Nowa manipulatorka ze szpitala Seatac wykręciła numer Maxa Allgooda.
— Stało się coś ważnego — zaczęła. Srengaard był w sali operacyjnej i badał embrion Durantów pod mikroskopem.
Allgood podniósł wzrok ku niebu.
— Na miłość!… To po to wyrywasz mnie ze snu?
— Ale słyszałam jakiś hałas. Powiedział mi pan…
— Daj spokój.
— Powtarzam panu, że doszło tam do jakiejś walki. Potem Srengaard zniknął, ale nie widziałam, by wychodził;
— Wyszedł innymi drzwiami.
— Nie ma innych drzwi.
— Słuchaj złotko. Pięćdziesięciu agentów pilnuje tego miejsca jak własnej kieszeni i mucha nie może się tam dostać, tak abym od razu nie dowiedział się o tym.
— A więc proszę ich spytać, gdzie jest Srengaard!
— Diab…
— Proszę!
— Dobrze już.
Za pomocą innego aparatu połączył się z jednym z agentów.
— Gdzie jest Srengaard? — zapytał.
— Wszedł do sali, zbadał embrion i wyszedł.
— Przez drzwi?
— Po prostu wyszedł.
Twarz Ałlgooda ukazała się na nowo na ekranie pielęgniarki.
— Słyszałaś?
— Tak, musiałam być na końcu korytarza, gdy wychodził.
— Na pewno się odwróciłaś.
— Może, ale słyszałam jakiś hałas w środku.
— Gdyby stało się cokolwiek niezwykłego, wiedziałbym o tym. Daj spokój, nie zajmujemy się Srengaardem. Według „nich” powinien był tak zareagować, a my mieliśmy przymknąć na to oczy. „Oni” nigdy się nie mylą.
— Jeśli pan tak mówi…
— Jestem tego pewien.
— A dlaczego właściwie ten embrion jest taki ważny?
— To nie powinno cię obchodzić. Daj mi spać. Wyłączyła się, ciągle niespokojna.
Na drugim końcu linii Allgood gapił się w pusty już ekran. „Hałas…” Co za idiotki z tych bab! Podniósł się szybko i wrócił do sypialni. Dziwka, którą sprowadził sobie na noc, odpoczywała na wpół śpiąc. — Spieprzaj! — krzyknął.
Zupełnie rozbudzona usiadła na łóżku, szeroko otwierając oczy.
— Precz! — warknął wskazując drzwi. Dziewczyna uciekła z pokoju, łapiąc po drodze swoje rzeczy.
Dopiero kiedy został sam, zdał sobie sprawę, że przypominała mu Calapinę. To dało mu do myślenia…
Cyborgi zapewniały go, że poprawki, których dokonały oraz zamontowane w nim aparaty, pomogą mu zapanować nad uczuciami i pozwolą mu okłamywać nawet Nadludzi. Ale ta złość… Straszne. Kopnął pantofel, który zostawiła dziwka. Przeczucie mówiło mu, że coś nie było w porządku. Po czterystu latach życia w służbie Nadludzi posiadał dobrze rozwinięty instynkt. To była sprawa życia i śmierci. Czyżby Cyborgi go okłamały? Coś było nie tak. Hałas…
Klnąc półgłosem, wrócił do telefonu i skontaktował się ze swoim agentem.
— Idź zbadać salę operacyjną. Przeczesz ją dokładnie, szukaj śladów walki.
— Ale jeśli ktoś nas zobaczy…
— Mam to gdzieś.
Minęła mu ochota na spanie. Rozkazał jeszcze złapać Srengaarda i poszedł pod prysznic.