Był to czas, kiedy ludzie zaczynali torować drogą ku gwiazdom wszechświata. Zawitał nagle, dziwny, oszałamiający, władczo podporządkowujący czyny i myśli ludzkie. Zew Świata Gwiazd okazał się silniejszy aniżeli odwieczny pęd ku morzu. Z Ziemi startowały jonoloty. Zawrotny, upajający czar odkrywczy gnał je ku gwiazdom. Jeszcze ekspedycje przedzierały się przez bagniste lasy Wenus, jeszcze opancerzone rakiety pokonywały przyszłą atmosferę Jowisza, jeszcze nie opracowano mapy Saturna, a już statki mknęły ku gwiazdom — wciąż dalej i dalej…
Był to czas wielkich odkryć. Statki docierały do gwiazd, lądowały na planetach. Obce słońca świeciły nad głowami astronautów. Obce życie otaczało statki. Każdy krok był krokiem w Nieznane. Statki powracały na Ziemię, ich załogi opowiadały ludziom o świecących w mroku rozsypujących się pod dotknięciem ręki kwiatach, o zagrzebanych w mule gigantycznych budowlach — śladach zanikłej cywilizacji, o zadziwiająco kształtnych płytach bazaltu wśród chaosu skał — miejscach startu nieznanych kosmolotów.
W tym okresie dokonano wiele wspaniałych odkryć. Udało się zbadać i problem zawiązywania się życia, i narodziny Galaktyki. Świat Gwiazd hojnie odsłaniał swoje tajemnice…
Był to czas wielkich czynów. Statki przechodziły przez ciężkie, nierzadko tragiczne — próby. Niekiedy eksplodowały silniki jonowe. Niekiedy przy lądowaniu ulegały awarii maszyny elektronowe i astronauci pozostawali na obcej planecie. Zdarzało się również, że statek niebacznie zbliżał się do bladej, ledwo świecącej się gwiazdy, która nagle eksplodowała, wyrzucając w przestrzeń rozpalony, ognisty gaz — i statek ulegał zagładzie. W ostatniej chwili cała energia akumulatorów uchodziła przez anteny — statek wysyłał na Ziemię słowa pożegnania. Ginął, a przesłany sygnał całe lata mknął ku Ziemi poprzez czarną otchłań wszechświata. Baczne czułki anten ziemskich wyławiały tragiczną wieść. Wówczas wszyscy ludzie — gdziekolwiek by byli — przerywali na minutę pracę. Ziemia pogrążała się w milczeniu…
Statki nadal ulatywały ku gwiazdom. Z roku na rok ilość ich rosła.
Był to czas, kiedy na licznych planetach obcych układów gwiezdnych człowiek po raz pierwszy zatknął jasnoczerwony sztandar Zjednoczonej Ludzkości. Nad sztandarem świeciła żółta tarcza Procjona, wiśniowa — Gwiazdy Kapteina, błękitna — Altaira. Tam zaś, gdzie sztandaru nie można było zatknąć, gdzie atmosfera wiecznie wrzała i burzyła się, wznoszono obeliski. Na nich ryto nazwę statku, który pierwszy osiągnął planetę, i czas, jaki upłynął na Ziemi od Wielkiej Rewolucji.