12. Warownia Ruatha, gospodarstwo Fidella, Opad Nici, 15.7.6

Niełatwo było utrzymać coś w tajemnicy przed własnym smokiem. Jeżeli Jaxom chciał, żeby Ruth sobie z czegoś nie zdawał sprawy, to bezpiecznie mógł o tym myśleć niemal wyłącznie albo późno w nocy, kiedy jego przyjaciel już głęboko zasnął, albo rano, jeżeli przypadkiem obudził się wcześniej od niego. Nieczęsto zdarzało się, by musiał osłaniać swoje myśli przed Ruthem, co jeszcze bardziej komplikowało i hamowało całą sprawę. No i jeszcze to tempo Jaxomowego żywa — nudne już teraz ćwiczenia ze skrzydłem młodych jeźdźców, pomaganie Lytolowi i Brandowi w przygotowaniu Warowni do prac letnich, żeby już nie wspomnieć o wyprawach do Gospodarstwa Na Płaskowyżu — wszystko to powodowało, że Jaxom zasypiał, jak tylko podciągnął sobie futra na ramiona. Rano często wyciągał go z łóżka Tordril czy jakiś inny wychowanek, żeby mógł ciążyć na czas na jakieś umówione spotkanie.

Niemniej problem dojrzewania Rutha coraz to w różnych niedogodnych chwilach pojawiał się w Jaxomowych myślach i musiał on go rygorystycznie tłumić, żeby najmniejszy cień niepokoju nie doszedł do jego smoka.

Dwukrotnie w Weyrze Fort jakaś napalona zielona smoczyca wzniosła się do lotu, ścigana przez te brunatne i błękitne smoki, które czuły się na siłach lecieć za nią. Za pierwszym razem Jaxom był akurat w samym środku musztry i tylko przypadkiem zauważył ten lot odbywający się powyżej i w pewnym oddaleniu od ich skrzydła. Musiał gwałtownie oderwać od nich uwagę, bo Ruth zupełnie się nie przejął i kontynuował manewr skrzydła. Musiał chwycić rzemienie bojowe, żeby utrzymać się na miejscu.

Za tym drugim razem Jaxom i Ruth znajdowali się na ziemi, kiedy wrzaski godowe zielonej smoczycy, wykrwawiającej swoją zdobycz, zaskoczyły Weyr. Pozostali młodzi jeźdźcy byli na tyle niedojrzali, że ich to nic nie obchodziło, ale nauczyciel przez dłuższą chwilę spoglądał w kierunku Jaxoma. I nagle Jaxom zdał sobie sprawę, że Knebel w oczywisty sposób zastanawia się, czy obydwaj z Ruthem mają zamiar dołączyć do jeźdźców oczekujących na to, by zielona smoczyca wystartowała.

Jaxoma zalała taka gama emocji — niepokój, wstyd, oczekiwanie, niechęć i czysta groza — że Ruth aż stanął dęba, rozpościerając w popłochu skrzydła.

Co cię tak zdenerwowano? — zapytał Ruth, przysiadając z powrotem na ziemi i wyginając szyję, by przyjrzeć się swemu jeźdźcowi oczami wirującymi w żywej reakcji na emocje Jaxoma.

— Nic mi nie jest, nic mi nie jest — powiedział Jaxom pospiesznie, gładząc Rutha po głowie i rozpaczliwie pragnąc zapytać, czy Ruth choć trochę ma ochotę wznieść się do lotu z zieloną smoczycą, oraz przytłumionym szeptem wyrażając nadzieję gdzieś w głębi siebie, że nie!

Z wyzywającym warknięciem zielona smoczyca uniosła się w powietrze, a kiedy błękitne i brunatne smoki ruszyły za nią, powtórzyła swoje szydercze wyzwanie. Była szybsza, lżejsza od każdego ze swoich ewentualnych partnerów, jej możliwości wzmogła gotowość seksualna, więc znacznie się oddaliła, zanim pierwszy samiec wzbił się w powietrze. A potem wszystkie samce ruszyły za nią w pogoń. Na terenie polowań jeźdźcy opletli ciasną grupą jeźdźczynię zielonej. Aż za szybko rzucająca wyzwanie smoczyca i ścigające ją smoki zmaleli do rozmiaru punkcików na niebie. Jeźdźcy na wpół biegli, na wpół zataczali się do Niższych Jaskiń i sali tam zarezerwowanej.

Jaxom nigdy nie był jeszcze świadkiem godowego lotu smoków. Przełknął próbując zwilżyć swoje wyschnięte gardło. Czuł dudnienie serca i krwi, i takie napięcie, jakiego zwykle doświadczał, tylko, gdy tulił smukłe ciało Corany. Zaczął się nagle zastanawiać, który smok złapał w locie Mirrimową Path, który jeździec…

Na dotknięcie swojego ramienia podskoczył i krzyknął.

— Jeżeli nawet Ruth nie jest gotów do lotu, to ty bez wątpienia jesteś, Jaxomie — powiedział K’nebel. Nauczyciel młodych jeźdźców podniósł wzrok w górę śledząc dalekie punkciki na niebie. — Lot godowy zielonej smoczycy może człowieka wyprowadać z równowagi. — Knebel miał wyrozumiały wyraz twarzy. Skinął głową w kierunku Rutha. — Nie był zainteresowany? No cóż, daj mu trochę czasu! I już lepiej idź. Musztra na dziś i tak była niemal skończona. Muszę tylko gdzieś znaleźć jakieś zajęcie dla tych co młodszych, kiedy któryś smok dopadnie tę zieloną.

Wtedy Jaxom zdał sobie sprawę, że reszta skrzydła się rozproszyła. K’nebel klepnął zachęcająco Jaxoma po plecach i odszedł do swojego spiżowego smoka, zwinnie go dosiadł i przynaglił bestię, by zabrała ich w górę do Weyru.

Jaxom pomyślał o unoszących się na niebie bestiach. Mimo woli pomyślał o ich jeźdźcach w wewnętrznej sali, sprzężonych ze swoimi smokami w emocjonalnej walce, która dawała w wyniku wzmocnienie i zacieśnienie ogniw łączących smoki i jeźdźców. Jaxom pomyślał o Mirrim. I o Coranie.

Z jękiem skoczył na kark Rutha, uciekając przed naładowaną emocjami atmosferą Weyru Fort, usiłując uciec przed nagłym uświadomieniem sobie tego, co prawdopodobnie zawsze wiedział o jeźdźcach, ale co dopiero tego ranka naprawdę do niego doszło.

Miał zamiar udać się nad jezioro, zanurzyć się w jego zimnych wodach i pozwolić, by ten lodowaty szok uleczył jego ciało i ochłodził mękę w umyśle. Ale zamiast tego Ruth zabrał go do Gospodarstwa Na Płaskowyżu.

— Ruth! Nad jezioro! Zabierz mnie nad jezioro!

W tej chwili lepiej dla ciebie będzie, żebyś się znalazł tutaj, brzmiała zdumiewająca odpowiedź Rutha. Jaszczurki ogniste mówią, że ta dziewczyna jest na górnym polu.

I znowu Ruth przejął inicjatywę, szybując w stronę pola, gdzie falowało młode zboże, jaskrawozielone w południowym słońcu, gdzie Corana sumiennie okopywała brzegi pola zarastające pnączami, które groziły zadławieniem plonów.

Ruthowi udało się wylądować na wąziutkim pasie pomiędzy zbożem a murem. Corana, przychodząc do siebie po zaskoczeniu spowodowanym jego tak niespodzianym przybyciem, pomachała na powitanie. Zamiast rzucić się pędem w jego stronę, jak to zwykle robiła, przygładziła włosy i otarła pokrytą kropelkami potu twarz.

— Jaxomie — zaczęta idąc w jego stronę, a na jej widok wzrosła natarczywość w jego lędźwiach — wolałabym, żebyś…

Uciszył jej na wpół żartobliwe besztanie pocałunkiem i poczuł, jak coś twardego przyłożyło mu w bok. Unieruchamiając ją przy sobie prawą ręką, lewą odszukał uwierającą go motykę. Wyrwał ją dziewczynie i odrzucił. Corana wywijała się, żeby się uwolnić, równie nie przygotowana na ten jego nastrój, jak on sam. Przytulił ją mocniej, usiłując powstrzymać wzrastające w nim napięcie, aż Corana będzie w stanie je odwzajemnić. Pachniała ziemią i własnym potem. Jej włosy, które zakrywały mu twarz, kiedy całował jej szyję i pierś, również pachniały ziemią i potem, a te zapachy jeszcze bardziej go podnieciły. Gdzieś w głębi jego świadomości zielona smoczyca wykrzykiwała swoje wyzwanie. Gdzieś blisko, bardzo blisko jego pragnienia, tkwiła ta wizja smoczych jeźdźców, czekających w jakiejś wewnętrznej sali, równie podnieconych jak on, czekających aż zieloną smoczycę złapie najszybszy, najmocniejszy i najsprytniejszy ze ścigających ją smoków. Ale to Coranę trzymał w ramionach, to Corana zaczynała odwzajemniać jego pragnienie. Leżeli na ciepłej ziemi, ta wilgotna ziemia, którą właśnie skopała, miękko układała się pod ich łokciami i kolanami. Słońce grzało go w pośladki, próbował wymazać sobie z pamięci tych smoczych jeźdźców niemal zataczających się w kierunku wewnętrznej sali i szydercze urąganie lecącej zielonej smoczycy. Nie opierał się przed kochając, znajomym kontaktem z Ruthem ani mu go nie odmawiał, kiedy orgazm wyzwalał z zamętu podniecenia jego ciało i umysł.

Jaxom nie mógł się zmusić, żeby następnego ranka udać się na ćwiczenia młodych jeźdźców. Lytol i Brand wyjechali wcześnie, udając się razem z wychowankami do odległego gospodarstwa, tak, że nikt nie zakwestionował jego obecności w twierdzy. Kiedy opuścił Warownię po południu, stanowczo skierował Rutha nad jezioro i szorował swojego smoka, aż Ruth potulnie zapytał, co się właściwie dzieje.

— Kocham cię. Jesteś mój. Kocham cię — powiedział Jaxom, pragnąc z całego serca, żeby z dawną pogodną pewnością mógł dodać, że zrobiłby wszystko na całym świecie dla swego przyjaciela. — Kocham cię! — powtórzył przez zaciśnięte zęby i zanurkował z grzbietu Rutha w lodowate wody jeziora tak głęboko, jak tylko potrafił.

Może ja jestem godny, powiedział Ruth, kiedy Jaxom walczył z ciśnieniem wody i brakiem powietrza w płucach.

Niewątpliwie może to stanowić jakąś rozrywkę, pomyślał Jakom wynurzając się na powierzchnię i gwałtownie łapiąc powietrze.

— W Południowej Ruatha jest gospodarstwo, gdzie tuczą się intrusie.

To by mi bardzo odpowiadało.

Jaxom szybko się osuszył, wciągnął ubranie i buty; dosiadając Rutha z roztargnieniem zarzucił sobie wilgotne prześcieradło kąpielowe na ramiona i skierował smoka w górę i pomiędzy do południowego gospodarstwa. Zdał sobie sprawę ze swego braku rozsądku, w momencie kiedy zabójczy chłód pomiędzy, jak gdyby wzmógł wilgoć wokół jego szyi. Bez wątpienia złapie rozpaczliwie nieprzyjemny katar przez taką głupotę.

Ruth jak zwykle uwinął się szybko z polowaniem. Jaszczurki ogniste, lokalne sądząc po kolorach pasków, przybyły chyba na zaproszenie białego smoka, żeby towarzyszyć mu przy uczcie. Jaxom przyglądał się, mając większą swobodę myślenia, kiedy Ruth całkowicie był pochłonięty polowaniem i jedzeniem. Nie był z siebie zadowolony. Czuł wielki niesmak do siebie i obrzydzenie, że w taki sposób wykorzystał Coranę. Stropiony był faktem, że wydawała się ona dorównywać mu w czymś, co jak sam musiał przyznać, było niepohamowaną żądzą. W jakiś sposób został zbrukany ich związek, będący niegdyś niewinną przyjemnością. Wcale nie był pewien, czy nadal chce być jej kochankiem, a to nastawienie obarczało go następnym poczuciem winy. Jeden tylko punkt można zapisać na jego korzyść, pomógł jej skończyć okopywanie, przerwane przez jego natręctwo. Dzięki temu nie będzie miała kłopotów z Fidellem przez to, że skraca sobie pracę. To młode zboże było ważne. Nie powinien brać Corany w taki sposób. Zrobienie czegoś takiego było niewybaczalne.

Jej to się bardzo podobano. Myśl Rutha dotknęła go tak niespodziewanie, że się raptownie wyprostował.

— A ty skąd o tym wiesz?

Kiedy jestem z Coraną, jej uczucia są również bardzo mocne i takie jak twoje. Więc ja też mogę odczuwać. Tylko w takim momencie. Inaczej jej nie słyszę. Zamiast żalu głos Rutha zabarwiała raczej akceptacja tego faktu. Prawie jak gdyby odczuwał ulgę, że kontakt był ograniczony.

Ruth mówiąc to człapał po polu w jego kierunku; załatwił się z dwoma tłustymi intrusiami i nie zostawił zbyt wiele jaszczurkom do obgryzania. Jaxom przyglądał się swojemu przyjacielowi, którego podobne do klejnotów oczy wirowały coraz wolniej, a czerwień głodu blednąc przechodziła w ciemny fiolet, a następnie w błękit zadowolenia.

— Czy podoba ci się to, co słyszysz? Kiedy my się kochamy? zapytał Jaxom, raptownie postanawiając wydobyć na światło dzienne swoje troski.

Tak. To tak bardzo przyjemnie dla ciebie. To jest dobre dla ciebie. Podoba mi się to, że to jest dobre dla ciebie.

Jaxom skoczył na równe nogi, trawiony frustracją i poczuciem winy.

— Ale czy ty sam nie chcesz tego robić? Dlaczego ty zawsze martwisz się o mnie? Dlaczego nie ruszyłeś się, żeby dopaść w locie tę zieloną smoczycę?

Czemu cię to martwi? Po co miałbym latać za tą zieloną smoczycą?

— Bo jesteś smokiem.

Jestem białym smokiem. To błękitne i brunatne, i czasami jakiś spiżowy latają za zielonymi.

— Ale ty mogłeś ją dogonić. Mogłeś ją dogonić, Ruth!

Ale nie życzyłem sobie. Znowu jesteś zdenerwowany. Ja cię zdenerwowałem. Ruth wyciągnął szyję, delikatnie dotknął nosem twarzy Jaxoma na przeprosiny.

Jaxom zarzucił ramiona na kark Rutha, wtulając czoło w gładką, korzennie pachnącą skórę, koncentrując się na tym, jak bardzo kocha swojego Rutha, swojego najbardziej niezwykłego Rutha, jedynego białego smoka na całym Pernie.

Tak, ja jestem jedynym białym smokiem, jaki kiedykolwiek istniał na Pernie, powiedział Ruth zachęcająco, przesuwając się tak, żeby mógł przygarnąć Jaxoma bliżej w zakole swojej przedniej łapy. Ja jestem białym smokiem. Ty jesteś moim jeźdźcem. My jesteśmy razem.

— Tak — powiedział Jaxom, ze znużeniem przyznając się do przegranej — jesteśmy razem.

Jaxoma przeszedł dreszcz i kichnął. Na Skorupy, jeżeli ktoś w Warowni usłyszy, że kicha, będą mu groziły te obrzydliwe lekarstwa, które Deelan wszystkim wpychała. Zapiął kurtkę, owinął sobie suche już teraz prześcieradło kąpielowe wokół szyi i piersi i dosiadając Rutha zaproponował, żeby wracali jak najszybciej do Warowni.

Udało mu się uniknąć zażywania lekarstw, tylko dlatego, że nie wchodził Deelan w drogę, trzymając się swojej własnej kwatery. Oznajmił, że zajęty jest pracą dla Robintona i nie chce jej przerywać na wieczorny posiłek. Miał nadzieję, że kichanie przejdzie mu do wieczora. Lytol odwiedzi go na pewno, a to przypomniało Jaxomowi, że może mieć z nim kłopoty, jeżeli po całym popołudniu pracy nie będzie miał mu nic do pokazania. Właściwie to Jaxom już wcześniej chciał zanotować swoje spostrzeżenia na temat tej ślicznej zatoczki, ze stożkiem olbrzymiej góry tak schludnie sterczącym w samym środku jej łuku. Używając miękkiego patyczka grafitowego, wymyślonego przez Mistrza Bendarka do pisania na arkuszach papierowych, pogrążył się w pracy. Dużo łatwiej było pracować przy pomocy tych przyborów niż na stole piaskowym. Błędy jakie popełniał ponieważ okazało się, że zatoczkę pamięta nie tak całkiem dokładnie — mógł wymazywać globulką żywicy z miękkodrzewa, dopóki uważał, by nie zarysować zbyt mocno powierzchni arkusza.

Udało mu się sporządzić całkiem porządną mapę zatoczki D’rama, zanim jego skupienie przerwało pukanie do drzwi. Potężnie pociągnął nosem, następnie zawołał, żeby wejść. To, że miał taki zapchany nos, nie wpływało chyba zbytnio na jego głos.

Lytol wszedł, pozdrowił Jaxoma i podszedł do stołu roboczego, uprzejmie odwracaj ąc wzrok od tego, co na nim leżało.

— Czy Ruth jadł dzisiaj? — zapytał. — N’ton prosił, żeby ci przypomnieć, że na północy będą dziś opadały Nici i mógłbyś polecieć ze skrzydłem. Ruth będzie miał dość czasu na trawienie, prawda?

— Nic mu nie będzie — odparł Jaxom, którego perspektywa zwalczania Nici z grzbietu Rutha napełniła zarówno poczuciem podniecenia, jak i nieuchronności.

— Widzę, że ukończyłeś swój trening z młodymi jeźdźcami?

A więc Lytol zauważył jego poranne zaniedbanie względem Weyru. Jaxom dosłyszał także lekką nutę zdziwienia w głosie swego opiekuna.

— No cóż, można by powiedzieć, że nauczyłem się prawie wszystkiego, co powinienem wiedzieć, jako że nie mam latać regularnie ze skrzydłem bojowym. Naszkicowałem tutaj tę zatoczkę D’rama. To tam go znaleźliśmy. Czy nie jest piękna?

Podał kartkę Lytolowi.

Ku zadowoleniu Jaxoma wyraz twarzy Lytola zmienił się w pełne zaskoczenia zaciekawienie, kiedy przyglądał się bacznie szkicowi i diagramowi.

— Oddałeś wiernie tę górę? Musi to z pewnością być największy wulkan na Pernie! Czy ta perspektywa wyszła ci poprawnie? Ależ to wspaniałe! A ten obszar? — Lytol przejechał ręką po obszarze poza drzewami, które Jaxom narysował starannie w całej ich różnorodności i porozmieszczał tak dokładnie wzdłuż brzegu zatoczki, jak tylko sobie potrafił przypomnieć.

— Las ciągnie się aż do niskich pagórków, ale my oczywiście zostaliśmy na plaży…

— Piękna! Można zrozumieć, dlaczego Harfiarz tak wyraziście zapamiętał to miejsce.

Z zauważalną niechęcią Lytol odłożył z powrotem kartkę na stół Jaxoma.

— Ten rysunek to tylko kiepski wizerunek rzeczywistego miejsca — powiedział Jaxom do swojego opiekuna, pozwalając, by głos jego wzniósł się na końcu pytająco do góry. Nie po raz pierwszy już Jaxom żałował, że Lytol ma taką awersję do jazdy na smokach na wszelkie wyprawy, poza tymi najbardziej koniecznymi.

Lytol obdarzył Jaxoma krótkim uśmiechem, potrząsając głową.

— Jest wystarczająco dobry, żeby poprowadzić smoka, jestem tego pewien. Ale pamiętaj, proszę, żeby mi powiedzieć, kiedy będziesz miał zamiar tam wrócić.

Powiedziawszy to Lytol życzył mu dobrej nocy, a Jaxom pozostał ż uczuciem pewnego niezdecydowania. Czy Lytol udzielił mu pośredniego pozwolenia na powrót nad zatoczkę? Dlaczego? Krytycznie i badawczo Jaxom przyjrzał się szkicowi, zastanawiając się, czy aby na pewno poprawnie narysował drzewa. Miło byłoby udać się tam znowu. Powiedzmy po Opadzie Nici, jeżeli latanie nie zmęczyłoby Rutha nadmiernie…

Chętnie pozbyłbym się smrodu smoczego kamienia, popływawszy z wodach zatoczki, powiedział sennie Ruth.

Odchylając krzesło do tyłu Jaxom mógł dojrzeć białe ciało Rutha na jego posłaniu.

Naprawdę bardzo bym tego chciał.

— I może moglibyśmy się czegoś więcej dowiedzieć od jaszczurek ognistych o tych ludziach. — Tak, pomyślał Jaxom z ulgą, że ma jakiś definitywny cel, to by było bardzo dobre. Ani F’lar, ani Lessa nie zabronili mu wracać nad zatoczkę. Była ona niewątpliwie wystarczająco oddalona od Weyru Południowego, żeby nie skompromitować Przywódców Benden. A gdyby udało mu się dowiedzieć czegoś więcej o tych ludziach, wyświadczyłby Robintonowi przysługę. Może udałoby mu się nawet znaleźć gniazdo jaj gdzieś na wybrzeżu. Może to o to chodziło Lytolowi, kiedy udzielał mu tego niejasnego pozwolenia. Oczywiście! Czemu Jaxom wcześniej na to nie wpadł?

Wedle obliczeń Opad Nici miał nastąpić następnego ranka tuż po dziewiątej. Chociaż Jaxom nie miał zająć swojego zwykłego miejsca w załodze miotacza płomieni, niemniej obudził go wcześnie jakiś sługa, który przyniósł mu na tacy klah i ciasto, a także paczuszkę z pasztecikami z mięsem na obiad.

Jaxom czuł, że ma bardzo zapchany nos, że ściska go w gardle i że w ogóle jest do niczego. Półgłosem przeklinał siebie za tę chwilę bezmyślności, przez którą jego pierwszy Opad Nici będzie wielce nieprzyjemny. Co go u licha opętało, żeby zanurkować w jeziorze o lodowatej wodzie, wlecieć pomiędzy na pół przemoczony, a potem brykać w lubieżnych wygibasach na wilgotnej, świeżo skopanej ziemi? Kiedy się ubierał, kilka razy kichnął. Po czym nos mu się przetkał, ale zaczęła boleć głowa. Włożył na siebie najcieplejszą bieliznę, najgrubszą tunikę, spodnie i dodatkowe wkładki do butów. Omdlewał z gorąca, kiedy wychodzili z Ruthem ze swoich pomieszczeń. Gospodarze uwijali się po dziedzińcu, dosiadając biegusów, zabezpieczając miotacze płomieni i wyposażenie. Smok — wartownik i jaszczurki ogniste z Warowni żuli smoczy kamień na wzgórzach. Zwróciwszy na siebie uwagę Lytola, który stał na szczycie schodów do wejścia do Warowni, Jaxom wskazał ręką na niebo i zobaczył, jak Lytol w odpowiedzi zasalutował, a następnie zaczął dalej wydawać rozkazy dotyczące tego niebezpiecznego dnia. Jaxom kichnął jeszcze raz i aż się od tego zachwiał.

Czy dobrze się czujesz? Oczy Rutha zawirowały szybciej z zatroskania.

— Jak na cholernego idiotę, który się przeziębił, tak, czuję się całkiem dobrze. Lećmy już. Ugotuję się zaraz w tych futrach. Ruth posłuchał, a Jaxomowi zrobiło się przyjemniej, kiedy wiatr ochłodził pot na jego twarzy. Kazał Ruthowi polecieć prosto do Weyru, bo mieli mnóstwo czasu. Już nigdy nie będzie na tyle głupi, żeby lecieć pomiędzy cały spocony. Może lepiej będzie, jeżeli się przebierze w lżejszy strój do latania, jak się już znajdzie w Forcie. Będzie mu wystarczająco ciepło, jak już będą zwalczać Nici. Jednakowoż Weyr położony był wyżej w górach niż Warownia Ruatha i Jaxom nie czuł się przegrzany, kiedy wylądowali.

Postępując zgodnie z instrukcją, którą mu dobrze wbito do głowy, Jaxom z Ruthem polecieli zabrać swój worek na smoczy kamień. Następnie skierowali się po kamienie z zapasu wyłożonego w Niecce w tym celu. Ruth zaczął żuć smoczy kamień, przygotowując swój drugi żołądek do ziania. Wcześnie zaczęli, więc będzie miał ciągły płomień, który łatwo uzupełni się w czasie lotu dodatkowymi kamieniami z worka. Kiedy Ruth żuł, Jaxom zdobył dla siebie duży kubek parującego klanu, mając nadzieję, że go to ożywi. Czuł się marnie, a nos ciągle mu się zapychał.

Na szczęście hałas, jaki robiło tyle smoków żujących smoczy kamień, maskował jego napady kichania. Gdyby nie to, że miała to być pierwsza okazja walki na Ruthu, Jaxom byłby się może wahał, czy ma lecieć. Potem przekonał sam siebie, że ponieważ młodzi bez wątpienia będą lecieć w ślad za innymi skrzydłami na tylnym skraju Opadu Nici, więc prawdopodobnie nie będzie musiał często, a może nawet w ogóle, wlatywać pomiędzy, tak więc nie narazi na wielkie ryzyko swego zdrowia i katar mu się nie pogorszy. Nie przypadała mu do gustu myśl o kichaniu akurat w tym momencie, kiedy Ruth będzie musiał uskoczyć pomiędzy przed Nićmi.

Na Gwiezdnych Kamieniach pojawili się N’ton i Lioth, Lioth zatrąbił o ciszę, kiedy Przywódca Weyru podniósł rękę. Po bokach dużego spiżowego smoka znajdowały się cztery królowe Fortu, były większe od niego, ale w oczach Jaxoma ich świetność podkreślała tylko jego wspaniałość. Na wszystkich progach Weyru smoki słuchały milczących rozkazów Liotha, a następnie uformowały się skrzydła. Jaxom bez potrzeby sprawdził bojowe rzemienie, którymi był bezpiecznie przymocowany do siedzenia na grzebieniu karku Rutha.

Mamy lecieć ze skrzydłem królowych, powiedział Ruth swojemu jeźdźcowi.

— Wszyscy młodzi? — zapytał Jaxom, ponieważ nic od K’nebela nie słyszał o zmianie pozycji.

Nie, tylko my. Ruth mówił zadowolony, ale Jaxom nie był wcale pewien, czy to zaszczyt.

Jego wahanie dostrzegł nauczyciel, który dał mu zwięzły sygnał, by zajął wyznaczoną pozycję. Tak więc Jaxom skierował Rutha w górę do Gwiezdnych Kamieni. Kiedy Ruth zgrabnie wylądował po lewej stronie Selianth, najmłodszej królowej Fortu, Jaxom zastanawiał się, czy wygląda równie głupio, jak się czuje, taki maleńki w obecności złotego smoka.

Lioth zatrąbił znowu i Przywódcy Weyrów wystartowali z Gwiezdnych Kamieni, opadając w dół na tyle, by mieć dość miejsca, zanim mocnymi uderzeniami skrzydeł unieśli się w niebo. Ruth nie potrzebował wcale miejsca, żeby się wzbić do góry i na krótką chwilę zawisł w powietrzu, zanim zajął swoje miejsce obok Selianth. Prilla, jej jeźdźczyni, pomachała zachęcająco pięścią i wtedy Ruth powiedział Jaxomowi, że Lioth wydał im rozkaz, żeby polecieli pomiędzy na spotkanie Nici.

Kiedy wynurzyli się nad jałowymi pagórkami północnej Ruathy, Jaxom poczuł, że reaguje na radosne uniesienie, jakiego dotąd nigdy nie doświadczył na Ruthu. Skrzydła bojowych smoków rozpościerały się nad nimi i wszędzie naokoło miejsca, które zajmował na nieco niższym poziomie w skrzydle królowych. Niebo wydawało się być pełne smoków, wszystkie obrócone były na wschód, przy czym najwyższe skrzydło miało być pierwszym, które wejdzie w kontakt z zagrażającym Opadem Nici.

Jaxom pociągnął nosem poirytowany, że przez ten swój stan słabiej odczuwa osobisty triumf: Jaxom, Lord Warowni Ruatha, miał naprawdę lecieć na swoim białym smoku przeciw Niciom! pomiędzy nogami czuł, jak Ruthowi bulgocze w środku zebrany gaz, i zastanawiał się, czy smok czuje się równie podle co on.

W nagłym wybuchu szybkości najwyższe skrzydło ruszyło do przodu i Jaxom nie miał już więcej czasu na rozważania, ponieważ on również dostrzegł zamglenie jasnego nieba, tę szarość, która była zwiastunem nadciągających Nici.

Selianth chce, żebym się ciągle trzymał nad nią, tak żeby jej miotacz płomieni mnie nie osmalił, powiedział Ruth, a jego myślowy głos był przytłumiony od powstrzymywania ogniowego tchu. Zmienił pozycję i teraz już wszystkie skrzydła ruszyły.

Szara mgiełka w oczach zmieniła się w srebrzysty deszcz Nici. Na niebie wykwitły plamy ognia, kiedy lecące przodem smoki paliły swojego odwiecznego, bezrozumnego wroga na spopielały kurz. Podniecenie Jaxoma miarkowały tylko niekończące się ćwiczenia, które wykonywał z wychowankami Weyru i zimna logika ostrożności. Dzisiaj nie powrócą z Ruthem Pobrużdżeni przez Nici!

Skrzydło królowych przesunęło się nieco naprzód w kierunku ziemi, żeby wlecieć pod przednią falę smoków, nastawione na niszczenie wszelkich strzępów, jakie mogły umknąć pierwszym płomieniom. Przeleciały przez płaty delikatnego pyłu, pozostałości po usmażonych Niciach. Ostro skręcając skrzydło królowych zawróciło i teraz Jaxom wypatrzył srebrne pasmo. Ponaglając bardzo chętnego Rutha, Jaxom usłyszał, jak jego biały smok ostrzega innych, by się odsunęli; para nowicjuszy spotkała i spaliła Nici we właściwym stylu.

Z dumą zastanawiał się, czy ktokolwiek jeszcze zauważył, jak ekonomicznie Ruth używał swojego zabójczego płomienia: akurat tyle, ile trzeba. Pogładził swojego przyjaciela po karku i odczuł jego zadowolenie z pochwały. A potem zmienili nagle kierunek, kiedy skrzydło królowych skierowało się ku większemu zagęszczeniu wroga, który wymknął się skrzydłu lecącemu po wschodniej stronie.

Od tego momentu do Końca Opadu Jaxom nie miał już czasu na rozmyślania. Uświadomił sobie, jaki jest rytm pracy skrzydła królowych. Margatta na swojej złocistej Luduth wydawała się mieć niesamowite wyczucie w zwalczaniu Nici, które mogły wymknąć się skrzydłu lecącemu nawet w najściślejszym szyku. Za każdym razem królowe znajdowały się pod srebrzystym deszczem, niszcząc go. Stało się dla Jaxoma jasne, że jego pozycja w skrzydle królowych nie była ani synekurą, ani go nie chroniła. Złociste smoczyce potrafiły objąć większy obszar, ale trudniej im było manewrować. Ruth nie miał z tym problemów. Utrzymując się przez cały czas na swojej wyższej pozycji, mały biały smok przelatywał z jednej strony klina królowych na drugą, niosąc pomoc wszędzie, gdzie była potrzebna.

Raptem Nici przestały opadać. Górne rejony nieba były wolne od szarzejącej mgły. Najwyższe skrzydło zaczęło niespiesznie schodzić po spirali w dół, żeby rozpocząć ostatni etap defensywy, przelot na niskim poziomie, który pomagał naziemnym załogom zlokalizować wszelkie ślady zdolnych do życia Nici.

Radosne uniesienie walki odpłynęło od Jaxoma, a jego złe samopoczucie zaczęto dawać znać o sobie. Wydawało mu się, że ma głowę dwa razy większą niż zwykle, z niewyjaśnionych powodów paliły go oczy. Ściskało go w piersiach, gardło miał jak odarte ze skóry. Choroba go złapała na dobre. Był głupi, że poleciał zwalczać Nici. Te jego wszystkie cierpienia wzmagało jeszcze to, nie miał żadnego poczucia, żeby osobiście coś osiągnął po czterech godzinach cholernie ciężkiej pracy. Czuł się gruntownie przygnębiony. Bardzo pragnął, żeby obydwaj z Ruthem mogli się teraz wycofać, ale taką sprawę robił z latania ze skrzydłami bojowymi, że teraz musiał ukończyć to zajęcie. Obowiązkowo leciał więc nadal nad królowymi.

Duża królowa mówi, że musimy odejść, powiedział nagle Ruth, zanim zauważą nas załogi naziemne.

Jaxom popatrzył w dół na Margattę i zobaczył, że daje mu sygnał do odejścia. Nie mógł stłumić w sobie uczucia rozżalenia, jakie wywołał w nim ten gest. Nie spodziewał się salwy wiwatów, ale naprawdę uważał, że obydwaj z Ruthem wywiązali się ze swojego zadania na tyle dobrze, że powinien im ktoś okazać aprobatę. Czy zrobili coś źle? Nie mógł myśleć z taką rozpaloną i obolałą głową. Ale posłuchał, nakazując Ruthowi, by poleciał do Warowni, kiedy zobaczył, że wznosi się do niego Selianth. Prilla wykonała prawą pięścią ruch pompowania, który oznaczał: dobra robota i dzięki.

Jej uznanie zmniejszyło jego poczucie krzywdy.

Walczyliśmy dobrze i nie przepuściliśmy żadnych Nici, powiedział Ruth głosem pełnym nadziei. Nie sprawiało mi żadnych kłopotów utrzymywanie stałego płomienia.

— Byłeś cudowny, Ruth. W taki sprytny sposób robiłeś uniki, że ani raz nie musieliśmy polecieć pomiędzy. — Jaxom silnie klepnął z uczuciem wyciągniętą do lotu szyję. — Czy nie potrzebujesz jeszcze wydmuchać z siebie resztek gazu?

Poczuł, że Ruth zakaszlał i przed jego głową zamigotał jedynie cieniutki strumyczek.

Nie ma już płomienia, ale z radością pozbędę się popiołu. Nigdy jeszcze nie przeżułem takiej ilości smoczego kamienia!

W głosie Rutha brzmiała taka duma, że mimo swego ogólnie marnego samopoczucia Jaxom roześmiał się, tak podniosła go na duchu prostolinijna satysfakcja Rutha.

W jakiś niejasny sposób czuł się pocieszony tym, że w Warowni znajdowało się tylko kilku służących. Reszta walczących z Nićmi ludzi potrzebowała jeszcze wielu godzin, żeby mogli cieszyć się tymi wygodami, które on miał już teraz. Kiedy Ruth długo i chciwie pił przy studni na dziedzińcu, Jaxom poprosił sługę, żeby przyniósł mu coś ciepłego do jedzenia, co tam było pod ręką, i kufelek wina.

Kiedy Jaxom wchodził do własnych pomieszczeń, żeby przebrać się ze śmierdzącego ubrania bojowego, przechodząc obok stołu zobaczył szkic zatoczki i przypomniał sobie o tym, co obiecał poprzedniego wieczora. Pomyślał tęsknie, jak gorąco grzało słońce nad tą zatoczką. Jego promienie wyprażyłyby przeziębienie z jego kości i wysuszyły zaflegmienie z głowy i piersi.

Chętnie popływałbym w wodzie, powiedział Ruth.

— Nie jesteś za bardzo zmęczony, prawda?

Jestem zmęczony, ale chętnie popływałbym w zatoczce, a potem poleżał na słońcu. Tobie to by też dobrze zrobiło.

— Odpowiada mi to aż do samej skorupy — powiedział Jaxom, zdzierając z siebie ubranie. Nakładał właśnie świeże futra, kiedy nerwowo zastukawszy w półotwarte drzwi, przybył sługa z jedzeniem.

Jaxom wskazał gestem stół roboczy, a następnie poprosił tego człowieka, żeby zabrał porozrzucane ubrania do czyszczenia i żeby je dobrze przewietrzył. Popijał właśnie gorące wino, dmuchając, żeby go tak nie piekło w usta, kiedy uświadomił sobie, że minie jeszcze wiele godzin, zanim Lytol powróci do Warowni, a więc nie będzie mógł poinformować opiekuna o swoich zamiarach. Ale nie musi czekać. Może polecieć tam i wrócić, zanim Lytol powróci do Warowni. Potem jęknął. Zatoczka znajdowała się w pół drogi dookoła świata; tak bardzo chciał, żeby słońce wyprażyło z jego ciała chorobę, a ono będzie już nisko nad horyzontem.

Ale będzie ciepło jeszcze przez wystarczająco długi czas, powiedział Ruth. Ja naprawdę chcę tam polecieć.

— Polecimy, polecimy. — Jaxom przełknął pospiesznie resztkę grzanego wina i sięgnął po przypieczony ser i grzanki. Nie był głodny. Właściwie to zapach jedzenia budził w nim mdłości. Zwinął jedno ze swoich futer do spania, żeby nie lepił mu się piasek do skóry, zarzucił na ramię mały plecak i ruszył. Zostawi wiadomość u sługi. Nie, to nie wystarczy. Jaxom zawrócił do stołu, plecak obijał mu się o żebra. Napisał pospieszną notatkę do Lytola i zostawił ją opartą pomiędzy kufelkiem a talerzem, gdzie wyraźnie rzucała się w oczy.

Kiedy polecimy? — zapytał Ruth niemal płaczliwie, tak mu tęskno było do kąpieli i ciepłego piasku.

— Już idę. Idę! — Jaxom zboczył do kuchni, zgarnął kilka pasztecików z mięsem i trochę sera. Może później być głodny.

Naczelny kucharz polewał sosem pieczeń, a jej zapach również przyprawiał młodzieńca o mdłości.

— Batunonie, zostawiłem wiadomość dla Lorda Lytola w moim pokoju. Ale gdybyś go zobaczył pierwszy, powiedz mu, że poleciałem do zatoczki wymyć Rutha.

— Niebo jest już wolne od Nici? — zapytał Batunon z chochlą zawieszoną nad pieczenią.

— Całe Nici obrócone w pył. Lecę wymyć nasze skóry ze smrodu.

Загрузка...