Eve zostawiła gościa pod opieką Roarke’a i Summerseta, a sama zaszyła się w domowym biurze, by jeszcze raz przejrzeć akta i przestudiować długą listę morderstw, które popełnił Yost, a które kwalifikowały go jako głównego podejrzanego w jej sprawie.
Rozkładała dane na części pierwsze, zestawiała je w różnych konfiguracjach, szukając błędów i zaniedbań w procedurze dochodzeniowej. Kiedy udało jej się coś znaleźć, kopiowała do pliku, który w myślach nazwała „ schrznianione”. Niestety, było tego sporo. Świadkowie nie zostali zbyt dokładnie przesłuchani. Oficer prowadzący nie zadał sobie trudu, by ich przycisnąć i wyciągnąć z nich więcej informacji. Wprawdzie istniały dowody rzeczowe, ale nikt nie zajął się ich analizą.
Badając każdy przypadek, zauważyła, że zawsze brakowało jakiegoś osobistego przedmiotu należącego do ofiary. Pierścionka, wstążki, spinki, bransoletki. Niczego kosztownego, co wykluczało rabunek jako motyw zbrodni.
Eve czuła, że to jednak nie stanowi wzorca jego stałych zachowań.
– Skoro wziął coś od jednej, zabierał od wszystkich – dumała.
Był skrupulatny, systematyczny, uporządkowany.
Pamiątki, pomyślała. Bierze coś na pamiątkę. A co zabrał Darlene?
Włączyła materiał skopiowany z dyskietki zabezpieczającej i przewinęła do miejsca, w którym Darlene pcha swój wózek do apartamentu 4602 i powiększyła obraz.
– Kolczyki. – Darlene miała w uszach maleńkie złote kółka, ukryte pod ciemnymi włosami. Choć Eve miała pewność, że takiej biżuterii nie znaleziono, sprawdziła zapis wideo z oględzin zmasakrowanych zwłok. – Zabrał ci kolczyki.
Kolekcjoner. Lubi swoją pracę, zastanawiała się. Chce pamiętać poszczególne zlecenia, lubi do nich wracać, lubi wspominać.
A więc nie chodzi mu tylko o pieniądze. Nie, to nie tylko forsa. Czyżby liczył się dreszczyk emocji towarzyszący zabijaniu?
Brzęczyk łącza wyrwał ją z zamyślenia. Nie odrywając oczu od zdjęć Darlene, odebrała.
– Dallas.
– Mam coś o narzędziu zbrodni – odezwał się McNab.- Srebrną linkę sprzedają na wagę lub na długość. Najczęściej zamawiają ją złotnicy, zawodowcy i amatorzy, a także artyści. Można kupić w detalu, ale w hurcie wypada o wiele taniej. Klienci detaliczni zwykle kupują niewielki ilości, na długość. Z tego, co wiem, to przeważnie zdobią tym włosy albo noszą jako bransoletki na rękach i nogach. Taki zakup to kwestia impulsu.
– To hurtownik – stwierdziła Eve. – Nie kupuje pod wpływem impulsu i nie lubi przepłacać – dodała, przypomniawszy sobie hotelowe kosmetyki.
– To samo pomyślałem. Tym towarem handluje ponad sto hurtowni, plus około 20 poza planetą. Żeby kupić materiał po cenie hurtowej, trzeba mieć licencję rzemieślniczą lub hurtowy numer identyfikacyjny. Jeśli ma się odpowiedni dokument, można zamówić drogą elektroniczną albo nabyć w zwyczajnej hurtowni.
– Dobra, zlokalizuj i sprawdź wszystkie. – Wywołała listę dowodów rzeczowych i sprawdziła długość linki znalezionej na miejscu zbrodni. – Na French użył linki o długości 60 cm. – Przejrzała akta pozostałych spraw i kiwnęła głową.- Tak, zawsze to samo. Sprawdź zamówienia o takiej długości i jej wielokrotnościach.- zamknęła na chwilę oczy.- Srebro z czasem matowieje, prawda?
– Tak, trzeba je polerować, chyba że jest pokryte warstwą ochronną. Mam przed sobą ich raport, nie ma wzmianki o żadnej warstwie ochronnej ani żadnych chemikaliów. Mógł dokładnie wypolerować. Nie mam pojęcia czy mogło coś zostać i czy to w jakikolwiek sposób wpływa na metal.
– Zaznacz wszystkie zakupy o długości 60 cm- poleciła Eve. – Ułóż chronologicznie aż do daty morderstwa. Coś mi się zdaje, że przed każdą robotą kupuje nowiutkie narzędzie.
Rozłączyła się. Przez chwilę myślała nad właściwościami czystego srebra, po czym wróciła do dokumentów. Jeszcze raz odnalazła wszystkie wzmianki o lince.
Inni oficerowie śledczy także nad tym pracowali ale w ponad połowie przypadków nie zwrócili uwagi na specyficzną długość linki. Z kolei większość tych, którzy to zauważyli, skoncentrowało się na dostawcach działających w mieście, gdzie popełniono zbrodnie.
Niedbaluchy. Przeklęte Niedbaluchy.
Wciąż marszcząc czoło, podniosła głowę, kiedy do pokoju wszedł Roarke.
– Co się dziej ze srebrem po wypolerowaniu?
– Robi się błyszczące.
– Ha, ha! Chodzi mi o to, czy substancja do polerowania zostawia jakieś ślady.
Usiadł na biurku i uśmiechnął się.
– Skąd ci przyszło do głowy, że mogę to wiedzieć?
– Do diabła, przecież ty znasz odpowiedź na każde pytanie.
– Pani mi pochlebia, pani porucznik, ale domowe czynności takie jak czyszczenie srebra to nie moja specjalność. Zapytaj Summerseta.
– Lepiej nie. Dowiem się w laboratorium.
Eve sięgnęła po komunikator, ale mąż dał jej znak, by się wstrzymała, po czym wezwał przez łącze domowe kamerdynera.
– Sommerset, czy preparat do czyszczenia srebra pozostawia na metalu jakieś ślady?
Na ekranie pojawiła się szczupła twarz Sommerseta
– Wprost przeciwnie. Fachowe czyszczenie polega na dokładnym wycieraniu preparatu, inaczej srebro matowieje.
– Dziękuję. Pomogło? – zwrócił się Roarke do Eve, zakończywszy transmisję.
– Próbuję zatykać dziury. Czy zajmujesz się sprzedażą srebrnych linek?
– Ni, myślę że tak
– Mnie też się tak wydawało.
– Jeśli potrzebujesz pomocy w pracy nad narzędziem zbrodni…
– McNab się tym zajął. Zobaczymy, jak daleko dojdziemy bez twojego udziału.
– Oczywiście. Ale chciałaś ze mną o czymś porozmawiać.
– A, tak. Gdzie twój kumpel?
– Mick relaksuje się w basenie. Mamy jeszcze kilka godzin do przyjścia gości.
– W porządku. – Nawszelki wypadek jednak wstała i podeszła do drzwi gabinetu. Zamykając je, przyglądała się mężczyźnie, którego kochała, poślubiła i z którym mieszkała. – Zakładając, że to robota zawodowca, zlecenie kosztowało co najmniej 2 miliony plus dodatkowe wydatki. Kto mógłby wydać tyle pieniędzy, żeby cię zdenerwować, speszyć czy w czymś ci przeszkodzić?
– Nie mam pojęcia. Z całą pewnością mam konkurencję, wrogów, rywali, których stać na taki wydatek żeby mi dokuczyć. Znam sporo ludzi, którzy mają osobiste powody, by mnie nienawidzić.
– Ilu z nich uznałoby, że morderstwo nie jest zbyt wygórowaną ceną?
– W interesach?- Uniósł ręce. – Mam wielu wrogów, to pewne, ale zwykle toczymy boje w salach konferencyjnych, nad księgami rachunkowymi. Jestem w stanie wyobrazić sobie, że któryś z nich mógł osiągnąć kres wytrzymałości i postanowił mnie wyeliminować z rynku, ale logicznie rzecz biorąc, zabójstwo pokojówki pracującym w moim hotelu nie jest najlepszym sposobem.
– Roarke, przecież nie zawsze toczyłeś boje tylko w salach konferencyjnych.
– To prawda, ale wtedy były inne czasy. Jeśli mamy do czynienia ze stara sprawą, to i tak ja powinienem być celem. Nawet jej nie znałem.
– Właśnie.- Eve podeszła do męża wpatrując się w jego twarz. – I o to mi chodzi. Jej śmierć cię boli, zajmuje twoje myśli. Wkurza cię.
– Istnieją inne sposoby, by to osiągnąć. Nie trzeba od razu zabijać niewinnych dziewczyn.
– A komu to przeszkadza? – drążyła dalej. – Pomyśl o przeszłości i o9 dniu dzisiejszym. Czy masz na oku jakieś większe transakcje, których wynik zależy od twojej koncentracji? Powiedzmy, że będziesz rozproszony, zarobi na tym kto inny. Może chodzi o Olympus? Pamiętasz, kiedy w ubiegłym tygodniu wziąłeś kilka dni wolnego, po powrocie spędziłeś sporo czasu, doprowadzając wszystko do normy.
– W przedsięwzięciach na taką skalę to się zdarza. Teraz sprawy są pod kontrolą.
– A gdybyś nie był tak skupiony?
Zastanowił się nad jej pytaniem.
– Cóż, możliwe, że pojawiłyby się jakieś przeszkody, jakieś dodatkowe koszty, ale nad tym projektem pracuje sztab moich najlepszych ludzi. Tak jak w poważnej firmie. Eve nie jestem niezastąpiony.
– Chrzanisz.- Zaskoczyła go swoją pewnością. – Przez cały czas trzymasz rękę na pulsie, to ty naciskasz każdy guzik. Racja, karuzela kręciłaby się i bez ciebie, ale nie z tą prędkością. Jesteś w tym wszystkim najważniejszy. Kto gra przeciwko tobie? Kto nie zgadza się na twoje reguły?
– Nikt konkretny. A poza tym, gdyby komuś zależało na odwróceniu mojej uwagi mierzyłby w ciebie.
– Nie sądzę. Wtedy ty ścigałbyś go do upadłego, a kiedy już byś go dopadł, zostałaby z niego kupka prochu.
Palec Roarke’a błądził po jej szyi, w końcu zatrzymał się na jej podbródku.
– Masz rację.
– Jeśli nie przychodzi ci do głowy żaden z aktualnych konkurentów, pomyśl o przeszłości. Czasami to wraca, choćbyś nie wiem jak bardzo chciał się od tego odciąć. Oboje o tym wiemy. Część twojej przeszłości chlapie się teraz w naszym basenie.
– To prawda.
– Roarke – Eve zawahała się na moment, postanowiła jednak podzielić się z mężem obawami – tak długo się nie widzieliście. Nie wiesz, kim jest, co prze te wszystkie lata robił. Nagle zjawia się w twoim hotelu, na kilka godzin po tym jak popełniono tu morderstwo.
– Myślisz, że Mick ma z tym coś wspólnego?- Znów się uśmiechnął, potrząsając głową. – To złodziej, naciągacz i kłamca, zgoda, ale nie morderca. W nim tego nie ma. Eve, oboje o tym wiemy, że człowiek albo jest zimny i wyrachowany, albo nie. Mick nie jest.
– Możliwe. Ale ludzie się zmieniają. Forsa za takie zlecenie niejednego mogła skusić.
– Tak, ale nie Micka. – Przynajmniej w tej jednej kwestii nie miał wątpliwości. – Masz rację, mógł się zmienić, ale nie aż tak. To się nigdy nie zmienia. Owszem, bez mrugnięcia okiem oskubałby ze wszystkiego własną babkę, ale nie zabiłby nawet bezpańskiego psa. Za nic nie przyłożyłby do tego ręki. Kiedy szło o czyjeś życie zawsze był zbyt miękki.
– No dobrze. – Eve i tak postanowiła mieć oko na Micka Connelly’ego. – W takim razie to ktoś inny. Skup się Roarke. Przypomnij sobie interesy, które robiłeś, wszystkie, te ostatnie też. Pomyśl i pozwól mi nad tym popracować.
– Obiecuję, że się tym zajmę.
– Świetnie. Wzmocnij ochronę osobistą.
– Aż tak?
– Miała nadzieję, że nie podejmie tego tematu, ale w głębi duszy wiedziała, że to się nie uda.
– To ty jesteś celem. Możliwe, że Darlene była tylko ostrzeżeniem. „ Spójrz jak blisko mogę podejść. To takie proste.” Następny możesz być ty.
– Albo ty. A ty wzmocniłaś własną ochronę?
– Ja nie mam żadnej ochrony, Roarke.
– No właśnie.
– Jestem policjantką.
– A ja sypiam z policjantką. – objął ją. – Szczęściarz ze mnie, co?
– Przestań. To nie są żarty.
– Wiem. A co do tych bzdur z ochroną, to zajmę się tym tylko dlatego, że nie chcę, żeby moja żona się złościła, kiedy będziemy mieć gości na kolacji. Milcz.- rzucił, widząc, że Eve otwiera usta, żeby coś powiedzieć. Upewnił się, że go posłucha.
Pocałunek był długi władczy, zupełnie nie przypominał tych z gatunku uwodzicielskich. Kiedy się od niego oderwała, czujnie zmrużyła oczy.
– Mogę ci dać obstawę- rzuciła.
– Możesz – przytaknął. – Ale sama przecież wiesz, że mogę łatwo ją zgubić. Jesteś jedyną gliną, jaką chcę mieć przy sobie. Właściwie, pani porucznik… – zanim się zorientowała, zdążył do połowy rozpiąć jej koszulę.
Odtrąciła jego dłonie.
– W tej chwili przestań. Nie mam teraz czasu.
Roarke uśmiechnął się.
– W takim razie będę szybki.
– Powiedziałam… – Nie dokończyła, bo w tym momencie poczuła na szyi lekkie muśnięcie jego zębów. Jej ciałem wstrząsnął przyjemny dreszcz. Choć oczy zdradzały, że kłamie, dała mu kuksańca w żebra. – Przestań.
– Nie mogę. Będę jak błyskawica. – Ze śmiechem rozpiął rozporek jej spodni i zamknął jej usta pocałunkiem.
Zamierzała go kopnąć, ale nogi jej się zaplątały, zresztą wcale nie chciała tego zrobić naprawdę. Westchnęła, kiedy usadowił ją na jej biurku, ale nikt nie uznałby tego za głos protestu.
– Jej oddech urywał się. Na wpół naga oparła się na łokciach.
– No dobrze – szepnęła- zrób to.
Pochylił się nad nią i uniósł jej brodę.
– Słyszałem twoje westchnienie.
– To był smiech.
– Czyżby? – Rozbawiony, podniecony, drażnił ja gryząc jej dolną wargę. – Zawsze mam kłopot z odróżnieniem. A to jaki odgłoś?
– Który?
Wszedł w nia jednym silnym pchnięciem, wywołując okrzyk zaskoczenia.
– Ten. – Pochylił głowę, rozkoszując się ciepłem jej podnieconego ciała. Biodra Eve uniosły się.- I ten.
Z trudem odzyskała oddech.
To tolerancja – wykrztusiła.
– Noskowo tak… zaczął się wycofywać, ale ona poderwała się i przytuliła się do niego.
– Musze częściej ćwiczyć tolerancję. – Odgarnęła mu włosy z twarzy i przylgnęła do jego ust.
Kiedy odezwał się sygnał domowego łacza, Roarke nie przerywając, sięgnął do aparatu i przełączył na „czekaj”.
Okazało się, że nie jest taki szybki, jak myślał. Kiedy Eve już była pewna, że utrzyma się na własnych nogach, odsunęła się od biurka i stanęła przed nim w samych butach, rozpiętej bluzce i szelkach od pistoletu.
Absurdalnie seksowna policjantka.
– Pewnie nie zechcesz zaczekać tu, aż przyniosę kamerę?
Spojrzała na siebie, a upewniwszy się jak wygląda, wydęła usta.
– Koniec zabawy. – Pochyliła się by podnieść spodnie, i zastygła w tej pozycji. – Człowieku, przez ciebie kręci mi się w głowie.
– Dziękuję, kochanie. To nie wszystko na co mnie stać, ale niestety mój czas jest piekielnie ograniczony.
Opierając ręce na kolanach, uniosła głowę. Roarke wyglądał na zadowolonego; włosy miał potargane, jego błękitne oczy nabrały sennego wyrazu.
– Może później pozwolę ci spróbować jeszcze raz – rzekła Eve.
– Jesteś dla mnie zbyt dobra. – Przechodząc obok niej pieszczotliwie klepnął ją w tyłek. – Lepiej się przygotujmy, zaraz zaczną się schodzić goście.
Eve odkryła, że podczas eleganckich proszonych kolacji nie chodzi jedynie o to, by podawać współbiesiadnikom talerz z ziemniakami. Należy zachować cały uroczysty rytuał, począwszy od odpowiedniego stroju i ozdób, poprzez wymianę uprzejmości, nawet kiedy nie ma się nastroju, aż po konsumpcję alkoholu przed posiłkiem i zakąski serwowane w innym pomieszczeniu niż to, w którym ma się odbyć kolacja.
Z doświadczenie wiedziała, że ta część spotkania trwa zwykle około godziny i nawet nie jest rozgrzewką przed tym, co nastąpi po posiłku.
Uważała, że potrafi sobie nieźle radzić z odgrywaniem roli gospodyni podczas ceremonii – oczywiście nie tak dobrze jak Roarke, ale jemu przecież nikt nie dorówna. W końcu to nie taka znowu sztuka ugościć kilka osób we własnym domu, nawet jeśli mózg zajęty jest zupełnie innymi sprawami.
Gdyby tylko udało się zgromadzić wiarygodne informacje na temat walizki i srebrnej linki, mogłaby zacząć sporządzać mapę obszaru, po którym porusza się Yost. Gdzie się zatrzymuje? Gdzie robi zakupy? Może w ten sposób uda się określić miejsce zamieszkania.
Lubi steki. Średnio wysmażone. Wołowina pierwszej klasy nie jest zbyt tania. Ciekawe, czy sam kupuje mięso, czy jada w restauracjach?
Wszystko najlepszej jakości.
Czy zawsze pozwalał sobie na luksus?
Na co jeszcze wydaje pieniądze? Ma ich sporo. Gdzie ulokował gotówkę? Gdyby tylko mogła…
– Eve, wydaje się pani zupełnie nieobecna.
– Słucham? – Eve spojrzała na Magdę, otrząsając się z zamyślenia. – Przepraszam.
– Nie trzeba. – Siedziały na jedwabnych poduszkach, na antycznej otomanie w głównym salonie. W uszach aktorki błyszczały brylanty, okrągłe jak planety. W zagłębieniu szyi również pobłyskiwały brylant naszyjnika. Piła bladoróżowy drink z wysokiego kieliszka. – Jestem przekonana, że to, co zaprząta pani głowę, jest dużo ważniejsze od głupstw, o których tu rozmawiamy. Wie pani, że mój apartament znajduje się dokładnie piętro niżej niż ten, w którym ją zamordowano?
– Nie, nie wiedziałam. – Eve przez chwilę zastanawiała się nad tym co usłyszała.
– Potworne. Przecież to jeszcze dziecko. Wydaje mi się, że widziałam ją dzień wcześniej w korytarzu, gdy wychodziłam z apartamentu. Ukłoniła mi się, zwróciła się do mnie po nazwisku. Spieszyłam się, więc ledwo się do niej uśmiechnęłam. Teraz mam wyrzuty sumienia – szepnęła Magda. – Ale to i tak bez znaczenia.
– Była sama? Może ktoś się przy niej kręcił? Która była godzina?- Kiedy aktorka zaczęła mrugać, Eve potrząsnęła głową. – Przepraszam, proszę wybaczyć, przyzwyczajenie zawodowe.
– Wszystko w porządku. Nikogo nie zauważyłam, ale wiem, że była 7.45. Umówiłam się w barze o 7.30 i denerwowałam się, bo byłam spóźniona. To takie gwiazdorskie. Zagadałam się z agentem o planach na przyszłość.
Odłóż pracę na bok, upomniała się Eve.
– Jakiś nowy film?
– To miłe, że pani pyta, choc wiem, że zupe`łnie to pani nie interesuje. Tak, to duża rola. Ale na razie, dopóki nie skończy się aukcja, nie mam czasu, by dokładniej przemyśleć decyzję. Eve, czy chce się pani dowiedzieć czegoś więcej o gościach? A może roarke już panią wprowadził?
– Nie, byliśmy zajęci. – Eve przypomniała sobie szybki, impulsywny seks na biurku. Prawie się uśmiechnęła.
– Świetnie, będę mogła poplotkować. Mój syn. – Magda rzuciła pełne uczucia spojrzenie w stronę złotowłosego mężczyzny stojącego przy kominku. Był przystojny, chociaż twarz miał surową. – Mój jedyny. Zdaje się, że wyrasta na poważnego biznesmena – powiedziała z dumą. – Nie wiem co bez niego zrobię. Jeszcze nie jest gotowy, by się ustatkować i dać mi wnuki, o które zaczęłam się już upominać, ale mam nadzieję, że nastąpi to niebawem. Liza Trent nie będzie moją synową, chociaż jest urocza.
Magda odwróciła się i dyskretnie obserwowała szczupłą blondynkę, która, uwieszona na ramieniu Vince’a, przysłuchiwała się temu co mówi.
– Ambitna, całkiem niezła aktorka. Na dłuższą metę nie w jego typie. Nie jest zbyt bystra, ale dobrze wpływa na jego ego. Niech pani spojrzy, jak ona na niego patrzy. Jak gdyby jego słowa miały wartość złota.
– Magdo, widzę, że pani za nią nie przepada.
– Nie twierdzę, że jej nie lubię. Jestem po prostu matką. Nie mogę się doczekać, kiedy Vince zrobi następny krok.
Nie wygląda, aby to miało szybko nastąpić, pomyślała Eve. Vince Lane był oczkiem w głowie matki, ale- jak na gust Eve- miał zbyt delikatną szczękę.
Zna się na modzie, nosi drogie ubrania, lecz w porównaniu z dyskretną elegancją Roarke’a, zdaniem Eve, wygląda jak w przebraniu. Ale co ona tam wie o modzie?
– A to Carlton Mince – wtajemniczała ją Magda. – Zawsze uważałam, że przypomina kreta. Niech go bóg błogosławi. Zajmuje się moimi finansami dłużej niż wypada się przyznawać. Bardzo mi pomógł w prowadzeniu fundacji. Moja ostoja i podpora, Carlton. Obawiam się, że inni także się nim interesują. A tamta kobieta w koszmarnej sukni to Minnie, jego żona. Minnie Mince, wyobraża pani sobie? Jest żywym dowodem na to, że człowiek może być zbyt chudy i za bardzo uzależniony, by podać się operacji plastycznej ciała.
Eve nie zdążyła się powstrzymać przed uśmiechem. Istotnie, kobieta wyglądała jak kij od miotły, owinięty jakimś dziwacznym przebraniem, ozdobioną toną świecidełek i piramidą czerwonych włosów.
– Dwadzieścia lat temu zatrudniła się u niego jako księgowa – objaśniała dalej Magda. – Miała beznadziejną fryzurę i chciała złapać Carltona. Udało jej się. Od dwunastu lat są małżeństwem a ona nadal fatalnie się czesze.
Eve roześmiała się.
– Zdaje się, że jest pani złośliwa.
– Możliwe, ale co to za przyjemność rozmawiać o ludziach, kiedy się mówi tylko miłe rzeczy? Patrząc na Minnie, dochodzę do wniosku, że nie ma takich pieniędzy, za które można by kupić dobry gust, a jednocześnie są z Carltonem idealną parą. Daje mu szczęście, a ponieważ on jest moim serdecznym przyjacielem, to wystarczy,, bym ją lubiła. Jest jeszcze ten czarujący przyjaciel Roarke’a z Irlandii. Droga Eve, proszę mi coś o nim opowiedzieć.
– Nie ma tego wiele. Razem dorastali w Dublinie. Nie widzieli się od lat.
– Zauważyłam, że cały czas mu się pani przygląda.
– Czyżby? – Eve wzruszyła ramionami. Nie powinna zapominać, że aktorzy są doskonałymi obserwatorami. Przynajmniej ci dobrzy aktorzy. – Och, chyba wszystkim się tak przyglądam. Kolejny nawyk zawodowy.
– Na niego nie patrzy pani jak policjantka – skomentowała Magda, widząc że zbliża się do nich Roarke.
– Drogie panie. – W nieświadomym a jednocześnie bardzo intymnym odruchu pogładził Eve po ramieniu. Jak na zawołanie w drzwiach pojawił się Summersem, by zaprosić wszystkich do stołu.
Przypuszczenie, że Magda jest znakomita obserwatorką ludzkiej natury, potwierdziło się podczas kolacji. Za każdym razem, kiedy Vince otwierał usta, Liza Trent chichotała lub w skupieniu marszczyła czoło. Musiała być niezłą aktorką, skoro potrafiła tak efektownie odegrać zafascynowanie.
Carlton Mince rzeczywiście był miły i łagodny jak kret. Odzywał się na wyraźne życzenie współbiesiadników i mówił spokojnym,opanowanym głosem. Kiedy nie musiał odpowiadać na pytania, koncentrował się na jedzeniu. Co do jego,żony, Eve zauważyła, jak rudowłosa kobieta ukradkiem sprawdza jakiej marki jest srebrna zastawa.
Kiedy konwersacja zeszła na temat aukcji, Vince mógł w końcu wykazać się znajomością rzeczy.
– Kolekcję pamiątek teatralnych Magdy Lane, a szczególnie kostium są niezrównane – mówił, delikatnie wgryzając się w kaczkę. – Próbowałem namówić ją, by ograniczyła się do tego jednego przedmiotu.
– Wolę pozbyć się wszystkiego za jednym zamachem – skwitowała z uśmiechem sławna aktorka. – Nigdy nie lubiłam się rozdrabniać.
– To prawda. – Syn posłał jej rozpaczliwe spojrzenie. – Suknia ze „Złamanej dumy” będzie zlicytowana na koniec aukcji.
– Och, dobrze ją pamiętam. – Mick westchnął z rozmarzeniem. – Rozpieszczona Pamela wchodzi do Sali balowej w swojej błyszczącej sukni, wyniosła niczym królowa śniegu, i wie, że żaden mężczyzna jej się nie oprze. Panno Lane, zarumieniłaby się pani, gdybym opowiedział jakie miałem sny, odkąd ujrzałem panią w tej sukni.
Wyraźnie zadowolona pochyliła się ku niemu.
– Panie Connelly, nieczęsto się rumienię.
Zakrztusił się.
– A ja owszem. Nie żal pani rozstawać się ze wspomnieniami?
– Nigdy się z nimi nie rozstanę. Pozbywam się jedynie wizualnej części. Dochody zasilą konto fundacji, która w tej chwili jest dla mnie najważniejsza.
– Ochrona i utrzymanie tych kostiumów pochłaniają majątek – wtrąciła Minnie, wywołując grymas na twarzy Magdy.
– Jestem przekonana, że jako była księgowa, pod koniec dnia zgodzisz się, że inwestycja była tego warta.
– Bezsprzecznie. – Carlton, nie odrywając się od kaczki skinął głową. – Już same tylko podatki…
– Och, Carlton, błagam, tylko nie podatki – jęknęła Magda. – Nie podczas tak cudownej kolacji. Na samą myśl dostaje niestrawności. Roarke, wino jest warte grzechu. To twoje?
– Mhm. Montcart, rocznik 2049. Wyjątkowo subtelne. – Roarke rozhuśtał wino w kieliszku i spojrzał pod światło. – Wspaniale klasyczne, pełne wdzięku i ducha. Pomyślałem, że będzie ci smakować.
Magda była wniebowzięta.
– Eve, muszę coś pani wyznać – wymruczała. – Jestem do szaleństwa zakochana w pani mężu. Mam nadzieję, że mnie pani nie aresztuje.
– Gdyby to było karalne, trzy czwarte kobiecej populacji Nowego Jorku siedziałoby za kratkami.
– Kochanie – Roarke popatrzył jej głęboko w oczy- pochlebiasz mi.
– Nic podobnego.
Liza chichotała, jak gdyby nic lepszego nie przychodziło jej do głowy.
– Trudno nie być zazdrosnym, kiedy mąż jest przystojny i ma władzę. – Ścisnęła znacząco ramię Vince’a. – Kiedy kobiety tak patrzą na mojego Vinciego, mam ochotę wydrapać im oczy.
– Tak?- Eve upiła łyk klasycznego rocznika 2049, próbując doszukać się wspomnianego wdzięku i ducha.- Ja po prostu walę w nos.
Kiedy Liza zastanawiała się, czy powinna się zgorszyć, czy okazać rozbawienie, Mick ukrył uśmiech, wycierając usta serwetką.
– Z tego co zauważyłem, Roarke przestał kolekcjonować kobiety. Znalazł swój skarb, drogocenny kamień, który błyszczy w oprawie, jaką przygotował. Kiedy byliśmy młodzi, z trudem poruszaliśmy się po mieście, bo te wszystkie piękności rzucały mu się do stóp.
– Pewnie mógłby pan opowiedzieć niejedną historię. – Magda delikatnie pogładziła dłoń Micka. – Roarke jest taki tajemniczy, milczy na temat swoich podbojów, a to tylko podsyca ciekawość.
– Mam opowieści na pęczki. A nawet więcej. Była taka rudowłosa piękna córka milionera z Paryża, która odwiedziła Dublin. Pewna drobna brunetka dwa razy w tygodniu piekła dla niego maślane bułeczki, jeśli dobrze pamiętam miała na imię Bridgett. Roarke, chyba niczego nie pokręciłem?
– Tak było. Poślubiła Toma Farrela, syna piekarza. Zdaje się, że wyszło wszystkim na dobre. – Roarke pamiętał to tak samo dokładnie, jak to że kiedy on uwodził rudą paryżankę- jak ona miała na imię?- w tym czasie Mick obrabiał jej przepastną torebkę do samego dna. Ostatecznie wszyscy byli zadowoleni z rezultatów.
– To były czasy – Mick westchnął. – Jako przyjaciel i gentelman nie mogę zdradzić więcej szczegółów. Roarke nie kolekcjonuje już kobiet, ale zawsze był z niego nie lada zbieracz. Plotka głosi, że masz imponującą kolekcję broni.
– Owszem, przez te lata wpadło mi w ręce kilka ciekawych sztuk.
– Pistolety? – zainteresował się Vince, na co jego matka przewróciła tylko oczami.
– Broń zawsze fascynowała mojego syna. Doprowadzał do szału całą ekipę, kiedy podczas zdjęć pojawiał się na planie.
– Mam w zbiorach sporo pistoletów. Może chcesz zobaczyć?
– Bardzo chętnie.
W tym pomieszczeniu przemoc unosiła się w powietrzu, a najważniejszym elementem wystroju wnętrza były narzędzie, które ludzie wynaleźli przeciwko ludziom. Piki, lance, muszkiety, colty zwane „obrońcami pokoju” i ręczne miotacze, które za sprawą niskiej ceny zdobyły popularność w czasie wojen miejskich.
Spadający sufit i lśniące szyby nie odwracały uwagi od gablot ani nie kryły odwiecznej fascynacji człowieka sztuką zniszczenia.
– Mój Boże. – Vince krążył po salonie. – Coś podobnego widziałem tylko w muzeum Smithsonian. Stworzenie takiej kolekcji musiało trwać lata.
– I to kilka. – Roarke zauważył zainteresowanie jakie w gościuu wzbudziła para XIX wiecznych pistoletów. Dotknął tabliczki z czytnikiem linii papilarnych i zwolnił blokadę. Kiedy szyba się podniosła wyjął z futerału jeden z pistoletów i podał Vince’owi.
– Piękny.
– Och. – Liza zadrżała, ale uwagi Eve nie uszedł błysk pożądania w jej oczach. – Czy jest niebezpieczny?
– Już nie.- Roarke uśmiechnął się do niej i wskazał inny futerał.- Ten mały z rękojeścią wysadzaną drogimi kamieniami został zaprojektowany specjalnie dla pań, mieści się w każdej damskiej torebce. Kiedyś należał do bogatej wdowy, która na początku naszego jakze niespokojnego wieku zabierała go na poranne spacery ze swoją ukochaną suczką rasy pekińczyk. Podobno zastrzeliła pechowego bandytę, dwóch złodziei, nieuprzejmego odźwiernego i pewnego łagodnego lhasa apso, który miał nieuczciwe zamiary wobec jej suczki.
– Dobry Boże.- Liza zatrzepotała długimi rzęsami, okalającymi jej fiołkowe oczy. – Zastrzeliła psa?
– Tak mówią.
– To były zupełnie inne czasy. – Mick oglądał lśniący chromowany półautomat. – Niesamowite – zwrócił się do Eve. – Zanim wprowadzono zakaz posiadania broni, każdy, kto miał w kieszeni trochę grosza, a w sercu potrzebę, mógł wejść do sklepu i kupić któreś z cacek leżących na ladzie… albo pod nią.
– Zawsze uważałam,że to bardziej idiotyczne niż niesamowite.
– Nie popiera pani prawa do noszenia broni, pani porucznik?- zapytał Vince, obracając w dłoni pistolet do pojedynkowania się. Wyobrażał sobie, że wygląda na człowieka z fantazją.
Eve wskazała głową mały automat.
– Pistolet nigdy nie służył do obrony, ale do zabijania.
– Mimo tego ludzie jakoś docierają do źródeł broni. – Z żalem odłożył pistolet do futerału i podszedł do Eve i Micka. – Inaczej byłaby pani bez pracy.
– Vincent, jesteś niegrzeczny – wtrąciła Liza.
– Nie, ma rację. – Eve pokiwała głową. – Ludzie zawsze znajdą sposób. Na szczęście od kilku lat nie zdarzają się masakry w szkołach, dzieci nie strzelają do siebie na korytarzach i boiskach, a na wpół śpiący małżonkowie nie zabijają swoich partnerów, którzy potknęli się idąc do łazienki. Przestali ginąć niewinni przechodnie, którzy znajdowali się na linii ognia wojujących ze sobą gangów ulicznych. Kiedyś był taki slogan „ To ludzie zabijają, nie pistolety”. Myślę, że jest w tym sporo prawdy. Pistolety są jednak bardzo pomocne.
– Zgadzam się – rzekł Mick. – Nigdy nie przepadałem za tymi paskudnymi hałaśliwymi zabawkami. Dobra kosa to jest to.- Odsunął się o krok, by wszyscy mogli zobaczyć jego nóż.- Zanim cię ktoś tym poczęstuje, musi podejść na tyle blisko, że przynajmniej spojrzy ci w oczy. Nóż wymaga odwagi. Łatwiej strzelić do człowieka z bezpiecznej odległości, niż stanąć z nim twarzą w twarz. Osobiście używam pięści. – Uśmiechnął się szeroko. – Uczciwa walka, w której człowiek się porządnie spoci, rozwiązuje większość problemów, a po wszystkim zawsze można pójść na piwo. – Odwrócił się do Roarke’a. – Rozwaliło się kilka nosów, co, Roarke?
– Pewnie więcej niż się należało. – Roarke zamknął gablotę. – Kawy? – gładko zmienił temat.