ODSUNIĘTY RYCERZ

— Wszyscy klękają przed Jego Wspaniałością Hizdahrem zo Loraqiem, Czternastym Tego Szlachetnego Imienia, królem Meereen, latoroślą Ghis, oktarchą Starego Imperium, panem Skahazadhanu, Małżonkiem Smoków i Krwią Harpii — ryknął herold. Jego głos odbijał się echem od marmurowej posadzki i dźwięczał między kolumnami.

Ser Barristan Selmy wsunął dłoń pod płaszcz i poluzował miecz w pochwie. W obecności króla nikomu poza jego obrońcami nie pozwalano nosić broni. Najwyraźniej nadal się do nich zaliczał, pomimo dymisji. A przynajmniej nikt nie próbował odebrać mu miecza.

Daenerys Targaryen wolała przyjmować błagalników, siedząc na hebanowej ławie, gładkiej i prostej. Ser Barristan znalazł dla swej królowej poduszki, by było jej wygodniej. Król Hizdahr zastąpił ławę dwoma imponującymi tronami z pozłacanego drewna. Ich wysokie oparcia ukształtowano na podobieństwo smoków. Zasiadał na tronie ustawionym po prawej. Na głowie miał złotą koronę, a w bladej dłoni dzierżył wysadzane klejnotami berło. Drugi tron był pusty.

Ten ważny tron — pomyślał ser Barristan. Smocze krzesło, nawet najpiękniej wyrzeźbione, nigdy nie zastąpi smoka.

Po prawej stronie bliźniaczych tronów stał Goghor Gigant, ogromny mężczyzna o okrutnej, naznaczonej bliznami twarzy, po lewej zaś Cętkowany Kot, ze skórą lamparta przerzuconą przez ramię. Za nimi pozycję zajęli Belaquo Łamignat i Khrazz o zimnym spojrzeniu. Wszystko to doświadczeni zabójcy — pomyślał Selmy — ale co innego walczyć z przeciwnikiem na arenie, gdzie jego nadejście zwiastuje dźwięk rogów i bębnów, a co innego wypatrzyć skrytobójcę, zanim uderzy.

Dzień był jeszcze młody i rześki, ale ser Barristan czuł się straszliwie zmęczony, jakby walczył przez całą noc. Im był starszy, tym mniej snu potrzebował. Jako giermek potrafił spać dziesięć godzin bez przerwy, a potem i tak ziewał, wychodząc na ćwiczebny dziedziniec. W wieku sześćdziesięciu trzech lat pięć godzin snu wystarczało mu z nawiązką. Jego sypialnia była małą celą w apartamentach królowej, pierwotnie przeznaczoną dla niewolników. Miał w niej łoże, nocnik, szafę na ubrania, a nawet krzesło, gdyby zapragnął usiąść. Na stoliku przy łożu postawił woskową świecę i małą figurkę Wojownika. Choć nie zaliczał się do pobożnych ludzi, dzięki rzeźbie czuł się trochę mniej samotny w tym dziwacznym obcym mieście. To ku niej zwracał się podczas nocnej służby.

Obroń mnie przed wątpliwościami, które mnie dręczą, i daj mi siłę, bym mógł postąpić słusznie. Ale ani modlitwa, ani świt nie przynosiły mu pewności.

W komnacie było tłoczno jak zwykle, ale Barristan Selmy przede wszystkim zauważał brak znajomych twarzy. Missandei, Belwasa, Szarego Robaka, Agga, Jhoga i Rakhara, Irri i Jhiqui, a wreszcie Daario Naharisa. Miejsce Golonego Łba zajął tłuścioch w napierśniku z zaznaczonymi mięśniami i masce lwa. Spod spódniczki ze skórzanych pasów sterczały jego grube nogi. To był Marghaz zo Loraq, królewski kuzyn i nowy dowódca Mosiężnych Besti . Selmy wyrobił już sobie zdrową pogardę dla niego. Znał w Królewskiej Przystani podobnych. Podlizywał się zwierzchnikom, pomiatał podwładnymi, był ślepy, zadufany i nieco zbyt próżny.

Skahaz również może tu być — uświadomił sobie Selmy. Jeśli tylko ukrył swą brzydką gębę pod maską. Między kolumnami stało około czterdziestu Mosiężnych Besti . Ich wypolerowane maski lśniły w blasku pochodni. Golony Łeb mógł być dowolną z nich.

Komnatę wypełniał szmer setki cichych głosów, odbijający się echem od kolumn oraz od marmurowej posadzki. Dźwięk brzmiał złowieszczo i gniewnie. Przywodził Selmy’emu na myśl gniazdo szerszeni na chwilę przed wypadnięciem owadów na zewnątrz. Na twarzach błagalników widział gniew, żałobę, podejrzliwość i strach.

Gdy tylko nowy herold oznajmił początek audiencji, zrobiło się nieprzyjemnie. Jedna kobieta zaczęła wrzeszczeć coś o bracie, który zginął na Arenie Daznaka, inna zaś skarżyła się, że zniszczono jej lektykę. Jakiś grubas zerwał bandaże, pokazując zebranym poparzone ramię, nadal czerwone i sączące. Potem mężczyzna w niebiesko-złotym tokarze zaczął opowiadać o Harghazie Bohaterze, ale stojący za nim wyzwoleniec popchnął go i przewrócił na podłogę.

Potrzeba było sześciu Mosiężnych Besti , by ich rozdzielić i wywlec z komnaty. Lis, jastrząb, foka, szarańcza, lew i ropucha. Selmy zastanawiał się, czy maski coś znaczą dla noszących je ludzi. Czy ci sami mężczyźni codziennie zakładali te same maski, czy też co rano wybierali nowe twarze?

— Cicho! — błagał Reznak mo Reznak. — Proszę! Odpowiem, jeśli tylko...

— Czy to prawda? — zawołała wyzwolenica. — Czy nasza matka nie żyje?

— Nie, nie, nie — wrzeszczał Reznak. — Królowa Daenerys wróci w swoim czasie do Meereen, w całej swej mocy i majestacie. Do tej chwili Jego Czcigodność król Hizdahr będzie...

— To nie jest mój król — krzyknął inny wyzwoleniec.

Ludzie znowu zaczęli się przepychać.

— Królowa nie zginęła — zapewnił seneszal. — Braci krwi Jej Miłości wysłano za Skahazadhan, by ją odnaleźli i odwieźli z powrotem do kochającego męża oraz wiernych poddanych. Każdemu z nich towarzyszy dziesięciu doborowych jeźdźców, a każdemu jeźdźcowi dano po trzy konie.

Znajdziemy królową Daenerys.

Potem przemówił wysoki Ghiscarczyk w brokatowej szacie. Jego głos był dźwięczny, ale zimny. Król Hizdahr poruszył się nerwowo na smoczym tronie. Twarz miał nieruchomą jak kamień. Ze wszystkich sił starał się wywołać wrażenie zatroskanego, ale wolnego od niepokoju.

Po raz kolejny odpowiedzi udzielił seneszal.

Ser Barristan pozwolił, by śliskie słowa Reznaka po nim spływały. Przez lata służby w Gwardii Królewskiej nauczył się słuchać, ale nie słyszeć. Ta umiejętność była szczególnie użyteczna, gdy mówiący starał się udowodnić, że słowa to rzeczywiście wiatr. W głębi komnaty wypatrzył dornijskie książątko i jego dwóch towarzyszy. Nie powinni tu przychodzić. Martel nie zdaje sobie sprawy z niebezpieczeństwa, które mu grozi. Daenerys była jego jedyną przyjaciółką na tym dworze, a teraz jej zabrakło. Zastanawiał się, ile z tego, co tu mówiono, rozumieją Dornijczycy. Sam miał trudności z zanieczyszczonym ghiscarskim językiem handlarzy niewolników, zwłaszcza kiedy mówili szybko.

Książę Quentyn słuchał jednak uważnie. To syn swego ojca. Był niski i krępy, a jego twarzy nie można było nazwać ładną. Sprawiał wrażenie porządnego chłopaka, rozsądnego, dorzecznego i obowiązkowego... ale nie zaliczał się do tych, którzy potrafią sprawić, że serca młodych dziewcząt biją szybciej. A Daenerys Targaryen, kimkolwiek jeszcze mogła być, nadal pozostawała młodą dziewczyną. Sama lubiła o tym przypominać, gdy odpowiadało jej udawać niewiniątko. Jak wszystkie dobre królowe, na pierwszym miejscu stawiała interes swego ludu — w przeciwnym razie z pewnością nie wyszłaby za Hizdahra zo Loraqa — ale jej dziewczęca cząstka nadal pragnęła poezji, namiętności i śmiechu. Pożąda ognia, a Dorne przysłało jej błoto.

Z błota można zrobić okład łagodzący gorączkę. Można w nim zasiać ziarno, by wyrosło z niego zboże, które wykarmi dzieci. Błoto żywi, a ogień jedynie trawi, ale głupcy, dzieci i młode dziewczęta zawsze wybiorą ogień.

Za plecami księcia ser Gerris Drinkwater szeptał coś do Yronwooda. Ser Gerris był wszystkim, czym nie był jego książę: wysoki, szczupły i przystojny, obdarzony gracją szermierza oraz dowcipem dworaka. Selmy nie wątpił, że wiele dornijskich dziewcząt głaskało jego upstrzone pasmami barwy słońca włosy i całowało rozciągnięte w prowokacyjnym uśmiechu usta. Gdyby to on był księciem, wszystko mogłoby się potoczyć inaczej — pomyślał. Niemniej Drinkwater miał w sobie coś zbyt sympatycznego, jak na gust ser Barristana. To fałszywa moneta — pomyślał. Spotykał już podobnych mężczyzn.

To, co wyszeptał Drinkwater, musiało być zabawne, bo jego wysoki łysy przyjaciel parsknął nagle śmiechem tak głośnym, że sam król zwrócił głowę ku Dornijczykom. Ujrzawszy księcia, Hizdahr zo Loraq zmarszczył brwi.

To nie spodobało się ser Barristanowi. Potem król wezwał skinieniem swego kuzyna Marghaza, pochylił się ku jego uchu i wyszeptał coś do niego. To spodobało się staremu rycerzowi jeszcze mniej.

Nie składałem Dorne żadnej przysięgi — powiedział sobie ser Barristan. Niemniej Lewyn Martel był jego zaprzysiężonym bratem, a w owych czasach rycerzy Gwardi Królewskiej nadal łączyły silne więzy. Nie byłem w stanie pomóc księciu Lewynowi nad Tridentem, ale mogę teraz pomóc jego bratankowi. Martel tańczył w gnieździe żmij, a nawet ich nie dostrzegał. Jego dalsza obecność, po tym, jak Daenerys oddała się innemu na oczach bogów i ludzi, sprowokowałaby każdego męża, a nie było tu już królowej, która broniłaby Quentyna przed gniewem Hizdahra. Chociaż...

Ta myśl nadeszła nagle, jak uderzenie w twarz. Quentyn wychowywał się na dornijskich dworach. Spiski i trucizny nie były dla niego pierwszyzną, a książę Lewyn nie był jego jedynym stryjem. Drugim był Czerwona Żmija. Daenerys wzięła sobie innego za małżonka, ale gdyby Hizdahr umarł, znowu byłaby wolna. Czyżby Golony Łeb się mylił? Skąd pewność, że szarańcze przeznaczono dla Daenerys? To była osobista loża króla. Co, jeśli to on miał być ofiarą? Śmierć Hizdahra zniszczyłaby kruchy pokój. Synowie Harpii wznowiliby nocne ataki, a Yunkijczycy działania wojenne. Daenerys mogłaby nie mieć innego wyjścia niż Quentyn i jego pakt małżeński.

Ser Barristan nadal borykał się z tym podejrzeniem, gdy nagle usłyszał odgłos ciężkich kroków na stromych kamiennych schodach prowadzących do komnaty. Przybyli Yunkijczycy.

Orszak posłów Żółtego Miasta prowadzili trzej Mądrzy Panowie, a każdemu z nich towarzyszyła zbrojna świta. Pierwszy handlarz niewolników był odziany w tokar z rdzawobrązowego jedwabiu, obszyty złotą nicią, drugi nosił strój w paski koloru morskiego i pomarańczowego, trzeci zaś napierśnik ozdobiony scenami erotycznymi inkrustowanymi gagatem, nefrytem i macicą perłową. Towarzyszył im kapitan najemników zwany Krwawobrodym. Przez potężne ramię przerzucił sobie skórzany worek, a na jego twarzy malował się wyraz krwiożerczej radości.

Nie ma Obdartego Księcia — zauważył Selmy. Ani Brązowego Bena Plumma. Ser Barristan obrzucił Krwawobrodego chłodnym spojrzeniem. Daj mi choć najmniejszy pretekst, bym mógł z tobą zatańczyć, a przekonamy się, kto się będzie śmiał ostatni.

Reznak mo Reznak przepchnął się naprzód.

— Mądrzy Panowie, to dla nas zaszczyt. Jego Promienność król Hizdahr wita swych przyjaciół z Yunkai. Rozumiemy...

— Zrozumcie to.

Krwawobrody wyjął z worka uciętą głowę i rzucił ją seneszalowi.

Reznak pisnął ze strachu i uskoczył na bok. Głowa odbiła się od posadzki, zostawiając ślad krwi na fioletowym marmurze, i potoczyła się do stóp tronu króla Hizdahra. Stojące pod ścianami Mosiężne Bestie pochyliły włócznie. Goghor Gigant przesunął się ociężałym krokiem naprzód i stanął przed królewskim tronem. Cętkowany Kot i Khrazz zajęli pozycje u jego boków, tworząc żywy mur.

Krwawobrody ryknął śmiechem.

— On nie żyje. Nie ugryzie.

Ostrożnie, bardzo ostrożnie, seneszal podszedł do głowy i podniósł ją delikatnie za włosy.

— To admirał Groleo.

Ser Barristan zerknął na tron. Służył wielu królom i nie potrafił się powstrzymać przed wyobrażaniem sobie, jak mogliby zareagować na podobną prowokację. Aerys wzdrygnąłby się z przerażenia, najpewniej kalecząc się przy tym o zadziory Żelaznego Tronu, a potem wrzasnąłby na swych ludzi, każąc im porąbać Yunkijczyków na kawałki. Robert zażądałby, by podano mu młot, żeby mógł odpłacić Krwawobrodemu pięknym za nadobne. Nawet Jaehaerys, przez wielu uważany za słabego, kazałby aresztować Krwawobrodego i yunkijskich handlarzy niewolników.

Hizdahr zamarł w bezruchu, jak zahipnotyzowany. Reznak położył głowę na atłasowej poduszce u stóp króla, a potem czmychnął, wykrzywiając usta w grymasie niesmaku. Ser Barristan czuł intensywny kwietny zapach perfum seneszala.

Umarły patrzył na nich z wyrzutem. Jego kasztanową brodę pokryła zakrzepła krew. Z szyi nadal sączyła się czerwona strużka. Sądząc po wyglądzie, potrzeba było więcej niż jednego uderzenia, by oddzielić głowę od ciała. Błagalnicy zaczęli powoli odpływać z komnaty. Jeden z mężczyzn służących w Mosiężnych Bestiach zerwał z twarzy maskę jastrzębia i zwymiotował śniadanie.

Barristan Selmy nieraz już widywał ucięte głowy. Ale ta... przemierzył ze starym żeglarzem pół świata, od Pentos do Qarthu, a później z powrotem do Astaporu. Groleo był dobrym człowiekiem. Nie zasługiwał na taki koniec. Chciał tylko wrócić do domu. Rycerz napiął mięśnie i czekał.

— To — odezwał się wreszcie król Hizdahr. — To nie jest... nie jesteśmy zadowoleni, to... co ma znaczyć to... to...

Handlarz niewolników w rdzawobrązowym tokarze wydobył dokument.

— Mam zaszczyt przynieść ci tę wiadomość od rady panów. — Rozwinął zwój. — Napisano tu:

„Siedmiu przybyło do Meereen, by podpisać ugodę pokojową i być świadkami igrzysk na Arenie Daznaka, zorganizowanych dla jej uczczenia. Dla zapewnienia im bezpieczeństwa, przekazano nam siedmiu zakładników. Żółte Miasto opłakuje swego szlachetnego syna Yurkhaza zo Yunzaka, który zginął okrutną śmiercią, gdy był gościem w Meereen. Za krew trzeba zapłacić krwią”.

Groleo miał w Pentos żonę. Dzieci i wnuki. Dlaczego wybrali akurat jego? Jhogo, Bohater i Daario Naharis dowodzili wojownikami, ale Groleo był admirałem bez floty. Czy ciągnęli słomki, czy też uznali, że Groleo jest dla nas najmniej wartościowy i najprawdopodobniej nie sprowokuje odwetu? — zastanawiał się rycerz... łatwiej jednak było sformułować to pytanie, niż na nie odpowiedzieć. Nie mam talentu do rozsupływania takich węzłów.

— Wasza Miłość — zawołał ser Barristan. — Jeśli łaska, przypomnij sobie, że śmierć szlachetnego Yurkhaza była wypadkiem. Potknął się na schodach, próbując uciekać przed smokiem, i stratowali go właśni niewolnicy oraz towarzysze. Albo serce mu pękło ze strachu. Był stary.

— Kto to odzywa się bez królewskiego pozwolenia? — zapytał yunkijski możnowładca w tokarze w paski, niski mężczyzna o cofniętym podbródku i zębach niemieszczących się w ustach.

Przypominał Selmy’emu królika. — Czy władcy Yunkai muszą słuchać gadania strażników?

Potrząsnął perłami na obrąbku tokaru.

Hizdahr zo Loraq nie mógł oderwać spojrzenia od głowy. Ocknął się dopiero wtedy, gdy Reznak wyszeptał mu coś do ucha.

— Yurkhaz zo Yunzak był waszym naczelnym wodzem — rzekł. — Który z was przemawia teraz w imieniu Yunkai?

— Wszyscy — odparł królik. — Rada panów.

Król Hizdahr wreszcie odnalazł w sobie odrobinę stali.

— W takim razie wszyscy jesteście odpowiedzialni za złamanie naszego pokoju.

— Naszego pokoju nie złamano — odparł Yunkijczyk w napierśniku. — Zapłaciliśmy krwią za krew, życiem za życie. Na dowód swej dobrej woli zwracamy ci troje zakładników.

Żelazne szeregi zbrojnych za jego plecami się rozstąpiły. Przyprowadzono troje Meereeńczyków podtrzymujących swoje tokary — dwie kobiety i mężczyznę.

— Siostro — odezwał się Hizdahr pozbawionym wyrazu tonem. — Kuzyni — Wskazał na krwawiącą głowę. — Zabierzcie nam to z oczu.

— Admirał był żeglarzem — przypomniał mu ser Barristan. — Czy Wasza Wspaniałość mógłby poprosić Yunkai’i o zwrot ciała, byśmy mogli pochować go w morzu?

Wielmoża o króliczych zębach skinął dłonią.

— Zrobimy to, jeśli Wasza Promienność pragnie. Na znak szacunku.

Reznak mo Reznak odchrząknął donośnie.

— Bez obrazy, ale mam wrażenie, że Jej Czcigodność królowa Daenerys dała wam... hm... siedmiu zakładników. Trzech pozostałych...

— Pozostanie naszymi gośćmi, dopóki nie uśmiercicie smoków — oznajmił Yunkijczyk w napierśniku.

W komnacie zapadła cisza. Potem rozległy się szepty i mamrotania, powtarzane pod nosem przekleństwa i modlitwy. Szerszenie poruszyły się w swym gnieździe.

— Smoków... — powtórzył król Hizdahr.

— To potwory. Wszyscy ujrzeli to na Arenie Daznaka. Dopóki pozostają przy życiu, prawdziwy pokój nie będzie możliwy.

— Matką Smoków jest Jej Wspaniałość królowa Daenerys — odparł Reznak. — Tylko ona może...

— Jej już nie ma — przerwał mu Krwawobrody ze wzgardą w głosie. — Smok ją spalił i pożarł. Z jej rozbitej czaszki wyrastają chwasty.

Na jego słowa odpowiedział ryk. Niektórzy krzyczeli i przeklinali. Inni tupali nogami i gwizdali na znak aprobaty. Dopiero gdy Mosiężne Bestie uderzyły tępymi końcami włóczni o posadzkę, zapadła cisza.

Ser Barristan ani na chwilę nie odrywał spojrzenia od Krwawobrodego. Przybył tu po to, by złupić miasto, a pokój Hizdahra pozbawił go szansy na łupy. Zrobi wszystko, co będzie mógł, by znowu popłynęła krew.

Hizdahr zo Loraq podniósł się powoli ze smoczego tronu.

— Muszę to przedyskutować ze swą radą. Audiencja skończona.

— Wszyscy klękają przed Jego Wspaniałością Hizdahrem zo Loraqiem, Czternastym Tego Szlachetnego Imienia, królem Meereen, latoroślą Ghis, oktarchą Starego Imperium, panem Skahazadhanu. Małżonkiem Smoków i Krwią Harpii — zawołał herold. Mosiężne Bestie wyszły spomiędzy kolumn, ustawiając się w szereg, a potem pomaszerowały powoli naprzód paradnym krokiem, wypychając błagalników z komnaty, Dornijczycy nie mieli do pokonania tak długiej drogi, jak większość pozostałych. Jak przystało jego randze i pozycji, księciu Quentynowi Martel owi przyznano kwaterę wewnątrz Wielkiej Piramidy, dwa piętra niżej. To był piękny apartament z własnym wychodkiem i otoczonym murem tarasem. Być może właśnie dlatego on i jego towarzysze nie śpieszyli się do wyjścia, czekając, aż tłum się przerzedzi, nim ruszyli ku schodom.

Ser Barristan przyglądał się im w zamyśleniu. Czego chciałaby Daenerys? - zadał sobie pytanie. Był przekonany, że zna odpowiedź. Ruszył przed siebie, powiewając długim białym płaszczem. Dogonił Dornijczyków na szczycie schodów.

— Audiencje u twojego ojca nigdy nie były nawet w połowie tak interesujące — usłyszał żart Drinkwatera.

— Książę Quentynie — zawołał Selmy. — Czy mogę prosić na słówko?

Quentyn Martel odwrócił się ku niemu.

— Oczywiście, ser Barristanie. Moje komnaty są piętro niżej.

Nie.

— Nie mam prawa ci doradzać, książę Quentynie... ale na twoim miejscu bym tam nie wracał.

Ty i twoi przyjaciele powinniście zejść na dół i opuścić to miejsce.

Książę Quentyn przeszył go zdziwionym spojrzeniem.

— Opuścić piramidę?

— Opuścić to miasto. Wrócić do Dorne.

Dornijczycy wymienili spojrzenia.

— W komnatach jest nasza broń i zbroje — wyjaśnił Gerris Drinkwater. — Nie wspominając już o większości pieniędzy, jakie nam zostały.

— Możecie kupić nowe miecze — odparł ser Barristan.

— Byłbym też w stanie dać wam tyle pieniędzy, że wystarczy na powrót do Dorne. Książę Quentynie, król cię dzisiaj zauważył. Zmarszczył brwi.

Gerris Drinkwater ryknął śmiechem.

— Mamy się bać Hizdahra zo Loraqa? Sam go przed chwilą widziałeś. Przestraszył się Yunkijczyków. Przysłali mu głowę, a on nic nie zrobił.

Quentyn Martel skinął głową na znak zgody.

— Książę zawsze powinien się zastanowić, zanim zacznie działać. Ten król... nie wiem, co o nim myśleć. To prawda, że królowa mnie przed nim ostrzegała, ale...

— Ostrzegała cię? — Selmy się zasępił. — Czemu więc nadal tu jesteś?

Książę Quentyn poczerwieniał na twarzy.

— Pakt małżeński...

— ...zawarli go dawno temu dwaj nieżyjący już ludzie i nie wspomina się w nim ani słowem o królowej ani o tobie. Obiecywał rękę twojej siostry bratu królowej, który również już nie żyje.

Ten pakt utracił ważność. Przed twoim przybyciem Jej Miłość nawet nie wiedziała o jego istnieniu. Twój ojciec dobrze ukrywał swe tajemnice, książę Quentynie. Obawiam się, że za dobrze. Gdyby królowa wiedziała o tym pakcie w Qarthu, mogłaby nie pożeglować do Zatoki Niewolniczej. Przybyłeś za późno. Nie chcę sypać soli na twoje rany, ale Jej Miłość ma nowego męża i dawnego faworyta, wydaje się też, że woli ich obu od ciebie.

W ciemnych oczach księcia rozbłysnął gniew.

— To ghiscarskie paniątko nie jest godnym małżonkiem dla królowej Siedmiu Królestw.

— Nie tobie to oceniać. — Ser Barristan przerwał na chwilę, zastanawiając się, czy nie wygadał już zbyt wiele. Nie. Powiedz mu wszystko. — Tamtego dnia na Arenie Daznaka w żywności przyniesionej do królewskiej loży była trucizna. Tylko przypadek sprawił, że wszystko zjadł Silny Belwas. Niebieskie Gracje mówią, że ocalał wyłącznie dzięki swym rozmiarom i nadzwyczajnej sile. Niewiele zabrakło. Nadal może umrzeć.

Na twarzy księcia Quentyna pojawił się szok.

— Trucizna... przeznaczona dla Daenerys?

— Dla niej albo dla Hizdahra. Być może dla obojga. Ale to była jego loża. Jego Miłość kierował przygotowaniami. Jeśli to on kazał podać truciznę... no cóż, będzie potrzebował kozła ofiarnego.

Któż nadawałby się lepiej niż rywal z dalekich krain, który nie ma na dworze przyjaciół? Któż nadawałby się lepiej niż wzgardzony zalotnik?

Quentyn Martel pobladł.

— Ja? Nigdy bym... z pewnością nie myślisz, że miałem coś wspólnego...

To prawda albo jest bardzo zdolnym komediantem.

— Inni mogą tak pomyśleć — stwierdził ser Barristan. — Twoim stryjem był Czerwona Żmija.

Miałeś też motywy, by pragnąć śmierci króla Hizdahra.

— Nie on jeden — zasugerował Gerris Drinkwater. — Na przykład, Naharis. Był jej...

— ...faworytem — przerwał mu ser Barristan, nim dornijski rycerz zdążył powiedzieć coś, co splamiłoby honor królowej. — Tak właśnie nazywacie to w Dorne, prawda? — Nie czekał na odpowiedź. — Książę Lewyn był moim zaprzysiężonym bratem. W owych czasach królewscy gwardziści mieli przed sobą niewiele tajemnic. Wiem, że utrzymywał faworytę i nie widział w tym żadnego powodu do wstydu.

— To prawda — przyznał Quentyn z czerwoną twarzą — ale...

— Daario zabiłby Hizdahra w jedno uderzenie serca, gdyby tylko się ośmielił — ciągnął ser Barristan. — Ale nie użyłby trucizny. W żadnym wypadku. Zresztą jego tu nie ma. Hizdahr i tak z przyjemnością oskarżyłby go o zatrucie szarańczy... ale może jeszcze potrzebować Wron Burzy, a z pewnością je utraci, jeśli będzie odpowiedzialny za śmierć ich kapitana. Nie, mój książę. Jeśli Jego Miłość będzie potrzebował truciciela, jego wzrok padnie na ciebie. — To było wszystko, co mógł bezpiecznie powiedzieć. Za kilka dni, jeśli bogowie się do nich uśmiechną, Hizdahr zo Loraq nie będzie już władał Meereen... ale nic dobrego z tego nie wyniknie, jeśli książę Quentyn wmiesza się w jatkę, która z pewnością nastąpi. — Jeśli musicie pozostać w Meereen, lepiej by było, gdybyście trzymali się z dala od dworu, licząc na to, że Hizdahr o was zapomni — dodał ser Barristan. — Ale rozsądniej byłoby wsiąść na statek płynący do Volantis. Bez względu na to, jaki kurs wybierzesz, życzę ci jak najlepiej.

— Zwą cię Barristanem Śmiałym — zawołał za nim Quentyn Martel , nim zdążył się oddalić na trzy kroki.

— Niektórzy to robią.

Selmy zdobył ten przydomek w wieku dziesięciu lat. Dopiero co został giermkiem, lecz był tak próżny, zarozumiały i głupi, że wbił sobie do głowy, iż może się mierzyć z doświadczonymi rycerzami. Pożyczył rumaka, a do tego kilka fragmentów płytowej zbroi ze zbrojowni lorda Dondarriona i wstąpił w szranki na turnieju w Blackhaven jako tajemniczy rycerz. Nawet herold się śmiał. Ramiona miałem tak chude, że gdy pochyliłem kopię, ledwie mogłem utrzymać jej czubek nad ziemią. Lord Dondarrion byłby w prawie, gdyby ściągnął go z konia i spuścił mu lanie, ale Książę Ważek ulitował się nad głupawym chłopakiem i odpowiedział na jego wyzwanie. Wystarczył jeden przejazd. Potem książę Duncan pomógł Barristanowi wstać i zdjął mu hełm.

— To chłopiec — oznajmił tłumowi. — Śmiały chłopiec. Minęły już pięćdziesiąt trzy lata. Ilu z tych, którzy byli w Blackhaven, jeszcze żyje?

— Jak myślisz, jakie imię mi nadadzą, gdy wrócę do Dorne bez Daenerys? — zapytał książę. -

Quentyn Ostrożny? Quentyn Tchórzliwy? Quentyn Słaby?

Książę Który Przybył za Późno - pomyślał stary rycerz... ale jeśli służba w Gwardii Królewskiej czegokolwiek uczyła, to z pewnością trzymania języka za zębami.

— Quentyn Mądry — zasugerował, mając nadzieję, że okaże się to prawdą.

Загрузка...