanie krwi. Ale gdy zorientowała się, jak mocno zacisnęły się jego ręce, a mięśnie ramiona napięły, znów się wycofała.
Miguel z trudem łapał oddech. Puścił ją w końcu zrezygnowany.
– Co się stało, Miguelu?
– To Tabris! Tabris we mnie grozi, że zwycięży.
– Trudno – szepnęła. – Chyba rzeczywiście musimy to przerwać.
– Tak.
Siedzieli obok siebie w milczeniu. Miguel rozpalił w niej ogień. Wiedziała jednak, że dalej nie mogą się posunąć. Sam już przecież jej to wyjaśnił. Silne uczucia, takie których dotychczas nie znał, doprowadziłyby do tego, że nie mógłby dłużej zachowywać postaci Miguela.
Ale ona tak bardzo chciała spełnienia. Po drżeniu jego ciała poznała zaś, że on również tego pragnie.
– Sissi – odezwał się po dłuższej chwili Miguel – bardzo chciałbym zrobić to, co ty zrobiłaś i co prawie zrobiłaś, bo chyba zaczynam się domyślać, co to jest miłość. Ale się boję.
– Rozumiem.
– Sissi, jeżeli kiedykolwiek wydostaniemy się stąd… Tak nie będzie, ale jeśli… Obiecaj, że zrobisz to jeszcze raz. Ale nie za blisko.
Sissi uśmiechnęła się do siebie. Zrozumiała jednak, co chciał powiedzieć.
Miguel ciągnął:
– Bo ja tak bardzo bym chciał okazać ci swoją miłość.
– Już to zrobiłeś.
– Kiedy?
– W tych niezliczonych razach, kiedy pomagałeś i mnie, i innym, i kiedyś zrezygnowałeś z zabijania mnie.
Miguel pomroczniał.
– Wiesz, że muszę to zrobić.
– Tak, ale nie teraz. Odchylił głowę w tył.
– Zrobię to szybko i bezboleśnie tak, żebyś nic nie poczuła, lecz jak powiedziałem, jeszcze nie teraz.
Sissi przełknęła ślinę. Miguel odszukał jej dłoń. Ujęła go za rękę. Siedzieli w milczeniu na twardej posadzce z kamienia, plecami oparci o nierówną skałę. Targała nimi rozpacz.
Negocjacje w starym kościele, w którym nie odprawiano mszy od blisko tysiąca lat, toczyły się opornie.
Nikt nie chciał ustąpić.
Brat Flavii, hrabia, i Thore Andersen upierali się, by ich trójkę puszczono przodem do krypty.
Jordi i Antonio nie chcieli się na to zgodzić, doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że bez względu na to, co rycerze przygotowali w krypcie, to jest to niezwykle delikatny obszar.
Antonio spytał:
– Ten list, dziennik… Czy jest tam coś o zagadce rycerzy?
– Nie – odparł hrabia. – Wyłącznie o skarbie.
– Wynika z tego, że jedna z sióstr bliźniaczek, Ana, jak przypuszczam, dowiedziała się o skarbie, natomiast druga, Margarita, poznała historię przekleństwa przechodzącego z pokolenia na pokolenie. Właśnie w tym momencie wiedza została podzielona.
Emma doszła do siebie, lecz daleko jej było do zwykłej elegancji.
– Zapominacie o mnie – rzekła z nienawiścią. – Moja rodzina zawsze wiedziała o skarbie i dlatego tylko ja wiem o pięciu wielkich darach.
– Ja też o nich wiem – ze spokojem powiedziała Juana. Hrabia oświadczył ostrym głosem:
– My także. To Święte Serce Galicii, Złoty Ptak z Ofir z Asturii, klucz z czystego złota Kantabrii, dwie korony królewskie Vasconii, a z Nawarry…
– No właśnie! Co z Nawarry? – spytała wyzywająco Emma. – To najwspanialszy dar. Powiedzcie, co to było!
Zarówno hrabia, jak i Juana milczeli.
– Nikt nie wie, co ofiarowała Nawarra – stwierdził Alonzo. – Ale że to najwspanialszy dar, to się zgadza.
– Ponieważ Nawarra od bardzo dawna była już królestwem, to rzeczywiście bardzo możliwe – przyznała Juana.
Jordi i Antonio wiele by dali za możliwość zajrzenia do dziennika, na pewno mogliby tam znaleźć jakieś wskazówki.
Jordi powiedział na głos:
– Ten dziennik… właściwie należy do Mortena. Ukradliście go.
– Do Mortena! – pogardliwie prychnęli hrabia i Emma. Emmie najwyraźniej zaczęło przejaśniać się w głowie.
– Właściwie dlaczego tak się przed nimi płaszczycie? Przecież żadnemu z nich nigdy w życiu nie starczy odwagi, by wystrzelić!
Do diaska, zapomnieli o nałożeniu kagańca Emmie.
– My nie zabijamy – przyznał Jordi. – Ale kula wystrzelona w nogę również potrafi być bardzo nieprzyjemna.
Hrabia, o ile to możliwe, jeszcze chłodniejszym głosem oznajmił:
– Nie przebyłem całej tej długiej drogi tutaj po to, by stać tu i rozmawiać o bzdurach z jakąś bandą przemądrzałych łobuzów obu płci. Andersen, bierz ich!
Jordi wystrzelił Nie trafił w nogę Thorego Andersena, lecz nogawka spodni załopotała, a jej właściciel pobladł.
Stali nieruchomo.
W tym momencie nad doliną z wrzaskiem przeleciał kruk. Unni uważała wrony, kruki i ich krewniaków za ptaki zwiastujące szczęście, lecz wszyscy pozostali w kościele zadrżeli, zdjęci strachem. Gdy kruk przyzywa, zapowiada śmierć, tak mówili starzy ludzie. Być może niejedno z nich przypomniało sobie właśnie ów stary przesąd.
I wtedy zadzwonił telefon Unni. Ach, nareszcie mają kontakt ze światem! Ale też i Unni miała najlepszy aparat.
– Halo – powiedziała nerwowo.
– Unni? To ty?
– Witaj, Veslo!
– Skąd wiedziałaś, że to ja?
– Za każdym razem tak mówię, kiedyś w końcu muszę trafić. Jak się miewasz?
– Dobrze. Czy mogłabym rozmawiać z Antoniem? Unni pospiesznie oceniła sytuację. Antonio absolutnie nie mógł teraz rozmawiać przez telefon.
– To trochę trudne – zawołała, bo połączenie było nie najlepsze. – Trzyma linę, a jeśli ją puści, Jordi spadnie. Czy mogę mu coś przekazać?
– Wszystko u was w porządku?
– Jak najbardziej – skłamała Unni.
– To pozdrów go ode mnie i powiedz, że został ojcem ślicznego chłopczyka.
– Naprawdę? Gratuluję! Antonio, masz pięknego syna! No, Jordi spadł – oświadczyła, kiedy Antonio wypuścił z rąk plecak.
Wiedziałam, że kruki przynoszą szczęście, pomyślała Unni. Połączenie zostało przerwane, ale wszyscy z ich grupy rozpromienili się jak słoneczka.
– Czy koniec już z tymi rodzinnymi bzdurami? – zniecierpliwił się hrabia.
Przyjaciele rycerzy nie byli gotowi do tego, by zejść do krypty. Brakowało wśród nich Sissi, a wraz z nią gryfa Kantabrii.
„Gryfy są kluczem”.
Nie chcieli mówić o tym głośno. Czyżby jednak musieli puścić poszukiwaczy skarbów przodem? Pozbyć się ich, by potem móc działać w spokoju?
Poszukiwacze skarbu rozdzieleni jednak byli na dwie grupy, które wcale nie chciały ze sobą współpracować. Poza tym, jak powiedział Jordi, istniały przesłanki, by sądzić, że skarb ma jednak związek z zagadką.
Unni straciła dobry humor.
– Przybyliśmy tu, by ocalić kilka wspaniałych starych rodów od przekleństwa. A tymczasem jakaś wataha żarłocznych sępów podstępem wyciąga od nas pomoc i przeszkadza nam w działaniu. Nikt z was nie jest nam potrzebny, tylko nam zawadzacie. Wynoście się stąd więc! Wszyscy drobni kryminaliści, dziwki i playboye za dychę! Wynocha!
Oczywiście nikt nie wyszedł. Podniósł się za to głośny gwar, bo wszyscy poczuli się urażeni, i Jordi zorientował się, że sytuacja wymyka się spod kontroli. Flavię brat uwolnił ze swetra, wykasływała teraz wełniane włoski, z sykiem powtarzając, że Emma miała rację: nikt z zebranych na kamiennej płycie nigdy nie wystrzeli, choćby tylko po to, by zranić. Jordi poczuł się urażony, bo, prawdę powiedziawszy, usiłował trafić Thorego Andersena w stopę, ale nie wcelował.
Słowa Flavii zachęciły jednak do walki. Niczym na dany sygnał trzej bandyci i Thore Andersen ruszyli do ataku z zamiarem odebrania grupie przyjaciół panowania nad kamienną płytą.
Na skalną ścianę, w której tkwili uwięzieni Sissi i Miguel, padły cienie. Zrobiło się zimno.
Miguel objął dziewczynę ramieniem, żeby ją trochę ogrzać, już wcześniej oddal jej swój sweter. Jemu chłód nie dokuczał.
Sissi wtuliła głowę w jego ramię.
Przez kamienną kratę widać było kilka olbrzymich szczytów, najodleglejsze pustkowie Picos de Europa, w które nikt się nie zapuszczał.
„Tam gdzie nikt nie chodzi”.
Słowa te prześladowały ich od samego początku.
Od dawna siedzieli już w milczeniu, zatopieni we własnych myślach, lecz bardzo świadomi swojej wzajemnej bliskości.
Miguel wiele się nauczył o tym, jak delikatne palce przesuwające się po policzku lub po karku potrafią mówić własnym językiem o miłości. O tym, jak ledwie wyczuwalne muśnięcie warg na uchu czy dłoni opowiada o czułości, o poczuciu wspólnoty.
Uchwycił się słów Sissi, że nadzieja to dar. Wiedział, że będzie musiał zabić dziewczynę, lecz nie miał na to sił. Postanowił wstrzymać się do chwili, gdy Sissi będzie cierpieć i z radością powita śmierć.
Wtedy rozpocznie się jego długa samotność.
Myśli te były tak ciężkie, że odczuł prawdziwą ulgę, gdy Sissi się odezwała.
– Odmieniłeś mnie, Tabrisie.
Tabrisie? Nazwała go Tabrisem. Nigdy wcześniej tego nie robiła. Przeniknęła go ciepła fala radości.
– O czym myślisz?
– Kiedy mieszkałam w Skanii, nie było mi łatwo. Mam na myśli chłopców. Jako nastolatka byłam chłopczycą, nigdy nie bawiłam się lalkami, trenowałam z chłopcami, wspinałam się na drzewa, podejmowałam najrozmaitsze wyzwania. To było zabawne aż do chwili, kiedy urosłam na tyle, że sama zaczęłam się oglądać za chłopakami. Oni jednak się mną nie interesowali. Z początku nie mogłam tego zrozumieć i głęboko mnie to raniło, aż podsłuchałam kiedyś, jak dwie dziewczyny rozmawiają: „Nie, Sissi nie jest niebezpieczna, chłopców nie interesuje pęczek mięśni, który chce stale urządzać zawody i we wszystkim z nimi konkurować”. To była prawda, chłopcy bali się mnie, bo potrafiłam pokonać ich we wszystkim. W pojedynku na rękę, w wiosłowaniu, w próbach wytrzymałościowych, naprawdę we wszystkim. Potem zaczęły się większe problemy. Podkochiwałam się w chłopcach, którzy mnie nie znali, którzy chcieli tylko iść ze mną do łóżka. Byłam taka głupia, Miguelu, ale pragnęłam, by zwracano na mnie uwagę jako na dziewczynę. Uf, kiedy myślę o przeszłości…
– No tak, zauważyłem, że nawet Antonio ma problemy, żeby się z tobą mierzyć siłą. Jordi posiada inną moc, więc on się nie liczy. Nie, nie, tobie potrzebny jest demon – uśmiechnął się ze smutkiem z twarzą wtuloną w jej włosy.
– Może i tak – roześmiała się niepewnie. Wiedzieli jednak, że to niemożliwe. Każde z nich żyło w swoim własnym świecie, w swym własnym wymiarze i nigdy nie mogli żyć razem. A tego właśnie oboje pragnęli. Być blisko siebie.
A teraz postawiono przed nimi jeszcze jedną barierę. Jedno miało umrzeć, drugie przez całą wieczność żyć w zamknięciu.
Cóż, los Sissi był z całą pewnością łatwiejszy.
Słońce wciąż oświetlało szczyty gór w oddali, lecz jego blask nabierał już czerwonawego wieczornego odcienia.
Nagle obraz się zmienił. Oboje drgnęli i usiedli wyprostowani.
Coś zasłoniło widok.
Zwierzę?
Nie, jakaś ludzka istota. Piękna postać spowita w czarny woal, ozdobiony złotymi ornamentami.
– Urraca – szepnęła Sissi w uniesieniu. Miguel napiął się jak łuk.
Ach, mój Boże, nie powinnam była wymieniać jej z imienia, uświadomiła sobie ogarnięta żalem i rozpaczą Sissi. Lecz może on i bez mojego mówienia już to wiedział?
Spoglądająca z powagą kobieta oznajmiła:
– Wasi przyjaciele was potrzebują. Już teraz. Trzeba się spieszyć.
– Wiemy o tym – odparł krótko Miguel. – Ale nie możemy stąd wyjść. Krata została zamknięta za pomocą czarów przez demona, Zarenę, można ją otworzyć jedynie z zewnątrz. I prawdopodobnie tylko ona może tego dokonać, a ona już tu nie wróci.
W kącikach ust Urraki igrał ironiczny uśmieszek. Przesunęła palcami po kracie. Ręka Miguela na ramieniu Sissi zacisnęła się mocniej.
– Nie! – zawołała Sissi. – Urraco, nie rób tego, to niebezpieczne!
Wiedźma popatrzyła na nią przelotnie, bez wyrazu.
– A kto inaczej cię wypuści, dziewczyno? Znalazłam już zamek, to proste zaklęcie. Oczywiście dla tego, kto się na tym zna – dodała, świadoma własnych zdolności.
Miguel toczył ze sobą ciężką walkę. Sissi poznawała to po każdym rysie jego twarz, po białych kostkach, po niespokojnym oddechu, po postawie drapieżnika w każdej chwili gotowego do skoku…
Delikatnie położyła mu rękę na ramieniu. Strząsnął ją, jak gdyby w ogóle nie był świadom jej obecności.
– Miguelu, stajesz się Tabrisem, zmieniasz się – powiedziała błagalnym tonem. – Wyglądasz strasznie!
Nie słuchał. Całą swoją uwagę skierował na Urracę. Czekał, aż otworzy zamknięcie.
Urraca, jego zdobycz, jego trofeum.