4


Zapadlisko wydawało się Milicy Fiodorownie Bakszt, z jej punktu obserwacyjnego, wielkim atramentowym kleksem. Milica Fiodorowna przyglądała się opisanym już wydarzeniom z okna pierwszego piętra. Podjechała w fotelu na kółkach do samego okna i położyła na parapecie różową atłasową poduszeczkę, aby łokcie miały miękkie oparcie. Poduszeczka zmieściła się między dwiema wielkimi doniczkami, owiniętymi barwną krepiną.

Bardzo stara syjamska kotka o różnobarwnych oczach machnęła ogonem i ciężko wskoczyła na parapet. Kotka również chciała wyjrzeć na ulicę przez szczelinę między doniczkami.

Milica Fiodorowna doskonale pamiętała czasy, kiedy ulica była jeszcze nie zabrukowano i nazywała się Jelizawietinska. Wówczas naprzeciwko domu Baksztów, obok składu zboża Titowów, stał zamożny dom ojca Serafima, ozdobiony rzeźbionymi okiennicami i dębowymi kolumnami malowanymi w marmurek. Dom ojca Serafima spłonął w roku 1860, na rok przed zniesieniem pańszczyzny. Doskonale pamiętała też przyjazd gubernatora, który złożył Baksztom wizytę, bowiem wraz z drugim mężem Milicy Fiodorowny uczył się w Korpusie Paziów. Tego wieczoru gospodyni poleciła nie żałować świec i Jego Wysokość, odrzuciwszy konwenanse, spędził cały wieczór u jej nóg, poruszając bokobrodami, a pan Bakszt czuł się zaszczycony i wkrótce został powiatowym marszałkiem szlachty. W ostatnich latach pamięć płatała Milicy Fiodorownie przedziwne figle. Nie chciała gromadzić najświeższych wydarzeń i usłużnie podsuwała portrety dawno zmarłych krewnych oraz kolegów męża, a nawet znacznie starsze sceny, jeszcze petersburskie, osnute mgiełką romantycznych uniesień i subtelności białych nocy.

W latach rewolucja Milica Fiodorowna była już nader sędziwa i dlatego musiała korzystać z pomocy bardzo pobożnej, ale podkradającej to i owo damy do towarzystwa. Z owych lat nie wiedzieć czemu zapadła jej w pamięć jakaś procesja. Na czele procesji młodzi ludzie nieśli czarną trumnę z białym napisem „Curzon”. Kim był ów Curzon, Milica Fiodorowna nawet się nie zainteresowała.

Pamiętała także ostatnią wizytę Miłego Przyjaciela. Miły Przyjaciel mocno się posunął w latach, chodził z laską i broda mu posiwiała. Nie mógł zatrzymać się w mieście i był zmuszony opuścić gościnny dom wdowy Bakszt, nie zrealizowawszy swych planów.

Zapadlisko na ulicy Puszkina zakłóciło powszedni bieg myśli Milicy Fiodorowny. Zapomniała nawet, że punktualnie o trzeciej mieli do niej przyjść pionierzy. Obiecała im opowiedzieć o przeszłości rodzinnego miasta. Wizyta ta była pomysłem jej upartej sąsiadki, Szuroczki, pannicy dobrze wychowanej, która jednak nosiła krótkie spódniczki. Milica Fiodorowna obiecała pokazać pionierom album, w którym jej znajomi jeszcze przed rewolucją zapisywali różne aforyzmy i wiersze.

Milica Fiodorowna wypatrzyła Szuroczkę wśród ludzi otaczających zapadlisko. Stara pani Bakszt na wzrok się nie uskarżała. Byłoby grzechem uskarżać się w takim wieku.

Potem Milica Fiodorowna zdrzemnęła się, ale jej sen był krótki i płytki. Coś ją niepokoiło. To coś było związane z zapadliskiem. We śnie ukazał się jej Miły Przyjaciel, grożący kościstym palcem i powtarzający: „Milico, nie zapominaj!”

Kiedy ponownie otworzyła oczy, dowództwo nad tłumem przy zapadlisku przejęła już znana jej Helena Siergiejewna Kastielska, chuda dama pracująca w muzeum, która jakieś dziesięć lub piętnaście lat temu przyszła do madame Bakszt w poszukiwaniu starych dokumentów. Milicy Fiodorownie nie przypadła jednak do gustu pewna ostrość w ruchach i zachowaniu muzealnej damy, wobec czego Kastielska musiała odejść z niczym. Przy tym wspomnieniu Milica Fiodorowna zezwoliła uśmiechowi rozchylić nieco jej wyschnięte, zaciśnięte wargi. Dawniej wargi były zupełnie inne — pulchne i soczyste. Ale uśmiech, ten sam uśmiech niegdyś doprowadzał do szaleństwa członków Gwardii Przybocznej Jego Wysokości.

W tym momencie Milica Fiodorowna znów zapadła w drzemkę. Przed tym rozdzierająco ziewnęła, zamknęła powieki i odjechała z fotelem do kąta, w przytulny półmrok za piecem. Syjamska kotka natychmiast wskoczyła jej na kolana.

— O trzeciej przyjdą goście… o trzeciej… — myślała przez sen Milica Fiodorowna, ale nie mogła sobie za nic przypomnieć, kto właściwie przyjdzie o trzeciej, a zamiast tego ponownie zobaczyła Miłego Przyjaciela, który był gniewny i surowy. Jego wzrok przenikał do samej głębi rozdygotanego serca Milicy Fiodorowny i elektryzował duszne, zatęchłe powietrze w saloniku — jedynym pokoju, jaki pozostawiono pani Bakszt.



Загрузка...