Zaskoczona Eve zamrugała.
– Eee… hej – zwróciła się do Luke'a. – Co ty tutaj robisz?
Jess również podbiegła i przyciągnęła Eve do siebie.
– Tak się martwiłam! – zawołała. – Powiedziałaś, że spotkamy się u mnie, ale nie przyszłaś. Pomyślałam, że źle zrozumiałam, i przyszłam tutaj, ale w domu też cię nie było! Więc pomyślałam, że może…
– Biorąc pod uwagę, co się ostatnio z tobą dzieje, nie możesz tak po prostu znikać – przerwał jej Luke. – To…
Eve uniosła ręce.
– Zaraz, zaraz! Miałam potwornie ciężki dzień. Trochę litości! – Spotkanie tych czterech oprychów, odkrycie, że może miotać błyskawice, towarzystwo Mala, wszystko to razem sprawiło, że zupełnie zapomniała, że miała spotkać się z Jess.
– Tak, miałaś gorącą randkę. To musiało być dla ciebie naprawdę trudne – mruknął Luke.
Jaką randkę? Choć Eve musiała przyznać, że dzięki Malowi straszne popołudnie zamieniło się w zupełnie przyjemne.
– To nie była żadna randka – wyjaśniła Luke'owi. -Dowiem się w końcu, co tutaj robisz? – Eve posłała Jess pytające spojrzenie.
– Ja go tu nie przyprowadziłam – powiedziała Jess, wzruszając ramionami. – Już tu był.
– Myślałem, że chcesz mojej pomocy. Ale chyba źle myślałem. – Luke odwrócił się i ruszył w stronę ulicy.
Okej, nie byłam dla niego zbyt miła, pomyślała Eve. A wczoraj zachował się naprawdę super.
– Czekaj. – Złapała Luke'a za łokieć. – Zostań. -Nie wyrwał ręki, ale nadal był gotów odejść. – Proszę – dodała. – Wiem, że może wyglądało to inaczej, ale naprawdę przydarzyło mi się dziś coś strasznego. Dlatego nie byłam zbyt miła.
Luke zmarszczył brwi, w oczach Jess pojawił się niepokój.
– Wiedziałam! – wykrzyknęła. – Czułam, że coś się stało. Czy to dotyczyło… twoich włosów?
Eve wiedziała, że Jess żartuje, żeby rozładować napięcie.
– Poniekąd – odpowiedziała z uśmiechem.
– Usiądźmy – zaproponował Luke, który najwyraźniej postanowił zostać. – Opowiesz nam, co się stało.
Jess wzięła ją pod rękę, poprowadziła na ganek i posadziła w pierwszym z brzegu fotelu. Ale Eve nie mogła usiedzieć, kiedy myślała o tych chłopakach.
Zaraz poderwała się i zaczęła chodzić w tę i z powrotem.
– Szłam Medway… Byłam przy plaży, kiedy zaczęli za mną iść jacyś kolesie. – Przełknęła z trudem. Zaschło jej w gardle od samego mówienia o tym.
– Co za kolesie? – zapytał Luke.
– Nie wiem. Nigdy wcześniej ich nie widziałam.
– Jak wyglądali? Opisz ich. – Teraz Luke również chodził. Nie wiedzieć czemu Eve poczuła się dzięki temu spokojniej. Usiadła obok Jess na bujanej ławce.
– Co się stało? – zapytała łagodnie Jess.
Eve spojrzała na swoją przyjaciółkę i nagle jej oczy wypełniły się łzami. Czuła się wyczerpana, słaba i wiedziała, że jeśli spróbuje coś powiedzieć, to się rozpłacze.
– Przeżywasz to od nowa, tak? – powiedziała Jess.
Eve skinęła głową.
– Okej. Ty tu sobie siedź, ja będę pełniła honory gospodyni. – Jess wstała i po chwili zniknęła w domu.
Eve chciała po prostu zamknąć oczy i drzemać, spać, medytować – obojętnie, byle tylko nie myśleć o tym, co się jej przytrafiło, i o tym, co zrobiła tamtemu kolesiowi…
– Opowiedz mi wszystko – poprosił Luke.
To by było na tyle, jeśli chodzi o niemyślenie. Eve westchnęła.
– Możemy zaczekać na Jess? Ona też będzie chciała wszystkiego się dowiedzieć. – Eve naprawdę nie miała ochoty dwukrotnie zagłębiać się we wszystkie te szczegóły. Luke skinął głową, nie przestając krążyć po ganku. – Mógłbyś usiąść? – poprosiła.
Lukęe zatrzymał się przed nią.
– Powiedz chociaż, że nic ci nie zrobili.
– Nic mi nie zrobili. Nastraszyli mnie. Ale nic mi nie zrobili. – Eve pomyślała o chłopaku, który zamienił się w pył. Czy go zabiła? Czy naprawdę pozbawiła kogoś życia? – Możesz już usiąść? Sterczysz nade mną. Co w sumie jest nawet miłe – dodała szybko. Chciała, żeby Luke wiedział, że doceniała jego troskę, nawet jeśli trochę ją stresował.
Luke usiadł obok niej na ławce. Kilka minut później z domu wyłoniła się Jess. – Jagodowo-wiśnio-we koktajle dla wszystkich. – Postawiła trzy szklanki na niskim, wiklinowym stoliku przed Eve i Lukiem, a potem usiadła na jednym z foteli.
– Ojej. Muszę słabo wyglądać. Mal też mi zrobił koktajl – powiedziała Eve.
– Mal dla ciebie gotował? – zapytała Jess, robiąc duże oczy.
Eve się uśmiechnęła. Nie mogła się powstrzymać, nawet po tym wszystkim, co dziś się wydarzyło.
– Miksował – sprostowała.
– Mal był z tobą, kiedy przyczepili się do ciebie ci kolesie? – zapytał Luke.
– Nie. Ale to było obok jego domu.
– A tak właściwie, to co ty tam robiłaś? – wtrąciła Jess. – Miałaś przyjść do mnie.
– Miałam trochę czasu, więc postanowiłam pójść dłuższą drogą – wyjaśniła Eve; miała nadzieję, że się nie czerwieni. Nie żeby to miało jakieś znaczenie.
Jess i tak zawsze potrafiła ją przejrzeć.
– Okej, więc szłaś do Jess i… – powiedział Luke.
– Ci kolesie zaczęli rzucać do mnie różne teksty.
Ale okej, zdarza się. Olałam ich. Ale potem zaczęli za mną iść. I… jeden mnie złapał. Właściwie to trochę mnie nawet poddusił.
Luke zaklął pod nosem. Jess zassała powietrze.
– I co zrobiłaś?
– Sama nie wiem – przyznała Eve. – Ale coś zrobiłam. Nagle poczułam gorąco i mrowienie, a potem to chyba go… poraziłam prądem. To znaczy, po chwili leżał już na ziemi i krzyczał, że go poraziłam. Więc…
– I bardzo dobrze. Dali ci wtedy spokój? – Dłonie Luke'a zwinęły się w pięści.
– Nie. Wkurzyli się. Jeden rzucił się w moją stronę. Wystawiłam ręce, o tak… – Eve wyciągnęła ręce przed siebie, żeby im zademonstrować. – I wtedy wyleciała z nich błyskawica. Nie iskry, tak jak poprzednio. Błyskawica. Trafiła tego kolesia prosto w pierś i… – urwała. Co się tak naprawdę stało? Czy mogła im powiedzieć wszystko? Malowi nie powiedziała.
– I? – zapytał Luke.
Jess musiała się domyślić, że było to coś bardzo, bardzo nieprzyjemnego, bo uścisnęła dłoń Eve.
– Już okej. Po prostu to powiedz.
– Błyskawica w niego uderzyła i zamienił się w dym – wyrzuciła z siebie Eve. – Nie wiem, czy go zabiłam, czy co. Ale w jednej chwili tam był, a zaraz już go nie było. Został tylko dym, taki wijący się dym. Myślę… Myślę, że go spaliłam.
Jess i Luke siedzieli ze zmarszczonymi brwiami. – Dobra, a co z Malcem? – zapytał Luke.
– Zjawił się zaraz potem. Przepłoszył pozostałych kolesi. Uratował mnie.
– ? Z tego, co słyszę, zupełnie nieźle radziłaś sobie sama – powiedział w zamyśleniu Luke. – A więc jeden z nich zamienił się u dym?
Nie wiem na pewno, czy to był dym, ale wyglądało to jak dym. Ciemnoszary dym. Nie rozproszył się. Tylko wił się jak wąż. – Eve była nieco oszołomiona. Spodziewała się trochę innej reakcji na wyznanie, że pozbawiła kogoś życia.
– Matko! Coś sobie przypomniałam. Nie mogę uwierzyć, że ci jeszcze nie powiedziałam, no ale wyniknęła ta sytuacja. Mal, dym i w ogóle… – powiedziała Jess. – W każdym razie po treningu spotkałam Belindę. Mówiła o demonach, chyba tych samych, co śniły się Megan. Pamiętasz, jak Megan o tym mówiła? I Rose? Belinda była naprawdę zdenerwowana. – Jess spojrzała na Luke'a. – Znasz Belindę? Zaraz, jasne, że znasz. To jedna z twoich wiernych fanek.
– Nie mam żadnych fanek. – Luke spojrzał na Eve. – Ale, tak, znam Belindę. Spotkałem się z nią parę razy.
Jess uśmiechnęła się znacząco.
– Tak jak z Megan, nie?
Luke otwierał już usta, żeby coś odpowiedzieć, ale Eve nie mogła dłużej tego znieść.
– O czym wy w ogóle mówicie? – wybuchnęła. -Przed chwilą powiedziałam wam, że zabiłam kogoś błyskawicą, która wyleciała z moich dłoni! Kogo obchodzi skomplikowane życie miłosne Luke'a?
Oboje spojrzeli na nią równie zaskoczeni. A potem Jess poklepała ją po ręce, jakby Eve była małym dzieckiem, które dostało napadu złości.
– Uspokój się, Eve i posłuchaj mnie. – Zerknęła na Luke'a, – Właśnie to chciałam ci powiedzieć. Be-linda mówiła jeszcze o dymie. Demonach zamieniających się w dym!
Eve ogarniała panika.
– No i? Myślisz, że jestem demonem zamieniającym ludzi w dym?
– Nie, skup się, Belinda mówiła o demonach zamieniających się w dym.
– Dziwne – wtrącił Luke. – Parę dni temu przyszła na probostwo pewna kobieta. Szukała mojego ojca. Była spanikowana. Mówiła coś o demonie, który chciał pozbawić ją duszy. Zdaje się, że i ona mówiła coś o dymie.
– Jestem demonem? – wykrzyknęła Eve. – Nie straszcie mnie!
– Nikt nie mówi, że jesteś demonem – odpowiedział Luke. – Ale słuchajcie: pogrzebałem trochę w necie i dowiedziałem się, że kiedyś Deepdene nazywało się Demondene. Nazwa została zmieniona jakieś sto lat temu.
– Nasze miasto miało nazwę na cześć demonów? – zawołała Jess.
– Nie wiem – odparł Luke. Ale to ciekawe, że w mieście, które kiedyś nazywało się Demondene, ludzie świrują z powodu demonów. – Czemu zgłębiałeś historię Deepdene? – zapytała Eve.
– Nie zgłębiałem. Próbowałem dowiedzieć się czegoś o twoich supermocach. Obiecałem, że ci pomogę, pamiętasz?
– Ja tego nie pamiętam – wtrąciła Jess. – Coś mi umknęło?
– Tak, nie zdążyłam ci powiedzieć. Luke widział, jak…
– Wystrzeliła we mnie iskrami, bo ją wkurzyłam -przerwał jej Luke, szczerząc się. – Potem sprawiła, że zapalił się papier. A do tego wszystkiego piła wodę w szkolnej bibliotece.
Eve przewróciła oczami.
– Wkurzyłeś ją? – Jess wydawała się oburzona. -Co jej zrobiłeś?
– Nic. Zakpiłem sobie z tego, że zawsze musi wyglądać idealnie.
Uważa, że jestem ładna, przypomniała sobie nagle Eve. Wtedy, w bibliotece, powiedział coś o tym, że potrafi coś więcej niż tylko ładnie wyglądać.
– Dziewczyny nie lubią, kiedy się z nich kpi -oznajmiła Jess. – Jak to możliwe, żeby taki flirciarz jak ty nie wiedział podstawowych rzeczy?
– Wiem – odparł Luke.
– Tak, tylko dlatego, że potraktowałam cię iskrami – mruknęła Eve. – Możemy wrócić do tematu? Wyznałam wam, że jestem mordercą. Ale chyba żadne z was jakoś specjalnie się tym nie przejęło.
– No właśnie to próbuję ci powiedzieć – tłumaczył Luke. – Obiecałem, że pomogę ci ogarnąć twoje supermoce i szukałem w necie informacji o iskrach z palców i ludziach, którzy siłą woli potrafią wzniecić ogień. Wywaliło mi tysiące wyników. Jeden był o Deepdene.
A właściwie Demondene. Istnieją legendy o wiedźmie, Wiedźmie z Demondene, która miotała ogniem. – Teraz jestem wiedźmą?! – wykrzyknęła Eve.
– Wtedy nazywali tak każdego, kto posiadał jakieś nietypowe umiejętności – zapewnił ją Luke.
– Nie jesteś żadną wiedźmą – stwierdziła stanowczo Jess – Mimo tego kołtuna na głowie… – Delikatnie rozpuściła włosy Eve i zaczęła wygładzać je palcami. Wyjęła z torby małą buteleczkę odżywki i spryskała poskręcane pasma włosów.
– Czego jeszcze się dowiedziałeś o tej wiedźmie? – zapytała Eve.
– Niewiele – przyznał Luke. – To był tylko fragment artykułu o miejscowych legendach. Ale odkryłem jeszcze, że jest książka o wie… to znaczy, kobiecie z Demondene obdarzonej niezwykłymi mocami.
– Musimy zdobyć tę książkę – zdecydowała Eve. Luke uśmiechnął się z wyższością.
– Już ją kupiłem na Amazonie.
Eve odchyliła do tyłu głowę; Jess nadal doprowadzała jej włosy do porządku. Dobrze było mieć przy sobie Jess i Luke'a, wiedzieć, że byli tu dla niej, próbowali jej pomóc rozwiązać problem z supermocami i włosami. Luke nadal był irytujący, ale, o dziwo, zaczęła widzieć w nim przyjaciela. Kogoś, komu mogła ufać. Niesamowite. Prawie tak niesamowite jak to, że z jej dłoni wyleciała błyskawica, która zamieniła tamtego kolesia w smugę dymu.
– A może to nie był człowiek! – wykrzyknęła
Eve. – Tylko demon?
Jess znieruchomiała, ale Luke pokiwał głową, jakby od początku się spodziewał, że to powie.
– To by miało sens – ciągnęła Eve. – Belinda i tamta kobieta, która przyszła do kościoła, mówiły o demonach zamieniających się w dym. Chłopak, którego poraziłam błyskawicą, zamienił się w dym. To chyba znaczy, że był demonem. Czy nie mam racji?
– Myślę, że masz rację – przyznał ponuro Luke. Eve opadła na oparcie; w jej głowie kotłowały się myśli. Z jednej strony czuła ulgę. Nie zabiła człowieka. Zabiła demona! Ale z drugiej, oznaczało to, że demony to żaden wymysł. Istniały naprawdę i ją zaatakowały.
To było przerażające.
– Nie dam rady. Za dużo tego – powiedziała przyjaciołom.
– Dasz, dasz. Teraz, kiedy znowu świetnie wyglądasz, poradzisz sobie ze wszystkim. – Jess poklepała Eve po głowie, próbując się uśmiechnąć.
– Nie martw się, będziemy kryć tyły – zapewnił Luke. – Ułożymy plan działania. Musimy dowiedzieć się więcej. O demonach i wiedźmie.
– Wiedźmie – powtórzyła Eve.
– Nie, nie jesteś wiedźmą – sprostował szybko Luke. – Mówię tylko, że dobrze byłoby dowiedzieć się więcej o wiedźmie…
– Okej, ale na dzisiaj odpuszczamy sobie demony i wiedźmy – przerwała mu Jess. – Eve musi się porządnie wyspać. To znaczy, że ty, Luke, zwijasz się do domu. Ja dzwonię do Katy, Jenny i Shanny, żeby im powiedzieć, że Eve i ja odpuszczamy sobie piątkowe szwendanie się po mieście. A jutro Eve zaliczy sesję odstresowującą.
– Zakupy – wyjaśniła Eve Luke'owi. Brzmiało wspaniale. Zakupy z Jess. Jak normalna dziewczyna.
À przynajmniej będzie zachowywać się normalnie. Bo podejrzewała, że już nigdy nie będzie tak do końca normalna. Jeśli potrafisz unicestwić demona, zamieniając go w smugę dymu, to raczej trochę odbiega od definicji normalności.
Lukę wstał i zszedł z ganku.
– Pogrzebię trochę w necie, kiedy wy będziecie się odstresowywać.
– Potem się spotkamy – obiecała Eve. – Zdasz nam raport.
Zatrzymał się, odwrócił i spojrzał jej prosto w oczy.
– Rozpracujemy to.
– A tymczasem, bądź ostrożna – poradziła Eve Jess. – Powiedziałaś, że było czterech napastników, a załatwiłaś tylko jednego. Jeśli Wszyscy byli demonami, to trzy demony nadal gdzieś tu krążą!