Rozdział Trzeci

A zatem — odezwał się Jurard Selgan — pomimo tego, że próbowałeś…próbowałeś…

Wymusić na nich decyzję? — Ponter wzruszył ramionami. — Podobno u nas mamy nie bać się nazywania rzeczy po imieniu, prawda?

Selgan skinął głowę, akceptując uwagę Pontera.

W takim razie dobrze. Pomimo tego, że próbowałeś wymusić na nich decyzję, Najwyższa Rada Siwych nie od razu to zrobiła?

Nie. I pewnie słusznie wolała mieć chociaż trochę czasu na zastanowienie. Dwoje właśnie miało się stać Jednym, dlatego Rada przerwała obrady, odraczając podjęcie decyzji…


Dwoje stający się Jednym: fraza tak prosta, a jednocześnie tak znacząca dla Pontera i jego ludzi.

Dwoje stający się Jednym: comiesięczne czterodniowe wakacje, wokół których kręciło się życie.

Dwoje stający się Jednym: okres, w którym dorośli mężczyźni przybywali z Obrzeży miasta do Centrum, aby spędzić trochę czasu ze swoimi partnerkami i dziećmi.

Nie jakaś tam przerwa w pracy, nie byle odmiana w rutynie, lecz ogień, który spajał całą społeczność; jelito, które wiązało całe rodziny.

Poduszkobus wylądował przed domem Pontera i Adikora. Wsiedli przez tylne wejście i znaleźli dwa wolne miejsca obok siebie. Kierowca włączył wentylatory. Pojazd oderwał się od ziemi i ruszył w stronę sąsiedniego domu, widocznego w oddali.

Zwykle Ponter nie zastanawiał się nad czymś tak zwyczajnym jak poduszkobusy, ale dziś z przyjemnością myślał o tym, jakim eleganckim rozwiązaniem technologicznym były w porównaniu z transportem w świecie Gliksinów. Tam pojazdy wszelkiej wielkości poruszały się na kołach. Wszędzie, gdzie był (wprawdzie tylko w kilku miejscach), widział szerokie, płaskie szlaki pokryte sztucznym kamieniem, po którym koła mogły się łatwiej toczyć.

lakby tego było mało, Gliksini do napędu tych wehikułów używali chemicznej reakcji, której towarzyszyły obrzydliwe wyziewy. Podobno Gliksinów te smrody nie drażniły w takim stopniu jak jego; nic dziwnego, mieli przecież miniaturowe nosy.

Co za niezwykły wybryk natury! Ponter wiedział, że u jego gatunku duże nosy — o wiele większe od nosów innych naczelnych — wykształciły się podczas ostatniej epoki lodowcowej. Według doktora Singha, Gliksina, który opiekował się nim w ich szpitalu, u neandertalczyków jama nosowa miała sześciokrotnie większą pojemność niż u Gliksinów. Pierwotnie chodziło o nawilżanie chłodnego powietrza, zanim trafiało ono między wrażliwe tkanki płuc. Kiedy jednak wielkie połacie lodowców wreszcie się cofnęły, duże nochale nie znikły, ponieważ dawały ich właścicielom dodatkową korzyść: znakomity zmysł powonienia.

Gdyby nie to, być może ludzie Pontera też zaczęliby używać podobnych produktów petrochemicznych i w równym stopniu zanieczyściliby atmosferę swojego świata. On sam dostrzegał nawet ironię tej sytuacji: ci, których do tej pory znal jedynie jako okazy kopalne, zatruwali swoje niebo czymś, co nazywali paliwami kopalnymi.

Na domiar złego, niemal każdy dorosły Gliksin miał własny pojazd. Co za potworne marnotrawstwo! Wiele wehikułów przez większość dnia stało bezczynnie. Rodzinne miasto Pontera, Saldak, na dwadzieścia pięć tysięcy mieszkańców miało trzy tysiące sześcianów' podróżnych, a Ponter i tak często myślał, że to za dużo.

Poduszkobus siadł na ziemi przy sąsiednim domu. Torba, Gaddak i dwaj synowie bliźniacy Gaddaka wsiedli do środka. Chłopcy opuszczali matki i przenosili się do ojców, gdy kończyli dziesięć lat. Adikor miał tylko jedno dziecko, ośmiolatka Daba, który za dwa lata miał zamieszkać razem z nim i Ponterem. Ponter miał dwie córki: Megameg Bek, z pokolenia 148, także ośmiolatkę, oraz Jasmel Ket, z generacji 147, mającą już osiemnaście lat.

Ponter, tak jak jego partner Adikor, byli członkami generacji 145, co oznaczało, że mieli po trzydzieści osiem lat. Ta sfera życia w świecie Gliksinów również była zadziwiająca: zamiast kontrolować cykl rozrodczy, aby dzieci przychodziły na świat co dziesięć lat, u nich rodziły się bez przerwy, co roku. Dlatego nie mieli uporządkowanych, odrębnych wiekowo pokoleń, tylko kontinuum roczników. Ponter spędził na tamtym świecie niewiele czasu i nie zdążył się zorientować, jak Gliksini rozwiązali kwestie ekonomiczne związane z takim nieprzerwanym przyrostem. Producenci nie mogli przecież stopniowo przerzucać się z produkcji rzeczy dla niemowląt na ubrania dla kilkulatków, a następnie na stroje dla młodzieży, tylko musieli szyć garderobę dla wszystkich grup wiekowych naraz. Poza tym, od Lou Benoit dowiedział się o idiotycznym koncepcie „mody”: zupełnie dobre ubrania wyrzucano z powodu zmieniających się kaprysów w sferze estetyki.

Poduszkobus ponownie oderwał się od podłoża. Dom Torby i Gaddaka był ostatnim przystankiem przed długim odcinkiem drogi do Centrum.


Kobiety jak zwykle zadbały o dekoracje: długie wstęgi w pastelowych barwach biegły od drzewa do drzewa, kolorowe szarfy opasywały pnie brzóz i cedrów, chorągwie powiewały na dachach budynków, panele solarne miały złote ramy, a srebrnymi otoczono kompostowniki.

Ponter dawniej podejrzewał, że kobiety wcale nie zdejmują ozdób, ale Adikor powiedział, że nie widział żadnych, kiedy przybył do Centrum podczas Ostatnich Pięciu, aby znaleźć kogoś, kto mógłby go bronić przed fałszywym oskarżeniem Daklar Bołbay.

Poduszkowiec wylądował. leszcze nie nadszedł czas opadających liści, ale następnym razem Dwoje miało się stać Jednym na początku pory, podczas której wentylatory pojazdów podrywały w górę masy brązowych i czerwonych, i złotych, i pomarańczowych liści, które wirując opadały z powrotem na ziemię. Ponter cieszył się na powrót chłodnej zimy.

Ze zwykłą u naukowca ciekawością zarejestrował, że Torba, Gaddak i dwaj chłopcy Gaddaka wysiedli jako pierwsi. Poduszkobus rozwoził pasażerów według systemu: ostatni wsiadający opuszcza pojazd jako pierwszy. Ponter i Adikor byli następni. Lurt, partnerka Adikora, podbiegła do niego razem z małym Dabem. Adikor złapał syna w objęcia i podniósł go wysoko do góry. Dab roześmiał się głośno, a jego ojciec uśmiechnął się szeroko. Po chwili postawił chłopca na ziemi i przytulił Lurt. Nie minął nawet miesiąc, odkąd ich widział — oboje obserwowali dooslarm basadlarm, wstępne przesłuchanie, które miało pomóc w ustaleniu, czy Adikor zamordował Pontera. Taki zarzut postawiła mu Daklar Bolbay po tym, jak Ponter zniknął. Mimo tak krótkiej przerwy Adikor cieszył się, że może znowu zobaczyć swoją rodzinę.

Towarzyszka Pontera, Klast, już nie żyła, ale spodziewał się, że obie córki wyjdą mu na powitanie. On też widział je niedawno. Jasmel odegrała kluczową rolę w ściągnięciu ojca z powrotem ze świata Gliksinów.

Adikor spojrzał przepraszająco na przyjaciela. Ponter wiedział, że partner bardzo go kocha — i okazywał mu tę miłość przez dwadzieścia pięć dni w miesiącu. Teraz jednak byl czas Lurt i Daba. Adikor chciał się cieszyć każdym spędzonym z nimi taktem. Ponter skinął głową, dając znak, żeby się nim nie przejmowali. Adikor jedną ręką objął w pasie Lurt, a drugą ujął dłoń synka i ruszyli.

Pozostali mężczyźni odnajdywali swoje kobiety, a chłopcy dołączali do dziewcząt z tej samej co oni generacji. Następne cztery dni na pewno miały upłynąć pod znakiem seksu, ale nie tylko. Czekały ich także liczne zabawy, rodzinne wycieczki i wspólne ucztowanie.

Ponter rozejrzał się wokół. Tłum powoli się rozchodził. Dzień był nieprzyjemnie ciepły. Ponter westchnął, ale nie z powodu temperatury.

— Mogę skontaktować się z Jasmel, jeśli chcesz — zaproponował Hak, implant wszczepiony w lewe przedramię Pontera tuż powyżej nadgarstka. Tak jak większość Kompanów, składał się z wysokokontrastowego, matowego wyświetlacza, mającego długość i szerokość palca, oraz z sześciu maleńkich gałek pod spodem i umieszczonego z boku obiektywu. W przeciwieństwie do większości Kompanów — dość prostych urządzeń — Hak był złożonym mechanizmem, wyposażonym w sztuczną inteligencję, dzieło Kobasta Ganta, kolegi Pontera.

Kompan nie powiedział tych słów głośno, choć potrafił. Odkąd Kobast zaprogramował urządzenie tak, by używało głosu zmarłej Klast, Ponter coraz częściej myślał o Haku „ona”. W dni takie jak ten czuł, że popełnił wielki błąd: przypominało mu to, jak bardzo tęskni za żoną. Musiał pogadać z Kobastem o zmianie głosu na inny.

— Nie — odparł cicho. — Nie kontaktuj się z nikim, jasmel spotyka się z młodym mężczyzną. Pewnie przybył wcześniejszym poduszkobusem i gdzieś razem poszli.

— Decyzja należy do ciebie — powiedział Hak.

Ponter rozejrzał się wkoło. Domy w Centrum w dużym stopniu przypominały te na Obrzeżach miasta. Główną strukturę większości z nich stanowiły drzewa prowadzone specjalnym systemem arborykonstrukcji. Ich pnie rosły wokół form, które następnie usuwano. Wiele budynków miało ceglane lub drewniane dobudówki. Wszystkie zbierały energię słoneczną dzięki panelom solarnym, umieszczonym na dachach lub wokół domów. W strefach o wyjątkowo surowym klimacie budowle trzeba było w całości wytwarzać, ale Ponterowi takie konstrukcje zawsze wydawały się brzydkie. Tymczasem Gliksini w ten sposób tworzyli wszystkie budynki i upychali je jeden przy drugim jak stada roślinożernych zwierząt.

Myśl o zwierzętach przypomniała mu, że tego popołudnia organizowano polowanie na mamuta, żeby zdobyć świeże mięso na ucztę, która miała się odbyć następnego dnia. Może mógłby się przyłączyć do łowców. Już dawno nie trzymał w ręku oszczepu i nie polował w tradycyjny sposób. Przynajmniej dawało to jakieś zajęcie jemu i innym mężczyznom, którzy nie mieli z kim spędzać czasu.

— Tatusiu!

Odwrócił się. W jego stronę pędziła Jasmel. Obok biegł jej chłopak, Tryon. Ponter poczuł, jak jego twarz rozciąga się w uśmiechu.

— Zdrowego dnia, kochanie — powiedział, gdy młodzi się zbliżyli. — Zdrowego dnia, Tryonie.

Jasmel przytuliła się do ojca. Chłopak niepewnie stanął z boku. W końcu dziewczyna wypuściła Pontera z objęć.

— Cieszę się, że pana widzę. Słyszałem, że przeżył pan prawdziwą przygodę — odezwał się Tryon.

— To prawda — przytaknął Ponter. Miał w stosunku do tego młodzieńca mieszane odczucia, co było naturalną reakcją ojca młodej kobiety. Jasmel mówiła o Tryonie same dobre rzeczy — że słucha, gdy ona mówi, że jest delikatnym kochankiem, że uczy się wyrabiać rzeczy ze skóry i że kiedyś będzie miał cenny wkład w społeczeństwo. Mimo to była córką Pontera i on pragnął dla niej wszystkiego, co najlepsze.

— Przepraszam, że się spóźniliśmy — powiedziała dziewczyna.

— Nic nie szkodzi — odparł Ponter. — A gdzie jest Mega — meg?

— Postanowiła, że już nie chce, by tak na nią wołano. Odtąd mamy mówić do niej Mega.

Tak brzmiało prawdziwe imię młodszej córki Pontera; Megameg było zdrobnieniem. Ponter poczuł falę smutku. Jego starsza córka już dorosła, a mała córeczka szybko ją goniła.

— Aha. A gdzie teraz jest?

— Bawi się z przyjaciółmi — wyjaśniła Jasmel. — Później się z nią zobaczysz.

Ponter skinął głową.

— A wy dwoje jakie macie plany na dzisiejszy ranek?

— Pomyśleliśmy, że może zagramy razem w ladatsa — zaproponował Tryon.

Ponter przyjrzał mu się. Chłopak był dość przystojny. Miał szerokie ramiona, wspaniały wał nadoczodołowy, ostro zaznaczony nos i oczy barwy głębokiego fioletu. Niestety, jak wielu młodych, ulegał pewnym modom. Zamiast nosić przedziałek pośrodku głowy, tam, gdzie ten wypadał naturalnie, sczesywał włosy w kolorze rudawego blondu na lewą stronę, przypuszczalnie utrwalając je jakimś paskudztwem.

Ponter już miał się zgodzić na mecz ladatsa — upłynęło wiele dekamiesięcy, odkąd ostatni raz kopał piłkę — kiedy przypomniał sobie, że w wieku tego młokosa, dwadzieścia lat temu, sam zalecał się do Klast. Ostatnią rzeczą, jakiej wtedy pragnął, było towarzystwo ojca dziewczyny.

— Nie — powiedział. — Wy zmykajcie do swoich zajęć. Zobaczymy się wieczorem na kolacji.

Jasmel spojrzała na ojca. Domyślała się, że wcale nie tego pragnął. Ale Tryon nie był głupi; szybko podziękował Ponterowi i wziął Jasmel za rękę.

Ponter chwilę patrzył za nimi. Przypuszczał, że jasmel urodzi pierwsze dziecko po następnym roku, gdy zaplanowano narodziny generacji 149. Pomyślał, że wtedy wszystko się zmieni. Przynajmniej mógłby zajmować się wnukiem w te dni, gdy Dwoje stawało się Jednym.

Poduszkobus już dawno się oddalił, wracając na Obrzeza po kolejną partię mężczyzn. Ponter zawrócił i ruszył do miasta. Może najpierw coś przekąsi, a potem…

Serce podskoczyło mu w piersi. To była ostatnia osoba, jaką spodziewał się zobaczyć, a mimo to…

Mimo to stała nieopodal, tak jakby czekała właśnie nu niego.

Daklar Bolbay.

— Zdrowego dnia, Ponterze — powitała go.

Znał ją od dawna. Była partnerką Klast. Prawdę mówiąc, jeśli ktokolwiek mógł zrozumieć, co czuł po stracie Klast, to właśnie Daklar. Tylko że…

Tylko że pod nieobecność Pontera bardzo utrudniła życie Adikorowi. Oskarżyła go o morderstwo! A przecież Adikor, podobnie jak sam Ponter, nie byłby w stanie nikogo zabić.

— Daklar — odezwał się, rezygnując ze zwykłych uprzejmości.

Skinęła głową, wiedząc, dlaczego to zrobił.

— Nie winię cię za to, że jesteś ze mnie niezadowolony — przyznała. — Wiem, że zraniłam Adikora, a krzywda zadana partnerowi boli nas samych równie mocno. — Utkwiła wzrok w oczach Pontera. — Przepraszam cię z całego serca i najszcze — rzej jak potrafię. Miałam nadzieję, że zdążę powiedzieć to także Adikorowi, ale widzę, że już się oddalił.

— Teraz mówisz, że jest ci przykro. Ale to, co zrobiłaś…

— Postąpiłam potwornie — przerwała mu Daklar, wlepiając wzrok w swoje stopy, osłonięte pokrowcami połączonymi z czarnym pantalonem. — Teraz spotykam się z rzeźbiarzem osobowości i biorę leki. Moja kuracja dopiero się zaczęła, ale już czuję mniejszy… gniew.

Ponter domyślał się, przez co przeszła Daklar. Straciła nie tylko ukochaną Klast, partnerkę ich obojga, ale też swojego drogiego Pelbona, którego pewnego dnia zabrali egzekutorzy. Wprawdzie wrócił do niej, ale nie cały. Poddano go kastracji. Jego związek z Daklar nie wytrzymał tej próby.

Gdy zmarła Klast, Ponter czuł niewypowiedziany żal, ale przynajmniej w żałobie mógł liczyć na wsparcie Adikora, Jasmel i Megameg. O ile gorzej musiała się czuć Daklar, która nie miała partnera, a z powTodu tego, co zrobiono Pelbonowi, nigdy nie urodziła dzieci.

— Cieszę się, że jest z tobą lepiej — przyznał Ponter.

— Naprawdę jest — zapewniła go raz jeszcze, kiwając głową.

— Wiem, że przede mną daleka droga, ale czuję się lepiej i…

Chwilę czekał, aż sama dokończy, a gdy wciąż milczała, zachęcił ją życzliwym: — Tak?

— Bo widzisz — zaczęła, unikając jego wzroku — chodzi o to, że jestem sama i… — Znowu umilkła, ale tym razem sama podjęła przerwany wątek. — I ty też jesteś sam. A gdy Dwoje staje się Jednym, człowiek może się czuć bardzo samotny, jeśli nie ma z kim spędzać czasu. — Przelotnie zerknęła na jego twarz, lecz od razu odwróciła wzrok. Może bała się tego, co mogła zobaczyć.

Pontera zaskoczyło jej wyznanie. No ale…

Daklar była inteligentna, a to na pewno mu się podobało. Poza tym w jej włosach pojawiły się cudowne pasma siwizny, mieszające się z brązowymi puklami i…

Nie. Nie, to by było szaleństwo. Nie po tym, co zrobiła Adikorowi…

Ponter poczuł mrowienie w szczęce. Zwykle dokuczała mu tylko w chłodne poranki. Podniósł dłoń i potarł zarośnięty bok twarzy.

Dawno, 229 miesięcy temu, Adikor złamał mu żuchwę w głupiej kłótni. Gdyby Ponter nie uniósł na czas głowy, cios przyjaciela by go zabił.

Na szczęście zareagował wtedy wystarczająco szybko. Niemal pół szczęki i siedem zębów trzeba było zastąpić syntetycznymi protezami, ale przeżył.

I wybaczył Adikorowi. Nie wniósł oskarżeń przeciw przyjacielowi, oszczędzając mu spotkania ze skalpelem egzekutorów. Adikor przeszedł terapię i nauczył się kontrolować gniew. Od tamtej pory panował nad emocjami, zarówno w obecności Pontera, jak i innych.

Przebaczenie.

Na tamtym drugim świecie wiele rozmawiał z Mare o jej wierze w Boga i o domniemanym boskim synu, który próbował nauczyć ludzi Mare sztuki przebaczania. Ona była wyznawczynią jego nauk.

Poza tym czuł się naprawdę samotny. Nie wiedział, kiedy Najwyższa Rada Siwych podejmie decyzję w sprawie ponownego otwarcia portalu do świata Mare, a nawet gdyby wyrazili na to zgodę, to nie miał absolutnej pewności, czy rzeczywiście uda się na nowo utworzyć przejście.

Przebaczenie.

Właśnie je ofiarował Adikorowi pół życia temu.

Właśnie ono było najwyższą wartością w wierze Mare.

Właśnie tego potrzebowała teraz Daklar.

Przebaczenia.

— Dobrze — stwierdził w końcu. — Musisz się pogodzić z Adikorem. Tylko pod tvm warunkiem zapomnę o wrogości, jaka zrodziła się między nami w wyniku ostatnich wydarzeń.

Daklar się uśmiechnęła.

— Dziękuję ci — powiedziała i umilkła na moment, a jej uśmiech zbladł. — Chcesz, żebym ci towarzyszyła… to znaczy tylko do chwili, gdy twoje córki będą wolne? Wprawdzie jestem tabant małej Mega i razem z Jasmel wciąż mieszkamy w jednym domu, ale wiem, że potrzebujesz spędzić z córkami trochę czasu sam, i nie zamierzam wam przeszkadzać. Teraz jednak…

Urwała, a jej oczy na krótko napotkały spojrzenie Pontera, wyraźnie prosząc go, by dokończył zdanie, które zaczęła.

— Dobrze — powiedział, podejmując decyzję. — Będzie mi miło, jeśli zechcesz dotrzymać mi towarzystwa.

Загрузка...