Honor Harrington weszła na pokład HMS Reliant przy wtórze świstu trapowego. Nimitz wyprostował się dumnie na jej ramieniu. Niewiele brakowało, by stanęła jak wryta, zdołała się jednak opanować i tylko wytrzeszczyła zdrowe oko. Oprócz bowiem pełnej formalnej warty trapowej, oczekiwali na nią: admirał White Haven, ambasador Langtry, admirał Wesley Matthews i Protektor Benjamin Mayhew. Oddając honory, zastanawiała się, o co tu chodzi, bowiem oficjalnie została wezwana na rutynowe spotkanie z admirałem Alexandrem przed odlotem do domu, gdzie Fearless na dłużej miał wylądować w stoczni remontowej.
Hamish Alexander poczekał, aż Protektor i sir Anthony Langtry zajmą miejsca, usiadł w swoim fotelu i kolejny raz przyjrzał się z namysłem siedzącej przed nim kobiecie. Wyglądała na spokojną mimo zaskoczenia, które musiała odczuwać, ale była to poza — świadczyło o tym nieco nerwowe zachowanie treecata. Przypomniało mu się pierwsze spotkanie, na którym zjawiła się bez Nimitza. Wówczas także była niezwykle spokojna i opanowana, a przybyła, by złożyć meldunek o stratach. Z taką obojętnością mówiła o zniszczeniach i zabitych, że w pierwszym momencie go odrzuciło — sprawiała wrażenie, jakby ludzie nic jej nie obchodzili, jakby uważała, że zabici i ranni to zniszczone i uszkodzone systemy uzbrojenia, które można naprawić lub wymienić jak inne części okrętu. A o zabitych i niepotrzebnych należy zapomnieć.
A potem nadszedł meldunek, że komandor McKeon zdołał jakimś sposobem upchnąć prawie stu ludzi w jedynej sprawnej pinasie i wystartować wraz z nimi tuż przed zniszczeniem Troubadoura. I maska obojętności pękła. Widząc, jak próbuje się odwrócić, by ukryć łzy płynące ze zdrowego oka, i jak drżą jej ramiona, stanął tak, by osłonić ją przed spojrzeniami członków swego sztabu. Strzegł jej tajemnicy, bowiem zrozumiał, że ma do czynienia z kimś wyjątkowym, zrozumiał, że maska obojętności jest tak gruba, gdyż ból i żal, które ukrywa, są zbyt wielkie i zbyt silne.
Przypomniał też sobie inny dzień. Dzień, w którym z kamienną twarzą i w zupełnym milczeniu obserwowała spotkanie zboczeńców, którzy zgwałcili i zamordowali jeńców z HMS Madrigal, z katem. Nie było to miłe widowisko, ale Honor nie drgnęła nawet powieka — jak wtedy, gdy leciała, przebijając się przez ostrzał Saladina. Nie uczestniczyła w egzekucji dla przyjemności i nie robiła tego dla siebie, lecz dla tych, którzy nie mogli tego zobaczyć, jak też dlatego, że była zdecydowana dopilnować, by sprawiedliwości stało się zadość. Wtedy dopiero w pełni ją zrozumiał.
I nie wstydził się przyznać, że jej zazdrości. Był od niej dwa razy starszy, miał za sobą karierę, z którą niewielu mogło się równać, uwieńczoną właśnie zakończonym podbojem systemu Endicott, a mimo to jej zazdrościł. Z podległych jej okrętów ocalały dwa bardziej przypominające wraki niż krążowniki Królewskiej Marynarki. Straciła dziewięciuset ludzi, a trzystu było ciężko rannych. I nigdy nie uwierzy — podobnie jak on nigdy by na jej miejscu nie uwierzył — że straty te nie byłyby niższe, gdyby lepiej dowodziła. Myliła się oczywiście. Nic i nikt nie był w stanie pomniejszyć tego, co ona i jej podkomendni osiągnęli. Tego, co jej ludzie zrobili dla niej, ponieważ jest tym, kim jest i jest taka, jaka jest.
Odchrząknął i gdy odwróciła się, by spojrzeć na niego zdrowym okiem, ponownie znalazł się pod wrażeniem jej czystej, niepowtarzalnej atrakcyjności. I to mimo faktu, że połowę twarzy miała sparaliżowaną, a na oku anachroniczną piracką przepaskę. Wolał nie zastanawiać się, jakie wywierała wrażenie przed zranieniem…
— Najwyraźniej zaprosiłem panią na pokład nie tylko z powodu tradycyjnego spotkania przed odlotem do domu, kapitan Harrington — powiedział cicho.
— Rzeczywiście, sir? — W jej głosie słychać było jedynie uprzejme zainteresowanie, toteż uśmiechnął się i odchylił fotel.
— Ano rzeczywiście. Widzi pani, w ciągu ostatnich dni między Manticore a Graysonem panowała raczej ożywiona wymiana korespondencji — wyjaśnił Alexander, przestając się uśmiechać. — Znalazł się w niej między innymi dość ostry protest od niejakiego Reginalda Housemana.
W twarzy Harrington nie drgnął ani jeden mięsień.
— Z żalem informuję panią, kapitan Harrington, że Lordowie Admiralicji zdecydowali umieścić w pani aktach pisemną naganę. Żadne bowiem, najpoważniejsze nawet powody, a nie wątpię, że takie właśnie zaistniały, nie usprawiedliwiają królewskiego oficera, który fizycznie zaatakował cywilnego reprezentanta Korony. Ufam, że nigdy już nie będę zmuszony przypominać pani o tym.
— Ja także, sir — odparła i nie ulegało żadnej wątpliwości, że ma zupełnie co innego na myśli.
W jej głosie nie było arogancji czy oburzenia albo poczucia krzywdy. Nie było też śladu żalu czy przeprosin.
— Żebyśmy się dobrze zrozumieli, kapitan Harrington. — Alexander pochylił się nad stołem. — Nikt nie kwestionuje pani osiągnięć w tym systemie, a żaden oficer Królewskiej Marynarki nie będzie tracił sympatii na kogoś takiego jak pan Houseman. Martwię się nie o niego, ale o panią.
Coś błysnęło w tym ciemnym oku o migdałowym kształcie. Honor przekrzywiła lekko głowę, a Nimitz powtórzył jej gest, przyglądając się Alexandrowi zielonymi ślepiami.
— Jest pani nadzwyczajnym oficerem — dodał, ignorując jej nagły rumieniec — ale nie jest pani pozbawiona wad. Bezpośrednie, szybkie działanie, zwłaszcza pod wpływem silnego impulsu, nie zawsze jest najrozsądniejsze, tym bardziej jeśli istnieją świadkowie takiego zachowania. Istnieją także granice, których musimy przestrzegać wszyscy; jeżeli będzie je pani zbyt często przekraczać, pani kariera szybko dobiegnie końca. A to uważałbym za niepowetowaną stratę tak dla pani, jak i dla Królewskiej Marynarki. Niech pani do tego nie dopuści.
Jeszcze przez moment spoglądali sobie w oczy, nim Honor leciutko skinęła głową.
— Rozumiem, sir — powiedziała już zupełnie innym tonem.
— To dobrze. — Alexander ponownie odchylił się na oparcie fotela. — Bo teraz jestem zmuszony zrobić rzecz najgorszą z pedagogicznego punktu widzenia. Otóż informuję panią, że nie licząc skłonności do wycierania podłogi jej dyplomatami, Jej Królewska Mość jest z pani całkiem zadowolona. W rzeczy samej, jak rozumiem, ma zamiar wyrazić pani podziękowanie osobiście, kiedy tylko wróci pani na Manticore. Nie wątpię, że hm… wyrówna to z nawiązką wszystkie potencjalne konsekwencje nagany.
Rumieniec na prawej połowie twarzy Honor pogłębił się i po raz pierwszy, odkąd się poznali, wyglądała na zawstydzoną.
— Pragnę panią także poinformować, że niejaki Alfredo Yu, ostatnio kapitan Ludowej Marynarki, został wraz z prawie dwustoma ludźmi odnaleziony przez nas w systemie Endicott i poprosił Koronę o azyl polityczny. — Honor wyprostowała się w fotelu, przyglądając mu się z wyraźnym zainteresowaniem, i Alexander uśmiechnął się lekko. — Mam zamiar wysłać go na pokładzie pani okrętu i oczekuję, że okaże mu pani uprzejmość należną jego randze.
Skinęła bez słowa głową.
— To byłoby właściwie wszystko, co miałem do powiedzenia. — Alexander pokiwał głową. — Jak sądzę, teraz przyszła kolej na Protektora Benjamina Mayhewa, który z tego, co wiem, także chciałby panią o czymś powiadomić.
I zwrócił się z uprzejmym ukłonem w stronę władcy Graysona.
Honor poszła w jego ślady.
— A chciałbym, kapitan Harrington. — Mayhew uśmiechnął się szeroko. — Mieszkańcy planety Grayson nigdy nie zdołają odpowiednio pani podziękować za to, co pani zrobiła, ale zdajemy sobie sprawę z długu, jaki mamy nie tylko wobec pani, kapitan Harrington, ale także wobec pani załogi i pani Królestwa, i pragniemy wyrazić swą wdzięczność w konkretniejszy niż słowa sposób. Otóż zgodnie z zezwoleniem królowej Elżbiety udzielonym poprzez sir Anthony’ego proszę panią o podpisanie naszego traktatu z Królestwem Manticore w jej imieniu.
Honor z trudem złapała oddech, a Mayhew uśmiechnął się smutno.
— Podpisałby go admirał Courvosier, gdyby żył — dodał. — Uważam, że nie ma nikogo bardziej odpowiedniego, by go zastąpić, i proszę, by dokończyła pani jego ostatnie dzieło. Zrobi to pani?
— Ja… — przerwała i odchrząknęła. — Będę zaszczycona. Bardziej niż zaszczycona, gdyż…
Tym razem umilkła i tylko potrząsnęła głową, niezdolna wypowiedzieć choćby słowo.
— Dziękuję — powiedział miękko Mayhew, po czym nieco zmienił ton. — W takim razie pozostały jeszcze dwie sprawy nieco innej natury. W związku z korzyściami gospodarczymi, jakie odniesiemy z nowych stosunków z Królestwem Manticore, spodziewamy się zwiększyć ilość naszych farm orbitalnych oraz ludności w znacznie szybszym niż dotąd tempie. Dlatego też na moją prośbę Izba zgodziła się udzielić zezwolenia na zorganizowanie nowej domeny na południowym kontynencie. Za pani przyzwoleniem zamierzamy ją nazwać Domeną Harrington i poprosić panią, by przyjęła pani dziedziczny tytuł Patrona.
Szok poderwał Honor na nogi tak gwałtownie, że Nimitz omal nie stracił równowagi i nie zjechał na podłogę.
— Protektorze… nie mogę… to znaczy pan nie może… — zamilkła bezradnie, zdając sobie sprawę, że zaczyna bełkotać bez sensu.
Desperacko próbowała znaleźć właściwe słowa, by wyrazić swe uczucia, ale nie bardzo jej się to udawało. Zaskoczenie i niedowierzanie połączone ze wspomnieniem tego, że gdy tu przybyła, potraktowano ją jak dziwadło, odebrało jej zdolność artykułowanej mowy.
— Proszę usiąść, kapitan Harrington — powiedział łagodnie Mayhew, i widząc, jak posłusznie wykonuje jego polecenie, uśmiechnął się złośliwie. — Jestem pragmatykiem i proszę, żeby się pani zgodziła z wielu powodów.
— Ale ja jestem oficerem Królewskiej Marynarki… mam inne obowiązki… inne problemy…
— Zdaję sobie z tego sprawę. Dlatego za pani zgodą chcę mianować zarządcę, który będzie zajmował się codziennymi sprawami domeny. Co nie zmienia faktu, że pani tytuł będzie jak najbardziej realny i praktyczny: od czasu do czasu będzie pani otrzymywała dokumenty do podpisania lub musiała podjąć pewne decyzje i nikt pani w tym nie zastąpi, kapitan Harrington. Poza tym Manticore i Grayson nie leżą znów aż tak daleko i mamy nadzieję, że będzie nas pani często odwiedzać. Izba naturalnie ma świadomość, że nie będzie pani w stanie osobiście kierować i zarządzać swoimi ludźmi. Izba pragnie, by zatrzymała pani dochody, a za parę lat staną się one całkiem znaczące, gdy domena się rozwinie. To jeden powód, istnieje jednak inny, znacznie ważniejszy, dla którego tak zależy nam, by się pani zgodziła. Widzi pani, kapitan Harrington, potrzebujemy pani.
— Potrzebujecie mnie? Do czego?
— Grayson czekają w ciągu najbliższych lat olbrzymie zmiany tak polityczne i społeczne, jak ekonomiczne i militarne. Będzie pani pierwszą w naszej historii kobietą posiadającą ziemię, ale na pewno nie ostatnią. Potrzebujemy pani jako swoistego wzorca i wyzwania, gdy będziemy wprowadzali nasze kobiety do społeczeństwa jako pełnoprawnych członków. A, przepraszam za szczerość, pani charakter i fakt, że została pani poddana prolongowi, oznaczają, że będzie pani silnym wzorcem przez długi czas.
— Ale… — Honor spojrzała na Langtry’ego. — Sir Anthony? Czy to w ogóle jest legalne w świetle praw Królestwa?
— Normalnie nie. — W oczach Langtry’ego zapłonęły iskierki przekory i czystej radości. — W tym jednakże wypadku Jej Wysokość osobiście udzieliła zgody. Izba Lordów zaś, po przeanalizowaniu pani pozycji jako szlachetnie urodzonej damy suwerennego sprzymierzeńca Królestwa, zdecydowała, że pani status będzie równy statusowi earla, czyli hrabiego Królestwa. Jeśli przyjmie pani ten zaszczyt, a rząd Jej Królewskiej Mości radzi i nalega, by tak właśnie pani postąpiła, zostanie pani także hrabiną Harrington, zachowując naturalnie tytuł Patrona Harrington.
Honor wpatrywała się w niego, ledwie pamiętając, by zamknąć usta, niezdolna uwierzyć w to, co słyszy, ale także niezdolna, by w to nie wierzyć. Na plecach czuła delikatne ruchy ogona wysoce ubawionego całą sytuacją Nimitza.
— Ja… — urwała, potrząsnęła głową i uśmiechnęła się złośliwie. — Jest pan pewien, że pan tego chce, Protektorze?
— Jestem. Cały Grayson też.
— W takim razie chyba nie mam wyjścia… To jest, chciałam powiedzieć, że będę naprawdę zaszczycona i przyjmuję. — Tym razem jej rumieniec przybrał zdecydowanie ciemniejszą niż kiedykolwiek dotąd barwę.
— Dokładnie wiem, co pani czuje. Zaskoczyliśmy panią i bijemy raz po razie, nie dając czasu na dojście do siebie. Wolałaby pani, żeby te zaszczytne niespodzianki kopnęły kogoś innego, ale pogodziła się pani z losem. — Rumieniec Harrington stał się ciemnoczerwony, a uśmiech Mayhew dziwnie radosny. — Wie pani, takie rzeczy przytrafiają się czasami ludziom, zwłaszcza takim, którzy stawiają rządom ultimatum… poza tym coś mi się wydaje, że kiedy się pani już przyzwyczai do tej myśli, pomysł się pani naprawdę spodoba.
Wybuchnęła śmiechem, nie mogąc się opanować, a on roześmiał się wraz z nią.
— Nie zasłużyłam na takie zaszczyty, ale dziękuję. Naprawdę — powiedziała z uczuciem, gdy się uspokoiła.
— Nie ma za co: należą się pani… Naprawdę. Teraz została nam ostatnia sprawa. — Niespodzianie wstał i spoważniał. — Proszę wstać, kapitan Harrington.
Wykonała polecenie, a Protektor wyciągnął rękę ku admirałowi Matthewsowi. Ten wyjął z niewielkiego pudełka krwistoczerwoną wstęgę, na której zawieszona była niezwykle starannie wykonana, wieloramienna złota gwiazda. Mayhew wziął ją od niego z niezwykłym, prawie nabożnym szacunkiem.
— Kapitan Honor Harrington, z większą niż potrafię wyrazić przyjemnością nadaję pani w imieniu mieszkańców planety Grayson nasze najwyższe odznaczenie za bohaterstwo w służbie naszego świata: Gwiazdę Graysona — przemówił niezwykle uroczyście.
Honor wyprężyła się na baczność prawie automatycznie, a Mayhew musiał stanąć na palcach, by nałożyć jej wstążkę orderu na szyję. Wyprostował ją delikatnie i poprawił odznaczenie, aż gwiazda zalśniła pełnym blaskiem na tle czarnego jak przestrzeń munduru.
— Gwiazda Graysona to nasze najwyższe odznaczenie za odwagę wykazaną w walce — powiedział cicho. — Przez lata naszej historii nosili ją naprawdę nadzwyczajni mężczyźni, ale jestem pewien, że nigdy nie nosiła go bardziej nadzwyczajna kobieta niż pani.
Kabinę wypełniła podniosła cisza.
Przerwało ją dopiero dyplomatyczne chrząknięcie ambasadora Langtry’ego.
— Teraz ostatnia formalność, kapitan Harrington — przemówił także dziwnie oficjalnie. — Zanim poleci pani z Protektorem i ze mną na Graysona, by podpisać traktat i przyjąć tytuł Protektora.
Honor po prostu przyglądała mu się nieco tępawo, zbyt oszołomiona wszystkim, co już się wydarzyło, by zdobyć się na jakąkolwiek inteligentniejszą reakcję. Sir Anthony uśmiechnął się i podszedł do drzwi prowadzących do admiralskiej jadalni. Otworzył je i do kabiny wmaszerowali Alistair McKeon i Alice Truman z tak szerokimi uśmiechami, że prawie im zęby błyskały.
Osłupienie Honor sięgnęło zenitu — była przekonana, że McKeon nadal przebywa na pokładzie Fearless wraz ze Scottym Tremaine’em. I resztą rozbitków z Troubadoura, gdyż razem mieli wracać do domu. W dodatku był w galowym mundurze, który wziął nie wiadomo skąd, bo wszystkie sorty mundurowe, jakie miał, przepadły wraz z niszczycielem. Co gorsza, dzierżył w dłoniach paradną szpadę w ozdobnej pochwie, a ubrana także w galowy mundur Alice trzymała oburącz niewielką jedwabną poduszkę. Przeszła przez kabinę i położyła poduszkę na podłodze, po czym wyciągnęła ręce i ku zaskoczeniu Honor Nimitz przeskoczył w jej objęcia. Alice cofnęła się i stanęła w postawie zasadniczej, Alistair zaś podszedł do sir Anthony’ego i znieruchomiał o krok z boku i z tyłu.
— Proszę przyklęknąć, kapitan Harrington. — Langtry wskazał gestem poduszkę i Honor wykonała polecenie, czując się jak we śnie.
Syknęła dobywana stal i McKeon cofnął się, trzymając w obu dłoniach pochwę. I także zamarł w postawie zasadniczej.
— Jako ambasador Jej Królewskiej Mości, działając z upoważnienia i w imieniu Jej Wysokości oraz jako Rycerz Wielkiego Krzyża Zakonu króla Rogera — oznajmił uroczyście Langtry — nadaję ci rangę, tytuł, prerogatywy i obowiązki Rycerza Towarzysza Zakonu króla Rogera.
Lśniące ostrze opadło na prawe ramię Honor, potem na lewe, a na koniec jeszcze raz na prawe. A potem Langtry uśmiechnął się i delikatnie opuścił klingę raz jeszcze.
— Proszę wstać, damo Honor — powiedział miękko. — Oby pani przyszłe działania równie wiernie strzegły honoru królowej jak dotychczasowe.