Byłem najmniej znaczącym z naszych wojaków i w wielu sprawach nie miałem udziału, jednakże, używając przypuszczeń dla wypełnienia luk w wiedzy, spisuję wszystko jak najdokładniej. Kapłani wiele słyszą przy spowiedzi i mogą, nie łamiąc tajemnicy, sprostować fałszywe wyobrażenia.
Sądzę zatem, iż sir Roger wziął Katarzynę na stronę i wyjawił jej, jak się sprawy mają. Liczył na jej spokój i dzielność, ona jednak wpadła w niepohamowaną furię.
— Przeklęty ten dzień, kiedym cię poślubiła! — krzyknęła, wpierw zaczerwieniona, potem pobladła, tupiąc o stalowy pokład. — Nie dość, że twój barani upór zhańbił mnie przed królem i dworem, że rzucił mnie na pastwę nudnego życia w tej niedźwiedziej jaskini, którą nazywasz zamkiem, to jeszcze teraz narażasz życie i dusze moich dzieci!
— Ależ, najdroższa — wyjąkał. — Nie mogłem wiedzieć…
— Nie, na to byłeś za głupi! Mało ci było rabunku i pogoni za dziewkami we Francji, to jeszcze musiałeś lecieć w tej latającej trumnie. Twoja buta powiedziała ci, że demon będzie tak przerażony, iż stanie się twym posłusznym niewolnikiem. Święta Mario, mniej litość nad niewiastami!
Obróciła się łkając i pośpieszenie odeszła.
Sir Roger patrzył za nią, póki nie zniknęła w głębi długiego korytarza, po czym z ciężkim sercem udał się na spotkanie z wojskiem.
Znalazł je w tylnej ładowni, przy gotowaniu wieczerzy. Powietrze, mimo rozpalonego ognia, było nadal świeże: Branithar powiedział mi, że statek zawiera urządzenia do odnawiania atmosfery. Błyszczące ściany i niemożność rozróżnienia dnia od nocy przynosiły mi niepokój, lecz zwykli żołnierze nie zwracali na to uwagi — siedzieli pijąc wino, przechwalając się, grając w kości, łowiąc pchły… dzika, bezbożna horda, która jednakże z wielkim oddaniem sławiła swego pana.
Sir Roger przywołał Czerwonego Johna Hamewarda i wnet jego olbrzymia postać wypełniła małą boczną kajutę.
— Coś, panie — zauważył — owa droga do Francji wydaje się nieco przydługa.
— Plany się, hm… zmieniły — rzekł ostrożnie sir Roger. — Zdaje się, iż w ojczyźnie tego statku można znaleźć rzadkie łupy. Jeśli tak, moglibyśmy wyposażyć wystarczająco wielką armię, by nie tylko zdobyć, lecz i utrzymać wszystkie podbite ziemie.
Czerwony John czknął i podrapał się pod kubrakiem.
— Jeśli nie natkniemy się na coś, czego nie uda się pokonać, panie.
— Nie sądzę. Trzeba tylko przygotować ludzi na tę zmianę planu i uspokoić wszelkie obawy.
— To nie będzie łatwe, panie.
— Czemu nie? Rzekłem ci, że łup będzie dobry.
— Dobrze, mój panie, jeśli chcecie szczerej prawdy, to jest tak: choć mamy z sobą większość niewiast z Ansby i wiele z nich jest niezamężnych i, hm, przyjaźnie usposobionych, to i tak nas, mężów, jest dwa razy-więcej. A panny francuskie są wdzięczne i Saracenki mogłyby się nadać w potrzebie, sądząc zaś po tych tu pokonanych przez nas niebieskoskórych, ich kobiety nie są tak urodziwe.
— Skąd wiesz, że nie trzymają oni w niewoli pięknych księżniczek, które tęsknią za uczciwą angielską twarzą?
— Cóż, mój panie, i tak też być może.
— Miej więc swoich łuczników gotowych do walki, skoro tylko wylądujemy. — Sir. Roger poklepał olbrzyma po ramieniu i wyszedł pomówić ż innymi kapitanami.
Napomknął mi potem o tej kwestii niewieściej, która mnie zatrwożyła.
— Chwalić Boga, że stworzył Wersgorów tak mało powabnymi, zgoła jako inny gatunek stworzenia. Wielka jest jego przezorność! — wykrzyknąłem.
— Jakkolwiek byliby szpetni — zapytał baron — czyś pewien, że nie są ludźmi?
— Bóg raczy wiedzieć — odparłem po namyśle. — Wyglądają odrażająco, jednakoż chodzą na dwóch nogach, mają ręce, mowę i rozum.
— To niewiele znaczy.
— Och, tak wiele znaczy, panie! Jeśli bowiem posiadają dusze, to naszym oczywistym obowiązkiem jest zdobyć ich dla wiary. Wszakże gdyby ich nie mieli, bluźnierstwem byłoby udzielać im sakramentów.
— Sprawdzenie tego pozostawiam tobie — mruknął obojętnie. Bezzwłocznie pośpieszyłem do kajuty Branithara pilnowanej przez dwóch zbrojnych.
— Czegóż chcesz? — zapytał, gdy usiadłem.
— Masz dusze?
— Co?
Wyjaśniłem, co oznacza spiritus. Był nadal zaskoczony.
— Czy ty naprawdę wierzysz, że miniatura ciebie samego żyje w twojej głowie? — zapytał.
— Och, nie, dusza nie jest materialna, to jest to, co daje życie — to znaczy nie całkiem tak, bo przecież zwierzęta żyją także — co daje wolę, osobowość…
— Aaaa… rozum…
— Nie, nie! Dusza to jest to, co żyje po śmierci cielesnej i staje przed sądem, by zdać sprawę z czynów popełnionych za życia.
— Wierzysz zatem, że osobowość trwa po śmierci. Interesujący problem: jeśli osobowość jest bardziej formą niż obiektem materialnym, co zdaje się logiczne, zatem teoretycznie można by tę formę przekazać czemuś innemu; byłby więc to taki sam system lub też relacja, tylko inna matryca fizyczna.
— Przestańże bredzić! — przerwałem zniecierpliwiony. — Jesteś gorszy niż albigensi. Gadaj po prostu: masz duszę czy nie?
— Nie wiem.
— Żadnego z ciebie pożytku — skarciłem go i wyszedłem.
Dyskutowaliśmy to zagadnienie w naszym duchownym gronie, ale z wyjątkiem oczywistego faktu, iż można udzielić chrztu z wody dowolnemu nieczłowiekowi, który by sobie tego życzył, nie osiągnęliśmy żadnego innego rozwiązania. Bez wątpienia była to sprawa dla Rzymu, być może nawet dla soboru.
Gdy to wszystko się działo, lady Katarzyna powstrzymywała łzy i majestatycznie przechadzała się po korytarzu, szukając w ruchu ujścia dla swego niepokoju. W długim pomieszczeniu służącym oficerom do spożywania posiłków znalazła sir Owaina strojącego harfę. Ten poderwał się na równe nogi i skłonił głęboko.
— Pani moja! Jakże miła… rzekłbym, oszałamiająca… niespodzianka.
— Gdzież teraz jesteśmy? — spytała; nagle poddała się znużeniu i siadła na ławie.
Widząc, że zna już prawdę, odrzekł:
— Nie wiem. Słońce już zmalało, zanim w masie innych gwiazd straciliśmy jego obraz. — Uśmiechnął się lekko. — Choć w tym pokoju rozjaśniało ono na nowo.
Katarzyna poczuła napływający rumieniec i pośpiesznie spojrzała na czubki swoich bucików.
— Jesteśmy w najbardziej samotnej podróży podjętej kiedykolwiek przez człowieka — odezwał się sir Owain. — Jeśli zezwolisz, pani, postaram się skrócić ją o godzinę pieśniami poświęconymi twojemu urokowi.
Nie odmówiła więcej niż raz i wkrótce jego głos wypełnił pomieszczenie.