Wieczorem, gdy wszyscy już poszli i dzieci ułożyły się do snu, Silje wyjęła księgę, którą dostała od Benedykta. Nikt, nawet Tengel, nie wiedział, gdzie ją chowała.
Pogładziła dłonią okładkę, na której narysowała maleńki, śliczny szkic doliny Ludzi Lodu. Otworzyła księgę.
Pisała coś w rodzaju pamiętnika, ale tylko czasami, kiedy uznała, że wydarzyło się coś szczególnego. Eleganckim pismem, w którym tak się roiło od błędów, że nauczyciel ze dworu zapłakałby gorzko, gdyby to zobaczył, zanotowała: Dzisiaj poznałam jeszcze jedną z tajemnych zdolności Tengela. Trzymał dłoń na moim witrażu i patrzył w przyszłość…
Opisała też kilka innych, ważnych dla niej zdarzeń, a potem zamknęła księgę i starannie ją schowała. Z tysiącem myśli kłębiących się w głowie zdjęła ubranie i wślizgnęła się do pustego łoża.
Tego wieczoru Tengel nie wrócił do domu. Niespokojny i zrozpaczony wędrował po górach, usiłując zaprowadzić jakiś ład wśród swych przerażających myśli.
Szedł długo, aż na niebie pojawił się blady księżyc. Dopiero wtedy przystanął. Ukrywszy twarz w dłoniach, trwał w bezruchu.
– O, Boże – modlił się – litościwy Ojcze, zajmij się swym nieszczęśliwym dzieckiem. Pomóż mi, doradź, daj mi jakiś znak! Co mam robić? Tak bardzo ją kocham, Ojcze, nie potrafię trzymać się od niej z daleka. Wiesz, że i ona, i dzieci potrzebują mojej pomocy, beze mnie są bezbronni, a to ja ściągnąłem Silje na to pustkowie. Wtedy nie było innego wyjścia, ale wiem, czuję, że ona nie jest tu w pełni szczęśliwa. Boże, to dla mnie zbyt ciężkie. Daj mi znak, co mam robić! Tak bardzo pragnę jej dobra.
Niebo milczało. Nie było żadnej odpowiedzi.
Odwrócił się i zrezygnowany począł schodzić w dół. Dalekie dachy domów w dolinie połyskiwały w blasku księżyca.
Tengel nie patrzył, którędy idzie. Nie widział zamarzniętej rzeki, przez którą przechodził. Kiedy lód pod nim pękł, zaskoczony krzyknął głośno, ale nim zdążył cokolwiek zrobić, znalazł się w paraliżująco lodowatej, rwącej wodzie i czuł, że nurt ściąga go w głębinę, nad którą właśnie się znalazł.
Instynktownie szukał dłońmi jakiegoś oparcia, lecz dosięgnął jedynie krawędzi lodu. Uchwycił się jej kurczowo.
– Czy to jest twój znak? – krzyknął w stronę ciemnego nieba. Czy to właśnie chciałeś powiedzieć? Że moje życie jest absolutnie nic niewarte? Że dziewczynie ułoży się lepiej, kiedy mnie nie będzie? Że nie ma zmiłowania dla nieszczęśnika, w którego żyłach płynie krew złego Tengela?
Pochylił głowę i oparł czoło na ramieniu, całkowicie już zesztywniałym z zimna.
Nazajutrz Tengel nie przyszedł do chaty Silje, nie pojawił się też następnego dnia. Gdy mijał już trzeci dzień, a on się nie pokazywał, Silje zostawiła dzieci u Eldrid i sama poszła do jego domu daleko w dolinie.
Nigdy przedtem tam nie była, widziała dom tylko z daleka; pomyślała wtedy, że jego siedziba wygląda bardzo mizernie.
Była pełna obaw. Z otworu w dachu nie unosił się dym. Przeraziło to ją.
Ujrzała małą, walącą się chatę, mocno pochyloną w jedną stronę, jakby lada chwila miała się rozlecieć. Chata wyglądała tak niepewnie, że Silje wprost bała się zapukać do drzwi.
– Wejść – rozległ się głos Tengela. Brzmiało w nim coś obcego. Jednak już sam jego dźwięk poruszył ją do głębi. Dopiero teraz pojęła, jak bardzo była zaniepokojona jego nieobecnością.
Weszła do środka pełna obaw, czy go nie rozgniewa. Może on po prostu chciał się trzymać z dala od niej i oczekiwał, że ona też będzie mieć dość rozsądku.
– Silje! – zachrypiał na jej widok, siadając na posłaniu. – A ja tu tak leżę w nieładzie!
A więc obawiał się tego, co ona sobie pomyśli! Silje była wzruszona.
– Ależ, Tengelu, nie obchodzi mnie wcale, czy tu jest porządek, czy nie. Wiesz przecież, że sama nie jestem zbyt staranna. Okazuje się jednak, że to wcale nie żaden dom, mieszkasz w szopie, w dodatku nieszczelnej! Przez dziury w ścianie można wyglądać na dwór!
– Próbowałem zapchać je paździerzami i mchem – odparł ochryple. Ale było tego za mało.
Przeraziła się jego mizernym wyglądem. Ukochane oblicze było całkiem zmienione, cienie pod oczami o wiele ciemniejsze niż zwykle.
– Jesteś chory – stwierdziła głęboko zatroskana i przysiadła na brzegu posłania. Czuła gorączkę bijącą od jego ciała. – Dlaczego nic nie powiedziałeś?
Odwrócił twarz.
– Nie siadaj tak blisko mnie, Silje. Jestem w okropnym stanie. Chciałbym ładnie wyglądać przy tobie.
– Nie opowiadaj głupstw, niemądry błaźnie! – uśmiechnęła się. – Od jak dawna jesteś chory?
– Po zajściu z Hemingiem byłem tak wzburzony i pełen wątpliwości co do naszej przyszłości, że poszedłem w góry. Błąkałem się cały wieczór, a potem lód na rzece załamał się pode mną i dużo czasu spędziłem w przeraźliwie zimnej wodzie – wyjaśnił i zaniósł się hałaśliwym kaszlem.
Mogłeś przecież umrzeć! – wykrzyknęła Silje przerażona.
– Tak. Nigdy w życiu nie czułem się tak opuszczony, także przez Boga. A na dodatek ty byłaś na mnie zagniewana z powodu bójki z Hemingiem.
Musiał przerwać, bo chwycił go kolejny atak kaszlu.
– Ale tak bardzo chciałem cię zobaczyć, choćby tylko jeszcze raz, że jakoś się z tego wykaraskałem. Następnego ranka nie miałem jednak siły podnieść się z posłania.
– Dzięki, dobry Boże, że przynajmniej tu dotarłeś – wymamrotała. – Jak się teraz czujesz?
– Chyba lepiej. Ale mam wrażenie, że wszystkie siły mnie opuściły.
Wsunęła dłoń pod jego koszulę i położyła ją na owłosionej piersi. Wstrząsnął nią dreszcz. Czuła pod ręką gwałtowne bicie jego serca. Spróbowała skupić się na rozmowie i nie zwracać uwagi na zachowanie własnego ciała.
– Tak, na pewno jestem jeszcze chory – szepnął słabym głosem. – Próbowałem się leczyć, ale…
– Potrzebujesz ciepła – oświadczyła Silje. – Tu jest lodowato zimno. Potrzebna ci też pożywna strawa. Przeniesiesz się teraz do mnie, nie chcę słyszeć żadnych sprzeciwów.
– Teraz, w każdym razie, nie jestem dla ciebie niebezpieczny powiedział z lekkim uśmiechem i zmęczony znów się położył.
– Twój koń… co z nim?
– Przez cały czas zajmował moje myśli jako postać numer dwa. Prawie czołgałem się do stajni, by go nakarmić.
– Dobrze, wobec tego teraz będziesz musiał jakoś się na niego wdrapać. A przy okazji, kto był postacią numer jeden?
– No nie, teraz przesadzasz, Silje. Tę odpowiedź otrzymałaś już wcześniej.
Serce biło jej z radości. Nareszcie zgodził się zamieszkać u niej. Ona już się postara, by nie było żadnych przenosin z powrotem!
Czasami, kiedy zastanawiała się nad sobą, ogarniał ją lęk. Nabrała stanowczości. Czy też może zawsze taka była? Może jej silna wola została stłumiona przez zbyt surowe wychowanie? Ostatnio zaczęła podejrzewać, że właśnie tak było.
Do tej pory nie miała odwagi sama przed sobą przyznać, że już dawno powzięła pewną decyzję. Stara Hanna obiecała jej dziecko. Silje zatroszczy się już, by było to dziecko Tengela, nikogo innego!
Nie obawiała się złego dziedzictwa. Jeśli wszyscy są tacy jak Tengel, czegóż się było lękać?
Tengel siedział na koniu tak wyprostowany, że można było przypuszczać, iż ma pod ubraniem kołek. Ale głowy nie miał siły podnieść, zwisała pochylona, jakby spał. Silje szła obok prowadząc konia. Była tak szczęśliwa, jakby kroczyła w pochodzie triumfalnym.
Mijali po drodze dom Eldrid, i Silje wołała już z daleka, że wracają. Eldrid wyszła z dziećmi i wszyscy podążyli w stronę maleńkiej zagrody.
Z błyszczącymi od gorączki oczami chory leżał na łóżku Silje i patrzył, jak kobiety przygotowują mu sprawnymi ruchami posłanie w dużej izbie. Także Sol cieszyła się szczerze z jego przybycia. Silje chciała dać Tengelowi wszystko, co miała najlepszego. Ugotowała strawę i zamiotła podłogę. Była podniecona i szczęśliwa. Tengel poczuł, że wzruszenie ściska go za gardło. Nie zaznał dotychczas rodzinnego życia, nikt nigdy się tak o niego nie troszczył. Przywykł do tego, że nikt go nie chce.
Pod czułą opieką Silje chory wracał do zdrowia. Wszyscy byli kontenci z jego obecności. Sol, zachwycona, każdego ranka wsuwała się do jego łóżka; zdawało się nawet, że Dag także co nieco pojmuje. Zadowolony uśmiechał się do wielkiego mężczyzny, pokazując swoje dwa ząbki. Silje uważała, że życie stało się idyllą. Troszczyła się o Tengela na wszystkie sposoby, starała się karmić go jak najlepiej, w końcu nabrała takiej wprawy, że stała się niemal doskonałą gospodynią. Eldrid uśmiechała się pod nosem za każdym razem, gdy przychodziła z wizytą.
– Zasłużyłeś sobie, by cię trochę porozpieszczano, Tengelu twierdziła. – Twoje życie było zimne, brakowało w nim miłości. Trzeba się było już dawno tu przeprowadzić.
Nie odpowiedział. Widać było jednak wyraźnie, że jest mu dobrze. Czy wśród tak serdecznych ludzi można być złym?
Nadeszła wiadomość, że gdy tylko otwarła się droga na zewnątrz, Heming opuścił dolinę. Jak zrozumieli, czuł się zbyt poniżony odmową Silje i sposobem, w jaki został potraktowany.
Nie podobało się to Tengelowi, Silje poznała to po jego zmarszczonym czole. Zawsze jest pełen obaw, gdy Heming opuszcza dolinę. Takiego lekkoducha jak on łatwo pojmać, a nieczęsto znajduje się jakaś Silje gotowa do pomocy. Jeśli Heminga przycisną, na pewno zdradzi swą rodzinę, by uratować własną skórę.
– Dzisiaj wstaję – zadecydował Tengel.
– Jeszcze jeden dzień – Silje prosiła tak pięknie jak umiała. Dla całkowitej pewności.
– Ależ ja jestem zdrowy! – zaprotestował.
Tak. Wyglądał już dobrze. Silje jednak była nieubłagana.
– Jeszcze jeden dzień.
Westchnął, lecz usłuchał. Na kilka godzin.
Kiedy po południu wróciła od Eldrid, której pomagała przy obrządku w oborze, zastała go wprawdzie w łożu, ale już ubranego.
– Gdzie jest Sol? – zapytał.
– Bawi się z kociętami Eldrid. Mam przyjść po nią za godzinę. Ale ty, Tengelu, miałeś przecież…
– Nie, nie miałem. Już wystarczająco długo rządziłaś i sama o wszystkim decydowałaś. Teraz pokażę ci, że ja też mam tu coś do powiedzenia. A jutro wracam do siebie…
– Nie! – wykrzyknęła nieszczęśliwa. – Nie, nie wolno ci wracać do tego zimnego domu.
Podeszła do łoża i położyła mu ręce na ramionach jakby chciała go przytrzymać.
Tengel silnymi palcami chwycił jej dłonie.
– Wiesz przecież, że to niemożliwe – powiedział cicho. – Jak sądzisz, jakie były dla mnie te ostatnie noce? Ze świadomością, że ty jesteś obok w sypialni, leżysz pod kołdrą, wyobrażałem sobie twoje kształty, twoje ciało, usta… Te usta, które raz jeden czułem przy moich…
Usiadła, bo na skutek słów, które usłyszała, ugięły się pod nią kolana.
– Wiem – szepnęła. – Przeżywałam to samo. Wpatrywałam się w ciemność. Marzyłam… teraz on wstaje z łóżka… idzie przez izbę… stoi w drzwiach, jego szerokie ramiona rysują się na tle blasku ognia… idzie do mnie… Ale ty nie przychodziłeś.
– Owszem. Przychodziłem, ale w marzeniach.
Blask w jego oczach był bardziej żółty niż zwykle, jakby rozgorzał w nich jakiś wewnętrzny płomień.
– Dobrze się tu chyba czułeś? – zapytała z rozpaczą w głosie.
– Nigdy nie byłem bardziej szczęśliwy. Oddałbym wszystko, by móc tu pozostać.
Uniósł dłoń i pogładził ją po szyi, po ramieniu. Rozluźniła nieco bluzkę, by ułatwić mu dostęp. Jego ręka była bardzo gorąca, palce drżały.
– Pozwól mi zobaczyć – szepnął. – Tylko jeden, jedyny raz.
– Nie – odparła także szeptem. – Ale możesz dotknąć.
Odchyliła bluzkę jeszcze bardziej, by jego dłoń mogła objąć jej pierś. Czuła bicie jego serca, wiedziała, że nie jest mu łatwo. Nagłym ruchem cofnął dłoń.
Patrzyła na jego straszną twarz, która była jej tak nieskończenie droga. Czuła napływające do oczu łzy. Szlochając rzuciła mu się na piersi.
– Nie wytrzymam, jeśli znów przyjdzie mi cię stracić! Proszę, nie odchodź!
Tengel objął ją ramionami. Jego czuły dotyk nie wróżył nic dobrego, ani dla niego, ani dla niej.
– Najdroższa, najdroższa – szeptał. – Tak bardzo boli myśl, że i ty musisz cierpieć za winy moich przodków.
Ujął ją pod brodę, obrócił jej twarz ku sobie i pocałował. Spokojnie i ostrożnie, opanowując namiętność palącą mu usta.
Uwolnił jej wargi.
– Najlepiej będzie, jeśli wstaniesz – powiedział niewyraźnie.
– A więc puść mnie – szepnęła.
Nie cofnął jednak ramion.
– Na Boga, Silje – wydusił przerażony. – Bo będzie źle! Wstań!
– Nie mogę, trzymasz mnie.
Bez słowa, z dzikim popłochem w oczach, pociągnął ją na łoże. Przez chwilę mocował się z tasiemkami fartucha, zdarł go w końcu, rzucił na ziemię. Potem – pończochy. Zachowywał się tak, jakby powodował nim wyłącznie prymitywny instynkt, który aż do dzisiaj nie znalazł ujścia. W jego poczynaniu nie było miejsca na rozsądek, została tylko niepohamowana żądza.
Silje podniosła się i uklękła, zdecydowanym ruchem ściągnęła z Tengela koszulę. Przed nim nie musiała udawać, cała nieśmiałość opuściła ją, gdy dostrzegła jego nie skrywane pożądanie. Tengel uniósł się nieco, drżącymi z niecierpliwości palcami zaczął zdejmować jej suknię. Ona rytmicznymi ruchami gładziła go po piersiach i czuła grę jego mięśni od szyi do pasa. Ciało stawało się ciężkie i wilgotne. Suknia zsunęła się z ramion, koszulę sama ściągała przez głowę. Półprzytomna z pożądania usłyszała jęk, gdy Tengel zobaczył jej nagie ciało.
On, który nigdy jeszcze nie był z kobietą, przygarnął ją pod siebie. Zachowywał się jak w transie, nie wiedział, co robi.
Dłonie Silje ślizgały się po jego barkach. Tak, ramiona były zniekształcone, ale kochała je jak wszystko, co należało do niego. Przesunęła dłonie w dół, poprzez wąskie biodra, wzdłuż ud, owłosionych jak u fauna. Podniósł się odrobinę, by podciągnąć jej kolana, i wtedy przez mgnienie oka ujrzała… to. Och nie, to niemożliwe, pomyślała. Ale wkrótce, kiedy już znalazł do niej drogę, poczuła, że jej ciało gotowe jest, by go przyjąć.
W następnej sekundzie doznała wrażenia, ze skona z bólu, ugryzła go w ramię, by zdławić krzyk cisnący się na usta. W chwili przerażenia chciała się cofnąć, ale było na to za późno. Mogła jedynie zacisnąć mocno powieki i pozwolić mu brać a także dawać, tak jak pragnęli tego oboje, niemal od pierwszej chwili, gdy się spotkali.
Delikatnie i czule dotknął dłonią jej policzka. W tym geście kryła się rozpacz mężczyzny zadającego ból. Otworzyła oczy i zmusiła się do uśmiechu, by pokazać, że rozumie i że się godzi.
Natura sprawiła, na szczęście dla Silje, że to pierwsze zbliżenie trwało bardzo krótko. Widziała, jak twarz mu się zmienia, jak pojawia się w niej wyraz błogiej rozkoszy, i nagle ból zelżał, nie był już taki przeszywający. Ogarnęła ją gorąca fala radości, że uczyniła go tak szczęśliwym.
Tengel, wyczerpany, opadł przy niej na posłanie. W izbie słychać było tylko ich oddechy.
– I ty myślisz, że możemy żyć razem i nie mieć dzieci? – w jego szepcie brzmiał smutek i żal.
– Nie – odparła Silje, starając się ukryć zadowolenie. Leżała spokojnie na plecach, pozwalając, by nasienie wnikało w nią jak najgłębiej, zupełnie się tego nie wstydząc.
– Wiesz, czego chcę, Tengelu?
– Nie?
– Mieć cię znów.
Roześmiał się.
– Jesteś szalona, Silje. Chociaż rozumiem cię. To było takie… egoistyczne. Nie było tak, jak bym pragnął.
W jego śmiechu brzmiało szczęście i rozpacz zarazem.
Ułożył się na plecach zasłaniając rękoma oczy.
– Cośmy zrobili, Silje? Mój Boże, cośmy zrobili?
– To, co było nieuniknione – odpowiedziała.
– Tak. To się musiało stać, prędzej czy później.
– Żałujesz?
Oparł się na łokciu.
– Oczywiście, że żałuję. Ale nigdy w życiu nie byłem tak… bezgranicznie szczęśliwy. Cóż my poczniemy, Silje?
Odpowiedziała rozsądnie, pewnym, niemal twardym głosem.
– Hmm. Mógłbyś na przykład wrócić do swojej chaty i udawać, że nic się nie stało!
– Nie – odparł, zaskoczony, głosem pełnym winy. Dopiero teraz uświadomił sobie, jak bardzo ją zranił tymi słowami. – Nie, naturalnie nie to miałem na myśli. Teraz spaliliśmy już za sobą wszystkie mosty i nawet przez moment nie miałem zamiaru cię opuścić. Tego by tylko brakowało, kocham cię przecież i wiem, że należymy do siebie. Nie, nie myślałem o nas dwojgu, ale o tym, co może być owocem naszego uczynku.
– Sam przecież mówiłeś, że tylko niektórych dotyka przekleństwo złego Tengela. Ty sam jesteś nim obciążony, a mimo wszystko jesteś najwspanialszym człowiekiem, jakiego znam. A więc ta dziedziczna moc nie zawsze jest zła. A jeśli nadal będę musiała żebrać i błagać o miłość, to cię zabiję! Poniżasz mnie ponad wszelkie granice, Tengelu.
Ukrył uśmiechniętą twarz w jej włosach.
– Silje córko Arngrima, niniejszym proszę cię o rękę. Czy zechcesz mnie poślubić? Czy będziesz miała odwagę?
– Tak! Tak. Naprawdę już na to najwyższy czas! Zaśmiała się, a on objął ją prawdziwie niedźwiedzim uściskiem. Hanno, pomyślała sobie, pierwszy krok został zrobiony!
Tej nocy dzieci spały, a oni leżeli razem rozmawiając szeptem. Nie dotykali się jednak, Silje była zbyt obolała. Prawie nie mogła się ruszyć, by nie sprawiało jej to bólu.
– Powiedz mi, Silje, czy dobrze ci tutaj? – pytał szeptem. – Czasami wydaje mi się, że tak nie jest.
Zastanowiła się dobrze, zanim odpowiedziała.
– Dobrze mi tutaj, ponieważ ty tu jesteś, a jedynym moim pragnieniem jest być tam, gdzie ty. Czuję się tu bezpieczna, na zewnątrz czeka mnie strach i przerażenie. Tu jest rzeczywiście pięknie i powoli zaczynam zapuszczać korzenie. Eldrid jest dobrą przyjaciółką, ale z innymi mało mam wspólnego. Muszę przyznać, że często czuję się jak w klatce i tęsknię do tego uczucia wolności, jakie daje otwarta przestrzeń. Dużo myślę o Benedykcie, Marii, Grecie i parobku i bardzo się o nich niepokoję. Myślę również o Charlotcie Meiden. Nie to, żebym chciała ją poznać, ale ciekawa jestem, jak jej się ułożyło. Biedna kobieta!
– W tym ostatnim zupełnie cię nie rozumiem, ale ty jesteś kobietą i łatwiej możesz sobie wyobrazić, co dzieje się w jej duszy.
– Mam nadzieję, że cię nie uraziłam – wróciła do przerwanego wątku.
– Nie, wcale nie. Mniej więcej tego się spodziewałem.
– A ty, Tengelu? Czy jesteś tutaj szczęśliwy?
Westchnął.
– Po tym jak cię tu sprowadziłem, uspokoiłem się nieco. To jest, mimo wszystko, dolina mego dzieciństwa. Ale teraz, kiedy stanowimy już jedność, przyznaję, że zawsze pragnąłem się stąd wydostać, już od czasu wczesnej młodości. Zrozum, noszę w sobie niecierpliwość. Chcę zostać kimś. Nie chcę do końca moich dni być tylko chłopcem z gór. Jednak ktoś taki jak ja nigdzie nie ma dużych możliwości. Zawsze ryzykuje, że ci, którzy stoją u władzy, uznają go za czarownika. Nawet jeśli nic o mnie nie będą wiedzieli, pojmają mnie za sam wygląd. W zeszłym roku powiesili człowieka tylko za to, że miał zniekształconą stopę. Orzekli, że to czarci znak.
– Och, nie powinieneś opowiadać takich rzeczy, Tengelu! Serce mi pęka z żalu – westchnęła.
– Wybacz, będę o tym pamiętał. Zrozum jednak, moja niecierpliwość ma wiele przyczyn. Coś mi mówi, że czeka mnie zupełnie inna przyszłość niż ta, w dolinie. Że naprawdę mam szansę być kimś wielkim.
Silje przesunęła się bliżej i wdychała ciepło jego skóry.
– Czy to coś… co wiesz? Tak jak z witrażem?
– Tak, a najdziwniejsze, że ty także…
– Dlaczego nie kończysz?
– Nie, nie warto o tym mówić.
Podniosła się na łokciu i popatrzyła na niego w ciemności.
– Posłuchaj, Tengelu…
– Dobrze już, dobrze – roześmiał się. – Ciebie też czeka szczególna przyszłość, o której nawet nie marzymy.
– Po tamtej stronie gór?
– Z pewnością. Jednak właśnie teraz, myśląc o opuszczeniu doliny, przeczuwam wyłącznie niebezpieczeństwo.
– Jak ty dużo wiesz!
– Właściwie nie tak dużo. W każdym razie nie tyle, co Hanna. Ona widzi prawie wszystko. Ja mam tylko niejasne przeczucia od czasu do czasu, intuicję. Nauczyłem się słuchać jej głosu. Nie, wcale nie jestem taki wyjątkowy.
Silje nie dowierzała jego ostatnim słowom.
– Eldrid powiedziała, że w dzieciństwie wyprawiałeś różne rzeczy, takie, o których ona nawet myśleć nie chce.
– Eldrid powinna zamknąć usta i milczeć! Tak, zdarzało się, że gdy czasami bywałem zły na kogoś i skoncentrowałem się wystarczająco mocno, to mogłem go skrzywdzić… Co się stało, Silje? Dlaczego drgnęłaś?
– Och, Tengelu, nie miałam zamiaru ci o tym opowiadać. Na dworze Benedykta zdarzyło się coś z Sol.
– Co ty mówisz?
Niechętnie opowiedziała o gniewie Sol skierowanym przeciwko synowi Abelone tego dnia, gdy zagroził, że ich wszystkich wyrzuci. O tym, jak stała w drzwiach, a potem szybko uciekła, kiedy chłopak się skaleczył. O jego oskarżeniach, że to Sol tego pragnęła. I o jej oczach, kiedy Silje ją znalazła.
Poczuła, że Tengel zesztywniał.
– Dlaczego nie opowiedziałaś mi tego wcześniej? – zapytał prawie bezgłośnie.
– Nie chciałam cię niepotrzebnie niepokoić i denerwować, sama w to nie wierzyłam. A co ty sądzisz?
– Co sądzę? – powtórzył udręczony, ściskając jej dłoń tak mocno, że aż coś w niej trzasnęło. – Dokładnie to samo robiłem jako dziecko. Uważałem, że to zabawne i interesujące…
– Opanowałeś się jednak?
– Tak, i módlmy się, żeby z Sol też tak się stało.
Silje leżała i wpatrywała się w sufit. Sol była zupełnie inna niż Tengel. Nie miała w sobie tej jego dobroci. Często była złośliwa. Zła.
Ale przecież to jeszcze tylko dziecko.
– Jest nas teraz dwoje, by się tym zająć, Tengelu – powiedziała stanowczo. – Razem sobie z tym poradzimy!
– Dzięki niech będą dobremu Bogu za ciebie, Silje – szepnął.