Rozdział 13

Harrey siedział na ławeczce obok przytomniejącej Lizabeth i patrzył na nią. Pięć osób znajdowało się w przestrzeni niewiele większej od skrzyni towarowej. Jedna jarzeniówka zawieszona nad głową młodej kobiety dawała żółtawą poświatę. Naprzeciwko siedzieli Igan i Bonmur. Ich nogi były oparte o ciało Srengaarda. Ten ostatni leżał na podłodze, związany, zakneblowany i nieprzytomny. Harrey wyjaśnił żonie, że są w drodze już od dłuższego czasu. Lizabeth miała mdłości i chciało się jej wymiotować. Było to dziwne, ale myśl, że nosi swoje dziecko, uspokajała ją. Według Pottera, dopóki będzie w tym stanie, przeżyje bez racji enzymów. Chirurg myślał zapewne, iż embrion powróci do probówki, kiedy tylko znajdą się na miejscu. Lecz Lizabeth podjęła decyzję: sprzeciwi się temu! Chciała nosić swojego syna aż do rozwiązania, mimo iż żadna kobieta nie robiła tego od tysięcy lat.

— Nabieramy prędkości — stwierdził Igan. Musimy znajdować się na trasie lotniczej.

— Czy będą punkty kontroli? — spytał Bonmur.

— Na pewno.

„Punkty kontroli” zamyślił się Harrey. Rzecz jasna, SB zrobi wszystko, żeby ich złapać. Zastanawiał się nad tym, co się stanie z megalopolią. Chirurdzy mówili o gazie toksycznym, który był wypuszczany przez wywietrzniki i głośniki. Centrum miało wiele rodzajów broni do swojej dyspozycji.

Na ostrym zakręcie Harrey przytrzymał żonę za ramię. Nie wiedział co myśleć o decyzji Lizabeth. To było… dziwne. Nie obleśne czy niesmaczne, ale po prostu dziwne. Instynktownie starał się wyczuć niebezpieczeństwo. Lecz w tym pudle jedynymi wrogami były zapachy oliwy i potu.

— Co jest wokół nas — spytał Bonmur.

— Rupiecie, to pudło obłożono wszystkim, co nawinęło się pod rękę.

— Rupiecie! — obruszył się Harrey. Nie najprzyjemniej podróżowało się wśród gratów.

Ręka Lizabeth poszukała jego dłoni.

— Harrey?

— Tak moja droga?

— Czuję się dziwnie…

Harrey spojrzał z przerażeniem na lekarzy.

— Wszystko będzie dobrze — odparł Igan.

— Harrey — ciągnęła Lizabeth — nie wydostaniemy się stąd.

— Nie mów tak — szepnął nerwowo.

Spojrzała na niego, a później na chirurga, którego oczy błyszczały metalicznie.

Czyżby też był Cyborgiem? Jego lodowaty wzrok spowodował, że Lizabeth straciła zimną krew.

— To nie o siebie się boję, lecz o mojego syna!

— Proszę się uspokoić — doradził Igan.

— Nie mogę, nigdy tam nie dojedziemy!

— Nie wolno tak mówić. Nasz kierowca jest najlepszym z Cyborgów.

— Mimo to nie uciekniemy im — upierała się Lizabeth.

— Uspokój się lepiej!

Harrey nareszcie znalazł okazję do zamanifestowania swego instynktu opiekuńczego.

— Nie mów do niej tym tonem! — warknął.

— Ty też Durant — zareplikował Igan. — Mów ciszej! Wiesz przecież, że droga naszpikowana jest stacjami nasłuchowymi. Tylko w razie absolutnej konieczności powinniśmy się odzywać.

— Nic nam nie pomoże — jęknęła Lizabeth.

— Nasz szofer zrobi wszystko, co będzie możliwe, aby nas dowieźć.

— Możliwe — szepnęła Lizabeth i zaczęła szlochać.

— Zobacz, co żeś pan zrobił! — wrzasnął Harrey. Z ciężkim westchnieniem Igan podał jej pigułkę.

— Co to?

— Środek uspokajający.

— Nie chcę tego… Och nie!

— To dla pani dobra. Stres może spowodować odszczepienie embrionu. Jest pani świeżo po operacji.

— Ona tego nie chce — zapienił się Harrey.

— Musi to wziąć — nalegał Igan.

— Jeśli zechce.

Igan z wysiłkiem zachował spokój.

— Durant, staram się uratować wasze życie. Jeśli się pan złości…

— Oczywiście, że się złoszczę. Mam dosyć słuchania rozkazów!

— Jeśli pana uraziłem, przepraszam, ale muszę uprzedzić, że pańska reakcja spowodowana jest modelunkiem genetycznym. Ma pan nadmiar instynktu opiekuńczego. Pańska żona natomiast ma nadmiar instynktu macierzyńskiego. Wasze modelunki były wadliwe, ale jeśli się uspokoicie, wszystko pójdzie dobrze.

— Wadliwe? Kto to powiedział? Założę się, że jesteś pan zwykły Steryl…

— Durant, siedź cicho! — przerwał Bonmur grubym głosem.

Harrey spojrzał na drugiego chirurga. Był zafrapowany kontrastem pomiędzy małą głową i wielkim korpusem. Według niego, w twarzy Bonmura nie było już nic ludzkiego.

— Nie możemy kłócić się cały czas — dodał Bonmur.

— Nie jesteśmy wybrakowani — odparł Harrey.

— Być może nie — odparł Igan — ale jedno jest pewne: w tej chwili bardzo zmniejszacie nasze szansę przeżycia. Proszę to połknąć — dodał podając Lizabeth pigułkę.

Wzięła z wahaniem. Miała ochotę rzucić tym w twarz lekarzowi, ale w końcu, gdy Harrey skinął głową, połknęła ją.

— Teraz proszę się odprężyć.

Tymczasem Srengaard zaczął odzyskiwać przytomność. Czuł jak jego ciało bezładnie turla się na zakrętach. Czuł zapach potu, słyszał szum silnika. Czuł knebel i więzy. Otworzył oczy. Najpierw nic nie widział. Po chwili mógł rozróżnić sufit, jarzeniówkę, jakąś nogę i jakąś kropkę, która nagle zaczęła migać.

— Kontrola! — szepnął Igan. — Cisza!

Ciężarówka zwolniła i stanęła. Srengaard dalej obserwował pomieszczenie. Jakiś metalowy pręt wystający spod ławki dotknął jego policzka. Srengaard poruszył głową i poczuł jak pręt zaczepia o knebel i powoli zaczyna go wysuwać.

Szybko spojrzał na innych. Lizabeth siedziała spięta, z twarzą zakrytą dłońmi. Z zewnątrz dochodziły jakieś głosy. Po chwili Lizabeth opuściła ręce. Głosy umilkły. Ciężarówka zaczęła powoli ruszać. W tej samej chwili Srengaardowi udało się pozbyć knebla.

— Ratunku! Pomocy! — wrzasnął. — Jestem uwięziony! Igan i Bonmur podskoczyli z wrażenia. Lizabeth jęknęła.

Harrey błyskawicznie uderzył Srengaarda w szczękę, po czym zatkał mu usta dłonią. Tymczasem ciężarówka jechała dalej. Wszyscy nasłuchiwali z niepokojem.

— Co się dzieje? — z głośnika rozległ się głos kierowcy. — Nie umiecie przestrzegać najbardziej elementarnych zaleceń.

Zimny, oskarżycielski ton zaciekawił Harreya, Dlaczego po prostu nie powiedział, czy ich wykryto? Jednocześnie czuł olbrzymią ochotę, by udusić Srengaarda.

— Czy usłyszeli nas? — szepnął Igan.

— Chyba nie. Wytłumaczcie mi, co się stało.

— Srengaard obudził się za wcześnie.

— Był przecież zakneblowany.

— Zdołał pozbyć się knebla, nie wiemy jak.

— Powinniście go zabić. Nie da się go pozyskać dla sprawy.

Harrey odsunął się szybko od Srengaarda. Sugestia Cyborga unicestwiła w nim żądzę mordu.

— Dobrze już… Zobaczymy co możemy zrobić — rzekł Igan.

— Czy Srengaard może nam szkodzić?

— Zajęliśmy się nim.

— Nie pan w każdym razie — zauważył Harrey — mimo iż siedział pan najbliżej.

Igan zbladł. Przypomniał sobie, że skamieniał ze strachu. Rozzłościło go to. Jakim prawem ten kretyn robi mu wymówki?!

— Żałuję, ale nie jestem brutalem — odparł chłodno.

— Powinien się pan nauczyć.

Harrey poczuł dłoń Lizabeth na swoim ramieniu i potulnie dał się posadzić na ławce.

— Jeśli masz pan jeszcze trochę tej swojej trutki, to daj mu jej pan, zanim się znów obudzi.

Igan stłumił złość.

— Jest w torbie pod naszą ławką — powiedział Bonmur — to dobry pomysł.

Igan wstrzyknął Srengaardowi porcję narkotyku.

— Uwaga! — rozległ się głos Cyborga. — Mimo że nikt nas teraz nie śledzi, nie oznacza to, że nie usłyszeli krzyków. Wprowadzam plan Gamma.

— Kto jest kierowcą? — spytał Harrey.

— Nie zauważyłem kogo programowali — odparł Bonmur i spojrzał na Harreya z uwagą. Jemu też wydało się to podejrzane.

— Co to jest plan Gamma? — spytała Lizabeth.

— Zboczymy z głównej drogi — powiedział Bonmur.

— To oznacza, że będziemy zależeć tylko i wyłącznie od umiejętności Cyborga i kilku rozsianych po terenie komórek Ruchu Oporu. Każda z nich mogłaby wpaść…

Bonmur, zwykle stoicko spokojny, poczuł ciarki przebiegające mu po grzbiecie.

— Kierowca! — zawołał Harrey.

— Cicho — warknął tamten.

— Proszę się trzymać pierwotnego planu — rozkazał Harrey — Przewiduje on środki ratunku na wypadek gdyby moja żona…

— Ochrona pańskiej żony nie jest głównym celem — odparł kierowca. — Proszę nie protestować, plan Gamma jest już w trakcie realizacji.

Harrey wziął rękę swojej żony. Ścisnęła jego palce.

— „Czekaj. Nie czytałeś w myślach lekarzy. Oni też się boją. Też są zaniepokojeni”.

— „To ty mnie niepokoisz”.

„A więc jej życie, i nasze zapewne także, nie jest głównym celem” — pomyślał Bonmur. — „W takim razie co jest decydującym czynnikiem? Od jakiego programu zależy nasz przewodnik?”

Загрузка...